wtorek, 24 lipca 2012

9. Rozpacz.


Nienawiść Lily do Jamesa pogłębiała się coraz bardziej. Potter uważał, że Ruda zachowała się jak zaborcza pinda i stanęła w obronie śmiecia. Nie mógł jej wybaczyć, że złamała mu nos. Zaś Evans była przekonana, że postąpiła najlepiej na świecie i dała chłopakowi nauczkę wieszając go pod sufitem. Tak więc ich przyjaźń legła na zawsze i nieodwołalnie w gruzach. Od tego czasu minęły dwa tygodnie, a tajemniczy wróg mugolaków nie dawał o sobie zapomnieć. Podczas jednego ze śniadań, gdy rozdawana była poczta,przed każdym urodzonym w mugolskiej rodzinie wylądowała sowa z wyjcem w dziobie. Tak więc około pięćdziesięciu listów jednocześnie wybuchło, a salę wypełnił krzyk szaleńca.
— WYNIEŚCIE SIĘ ZE SZKOŁY PUKI MOŻECIE, A NIKOMU NIC SIĘ NIE STANIE! TO MOJE OSTRZEŻENIE SZLAMY!!!
Nikt nie chodził sam po szkole, tylko w zwartych grupach. Strach paraliżował uczniów. Nawet Dumbledore wyglądał na bezradnego,choć robił co tylko mógł, aby wyjaśnić tą sprawę.
Była sobota. Dochodziła 8 rano, a Ruda nie miała ochoty na śniadanie. Co roku tego dnia była markotna. Nienawidziła go. Tak więc nie patrząc na przyjaciółki opuściła zamek i ruszyła w stronę chatki gajowego Hagrida. Zapukała do drzwi i w tym samym momencie rozległo się głośne szczekanie Roga. Po chwili drzwi się otworzyły i pojawił się w nich uśmiechnięty od ucha do ucha Hagrid.
— W końcu sobie przypomniałaś gdzie jest moja chatka?Właź Lily.
Olbrzym zaczął krzątać się po izbie. Po chwili postawił przed nią wielki kubek pełen ziołowej herbaty oraz wypieki swojej roboty. Upiła łyk trunku. Nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Hagrid przyglądał się jej przez chwilę.
— Słyszałem o tobie i Jamesie.
— Ten Wypłosz już się poskarżył?!
— Wisz Lily, chyba potraktowałaś go za ostro.
— I nawet ty jesteś po jego stronie?! Dziewczyny prawie w ogóle się do mnie nie odzywają, Huncwoci też. Myślałam, że przynajmniej z tobą będę mogła porozmawiać! Nic tu po mnie. Na razie.
Wstała zła z krzesła i skierowała się w stronę drzwi.Położyła rękę na klamce, a do oczu napłynęły łzy. Nie wiedziała kiedy osunęła się na podłogę i zaniosła się płaczem.
Przyjaciółki się od niej odwróciły, patrzą na nią z wyrzutem, nienawiścią i żalem. James z Syriuszem i Peterem wyśmiewa się z niej na każdym kroku („Uwaga idzie damska bokserka! Chowajcie nosy!”). Remus zawsze nagle znikał, gdy Lily pojawia się w polu widzenia. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze sprawa z mamą.
Miała ochotę uciec z tego miejsca. Zniknąć gdzieś,gdzie nikt jej nie znajdzie. Będzie żyć jak jej się podoba, nikt nie będzie jej dyktował warunków, nie będzie się niczym przejmować, a w szczególności fałszywymi przyjaciółmi, którzy uważają ją za złą, bezuczuciową sukę.
Nie wiedziała kiedy Hagrid przeniósł ją do wielkiego bujanego fotela i przykrył grubym, wełnianym kocem. Nie zdawała sobie sprawy jak długo płakała. Jej serce przepełniała rozpacz. Chciała się komuś wygadać.Opowiedzieć o wszystkich problemach i strapieniach. Znała taką osobę, której mogłaby powiedzieć wszystko. Ale Kurt był setki mil stąd.
Hagrid wydawał się na załamanego i bezradnego.Bełkotał cały czas coś pod nosem. Mogła mu powiedzieć prawdę. Ale czy chciała?Wiedziała, że Huncwoci przychodzą do niego i bardzo się do siebie zbliżyli. Ale przecież jeżeli poprosiłaby go o dyskrecję…
Niewytrzymała.
Zaczęła opowiadać o pobycie u dziadków w Hiszpanii.Jak pokłóciła się z Petunią, zakupach w drogiej galerii, objedzie w restauracji, spotkaniu Samanty, ulicy Krzywej, genialnym pomyśle siostry co do Sylwestra, akcji „ratunkowej” mieszkania, bezpodstawnym oskarżeniu matki,ucieczce z Hiszpanii i powrocie do Hogwartu. Gdy skończyła czuła jakby głaz spadł jej z serca. Nie wiedziała dlaczego. W chatce zapanowała cisza. Hagrid przyglądał się jej się badawczo.
Ale czy na pewno jej?
Olbrzym co chwilę niepewnie zerkał w stronę kąta koło pieca kaflowego.


Był w szoku. Wiedział jej ból i cierpienie, niemalże je czuł, chociaż stał daleko. Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał.Nasza drobna, wrażliwa i pomocna Lily Evans uciekła z domu dziadków. Teraz wszystko rozumiał. Dlaczego zachowywała się tak dziwnie przez ostatni czas i płakała po kątach. Przypomniał mu się jej bogin. Rodzice czule ściskający jej siostrę o twarzy konia i ten krzyczący chłopak. Był tak pochłonięty sprawą Remusa, że nie zdawał sobie sprawy co się dzieje z ciągle przygnębioną Rudą.
Nie wiedział co ma teraz zrobić. Wyjść z ukrycia czy poczekać i wrócić do zamku i jak gdyby nigdy nic traktować Lily jak powietrze?Druga opcja wyglądała bardzo kusząco. Zachowywać się jakby nic się nie stało inic by nie usłyszał.
Ale czy sumienie by mu na to pozwoliło?
Z pewnością NIE. Zachowałby się wtedy jak niedojrzały,nieczuły na ludzką krzywdę bachor.
Ale co Lily pomyśli sobie o nim po tych dwóch tygodniach wyśmiewania? Czy nadal będzie chciała z nim rozmawiać? Wiedział, że źle postąpił. Ale błędy trzeba kiedyś naprawić.
Pewnym krokiem ruszył przed siebie, jednym szarpnięciem zrzucił pelerynę-niewidkę i od tyłu podszedł do szlochającej dziewczyny. Nie zauważyła go, dopóki czule nie objął jej ramieniem i przytulił.
— Sy… Syriusz… — Zachlipała.
— Już dobrze Lily. — Szepnął.
Hagrid zalał się łzami.
— Hag… Hagrid, wystarczy, że ja tu już ryczę.
— Cholibka dzieciaki, myślałem, że ten dureń nie ruszy się z kąta.
— Aż tak źle to ze mną nie jest. Dobra Ruda, a teraz przestań się mazać bo twoja uroda na tym cierpi.
Posłała mu smutne spojrzenie.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś?
— Bałam się, — Odparła po chwili, połykając łzy — że nie zrozumiesz, uznacie to, za kolejny temat do kawałów. A po moim ostatnim starciu z tym Wypłoszem… Przestałam wam ufać. — Ostanie zdanie powiedziała prawie bezgłośnie.
— Ty głupi rudy człowieku… Czy uważasz, że ja z Jamesem robimy sobie ze wszystkiego żarty? Nie odpowiadaj. — Powiedział szybko widząc jej spojrzenie. — Nie rycz już głupia bo…  
Dalsze jego słowa zagłuszyło stukanie sowy w okno.


Hagrid je otworzył, a na kolana Lily spadł pakunek i list, na którym rozpoznała pismo matki. Nie otworzyła go. Wzięła do ręki prostokątne pudełko i rozdarła ozdobny papier. Na wierzchu była koperta, na której widniał podpis przyjaciela.

Lily,
Spełnienia marzeń! Wiem jak tego nie cierpisz, ale nie mogłem się powstrzymać.
Co ty sobie wyobrażasz?!Nie odpisujesz, nie dajesz znaku życia! Twoja matka zawału dostaje! Nie wyobrażasz sobie, jak ona się po tym wszystkim czuje! Wpadła w DEPRESJĘ. Nie może sobie wybaczyć tego jak cię potraktowała, więc bądź tak miła i napisz do niej. COKOLWIEK. Kobieta od zmysłów odchodzi. Już powiedziała, że jeżeli nie napiszesz w ciągu tygodnia, wsiada w pociąg (czy co tam innego) i jedzie do Hogwartu! Nie mówię, że postąpiła dobrze, ale weź się nie zachowuj jak dziecko chore umysłowo. Więc rusz tyłek i napisz list typu: Żyję albo Daję sobie radę.Tu pozwolę wykazać ci się inwencją twórczą.
W przeciwieństwie do twojej matki, Petunia jest wniebowzięta twoją ucieczką i zastanawia się (dość głośno)czy nie mogłabyś nie wracać na wakacje. Spróbuj tylko tak zrobić, a nie ręczę za siebie. Magia mnie nie powstrzyma, a tobie nie pomoże.
Twoja siostra dostała taki opieprz (i nie tylko, czytaj: lanie), że pół miasta zastanawiało się co się dzieje w waszym domu. Słowo. Twoi rodzice nie potrzebowali żadnych sprzętów nagłośniających, aby obudzić śpiącą miejscowość. Zresztą sama wiesz, jak twój tata huknie, to dom z fundamentami się trzęsie.
Wysyłam ci mały prezent.Mam nadzieję, że o czymś ci przypomni.
Miłych urodzin,
                                                                     Kurt.

Do oczu Lily znowu napłynęły łzy. Udało się je jej powstrzymać. Mama wpadła w depresję i to przez nią. Przez jej głupotę! Poczuła się jeszcze gorzej.
Kłótnia z przyjaciółmi, wariat czyhający na życie wszystkich mugolaków, a teraz to.
To było ponad jej siły. Miała dość. Chciał zasnąć, popaść w nieświadomość…
Nie, to by było za proste.Musi stawić czoła wszystkim problemom. Nie ważne jak  trudne się okażą. Zrobi wszystko co w jej mocy, by naprawić wszystko co wyrządziła… Może oprócz Pottera. Co do niego nie zmieniła zdania. Żeby naładować się pozytywną energią sięgnęła po prezent od przyjaciela.
W prostokątnym pudełku znajdował się obraz wykonany przez Kurta. Przedstawiał on ich dwójkę podczas ostatnich wakacji. Byli wtedy tacy beztroscy i niewtajemniczeni… Lecz ten czas przeminął i nigdy nie wróci…  Jeżeli wszystkiego nie naprawi.
— Lily…?
Ta tylko uniosła rękę by go uciszyć.
Drżącymi rękami rozerwała kopertę. Wyciągnęła z niej złożoną kartkę papieru. Przed jej przeczytaniem zamknąwszy oczy westchnęła i rozwinęła papier.
Widniało na niej staranne pismo matki. Przy pisaniu musiała płakać, bo gdzieniegdzie tusz z pióra był rozmazany.
Oczy szybko błądziły po pożółkłym pergaminie. Z każdym następnym słowem jej oczy coraz bardziej szkliły się od łez. Gdy skończyła czytać, zmięła kartkę w dłoni i bez słowa wybiegła z chatki na siarczysty mróz.Biegła na oślep. Przez łzy nic nie widziała.
Wbiegła do zakazanego lasu. Nie dbała o to, że łamie prawo szkolne. Chciała być w tej chwili sama. Po prostu zaszyć się w miejscu gdzie nikt jej nie znajdzie.
Co chwila przewracała się na korzeniach. Las był tak gęsty, że światło słoneczne nie dochodziło. Gdyby nie to, że wiedziała, że jest 10 rano, nigdy by nie powiedziała iż jest dzień.
Coraz bardziej zagłębiała się w mroku, który panował.Ta ciemność działała kojąco.
Upadła. Nie miała siły się podnieść. Nie chciała wstawać.Chciała leżeć tak w nieskończoność. To nic, że była cała mokra i zziębnięta.Ale nie miała na to wpływu.  Coś włochatego owinęło się wokół jej nóg i uniosło do góry. Chciała krzyczeć,wezwać pomocy lecz głos odmówił jej posłuszeństwa. Poddała się bez walki.
To coś co ją niosło było po połowie żabą i niedźwiedziem. Wielkie na 6 stóp cielsko stwora unosiło Lily nad głową. Dopiero teraz mu się lepiej przyglądnęła. Kształtem przypominało wielką i wyrośniętą ropuchę, a ciało pokrywało gęste futro. Stwór miał także długie, ostre jak brzytwa szpony.  I parę oczu złowrogo świecących na żółto. Zagłębiali się coraz bardzie i bardziej w mroku.  W końcu dotarli do dużej okrągłej polany,gdzie ów potworów było więcej. Setki pokrak tłoczyło się wokół Lily. Mutant nie zwracał na nie uwagi, tylko kroczył dumnie przed siebie. W końcu dotarli do kamiennej groty na skraju.
— Lenikl! Lenikl! — Zapiszczało zwierze.
Początkowo nic się nie działo. W cieniu groty nie było nikogo.
Tylko tak jej się wydawało.
Zaczął wyłaniać się jeszcze większy i jeszcze straszniejszy potwór. Miał przynajmniej 12 stóp wysokości i obnażone długie kły.
— Czemuś mnie budzisz, Kweasie? Czyż nie wiesz, że nie lubię być budzony?
— Człowiek panie, człowiek zakradł się do nory!
Zaczął potrząsać Rudą, po czym upuścił ją na dół.
— Bezcześciła naszą ziemię!
Lily zobaczyła w oczach Lenikla narastający gniew.
— Jak śmiesz! Jak mogłaś ją z bluźnić swymi brudnymi członkami?!
— Ja nie chciałam… Nie wiedziałam…
— Milcz psie ludzki!
— Dotarłaś do naszego gniazda i musisz ponieść za to karę.
— Zabić! Zabić! — Rozległy się podniecone krzyki stworów.
Strach, który paraliżował Lily ciągle nie ustępował. Dlaczego weszłam do tego durnego lasu? Ale było już za późno. Zaraz stanie się drugim śniadaniem. Z jej gardła wydobył się przeraźliwy pisk.


Nie mógł uwierzyć, że Ruda postąpiła tak lekkomyślnie i wbiegła sama do Zakazanego Lasu. Niejednokrotnie tam był, ale nie sam. Zawsze towarzyszył mu James. Rzadziej Remus z Peterem. Raz poszedł z Hagridem oglądać skoczki plujące żrącym jadem.
Wiedział, że jeżeli nie znajdzie Lily i to szybko, coś może się jej stać. Las był bardzo niebezpieczny. Ale czy on, wspaniały, piękny i mądry Syriusz Black się go bał? Nie.
Leciał na swoim Nimbusie nad koronami drzew szukając tej niemądrej dziewczyny. Razem z gajowym ustalili, że się rozdzielą i jeden poszuka jej z powietrza, a drugi przemierzy dzicz. Jako że Rubeus znał las jak własną kieszeń poszedł dołem (poza tym, chyba żadna miotła nie uniosłaby jego ciężaru).
Żałował, że nie ma przy nim najlepszego przyjaciela,który ma talent do dostrzegania tego, czego nie widać. Ale oczywiście James musiał uważać się za najważniejszą i najbardziej na świecie pokrzywdzoną osobę,że jak zobaczył zbliżającą się Lily do chatki, od razu dał drapaka.
Mijały minuty, a on nadal nigdzie nie mógł jej znaleźć. Nie wiedział jak długo przemierza powietrze. 10 minut? Pół godziny? A może coś jej się stało? A może Lily już… Nie myśl tak! Co ci strzeliło do głowy? Ruda jest przecież świetną czarownicą. W końcu powaliła Jamesa Pottera. Ta myśl troszkę poprawiła mu humor, co nie zmieniało faktu, że nadal czuł się paskudnie. Przypomniały mu się łzy na twarzy rudzika. Rozpacz niszcząca jej piękne rysy. Jej cierpienie sprawiało i mu ból.Nie mógł przestać myśleć o tym co stało się w Hiszpanii. Własna matka tak ją potraktowała… I co było w tym drugim liście, że tak nią to wstrząsnęło?
Nagle rozległ się mrożący krew w żyłach pisk. I następny. Rozpoznał go. Bez wahania skierował swoją wspaniałą miotłę w tamtym kierunku. Mimo że była ona najszybsza, lot dłużył mu się. Przebycie około tysiąca pięciuset stóp zajęło mu około dwóch cennych minut. A miał wrażenie, że były to dwie godziny.
W końcu ją znalazł. Uratuje ją…
Doleciał na miejsce. To co zobaczył bardzo nim wstrząsnęło. Jedna mała Lily, po środku wielkiego, coraz bardziej zacieśniającego się kręgu ognia, wokół którego skakały jakieś mutanty.Rozpoznał je. Były to Frontele ogniste*, niezwykle groźne. Zanurkował w dół.
— Syriusz!!!
— Lily!!
— Złap się mojej ręki!
— Nie sięgam!
Dzieliło ich jakieś dwie stopy. Nie mógł podlecieć niżej, gdyż ogień palił mu szatę.
Czarny dym unosił się wysoko nad ziemią. Wielkie kłęby otaczały Rudą, która krztusząc się upadła na ziemię. Nie miał wiele czasu.Jeżeli zaraz czegoś nie zrobi, rudzik umrze.
Ale co? Rozpaczliwie szukał w głowie jakiegoś pomocnego zaklęcia, lecz zastał tam pustkę. Dlaczego człowiek w krytycznych momentach przestaje myśleć?
Myśl, Syriusz myśl, przecież jesteś genialny!
Wiedział co ma zrobić. Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę o walonego drzewa.
Wingardium Leviosa!
Kłoda poderwała się do góry. Black skierował ją w stronę ognia. Runęła robiąc przerwę w ogniu, który był zaledwie dwie stopy od leżącej i kaszlącej Rudej. Zanurkował. Był zaledwie kilka dwie stopy od Lily, gdy drogę zatamowały mu trzy Frontele. Znów machnął różdżką.
— Drętwota!
Stwory padły oszołomione na ziemię. James, jak dobrze, że znalazłeś tą przeklętą księgę z zaklęciami!
Lily była nieprzytomna. Nie miał czasu jej cucić.Przerzucił ją przez miotłę i poderwał się ku górze. Nie zdążył uciec. Potwór złapał go za nogę i ciągnął w dół.
— Drętwota! — Chybił.
Różdżka wypadła mu z ręki i upadła zaledwie 8 cali od płomieni.W rozpaczy wyciągnął z kieszeni Lily jej różdżkę.
Drętwota! —Tym razem trafił.
Znowu zanurkował. W ostatniej chwili porwał swój zaczarowany patyczek bo ogień w tym momencie przeskoczył na miejsce, w którym zaledwie dwie sekundy temu się znajdowała.
Udało mu się! Uratował Lily! Wylatywał już za polanę kiedy zobaczył spieszącego Hagrida.
— Mam ją! Jest nieprzytomna. Zabieram ją do skrzydła szpitalnego!



— Na miłość boską, Lily! Przestań nas tak straszyć!
Leżała w skrzydle szpitalnym. Pani Pomfrey pochylała się nisko nad nią. Po około 40 minutach do Sali wszedł Syriusz Black i stanął niedbale opierając się o jej łóżko i szeroko się uśmiechając. Był cały umazany sadzą i śmierdział dymem. Mimo to, nadal był tym samym przystojnym i czarującym chłopcem.
Pielęgniarka krzątała się koło niej z dobrą godzinę,po czym w końcu zostawiła ich samych. Przez chwilę panowało między nimi milczenie. W końcu Lily powiedziała cicho.
— Dziękuję. — A z oczu po raz kolejny tego dnia popłynęły jej łzy, które otarła szybko dłonią. — Skąd wiedziałeś gdzie byłam?
— Uwierz mi, twój pisk zbudziłby nawet umarłego.
Drzwi do Sali otworzyły się z hukiem i wpadły do niej dwie dziewczyny.
— Lily!
— Muszę iść zobaczyć się z Remusem. — Powiedział Syriusz puszczając przy okazji oczko do Rudej.
Zapadła niezręczna cisza.
—  Syriusz powiedział nam o Hiszpanii. — Zaczęła nieśmiało Jul.
— Jest mi tak głupio! — Wybuchła nagle Quin —Przez nas…I pomyśleć, że byłaś z tym sama… Powinnaś się do nas teraz nie odzywać.
— Przestańcie się głupio gadać i mnie przytulcie.
I od tej pory wszystko było jak dawniej. No może prócz zniszczonej przyjaźni z Jamesem.

****************************
* — nazwa tych niezwykłych stworzeń i ich połączenie zostało wymyślone przez autorki

sobota, 7 lipca 2012

8. Sekret Remusa.

Obudziły ją głosy. Początkowo myślała, że nadal znajduje się w krainie marzeń i to tylko jej się śni. Jednak ktoś delikatnie poprawił jej poduszkę i w trosce starł pot z czoła. Szpitalne łóżko wydawało jej się takie bezpieczne i wygodne… SZPITALNE?
Dopiero po chwili przypomniała sobie zdarzenia wczorajszego dnia.
Ale czy na pewno wczorajszego?
Impreza, kłótnia z Petunią, znalezienie Samanty,oskarżenie matki, ucieczka z domu dziadków….
Udając że śpi, przysłuchiwała się rozmowie.
— …od 4 dni nie odzyskała przytomności. — Rozległ się głos młodej kobiety, w którym Lily rozpoznała panią Pomfrey. —Dobrze, że znalazł ją ten Snape przy bramie zamku. Gdyby nie on… Miała skręconą nogę, zwichnięty bark, wysoką gorączkę i wstrząs mózgu.
Zaraz… Wstrząs mózgu? 4 dni leżała nieprzytomna? Lily nie dowierzała własnym uszom. Przecież to niemożliwe! I znalazł ją Snape? Przez chwilę zastanawiała się jak trafiła do skrzydła szpitalnego. Ostatnie co pamiętała to, to, że przekroczyła bramy Hogwartu i szła z bolącą nogą w stronę zamku. Nagle się przewróciła i… Nie wiedziała co się później stało.
— Najważniejsze, że wraca do zdrowia. — Rozległ się męski głos, którego Lily nie potrafiła zidentyfikować.
— Czy to prawda, że w czasie świąt do zamku się ktoś włamał i zniszczył całe jej dormitorium?
— Niestety tak.
— Ale dlaczego? Przecież Lily pochodzi z mugolskiej rodziny. Kto mógłby chcieć zrobić jej krzywdę?!
Włamanie? I to do jej dormitorium? Serce Lily zabiło mocniej.
— Niestety tego nie wiem.
— Na szczęście pannie Broke i Wood nic poważnego się nie stało. Jutro je wypiszę.
Jul I Quin ktoś coś zrobił?! Lily z trudem powstrzymała się od krzyku i udawania, że śpi.
— A te słowa na kartce? Panie dyrektorze? Co one mogą znaczyć?
— Przekaz był jasny. — Lily usłyszała, że Dumbledore wyciąga skrawek pergaminu — „Przy naszym następnym spotkaniu będziesz martwa szlamo. Ciesz się ostatnimi chwilami życia”.
— To musiał być ktoś z Gryffindoru. Tylko oni znają hasło!
— Zapomniała pani o tym, że każdemu uczniowi urodzonemu w mugolskiej rodzinie przytrafiło się to samo.
— Co to znaczy dyrektorze?
— To, że na terenach szkolnych znajduje się niepowołana osoba. Zostały wzniesione wszelkie środki bezpieczeństwa.
Po tych słowach dyrektor i pani Pomfrey oddalili się.Lily zaczekała, aż drzwi trzasną. Poderwała głowę z poduszek. Zaraz pożałowała tego. Ból rozsadzał jej czaszkę. Z powrotem na nie opadła.
W Sali było ciemno. Zegar na ścianie wybił właśnie 23.
Kto mógłby od niej czegoś chcieć i innych mugolaków? I co oznaczały te słowa? Kiedy to się stało? Dlaczego? Przecież nikomu nic nie zrobiła. Zawsze była grzeczna, pomagała innym, miała najlepsze stopnie… Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała.
W głowie kłębiły jej się przeróżne myśli. A może to kolejny dowcip Huncwotów? Nieee… Oni by się do tego nie posunęli. Więc kto?
Z zadumy wyrwał ją głos pani Pomfrey.
— Lily! Nareszcie! Jak się czujesz?
Nie czekając na odpowiedź wepchnęła jej do ust termometr i zaczęła rozmasowywać nogę, która teraz nie bolała.
„Dlaczego nie udałam, że śpię?!”
— Ale napędziłaś nam strachu!
Przez ponad 20 minut krzątała się koło niej.  Na koniec podała jej jakiś proszek, po który ogarnęła ją senność i znów zapadła w głęboki sen.

Dopiero po tygodniu spędzonym w skrzydle szpitalnym,marudzeniu Rudej i błaganiem przyjaciół o to, aby ją w końcu wypisać, pani Pomfrey z niezadowoloną miną to uczyniła.
Zajęcia trwały już, a prace domowe przyjaciele przynosili jej do łóżka. Pomimo wielu starań, próśb i błagań Lily nikomu nie zdradziła dlaczego wróciła w takim stanie do zamku. Nie chciała nikomu o tym mówić. Nie czuła się na siłach, aby o tym opowiadać. Co rano przylatywała jej sówka Sami z listem z domu. Lily czuła żal do matki. Nie mogła jej tego wybaczyć, jeszcze nie. Tak więc wszystkie listy (nie przeczytane) lądowały nad nie kosza. Wieść o napaściach rozniosła się w tempie ekspresowym i była tematem numer jeden wśród uczniów.
Jej pierwszą lekcją po „nieobecności” były eliksiry,na które się spóźniła, bo pani Pomfrey długo narzekała, mrucząc pod nosem, że powinna przynajmniej 3 dni poleżeć jeszcze w łóżku.
— Oto moja najlepsza i najzdolniejsza uczennica! —Profesor Slughorn aż zaklaskał na jej widok. — Zajmij swoje miejsce Lily.
Usiadła pomiędzy Jul i Quin.
Całe pomieszczenie było mocno naparowane, a z kociołka, który stał koło nauczyciela, buchały kłęby gęstego i duszącego dymu.
— Tak więc jak już mówiłem, — kontynuował wykład nauczyciel — mam tu przed sobą eliksir maskujący. Kto może wymienić jego zalety?
Ręka Lily momentalnie poderwała się do góry.
— Ten, kto go wypije, wtapia się w otoczenie. Nie da się go odróżnić od tego co go otacza. Wadą eliksiru jest to, że trwa tylko do10 minut.
— Dopiero co wróciła, a już perfekcyjnie przygotowana do zajęć! 10 pkt dla Gryffindoru. Tak więc, dzisiaj będziemy ważyć ten eliksir.Wszelkie instrukcje znajdziecie na stronie 184.
Ważeniu eliksirów jak zawsze towarzyszył gwar cichych rozmów, stukanie łyżek i krojenie noża. Ruda uwielbiała te zajęcia. Rozpaliła ogień pod kociołkiem, nalała wodę i zaczęła dorzucać po kolei składniki. Lekcje eliksirów mieli łączone ze Ślizgonami gdzie najlepszy był Severus Snape.
Severus…
Zerknęła na niego z ukosa. Chłopiec o węglistych oczach i tłustych, czarnych włosach, pochłonięty był krojeniem korzeni storczyka. Nie zauważył spojrzenia Rudej. Lily wiedziała, że w końcu będzie musiała z nim porozmawiać. Nie mogła go wiecznie unikać. Severus często zaglądał do niej jak była w skrzydle szpitalnym, lecz zawsze udawała, że śpi.Nie chciała z nim rozmawiać, ale przecież musiała mu w końcu podziękować za pomoc. W końcu postanowiła, że porozmawia z nim po zajęciach. 
Oczywiście nikogo nie zdziwiło, że na koniec lekcji eliksir Lily był najlepszy, za co zdobyła kolejne 10 punktów.
Gdy zadzwonił dzwonek, Ruda szybko pozbierała swoje rzeczy i powiedziała dziewczyną, żeby na nią nie czekały, po czym opuściła salę.
 Z tłumu uczniów bez trudu wyłoniła Snapa.
— Sev! Sev!
Próbowała go dogonić ale chłopach nie zwracał na nią uwagi. Nawet na nią nie popatrzył.
— Ja tego tak nie zostawię. — Mruknęła do siebie pod nosem i pomaszerowała do Sali obrony przed czarną magią.
Tę lekcję także mieli ze Ślizgonami.
Weszła do klasy równo z dzwonkiem. Nie zdążyła z nim porozmawiać. Znowu. „Dlaczego ja go unikałam”?
Po chwili wszedł do klasy profesor Limone (Jul automatycznie westchnęła i zrobiła maślane oczka). Podszedł do tablicy i napisał na niej temat „Boginy”.
 — Czy ktoś wie czym jest bogin? Tak panno Evans?
— Bogin to zjawa, która przybiera postać tego, czego najbardziej boi się osoba stojąca przed nim.
— Dobrze. 10 pkt dla Gryffindoru. Dwa dni temu przeszukiwałem zamek, aby go znaleźć. Na szczęście udało mi się. Był w jednej ze starych szaf z lochach. Przeniosłem go tu — wskazał na chwiejący się mebel —abyśmy mogli poćwiczyć. Zaklęcie obronne brzmi: Riddiculus. Bogin znajdujący się w ciemności nie posiada widocznej postaci. Nie wie, co przestraszy najbardziej osobę znajdującą się przed nim.Nikt nie wie,  jak bogin wygląda gdy jest sam, ale gdy wychodzi od razu staje się czymś, co przeraża osobę stojącą przednim. A to oznacza, że mamy nad nim przewagę. Dlaczego?
W górę poszybowała ręka Lily i Severusa. Nauczyciel zignorował obie osoby.
— Panno Broke?
Jul podskoczyła na dźwięk wypowiedzianego przez profesora nazwiska: jej nazwiska.
— Yyy… Bo w tym pomieszczeniu znajduje się wiele osób,a każdy boi się czegoś innego, więc nie wie w jakiej postaci ma się pojawić.
— Bardzo dobrze. Kiedy mamy do czynienia z boginem,warto mieć koło siebie jakąś inną osobę. To go wyprowadza z równowagi bo jednocześnie może chcieć przestraszyć kilka osób. Wtedy może przybrać kształt np. pół mumii i pół nietoperza. Cóż, nie byłoby to zbyt przerażające. Zaklęcie już poznaliśmy. Jest ono bardzo proste, ale wymaga… hmm… wyobraźni. Należy wyobrazić sobie kształt, który was śmieszy, gdyż jak już wspominaliśmy, bogina niszczy śmiech. Wypowiedzenie zaklęcia należy do tej łatwiejszej części.Trudniejsza… Będę potrzebował ochotnika.
Zapadła cisza. Uczniowie patrzyli po sobie i w końcu Syriusz podniósł rękę.
— Pan Black, znakomicie.
Zaprosił chłopca gestem ręki na środek. Syriusz podszedł z dumnie uniesioną głową, co wywołało nagły atak śmiechu u Jamesa,który został stłumiony nagłym wybuchem kaszlu.
— Dobrze, a teraz zastanów się co najbardziej ciebie przeraża. Nie mów tego na głos. My też to zobaczymy.
— Tak, już wiem. — Powiedział po chwili.
— Świetnie. A teraz zastanów się, co ciebie najbardziej śmieszy.
Chłopaki pokiwał głową.
— Dobrze. Za chwilę wypuszczę bogina z szafy i zrobisz tak.
Tu powiedział mu coś na ucho.
— Jeżeli Syriuszowi uda się, bogin zajmie się każdym z was po kolei. Zastanówcie się co was przeraża, a później, jak zmienić to w coś co was śmieszy.
W klasie zapadła cisza. Każdy gorączkowo zastanawiał się czego się boją.
— Gotowi? — Zapytał Lilmone po około dwóch minutach. —Świetnie. Proszę wstać. — Rozległ się dźwięk przesuwanych krzeseł. Gdy wszyscy wstali profesor machnął różdżką i wszystkie ławki i stoliki poustawiały sięrówno pod ścianą. — My się odsuniemy do tyłu, żebyś miał większe pole do manewru. Będę wywoływał kolejne osoby.
Po tych słowach Limone machnął różdżką po raz kolejny,a z szafy wyszedł duży tłusty karaluch. Pewność, która gościła na twarzy Syriusza nagle zniknęła, a jej miejsce zajął strach.. Chłopak wyglądał na sparaliżowanego. Po chwili uniósł różdżkę.
—  Riddiculus!
Karaluch zmienił się w lalkę Barbie, ubraną w różową sukienkę. Klasa wybuchnęła śmiechem.
— Severus Snape.
Syriusz podszedł do Jamesa i mruknął tak cicho, że tylko on to usłyszał.
— Założę się, że bogin zamieni się w szampon.
Obaj zachichotali cicho, a na środku stanął Snape.Przez chwilę wpatrywał się w lalkę, która nagle zmieniła się w ocean. Patrzył chwilę w osłupieniu po czy, podniósł różdżkę.
Riddiculus.
Trzask! Ocean zmienił się w gumową kaczkę. Rozległy się śmiechy, ale to Syriusz z Jamesem śmieli się najgłośniej.
— Amycus Carrow!
Rozległ się trzask, a przed Amycusem pojawił się wąż.Kilka osób zapiszczało. Chłopak cofnął się o krok, a wąż coraz bliżej do niego podpełzał.
— Riddiculus!
Trzask! Wąż zmienił się w pajacyka w pudełku.
— Quin Wood!
Podeszła zdeterminowanym krokiem na środek Sali. Gdy tylko stanęła przed boginem-pajacykiem, ten zmienił się w profesor McGonagall.Bogin-nauczycielka podchodziła powoli do niej wymachując groźnie palcem.
 — Riddiculus!
Trzask! Szata nauczycielki zmieniła się w brązowe bikini, a włosy, zawsze upięte w ciasny kok, opadały lekko na plecy. Część uczniów leżało na ziemi ze śmiechu.
 — Remus Lupin!
Chłopak powoli wyszedł na środek. James i Syriusz głośno wciągnęli powietrze.
Trzask! Profesorka zmieniła się w księżyc w pełni,który wychodził zza chmur. Chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Riddiculus!
Trzask! Księżyc zmienił się w balon.
Klasa ryknęła śmiechem. Tylko Potter i Black patrzylina przyjaciela w osłupieniu.
— Alecto Carrow!
Siostra bliźniaczka Amycusa stanęła na środku. Trzask!Balon zmienił się w przekrwioną parę oczu. Trzask! Pojawił się tygrys szablo zębny.Trzask! Zmaterializowała się złamana, odrąbana od reszty ciała noga.
—Widzicie! Nie wie co zrobić! Panno Evans, proszę go wykończyć!
Lily wystąpiła przed uczniów. Przez chwilę wpatrywała się w nogę, gdy nagle rozległ się trzask! A przed nią zmaterializowała się jej mama, tata, Petunia i Kurt. W klasie zapadła cisza. Lily wpatrywała się w czule przytulających rodziców Petunię. Kurt wskazywał na nią palcem po czym zaczął krzyczeć:
— Dziwoląg! Dziwadło! Nie wracaj ze szkoły dla umysłowo chorych! Nikt CIĘ TU NIE CHCE!
Zebrała myśli, co było bardzo trudne patrząc na tą scenę. Po chwili wrzasnęła.
Riddiculus!
Przed nią pojawiły się 4 pluszowe misie. Klasa wybuchnęła śmiechem, a Lily ryknęła jeszcze raz:
Riddiculus!
Bogin rozsypał się na małe kawałeczki.
— Dobrze! Po 5 punktów dla każdego kto walczył z boginem.  I 5 dla Juliett za teorię. Na tym kończymy nasze zajęcia! Jako pracę domową napiszecie wypracowanie dotyczącą boginów!
Uczniowie wysypali się na korytarze zamku. Rudej znowu nie udało się porozmawiać z Severusem.


Lily siedziała w swoim dormitorium. Jul i Quin pałętały się gdzieś po zamku. Wyciągnęła gitarę i zaczęła grać jakąś smutną piosenkę,która świetnie odzwierciedlała jej nastrój. Czuła się okropnie. I nie miało to nic wspólnego z powrotem ze szpitala. Czuła żal, smutek, brak dalszych chęci dożycia… I ten bogin. Dlaczego to ją najbardziej przeraża? Dlaczego się tym martwi? Przecież ona nic nie zrobiła na świętach! To nie jej wina! Cały czas wibrowały jej w głowie słowa matki: „Rozczarowałaś mnie. A ja myślałam, że można ci zaufać!” Ciągle nie mogła uwierzyć, że matka mogła jej coś takiego powiedzieć.
Ale czy przez to była smutna?
—„Dziwoląg! Dziwadło! Nie wracaj ze szkoły dla umysłowo chorych! Nikt CIĘ TU NIE CHCE!” — To te słowa ją zraniły. To przez nieczuła się okropnie. To przez nie siedziała sama w pustym pokoju i płakała. Nie wiedziała kiedy zaczęła. Odrzuciła gitarę i zwinęła się w kłębek. Łzy ciekły po jej policzkach, a z nosa zwisał smark. Jak mogła myśleć, że wszystko będzie normalne? Nie należała już do świata, niewtajemniczonych i nic nie wiedzących o magii, mugoli. Nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Nie może być. Musi skończyć magiczną edukację i zerwać wszystkie kontakty z rodziną.
Ale czy chciała?
Nie. Kochała matkę i ojca. Petunie też, chociaż po ostatnich zdarzeniach… Ale była jej siostrą. Lepszą czy gorszą lecz była. Kurt.Kurt był dla niej jak starszy brat. Bardzo za nim tęskniła. Chciała się komuś wyżalić. On by wszystko zrozumiał… Ale tu go nie było. Mogłaby porozmawiać z Jul i Quin, ale nie miała ochoty aby im się zwierzać. W końcu będzie musiała powiedzieć im co się wydarzyło w sylwestra… I dlaczego bogin przybrał taką postać.
— Ruda! Masz być twarda! Nie jakaś beksa!
Wstała, otarła twarz z łez i wyszła z dormitorium. Nie wiedziała dokąd idzie dopóki nie usłyszała głosów Huncwotów.
— Jak się dowiedzieliście?
— To nie było takie trudne Luniaczku. Znikasz zawsze raz w miesiącu gdy jest pełnia.
— A twój bogin tylko nas utwierdził w przekonaniu czym jesteś.
— Ale spokojnie, nie mamy zamiaru się od ciebie odsuwać.
— Jesteś naszym przyjacielem z… drobnym futerkowym problemem.
Zachichotali.
— Byłem głupi, że bałem się wam o tym powiedzieć.
Lily, która podsłuchała strzępki rozmowy uciekła z miejsca zdarzenia i bez zastanowienia pobiegła w kierunku biblioteki. Po drodze nie natchnęła się na żadnego ucznia bo większość miała popołudniowe zajęcia.
Jak się spodziewała, biblioteka była pusta. Weszła pomiędzy jeden z licznych regałów i wyjęła około 8 książek, które przeniosła na stolik. Zagłębiła się w lekturze. Nie znalazła nic w „Fazach księżyca” ani w„Astronomii ciał niebieskich”. Spędziła w bibliotece 3 godziny, aż w końcu znalazła coś co ją zainteresowało w „Wpływ księżyca na ludzi i zwierzęta”.

„Wiele jest zwierząt, które pokazuje swoją naturę przy blasku księżyca, lecz najstraszniejszą z nich jest wilkołak. Człowiek, który był ugryziony przez ów zwierze, raz w miesiącu przechodzi bardzo bolesną metamorfozę gdy księżyc jest w pełni. Wilkołak jest nieokiełznanym stworzeniem, a każdy kto się znajdzie w jego zasięgu może zginąć”.

Kilkakrotnie przeczytała ten fragment. Nie mogła uwierzyć w to. Remus Lupin jest wilkołakiem. Zawsze miły i pomocny Remus. Ale bestią staje się tylko raz w miesiącu… To musi być jakaś pomyłka… Ale o takiej nie było mowy. Wszystko się zgadzało: tajemnicze zniknięcia, bogin…
Odłożyła książki i wyszła z biblioteki zmierzając w kierunku wieży Gryffindoru, gdy nagle koło głowy przeleciał jej czerwony grot.Potem następny i kolejny. Bez zastanawiania się pobiegła w kierunku, z którego dochodziły. To co ujrzała przyprawiło ją o furię.
— POTTER!!!
— O, cześć Evans.
— TY KRETYNIE! NA MÓZG CI PADŁO?!
W tym momencie popatrzyła się do góry.
— O PÓŚĆ GO!!!
Pod sufitem wisiał Severus Snape.
— Zwariowałaś? Przez pół godziny za nim biegałem! Inie wypróbowałem jeszcze nowych zaklęć jakich się nauczyłem!
— Debilizm to twoja cecha wrodzona czy nabyta? Brzydzę się tobą, Potter! BRZYDZĘ! Jak mogłam się z tobą przyjaźnić?
— Jak możesz się z nim — Wskazał na Snape’a —przyjaźnić?! Popatrz na niego! Te jego włosy, nos i ciuchy… A teraz popatrz na mnie. Świetna fryzura, styl i genialny szukający. Czego więcej chcieć?
— Bardziej płytkiej osoby niż ty, nigdy nie poznałam.I nie będę miała okazji spotkać! A teraz opuść go!
— Pff… Wolne żarty! Jeszcze z nim nie skończyłem.
Wycelował różdżkę prosto w bezbronnego Snapa. Lily także wyciągnęła swoją i skierowała prosto w Jamesa. Chłopak już otwierał usta lecz Ruda była pierwsza.
Expelliarmus!
— No Ruda, jestem pod wrażeniem. Nie sądziłem, że znasz to zaklęcie.
Levicorpus!
Chłopak zawisł głową w dół.
— Opuść mnie!
Liberacorpus!
Tym razem skierowała grot w stronę Severusa. Chłopak runął na dół. Wolnym krokiem podeszła do Jamesa.
— Łyso ci teraz? Widzisz jak to miło?
— Evans, przestań się ze mnie zgrywać i OPUŚĆ MNIE!!!
— Na długo mnie popamiętasz, Potter.
— Twojego uśmiechu nie jestem w stanie zapomnieć!
— STÓJ PYSK! Jesteś śmieciem, Potter. Nic niewartym,rozpieszczonym bachorem!
— Jesteś taka słodka jak się złościsz!
— Ty nadęty prosiaku! Przestań robić z siebie większą ofiarę losu, niż w rzeczywistości jesteś!
— Jak możesz się z tym czymś zadawać? On jest odrażający!
Ruda niewytrzymała i przywaliła Jamesowi w nos.Rozległ się dźwięk łamanej kości, a chłopak zawył z bólu.
— To ty JESTEŚ ODRAŻAJĄCY!!! Chodźmy stąd Sev. Niech dziecko specjalnej troski popłacze nad złamanym noskiem.