niedziela, 7 października 2012

21. All Star.



Przy akompaniamencie krzyków, wyzwisk i kłótni, na tle ton prac domowych i coraz trudniejszych zajęć, minął wrzesień i nastał październik, a wraz z nim, wieczory stały się coraz dłuższe i zimniejsze. Zakazany Las mienił się w żółtych i czerwonych barwach, a poranne przymrozki dawały o sobie znać szczególnie podczas Opieki nad Magicznymi Stworzeniami i Zielarstwie.
Przez ten miesiąc niewiele się zmieniło. Ludzie omijali mnie szerokim łukiem, bojąc się, że pośle ich na drugi koniec korytarza, pomimo że tak naprawdę prawie nikt nie wiedział jakim cudem Potter przeleciał przez Wielką Salę. W sumie to sama bałam się swoich nadprzyrodzonych zdolności. Co do  tego Wypłosza. Przez cztery tygodnie leżał w Skrzydle Szpitalnym, co było mi bardzo na rękę, gdyż nie musiałam oglądać jego ryja i zresztą pozostałych Huncwotów, bo całymi dniami przesiadywali u niego. Chyba najlepsze z tego wszystkiego było to, że funkcję kapitana drużyny prefektów (niestety tymczasowo) przejął Joe Cover z Ravenclawu z szóstego roku. Treningi z nim, okazały się czystą przyjemnością, a sam chłopak był bardzo dobrze wychowany i świetnie się dogadywaliśmy. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak bardzo było mi żal, kiedy ten padalec wyszedł ze Skrzydła Szpitalnego, a treningi z przyjemności stały się męczarnią. Potter stał się jeszcze bardziej wredny, a pewnego poniedziałku prawie zrzucił mnie z miotły z wysokości około 120 stóp. Zarobił za to szlaban. W końcu jestem prefektem.
Jul chyba tak na poważnie zaczęła spotykać się z Arnoldem. Większość czasu spędzała właśnie z nim i przestała rozglądać się „za nowym towarem”. I dobrze. Nawet ona musi się kiedyś ustatkować. Ciekawa jestem tylko jak długo potrwa ten związek.
W przeciwieństwie do Truśki, Quin rzucała chłopaka jednego po drugim. Jej najdłuższy związek trwał dwa dni, a najkrótszy aż sto dwadzieścia siedem minut. Tak, z Jul mierzyłyśmy jej czas.
Moje życie uczuciowe nie urozmaiciło się w żadnym stopniu. Erik Night ciągle mnie nawiedzał we snach i na korytarzach zamku, z czego wychodziły kłótnie, bo dziwnym trafem jego fanklub zawsze nas znajdował i kilka razy prawie oberwałam jakimiś klątwami.
W środowy poranek jak zwykle razem z dziewczynami jadłyśmy śniadanie w Wielkiej Sali. Po jakimś czasie przyleciała poczta. Odwiązałam Proroka Codziennego od nóżki sówki, a do skórzanego woreczka włożyłam pięć knutów. Otworzyłam gazetę i bez większego zaangażowania, przeglądałam kolejne artykuły. Na przedostatniej stronie pojawił się taki temat, że aż serce zabiło mi szybciej.

All Star w Hogsmeade!
Ulubieńcy wszystkich nastolatek w końcu w jedynym mieście w całej Wielkiej Brytanii zamieszkanym przez samych czarodziei i same czarownice! W piątek, 17 października, o godzinie 19.00 koło baru Trzy Miotły rozpoczyna się koncert! Perkusista Lucas, gitara prowadząca Dante, gitara basowa Niall, klawisze Zain i wokal Trunks (czy. Tronk). Nie może ciebie tam zabraknąć. Cena biletu: 7 galeonów. 

— AaaaAAaaa!
—Ruda! Co się stało?
— Hihi! Nie uwierzycie! ALL STAR w HOGSMEADE!!!
Tym razem to one zapiszczały.
— Nie wierzę! To mój ulubiony zespół!
Wspólnie złączyłyśmy się do jednego, wielkiego pisku i olewając to, że cała Wielka Sala patrzy na nas jak na idiotki i w podskokach opuściłyśmy pomieszczenie, kierując się do Sali Obrony Przed Czarną Magią, ożywienie rozmawiając o koncercie.
Profesor Brown, wpuścił nas do Sali zaraz po dzwonku i momentalnie wszystkie głosy ucichły. Po prostu postrach szkolny. Za najmniejszy wydany dźwięk dostawało się u niego szlaban. Normalnie psychol jakiś. Gorszy od McGonagall. Tak, też myślałam, że to jest niemożliwe, a jednak. Cuda się zdarzają. Jego zajęcia jak zwykle polegały na czytaniu  kolejnego rozdziału i zrobienie szczegółowych notatek. NUDA! I po co komu wiedzieć, jak rzucić zaklęcie tarczy, skoro w praktyce wyjdzie to może co dziesiątej osobie? W połowie zajęć, na mojej ławce, którą dzieliłam z Quin wylądował kawałek pergaminu.
Łamanie nosów ci nie wystarczy? Chcesz to zrobić z wszystkimi moimi kośćmi?
Za chwilę następny list.
Nawet za brutalność wtrącają do Askabanu. Ja mam wtyki. Pamiętaj o tym.
Grozisz mi, Potter?
I trzecia kartka.
Na śniadaniu tak się cieszyłaś, bo dostałaś list od rodziców, w którym napisali, że już cię nie kochają i wymienili cię na psa?
Do moich oczy napłynęły łzy, które udało mi się powstrzymać. Usłyszałam jak Quin głośno wciąga powietrze i mocno zaciska pięści pod ławką. Dyskretnie wyciągnęłam różdżkę spod szaty i machnęłam nią w stronę tego sukinsyna.
Efekt: chłopak uniósł się w powietrze, a na jego głowie nie pozostało ani jednego włosa. Klasa wybuchneła śmiechem, a ja popatrzyłam się z wyższością na tą kreaturę, która bezradnie wymachiwała nogami w powietrzu.
—EVAAAAANS! OPUŚĆ MNIE KRETYNKO! —Pomacał głowę, a na jego twarzy odmalował się szok. — TY WARIATKO, CO ZROBIŁAŚ Z MOIMI WŁOSAMI?!!!!!!
— Klaso proszę o spokój. — Neutralny głos profesora Brown’a przeszył powietrze, a śmiechy momentalnie ucichły. — A teraz proszę się przyznać, kto to zrobił.
— JAK TO KTO?! Przecież to oczywiste, że to sprawka tego psychicznego dziecka EVANS!
— Panienko Lily, czy to prawda?
— Skądże, panie profesorze! Ten wypłosz ubzdurał sobie, że próbuję mu coś zrobić. To raczej on, cały czas się na mnie mści, bo wymyślił sobie, że to ja napisałam ten artykuł o jego wyczynach w szkole. Nie powiem, osoba, która go napisała jest geniuszem i z chęcią jej pogratuluję. Jeżeli ktoś chce komuś zatruć życie, to z pewnością on — Wskazałam na tego parszywca. — mnie.
— Jesteś wariatką, Evans. Bardziej walniętej…
— Taaak? — Chwyciła kartkę, która leżała na mojej ławce i podałam ją nauczycielowi. — I kto tu kogo napastuje?
Twarz nauczyciela stężała.
— Panie Potter, szlaban przez tydzień.
Jest!
— A teraz, proszę go opuścić i wracamy do zajęć.
— Z wielką chęcią.
Wzięłam różdżkę i wymówiłam przeciw zaklęcie, a chłopak runął, z wysokości 8 stóp i uderzył o blat stołu plecami, powodując głęboką ranę na nich. Podeszłam do niego i poklepałam go po ramieniu.
— Oj, Potter. Przepraszam. Miałam nadzieję, że walniesz się w głowę i w końcu zmądrzejesz.
Odeszłam od niego i ponownie zagłębiłam się w lekturze.
Później mieliśmy transmutację, zielarstwo, Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, gdzie profesor Sinusoida, postanowiła zgłębiać tajniki akromentul. Nawet przyprowadziła jedną, co wywołało pisk i krzyk. Ostatnią lekcją były zaklęcia, która miała to do siebie, że można było na niej spokojnie rozmawiać.
— Jakieś pomysły? — Szepnęłam do dziewczyn.
— Żadnych. — Zgodnie pokręciły głową.
— Musimy się jakoś wymknąć ze szkoły!
— A gdyby tak wziąć szkolne miotły i przelecieć nad szkołą? — Podsunęła Quin.
— Zwariowałaś? Na zamek rzucone jest setki zaklęć i nikt bez…
— Dobra, dobra. Tak tylko powiedziała.
— Co powiecie na wykopanie tunelu?
— Jesteś szutnięta, Szpilko.
— Dzięki za komplement, Ana.
— Taa, Huncwoci to na pewno znają jakieś tajne przejścia i bez problemu chodzą sobie gdzie chcą.
— Jul! Jesteś geniuszem!
— No wiem! A tak konkretnie, co ja tak genialnego powiedziałam?
Wywróciłam oczy.
— Mam pomysł.
ª
— Jak możesz?! Po tym wszystkim, co razem…
— Zrozum! Ja go kocham!
— Nie wierzę! Po tym co on i jego kumpel nam zrobili?!
— Nie nam. Tobie Lily.
— O więc to tak. Kiedy odczuwasz brak faceta przy sobie, wolisz zamienić przyjaciółki na niego?!
— A jak cię zrani, to przylecisz do nas jak gdyby nigdy nic, a tu takiego! — Jul pokazała jej środkowy palec.
Quin wybałuszyła oczy, a ja z trudem powstrzymałam śmiech. Znajdowałyśmy się w Pokoju Wspólnym, dokładniej: w jego centrum, jak zawsze, naszej małej scence przyglądali się wszyscy Gryfoni.
— Myślałam, że przynajmniej ty mnie poprzesz! Nie wierzę! Jul! Przecież nie potrzebujemy tego Rudego śmiecia! We dwie będziemy najlepszymi przyjaciółkami, a ta wiedźma nie będzie nas dzielić!
— To ja zawsze ciebie pocieszałam po nieudanych związkach, a ty…
— Weź mnie nie rozśmieszaj! Nieudane związki? Raczej pomyłki życiowe! Jak dotąd tylko jeden mężczyzna spełniał wszystkie wymagania i stoi w tamtym kącie! — Wskazała na zdezorientowanego Syriusza. — Misiu, proszę, wróć do mnie! Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie! Te ostatnie dni były dla mnie prawdziwą katorgą! Ta myśl, — Mówiła gestykulując. — że nie mogę ciebie dotknąć, pocałować, powąchać, wtulić w twoje umięśnione ramiona… Poczuć twoich dłoni na mojej talii, włosach… — Westchnęła. — Nie mogę przeboleć, że zerwałam z tobą, z powodu tej Rudej małpy i do tego nasz ślub… Cały czas mam go przed oczami. Co prawda są to zamazane obrazy. A na dodatek te oświadczyny. W życiu nie spotkałam bardziej romantycznego człowieka. To jak wpadłeś do naszego pokoju w samych bokserkach z naszytą rybką w strategicznym miejscu, krokusem w zębach i ten wierszyk… Na zawsze pozostanie wyryty w mojej pamięci. Gdy cię widzę nie mogę oddychać, a  z tęsknoty zaczynam usychać. Ta historia mnie urzekła! Nie pozwól, aby Lily nas rozdzieliła. — Podbiegła do niego i padła przed nim na kolana. — Kochanie błagam. Błagam, wybacz mi.
Syriusz widząc Quin, bez namysłu ukląkł przy niej.
— Kochanie, twoje winy zostaną odpuszczone. Teraz mam pewność, że na pewno mnie kochasz i nic, a raczej nikt nie stanie na naszej drodze.
Quin przewróciła oczami, czego Black na szczęście nie zobaczył. Razem z Jul stałyśmy opierając się o siebie, dusząc się ze śmiechu. Jeszcze większy wybuch spowodował widok dziewczyn z jego fanklubu, ocierających łzy.
— Kochanie! A teraz wsiądźmy na naszego jednorożca i oddajmy się chwili zapomnienia.
Quin uniosła brwi.
— Okej, skoro nalegasz…
I już ich nie było.
— A więc nas opuściła.
— Nie wierzę w to! To nie może być prawda! Odjechali na jednorożcu. Ruda! Dlaczego nie mamy jednorożca!?
— Porwiemy ich jednorożca i odbijemy naszą przyjaciółkę!
— A co my zrobimy z jednorożcem?
— Włożymy do twojej szafy.
— Po co?
— Nie wiem, ale będzie fajnie.
Niektórzy parsknęli śmiechem, a my ruszyłyśmy na poszukiwania.
Quin i Syriusz zamknęli się w najbliższej opuszczonej Sali, ale na szczęście zapomnieli jej wyciszyć.
— Współczuję jej.
— Biedaczka. — Jul pokręciła głową z przekąsem.
Z pomieszczenia dobiegły nas chichoty tych dwojga. Zrobiłam przerażone oczy.
— Czas na część drugą.
Wyciągnęłam różdżkę i machnęłam nią w stronę równoległej ściany.
— Bombarda!
Ze ściany posypały się kamienie, a w powietrzu unosił się bardzo gęsty kurz. Po chwili, drzwi klasy otworzyły się i z pomieszczenia wyszedł Syriusz.
— Co to kurde ma znaczyć?!
— Teraz!
Wszystkie trzy rzuciłyśmy się na Black’a. Związałam go zaklęciem, a na usta wyczarowałam mu knebel.
— Locomotor Black!
Syriusz uniósł się do góry i przeniosłam go dwa piętra niżej (Na szóstym piętrze, prawie złapał nas Filch. ).
Wyciszyłam klasę zaklęciem i zamknęłam drzwi. Posadziłyśmy go przy jednej z ławek i zaczęłyśmy świecić mu po oczach lampką, którą wyczarowałam. Zlikwidowałam knebel.
— Proszę, proszę. Kogo my tu mamy. — Jul wczuła się w rolę policjantki.
— Wariatki! Czego chcecie?! — W głosie Syriusza słychać było strach.
Quin wyczarowała kartkę i pióro.
— Zeznania w sprawie Syriusza Black’a.
— Imię i nazwisko! — Jul stała się tyranką.
— Przed chwilą je powiedziała.
— Imię i nazwisko śmieciu! — Powiedziała, przykładając pistolet do jego skroni.
— Syriusz Black III.
— Imię matki i ojca?
— Do czego są ci potrzebni moi starzy?
— IMIĘ MATKI I OJCA!
— Walburga i Orion Black.
Quin wybuchneła śmiechem, a ja musiałam się złapać krawędzi blatu.
— Data urodzenia!
— Matki czy ojca?
— Twoja baranie!
— 3 październik 1959 rok.
— Znaki szczególne!
— Nieziemska uroda, wytatuowany pudel na tyłku, złoty p…
— Napisz: krzywe nogi i nos. — Podsunęłam Quin.
— Co?! Jakie krzywe?
— Stul pysk psie! To ja tu zadaję pytania!
Podeszłam do Quin i szepnęłam jej na ucho.
— Ja się zaczynam jej bać.
— Gdzie przebywałeś wczoraj pomiędzy 14 a 16?
— Byłem w naszym dormitorium.
— Łżesz! Obserwowałyśmy cię!
— To po co się pytacie?
Wpadłam na genialny pomysł.
— Za każde kłamstwo będziemy obcinać ci pasmo twoich cudnych, lśniących, czarnych włosów. — Wyczarowałam srebrne nożyczki, które zbliżyłam do jego włosów.
— Nie ośmielicie się.
— Ups. — Pomiędzy palcami zwisało mi pasmo jego włosów. — Będziesz współpracował? Za większe kłamstwo na twojej twarzy będzie pojawiać się kolejny, wielki pryszcz, którego nie będziesz mógł usunąć.
Przełknął głośno ślinę.
— A WIĘC GDZIE BYŁEŚ WCZORAJ POMIĘDZY 14 A 16?! — Jul zrobiła przerwę na pół sekundy. — ODPOWIADAJ ŚMIECIU!
— Byłem na treningu Quidditch’a.
— Nie mogłeś tak od razu?! Gdzie znajdują się tajne przejścia?!
— Skąd o nich wiesz?!
— Ha! Czyli jednak są!
— Cholera! Ale mam długi jęzor.
— Włosy też. Jak na razie. — Zmierzył mnie nienawistnym spojrzeniem.
— Kochanie, ratuj mnie! Quin, tyle razem prześlijmy… Chyba nie pozwolisz im na to!
— Misiu, ależ oczywiście, że im na to pozwolę.
— Po tym, jak pokazałem ci mojego jednorożca?
— Tą sprawą zajmiemy się później. A teraz: GDZIE ZNAJDUJĄ SIĘ TAJNE PRZEJŚCIA ŁOSIU!? TYLKO BEZ ŻADNYCH WYKTĘRÓW, BO BĘDZIESZ ŁYSY I Z PRYSZCZAMI DO KOŃCA ŻYCIA!
— Możecie mnie katować, a ja i tak nie zdradzę wam tego!
— Jesteś pewien? — Obcięłam mu kolejne pasmo, a Quin wyczarowała mu krostę na środku nosa. Podałam mu lusterko.
Zapiszczał.
— Nadal nie chcesz współpracować? — Szpilka zapytała słodziutkim głosikiem, zarezerwowanym wyłącznie na specjalne okazje.
— Nie wyciągniecie tego ze mnie!
Po godzinie, z długich i gęstych włosów Syriusza, pozostały krótko ścięte i sterczące. Pół twarzy miał w zielonych krostkach.
Zaburczało mu w brzuchu. Z triumfem popatrzyłyśmy po sobie.
— Głodny? No popatrz, a ja mam przy sobie troszkę słodkości.
Wyciągnęłam z szaty paszteciki dyniowe i podałam dziewczyną.
— Mmm… Jakie dobre! Delicje! Lepszych już dawno nie jadłam. Quin jak sądzisz?
— Wyborne.
— Czekajcie, ja mam jeszcze piwo kremowe! — Podałam po jednym dziewczyną, a niedojedzony pasztecik położyłam tuż przy brodzie Łapy. — Smacznego.
Chłopak za wszelką cenę próbował go zjeść, ale przez grube liny nie mógł się ruszać, a efekt końcowy był taki, że spadł z krzesła, a jedzenie wylądowało kilka centymetrów od niego. Syriusz wyciągał język, ale to nic nie dało.
— Oj Black, Black. — Quin pokręciła głową. — Gdybyś z nami współpracował, to już dawno byłbyś wolny.
Widziałam, jak na jego twarzy malują się sprzeczne uczucia. Powiedzieć, czy nie powiedzieć. Postanowiłam to przyśpieszyć. Wyciągnęłam z kieszeni zdjęcie, na którym był mały chłopiec w różowych gumiakach do kolan i kowbojskim kapeluszu, bez ubrania.  
— Poznajesz tego chłopca? Tak, to ty i jeśli za trzy sekundy nie powiesz nam, gdzie są tajne przejścia i jak się do nich dostać, to obiecuję ci, w Proroku Codziennym ukarze się bardzo ciekawy artykuł, a do niego zostanie dołączone to oto zdjęcie. Decyduj.
— Dobra. Wygrałyście.
— MÓW, ŁAJZO!
— Jedno jest za posągiem Grzegorza Przymilnego na czwartym piętrze i prowadzi do szafy w sklepie Zonka.
— Brawo, kocie. Jak chcesz, to potrafisz współpracować.
— Drugie, za posągiem Garbatej Czarownicy na trzecim piętrze i prowadzi do piwnicy Miodowego Królestwa.
— A jest jakieś prowadzące bezpośrednio do Trzech Mioteł?! ODPOWIADAJ NA ZADANE CI PYTANIA KARALUCHU!
Rozległo się głośne grzmocenie w drzwi, a w następnej chwili wyleciały z zawiasów, a w powietrzu uniósł się gęsty kurz (Znowu).  
Huncwoci.
Niewiele myśląc, wyciągnęłam różdżkę i rzuciłam zaklęcie zapomnienia na Black’a, wymazując z pamięci ostatnie zdarzenia.
— Wiejemy!
— Syriusz?! Jesteś tu? Widzieliśmy, że te szmaty… Auu! Lunatyk! To moja noga!
Złapałam dziewczyny za ręce i jakimś cudem, udało nam się opuścić pomieszczenie. Do dormitorium dobiegłyśmy całe mokre.
— Jakim cudem nas znaleźli?
— Nie mam pojęcia, ale teraz jest to bez znaczenia. Przynajmniej dowiedziałyśmy się tego czego chciałyśmy.
ª
Siedziałyśmy w najodleglejszym kącie Pokoju Wspólnego, planując akcję ucieczki z drobnymi szczegółami, kiedy do pomieszczenia weszli Huncwoci. Syriusz miał na głowie papierową torbę z dziurami na oczy.
— Łapo, powiesz nam w końcu, kto ci to zrobił?
— Przecież już ci powiedziałem Rogaczu. Chciałem wiedzieć, jak to jest być brzydkim i stwierdzam, że Peter ma ciężkie życie.
Parsknęłam, co nie uszło uwadze Pottera.
— Evans! To twoja sprawka!
— Głuchy jesteś? Przecież twój przyjaciel powiedział, ze sam sobie to zrobił.
Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
— Ha! Ty wiesz! Użyłaś „to”!
Przejechałam otwartą dłonią po twarzy.
— Idąc metodą dedukcji, bardzo łatwo wywnioskować, że Black ma całą twarz w krostach i pewnie jest łysy, o czym świadczy ten worek na jego głowie i jego wcześniejsze słowa. Wiesz, gdybyś choć troszkę pomyślał, doszedłbyś sam do tego wniosku.
— Nie rób ze mnie idioty, Evans.
— Doskonale sobie radzisz bez mojej pomocy.
Wyciągnął różdżkę.
— Expelliarmus!
Ha! Byłam pierwsza! Jego różdżka wylądowała w mojej ręce. I kto tu jest górą? A ja! Oł je. Yhym, yhym. Oł je.
— Podobno jesteś mistrzem pojedynków. Śmiem wątpić. — Podeszłam do niego i przyciszonym głosem dodałam. — Uważaj, bo twoja buźka też może zostać transmutowana.
Oddałam mu różdżkę i razem z dziewczynami udałyśmy się do naszego dormitorium. Po drodze Quin ściągnęła torbę z głowy Syriusza, na co chłopak zapiszczał.
ª
W końcu nadszedł wyczekiwany piątek. Tego dnia, lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie, a podniecenie sięgało zenitu. Z upragnieniem czekałyśmy na nadejście ostatniego dzwonka i gdy w końcu zadzwonił, nie mogłyśmy powstrzymać radości. Pośpiesznie zjadłyśmy obiad (czyt.: Wpychałyśmy co popadło do ust, robiąc przy tym niezły chlew, widząc zdziwione i zdegustowane spojrzenia uczniów) i pobiegłyśmy do naszego dormitorium. Zaczęły się burzliwe przygotowania; ostry make-up, tworzenie fryzur, kompletowanie strojów i malowanie paznokci. Wiadomo, typowo kobiece sprawy. O 18.00 byłyśmy gotowe.
Quin założyła to: http://stylistki.pl/hmmm-wersja-rock-139304/, Jul: http://stylistki.pl/zwyczajnie-135027/, a ja zdecydowałam się na to: http://stylistki.pl/rock-glam-14903/. Włosy skręciłam w grube loki, które u nasady podniosłam do góry, zaś Szpilka i Truśka dokładnie swoje wyprostowały. Ostatni raz spojrzałam za okno. Niebo było bezchmurne i jak na połowę października, było dość ciepło. Nie ma mowy o deszczu. Zerknęłam w lustro i aż uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Muszę przyznać, że wyglądałam naprawdę ładnie. Razem z dziewczynami, zrobiłyśmy sobie kilka zdjęć i wyszłyśmy z dormitorium. W Pokoju Wspólnym wzbudziłyśmy niemałą sensację, czym się kompletnie nie przejęłyśmy i z dumnie uniesionymi głowami, zniknęłyśmy w dziurze pod portretem. Kątem oka zobaczyłam miny Huncwotów. Dosłownie rozbierali nas wzrokiem. O dziwo, na korytarzach zamku nie spotkałyśmy nikogo i bez żadnych przeszkód dotarłyśmy do posągu garbatej czarownicy. Przez około 25 minut szłyśmy ciemnym korytarzem, spierając się, który członek zespołu jest najprzystojniejszy.
— Trunks? Dostałaś gorączki, Jul? Przecież każdy wie, że najseksowniejszy jest Niall!
— Nie rozśmieszaj mnie, Quin! To Dante jest obiektem westchnień wszystkich nastolatek!
— Ruda, chyba nie powiesz nam, że ten denny gitarzysta ci się podoba?! — W głosie Jul słychać było rozbawienie.
— Najchętniej schrupałabym go jako ciastko na deser!
— Lily, myślałam, że masz lepszy gust do facetów. Przecież on jest bez wyrazu.
— Ma umięśniony tors, wręcz czarne oczy, 189 cm wzrost… Wiesz co, Quin, zdecydowanie masz rację. On jest kompletnie bez wyrazu.
Zachichotałyśmy.
— Ana z pewnością trzyma jego zdjęcie pod poduszką i modli się wieczorami do niego. Dante, ja ciebie kocham, do ciebie szlocham! Wciąż o tobie śnie, nawet gdy sypie śnieg! — Nie mam pojęcia skąd Quin bierze takie rymy na poczekaniu.
— Kurde, przed wami nic się nie ukryje. 
— Ołł! To takie romantyczne! Chyba zaraz zemdleję! — Jul udała, że upada. — Dante, Dante! Ratuj! Zaraz upadnę!
Quin wcieliła się w rolę  mężczyzny.
— Nie lękaj się kochana! Twój wybawca właśnie się zjawił!
— Wariatki.
— Quin, uważaj, bo będziemy musiały ją trzymać, żeby nie wskoczyła na scenę i nie rzuciła się mu na szyję błagając: Kochany, jestem przy tobie! Na zawsze razem!
— Lily, najdroższa! Nigdy cię nie opuszczę! — Quin naśladowała męski głos, co bardzo dobrze jej wychodziło.
— Lily i Dante siedzą na drzewie, całują i obejmują siebie. Najpierw ślub potem wesele, będzie z tego muzyków wiele!
— Mam lepszy! Jul i Trunks siedzą na scenie, całują i obejmują siebie. Najpierw ślub, potem wesele, będzie z tego egoistów wiele!
— Też cię kocham, Ana. — Jul posłała mi całusa.
Na podobnym przekomarzaniu minęła nam cała droga.
W piwnicy Miodowego Królestwa nie było nikogo i cichutko przemknęłyśmy się do sklepu, gdzie było bardzo dużo osób. Niepostrzeżenie opuściłyśmy lokal.
Jeszcze nigdy nie widziałam tylu osób na ulicach Hogsmeade. Dookoła stali czarodzieje i czarownice. Głównie te drugie. W rekach trzymały transparenty, aparaty i plakaty. Wszyscy kierowali się w jedną stronę; pod Trzy Miotły, gdzie za chwilę miał rozpocząć się koncert. Złapałyśmy się za ręce i zaczęłyśmy przepychać się w tłumie, słysząc niezadowolone pomrukiwania ludzi. Nie mam pojęcia, jakim cudem udało nam się stanąć w pierwszym rzędzie, ale było watro wysłuchiwać przekleństw zgromadzonych. Rozejrzałam się dookoła. Wszędzie ludzie, ludzie i jeszcze raz ludzie. Ponad sceną znajdował się telebim, pokazujący jakieś zdjęcia.
Nagle wszystkie światła zgasły, a z rur zaczęła wydobywać się gęsta mgła. Zebrani zaczęli piszczeć i klaskać, dokładnie w tym momencie, gdy zabrzmiały pierwsze nuty piosenki, a cały zespół pojawił się na scenie w świetle reflektorów. Gdy tylko zobaczyłam Dantego, przysięgam, gdyby nie to, że trzymałam się barierki, upadłabym. Emocje sięgnęły zenitu. Wszyscy skandowali imiona artystów, a kiedy rozbrzmiały pierwsze nuty, cała publika zaczęła śpiewać z nimi. Ja również. Czułam się jak w niebie. Moim marzeniem było stanąć na scenie, a wszyscy w tym czasie krzyczą: Li-ly! Li-ly! Światła reflektorów padają na mnie, tłum bije brawo, a kiedy rozpoczynam pierwszy wers piosenki, śpiewają razem ze mną. Westchnęłam z rozmarzenia. Pomimo głośnej muzyki, dotarł do mnie krzyk stojącej obok Jul.
— AAAAaaaaaAA!!!! Trunks! Jak ja cię kocham! Jesteś moim idolem! Na zawsze razem! AAAaaa!! Nie wierzę, że w końcu ciebie spotkałam!! Jesteś moją miłością!!!
I pomyśleć, że przez chwilę miałam wrażenie, że to ja jestem ta dziwna. Ha! Będę miała powód, żeby się z niej ponabijać.
— Stary, myślisz o tym co ja? — Krzyknął jakiś brunet obok mnie.
— Dajesz!
 W następnej sekundzie poczułam, że moje nogi odrywają się od ziemi, a w następnej ludzie trzymali mnie na rękach!
— Ta Ruda jest niezła!
Doszedł mnie głos tak dobrze mi znany i tak męski, że aż zakręciło mi się w głowie. Dante.
O mój Boże! Powiedział, ze jestem niezła! AAAaaaAA!!! Podobam mu się! Ruda, opanuj się! Ale on powiedział do mikrofonu… Jak ja kocham koncerty!
Zaczął padać deszcz. Jak dobrze, że zrobiłam wodoodporny makijaż. Ciężkie krople uderzały o moją twarz, a po chwili byłam już cała mokra.
Postawili mnie na ziemi. Razem z dziewczynami tańczyłyśmy w strugach deszczu, wyginając ciało w każdą stronę.
No nie! Znowu byłam w górze! Quin i Jul uśmiechały się szeroko.
— My też tak chcemy!
Zachichotałam.
— Dajcie tą Rudą piękność na scenę.
Nie od razu dotarł do mnie sens tych słów.
— Nie! Ja nie chcę! Wybijcie to sobie z głowy! POSTAWCIE MNIE NA ZIEMI!!!
Na nic się zdały moje protesty. Stałam na scenie z zespołem All Star, a obok mnie był Dante. Prawie upadłam. Zdezorientowała spojrzałam na  zebranych. Wiedziałam, że jest bardzo dużo osób, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż tyle. Naród ciągnął się i ciągnął wzdłuż ulicy Hogsmeade i jak to się mówi: Końca nie widać! Zerknęłam na Jul i Quin. Ich twarze mówiły: „Ty szczęściaro! Nie wierzę, że to ty, a nie ja stoisz teraz na scenie, obok najseksowniejszych facetów na świecie!”. Mówiąc krótko. Zazdrość. Zerknęłam na gitarzystę. Dante Wait patrzył na mnie prawie czarnymi oczami i uśmiechał się szeroko, pokazując przy tym wszystkie swoje białe i równe ząbki. Jak mnie on pociągał! A pomyśleć, że ma dopiero 22 lata! Przez jego spojrzenie zapomniałam, ze jestem cała mokra i sukienka mocno przylega do mojego ciała, uwydatniając moje krągłości.
— Panie i panowie! — Odezwał się. — Ta oto niewiasta, — Czy on naprawdę mnie tak na zwał? — O imieniu…
Przystawił mi do ust mikrofon.
— Lilyanne Evans.
— O imieniu Lilyanne, urzekła mnie swoją urodą i inteligentnym spojrzeniem, tak więc zagra z nami nasz najnowszy kawałek.
Rozległy się piski i brawa, a ja czułam, że spaliłam raka.
Podał mi mikrofon i przy okazji szepnął na ucho.
— Nie denerwuj się. Nawet jeżeli nie umiesz śpiewać, to twoja uroda wszystko wynagrodzi. A poza tym, wyglądasz nieziemsko w tej mokrej sukience.
Jeżeli moje policzki były czerwone, to teraz były jeszcze bardziej. One aż parzyły. Gdy odchodził, przejechał ręką po moich pośladkach.
Zawał!
  Ja nie umiem śpiewać i grać?! — Po chwili doszłam do siebie. — Ja ci tu pokarzę!
Podeszłam do Dantego i ściągnęłam z jego klaty gitarę, co było dość trudne, bo chłopak był jakieś 30 cm wyższy ode mnie. Jego mina mówiła wszystko: jesteś szalona, niezrównoważona emocjonalnie, piękna i nie za bardzo pewna siebie? Prychnęłam. Ustawiłam mikrofon na stojaku, a gitarzysta podał mi nuty. Patrzyli mnie w osłupieniu.
— To co, gramy?
Dałam czadu! Palce same wędrowały po strunach, a ja czułam, że moje marzenia właśnie się spełniają. Zagrałam nawet solówkę, a tłum krzyczał moje imię! Jestem w niebie! Nie wierzę w to! To się nie może dziać naprawdę. A jednak! Gdy śpiewałam razem z Trunksem, usłyszałam stłumiony krzyk Jul i Quin.
— To nasza najlepsza przyjaciółka! Lily! Jesteś wielka!
Tylu zdjęć to chyba nigdy w życiu nie miałam zrobionych. Ciągle migały lampy błyskowe, od których mogłaby rozboleć głowa.
Piosenka skończyła się stanowczo za szybko, radość po moich pięciu minutach, mogła trwać wiecznie. Oddałam gitarę Dantemu, który zagwizdał. Stałam już na schodach, kiedy usłyszałam głos wokalisty.
— Lilyanne! Byłaś świetna! — Oklaski. — Czy chcecie, aby Lily zagrała z nami następny kawałek?
Rozległy się głośne piski i krzyki, a ja biedna co miałam zrobić? Wróciłam na scenę i grałam dalej.
Przy ostanie piosence bolało mnie już nieźle gardło, ale wytrwale dotrwałam do końca utworu. Zagraliśmy sześć bisów, a na koniec pożegnaliśmy się z publicznością.
Chciałam wrócić do przyjaciółek, ale zatrzymała mnie ręka Nialla. Chłopcy zaprowadzili mnie do ich garderoby i zaczęli opijać udany występ.
— Lilyanne! Jesteś po prostu niesamowita! Piękna, zgrabna i utalentowana! — Dante objął mnie w pasie i przyciągnął mocno do siebie. Nie powiem, żeby nie podobało mi się to. W pewnym momencie złapał za mój tyłek.
— Łapy precz!
— Uł! Ostra!
Spojrzała na niego spod byka. Dotknęłam jego twarzy.
— O! Tapeta!
Chłopaki zaczęli się głośno śmiać, a ja przybiłam piątkę z Niallem. Czuję, ze polubię tego chłopaka.
— Rudy to twój naturalny kolor, czy na siłę chcesz upodobnić się do wiewiórki?
— Te mięśnie są również plastikowe jak twój mózg?
Kątem oka zobaczyłam chłopaków, trzymających w ręku popcorn i siedzących po turecku na kanapie.
— Gdzie nauczyłaś się grać na gitarze? W antykwariacie? — Gniew opanowywał mnie coraz bardziej.
— Pewnie w dzieciństwie uderzył cię koń. Teraz musisz nosić protezę.
Chłopaki parsknęli śmiechem.
— Tą sukienkę ukradłaś babci? Z pewnością wyglądała w niej znacznie lepiej od ciebie.
— W szkole nie byłeś dobrym uczniem, więc załapałeś się do pierwszego lepszego zespołu?
— Twój głos brzmi jak pisk opon na zakręcie.
— Nienawidzę cię!
— Ja ciebie też.
— Chcesz mnie pocałować?
— Marzę o tym!
Nasze wargi spotkały się, a ja utonęłam w pocałunkach Dantego. Całował namiętnie, a jak przez mgłę usłyszałam buczenia pozostałych członków zespołu. W pewnym momencie, drzwi garderoby otworzył się, a kątem oka zobaczyłam Quin i Jul wpatrujących się w nas w oszołomieniu. Za nimi stali reporterzy. Jak oparzona odskoczyłam od chłopaka, ale było już za późno. Paparazzi okrążyli nas i zaczęła się lawina pytań.
Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się przepchać przez tłum reporterów, którzy cały czas robili nam zdjęcia. Złapałam Jul i Quin wybiegłyśmy z budynku. Oczywiście gonili nas, a raczej mnie. Na zewnątrz panowała burza. Co chwilę czarne niebo przecinała błyskawica. Tak gęstego deszczu jeszcze nigdy w życiu nie widziałam. Przemokłam do suchej nitki, a na plecach czułam dreszcze. Udało nam się zgubić paparazzi w jakiejś bocznej uliczce i pobiegłyśmy do Miodowego Królestwa. Było zamknięte.
Alohomora!
Zamek ustąpił i cichutko weszłyśmy do sklepu. Zamknęła drzwi zaklęciem, a w następnej chwili rozległ się sygnał alarmu.
— W nogi!
Dosłownie w ostatniej chwili weszłyśmy i zamknęłyśmy tunel. W piwnicy pojawili się właściciele, krzycząc coś, czego nie mogłam zrozumieć. Dopadł mnie silny ból głowy, a w gardle miałam pożar. Po drodze prawie nie rozmawiałyśmy. Po dwudziestu minutach stanęłyśmy na korytarzach zamku.
Ledwo stałam na nogach. W głowie kręciło mi się niemiłosiernie, byłam na granicy omdlenia. Dziewczyny złapały mnie pod ramiona i zaprowadziły do skrzydła szpitalnego.