Strony

czwartek, 7 czerwca 2012

3. Nowa szkoła.

Nadszedł pierwszy września i jak to bywa, gdy nadchodzi jesień, zaczyna się szkoła. Dla wielu uczniów oznacza to wiele godzin niepotrzebnej i bezsensownej nauki i spania na zajęciach. Inni chcą posiąść nową wiedzę i wzbogacić swoje umiejętności. Dla jeszcze innych jest to miejsce, gdzie mogą spotkać się ze znajomymi po dwumiesięcznej rozłące, a dla kolejnych, kolejna porcja dowcipów, kawałów na przerwach i śmiechu.
Jedenastoletnia Lily Evans nie należała do żadnej z tych grup. Nie kontynuowała nauki w gimnazjum. Jej szkoła, była znacznie lepsza i atrakcyjniejsza, gdyż po raz pierwszy miała przekroczyć próg Hogwartu, szkoły dla przyszłych czarodziei.
Walizki już dawno zostały spakowane i spoczywały w dużym i wygodnym samochodzie państwa Evans. Zielonooka, od tygodni czekała na ten dzień, dzień w którym pozna świat, do którego od zawsze należała.
Na dworzec King’s Cross dojechali piętnaście minut przed jedenastą. Rudowłosa pożegnała się z rodzicami oraz jej najlepszym przyjacielem o imieniu Kurt i przeszła przez barierkę oddzielającą świat mugoli od czarodziei.
Ukazał jej się zatłoczony peron numer 9 ¾. Dookoła stali uczniowie, żegnający się z rodzicami. Koło większości z nich stały klatki z sowami i biegały koty. Tylko nieliczna młodzież trzymała w ręku żaby.
Lily wgramoliła się do pociągu i zajęła niewielki czteroosobowy przedział. Usiadła przy oknie i z zaciekawieniem przyglądnęła się peronowi. Nigdzie nie widziała Severusa. Tak naprawdę sama nie wiedziała, czy chce go oglądać. Od czasu wyprawy na Pokątną nie rozmawiali.
Nie żałowała, że jej siostra, Petunia, nie odprowadziła ją na pociąg. Kiedy dowiedziała się, że Lily jest czarownicą, przestała ją tolerować i uznawać za rodzinę. Zachowywała się jakby była jej całkowicie obca i nazywała ją per dziwoląg.
Ruda miała silny charakter i nie przejmowała się Petunią. Inny człowiek spędziłby na rozmowach i załagodzeniu sytuacji. Lily tego nie zrobiła. Uznała, że to jest decyzja jej siostry i tak ma być. Skoro ona może ją przezywać, nie będzie jej tolerować. Już dawno odkryła, że jej siostrą kieruje zazdrość.
Właśnie, zazdrość. Pod każdym względem chciała iść do szkoły tam gdzie Lily. Nawet wysłała list do dyrektora Hogwartu. Niestety (a może stety) nie przyniosło to żadnych rezultatów.
Jedyną osobę, którą chciałaby mieć przy sobie, był Kurt. Los tak chciał, że chłopak jest mugolem i musi pozostać tam gdzie jest.
Pomimo, że widziało go zaledwie kilkanaście minut temu, już za nim cholernie tęskniła. Chciałaby, żeby był przy niej. Powiedział, że da sobie radę i…
Z rozmyślań wyrwał ją czyjś głos.
— Przepraszam, jest tu wolne? Wszędzie jest już pełno.
— Pewnie, siadajcie.
W drzwiach stały dwie dziewczyny. Jedna z nich była blondynką, a druga szatynką. Obie miały bardzo długie włosy. Uśmiechnęły się serdecznie i zajęły wolne miejsca.
Blondynka miała na imię Quin, a szatynka Juliett. Okazało się, że one też idą na pierwszy rok. Rozmawiały tak, jakby znały się od wielu lat. Quin miała starszego o rok brata, Dereka, który był w Gryffindorze. Juliett była troszkę przemądrzała i zarozumiała, a wszystko dlatego, że rodzice wychowywali ją jak damę.
Około godziny czternastej, do przedziału weszła kobieta w wieku miej więcej trzydziestu pięciu lat, pchając wózek ze słodyczami.
Lily po raz pierwszy widziała takie smakołyki i wzięła kilka pałek lukrecjowych, czekoladowych żab i opakowanie fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta.
Później do pomieszczenia weszły cztery blondynki.
— Cześć, jestem Monie, a to Vicko, Scharlott i Laura. — Cały czas patrzyła się na Lily. Przeniosła wzrok na Quin. — Wood! Cóż to za niespodzianka! Jednak dostałaś list! A miałam takie piękne marzenie i niestety się nie spełniło.
— Ja miałam nadzieję, że nie zdążysz na pociąg, bo nie będziesz mogła się napatrzeć na swoje odbicie w lustrze.
Dziewczyna lekko się zarumieniła.
— Może jeszcze nie wiesz, ale zamierzam…
— …być cholernie wkurzającą i napuszoną blondynką, jaka kiedykolwiek chodziła do Hogwartu? Jesteś na dobrej drodze. Jestem Lily, a to Juliett, a teraz z łaski swojej, opuść nasz przedział, bo to może się źle dla ciebie skończyć.
Popatrzyła się na nie z góry, odrzuciła blond grzywę do tyłu i zniknęła.
— Jak ja jej nienawidzę!
— Skąd ją znasz?
— Mieszka parę przecznic ode mnie. Myśli, że może rządzić każdym, a jak jej się postawiłam, napuściła na mnie jej wrednego tatusia i przygłupią mamusię. Jak trafię z nią do jednego domu, to się chyba załamię.
— Razem z Jul, pomożemy ci, zamienić jej cudowne i sielankowe życie, w małe i urocze piekiełko.
— Dzięki.
Drzwi przedziału znowu się otworzyły.
— Kogo tu znowu niesie?!
— Wiesz, Evans, liczyłem na troszkę milsze powitanie.
Przed nimi stał uśmiechnięty chłopiec z rozczochranymi włosami i drucianymi okularami na nosie. Obok niego; brunet z długimi, kręconymi włosami i niebieskimi oczami.
— Cześć, Potter. To Jul, a to Quin. Czy mógłbyś być tak miły i iść stąd? Bez obrazy, ale nie mam ochoty patrzeć się na ciebie.
— Hej! Też za tobą tęskniłem i razem z Syriuszem z chęcią się do was przysiądziemy.
Rozsiedli się wygodnie. Ruda łypała na nich groźnie. Quin i Jul wydawały się oczarowane gośćmi, którzy ciągle żartowali. Coraz bardziej działali Rudej na nerwy, ale postanowiła nic nie mówić. Zamiast tego, wlepiła wzrok w szybę i przyglądała się mijającym krajobrazom.
W końcu pociąg zaczął zwalniać i znaleźli się w stacji w Hogsmeade.
— Pirszoroczni, pirszoroczni do mnie! — Rozległ się głos należący go olbrzyma, który budził strach w nowych uczniach. — Wszyscy? Za mną!
Ruszyli jakąś ścieżką, prowadzącą na skraj jeziora. W tłumie rozległ się głos przestraszonego chłopca.
— Podobno mamy je przepłynąć na plecach!
Stanęli nad brzegiem.
— Po czterech do łódki i płyniemy!
Zrobili, tak jak rozkazał olbrzym. Gdy wszyscy usiedli, te ruszyły i wolno przepłynęły na drugi brzeg.
Z fascynacją oglądała wyłaniający się zza gór ogromny zamek. Paliły się w nim światła, co z ciemnym nocnym niebem, tworzyło niesamowity efekt.
Wkroczyli do Sali Wejściowej, gdzie przejęła ich surowo wyglądająca kobieta w czarnej szacie i ciasnym kokiem na głowie.
—Dzień dobry. Nazywam się Minerwa McGonagall i jestem nauczycielką transmutacji oraz opiekunką jednego z czterech domów, a mianowicie Gryffindoru. Pozostałe z nich to Ravenclaw, Huffelpuff i Slytherin. Za chwilę, przekroczycie próg Wielkiej Sali, gdzie odbędzie się uroczysta Ceremonia przydziału. Proszę za mną.
Weszli do jakiegoś bocznego pomieszczenia, a z niego przeszli do Wielkiej Sali. Ustawili się w rządku twarzą do uczniów, którzy z wyczekiwaniem wpatrywali się w starą i połataną Tiarę. Naglę rondo kapelusza się rozdarło i zaczęła śpiewać.

Tysiące lat temu, rzecz ta się stała
Czwórka czarodzieji się spotkała.
Po burzliwych obradach się dogadali,
Że szkołe Hogwart będą nazywali.
W zamku będzie ukryta,
I żaden mugol do niej nie zawita.
Jak powiedzieli tak zrobili,
I razem targu później dobili.
Cztery domy założyli,
W których uczniowie w zgodzie będą żyli.
Gryffindorowi najbardziej zależy na odwadze,
I lew widnieje na jego fladze.
Slytherin, z czasem oświadczył, że ani mu się śni
Nauczać tych co nie mają czystej krwi.
A może w Ravenclawie zamieszkać wam przypadnie,
I z mądrościa swą dobrze wypadniesz.
A może w Huffelpuffie, gdze sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi Hogwartu są chwałą.
Więc włóż mnie na głowę jak korone,
A jam Ci prawde powiem.

Tiara ponownie znieruchomiała, a na Sali rozległy się burzliwe oklaski. Gdy w końcu ucichły odezwała się profesor McGonagall.
— Kiedy wyczytam imię i nazwisko danej osoby, ta usiądzie na stołku i nałoży Tiarę Przydziału na głowę, a następnie usiądzie przy stole swojego domu. Alba Janie.
Dziewczynka o mysich włosach, podeszła do krzesła. Założyła kapelusz i…
— RAVENCLAW! 
— Black Syriusz.
— GRYFFINGOR!
Chłopak wyszczerzył się do Lily i usiadł przy wiwatujących Gryffonach.
— Broke Juliett.
— GRYFFINDOR!
W brzuchu Lily coś się przewróciło. Nie miała pojęcia gdzie trafi. Chciałaby siedzieć razem z Syriuszem i Jul przy jednym stole. Mieć pokój razem z Quin i Juliett, które naprawdę polubiła. Ale czy też tam trafi? Przecież nie była ani odważna, ani mężna. Była uparta i…
—Evans Lilyanne!
Dopiero gdy stojąca obok Quin, szturchnęła ją mocno, ta powoli ruszyła na środek Sali Usiadła na taborecie, nałożyła Tiarę na głowę i czekała.
W jej głowie odezwał się cichutki głosik.
— Jesteś znacznie silniejsza i odważniejsza niż ci się wydaję.  GRYFFINDOR!
Z uśmiechem pobiegła do stołu Gryffonów, gdzie została przywitana brawami.  Usiadła obok Jul i czekały na kolej Quin.
— Night Erik.
— HUFFELPUFF!
Do Grryfindoru trafili jeszcze Remus Lupin, Peter Pettigrew, James Potter, cztery blondynki, które poznały w pociągu, Derek, Zack, Mark i Dan.
Nazwisk tych ostatnich Lily nie zapamiętała bo taki pewien osioł, ciągle nawijał jej do ucha.
— Snape Severus.
— SLYTHERIN!
Po pięciu minutach na środku została sama Quin.
— Quin Wood.
—GRYFFINDOR!
Lily była w siódmym niebie. Trafiła do jednego domu z obiema dziewczynami. Może dostaną wspólny pokój?
— Wcinajcie! — Rozległ się niespodziewanie głos dyrektora, a na pustych wazach i półmiskach pojawiło się wyborne jedzenie.
Lily nałożyła sobie pieczeń z serem i pieczarkami, do tego kilka kartofli i surówkę z marchwi. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna.
— Królowa piękności nadal jest bez humoru? — Dobiegł ją głos Jamesa.
— A król ma zamiar zachowywać się jak nadęty dupek?
— Evans, ty mnie nie doceniasz.
— Serio? To za ile sztuk złota rodzice cię kupili?
— Lily! Co się z tobą dzieje? — Fuknęły jednocześnie Quin i Jul.
Spojrzała na Jamesa. Był cały czerwony i wyglądał jakby chciał kogoś zabić. Kogoś, czyli Lily.
— Przepraszam. Nie chciałam. To wszystko przez to… Pokłóciłam się z siostrą i od tamtej pory nie jestem sobą. Nie chciałam tak na ciebie naskoczyć.
— Na taką piękność nie potrafiłbym się gniewać.
Lily przewróciła oczami i wzięła się za konsumpcję szarlotki.
Gdy wszyscy się najedli, talerze zalśniły czystością i powstał dyrektor.
— Witajcie! Dzień dobry nowi uczniowie! Mam nadzieję, że przez wakacje dostatecznie wypoczęliście, bo przed wami kolejny rok magicznej edukacji. A teraz kilka ogłoszeń.  Po pierwsze pragnę przedstawić wam nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią prof. Iana Limone. Przypominam, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony. Ci, którzy chcą znaleźć się w drużynie Quidditch’a, powinni zgłosić się do Opiekuna Domu. Nasz woźny, pan Filch, prosił mnie, abym przypomniał, że używanie zaklęć na korytarzu i błoniach jest zabronione.  Uczniowie pierwszych i drugich klas nie mogą odwiedzać Hogsmeade. Życzę wam słodkich snów. Dobranoc.
Wszyscy zaczęli opuszczać Wielką Salę, a prefekt Longbottom odprowadził nowych Gryffonów do Wieży Gryffindoru. Okazało się, że Lily ma pokój z dziewczynami, a cztery blondynki naprzeciwko ich. Ruda szybko się rozpakowała i weszła do łazienki. Po długiej kompieli wyszła z wanny, ubrała się w koszulę nocną i padła w pościel.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz