Strony

czwartek, 7 czerwca 2012

2. Pokątna

— Kurt! Kurt! Dostałam! — Lily wbiegła do pokoju przyjaciela i rzuciła się mu na szyję, zwalając chłopaka z nóg. — Ale z ciebie mięczak! Nie złapałeś mnie!
— Zaskoczyłaś mnie!
— Ta, jasne. Lepiej popatrz co mam! — Pomachała mu przed nosem pożółkłą kopertą.
— Dawaj to!
— Zwariowałeś?!
Zaczęli odstawiać jakiś dziwny taniec, wyrywając sobie nawzajem list.
— Oddaj to!
— Ty złodzieju, to moje!
— Chce przeczytać!
— Kompromis?
Kurt popatrzył na nią spod byka.
— Nie lubię, jak ustalasz zasady. — Z niezadowoloną miną, oddał jej kopertę.
— Wiem. — Odpowiedziała aż nadto przesłodzonym głosem. — „Szanowna pani Lilyanne Evans. Mamy przyjemność poinformowania panią, że została pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się pierwszego września. Z wyrazami szacunku, Minerwa McGonagall,zastępca dyrektora. Lista książek i potrzebnych rzeczy. Standardowa księga zaklęć (1stopień) Goshawk Miranda,  Dzieje magii Bagshot Bathilda, Teoria magii Waffling Adalbert, Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Switch Emeryk,Tysiąc magicznych ziół i grzybów SporePhyllida, Magiczne wzory i napoje JiggerArseniusz, Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Skamander Newt, Złe moce MoondScott. Oprócz tego: różdżka, trzy komplety szat roboczych (czarne), jedna tiara(dzienna), jeden płaszcz zimowy (czarny) kociołek cynowy (rozmiar 2), zestaw szklanych lub kryształowych fiołek, teleskop, miedziana waga z odważnikami, jedna para rękawic ochronnych(ze smoczej skóry). Uczeń może posiadać kota, żabę bądź sowę. Uwaga! Uczniom pierwszych klas nie wolno mieć miotły!”.
Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu.
—Jak zareagowała twoja siostra?
—Zabawne, że się o to pytasz. Zazdrość miała wypisaną na twarzy, najchętniej zajęłaby moje miejsce.
Zachichotał.
—Pewnie niszczy wszystkie meble w swoim pokoju.
—Jak ja wytrzymam dziesięć miesięcy, bez takiego upierdliwego gnojka jak ty.
—Przynajmniej od ciebie odpocznę.
—Niestety muszę cię zmartwić, na Boże Narodzenie wracam.
—A miało być tak pięknie.  
Jeszcze długo sobie dokuczali. Ruda późno wróciła do domu i gdy opadła na poduszki, odrazy usnęła.
*
Następnego dnia, Lily wstała wcześnie. Szybko się ubrała i bez śniadania wybiegła na ulice Brighton. Dzień był pochmurny, a z nieba kropił drobny deszcz. Nie przeszkadzało jej to.Biegła, szukając czarnowłosego chłopca. Znalazła go w parku. Na jej widok,twarz mu pojaśniała, a w uśmiechu wyszczerzył swoje żółte zęby.
— Mam! Dostałam!
— Ja też!
Cała złość na chłopaka gdzieś minęła, jakby tamto nieszczęśliwe zdarzenie zniknęło z jej pamięci. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Śmieli się beztrosko, planując najbliższy rok w nowej szkole. Dopiero gdy brzuch Lily zaczął domagać się posiłku, umówili się za godzinę i pójdą na szkolne zakupy.
 *
Weszli na zalaną słońcem ulicę. O dziwo w Londynie nie było żadnej chmurki na niebie. Z każdej strony uderzył ich krzyk sprzedających:„Tanio! Włosy jednorożca! Jedynie 9 galeonów za sztukę! Kupujcie!”, głosy niezadowolonych klientek: „Dwa galeony za zwykłe rękawice? Pan zwariował?” i wrzaski przyjaciół witających się po wakacyjnej rozłące: „Fred! Fred, tutaj! Nie uwierzysz…”. Lily z zaciekawieniem pochłaniała wszystko dookoła. Szli wolno drogą z kocich łbów, oglądając wystawy. Szyldy sklepowe głosiły: SZATY NA WSZYSTKIE OKAZJE TYLKO U MADAME MALKIN!; MARKOWY SPRZĘT DO QUIDDITCH’A!; ESY I FLORESY!TYLKO U NAS! NAJLEPSZE KSIĘGI!; WYTWÓRCA NAJLEPSZYCH RÓŻDŻEK, OLLIVANDER! LODZIARNIA FLOREANA FORTESCU’A! NAJLEPSZE DESERY,GOFRY I INNE PRZYSMAKI!; RAJ PRAWDZIWEGO KAWALARZA! ZDEMOLUJ SZKOŁĘ W PIĘĆ SEKUND!. I wiele, wiele innych.
W końcu stanęli przed najokazalszym ze wszystkich budynków.
—Bank Gringotta. — Przeczytała Lily napis wyżłobiony w marmurowej płycie.
Przeszli przez podwójne drzwi i udali się do kas. Severus ruszył z jednym z wielu Goblinów,pozostawiając Lily samą. Szybko dokonała zamiany pieniędzy w złoto czarodziei.Czekając na Snape’a, rozglądnęła się po pomieszczeniu i przyglądnęła goblinom.
Ów stwory, miały najwyżej metr wzrostu, opalone twarze, szpiczastą bródkę i bardzo długie palce u rąk i stopy.
Pomieszczenie było ogromne z marmurową podłogą. Na wysokich krzesłach za ladą siedziały gobliny, pisząc piórami na długich zwojach pergaminu, księgach rachunkowych, odważając złoto i oglądali mieniące się w słońcu kamienie. Dookoła było mnóstwo drzwi,przy których stała para goblinów.
Po dziesięciu minutach wrócił Snape i ruszyli zalaną słońcem ulicą. Weszli do ciemnego sklepu z mnóstwem półek, takich jak w bibliotekach, tylko zamiast książek, na półkach leżały pudełka.
—Dzień dobry! — Przywitał ich sprzedawca. — Panie mają pierwszeństwo.
Na twarzy Lily pojawiły się oznaki strachu. Niepewnie podeszła do wytwórcy różdżek, pana Ollivandera. Ten machnął różdżką, a magiczna taśma zaczęła mierzyć długość ramienia dziewczynki. Mężczyzna przyniósł kilka pudełek.
—Dąb, dziesięć cali, niezbyt giętka, włókno ze smoczego serca.
Podał ją Lily i momentalnie wyrwał z ręki. I tak przez dwadzieścia minut. Kupka różdżek rosła coraz bardziej, a Rudowłosa traciła nadzieję, że w końcu uda jej się znaleźć tą idealną.
—Wierzba, dziesięć i ćwierć cala, bardzo elegancka, znakomita do rzucania uroków.
Gdy tylko ją dotknęła, przez jej ciało przeszła fala gorąca, powietrze zawirowało,a pan Ollivander zaklaskał w dłonie.
—Znakomicie!
Z Severusem zajęło mu mniej czasu i po piętnastu minutach wchodzili do sklepu Madame Malkin. Kobieta, o przysadzistej budowie, była bardzo młoda. Jej ciemne włosy związane były w krótką kitkę, a ubrana była w szkarłatną szatę. Kazała im stanąć na dwóch niskich stołkach, narzuciła na nich dwa czarne sukna materiału zaczęła zaznaczać szpilkami odpowiednie miejsca. Po czterdziestu minutach szaty były gotowe. Następnym przystankiem była księgarnia.
Pomieszczenie okazało się bardzo duże; na półkach stało mnóstwo woluminów, a za niewielką ladą stało trzech sprzedawców. Pomimo okazałych rozmiarów pokój i tak był bardzo zatłoczony.
Z ciężkimi torbami i znacznie lżejszymi sakiewkami, poszli do apteki, następnie kupili kociołki, wagi z odważnikami, kryształowe fiolki, teleskopy i rękawice.
Przechodzili właśnie koło lodziarni, kiedy dobiegł ich krzyk pewnej kobiety:
—Mamo, przestań robić sceny, bo wszyscy się na nas gapią!
—Od kiedy to nie lubisz być w centrum uwagi? Kochanie, doceniam, że chciałeś wyglądać jak dziwoląg, ale przynajmniej mogłeś się uczesać — Rzeczywiście,włosy chłopaka wyglądały jakby od bardzo dawna nie widziały grzebienia. — i założyć skarpetki do pary, a nie zieloną i fioletową!
— Ale za to jaki efekt!
— Ja ci chyba coś zrobię! Ciesz się, że nie ma tu twojego ojca, bo…
Dalszej części rozmowy nie usłyszeli, bo właśnie weszli do sklepu zoologicznego.
Pomieszczenie nie było za duże. Wszędzie stały klatki ze zwierzętami, które piętrzyły się pod sam sufit. Z tyłu stała lada, za którą siedziała starsza, siwa pani, przypominająca wyglądem dinozaura.
Lily wybrała śnieżną sowę i gdy podeszła do kasy,zadzwonił dzwonek, a do sklepu wszedł ów chłopak.
Wyglądał na góra jedenaście lat, a po jego szatach można się było domyśleć, że pochodzi z bardzo bogatej rodziny. Jego włosy stały jeszcze bardziej, na oczach spoczywały okrągłe, druciane okulary, a z jego ust wydobyło się cicho jedno słowo:
— Anioł.
Chłopak podszedł do klatek, gdzie stał Snape.
— Co tak gębę suszysz?
— Bo moje największe marzenie właśnie się spełniło.Już wiem, jak w wygląda Batman! — Wyszczerzył wszystkie zęby.
„Batman” poczerwieniał ze złości.
— Z czego się śmiejecie? — Lily nie byłaby sobą, gdyby nie wcięła się w rozmowę.
— Właśnie mówiłem twojemu koledze, że spotkałem miłość swojego życia. — Nie dając szans na skomentowanie dodał: — Cześć, jestem Potter. James Potter.
— Lily Evans, a to mój kolega Severus Snape.
— Hogwart? Pierwszy rok?
— Tak.
— Do którego chcielibyście trafić domu? Ja uważam, że Gryffindor jest najlepszy. Cała moja rodzina tam była. — Snape zaśmiał się ironicznie. — Coś nie tak?
— Jeżeli chcesz robić z siebie super bohatera i niemieć nic w głowie, to jest to idealne miejsce dla ciebie.
— A ty niby gdzie chcesz trafić?
— Slytherinu. — Odparł bez zastanowienia Snape. —Przynajmniej będę mądry.
— Mamo! — Zawołał przez cały sklep James. —Wychodzimy! On powiedział, że Slytherin jest najlepszy. Do zobaczenia Evans.
W Snape’e aż się gotowało. Opuścili sklep, przeszli przez Dziurawy Kocioł i wrócili metrem do domu.
Lily nie mogła przestać myśleć o zdarzeniach dzisiejszego dnia. Przed oczami ciągle biegały jej  kolorowe szyldy sklepów, czarodzieje latający na miotłach wyścigowych, a spokoju nie dawał jej pewien czarnowłosy chłopak.
Czy go polubiła?
Tak do końca to nie była pewna. Wydawał jej się zarozumiały, zapatrzony w siebie, ale też w pewnym stopniu miły i cieszący się życiem.
Resztę wakacji spędziła na czytaniu nowych podręczników i pływała z najlepszym przyjacielem w basenie.

3 komentarze:

  1. Tak jak wcześniej napisałam wiedziałam, że się nie zawiodę! ^^
    Nadal nie mogę uwierzyć, że piszesz to wszystko od pierwszej klasy nawet nie wiesz jak szczęśliwa jestem większość osób zaczyna od 5 lub 6 roku a Ty się wykazałaś! Oby tak dalej! ;)
    Gorąco pozdrawiam Amelia

    OdpowiedzUsuń