Strony

niedziela, 30 września 2012

20. Gossip Girl.

Zapadałam się coraz niżej i niżej w kłębiącą się, gęstą mgłę. Nie mogłam otworzyć oczu, a mimo to wiedziałam, że dookoła otacza mnie ciemność, a nad głową mam taflę wody. Czy ja tonęłam? Z pewnością nie. Z trudem mogłam oddychać. Serce ledwo kołatało się w piersi, a mimo to, jego bicie sprawiało potworny ból. Czy ja umieram? Jeszcze raz nie. Poczułam, jak moje mięśnie tnie niewidzialny nóż i zaczyna z nich tryskać krew. Iluzja? Kto wie… Być może. Ale ten ból był tak prawdziwy…
Otaczająca mnie mgła zaczęła się formować w złowrogie kształty. Biały dym utworzył twarz tak przeraźliwą, że na sam jej widok chciało mi się krzyczeć i wzywać pomocy. Próbowałam wzywać pomocy, lecz z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Ów twarz, zamiast nosa miała dwie szparki jak u węża, zapadnięte policzki i oczy, które nagle zaświeciły szkarłatem…
Był to Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.
Złowrogie kształty materializowały się koło niego. Ubrane były w czarne peleryny, a na głowach miały kaptury i maski.
Śmierciorzercy.
Niebezpiecznie zbliżali się do mnie. Odległość dzieląca nas, malała z każdą sekundą. Moje ciało nadal było nieruchome. Chciałam uciekać, chwycić różdżkę i się ratować… Niestety, moje kończyny odmówiły posłuszeństwa. Nie mogłam nic zrobić. Dzieliło nas już zaledwie dwie stopy…
— Lily! Lily!
Z nad tafli wody dobiegł mnie stłumiany głos. Do kogo należał? Był znajomy, a równocześnie obcy. Smutny, lecz można w nim było usłyszeć nutkę rozbawienia.
— Lily, obudź się!
Zaczęłam unosić się w powietrzu, a zakapturzone postacie, próbowały sprowadzić mnie zpowrotem na ziemię. Nie miałam kontroli nad swoim ciałem. Samo unosiło się w górę, a straszne kształty przeistaczały się w kolorowe motyle, pomiędzy którymi siedział w hamaku uśmiechnięty Kurt. Chciałam zostać z nim i cieszyć się beztroskim życiem. Usiąść koło niego i porozmawiać o wszystkim i o niczym, jak to mieliśmy w zwyczaju. Ten głos był jak natrętna mucha. Nie mogłam się go pozbyć.
— Lily! Proszę!
Zostawiłam przyjaciela i unosiłam się coraz wyżej.
— Dziewczyny mdleją od moich pocałunków!
Moja  głowa przebiła taflę i odzyskałam pełną świadomość.
— Jesteś jeszcze piękniejsza jak mdlejesz, kochanie.
— Potter? — Zapytałam słabym głosem.
W głowie cały czas mi się kręciło. Obraz przed oczami rozmazywał się i z trudem zarejestrowałam, że Rogacz pochyla się nade mną z troską widniejącą w jego oczach.
— Ciii, skarbie. Odpocznij.
Pocałował mnie w czoło.
— Mogę spać sama?
— Jak sobie życzysz, księżniczko.
Przykrył mnie pierzyną i jeszcze raz pocałował w czoło, a ja pogrążyłam się we śnie.
u
— Zabiję Pottera! Uduszę, wypatroszę, a na koniec wystawię na poniżenie publiczne!
— Ana, weź się uspokój, bo jak robisz się czerwona, to zaczynam się ciebie bać. — W głosie Jul słychać było strach.
— Ten pieprzony goryl prawie zaciągnął mnie do łóżka!
— Taa… — Mruknęła Quin. — Raczej to ty zaciągnęłaś go do sypialni.
Posłałam jej mordercze spojrzenie, na którego widok, dziewczyna cofnęła się o krok.
Siedziałyśmy w naszym dormitorium, doprowadzonym do stanu użytecznego (czego nie można powiedzieć o Pokoju Wspólnym). Dochodziła godzina 14.00, a po kacu i ogólnym brudzie nie było śladu.
— Ten strachliwy gnojek, gdy tylko zobaczył, że się obudziłam, zwiał gdzie pieprz rośnie! Aż się za nim kurzyło!
— Nie dziwię mu się. — Prychnęła Quin.
— Lily, oddychaj. Policz powoli do dziesięciu.
Wzięłam głęboki wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Zaczęłam powoli odliczać. Raz, dwa, trzy…
— To nie pomaga!
— Lily, ty się wnerwiasz, a tak naprawdę do niczego nie doszło. Popatrz na mnie: Wzięłam ślub ze szkolnym Casanovą, który wziął mnie na ręce i wchodząc do twojej szafy krzyknął, że przekraczamy próg naszego nowego domu.
— Ja spałam z Remusem i Peterem w hamaku w Pokoju Wspólnym, a jakiś drugoroczniak krzyczał: Trójkącik!
— A ja pół nocy spędziłam na obściskiwaniu się z moim wrogiem nr 1. Któraś mnie przebije? — Dziewczyny zamilkły. — Tak myślałam.
Nagle z dołu dobiegły nas krzyki McGonagall (pseudonim bojowy Psychiczna).
— Oto moja szansa!
— Lily co ty…?
Nie czekając na dokończenie zdania przez Quin, zbiegłam na dół. Na środku stała wkurzona psorka. Dekoracje nie znikły.
— Jak wy śmiecie! Jeszcze nikt nie przyniósł Gryffindorowi takiej hańby! NIKT!!! Urządziliście sobie z Pokoju Wspólnego jakiś burdel!! Gdzie byli prefekci!!? PANNO EVANS!!!!
Podbiegłam skruszona do McGonagall.
— Pani profesor. — Zaczęłam udawać, że łkać i nawet z moich oczu popłynęły łzy. Kątem oka zobaczyłam Huncwotów. — Nawet pani sobie nie wyobraża, co działo się tu w nocy.
Syriusz przewidując co planuję zrobić, podbiegł do nas. Dopiero teraz zauważyłam, że panuje grobowa cisza.
— Niech pani jej nie słucha. Ona była pijana i…
— Jak śmiesz tak kłamać! — Przerwałam mu. — Oni związali mnie, a na dodatek upili Jul i Quin, bo obchodzili imieniny tego przygłupa Pottera. Tak! Upili je! A ja musiałam na to wszystko patrzeć i nie mogłam nic zrobić. Później wymyślili sobie, że urządzą przyjęcie weselne, gdzie Syriusz poślubił Quin, a ceremonii przewodniczył Peter, przebrany za pastora. — Na samo wspomnienie Glizdka, zachciało mi się śmiać. — Posadzili mnie na krześle i tak głośno krzyczałam, że wsadzili mi knebel do ust. A najgorsze jest to, że Quin rzuciła welon i wylądował na mojej głowie. Wtedy Potter zaczął się do mnie przystawiać i siłą zaciągnął mnie do jego sypialni. Zaczął mnie molestować. — Zaszlochałam głośniej i otarłam łzy. — Nie mogąc tego dłużej wytrzymać, zemdlałam.
Zapadła głucha cisza. Huncwoci wyglądali, jakby chcieli mnie co najmniej zabić, a Potter wpadł w szał. Jego twarz przybrała bordowy odcień, pięści mocno zacisnął. Za to McGonagall, tak dla odmiany pobladła, a usta lekko rozchyliła. Miny Jul i Quin mówiły: „Odbiło ci?”.
— POTTER, BLACK, LUPIN, PETTIGREW, DO MOJEGO GABINETU!!!!!!!
— To nie prawda!
— Ona kłamie!
— To ona zaciągnęła mnie do sypialni!
— Ona weszła do mojego łóżka prawie naga!
— Evans, Broke i Wood zaciągnęły nas do ich sypialni i upiły!
— Nie molestowałem jej!
— MILCZEĆ! IDZIEMY!!!!
Cała czwórka posłała mi mordercze spojrzenia i wyszli z dormitorium. Wszyscy uczniowie patrzyli na mnie z niedowierzaniem, smutkiem, ale najbardziej zabolały mnie miny przyjaciółek: żal i nienawiść. Niewiele myśląc, wyszłam z wieży i ruszyłam korytarzami zamku.
Ha! Mają przewalone! Lepszej historyjki to ja już dawno nie wymyśliłam. Dobrze im tak! Zobaczą, co to znaczy zadrzeć z Lilyanne Evans! Już im współczuję. Szlaban będą mieć przynajmniej przez tydzień. Błahaha!
Nagle ktoś obrócił mnie w miejscu i popchnął na ścianę, przygniatając swoim ciałem.
— Czego chcesz. — Wysapałam.
— Porozmawiać.
— Nie mamy o czym. — Odparłam oschle, próbując uwolnić się z jego uścisku.
— Jestem innego zdania, Lily.
Splunęłam mu w twarz.
— Nieobliczalna jak zwykle.
— Wkurzający i zadufany w sobie dupek.
— Zbyt pochopnie mnie oceniasz, skarbie. Na wakacjach było razem nam tak dobrze… A przez jeden głupi, pijacki wybryk skreślasz to co nas łączyło.
— Jeden głupi…? Oszalałeś Night? Ten związek to była jedna wielka pomyłka i nie mam pojęcia jak mogłam związać się i poczuć coś do takiego osła jak ty. A teraz puść mnie!
— Jesteś jeszcze piękniejsza jak się złościsz.
— Zmieniasz się w Pottera? Postanowiłeś robić z siebie większego palanta niż w rzeczywistości jesteś? Myślałam, że to jest niemożliwe, a jednak.
Zaśmiał się gorzko.
— Lily, wróć do mnie. Myślę, że…
— Kpisz sobie? Wali mnie to, co sobie o mnie myślisz. Nie znoszę cię. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
— Nadal mnie kochasz. — Szepnął.
Nie zaprzeczyłam. Prawda jest taka, że Erik Night pociąga mnie pod każdym względem. Każda komórka mojego ciała pragnęła, aby jeszcze bardziej się do niego zbliżyć. Jego niebieskie oczy, umięśniony tors, bujne, kręcone włosy, nawet zarozumiałość i arogancja…
Nie! Stop! Dziewczyno opanuj się! On chciał zaciągnąć cię w krzaki!
Ale jest taki seksowny… A bez koszulki wygląda po prostu…
Nie zachowujesz zdrowego rozsądku! To zakłamany dupek, który myśli, że może mieć każdą dziewczynę, a ty staniesz się wisienką na torcie jego listy podbojów!
— Nawet gdyby, to i tak nic nie zmienia między nami. Odejdź, zniknij, zgiń… Daj mi spokój.
— Naprawdę tego chcesz? — Zamruczał. Jak on śmiał! — Pragniesz, żebym ciebie zostawił? — Miałam ochotę krzyknąć: Nie! Zostań! Proszę! Zachowałam godność i przybrałam pokerową twarz. — Bo jeśli tak…
— To co? Zaciągniesz mnie do klasy?
— Czy musisz traktować mnie jak idiotę?
— A nie jesteś nim?
— Nie mogę zapomnieć o wakacjach…
— Jakbyś nie zauważył, to już dawno się skończyły. I moje uczucia do ciebie też.
— Nie wierzę ci.
Pochylił się i pocałował mnie delikatnie. W głowie mi zaszumiało. Przestałam myśleć. Były tylko nasze usta. Włożyłam w ten pocałunek wszystko: smutek, żal, miłość, gniew i namiętność. On odpłacił mi tym samym: smutek za smutek, żal za żal, miłość za miłość, gniew za gniew i namiętność za namiętność.
Nie wiem ile trwało, zanim oderwaliśmy się od siebie. Efekt był jeden: miałam motylki w brzuchu i oboje dyszeliśmy.
— Możesz mnie już puścić?
— Nie chcesz stąd iść. — Jego głos był hipnotyzujący. — Nie chcesz odchodzić ode mnie.
— Mylisz się. — Wycedziłam przez zęby. —Jesteś obrzydliwy, arogancki, zadufany w sobie. Myślisz, że możesz mieć każdą. Muszę wyprowadzić cię z błędu. Mnie nie zdobędziesz. Mógłbyś być na tyle miły i rozsądny, aby mnie puścić?
— To prawda co opowiadają?
— Zależy co mówią.
— To prawda, że Potter, Black, Lupin i Pettigrew prawie wylecieli ze szkoły, bo w nocy związali ciebie, upili dziewczyny, urządzili małe wesele, a ten łajdak molestował ciebie? Swoją drogą, wpłynęło to korzystnie dla mojego domu. Minus pięćdziesiąt punktów za każdego z nich. — Dokończył z satysfakcją w głosie. — Gdyby nie interwencja tatuśka Pottera… Jaka szkoda, że rodzice go kochają.
Gdyby nie to, że mnie cały czas trzymał, upadłabym.
Co ja narobiłam?!
Nie wiem jakim cudem, udało mi się wyszarpać z jego żelaznego uścisku. Gonił mnie przez cały zamek, a ja nie patrząc na nikogo, biegłam na siódme piętro do portretu Grubej Damy.
To nie może być prawda. McGonagall nie zrobiła tego. Przecież jest opiekunką domu. Jej też zależy, aby Gryffindor był najlepszy. Nie wierzę w to.
— Wilki. — Podałam hasło i przeszłam przez dziurę w portrecie.
Gdy tylko weszłam do Pokoju Wspólnego, zapadła cisza. Wszyscy wlepili we mnie patrzałki, jakbym była jakimś Ufo. Nic nie robiąc sobie z tego, dumnie uniosłam głowę i poszłam do swojego dormitorium. Quin i Jul rozmawiały o czymś z ożywieniem, ale na mój widok nagle ucichły.
— No nie, wy też?
— Lily, jak…
— Jak mogłam? — Weszłam w słowo Szpilce. — Tak wiem, jestem wredną krową, która myśli tylko o sobie. I nie prawcie mi tu teraz kazań, że zrobiłam źle, blablabla. Tak wiem, przegięłam. Pójdę ich grzecznie przeprosić, a później do McGonagall i to wszystko wyjaśnię.
— Ale Lily…
— Słuchaj, Jul, miałam naprawdę paskudną przygodę z Night’em i nie mam ochoty słuchać waszych wcześniej przygotowanych przemów.
— Jest coś o czym musisz wiedzieć.
Quin podała mi złożony arkusz papieru. Zdezorientowana rozwinęłam go i zaczęłam czytać.
GAZETKA SZKOLNA.
W pierwszym wydaniu naszego reportażu, bierzemy na przegląd grzeszki i przewinienia naszych szkolnych Stróży prawa, prefektów.
Na pierwszy ogień, Lilyanne Evans.
Powszechnie wiadomo, iż ta oto dziewczyna cieszy się powodzeniem u szkolnego championa  Quidditch’a Jamesa Pottera. Czy kiedykolwiek dała mu szansę? Nie. Czy to zrobi? Po tym artykule, nigdy w życiu.
Otóż prawie nikt nie wie, że droga pani prefekt jest tak naprawdę brutalna. Już w pierwszej klasie przejawiała agresję do swoich rówieśników. Jej czyny nie kończyły się na zwykłym wymierzeniu policzka. Pewnego wieczoru ze złości postanowiła zabawić się kosztem Rogacza, wieszając go pod sufitem i torturując go zaklęciami. Ale na tym się nie skończyło. Z całej siły przywaliła mu w nos, łamiąc go w dwóch miejscach. Zostawiła chłopaka, wiszącego głową w dół, a sama głośno się śmiejąc opuściła miejsce zdarzenia.
Złamała także noc Amycus’owi Carrow, za użycie pospolitego określenia dotyczącego dzieci mugoli.
Trzeba dodać, że oba zajścia uszły jej na sucho.
Na brutalności nie koniec.
Niewiele osób wie, że Lilyanne jest pół Hiszpanką i w chwilach słabości klnie w tym języku, myśląc, że nikt jej nie rozumie. Rozczarujemy cię.
Podczas pobytu u dziadków w ów państwie, posunęła się znacznie dalej niż łamanie części ciała. Postanowiła zabawić się w rozpieszczoną dziewuchę (którą jest) i uciekła z domu. Z racjonalnego źródła wiemy, że zrobiła to, bo czuła się niekochana i chciała zwrócić na siebie uwagę. Jej plan doszedł do skutku, a zrozpaczonej matce nie udało się jej powstrzymać i popadła w depresję. Do tej pory, Ruda, nie potrafi wybaczyć matce, że nie zajmowała się nią i kocha bardziej jej starszą siostrę, Petunię.
Pomimo swojej porywczości, gdy jest sama przelewa na papier wszelkie uczucia i potrafi zjechać w piosence każdego, kto jej się narazi. Dobra rada: Nie zadzierajcie z panią psychiczną.
Czy na pewno jest taka dobra z eliksirów, czy na fory u Slughorn’a? Mamy na to swoją teorię, albo dwie. Pierwsza: Korepetycje i wiele godzin spędzonych w książkach. Druga: Uczennica ma romans z mistrzem eliksirów. Która wydaje wam się bardziej prawdopodobna? My skłaniamy się ku drugiej.
Na drugim roku, włamała się do sali transmutacji i zniszczyła czarki do ćwiczeń. Powód był oczywisty. Podczas lekcji nie była najlepsza i z tego powodu wpadła w szał. Jak zwykle uszło jej to na sucho, a karę poniósł ktoś inny.
Zapewne zastanawiacie się, jakim cudem ma najlepsze stopnie spośród wszystkich uczniów?
Jest to efekt ciągłego przesiadywania w bibliotece i całkowite odcięcie się od życia towarzyskiego.
Ale nawet i pani przemądrzała może zatęsknić za partnerem. Wiemy od jej najlepszego przyjaciela (Kurt Sweets, mugol), że Lilyanne podczas tegorocznych wakacji, zabawiała się ostro z prefektem Puchonów, Erik’iem Night. Państwo zakochani wracali nocą, leśną ścieżką do domów pijani, z imprezy na drugim końcu miasta. Jak się można domyśleć, rączki zaczęły swędzieć chłopaka i zaczął się przystawiać do dziewczyny. Podobno ledwo mu uciekła, ale próba gwałtu na zawsze pozostanie w jej psychice. Kurt nam zdradził, że Lilyanne popadła w depresję: „Nie chciała z nikim rozmawiać. Całymi dniami patrzyła się w sufit.” Możemy się założyć, że jej pokój tonął w chusteczkach. W końcu nie zawsze podczas wakacji spotyka się letnią miłość.
O więcej szczegółów pytajcie źródła.
Po moich policzkach spłynął potok łez, których nie mogłam zatrzymać. Może nawet nie chciałam. Wszystko mi było obojętne. Pragnęłam tylko zapaść się pod ziemię. Otworzyłam okno i nie patrząc na przerażone twarze przyjaciółek wyskoczyłam przez nie. Odległość 200 stóp zmniejszała się z każdą sekundą. Piski dziewczyn rozdzierały powietrze, a ja byłam coraz niżej i niżej. W ostatniej chwili machnęłam różdżką i swobodnie wylądowałam. Biegłam przez błonia, a szloch, przerodził się w ryk. Na skraju Zakazanego Lasu przemieniłam się w łanię i zniknęłam za grubymi konarami drzew.
Dochodziła 24, a ja spacerowałam po błoniach zamieniona w łanię. Byłam bardzo głodna, ale nie chciałam wracać do szkoły, gdzie każdy uważał mnie za nieobliczalną smarkulę, która ma względy u nauczyciela, a w dodatku byłego, nadpobudliwego chłopaka. Ciągle miałam mętlik w głowie. Po raz kolejny moje życie wywróciło się o 180 stopni i kompletnie nie radziłam sobie z tym.
Spojrzałam w niebo. Była pełnia. Biedny Lunatyk. Nawet jeżeli mnie nienawidzi, to i tak mu współczuję. Niedaleko, rozległo się wycie wilka a po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. Niewiele myśląc, zmieniłam się w człowieka i wylewitowałam się do okna naszego pokoju. Otworzyłam je zaklęciem i cichutko weszłam do sypialni.
 Nie za cicho. Zapaliło się światło, drażniąc mi oczy, a dziewczyny rzuciły mi się na szyję.
— Lily, tak się martwiłyśmy!
— Nie przejmuj się tym szmatławcem. Nikt kto cię zna, nie uwierzy w to.
— Ale to wszystko jest prawdą.
— Co!? Masz romans ze Slughorn’em!?
— Oprócz tego. I tej demolki sali oraz paru drobnych szczegółów, którymi Huncwoci ubarwili moje życie.
— Lily, co zamierzasz?
— Wiem, że to ja wszystko zaczęłam, ale chcieli wojny, to będą ją mieć.
u
Przez najbliższy tydzień nie mówiło się o niczym innym. Stałam się tematem numer 1, a uczniowie patrzyli się na mnie z obrzydzeniem. Bo w końcu, która uczennica ma romans z nauczycielem i rzuciła jednego ze szkolnych bóstw, jakim był Erik Night? Wiele dziewczyn miało mi za złe, że tak go potraktowałam (Na moim miejscu co by zrobiły? Wskoczyły z nim w krzaki? Pewnie tak, sądząc jakim zainteresowaniem on się cieszy. ), a nikt nie zadał sobie pytania jak ja się wtedy czułam. Co do mojego samopoczucia: na zajęcia przychodziłam zawsze ostatnia i prawie z nikim nie rozmawiałam. W czasie lekcji dostawałam liściki z tekstami typu: Szmata znowu najlepsza lub kiedy następna randka ze Slughorn’em. W środę na eliksirach nie wytrzymałam i pod pretekstem złego samopoczucia, wybiegłam z sali i przez resztę dnia nie wychodziłam z łazienki. Byłam cała zasmarkana i zapuchnięta. Lekcje stawały  się prawdziwą katorgą, bo nawet nauczyciele uwierzyli w te durnoty. Profesor Flitwick, odjął mi punkty za to, że za pierwszym razem udało mi się użyć poprawnie zaklęcia tłukącego, z czego Huncwoci był zachwyceni. Potter rozpoczął treningi Quidditch’a i przy każdej okazji starał się mnie upokorzyć. Kilka razy, doprowadził mnie do płaczu. Prawie w ogóle nie jadłam, a szybka utrata wagi, stała się momentalnie widoczna. Włosy straciły swój blask, a w oczach nie było już tego wesołego ognika, który zawsze w nich się tlił. Mówiąc krótko: doprowadziłam się do stanu z wakacji. Po wtorkowej akcji w Pokoju Wspólnym, Quin rzuciła Syriusza, twierdząc, ze żąda rozwodu i taki chuj, nie będzie obrażał jej przyjaciółki, a jego byłej przyszywanej siostrzyczki. W pewnym sensie byłam rada, że mam przy sobie przyjaciółki, które mnie wspierają, ale smutek cisnął mi się na serce, kiedy pomyślałam sobie, że Syriusz Black, zawsze dla mnie miły, pomocny i uważający mnie za swoją przyszywaną siostrzyczkę, stał się moim wrogiem. Na każdym kroku, ja i Potter przy akompaniamencie Jul, Quin i reszty Huncwotów, wskakiwaliśmy sobie do gardeł, a podczas piątkowej kolacji, przeszliśmy sami siebie. Otóż, do każdego ucznia i nauczyciela przyleciała sowa z nowym wydaniem Gazetki Szkolnej z tą różnicą, że to ja, byłam jej redaktorem. Jej artykuł głosił:
WYDANIE SPECJALNE:
Nudne, pospolite i bezsensowne. Takie życie z pewnością nie wiedzie hogwardzka elita szkolnych rozrabiaków, bardziej znanych jako Huncwoci. A raczej, Hucnćwoki.
Jako pierwszego pod lupę weźmiemy poczynania jednego z najprzystojniejszych facetów w szkole, jak głosi lista w damskiej toalecie na czwartym piętrze, gdzie zajmuje trzecie miejsce, zaraz po zwycięscy Syriuszu Blacku, a wicemistrzu Erik’owi Night, James Potter.
Jego orzechowe oczy powaliły na kolana już nie jedną nastolatkę. Druciane okulary na nosie dodają mu uroku osobistego, a sterczące w każdą stronę włosy, wręcz powalają swoją niezwykłością. Twierdzi, że w locie wygląda seksownie i myśli, że na miotłę wyrwie każdą dziewczynę.
Naiwniak.
Rozpieszczony gówniarz zawsze dostaje to, co sobie zażyczy. Nowa miotła, markowe ubrania, dziewczyny.
James tak naprawdę wykorzystuję każdą z naiwnych idiotek, które lgną do niego jak muchy. Czy z którąkolwiek był dłużej niż tydzień? Odpowiedź jest bardzo prosta: Nie. Czy którejkolwiek pannie na jedną noc wyznał miłość? Nie. Grunt to zaliczyć laskę i dodać do listy zdobyczy. Potter jest zakłamanym dupkiem, który nie liczy się z uczuciami innych. Nie obchodzi go, że zrani. Ważne, że on się dobrze zabawi.
Czy rzeczywiście jest tak dobrym zawodnikiem Quidditch’a? Śmiem wątpić. Może i jest dobrym szukającym  w szkole, ale czego oczekiwać skoro ma się za przeciwnika osobę, która nie posiada najnowszej miotły? Cały jego rzekomy talent polega tylko i wyłącznie na drogim sprzęcie i szczęściu. Efekt? Pławi się w chwale i uwielbieniu, a tak naprawdę nie reprezentuje sobą kompletnie nic.  
Kolejny mit o „boskim” szukającym. Myśli, że jest śmieszny. Zastanówmy się, który jego żart był tak naprawdę zabawny? Było wam do śmiechu, kiedy owsianki eksplodowały wam w twarz, albo zalali całą Wielką Salę oślizłą, zieloną mazią, która nie chciała się zmyć? A może podobało się wam , kiedy dodali do herbaty środku przeczyszczającego?
Wątpię. 
Tak naprawdę, jego głupota przekroczyła już najwyższe stadium tej choroby i uzdrowiciele nie znajdą na nią nigdy lekarstwa.
Szkoda, bo przystojny z niego chłopak. Niestety jego głupota niszczy ten piękny obrazek i staje się w moich oczach, a po tym artykule z pewnością większej ilości populacji żeńskiej, zwykłym śmieciem, nadającym się tylko do wyrzucenia do kosza.
Zastanawiający jest także wątek jego zalotów, do wrednej, rudej pani prefekt, o której w ostatnim tygodniu było bardzo głośno.
Lilyanne Evans.
Co tak naprawdę ich łączy?
Obserwując ich zachowanie, stwierdzam, że jedyne co ją w nim pociąga, to jego cudne, orzechowy oczy.
Na tym lista jego zalet się kończy.
Za to ta z jego wadami jest o wieeeele dłuższa.
Zakłamany dupek, zadufany w sobie matoł, błazen, idiota, egoista, samolub, napuszony paw, drań, myślący, że jest śmieszny, zapatrzony w siebie cham, bez cienia dobroci czy współczucia… Ciągle znęca się nad słabszymi, przy każdej okazji mierzwi tą swoją głupią czuprynę, pozbawiając się przy tym resztek włosów.
Co do znęcania się nad słabszymi… Każdy szanujący się obywatel Hogwartu wie, że Potter i Black są mistrzami pojedynków i nie mają sobie równych. Ich ulubionym zajęciem w wolnym czasie jest poszukiwanie nowych ofiar i wieszanie ich pod sufitem. Oczywiście nie byliby sobą gdyby tego biedaka nie upokorzyli, poprzez ściągnięcie bielizny przy wszystkich lub transmutowanie poszczególnych części ciała.
Czy za to obrywają? Oczywiście! Nic nie umknie uwadze naszych prefektów i jako jedna z nich, obiecuję, że postaram uprzykrzyć mu życie do końca szkoły.
Kto wie, a może i w przyszłości.
Nieczyste zagrania to jego specjalność, ale kto powiedział, ze moje też nie?
OX, OX. (Buziaczki)
Gossip Girl
Z triumfem spojrzałam wyzywająco na Pottera. Jego twarz przybrała barwę dojrzałej wiśni. O, za chwilkę będzie wybuch.
— EVAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAANS!!!!!!!!!!
Jak w zegarku.
Dyskretnie zerknęłyśmy z dziewczynami na siebie i z powagą na twarzy spojrzałyśmy na Pottera. Siedział na drugim końcu stołu i z furią dobiega do mnie. Złapał za mój nadgarstek, sprawiając przy tym nie mały ból, szarpnął mnie do góry. Staliśmy blisko siebie.
— Ty to napisałaś!!!! — Palcem otarłam kącik ust, udając, że mnie opluł.
— Ooo… Jamesiku coś się stało? Jesteś troszkę zdenerwowany. Pomóc ci w czymś? — Rolę słodkiej idiotki zagrałam perfekcyjnie.
— Evans, nie zgrywaj głupka!
— Oj nie krzycz tak. Pewnie chodzi ci o ten artykuł. Nie wiesz kto go napisał? Nie martw się. Autor doskonale opisał cię i twoje wyczyny. Myślę, że nie musisz nas wszystkich przekonywać, że to wszystko jest prawdą. Niestety nie mam zielonego pojęcia, kto był tak genialny i stworzył to cudo, ale z chęcią bym tej osobie pogratulowała. Naprawdę.
— To pogratuluj sobie samej, bo każdy wie, że takie brednie tylko ty jesteś w stanie wymyśleć. Żadnej normalnej i zdrowej na umyśle osobie nie przyszedłby tak idiotyczny… nie kretyński pomysł.
— Oj, Potter! Pochlebiasz mi!
— Zaraz ci pochlebię. Nie wiem dlaczego to zrobiłaś…
— Ja nic nie zrobiłam! Nie moja wina, że sobie coś ubzdurałeś i całą winę za swoje zachowanie zawsze zrzucasz na mnie!
— Zniszczę cię suko!
PLASK!
— Odbija ci wariatko! Bardziej chorego na umyśle dziecka, nigdy w życiu nie spotkałem!
PLASK!
— Auł! Opanuj się szmato!
Ogarnęła mnie złość taka, jakiej jeszcze w życiu nie czułam. Nie, złość, to za mało powiedziane. Wpadłam w szał. Oczy zaszły mi mgłą, a w okolicy żołądka czułam palący się ogień. Blizna paliła, jakby ktoś przyłożył do niej rozgrzany do białości pręt. Włosy tak jakby delikatnie uniosły się do góry i zrobiły się jeszcze bardziej rude. Czułam, jak w moim ciele nagle wzbiera siła, nad którą nie potrafiłam zapanować. Miałam wrażenie, że moje ciało spowija niewidzialna poświata. Wiedziałam, że siłą woli mogę zrobić wszystko.
Po chwili wszystkie zmysły mi się wyostrzyły. Czułam najdelikatniejsze ruchy powietrza. Skupiłam się na twarzy tego śmiecia. Wyrażała gniew. Nawet nie zauważył, że ze mną dzieje się coś dziwnego. I dobrze. Wyżyłam całą wolę i nagle zerwał się silny wiatr, który natarł na niego z taką siłą, że przeleciał przez całą Wielką Salę i wylądował na ścianie, robiąc w niej wgniecenie. Miałam ochotę podejść do niego, aby mu przywalić z całej siły, ale ktoś, albo dwa ktosie złapały mnie za ręce i siłą wyciągnęły z pomieszczenia, w którym rozległy się paniczne piski i jakieś krzyki, których sens nie docierał do mnie. Chciałam pójść do tej larwy i zgnieść go jak robaka. Nie zrobiłam tego.
Na szóstym piętrze, całkowicie opuścił mnie nagły przypływ energii i znowu stałam się krucha. Jul i Quin nie odezwały się do mnie słowem, dopiero gdy weszłyśmy do jakiejś opuszczonej klasy na siódmym piętrze i rzuciły zaklęcie wyciszające przemówiły.
— A teraz usiądziesz sobie wygodnie i powiesz nam jakim cudem Potter przeleciał przez całą salę. — Mina Quin była poważna, a jej oczy przyglądały mi się uważnie.
— I nie zapomnij dodać, co przez ostatni czas przed nami ukrywałaś.
Nadszedł ten oto moment, kiedy muszę zdradzić im całą prawdę. Za nic nie chciałam tego zrobić, ale czy miałam wybór?
— Radze wam sobie usiąść, bo to może troszkę potrwać. I proszę, nie przerywajcie mi.
Moja opowieść o wszystkich moich darach, trwała dobre 20 minut. Nie zataiłam przed nimi niczego, nawet wizji śmierci tej szczoty do kibla.
— … i jestem pewna, że mam kolejny dar. Jak wpadnę w szał, czuję przypływ energii. Chciałam, żeby to… to coś odczepiło się ode mnie i nagle powstał wiatr, a on wylądował na drugim końcu Sali.
— Chciałaś powiedzieć: w Skrzydle Szpitalnym, z licznymi złamaniami.
— Dobrze mu tak.
— Dlaczego nam nie powiedziałaś? — W głosie Szpilki słychać było żal.
— Chciałam, nawet bardzo, ale nie wiedziałam jak…
— Jak zareagujemy na to, że nasza Ruda przyjaciółka ma jakieś parapsychiczne zdolności i widzi przyszłą śmierć?
— Tak. — Szepnęłam.
— Ty niemądry, rudy człowieczku. Wiesz, że ciebie kochamy?
Podeszły do mnie i mocno uściskały.
Było mi bardzo głupio. Jak mogłam im nie zaufać? Przecież zwierzam im się ze wszystkiego i wiedziały o mnie wszystko.
— Koniec z sekretami? — Krzyknęła radośnie Jul, podskakując w miejscu.
— Jest jeszcze coś.
— No nie! Nie mów, że jesteś w ciąży z Potterem!
Słowo daję, ledwo się powstrzymałam, aby nie walnąć Quin prosto w brzuch.
Nie patrząc na nie, zamieniłam się w łanie.
Efekt był taki, jak się spodziewałam. Wybałuszyły na mnie oczy i zaniemówiły. Po około siedemnastu minutach, bo tyle zajęło przyswojenie im tej informacji, zaczęła się lawina pytań i oskarżeń.
— Animag!
— Niezarejestrowany?!
— Zwariowałaś!?
— Kiedy? Jak? Gdzie? Dlaczego?
— Kto ci pomógł?
— Ja też chcę!
— Jaaa! Jesteś rudą sarna!
— Jak długo?
— Nawet jako sarenka przewracasz oczami!
— BAMBI!
Parsknęłam śmiechem, co bardziej przypominało jakieś rżenie.
— Nie no Ruda! Ty masz złą ksywkę!
— Mogę cię pogłaskać, czy mnie ugryziesz?
— Nie radzę. Pożeram w całości wszystkie wścibskie blondynki, które dotykają mojego futerka. — Powiedziałam, zmieniając się w człowieka. — Rok temu zmieniłam się pierwszy raz. Jak komuś piśniecie słówko… — Teatralnym gestem przejechałam palcem po szyi.
— Będziemy milczeć jak grób. — Jednocześnie udały, że zamykają usta na zamek, a klucz wyrzucają za siebie.
— W takim razie ja też muszę coś wam wyznać.
— Jul?
— Za pięć minut mam randkę z Arnoldem Match’em z siódmego roku z Ravenclawu i za cholerę nie chcę się spóźnić, bo chłopak jest zajebiście przystojny, a w dodatku jego wujek jest szefem Departamentu Czarodziejskich Gier i Sportów i kto wie, może załatwi nam bilety na mistrzostwa świata w Quidditch’u, które będą za rok na wakacjach w Brazylii?
— Ta jak zwykle o jednym. — Powiedziałyśmy jednocześnie z Quin, na co Jul zachichotała.
— Też was kocham.
Posłała nam całuski, my dla odmiany pokazałyśmy środkowy palec i już jej nie było.

19. Do czterech razy sztuka.

Hej! Jak tam pierwszy tydzień szkoły? U mnie załamka. Prawie codziennie pobudka o 5.30. ;/ Na dzień dobry zapowiedzieli kilka kartkówek i powtórzeń. Eh.. Po co ja szłam na mat-fiza. Ale to już druga klasa więc minie szybko. Byśka także załamana planem lekcji, a w tym roku czekają ją egzaminy gimnazjalne.
Co do notki, może nie jest jakaś rewelacyjna, ale tylko taką udało nam się napisać ;(
Podzielcie się wrażeniami i miłego czytania.
********
— Mam obierać ślimaki ze skorup? I to bez użycia magii?
— I rękawic. — Dodałam z mściwym uśmiechem.
— Ty chyba sobie żartujesz!
— Jak mogłeś tak pomyśleć?
— Evans! Bądź człowiekiem!
Jestem tyranem!
Znajdowaliśmy się w szkolnej kuchni. Siedzenie sam na sam z Potterem nie napawało mnie radością, ale cóż…
No dobra. Nie byliśmy tak do końca sami. Koło nas biegała ponad setka Skrzatów Domowych. Ale i tak czułam pewien dyskomfort.
— I radzę ci się wyrobić w ciągu dwóch godzin.
Usiadłam na jednym ze stołów, patrząc, jak Potter podchodzi do wielkiej beczki ślimaków i patrzy na nie z obrzydzeniem. Ha! Lepszego szlabanu nigdy w życiu nie wymyśliłam! No dobra, przesadzam. Jest on pierwszy, jaki dałam, ale i tak genialny! Obok mnie zgromadziła się spora grupka skrzatów.
Może kanapkę, madame?
— … herbatki, soku dyniowego, piwa kremowego, Ognistej Whisky, wody goździkowej, madame?
— Na deser eklerka, ptysia, rurkę z kremem, madame?
— Dziękuję. Poproszę wody goździkowej i kilka rurek.
W ciągu trzydziestu minut praca tego karalucha, nie przyniosła za wielkich efektów. Jak tak dalej pójdzie, to nie zdążę na nasz babski wieczór. A skoro mowa o naszych planach…
Poprosiłam domowego skrzata, o imieniu Bąbel, aby dał mi troszkę jedzenia i picia. Po jakiś pięciu minutach, skrzaty przyniosły mi sześć wielkich toreb, po brzegi wypchanymi smakołykami. Mijały kolejne minuty, a mi zaczynało się już nudzić. Po półtorej godzinnej pracy, Potter po raz pierwszy się na mnie popatrzył. Zwykle kiedy tak się patrzył, zapominał o świecie. Czyj est na mnie zły? Hura! Potter przeze mnie ma zepsuty humor!
— Skończyłem.
Niczym kontroler jakości podeszłam do beczki i pochyliłam się nisko nad ślimakami, sprawdzając, czy dobrze wykonał pracę.
To był błąd.
Kiedy tylko się pochyliłam, ten łajdak złapał mnie za włosy i wcisnął twarz w bezkręgowce. Nie zdążyłam zareagować.
Zaczęłam wydzierać się (na ile pozwalała mi zawartość tego ohydztwa, która dostała się do moich ust. Ble!), szamotać i wbijać paznokcie w ciało tej kreatury. Chłopak był za silny.
To wszystko trwało zaledwie kilka sekund, a moja nienawiść do Pottera, pogłębiła się o lata świetlne.
W końcu ucisk na czaszce zelżał, a w głowie krążyła tylko jedna myśl: Zabić. Miałam zacząć wydzierać się na niego. Wygarnąć mu jak to bardzo go nienawidzę, brzydzę, jest żałosny itede. Ale czy jest w tym sens?
W mojej dłoni momentalnie znalazła się różdżka. Machnęłam nią, a beczka w jednej sekundzie uniosła się do góry, a w następnej jej cała zawartość wylądowała na Potterze.
Ha! I kto teraz jest górą!?
Złapałam za torby i pobiegłam do drzwi.
Nie byłabym sobą, gdybym się nie wyrąbała. W rozpędzie przejechałam na tyłku koło piętnastu metrów (torby zgubiłam w locie), a Potter podbiegł do mnie (na ile pozwalała mu śliska podłoga) i przygniótł mnie ciężar jego ciała. Nie mogłam się ruszać. Unieruchomił mi ręce i wyszczerzył się po Huncwocku.
— I co Evans? — Zakpił. — Kto tu nie może nic zrobić?
Jak ja nie lubię być uzależniona od chłopaka! Miał mnie w garści.Mógł zrobić co mu się podobało.
Patrzył na mnie przez chwilę tymi swoimi orzechowymi oczami, a w następnej chwili nasze usta się spotkały.
Wrażenia: Łał.
Całował delikatnie i czule. Nie tak jak Night: Zachłannie, niemal brutalnie. Miałam ochotę oddać pocałunki. Zapomniałam, że to Potter, który przed chwilą wepchnął mi głowę do beczki z ślimakami i go nienawidzę. Nie liczyło się to, że dwie minuty temu miałam ochotę go zabić. Były tylko jego delikatne usta.
A co mi tam! Raz się żyje!
Oddałam pocałunek. Czułam słodycz jego ust. Nic poza tym.
Jego ucisk się rozluźnił, a kciuk dotknął szramy na mojej dłoni.
Poczułam jego szczęście, euforię, radość…
Ale zobaczyłam także wizję jego śmierci. Tym razem znacznie wyraźniejszą. Padał gęsty deszcz i wiał bardzo silny wiatr. W powietrzu latały parasole, szaliki i flagi, nie mówiąc o piętnastu osobach na miotłach i czterech piłkach. Potter dolatywał do Złotego Znicza. Wyciągał już rękę… Był zaledwie o cal od niej… Nagle w jego głowę uderzyły dwa tłuczki. Chłopak stracił przytomność i spadał z wysokości około 150 stóp. W ręku trzymał złotą,roztrzepotaną piłeczkę. Upadł.
Ugryzłam Pottera.
— Au! Evans!
Skorzystałam z chwili jego nieuwagi i strąciłam z siebie. Złapałam torby i prawie wybiegłam z pomieszczenia. Gdy byłam przy drzwiach, machnęłam różdżką, a kuchnia była posprzątana. Drugi raz, byłam czysta. Słyszałam jak Potter krzyczy, ale nie wiedziałam co. Gdy zamykałam drzwi, zobaczyłam siedzącego Syriusza przy jednym ze stołów. Cholera!
W jednej chwili podjęłam decyzję.
Wróciłam do kuchni.
— Syriusz! Szybko!
I nie czekając na chłopaka opuściłam pomieszczenie. Black dogonił mnie w połowie schodów na pierwszym piętrze. Był bardzo zadowolony. Wziął mnie na ręce i śpiewając głośno biegł korytarzami zamku. Kazałam mu wejść do jednej z opuszczonych klas, a chłopak słysząc mój ton, nie wnosił sprzeciwu. Rzuciłam na klasę zaklęcie wyciszające i usiadłam na ławce.
— Ruda! Gratulacje! Dziwię się, dlaczego dopiero w piątej klasie to się stało… Przecież jesteście sobie pisani… — Urwał widząc moją minę. —Ruda, co jest?
— Pamiętasz, jak w pierwszej klasie zostałam porwana przez Limone’a?
— No, a co?
— On w tedy rzucił na mnie zaklęcie przekleństwa.
Zaczęłam opowiadać mu, o wydarzeniach z tamtego okresu. Później wspomniałam jak dowiedziałam się, że mam dar, dzięki któremu widzę przeszłość,czuję to samo co dana osoba, a na końcu, że widzę przyszłą śmierć.Opowiedziałam mu o wizji dotyczącej Pottera. Chłopak z każdym moim słowem robił coraz większe oczy, a na twarzy widać było przerażenie. Na koniec powiedziałam mu o podejrzeniach Dumbledore’a.
— Wiesz, Może to dobrze, że się całowaliście. —  Cisnęłam w niego błyskawicami. — Chodzi mi oto, że dzięki temu znamy szczegóły i będziemy mogli temu zapobiec.
— Nie powiesz mu.
— Ale Ruda…
— Wtedy będzie wiedział, że coś mu grozi, a niewiedza bywa czasami znacznie lepsza od świadomości.
— To co zrobimy?
— Jeszcze nie wiem. Muszę iść do Zakazanej Biblioteki i poszukać jakiegoś…
Cholera! Ale mam długi jęzor! Już drugiej osobie się wygadałam!
— Skąd o niej wiesz?
  Ja… A ty jak się o niej dowiedziałeś?
— W drugiej klasie schowałem się do kominka, bo gonił mnie Filch…Ej! Nie zmieniaj tematu!
— Pamiętasz, jak w pierwszej klasie transmutowałam wam lusterka i miałeś… E… Niedoskonałości na twarzy?
— Nie przypominaj mi!
— Wtedy na eliksirach pokłóciliśmy się i jak wybiegłam z lekcji,to trafiłam na piąte piętro. Weszłam do jednej z klas, a ten kominek wydawał mi się dziwnie czysty i weszłam do środka. Wspięłam się po schodach i wiesz co znalazłam.
— Nie wierzę, że odkryłaś to przed nami. — Prychnęłam. — Ale wracając do Jamesa…
— Ja będę szukać, ty też. Nie mów nikomu o tym. Nie, —  Odpowiedziałam na jeszcze nie zadane pytanie.— dziewczyny nie wiedzą, ale wkrótce poznają prawdę.

Wpadłam do Pokoju Wspólnego. Na parapecie siedziały dziewczyny,ale widząc moją minę ruszyły za mną do naszego dormitorium. Kiedy weszły, rzuciłam zaklęcie wyciszające.
— Lily, co się stało?
Przez chwilę milczała, zastanawiając się, jak mam to powiedzieć.Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam trzy butelki Ognistej Whisky. Podałam dziewczyną, a sama pociągnęłam zdrowego łyka.
— Całowałam się z Potterem.
Ich reakcja była taka, jak się spodziewałam. Rozchyliły usta, oczy wychodziły im z orbit, a Quin z wrażenia upuściła butelkę. Prawdę mówiąc, też byłam zdziwiona. Gdy pierwszy szok minął, zasypały mnie lawina pytań.
— Jak było?
— Jak do tego doszło?
— Monie się wścieknie!
— Jak możesz mówić o tym tak spokojnie?
— Przecież ty go nienawidzisz!
— Dobrze całuje? Czy to tylko plotki?
— Ruda zakochała się w Rogaczu! — Jul zaczęła tańczyć na środku pokoju, a Quin dołączyła się do niej.
— Możecie już skończyć? — Rzuciła trochę za ostro, a uśmiechy z twarzy przyjaciółek momentalnie znikły. — Przeprasza, jestem troszkę…
— Rozkojarzona? — Podsunęła Jul. 
— Zamyślona?
Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Rozmarzona?
— WKURZONA. Nie wiem jak mogłam do tego dopuścić. — A po krótkim zastanowieniu dodałam: — Chociaż nie, wiem.
Ciekawość dziewczyn wzięła górę.
Opowiedziałam im zdarzenia podczas szlabanu, omijając ten fragment z wizją.
— Nie gadaj!
— A Łapa co na to?
— Jak to on, wyszczerzył się jak głupi i zaczął śpiewać wniebogłosy, niosąc mnie na rękach. Zaraz, zaraz. Łapa? Od kiedy go tak nazywasz?
— No wiesz, Łapcia…
— Oł! Nawet używasz zdrobnień! 
— Tylko nie mów, że po raz piąty jesteście parą!
— Nie, no coś ty.
— Quin? — Wyciągnęłam z szafki fałszoskop. — Powtórz proszę.
— Nie jesteśmy parą? — Dziewczyna bardziej zapytała.
Fałszoskop zagwizdał.
— Nie wierzę. — Jul zrobiła wielkie oczy. — Dlaczego to właśnie ty chodzisz z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole?  
— Myślałam, że twoje zauroczenie nim już dawno minęło. —Powiedziałam z ironicznym uśmiechem na twarzy.
— Oczywiście! Ale najbardziej boli mnie to, że ten ktoś — Tu wskazała na Quin — chodził już z połową chłopców w szkole! A z Black’iem to już piąty raz!
— Daj spokój! Tym razem chcę dać mu nauczkę! Zobaczy, jak to jest być traktowanym jak śmiecia. Rozkocham go w sobie…
— Co z pewnością nie będzie trudne, bo mój braciszek szaleje za tobą. — Mruknęłam sarkastycznie.
— … a później do rzucę!
— Wiesz, że nie pochwalam twoich gierek?
— Lily, daj spokój. Ktoś w końcu musi mu pokazać jak to jest.
— I to będziesz ty, dziewczyna, która traktuje wszystkich chłopców jak zabawki.
— Tak, tak, wiem. — Westchnęła. — Myślisz, że robię źle umawiając się na randki i szukając tego właściwego chłopaka. Bla, bla, bla. Ruda, weź mi tu nie matkuj, bo nie zachowujesz się jak ty. Gdzie się podział ten sarkastyczny, upierdliwy, rudy człowiek, który na każdym kroku gasi Jamesa?
Gdzie się podział? Ja ci pokarzę! Opróżniłam butelkę. Wypadła mi z rąk i potoczyła się w kierunku siedzącej na ziemi Jul. W moich oczach pojawił się tajemniczy błysk.
— Masz podejść do pierwszego chłopaka jakiego spotkasz, uderzyć go w twarz i powiedzieć: „Ty gnojku, jestem z tobą w ciąży! Nie wierzę, że taki łajdak jak ty zostanie ojcem!”.
Dziewczyny przez chwilę patrzyły na mnie, Jul wypiła pół butelki Whisky i opuściła pokój. Razem z Quin jednocześnie doskoczyłyśmy do drzwi.Uchyliłyśmy je, a z dołu doszedł nas dźwięk, jaki towarzyszy wymierzonemu policzkowi i krzyk Jul:
— Ty gnojku, jestem z tobą w ciąży! Nie wierzę, że taki łajdak jak ty zostanie ojcem!
Na dole rozległy się głośne śmiechy, a Jul dumnie wkroczyła do sypialni.
— Kto to był?
— Derek, brat Quin.
Blondynka zrobiła wielkie oczy i wybuchłyśmy śmiechem.
Jul zakręciła i wypadło Quin.
— Pójdziesz do swojego brata i powiesz: „Jak mogłeś jej to zrobić,ty Chińska podróbo męskości! ”. A na do widzenia, kopniesz go z całej siły w jaja.
Quin wstała.
— Zapomniałaś dodać sobie odwagi! — Zawołała Jul, podając butelkę.
 — Do tego zadania potrzebuję chyba podwójnej dawki.
Przystawiła butelkę do ust, opróżniając jej zawartość i opuściła dormitorium. Z dołu dobiegł nas krzyk dziewczyny i jęk chłopaka.
— Zrobione!
— Wiecie co, my też powinnyśmy mieć jakieś pseudonimy.
— Ruda, jesteś genialna! Że ja na to nie wpadłam!
— Masz takie genialne pomysły, a prawie nie piłaś.
— Quin… Hm…. Żyleta?
— Od razu temperówka.
— Mam! — Pstryknęłam palcami. — Candie Girl!
— Cukierkowa dziewczyna? To coś dla Monie! Ja jestem raczej ostrą brzytwą!
— Ta… Raczej chudą szpilką.
— To jest dobre! — Zawołała Jul, sącząc miód pitny. — Szpilka!
— Teraz Jul.
Przyglądnęłam się badawczo dziewczynie. Siedziała po turecku, która niczym Królik Bugs pogryzała marchewkę.
— Truśka!
— Co?
— Idealna ksywa dla ciebie. Truśka, albo cycata. Wybieraj.
— Mów mi Truśka. — I podała mi rękę. — To teraz Lily.
— Wredna, nieczuła wiedźma? Tygrysica?
— Mądrala?
— Encyklopedia?
— Wymyślcie coś normalnego, a nie ukazujecie moje najlepsze cechy!
— Lilyanne… Lily… Anne… Ane… Ana!
— Szpilka, Truśka i Ana. Podoba mi się. Quin kręć.
I oczywiście wypadło na mnie.
— Masz znaleźć Monie, Vikco, Scharlott i Laurę i powiedzieć im, że całowałaś się z Rogatym i jest miłością twojego życia.
Wzruszyłam ramionami, wypiłam pół butelki Ognistej i udałam się na poszukiwania Candie Girl. Pech chciał, że była pora kolacji, a w Pokoju Wspólnym nikogo nie było. Udałam się do Wielkiej Sali. Zawołałam Truśkę i Szpilkę.Przecież nie mogą tego przegapić. Dzięki kilku skrótom już po pięciu minutach stałyśmy w Sali Wejściowej. Weszłyśmy do Wielkiej Sali i skierowałyśmy się ku stołowi Gryffindoru. Na moje nieszczęście Monie i jej trzy cienie siedziały w otoczeniu największych plotkar w szkole, czyli czwartoklasistek, a  jakieś cztery miejsca dalej Huncwoci. Jul poklepała mnie po ramieniu.
— Dasz radę.
— Cześć, Monie! Jak ja ciebie dawno nie widziałam! — Dosłownie wryłam się na miejsce obok niej i obielam ją ramieniem. — Nie uwierzysz, jak coś ci powiem! — Dziewczyny wciskały sobie pięści do ust.  — Ja i Rogacz, — Jego imię nie chciało mi przejść przez gardło — kochanie, chodź tu, — Syriusz patrzył na mnie z niedowierzaniem, a naiwny Potter  momentalnie zjawił się koło mnie. Wstałam, a ten objął mnie w pasie. Za jakie grzechy!?  — W końcu zrozumiałam, że jesteśmy sobie pisani, a dzisiaj podczas jego szlabanu, hormony wzięły górę i całowaliśmy się. 
Przez chwilę wyglądała, jakby ktoś walną ją cegłówką. Trzeba także dodać, że osoby siedzące najbliżej przysłuchiwały się tej scence.
— Nie wierzę wam.
— Nie musisz. — Uśmiechnęłam się słodko i już miałam iść, kiedy Potter przycisnął mnie do swojego torsu.
— Skarbie udowodnijmy!
— Nienawidzę cię, Potter. — Syknęłam mu do ucha. — Przysięgam, że twoja śmierć będzie powolna i bardzo bolesna.
Ten tylko wyszczerzył się po Huncwocku.
— Evans, kłamczucha! Wiedziałam, że Jamesik jest tylko mój! Wy nigdy nie będziecie razem!
— Tak? To patrz.
Nie myśląc co robię, stanęłam na palcach i pocałowałam Pottera. Ble! Ale po raz drugi muszę przyznać, że całuje świetnie. Nie mając władzy nad ciałem, uniosłam nogę.
Co ja robię? Do tej pory zdarzyło mi się to tylko z Night’em.
Chciałam oderwać się od niego, ale jak na złość przyciągnął mnie do siebie.
Nie mogłam tego przerwać, bo sama to zaczęłam, a Monie by miała niezłą satysfakcję.
Nigdy w życiu!
Dobiegł mnie głos Syriusza.
— Dobra, Ruda. Odklej się od niego.
Dopiero teraz zauważyłam, że cała Wielka Sala milczy i wszyscy patrzą w naszą stronę.
Cholera! Było mi więcej wypić!
Spojrzałam na Monie. Na jej twarzy malowała się żądza mordu, Syriusz był w skowronkach, Remus patrzył się na nas z otwartymi ustami (zresztą jak większość zebranych), Peter trzymał w  ręku czarodziejską kamerę i powiedział tak, że każdy go usłyszał:
— Mam to nagrane!
Jeszcze tego mi brakowało!
W tłumie odszukałam twarz osoby, na której reakcji najbardziej mi zależało.
Night wyglądał jakby ktoś zdzielił do przez łeb kilofem. Przynajmniej w końcu się ode mnie odczepi.
Jul i Quin zrobiły miny typu: Jesteś wielka! A ja z uśmiechem puściłam im oczko.
— Skarbie — Powiedziałam jak najbardziej przesłodzonym głosem. — Mam kilka rzeczy do zrobienia. — A znacznie ciszej dodałam: — Nie wyobrażaj sobie za wiele i tak cię nienawidzę. — Całuski. Monie, mam nadzieję, że w przyszłości znajdziesz idealnego kandydata dla siebie.
W towarzystwie Truśki i Szpilki, opuściłam Wielką Salę. Na korytarzu wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem i nie mam pojęcia jakim cudem dostałyśmy się do Wieży Gryffindoru.

Patrzyłem na tą sierotę, z rozmarzonym wyrazem na ryju, z politowaniem.
Nie jestem pewien czy on zdaje sobie sprawę, że Ruda go wykorzystała.
I to w jaki sposób!
Sam bym tego lepiej nie wymyślił.
Czy my przypadkiem nie jesteśmy ze sobą naprawdę spokrewnieni?
Owinęła go sobie wokół palca, a ten debil nawet tego nie zauważył.
Siostra, jestem twoim fanem.
— Przestań już suszyć te zęby i weź się w garść! Nie widzisz, że cie omotała?! Powiedziała tylko jedno słowo, a ty już byłeś jej! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Pomachałem mu ręką przed oczami — Halo! To ja! Twój przyjaciel! Syriusz! Pamiętasz mnie jeszcze?!
— Łapa?
— Nie ciołku! Dumbledore! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Moja „siostra” cię omotała!
— I mówi to człowiek, który piąty raz spotyka się z tą samą dziewczyną!
— Dobrze wiesz, że to nie tak! — Warknąłem.
— Tak wiem. Tym razem ty chcesz ją rzucić… Bla, bla, bla… Chłopie ona zrobiła to już cztery razy, więc może i piąty!
Zaraz mu przywalę!
— Możemy teraz o tym nie rozmawiać? Co zamierzasz zrobić z Rudą?
— Możesz być pewny, że na dwóch pocałunkach się nie skończy.  — Powiedział z szatańskim uśmiechem.
— Wchodzę w to!
Tak właśnie wygląda nasza przyjaźń: w jednej sekundzie jesteśmy w stanie się pobić, a w drugiej obmyślamy następny plan.
— A tak w ogóle to dlaczego nam przerwałeś?
— Stary, tak się do niej przyssałeś, że bałem się, że zrobisz jej krzywdę.
— Rogaty! Mam was nagranych!
— Glizdku, jesteś wielki! Będę to oglądał przed snem!
Lunio wyglądał, jakby miał się rozpłakać nad głupotą Rogacza. Mnie osobiście to wszystko bawiło i nie przepuszczę okazji, żeby się rozerwać.
Ruda! Szykuj się! Łapa bierze się za swatanie!

Dwie godziny i 12 butelek (na głowę) później.
— A… Ana… Masz ójśc zlemolowac pocój Candie! — Udało się wysapać Quin, po czym wypiła butelkę Sherry.
Pomimo, że w głowie mi już nieźle mroczyło, wypiłam szklankę Ognistej. Z trudem wstałam i zatoczyłam się, lądując na szafie, która prawie się przewróciła na Truśkę. Zlokalizowałam drzwi i chwiejnym krokiem weszłam do pokoju naprzeciwko. Nie było w nim żadnej z tych wyfiokowanych lal. Z wielkimi trudnościami rzuciłam zaklęcie wyciszające i zabrałam się za demolkę. Pocięłam zasłony łóżek nożyczkami, które znalazłam na biurku, rozsypałam pióra z poduszek po całym pokoju, a gdy wzięłam się za wydzieranie kartek z zeszytów, do pokoju wpadły Truśka i Szpilka. Nie mogły przepuścić takiej okazji i wspólnymi siłami (i z niewielkim użyciem magii) rozwaliłyśmy szafy, zatopiłyśmy ubrania w wannie wypełnionej czarnym barwnikiem i pomalowałyśmy ściany na różowo (o dziwo wcześniej były pomarańczowe). Uradowane, że nikt nas nie nakrył, wróciłyśmy do naszego dormitorium. Wypiłyśmy po łyku miodu i zakręciłam butelką. Wypadło na Truśkę.
— Jut… łip! lo… wykla… łip! dniesz Mio.. tlee… Lapciiiiii i powie… łip! sisz ją w Wiełkiej Słali wraz z łip! Jego bokser… łip! klami! — Udało mi się w końcu powiedzieć, a przez śmiech, dostałam ataku czkawki.
— Sie loooobiii!
Jul zakręciła i wypadło na mnie.
— Zalozysss najjjladniejssssą i najjjjbardziej ssssskąpą biellliiizłę jaką massssss i wpakujesssss sie do łózka Sssylisaaa.
Złapałam się za kotarę łóżka Szpilki, bo sama nie miałam siły aby wstać. Efekt był taki, że zasłona została oberwana, a ja leżałam na Truśce. Z pomocą dziewczyn udało mi się wstać.
— Tezzzsz macie taaak ssie ublac. — Wydukałam i wyciągnęłam parę rzeczy z szafy.

Dochodziła dwudziesta trzecia, a razem z chłopakami (jak zwykle i zresztą nieudolnie) próbowaliśmy zapanować nad naszym nieładem w pokoju, a mówiąc nieład, mam na myśli całkowity burdel.
— Lunio, nie udawaj, że czarujesz, bo to ci nie wychodzi.
— Gdybyście we dwóch nie byli takimi cholernymi bałaganiarzami, to…
— Rogaty! Luniek powiedział: cholernymi! Trzeba to gdzieś zapisać!
— Łapo, podaj mi moją koszulę! — Dobiegł mnie stłumiony głos najlepszego przyjaciela, który właśnie wyłonił się spod sterty ubrań.
— Peter! Ty złodzieju! Oddawaj moje…
Nagle go naszego pokoju weszła Lily. Miała na sobie najbardziej skąpą i seksowną bieliznę jaką w życiu widziałem.
Zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów. Na stopach miała około piętnastocentymetrowe, czarne szpile, ciemne pończochy na nogach, czerwone damskie bokserki, chyba nie trzeba dodawać, że całe z koronki i stanik do kompletu. Długie, rude loki opadały na półnagie ciało.
Po raz pierwszy zabrakło mi słów. Po prostu stałem i gapiłem się na nią z otwartymi ustami. Nawet Remus i Peter wstali z wrażenia. A James… Siedział na łóżku i na siłę próbował coś powiedzieć, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu. Nie dziwię mu się.
Moja siostrzyczka to tykająca bomba, ociekająca seksem.
Lily oparła się o framugę drzwi. Dopiero teraz zauważyłem szlafrok leżący na podłodze. Ruda chwiejnym krokiem podeszła do mnie, złapała mnie za krawat i pociągnęła w stronę mojego łóżka. A ja niczym skończony idiota poddałam się jej i bez żadnych oporów wskoczyłem w pościel, gdzie leżała już dziewczyna.
— Nie pseeeejmujcieeeee sie mnom! Jaaa jusssz bede sssla.
— Ona jest kompletnie pijana! — Wykrztusił Remus, a ja nadal patrzyłem na Rudą jak zahipnotyzowany.
Lily wstała i z braku równowagi poleciała w ramiona Remusa.
— Peter przynieś jej szlafrok. Lily, dojdziesz sama do pokoju?
— Lunio! Ona jest zalana w trupa! Nawet ja tak się jeszcze nigdy nie nawaliłem!
— To czas na plan B.
Przejąłem szlafrok i z wielkim trudem założyłem go Lily, bo ona cały czas go próbowała ściągnąć. W końcu przy pomocy Remusa ubraliśmy dziewczynę. James dalej nie otrząsnął się z szoku. Wziąłem ją na ręce i wyszedłem z naszego dormitorium. Chłopaki jak cień podążali za mną. 
Z
Drzwi naszego pokoju otworzyły się i wkroczyli do niego Huncwoci, na czele z Syriuszem z Lily na rękach. A ja z Truśką siedziałyśmy rozłożone na podłodze w samej bieliźnie. Gdy wzrok Łapci padł na nas, mało nie upuścił Any.
— Jestem w raju. — Wydukał zszokowany.
— Dieekiii blatt za tlannsspoltt. — Złożyła mokry całus na jego policzku. Chłopak nie zdążył jej nawet postawić, a z sąsiedniego pokoju dobiegł nas przeraźliwy krzyk.
— To Candie Girl. Zsdemolowalysmmyy im sssypialniee. — Wysapała z dumą Jul. — I too bess uzyciiaa caróff.
— Jest znacznie gorzej, niż myślałem. — Wysapał Lunio, starając się oderwać wzrok od Jul, co mu kompletnie nie wychodziło.
— Ty Ruda szmato!!!! — Niczym tornado, Monie, wpadła do naszego pokoju, a za nią jej trzy, blond cienie. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego. — Wiedziałam! Nie możesz znieść, że Jamsik woli mnie od ciebie! Jesteś zazdrosna o… — Dopiero teraz zauważyła Huncwotów z Lilką na rękach Łapci. Dobiegła do Jamesa i dosłownie uwiesiła się na nim. — Jamesik, och! Jamesik! Nawet nie wiesz co ta Ruda małpa nam zrobiła! Ratuj! Pomóż! Błagam!
Mina Rogacza, po prostu mnie rozwaliła. Jego rozmarzone patrzałki z błogością wpatrywały się w Lily, na policzkach widniały dwa wielkie rumieńce, a z lekko rozchylonych ust spływała stróżka śliny. Kompletnie nie zwracał uwagi na Candie Girl. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, że jego świat kręci się tylko i wyłącznie wokół Lily.
Cisza, która zapadła, coraz bardziej się przedłużała, a ja złapałam aparat i drżącymi rękoma zrobiłam im zdjęcie. Flesz jakby obudził Pottera i chłopak wypadł z transu.
— Lily?
Nie wierzę! Niech mnie ktoś uszczypnie! James Potter po raz pierwszy w życiu wypowiedział imię Any! To musi być sen, to tylko sen, to jest sen. On tego nie zrobił. Nie wierzę! Z pewnością to wszystko mi się przyśniło.
Popatrzyłam na Jul, a na jej twarzy malował się szok, zresztą jak na twarzach pozostałych. Ale Monie i tak nikt nie przebije. Już drugi raz tego dnia, wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
Ha! Dobrze ci tak! W końcu odczepisz się od nas!
A może i nie? Znając życie, a także i Monie, za wszelką cenę będzie chciała zdobyć Rogacza, aby zrobić Lily na złość. Ana się tym w ogóle nie przejmie i dalej będzie odpychała Jamesa na każdym kroku, co wiąże się z tym, że chłopak coraz bardziej będzie chciał ją zdobyć i posunie się do drastycznych środków, jakim jest zdenerwowanie Lily i zacznie umawiać się z Monie. Być może Ruda się w nim zakocha (w co szczerze wątpię, ale i tak kibicuje im z całego serca, bo przecież pasją do siebie jak mało kto), a Potter z satysfakcją będzie patrzył na nią i sobie pomyśli, że teraz ona ma troszkę pocierpieć i on zabawi się jej kosztem. Monie będzie tym wszystkim zachwycona i stwierdzi, że „Jamesik” jest tylko i wyłącznie jej. Znając Lilkę, ta się nieźle wnerwi, dostanie jakiegoś ataku, hm… może zazdrości i z miłosnego trójkącika wyjdzie zwycięsko Ana i Rogacz. Będą się kłócić na każdym kroku, aż w końcu zrozumie, że kocha Jamesa. Wezmą ślub, a ja z Łapcią będziemy światkami na ich ślubie. Nie powiem, taka perspektywa bardzo mi się podoba. Ja i Syriusz… On jest taki seksowny! Jego mięśnie, twarz, głos, dotyk… I to jak patrzy na mnie… i na inne dziewczyny. A  w szczególności na mnie. Boże! Dlaczego mam do niego taką słabość!? Przecież on może mieć każdą dziewczynę na świecie! Wystarczy, że zakręci się koło niej i już! Dwa dni romansu i po związku. Dobra, Quin! Chodzisz z nim po raz piąty i tym razem ty też go rzucisz. Niech cierpi! Błahaha! Dlaczego on cały czas trzyma Anę na rękach!? Ja się pytam! Przecież to ja jestem jego dziewczyną i to mnie powinny obejmować jego silne ramiona! Jego ramiona… Jego tors… Jego dotyk…
Z zamyślenie wyrwał mnie głos Monie.
— Jak możesz! Przecież ona cię nienawidzi!
— Włassnie! Psseciezz ja cie nawet nie luubiee!
— Ale ja cię kocham.
— Tą nic nie wartą szlamę? Weź mnie nie rozśmiesz…
Candie Girl popełniła poważny błąd. W rękach Huncwotów znalazły się różdżki, wycelowane prosto w nią.
— Odszczekaj to!
— Niby co? To, że jest szlamą? Przecież każdy to wie!
W Huncwotach zaczęło się gotować.
— Monie, przestań. — Wyszeptała Laura. Szczerze, to zapomniałam o ich obecności.
— Nigdy w życiu! SZLAMA EVANS!
Przegięła. Z czterech stron błysnęły groty, trafiając blond tapetę, która nieprzytomna runęła na ścianę.
— Zabierzcie tego śmiecia z dala od nas, bo jeżeli w ciągu pięciu sekund stąd nie zniknie, to nie ręczę za siebie. — James z pewnością nie żartował. On naprawdę uważał Monie za zgniłe jajo. Hihi! Śmierdząca Candie Girl!
Scharlott, Laura i Vicko ze strachem popatrzyły po sobie i zabrały tą nieprzytomną wiedźmę z naszego dywanu. Na odchodnym, rzuciły Huncwotom mordercze spojrzenie i głośno zatrzasnęły za sobą drzwi.
— Co za wredna, zarozumiała, chamska, śmierdząca, chora umysłowo…
— Bo siee zapowietrzyss, Potterr.
— Włassnie! — Zawtórowałam. — Mozze psestaniecciee too tak psezywac i sie psyłocycie do nass?
— Blat! Zabwaf się z namii.
Huncwoci nie potrzebowali więcej namawiania. Popatrzyli po sobie i w następnej chwili siedzieli z nami w kółku. Mi Anie i Truście udało się troszkę wytrzeźwieć, za to bez problemu upiłyśmy Huncwotów.
 Z
Nie powiem, byłam pijana, ale nie do tego stopnia, żeby robić to co planowali zrobić Quin i Syriusz. Ale od początku. Dochodziła trzecia w nocy, a my szaleliśmy w najlepsze. Musieliśmy rzucić na całą wieżę Gryffindoru zaklęcie wyciszające. W naszej sypialni wszędzie leżał pierz z poduszek (Remus miał za zadanie porozdzieranie poduszek za pomocą zębów), pod oknem piętrzyła się góra  pustych butelek, z kotar zostały powycinane dziury, tworząc zawiłe wzory na płótnie, szyba w oknie została zbita (Peter musiał tańczyć jak baletnica, a w skutek upojenia alkoholowego walną nogą w okno), nasze łóżka zostały wyniesione do łazienki, a w ich miejscu stało jedno wielkie łóżko małżeńskie. I właśnie tutaj dochodzimy do genialnego pomysłu Syriusza.
Black wybiegł z pokoju, a po chwili runął jak długi na schodach i przeturlał się na sam dół, klnąc głośno. Oczywiście pozostali Huncwoci poszli za nim. Po chwili wrócili. To co zrobili, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Potter, Remus i Peter, wkroczyli do naszego pokoju, grając na instrumentach (Rogacz na gitarze, Remus na akordeonie, a Peter na grzechotkach) serenadę. Na końcu wszedł Łapa, ubrany w same bokserki (niebieskie z wyszytą rybą w strategicznym miejscu) i trzymający w zębach krokusa. Padł przed Szpilką na kolana.
— Gdy cię widzę, nie mogę oddychać,
A z tęsknoty zaczynam usychać.
Twój uśmiech działa na mnie kojąco,
A uśmiech: rozbrajająco.
Oczy twe świecą jasnym blaskiem,
A usta są potrzaskiem.
Więc szykujemy weselisko,
Jeśli wyrazisz na nie zgodę o piękna pannisko.
Więc cię proszę na kolanach,
Ślub weźmiemy jak z filmów o Amerykanach.
Pierścionek na palec ci włożę,
A sam garnitur założę.
Ślub za godzinę weźmiemy,
Lub jak wolisz: się hajtniemy.
Rogaś i Ruda będą naszymi światkami,
Zaś Jul i Remus naszymi drużbami.
Będę miał piękną żonę,
Jeśli tylko wyrazisz zgodę.
Jak to się można było spodziewać, Szpilka rzuciła się na klęczącego Syriusza, wyrwała mu kwiatka z zębów i zatopili się w namiętnym pocałunku. Później włożył jej na palec srebrny pierścionek z niebieskim oczkiem w kształcie łzy. Zaniosłam się płaczem, Jul robiła cały czas zdjęcia, a Huncwoci bili brawo.
Tak więc, zaczęły się przygotowania. Quin promieniała ze szczęścia. Przy pomocy czarów, część jej włosów upiłem w luźny kok i wpięłam w nie niebieskiego kwiatka, a resztę skręciłam i pozwoliłam im swobodnie opadać na ramiona i znacznie niżej. Paznokcie pomalowałam niebieskim lakierem, Jul pożyczyła jej błękitną podwiązkę i stare srebrne kolczyki należące do jej prababki, wysadzane niebieskimi diamentami. Na ręce zawiesiła bransoletkę i założyła MOJĄ białą sukienkę do ziemi, z falbanką zamiast rękawów, przechodzącą przez cały dekolt i tył kreacji. Na stopy wsunęła niebieskie szpilki, a Jul zrobiła jej make up. Welon zrobiłyśmy ze starej spódnicy Truśki, spod której wychodził biały tiul. Wyczarowałam mały bukiecik z krokusów. Ja założyłam fioletową opiętą sukienkę do kolan bez ramiączek, a Jul czerwoną, rozkloszowaną. Włosy skręciłam i lekko upięłam na bok, a Jul zrobiła sobie warkocza na bok. Do tego parę dodatków i ozdóbek oraz ostry makijaż. Muszę przyznać, że wyglądałyśmy naprawdę dobrze. A patrząc na to, że byłyśmy spite, efekt był jeszcze lepszy.
Wybiła czwarta nad ranem i razem z Jul zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego, gdzie miała odbyć się ceremonia. Gdy tylko zeszłam na dół uderzył we mnie wystrój pomieszczenia. Wszędzie wisiały i stały w flakonach bukiety krokusów, na podłodze leżał czerwony dywan, który prowadził do miejsca, gdzie stał kominek, który teraz był zasłonięty przez biały materiał, przy którym stała drewniana, zaokrąglona kratka, na której pięły się czerwone róże. Przy suficie wisiał tiul, a na jego zakończeniach wisiały girlandy. Huncwoci odwalili kawał dobrej roboty. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że przy płótnie stoi Peter, ubrany w sutannę, a obok niego Syriusz w czarnym garniturze, Potter i Remus. Razem z Jul podeszłyśmy do nich.
— Wygglądacie pieknie. — Wykrztusili jednocześnie.
W chwili, gdy Quin zaczęła schodzić po schodach, rozległa się muzyka. Szpilka wolnym krokiem podeszła do nas, dumie unosząc głowę.
— Too ci siie zona tlaffila, Łapciu. — Z trudem powiedział Potter, który ledwo stał na nogach, zresztą jak my wszyscy. Jul ciągle robiła zdjęcia.
— Będziesz powtarzać za mną. — Pastor-Peter zwrócił się do Syriusza. — Kochana żono. Uroczyście przysięgam, na świadków biorąc gości,  że kochać Cie będę mocno i dochowam wierności. Nigdy złego słowa nie powiem o teściowej.  Oddawać będę wypłatę. Przyrzekam uroczyście, że nigdy się nie skuszę na wędrówki po barach z kumplami nie ruszę. Chętnie będę z Toba śniadanka jadł w łóżku, i wielkiej podzięce, całował po brzuszku. Wszystkie kobietki odstawię na stronę, do końca życia, będę kochał tylko żonę. A gdybym słowa nie dotrzymał, sprowokował łzy niewieście, niech mnie ukarzą sprawiedliwi teście.
Syriusz nie byłby sobą gdyby nie wprowadził pewnych urozmaiceń, ale lepiej ich nie powtarzać.
— Quin, twoja kolej. Kochany mężu. Uroczyście przysięgam Tobie, że nie zawiodę Cie nigdy, wstydu Ci nie narobię. I nawet gdybyś był pijany, nigdy nie odwrócę się do ściany. Nie będę się z Tobą bić. Nie zapuszczę żurawia do portfela Twego, nie sięgnę po zaskórniaki, aż do 1-szego. Troskliwą opieką czule cię otoczę, i na skacowaną główkę gąbką czoło zmoczę. Po balandze z kumplami, nie będę Cię spowiadać, i smaczne śniadanka do łóżka podawać. Ponadto przysięgam Tobie, tyle dzieci Ci urodzić, ile w pocie czoła, potrafisz mi zrobić. A gdybym Cię zawiodła, zmarnowała życia choć kawałek, niech mnie ukaże sprawiedliwa teściowa i w jej ręku wałek.
Quin także dodała swoje pięć groszy. Wsunęli sobie obrączki na palce (swoją drogą, ciekawe skąd je wzięli) i rozległ się marsz weselny. Quin rzuciła welon, który ja złapałam i na moje nieszczęście, Potter złapał krawat.
— Ona jemu winna, ona jemu winna… — Zaczęli nam głośno śpiewać.
 A ja biedna co miałam zrobić? Chciałam pocałować Pottera w policzek, ale ten się nie dał. Całowaliśmy się długo i namiętnie. Robiło mi się słabo od tej bliskości, ale i tak go nienawidziłam.  W końcu odśpiewali nam z dziesięć zwrotek tej piosenki, a my oderwaliśmy się od siebie dysząc lekko. Peter przyniósł tort weselny i Ognistą Whisky. Syriusz podczas krojenia, stracił równowagę i runął w ciasto, ciągnąc za tyłek „żonę”.
Rozpoczęła się bitwa. Rzucaliśmy się, nacieraliśmy się lukrem i w pewnym momencie moja sukienka pękła, tworząc rozdarcie od kolan do połowy ud. Nie przejęłam się tym za bardzo i dalej bawiłam się świetnie. W między czasie wypiłam cztery butelki Ognistej. Byłam tak pijana, że prawie nie kontaktowałam.
Tańczyłam z Potterem, ale po chwili to mi się znudziło i pociągnęłam go za krawat w stronę jego dormitorium. Całowaliśmy się, wchodząc po schodach, co skończyło się bolesnym upadkiem, ale nie przerywaliśmy czynności. Z trudem rozpięłam jego koszulę i rzuciłam na schody. Wgramoliliśmy się do jego pokoju. Na wejściu zgubił oba buty. Posadził mnie na przewróconej szafie, a ja oplotłam go nogami, a ręce zarzuciłam mu na szyję. Straciłam równowagę i wylądowaliśmy na podłodze, zagrzebując się w stercie ubrań. Z trudem odszukałam jego usta. Jednym ruchem ręki, rozerwał moją sukienkę, a ja rozpięłam pasek u spodni, potem zamek. Przetoczyliśmy się na czyjeś łóżko. Potter złapał za moje włosy i powyciągał z łatwością wsuwki. Moje długie włosy opadały na nas, a my coraz bardziej zatracaliśmy się w sobie. Pocałunki stawały się coraz głębsze i namiętniejsze, a ja zapomniałam o oddychaniu.