Strony

niedziela, 30 września 2012

17. Nowe dary.

Jak ja to wszystko pomieszczę w szafie?! Po co wzięłam prawie wszystkie ubrania!? Szkoda, że nie mogę…
Jaka ze mnie idiotka!
Walnęłam się ręką w głowę.
Przecież jestem czarownicą! Zaklęcie rozszerzające! Wyciągnęła różdżkę z szaty i machnęłam nią w stronę mebla.
— Expandir!*
Zaczęłam wieszać ubrania na wieszakach. Na dole ustawiłam buty, a na górnej półce całą resztę. Do szafki nocnej schowałam lakiery do paznokci, które bez mojej pomocy by się tam nie zmieściły, a na półce w łazience, na którą także byłam zmuszona rzucić zaklęcie, moje kosmetyki. Zajęło mi to dobre cztery godziny. Cały czas ignorowałam muzykę dochodzącą z dołu. Popatrzyłam na zegarek. Dochodziła cisza nocna. Z nudów poszłam do Pokoju Wspólnego. To co tam zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Wszystkie meble zostały odsunięte, barykadując przejście pod portretem. Na parkiecie tańczyło wiele par, a DJ-em był Peter. Pod kominkiem stał bar, który obsługiwał Remus. Przy oknie stała beczka z mugolskim piwem, do której przymocowana była rurka, z której pił, stojąc na rękach, Syriusz. Na Potterze wisiała Monie, kompletna idiotka z naszego roku, której szczerze nienawidziłam. Cóż, oboje są siebie warci. Jul siedziała na kolanach komentatora meczów — Cykora, a Quin dopingowała Syriusza.
Miałam już przystawiać różdżkę do gardła i wypowiedzieć zaklęcie wzmacniające głos, kiedy ktoś złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Był to Mick Olson, ścigający naszej drużyny i nieziemsko przystojny brunet z czekoladowymi oczami, chodzący do siódmej klasy.
Rozmawialiśmy, tańcząc do szybkich kawałków. A raczej: to on cały czas nawijał, a ja odpowiadałam półsłówkami.
Gdybym teraz przerwała imprezę, połowa Gryffonów by mnie znienawidziła. Z drugiej strony, jeżeli jej nie przerwie, wpadnie tu McGonagall i dostaniemy opieprz. A mi się dostanie najbardziej, bo jestem prefektem. A po całej szkole rozniesie się, że Lily Evans to nieodpowiedzialna gówniara, której Dumbledore zupełnie przez przypadek dał to wyróżnienie. Ale równie dobrze mogą mówić, że poważna pani prefekt nie potrafi się bawić i wyżywa się na innych.
Od kiedy przejmuję się tym, co pomyślą o mnie ludzie?!
Moje dalsze rozmyślania przerwał Mick, który dotknął blizny na mojej ręce.
Zostałam wciągnięta w jego wspomnienia. Zobaczyłam, że chłopaka wychowują dziadkowie, bo rodzice są alkoholikami i został im zabrany w wieku czterech lat. Tak jak ja pochodzi z rodziny mugoli, a o Hogwarcie dowiedział się dopiero, jak dostał list. Był bardzo chorowitym dzieckiem i często leżał w szpitalu. Nie miał za wielu przyjaciół w mugolskim świecie. Dopiero tutaj poczuł się jak w domu. I gdy myślałam, ze to wszystko się skończy, zobaczyłam coś jeszcze. A raczej, poczułam. W jednej sekundzie zrobiło mi się bardzo gorąca, a w następnej  zimno. Potem jak grom z nieba, jego emocje wypełniły mnie. Czułam, że jest on szczęśliwy bo z nim rozmawiam i poświęcam mu czas. Zmartwiony, bo moje oczy pusto się w niego wpatrywały i smutny bo zaczynam wyrywać się z jego objęć.
Nie patrząc na nikogo i nie myśląc o imprezie, pobiegłam do swojego dormitorium. Oparłam się o ścianę i ciężko dysząc osunęłam się po niej.
Mam drugi dar. Czuję ludzkie emocje i widzę ich przeszłość. Co prawda doświadczyłam czegoś podobnego, gdy Quin dotknęła szramy, ale tym razem było całkiem inaczej. Wtedy czułam emocje towarzyszące jej, podczas różnych przeżyć. Przeczesałam ręką włosy. Dumbledore pewnie by wiedział, dlaczego otrzymałam kolejny dar. Już miałam iść do jego gabinetu, kiedy na dole rozległ się krzyk opiekunki domu.     
— DO ŁÓŻEK!!!
Uchyliłam drzwi, żeby lepiej słyszeć.
Rozległy się głośne jęki i prośby.
— JUŻ! A po chwili ciszy ryknęła — MAŁO WAM SZLABAN U DYREKTORA?!!! JEŻELI ZARAZ NIE BĘDZIE TU POŻĄDKU I NIE ODBLOKUJECIE WEJŚCIA, BĘDZIECIE UZIEMIENI PRZEZ MIESIĄC!!!
— No pięknie, czemu to ja zawsze mam ratować im tyłki.
Zeszłam po spiralnych schodach i machnęłam różdżką. Zaklęcia niewerbalne miałam już opanowane do perfekcji, czym raczej się nie chwaliłam.
Znikł bar i beczka piwa, puste butelki i śmiecie, stanowisko DJ-a, a na koniec meble znalazły się na swoich miejscach.
Schowałam szybko różdżkę.
— Nie mam pojęcia, o co pani profesor się drze. Przecież tu panuje cisza i porządek. — Powiedział Syriusz, który był w lekkim szoku.
— Ale… ale… — Ha! Pierwszy raz widziałam McGonagall jak nie wie co powiedzieć. — Dlaczego zabarykadowaliście przejście!?
— Chcieliśmy przyłapać skrzaty domowe. — Odparł bezmyślnie Peter, wywołując śmiech.
McGonagall ściągnęła usta w wąska kreskę, a po chwili warknęła:
— Spać!
I opuściła Pokój Wspólny.
Potter ukląkł na podłodze i złożył ręce.
— Dziękuję siło z góry, że nas wybawiłaś!
Uczniowie zaśmiali się głośno, a chichot Syriusza, który przypominał szczekanie psa, było słychać najbardziej. 
A ja nie mogąc dłużej patrzeć na tego błazna Pottera, skierowałam się ku pokojowi. Wyciągnęłam krótką, jedwabną koszulę nocną na szelki z koronkowym wykończeniem i weszłam do łazienki. Nalałam do wanny gorącej wody, wsypałam kolorową sól i zanurzyłam się w wodzie.
Jak wyszłam, osuszyłam włosy różdżką i z przerażeniem stwierdziłam, że tusz do rzęs, o którym kompletnie zapomniałam, spływa po mojej twarzy. Pozbyłam się go momentalnie i opuściłam pomieszczenie.
Chciałam rzucić się na łóżko, kiedy z przerażeniem stwierdziłam, że leży w nim Syriusz.
— Ruda! Jesteś wielka! Gdyby nie ty… Łał.
Cholera! Dlaczego nie wzięłam ze sobą szlafroka?!
— Chłopaki, lepiej wyjdźcie. I to szybko… — Zaczęła Jul, ale było już za późno.
Przybrałam najbardziej spokojny głos, na jaki było mnie w tym momencie stać.
— Co wy tu robicie?
— Chcieliśmy podziękować ci, za uratowanie naszych tyłków.
— A skąd wam przyszedł do głowy taki idiotyczny pomysł, że to ja?
Niepewnie popatrzyli po sobie.
— Widziałem jak chowasz różdżkę. — Odparł najzwyczajniej w świecie Remus.
— A jak się tutaj dostaliście?
— Tajemnica Huncwotów. — Odparł Potter, mierzwiąc włosy i szczerząc zęby.
— Jak to wszystko sprzątnęłaś?
— Tajemnica Lily Evans.
— Czyli to jednak ty! — Zawołał Syriusz, odsłaniając wszystkie ząbki. — Ha! Wiedziałem, że to moja siostrzyczka nas uratowała!
Wzniosłam oczy do góry
— To jak, Evans, umówisz się ze mną?
Miałam zacząć się na niego wydzierać, kiedy złapał mnie za rękę, konkretnie za bliznę, a moją czaszkę przeszył ostry ból. Upadłam na ziemię. Poza przeszłością tego imbecyla: szczęśliwe dzieciństwo, wychowywanie się w dostatku i rozpieszczaniem go na każdym kroku; emocji: wstydził się tego, co powiedział mi na peronie, strachu bo upadłam i radości bo w końcu mnie zobaczył po dwumiesięcznej „rozłące”, zobaczyłam, jak Potter spada z miotły na najbliższym meczu Quidditch’a.
Trzeci dar? Nie za dużo?
Trwało to wszystko zaledwie kilka sekund. Gdy otworzyłam oczy, wszyscy patrzyli się na mnie z przerażeniem.
— Lily! Nic ci nie jest?!
— Zakręciło mi się w głowie. Idźcie już.
— Jesteś pewna, że…
— Wynocha!! Albo będziecie mieć szlaban przez najbliższy tydzień!!
Huncwoci niepewnie popatrzyli po sobie i wyszli z pokoju, a ja położyłam się na łóżku i już miałam zasłonić kotary, kiedy zobaczyłam zatroskane spojrzenia przyjaciółek.
— Naprawdę nic mi nie jest. Jestem zmęczona.
Długo nie mogłam zasnąć. Cały czas miałam przed oczami, spadającego Pottera,  roztrzaskującego się o ziemię.
v
Nazajutrz obudziłam się jako pierwsza. Zegarek leżący na nocnej szafce wskazywał 6:30. Cichutko zwlokłam się z łóżka. Z szafy wyciągnęłam mundurek i weszłam do łazienki. Szybko umyłam się, nałożyłam pod oczy korektor, włosy wysuszyłam różdżką, ubrałam się i wyszłam z pomieszczenia.
Pora zabrać się za budzenie dziewczyn.
Zatarłam ręce.
Najpierw obudziłam Quin, szepcząc jej do ucha: Czekolada! Pomimo, że dziewczyna jadła za pięciu, miała figurę modelki. Następnie podeszłam do Jul, która cichutko mówiła przez sen: „John, ta śliwka chce nas zjeść!”. Zachichotałam i zaczęłam ją szturchać, na co w odpowiedzi głośno zachrapała.
Tak się bawimy?
— Jul! Wstawaj! Cykor zabiera ciebie na śniadanie!
 Efekt był natychmiastowy. Szatynka zaplątała się w kołdrę i z krzykiem: „Złapał mnie”, spadła na podłogę. Wygramoliła się z pościeli i pierwsze co powiedziała to:
— W co ja się ubiorę?!
W odpowiedzi rzuciłam jej mundurek i wyszłam z pokoju.
Szłam korytarzami zamku, kierując się na piąte piętro. Nie spotkałam prawie nikogo, bo większość uczniów dopiero wstawała. Była 7 rano.
Cały czas miałam w głowie zdarzenia wczorajszego dnia. Muszę przyznać, że Huncwoci ułożyli całkiem fajne rymy, ale oczywiście, tego im nie powiem.
Doszłam do kamiennej himedry, strzegącej wejścia do gabinetu dyrektora. Hasło. Jakie ono będzie? Znając Dumbledore’a, to pewnie jakieś jego przysmaki.
— Miętowe dropsy, kandyzowane ananasy, pieprzowe diabełki, blok czekoladowy, musy-świrusy, — po pięciu minutach wyliczani straciłam nadzieję i zaczęłam oddalać się od tego miejsca.
Gdy dochodziłam do końca korytarza, usłyszałam ciche kliknięcie. Odwróciłam się w tamtą stronę, a w moją stronę zmierzał dyrektor.
— Panna Evans!
— Dzień dobry. Panie profesorze, chodzi o bliznę.
Popatrzył się na mnie znad okularów-połówek i wskazał w stronę gabinetu. Posłusznie ruszyłam za nim.
— Waniliowa błogość.
Weszliśmy do jego gabinetu. Zajęłam krzesło, a Dumbledore usiadł za biurkiem.
Opowiedziałam mu o tym jak dotknął mnie Mick i otrzymałam drugi dar oraz jak Potter niechcąco złapał mnie za szramę i zobaczyłam wypadek z nim w roli głównej. Pominęłam fakt, że  Huncwoci byli w naszym pokoju. Gdy skończyłam, przez chwilę przyglądał mi się badawczo.
— Czy w ciągu wakacji dotykał ktoś blizny?
— Nie. Unikałam dotyku ludzi.
— Czy czułaś, jakbyś to ty spadała?
— Raczej byłam widzem. Ma pan jakąś teorię?
— Cóż, z panem Potterem, łączą cię bliższe kontakty.
— Ja bym tego tak nie nazwała.
— Przyjaźnicie się od pięciu lat, — Udało mi się powstrzymać prychnięcie — a dla Jamesa jesteś kimś ważnym. — Posłałam mu spojrzenie: Czy ty naprawdę mówisz do mnie? — A ty, w głębi serca lubisz go takiego jakim jest. — Co proszę? — Pomimo, że ciągle się kłócicie i dokuczacie sobie nawzajem, —  Phi! Też odkrycie! — łączy was więź, — Żartujesz sobie? —  dzięki której zobaczyłaś grożące mu niebezpieczeństwo. — Hm… Coś w tym jest. — Poczułaś emocje Mick’a, bo miały one związek z tobą. — Niestety. Ale on jest taki przystojny… — Rodzaj wizji ma związek z twoim podejściem do danej osoby. Jeżeli będziesz ją bardzo dobrze znała, jak w przypadku Jamesa, nie wykluczone, że twoje zdolności jeszcze bardziej się rozwiną. — Tylko nie to! — Przypuszczam, że jak szramy dotknie obca ci osoba, nic nie zobaczysz bądź poczujesz. Ani zagrożenia życia, ani jego emocji, ani  całej przeszłości. Oczywiście, są to tylko moje domysły. Czy powiedziałaś komukolwiek o wizjach?
— Mojemu mugolskiemu przyjacielowi. Gdy wracałam pociągiem w pierwszej klasie do domu, wspomniałam Jul i Quin, że Limone rzucił na mnie tą klątwę, ale o wizjonerstwie im nie wspomniałam.
— Rozumiem twoją niepewność, ale możesz powiedzieć swoim przyjaciółką. Z pewnością zauważyły, że przez cztery lata coś przed nimi ukrywasz. Jeżeli uznasz, że Huncwoci — Tak, nie mylicie się. Dyrektor tak ich nazwał. — są godni zaufania, możesz powierzyć im tą tajemnicę. A teraz zejdźmy na śniadanie, bo nasze żołądki domagają się pokarmu.
I jak na komendę w moim brzuchu zaburczało.
v
Gdy przyszłam na śniadanie, była już na nim większość uczniów. Usiadłam obok Quin i nałożyłam sobie na talerz chrupek kukurydzianych, które zalałam kakałem. Mniam! Po posiłku podeszła do nas McGonagall i wręczyła plany zajęć. Cóż, przynajmniej dzisiejsze, czyli piątkowe, zajęcia były w miarę normalne. Na dwóch pierwszych lekcjach miałam eliksiry z Puchonami. TAK! W końcu! Przez cztery lata męczyłam się z tymi półgłówkami ze Slytherinu. Później dwie godziny zielarstwa ze — O zgrozo! — Ślizgonami! — Dlaczego? Pytam się dlaczego? Już wolałam z nimi eliksiry! A na piątej lekcji była Historia Magii. No, przynajmniej na ostatniej lekcji będę mogła sobie troszkę pospać.
Razem z dziewczynami poszłam po książki do dormitorium, a później biegiem do lochów. Do klasy dobiegłyśmy w ostatniej chwili. Zajęłyśmy jedyną wolną ławkę przed Huncwotami. Nikt nigdy nie chciał przed nimi siedzieć. Nie dziwie się. W głupim zwyczaju mieli wyprobowywanie swoich nieudanych eliksirów na osobach siedzących przed nimi.
— Dzień dobry. Witam po wakacjach. Mam nadzieję, że odpoczęliście dostatecznie, bo w tym roku czekają was Sumy. Do klasy Owutemowej przyjmuję tylko tych co dostaną przynajmniej Powyżej Oczekiwań, więc radzę wam się przyłożyć. Dzisiaj zajmiemy się Eliksirem Skurczającym. Kto nam powie coś o nim? Panna Evans?
— Jest to eliksir, który powoduje kurczenie się ludzi i zwierząt. Do jego uwarzenia potrzebne są: korzonki stokrotek, figi, dżdżownica, śledziona szczura i sok z pijawek.
— Doskonale! Pięć punktów dla Gryffindoru. Ważyliśmy ten eliksir w trzeciej klasie. Teraz proszę was o to, abyście korzystając z tych składników i innych, które będziecie mogli sami sobie wybrać, uwarzyli taki sam eliksir, tylko o mocniejszym działaniu. Do dzieła!
Uwielbiam eliksiry!
Nie otworzyłam nawet podręcznika, tam gdzie były działania różnych ingrediencji. Niby po co? Kiedy znalazłam w zakazanej bibliotece księgę o zastępczych lub mocniej działających składnikach, przestałam polegać na szkolnych podręcznikach i tworzyłam własne przepisy. Efekt końcowy: Slughorn rozpływał się nad moimi wywarami, za każdy razem przyznając nam punkty, a czasem nawet zwalniał z pisania pracy domowej.
Nalałam wodę do kociołka, rozpaliłam ogień i zabrałam się za równe krojenie korzonków paprotki., co zajęło mi 20 minut. Wrzuciłam je do gotującej się wody i zamieszałam trzy razy w prawo, dwa razy w lewo i ćwierć raza w prawo. Wywar przybrał barwę blado brązową. Zamiast figi użyłam owoc granatu. Obrałam go dokładnie ze skórki i pokroiłam w grubą kostkę. Dodałam do eliksiru i zamieszałam osiem razy w lewo i raz w prawo. Wywar zrobił się różowy.  Pokroiłam także dżdżownicę i wrzuciłam do kociołka, którego zawartość zabulgotała. Zamiast śledziony szczura wzięłam ususzony mózg żaby. Fu! Utarłam go dokładnie i dodałam do eliksiru, który zmienił barwę na bursztynową. Z kociołka zaczęła unosić się biała mgiełka, a Slughorn, który przechodził obok mnie zaklaskał z wrażenia.  
— Brawo|! Brawo! Jeszcze nie skończony, a już widzę, że rewelacyjny! Lily, jesteś urodzoną mistrzynią eliksirów! Powinnaś znajdować się w moim Domu.
— Dziękuję, panie profesorze, ale nie wydaje mi się.
Zamiast soku z pijawek dodałam jadu węża, a wywar zrobił się bladozłoty. Na koniec zamieszałam raz w lewo i zostawiłam go, aby się uwarzył.
Dopiero teraz spojrzałam na poczynania moich przyjaciółek. Quin miała w kociołku smolistą maź, a Jul jedno wielkie błoto. Z kim ja pracuję! Do końca lekcji zostało jeszcze 30 minut. Widząc błagalne spojrzenie Quin, dolałam do jej smaru wody, rozrzedzając go. Następnie wsypałam dwie szczypty drobno posiekanych goździków i zamieszałam. Wrzuciłam sproszkowany pazur smoka i róg jednorożca, zostawiając eliksir aby się uwarzył. Do kociołka Jul także dolałam wody i wrzuciłam kawałek kła słonia i śledzionę szczura. Wywar zabulgotał i stał się niebieski. Minutę przed zakończeniem pracy, wrzuciłam liść laurowy, przez co mój eliksir tworzył w powietrzu kolorową mgiełkę.
— Czas się skończył! Proszę nalać do kolb próbki waszych eliksirów i przynieść na biurko.
Właśnie wracałam do swojego stanowiska, kiedy rozległ się wybuch, a z kociołka Night’a wylała się czarna maź. W ostatniej chwili udało mi się zanurkować pod stolikiem, przez co nie oberwałam tym świństwem.
— Proszę ustawić się w kolejce po antidotum! — Usłyszałam głos Slughorna i jak na komendę, cała klasa stanęła w rządku. — Na zadanie domowe opiszcie wszystkie składniki, które użyliście ze szczególnym uwzględnieniem ich właściwości.
Na zielarstwo przyszliśmy lekko spóźnieni. Profesor Sprout, zaczęła od monologu na temat Sum, po czym zajęliśmy się wydobywaniem owoców z rosiczek.
Huncwoci nie byliby sobą, gdyby nie rzucili na nie zaklęcia powiększającego i zrzucili prosto na głowę Snape’a. Głowa Smarka został pogryziona przez roślinę i zwiększyła się dwukrotnie. Zarobili za to szlaban.
Na Historii Magii profesor Bins jak zwykle przynudzał i po pięciu minutach wyłączyłam się ze słuchania. Potter z Syriuszem malowali ściany na różowo, a Remus z Peterem kibicowali im.
Na koniec lekcji profesor podał nam temat wypracowania.
Do wieży wróciłam sama, bo dziewczyny miały teraz wróżbiarstwo, na które ja się nie zapisałam.
Rozłożyłam książki na łóżku i zabrałam się za pisanie wypracowania dla Slughorna,, co zajęło mi 20 minut. Kończyłam pisać zadanie z Historii Magii, kiedy do pomieszczenia wpadły dziewczyny.
— Uwierzysz?! Ten stary świrus, Smitch, kazał napisać nam esej na temat: Wróżba w moim śnie! Zwariował!
— Ciesz się, że nie chodzisz na zajęcia do tego psychola! Wróżyliśmy z klepsydr i gdy pochylił się nad Quin, powiedział, że w siódmej klasie zajdzie w ciąże i urodzi bliźniaki!
— Gratuluję! — Jednym susłem doskoczyłam do przyjaciółki. — Kto będzie tym szczęśliwcem?
— Nie uwierzysz! Syriusz!
— Ohh! Jakie to słodkie! Małe Syriuszątka i Quiniątka!
— Ha, ha. Bardzo śmieszne. Od razu świniątka. — Mruknęła sarkastycznie Quin.
— Chcę być matką chrzestną!
— W parze z Jamesem? Załatwione!
— Jul! Jak możesz się śmiać! Przecież to wcale nie jest śmieszne.
— Oczywiście, że jest!
— Ja ci dam… — I nagle mnie oświeciło — Obiad za 10 minut!    
Zdyszane wbiegłyśmy do Wielkiej Sali (Jul uparła się, że musi zmienić ubranie). Większość uczniów już siedziała przy stołach. Zajęłyśmy swoje miejsca i nałożyłyśmy sobie na talerze kotlety schabowe, ziemniaki i surówkę.
— To kiedy robimy babski wieczór?
Quin uśmiechnęła się szeroko, a z pomiędzy jej zębów wystawała kapusta pekińska. Jul parsknęła śmiechem, widząc blondynkę, a ja zakrztusiłam się sokiem dyniowym, który akurat popijałam.
— Jutro w nocy!
W ty momencie do Sali weszli Huncwoci i usiedli koło nas.
— Może kotleta, Łapo?
— Z przyjemnością, Rogaczu.
— A ty Glizdku, na co się zdecydujesz?
— Ziemniaczki, Luniaczku.
Popatrzyłyśmy na nich jak na skończonych idiotów i wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem.
W tym momencie powstał Dumbledore.
— Kapitanie drużyn Quidditch’a i prefekci, proszeni są o zostanie na Wielkiej Sali po obiedzie.
*        *Expandir- zaklęcie rozszerzające. Wyraz expandir pochodzi z języka hiszpańskiego i oznacza rozszerzać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz