Strony

piątek, 3 sierpnia 2012

10. Stracona impreza.

Przepraszam.
Nawet nie wiesz, jak mnie to zabolało! Uwierzyłaś wiecznie kłamiącej siostrze, a mnie nie dopuściłaś do głosu!
Myślałam, że mi ufasz!
Myliłam się.
Nie jestem wstanie… Nie mogę… Za wcześnie jeszcze na przebaczenia. To cały czas mnie boli! Ciągle staje mi przed oczami twoja twarz…
Potrzebuję czasu.
                                                                     Lily.

Patrzyła przez chwile jak jej śnieżna sowa oddala się z listem przywiązanym do nóżki. Kiedy zniknęła za horyzontem, opuściła sowiarnie i skierowała swoje kroki ku Wielkiej Sali.


— Ona doprowadza mnie do szału! Co sobie myśli? Może wystawiać nas do wiatru!? Przecież byłyśmy umówione 20 minut temu, że pójdziemy do Hagrida!
— Pewnie jak zwykle szlaja się z Blackiem.
Lily i Jul siedziały w swoim dormitorium. Miały przygotowane płaszcze i szaliki, a w dłoniach trzymały kalosze.
— Już mnie popamięta! Mogliby w końcu zerwać! Co oni sobie wyobrażają!? Mają zaledwie po 11 lat, a już romanse im w głowach! Nagadam jej to tego pustego, wścibskiego…
W tym momencie drzwi dormitorium trzasnęły i wpadła do niego zapłakana Quin. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Nie patrząc na przyjaciółki, rzuciła się na łóżko i zasłoniła kotarami.
— W końcu raczyłaś wrócić!? — Ruda nie zauważyła w jakim stanie jest blondynka — Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną, wredną, wkurzającą, wścibską…
— Zerwałam z Syriuszem. — Obiegł je stłumiony głos Quin.
Obie momentalnie złagodniały. Cała złość nagle wyparowała. Wgramoliły się na pościel blondynki. Twarz miała ukryta pod poduszką.
— Wykrakałaś! — Powiedziała cicho Jul.
— Quin, wiemy, że musisz teraz cierpieć z powodu tego pajaca, ale wiedź, że będziesz miała jeszcze wielu chłopców i…
— Nie płacze z powodu tego idioty! — Twarz blondynki wyłoniła się spod nakryć. Oczy miała zapuchnięte. — Zerwałam bransoletkę! — I pokazała cieniutki łańcuszek zaciśnięty w jej pięści.
— Oszaleję przez ciebie!
— A wy myślałyście, że co? Że będę płakać przez Syriusz Blacka, który ogląda się za każdym ładnym tyłkiem w szkole? Nie odpowiadajcie. Dodała widząc miny przyjaciółek.


W końcu nastał marzec, a wraz z nim temperatura na dworze rosła, a śnieg topniał. Najbliższy mecz – Gryffindor vs. Huffelpuff –miał odbyć się w najbliższą sobotę. Między domowe rozgrywki wzbudziły ogromne podniecenie wśród uczniów, a w sobotni poranek mówiło się tylko o meczu.
Wróg numer 1 wszystkich mugolaków przestał dawać osobie jakichkolwiek oznak życia, więc sprawa została zapomniana. Tylko Ślizgoni ciągle drwili z dzieci urodzonych w nie magicznych rodzinach, lecz z czasem przestało to bawić kogokolwiek i nikt nie zwracał na to uwagi.
Lily, nie rozmawiała z Jamesem, a nawet odmawiała przebywania z nim w jednym pomieszczeniu dłużej niż trwało jedno pogardliwe spojrzenie. Chłopak także nie przejawiał żadnych chęci, do pogodzenia się z dziewczyną. Coraz częściej na korytarzach można było spotkać Pottera i Blacka rzucających zaklęcia z książki, którą Okularnik znalazł w bibliotece. Dziwnym trafem w tym samym czasie na korytarzu pojawiałam się McGonagall, która na ten widok wpadała w furie, przez co dwaj Huncwoci zarabiali kolejne szlabany, dzięki czemu ich wolny czas skurczył się do minimum, bo do tego dochodziły jeszcze treningi.
Tymczasem, w dormitorium dziewczyn z 1 roku siedziały trzy dziewczynki ostro się o coś wykłócając.
— Nie pójdę na ten durny mecz, więc dajcie mi w końcu święty spokój! — Warknęła Lily.
Jej przyjaciółki od dobrej godziny próbowały przekonać ją, aby jednak zmieniła zdanie, ale jak widać Ruda została nieugięta.
— Evans, pójdziesz nawet jeśli będziemy musiały cię tam zaciągnąć siłą!
— Wood, bądź tak miła i przymknij jadaczkę bo chce się uczyć!
Ta niezrażona słowami przyjaciółki podeszłą do niej i zabrała książki wraz z notatkami.
Lily zrobiła wściekłą minę i warknęła:
— Oddaj to!!
— A pójdziesz z nami na mecz?
— W twoich snach.
— Więc zapomnij o notatkach.
Mówiąc to przystawiła koniec różdżki do pergaminu i wymówiła zaklęcie. Z papieru poleciał dym, a koniec kartki był lekko spalony.
— Przestań!! — Powiedziała błagalnym tonem, Ruda.
— A pójdziesz z nami?
Ta w duchu obliczyła swoje szanse: jeżeli spali jej notatki to nie będzie miała się z czego uczyć, co wiąże się z tym, że obleje egzaminy. Natomiast to wiąże się z tym, że Petunia będzie się z niej śmiała tak, że oczy jej wyjdą z orbit.
Lily widząca to oczami wyobraźni mimowolnie się wzdrygnęła.
— No dobra, pójdę na ten przeklęty mecz… — Powiedziała ze zrezygnowaniem.
Jul i Quin przybiły sobie piątki i z triumfującymi śmiechami oddały jej, jej rzeczy.
— Nie cieszcie się tak! To w ogóle nie jest śmieszne! Po cholerę mnie tam ciągniecie?! Nie dość, że będzie tam ten Wypłosz to pewnie będzie się tak popisywał, że bardziej się nie da!
— Spójrz na to z innej strony, może kiedy będzie się wygłupiał uderzy w słup, albo zaryje twarzą w ziemie… Uuu, albo spadnie zmiotły i połamie się tak, że już nigdy na nią nie wsiądzie. — Powiedziała Quin.
— Ty wiesz jak poprawić mi humor!
— Tak wiem, jestem genialna!
Zachichotały.
— W co ja się ubiorę ?! — Spytała z rozpaczą w głosie, Jul.


Weszły do Wielkiej Sali ubrane w barwy ich domu.  Usiały przy stole i nałożyły sobie kanapki z serem żółtym, pomidorem i marynowaną papryką. Do kubków nalały sobie soku. Dwie kanapki, później przyszli chłopcy.
— A gdzie zgubiliście, Pottera?
— A co? Zainteresowana?
— Nie zgrywaj się, Black, tylko odpowiadaj na pytania.— Zażądała Quin.
— Powiedział, że nie przyjdzie póki Lily tu siedzi —Odpowiedział Peter.
Chłopaki wbili w niego mordercze spojrzenia.
— Lily, to nie tak!
— Przekażcie swojemu koledze.., — ostatnie słowo powiedziała z jadem — że może uraczyć was swoim jakże wspaniałym towarzystwie, ponieważ ja już skończyłam.
Wstała od stołu i ruszyła w stronę wyjścia z wysoko uniesioną głową.
Po drodze minęła Jamesa, którego nawet nie zaszczyciła spojrzeniem.
— Królowa zła, dzisiaj nie w sosie? — Spytał przyjaciół gdy siadł przy stole.
— Idę do niej!
— Syriusz ,daj spokój! Będziesz za nią latał, za  każdym razem gdy się zdenerwuje? Musiał byś przy niej siedzieć 24 na dobę!
— Może gdybyś czasami się zastanowił nad tym co mówisz i robisz, a później tego nie mówił i nie robił było by inaczej.
Warknął Black i porywając kilka kanapek ze stołu, wybiegł z Sali.
Swoje kroki skierował na stadion. Stwierdził, że jeżeli jej tam nie będzie, to przygotuje się do meczu.
Kiedy w końcu dotarł na miejsce stwierdził, że warunki panujące na dworze nie są zbyt dobre. Wiał silny wiatr, a słońce jasno świeciło na bezchmurnym niebie.
Rozglądnął się po trybunach, lecz nikogo nie zobaczył. Miał już iść do szatni się przebrać, gdy na schodkach zobaczył rudą czuprynę. Bez zastanowienia pobiegł w jej stronę.
— Cześć Ruda.
— Będziesz się ze mną witał co 5 minut?
— Tak! — Odpowiedział z szerokim uśmiechem.
Ta pokręciła głową i usiadła na ławce. Chłopak klapnął obok niej.
— Wiesz, James… on…
— Nie chce słuchać jak tłumaczysz swojego najlepszego przyjaciela.
— W tym rzecz! Ja go nie chce tłumaczyć! Naprawdę! —Dodał widząc niedowierzającą minę Lily.
— No dobra… powiedzmy, że ci wierze. Co w tej sprawie?
— Wiesz, on mi się ze wszystkiego zwierza… uwierz mi :to jak go wtedy potraktowałaś, to bardzo go zabolało, nie tylko cieleśnie. Najechałaś na jego ego… A jeżeli skrzywdzisz męskie ego.. no to jest później ciężko.
— Oh.. już ja to wykorzystam!
— Już się boję.
— Dzięki Syriusz.
Ze strony zamku zaczęły dochodzić do nich piski i śpiewy.
— Musze iść. — Powiedział Black podnosząc się ze swojego miejsca.
 Gdy już odchodził usłyszał.
— Powodzenia!
Chłopak odwrócił głowę i posłał jej szeroki uśmiech.
Po chwili dołączyli do niej jej przyjaciele. Przywitała ich szerokim uśmiechem.
 — Widzę, że Black działa na ciebie kojąco. — Stwierdziła Quin
 —  Jest wspaniały!  Oh.., a te jego pocałunki… — Zachichotała.
 —  Prawie ci uwierzyłam. — Mruknęła Quin.
 — Witam wszystkich na pierwszym po przerwie meczu Quidditcha! Przy mikrofonie wasz najukochańszy i najwspanialszy Cykor.
Siedząca obok niego McGonagall, przejechała otwartą dłonią po twarzy.
— Na boisko wchodzi drużyna Gryffindoru prowadzi ich Chrtstoper Gramm – kapitan drużyny. Swoją drogą ma ładną dziewczynę… Jak zerwiecie to daj znak!
Chris uśmiechnął się.
— Trochę sobie poczekasz! Kocham Cię Vee!
Mówiąc to posłał niziutkiej blondynce w powietrzu buziaka. Ta uśmiechnęła się szeroko do niego i pomachała.
— Taa… Nie mam szans… — Odezwał się John Speed  — No alecóż… Reszta drużyny: Jasson More, Dany Hataway, Mery Luu, Mick Olson, Syriusz Black i JamesPotter. A teraz drużyna Huffelpuffu: Vincent Trelew, Jenny Manta, Hoard Butte,Klaus Boise, Jared Delhe, Jack Frog i Irma Segovia.
Kapitanowie uścisnęli sobie dłonie. Iii… Ruszyli! Przy kaflu Frog, podaje do Jenny, która nawiasem mówiąc jest niezła..
— Speed! Nie chcemy lepiej poznawać twojego życia uczuciowego!
— Już dobrze, dobrze… Podaje kafla do Trelew’a … Nie złapał. Piłkę przejmuje Black, podaje do Olsona … Brunet wybija tłuczek w stronę Syriusza… UWAŻAJ!!! Publiczność wstrzymała oddech i tak ! Zrobił unik istrzela… GOOL! 10:0 dla Gryffindoru. Przy kaflu Trelew…
W tym czasie James wraz z Irmą poszukiwali Złotego Znicza. Oblatywał dookoła stadion wypatrując blasku piłeczki. Puchonka postanowiła trzymać się jak najbliżej Pottera, co utrudniało mu grę. Z głowy wyleciała mu Lily Evans, bo nim rozpoczęła się gra, jej twarz cały czas stawała mu przed oczami.
Po trzech kwadransach było 120:90 dla Gryfonów, a złota piłeczka nie pokazała się ani razu.
Kiedy w końcu ją zobaczył.
Znajdowała się około 2 stopy nad głową rudowłosejdziewczynki. Zawahał się. Przecież nie mógł tam polecieć, nie po tym co sięstało… Ale nie było rady. To gra i nie liczyło się jego ego.
Poderwał miotłę i pochylił się nisko, przyśpieszając. Irma zrobiła to samo, ale nie miała szans przy najnowsze miotle Jamesa.
— Proszę państwa! Potter zobaczył znicza!
Leciał z zawrotną prędkością. Wiatr gwizdał mu wuszach. Był coraz bliżej.
Widział, że Lily wstrzymuje oddech i patrzy na niego jak sparaliżowana.
— On chce ją zabić!!
— Speed!!!
Ale on już nic nie słyszał. Przed oczami miał tylko złotą piłeczkę. Wyciągnął przed siebie rękę by ją chwycić, ale znicz pomyślał, że niżej będzie mu wygodniej.
James zacisnął zęby i przekręcił się tak, że wszystko widział do góry nogami.
Miał ją!
Z satysfakcją zacisnął palce wokół Złotego Znicza.
— Tak Potter złapał znicza!!!
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego głowa znajduję się na wysokości twarzy Lily.
— Cześć Evans! Umówisz się ze mną?
Cała złość na dziewczynę naglę znikła.
— O tak, Potter! O niczym innym nie marze, tylko o tym by być z tobą sam na sam i w końcu skopać ci tyłek.
Sarkastycznie odpowiedziała dziewczyna i jednym ruchem ręki zwaliła go z miotły.
— Uuu… ! To musiało boleć ! No ale cóż… Kto powiedział, że z kobitkami będzie łatwo? Gryffindor wygrywa 270:80!
Lily podniosła się z miejsca, kucnęła przy leżącym na ziemi Jamesie i powiedziała:
— Świetny mecz. — Poklepała go po ramieniu i poszła.
Po drodze dogoniły ją przyjaciółki.
— Lily! Jesteś genialna! — Powiedziała Jul
— Tak wiem.
— I skromna. — Dodała Quin.
— Ale do mnie ci trochę brakuje. — Powiedział Syriusz, który niewiadomo skąd się przy nich wziął.
— Niestety ciebie nigdy nie przebije.
— Wiesz z tym trzeba się urodzić…
— A ty nie powinieneś teraz ratować swojego przyjaciela?
— O cholera! Zapomniałem o nim!
I już go nie było.
Dziewczyny pokręciły głowami i weszły do zamku.
— Teraz już wszystko wróci do normy. — Stwierdziła Jul
— Co masz na myśli? — Spytała Lily.
— No wiesz, James znowu się do ciebie odzywa…
— Co nie znaczy, że ja do niego też.
— Oj proszę cię, a przed chwilo to co? Wysyłałaś mu znaki? I nie chodzi mi o to, że zrzuciłaś go z miotły!
— Hmm… Może przez to znowu się obrazi.
— Nie wydaje mi się…
— Nawet pomarzyć mi nie dasz.
— Pomarańcze.
Weszły do Pokoju Wspólnego, w którym na szczęście jeszcze nie było tłumów. Szybko udały się do dormitorium. Gdy tylko drzwi do pokoju się zamknęły Jul doskoczyła do szafy. Po krótkich oględzinach jak zawsze stwierdziła:
— Nie mam się w co ubrać!!
Dziewczyny zachichotały.
Quin szybko przeszukała półki mebla i wyciągnęła czarne obcisłe rurki i czerwoną bluzkę na cienkich ramiączkach. Do tego czerwone balerinki i dodatki.
— Jesteś genialna!!
— Wiem! A ty, Lily?
— Ja nie idę. — Odparła wzruszając ramion.
— Jak to nie idziesz?! — Wydarły się dziewczyny.
— Normalnie. Będę się uczyć.
— Przecież jest weekend! — Oburzyła się Jul.
— Wiecie za 11 tygodni rozpoczynają się egzaminy.
— Masz racje! 11 tygodni!! To kawał czasu!!
— To bardzo mało czasu!
— Odpuść sobie dziś! Wygraliśmy mecz i dopiekłaś Potterowi! Zasługujesz na zabawę!
— Jeszcze będzie czas na zabawę. — Zarzuciła torbę na ramię i położyła rękę na klamce.
— Gdzie idziesz?
— Gdzieś, gdzie będzie cicho.
— Czekaj!
Ale już jej nie było.
— Idziemy po Syriusza. — Powiedziały zgodnie i wyszły z pokoju.
 Rudowłosa dziewczynka wolnym krokiem przemierzała puste korytarze.
Gdy dochodziła już do celu swojej podróży rozległy się czyjeś kroki. Odwróciła się i zobaczyła zbliżającą się postać Syriusza.
Westchnęła i pokręciła głową.
— Dziewczyny cię zwerbowały?
— Nie, sam się zgłosiłem na ochotnika. No dobra… masz rację.
— Jak zawsze.
— Czego nie przyszłaś na zabawę?
— Bo będę się uczyć?
— Na korytarzu?
Westchnęła.
— A umiesz dochować  tajemnicy? Chociaż myślę, że Potter ci powiedział.
— Zależy o czym.
— Oj po prostu chodź.
Wzięła go za rękę i poprowadziła do końca korytarza.
— Wiesz Evans, nie chce nic mówić…
— To po co się odzywasz?
I nie czekając na jego odpowiedź trzy razy przeszła pod ścianą. Rozległ się cichy trzask a w ścianie pojawiły się drzwi.
Syriusz ze zdziwienia otworzył usta.
— Idziesz?
Lily ciągnąc Syriusza za rękę weszła do pomieszczenia.
Był to pokój o przyjemnym beżowym kolorze ścian i jasny panelach. Na środku stały dwa fotele, a przy  nich niewielki stolik. Pod ścianą umieszczone było biurko z wygodnym krzesłem, a obok regał na książki, po brzegi nimi wypełniony.
— Nie wiedziałem, że w Hogwarcie jest takie pomieszczenie.
— Bo nie ma. — Odparła Lily i usiadła na fotelu.
— Jak to „nie ma”? Przecież w nim jesteśmy!
— To pokój życzeń. — Powiedziała obojętnie wyciągnęła książkę do eliksirów.
Syriusz z wrażenia usiadł na podłodze. Ruda patrzyła na niego z rozbawieniem.
— I ty to mówisz tak obojętnie?!
— A jak miałam ci to powiedzieć? — Chłopak otwierał i zamykał usta. — No właśnie.
Wstał i usiadł obok zagłębionej w lekturze dziewczynie.
— Czego nie zostałaś na imprezie? — Spytał.
Ta westchnęła i odłożyła książkę.
— Ponieważ, chciałam się uczyć, ale taki jeden przygłup mi to uniemożliwia.
— Jeszcze mi za to podziękujesz. I nie jestem przygłupem!
— Podziękuje ci jak stąd grzecznie wyjdziesz.
— Wyjdę kiedy, ty wyjdziesz.
— To przygotuj się na straconą imprezę.
— Lily!!!
— No co? Przecież nikt ci nie każe ze mną siedzieć.
Chłopak zacisnął zęby i głęboko oddychał. Lily wzruszyła ramionami i otworzyła książkę do Obrony Przed Czarną Magią. Boginy. Zagłębiła się w lekturze. Niestety skupienie się na treści ktoś jej uniemożliwiał, bo ten ktoś ciągle zaglądał jej przez ramię.
— Black!
Chłopak tak się przestraszył, że spadł z oparcia, robiąc przy okazji dożo hałasu.
— Mogłabyś nie straszyć ludzi!? — Marudził rozmasowując obolałe miejsce (czyt. tyłek).
— Nie miałam pojęcia, że boisz się własnego nazwiska.
— Odpłacisz się mi się za to! I nawet wiem już jak!
Bez żadnego uprzedzenia, złapał Rudą w pasie i przerzucił przez ramię. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, piszczeć, wbijać paznokcie, gryźć, kopać i bić. To na nic. Black dzielnie się trzymał. Tylko czasami lekko się  skrzywił.
Lily w chwili załamania palnęła pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
— Znam sekret Remusa!
Jeszcze nim skończyła mówić, pożałowała tych słów.
Chłopak nagle zatrzymał się w miejscu. Jego ciało zesztywniało, na twarzy pojawił się szok, a ręce które trzymały ciało Rudzika nagle straciły całą siłę i dziewczyna wylądowała na podłodze. Przez dłuższą chwilę nie  mógł nic powiedzieć.
— Ale…? Jak…? Skąd…? Od kiedy…?
Nie musiał dokańczać pytań.
Lily zaczęła opowiadać mu wszystko po kolei. Jak to w rozpaczy udała się do ich dormitorium, podsłuchała strzępki rozmowy, szukała informacji w bibliotece.
— …i w dodatku te jego zniknięcia. — Mówiła coraz ciszej.— Zawsze gdy jest pełnia. No i jego bogin. Księżyc w pełni. On jest… wilkołakiem.
Black był biały jak kreda. Wiedział, że Ruda jest bardzo inteligentna i mądra, ale to przeszło jego oczekiwania. Dziewczyna wciągu jednego dnia potrafiła odgadnąć zagadkę, nad którą z Jamesem głowił się przez pół roku. Był pod wrażeniem. Widział, że Lily czeka na odpowiedź, tak jasną jak słońce, ale nie mógł wydusić z siebie słowa. Po prostu stał i gapił się na nią, z rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami.


Impreza w Pokoju Wspólnym trwała w najlepsze. Królową parkietu została Rose z trzeciej klasy, co bardzo denerwowało Jul. Gwiazda wieczoru, James Potter, stał na stole i pozował do zdjęć z namolnymi Gryffonkami z pierwszego roku: Laura, Monie, Scharlott i Vicko. Kompletne idiotki i typowe lalki Barbie, szczerze znienawidzone (i z wzajemnością), przez Lily ,Quin i Jul. Wielka czwórka blond plastików łasiła się do Pottera, a Broke i Wood stawiały zakłady, która pierwsza zacznie czyścić buty Okularnika. Ich „szefowa” Monie, była najgorsza. Wredna pinda (według Quin), zarozumiała krowa (według Lily),nadęta i napuszona łajza (według Jul). Już w pierwszym tygodniu szkoły darzyły się szczególną nienawiścią, która z każdym dniem pogłębiała się coraz bardziej. Jednak największą wojnę stoczyły, kiedy we wrześniu profesor McGonagall zakomunikowała im, że najprawdopodobniej zamieszkają w jednym dormitorium (powód nieznany). Na szczęście tak się nie stało. Dyrektor nasłuchał się wielu narzekań, krzyków i błagań „obu  obozów” i mając po jakimś czasie dość, pozwolił zachować swoje pokoje. Najbardziej Monie nie trawiła Lily, bo jak twierdzi: „Nie jest godna wzdychań boskiego i najwspanialszego na całym świecie, przy okazji genialnego szukającego Jamesa Pottera”. Ruda także najmniej darzyła ją uczuciem, gdyż „Ta napuszona lala jest ślepa na moją nienawiść do Pottera i gdyby miała choć troszkę oleju w głowie, zauważyłaby, że nie rozmawiają ze sobą od miesięcy”.
Każdy się dobrze bawił, prócz Remusa, który wyglądał jeszcze bardziej mizernie. Chłopak miał ochotę paść w poście i przespać tą durną imprezę, na której James po raz kolejny robił z siebie głupca. Wstawał już z kanapy kiedy od tyłu złapała go czyjaś zimna dłoń.
Lily.
Jej mina nie wróżyła niczego dobrego. Wiedział, że chce z nim porozmawiać. Dziewczyna wykonała lekkie skinienie w kierunku dziury pod portretem, po czym ruszyła.
Poszedł za nią.
Szli w milczeniu korytarzami zamku.
Czego ona może od niego chcieć? Czy chodzi jej o to, że się do niej nie odzywał? Był głupcem. Wiedział to. Nie powinien jej tak z góry osądzać. Nie, z pewnością nie to. Pomoc w zadaniu domowym? Nigdy w życiu. Przecież Lily była najlepsza na roku. Więc co?
 Weszli do jakiejś opuszczonej sali. Siedział tam Syriusz z poważną miną.
„Jest gorzej niż myślałem. Syriusz i powaga? Albo ktoś umarł, albo… ”
— Remus, ja… — Umilkła. Widział zakłopotanie na jej twarzy.
— Ona wie. — To Syriusz w końcu się odezwał. Wiedział, że Ruda nie odważy się powiedzieć mu prawdy, więc sam postanowił mówić.
Remus zbladł jeszcze bardziej.
— Ten Rudy człowieczek poskładał wszystkie fakty znacznie szybciej od nas. Uwierzysz, że zajęło jej to zaledwie 3 godziny?
— Remus… Chcę, żebyś wiedział, że to mi nie przeszkadza. Po prostu taki jesteś i… Twój mały futerkowy problem… Twój sekret będzie u mnie bezpieczny.
— Lily, nie chciałem, żebyś w taki sposób się dowiedziała. Powiedziałbym ci. Kiedyś. W przyszłości. Ja po prostu…
— Bałeś się o to, że odwrócę się od ciebie i wygadam każdemu twoją tajemnicę? Przestraszę się, że Dumbledore przyjął kogoś takiego do szkoły, kto może być zagrożeniem dla uczniów? — Zrobiła dłuższą przerwę. —To byłeś w błędzie.
— Lily… Wiedziałem, że zrozumiesz…
— Oj, dosyć tych smętów! — Syriusz stracił cierpliwość. — W Pokoju Wspólnym jest impreza i nie mam najmniejszego zamiaru, żeby cała mi przepadła.


Każdy się dobrze bawił, prócz Remusa, który wyglądał jeszcze bardziej mizernie. Chłopak miał ochotę paść w poście i przespać tą durną imprezę, na której James po raz kolejny robił z siebie głupca. Wstawał już z kanapy kiedy od tyłu złapała go czyjaś zimna dłoń.
Lily.
Jej mina nie wróżyła niczego dobrego. Wiedział, że chce z nim porozmawiać. Dziewczyna wykonała lekkie skinienie w kierunku dziury pod portretem, po czym ruszyła.
Poszedł za nią.
Szli w milczeniu korytarzami zamku.
Czego ona może od niego chcieć? Czy chodzi jej o to,że się do niej nie odzywał? Był głupcem. Wiedział to. Nie powinien jej tak z góry osądzać. Nie, z pewnością nie to. Pomoc w zadaniu domowym? Nigdy w życiu.Przecież Lily była najlepsza na roku. Więc co?
 Weszli do jakiejś opuszczonej sali. Siedział tam Syriusz z poważną miną.
„Jest gorzej niż myślałem. Syriusz i powaga? Albo ktoś umarł, albo… ”
— Remus, ja… — Umilkła. Widział zakłopotanie na jej twarzy.
— Ona wie. — To Syriusz w końcu się odezwał. Wiedział,że Ruda nie odważy się powiedzieć mu prawdy, więc sam postanowił mówić.
Remus zbladł jeszcze bardziej.
— Ten Rudy człowieczek poskładał wszystkie fakty znacznie szybciej od nas. Uwierzysz, że zajęło jej to zaledwie 3 godziny?
— Remus… Chcę, żebyś wiedział, że to mi nie przeszkadza. Po prostu taki jesteś i… Twój mały futerkowy problem… Twój sekret będzie u mnie bezpieczny.
— Lily, nie chciałem, żebyś w taki sposób się dowiedziała. Powiedziałbym ci. Kiedyś. W przyszłości. Ja po prostu…
— Bałeś się o to, że odwrócę się od ciebie i wygadam każdemu twoją tajemnicę? Przestraszę się, że Dumbledore przyjął kogoś takiego do szkoły, kto może być zagrożeniem dla uczniów? — Zrobiła dłuższą przerwę. —To byłeś w błędzie.
— Lily… Wiedziałem, że zrozumiesz…
— Oj, dosyć tych smętów! — Syriusz stracił cierpliwość. — W Pokoju Wspólnym jest impreza i nie mam najmniejszego zamiaru,żeby cała mi przepadła.

1 komentarz:

  1. ,,- W co ja się ubiorę ?! — Spytała z rozpaczą w głosie, Jul." Od kiedy jedynastolatki przejmują się ubiorem lub chodzą na ,,imprezy"? Bez sensu oj bezsensu. Chociaż patrząc na dzisiejsze czasy to... No właśnie trzy kropki to odpowiedni komentarz. Początek był fajniejszy a teraz to trochę zawaliłaś...
    Gorąco pozdrawiam Amelia

    OdpowiedzUsuń