Wysiedli
z auta, które okazało się niczym innym niż drogą, długa, czarną z
przyciemnianymi szybami limuzyną. Szofer babci — Ted,był czarnowłosym
młodzieńcem w wieku 23 lat. Ubrany był w białą koszulę z podwiniętymi
rękawami i czarne spodnie. Już po 5 minutach przebywania z nim
stwierdzili, że jest bardzo uprzejmym i zabawny.
Ted
zawiózł ich do bardzo drogiej galerii gdzie mogli(jak to ujęła Sophie)
„Urozmaicić swoją garderobę”. Co prawda żadne z nich nie szalało na
punkcie zakupów, ale cieszyli się, że mają wolne popołudnie.
Pogoda
była wręcz idealna: ponad 20 kresek na termometrze, brak zachmurzeń
delikatny wiaterek, który rozwiewał im włosy. Taka temperatura rzadko
się zdarzała o tej porze roku w Hiszpanii.
Gdy
przekroczyli próg budynku, pierwsze co rzuciło się w oczy, Lily i
pozostałych, to ogromna choinka, ubrana w srebrne i szmaragdowe bombki,
które były słabo dostrzegane spod grubej warstwy migoczących na złoto
światełek.
— Zapiera dech w piersi. — Powiedział rozbawiony Ted na widok min czwórki podopiecznych.
Tamci tylko lekko pokiwali głowami i ruszyli do sklepów.
Lily
weszła do sklepu z sieci Zara. Gdy zaczęła oglądać letnie sukienki,
pożałowała, że nie ma przy niej kogoś, kro by mógł jej doradzić w
wyborze. Kogoś z kim mogłaby się pośmiać. Brakował jej starszej siostry.
Petunii. Zanim Lily odkryła prawdę, o prawdziwym „ja” były
nierozłączne. Zawsze razem bawiły się na placu zabaw, budowały zamki z
piasku,jeździły na rowerach, stroiły w ubrania mamy, robiły makijaż i
przechadzały się po korytarzu niczym po wybiegu. Dwóm
siostrą-nierozłączką przeważnie towarzyszył młodzieniec — Kurt — który
stał się równie bliski sercu Rudej.
Ale wszystko się zmieniło.
No, może prawie wszystko.
Od
czasu, gdy Lily dowiedziała się o świecie,prawdziwym świecie, do
którego należy, siostra ją znienawidziła. Skończyły się wspólne zabawy,
spacery i rozmowy przy gorącym kubku czekolady. Petunia przestała uważać
Lily za siostrę. Stała się ona dla niej wyrzutkiem. Od dostania listu z
Hogwartu minęło już pół roku, a Tunia dalej nie mogła się pogodzić z
tym, że to nie ona jest czarownicą. Próbowała nawet korespondować z
dyrektorem szkoły, o to aby i ją przyjął, ale bezskutecznie. Tak więc
ich przyjaźń się rozpadła, a z papuszek-nierozłączek pozostały tylko i
wyłącznie wspomnienia.
W
przeciwieństwie do Petunii, Kurt zawsze był z Lily i nigdy jej nie
zawiódł. Wspierał ją gdy siostra się od niej odwróciła, a co do magii,
uważał ją za coś niesamowitego, niezgłębionego i nieokiełzanego dla
zwykłych śmiertelników.
„Nie
myśl o niej głupia! — Skarciła się w myślach —jest ci znacznie lepiej
bez niej! Gdyby była prawdziwą przyjaciółką zachowywałaby się jak ona, a
nie usychała z zazdrości. Przecież masz wspaniałych przyjaciół w
Hogwarcie, którzy na pewno za tobą tęsknią”.
Z rozmyślań wyrwał ją głos Teda, który od dłuższego czasu uważnie się jej przyglądał.
— W tej będzie ci na pewno do twarzy.
Podał jej turkusową sukienkę z rękawkami i niewielkim okrągłym dekoltem.
— Lily, co się stało?
— Zamyśliłam się. — Odparła wymigują co.
— Ej, mała, możesz mi powiedzieć. Jestem naprawdę dobrym słuchaczem.
— W to akuratnie nie wątpię. — Mruknęła cicho. — To nic takiego. — Widząc niedowierzające spojrzenie szofera dodała — Naprawdę.
Lily wyciągnęła mu z ręki sukienką i stwierdziła, że jest całkiem ładna.
— A gdzie się podziali chłopcy? — Dopiero teraz zdała sobie sprawę o ich braku.
— W przymierzalniach.
♣
Po
trzech godzinach zakupów Lily miała pełne reklamówki nowych, markowych
ubrań. Kupiła sobie ową niebieską sukienkę z Zary,białą spódnicę z dużą
szarą kokardą z Abercrombie, beżowe balerinki z Asos,krótkie spodenki w
kolorze blado różowym od Dolce&Gabbana oraz białą koronkową bluzkę z
tej samej firmy, czarne, dopasowane jeansy H&M i kilka torebek,
pasków, bransoletek,wisiorków i kolczyków od Chanel. Kupiła także
prezent gwiazdkowy dla Kutra i Dziadków. Dawno nie wydała takiej
fortuny,no ale cóż, w Hiszpanii bywała rzadko, więc raz na jakiś czas
mogła zaszaleć.
Postanowiła nie myśleć o siostrze (co nie było takie trudne) i dobrze się bawić.
Siedzieli
w jednej z drogich Hiszpańskich restauracji,wybierając w kartach dań.
Lily nie miała problemu z rozszyfrowaniem hiszpańskich słów, gdyż w
mugolskiej szkole uczyła się tego języka. Wakacje u dziadków także
pomogły jej w jego nauce.
W
końcu zdecydowała się na sałatkę warzywną i sok porzeczkowy. Gdy
zamówili jedzenie, chłopcy pogrążyli się w rozmowie na temat futbolu, a
Ruda z ciekawością oglądała cały lokal.
Restauracja
była ogromna. Na środku stały drogie,rzeźbione w jesionie stoły i
krzesła z kremowymi obiciami na oparciach i siedzeniach. Na każdym stole
stała świeczka i bukiet kwiatów. Przy jednej ze ścian, stał wielki
kominek. W ogromnych kwadratowych oknach wisiały zbierane zasłonki i
firanki. Za ogromną ladą stała kelnerka ubrana w czarny uniform. Gdy
Lily omiotła spojrzeniem całe pomieszczenie, jej wzrok padł na dwie
osoby:mężczyznę i kobietę. Pani miała na sobie zieloną sukienkę do kolan
i czarne trampki, a pan jeansy i jasno fioletowy garnitur. Kobieta
podniosła się z siedzenia i ruszyła w stronę toalety.
Lily nie wiedziała dlaczego to robi, ale także ruszyła w tamtym kierunku.
Łazienka
okazała się prawie pusta. Prawie, bo oprócz niej i owej kobiety, nie
było nikogo. Gdy tylko weszła, usłyszała narzekanie kobiety. Mówiła po
angielsku.
— Sami mugole! Nikogo z naszego świata. A było iść na kolację na ulicę Krzywą… — Umilkła widząc, że Lily się w nią wpatruje.
Kobieta miała około 35 lat. Duże szare oczy i zadbane czekoladowe włosy.
— W czymś ci pomóc, kochanie? — Uśmiechnęła się serdecznie.
— Przepraszam, przypadkiem usłyszałam jak pani mówi o mugolach.
— Och! — Wyrwało się jej — To nic takiego.
— Pani jest czarownicą.
Kobieta zesztywniała.
— Ale, dlaczego? Skąd wiesz?
— Uczę się w Hogwarcie. Jestem taka jak pani i pani towarzysz.
— Ale… Jak nas rozpoznałaś? — Wybąkała w końcu.
— Nikt tak się nie ubiera.
— A mówiłam Kenovi, żeby założył zwykłą bluzę! Hogwart? Ja dobrze usłyszałam?
— No.. Tak.
—
Ja chodziłam do Eleskey*. Nie jest aż tak znana, ale to najlepsza
szkoła Magii w tej części Europy. Ale ja jestem… Przecież się nie
przedstawiłam! Jestem Samanta.
— Lily. Wspomniała pani coś o ulicy Krzywej…
—
To ulica magiczna. Coś takiego jak wasza Pokątna.Tak, — Dodała widząc
zdziwione spojrzenie Rudej — byłam w Londynie. Jestem aurorem i często
bywam w różnych miejscach. Pewnie chciałabyś wiedzieć jak tam się
dostać? Widzisz ten sklep naprzeciwko? — Wskazała przez okno na budynek
po drugiej stronie drogi. — Zapytaj się o panią Alice. Ona ciebie
zaprowadzi na ulicę. Acha, zapomniałabym. Oni nie umieją za bardzo
angielskiego.
— Dziękuję. Jest pani naprawdę miła.
Ta
tylko się uśmiechnęła i zostawiła Lily w toalecie.Po chwili i ona ją
opuściła. Wróciła do stolika, gdzie czekała na nią sałatka i napój.
Powoli przeżuwała każdy kęs, zastanawiając się, jakby tu opuścić Teda.Po
około 10 minutach coś jej przyszło do głowy.
— Znasz ją?
— Co? Kogo? — Odpowiedział lekko zdezorientowany chłopak.
— Nie zgrywaj się. Cały czas patrzysz się na tą kelnerkę! Pogadaj z nią!
— O co ci chodzi? — I widząc wzrok podopiecznych powiedział — Ma na imię Adelaida. Studiowaliśmy razem.
— No to w czym problem?
— Ona mnie nie zauważa. — Powiedział cicho.
— Wiesz, ona może to samo mówić o tobie. — Odparł Mason.
— Wiesz, dziewczyna raczej rzadko robi pierwszy krok.— Kontynuował Taylor.
— A jeżeli ci się podoba, to idź z nią porozmawiać. —Powiedział Kurt.
— Nawet oni namawiają ciebie. No nie daj się prosić.
Ted popatrzył na nich i po chwili wahania powiedział:
— No dobra. Ale niech żadne z was nie opuszcza stolika.
— Jasne.
— Pewnie.
— Nie ma sprawy.
Gdy Ted oddalił się, Lily szturchnęła Kurta i pochyliła się nisko, mówiąc przyciszonym głosem.
— Spotkałam przed chwilą czarownicę.
— Co? Tu?
— Tak. Naprzeciwko jest ulica Krzywa… Taka jak Pokątna.
Popatrzyli po sobie i równocześnie powiedzieli.
— Idziemy.
— A wy dokąd? — Zainteresował się Mason.
— My… to znaczy… — Zaczął się jąkać Kurt.
Wzrok Lily padł na wystawę nowych rowerów.
—
Idziemy do tamtego sklepu. — Wskazała palcem za witrynę. — Za raz
wrócimy! Nie mówcie nic Tedowi! — Wstała i pociągnęła przyjaciela za
rękę.
Ruda
zaprowadziła przyjaciela do budynku, który wskazała jej Samanta. Okazał
się on nie za dużą biblioteką z mnóstwem książek.Rozglądnęli się po
pomieszczeniu. Prawie całą wolną przestrzeń zajmowały stoliki, które
były zajęte. Przy ścianach stały regały z książkami. Gdy tak stali,
podeszła do nich jakaś kobieta.
— W czym nogę pomóc? — Odezwała się po hiszpańsku.
— Dzień dobry. Szukam pani Alice. — Odparła Lily również w tym języku.
— To ja.
— Czy mogłaby mi pani powiedzieć, jak dostać się na Ulicę Krzywą?
— Chodźcie za mną.
Ruszyli
za kobietą. Alice miała około 45 lat i włosy w kolorze czerwonym z
żółtymi końcówkami. Twarz miała kwadratową i duży garbaty nos. Piwne
oczy i wypieki na twarzy. Była dość tęga, ubrana w długą granatową
suknię i brązowe pantofle.
Zaprowadziła
ich do piwnicy. Temperatura momentalnie spadła, a na skórze poczuli
dreszcze. Alice kazała im się odsunąć, a sama wyciągnęła różdżkę i
stuknęła w jedną z kamiennych płyt, którymi była wyłożona podłoga. Płyty
zaczęły się deformować, przesuwać i kurczyć aż w końcu w podłodze
powstał okrągły otwór. Kurt patrzył na to z szeroko otwartymi oczami i
ustami, zaś Lily nie bardzo to zdziwiło. Grzecznie podziękowali kobiecie
i zeszli po drabinie. Stanęli na brukowanej ulicy. Nad jednym z
budynków wisiał napis:Ulica Krzywa. Ruszyli przed siebie. Wszędzie były
kolorowe wystawy. Sweets obracał głowę w prawo i w lewo, pochłaniając
widoki. Przez chwilę żałował, że nie ma trzech dodatkowych par oczu. Nad
jednym ze sklepów wisiał szyld: SZATYNA KAŻDĄ OKAZJĘ! KREACJE WIZYTOWE,
MUNDURKI, UBRANIA ROBOCZE. WSZYSTKO U MAESTRO PIETROWA! Nad innym napis
głosił: KSIĘGARNIA! WSZYSTKIE NAJLEPSZE KSIĘGI W BOOK WOURD! Jeszcze
inny: DESERY, OBIADY, TRUNKI W CZERWONYM WYWARZE!
Lily
z rozbawieniem patrzyła, jak przyjaciel wszystko pochłania. Ale
największe wrażenie zrobiła na nim czarownica, która przeleciała na
miotle, stopę nad jego głową.
Weszli
do cukierni. Ruda kupiła kilka czekoladowych żab,2 paczki
musów-świrusów, piegusowe kociołki, dyniowe paszteciki, pałeczki
lukrecjowe i fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta. Za wszystko
zapłaciła 16 sykli i 4knuty. Poprosiła sprzedawcę, aby jej wszystko
zapakował i rzucił na torebkę zaklęcie zmniejszająco-zwiększające, tak
że pakunek, który mieścił się w wielkiej reklamówce, teraz bez problemu
znalazł się w jej nowiutkiej kremowej torebce. Oczy Kurta wychodziły z
orbit.
— No co? Przecież nikt nie może się dowiedzieć, że tu byliśmy.
— Ale… ale… To jest niemożliwe.
— W moim świecie jest.
— Jakim cudem…
—Czary. A teraz chodź bo jeżeli za raz nie wrócimy, to bliźniacy wezwą straż pożarną aby nas znaleźć.
Gdy
wracali do biblioteki, wstąpili do baru i Lily kupiła dwa piwa kremowe,
które schowała w torebce. Zahaczyli także o lodziarnie.Kurt zrobił
wielki oczy (po raz kolejny, czyli gdzieś z setny) bo dopiero zdał sobie
sprawę, że Ruda płaci jakimiś złotym, srebrnymi i brązowymi monetami.
— Yyy… Lily, co to jest? — Wskazał na nie palcem.
—
Pieniądze czarodziei. — Odparła jakby tłumacząc, że1+1=2 — Miałam ich
nie brać, ale w ostatniej chwili się zdecydowałam. Jak widać przydały
się. Te złote to galeony, srebrne sykle, a brązowe to knuty.
♣
— Gdzie wy byliście. — Syknął Mason.
— Chcieliśmy już dzwonić po straż pożarną.
— A nie mówiłam?
Zachichotali.
— To powiecie co was zatrzymało?
— Lody. — Odparł najzwyczajniej w świecie Kurt, po czym uniósł rękę, w której go trzymał.
— Była duża kolejka. — Dodała Ruda.
— A nam nie kupiliście?!
— No wicie co? — Oburzyli się bliźniacy.
— A co z Tedem?
— Gołąbki gruchają! — Krzyknęli jednocześnie bliźniacy,na co kilka głów odwróciło się w ich stronę.
— O wilku mowa.
Do stołu przyszedł Ted. Twarz miał rozanieloną, a na ustach gościł szeroki uśmiech. Oczy mu lśniły.
— Rozumiem, że wszystko dobrze poszło. — Powiedział wesoło Mason.
— Dzięki dzieciaki. — Wyściskał ich po kolei — Gdyby nie wy…
— Oj nie nudź tylko mów. — Naciskał Taylor.
— Umówiliśmy się na kolację. Dziś o 20.
—
Zakochani! Jakie to słodkie! — Zawyli bliźniacy,przy okazji wkładając
sobie palce do gardła, co wywołało u wszystkich (prócz Teda, który lekko
walnął ich poi głowie) śmiech.
— Za co?! — Ruda stwierdziła, że chłopcy mają dziwną naturą mówienia jednocześnie tego samego.
Ted zignorował to pytanie.
— Dzieciaki wracamy.
Wsiedli do limuzyny, która po części wypełniona była torbami z zakupami.
Gdy tylko wysiedli, powitał ich krzyk Petunii:
— Jess! Uciekamy! Dziwadło wróciło! Ratuj się kto może!!!
Lily
popatrzyła z politowaniem na oddalające się plecy siostry. Nie
przejmując się jej zachowaniem, dumnie weszła do kuchni, niosąc w rękach
torby ze swoimi zakupami. Pani Evans długo zachwycała się nad nowymi
rzeczami Lily. Przy okazji zmusiła Jessicę i Petunię by wszystko
oglądały. Lily widziała w ich oczach pożądanie i zazdrość, co wprawiło
ją w bardzo dobry humor. Nie zjadła kolacji, tylko poszła do sypialni.
Kurt poszedł razem z nią,ale w połowie drogi musiał się wrócić po
kakałko.
Do
późna siedzieli rozmawiając o świecie czarodziei.Kurt z zaciekawieniem
słuchał o lekcjach w Hogwarcie, nauczycielach i czarach.Przy okazji
przegryzali zakupione słodycze. Najbardziej zaintrygowały go fasolki
wszystkich smaków. Dopiero gdy trafił na taką o smaku mchu, uwierzył w
zapewnienia Lily, że jak są wszystkie smaki to tak naprawdę.
Zara ? H&M ? Lily nie zyla w XXI wieku , tylko w latach 70 , a tam za pewne nie bylo takich marak jak Zara :/
OdpowiedzUsuńZara jest hiszpańską marką założoną w 1975 roku, więc wszystko jest realne :) Dodatkowo H&M został założony w 1949 roku w Szwecji, Hiszpania w latach 70 była bogatym krajem, szczególnie na wybrzeżu, więc na pewno już posiadali sklepy tej marki.
UsuńExtra! To super blog. Mnie nie obchodzi jakie tam sklepy były, a komentator powyżej jest czepliwy. Czytam bloga już od trochę, ale widać, że mam trochę do nadrobienia. Życzę powodzonka w pisaniu!
OdpowiedzUsuńcarmel z RR
Blog jest cudowny :3
OdpowiedzUsuńZajebiście!
OdpowiedzUsuń,,— Gołąbki gruchają! " Możesz uznać mnie za trochę nie normalną, ale ja myślałam, że tam pisało gruchają bez g. ;D Ok wracając do tematu zgadzam się z komentarzami napisanymi przede mną wątpię, żeby w tych czasach istniały nie które z tych marek. Lecz poza tym genialnie! ;*
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam Amelia