poniedziałek, 18 lutego 2013

28. Szesnaście.


Dobra. Dziś bez żadnych wstępów.
Miłego czytania. :)
 *********************

Spojrzałam na kartkę kalendarza, który wisiał nad moją szafką nocną.
29 stycznia.
Ostatni dzień mojego piętnastoletniego życia.
Nie ma co, tylko skakać z radości.
Znowu zaczną się życzenia, prezenty i niespodzianki. Ugh! Jak ja tego nie znoszę! Dziewczyny dobrze o tym wiedzą i każdego roku patrzą z satysfakcją na moją zbolałą minę. Dla nich jest to niezrozumiałe, bo przecież jak to można nie cieszyć się z urodzin? A jednak. Jestem na to dowodem.
Mam tylko nadzieję, że Huncwoci nie zrobią nic głupiego. Już to widzą. W zeszłym roku przygotowali ogromny tort, z którego wyleciały motyle. Co prawda, samo ciasto było przepyszne, ale czułam się zmieszana, kiedy cała szkoła śpiewała mi 100 lat.
Ciekawe co w tym roku wymyślą.
— Evans, długo mam jeszcze na ciebie czekać?
W drzwiach pojawił się Pottera.
Ze zwieszoną głową wyszłam z ciemnego dormitorium, zazdroszcząc dziewczyną, że mogą sobie jeszcze smacznie spać.
Oczywiście poszliśmy do Pokoju Życzeń, gdzie Potter z pewnością przygotował dla mnie jakieś bardzo męczące ćwiczenia. Norma.
Ja. On. Czwarta nad ranem i niewyspanie.
Powinni nakręcić film pod tym tytułem.
Co do Pottera, to dalej chodził z Tamarą. Nie, wróć! Z Marą. Z tego co udało mi się zaobserwować, to Potter tak jakby się w niej zakochał. Mówię poważnie. Chodził z nią wszędzie za rączkę, nosił książki i całował przy każdej okazji. Ble…
Tak szczerze, to na początku czułam się z tym źle. Już od miesiąca Potter nie zaprosił mnie na randkę, co było wręcz dziwne. Pewnego dnia stwierdziłam, że jest chory, ale kiedy tylko zobaczyłam jak obściskuje się z Marą, zmieniłam zdanie. Teraz, czyli od jakiś dwóch tygodni, przestałam zwracać na niego uwagę i to co robi, przestało mnie interesować. No, może prócz kilku incydentów, kiedy przyłapałam go, jak wieszał uczniów pod sufitem. Zarobił za to kilka szlabanów, a ja zaczęłam wymyślać coraz to bardziej ohydne i głupie prace dla niego.
Prawie miesiąc temu odbyło się przyjęcie u mistrza eliksirów. NUDA! Po dwóch godzinach rozmów z szefem Departamentu Komunikacji Czarodziei z Mugolami, miałam dość i pod pretekstem bólu głowy, wróciłam do dormitorium.
— Evans?!! — Krzyk Pottera sprowadził mnie z powrotem do świata żywych. Byliśmy w Pokoju Życzeń, a ja musiałam go naprawdę długo ignorować, gdyż był cały czerwony ze złości. — W jaki sposób chcesz się nauczyć czegokolwiek, skoro mnie nie słuchasz?! Nie odpowiadaj. — Tak, otwierałam już usta, aby zacząć się z nim kłócić. — Skoro nie masz zamiaru poznać  teorii, to z pewnością już wszystko wiesz o zaklęciu, które właśnie ci przedstawiłem. Zobaczymy, jak sobie poradzisz w warunkach ekstremalnych.
CO?!
Cholera, o jakim zaklęciu on mówił? Chyba coś o zatrzymywaniu. A może o znikaniu? Szlag. Było mi go słuchać.
Nagle zrobiło się ciemno i mglisto. Z podłogi wyrosły drzewa, a na niebie pojawił się sierp księżyca.
Rozległ się szelest w koronach drzew, z których wyleciały chmary ptaków z dziobami ostrymi jak brzytwy i kierowały się wprost na mnie. Nie muszę chyba wspominać, że leciały z zawrotną prędkością. W normalnych warunkach zaczęłabym piszczeć i osłaniać głowę, ale przypomniałam sobie, że Potter stoi tuż za mną, oparty o pień drzewa. Ja ci jeszcze pokażę.
Machnęłam różdżką, którą trzymałam w dłoni, a ptaki, a raczek metalowe kukły zamarły w miejscu. Następne machnięcie i rozległ się wybuch. Już po ptaszkach.
Niestety krótko cieszyłam się ze zwycięstwa nad tą kupą żelastwa, bo głośne BUM spłoszyło wszystkie zwierzaczki, które rzuciły się na mnie.
Machałam różdżką jak oszalała, ale i tak nie uchroniłam się przed pazurami czegoś, co wyglądało jak niedźwiedź.
Uporanie się ze zwierzątkami zajęło mi blisko godzinę, a w moich ubraniach pojawiło się wiele dziur. Niestety las nie zniknął, co oznaczało, że to była tylko taka mała rozgrzewka. Ruszyłam ścieżką, ale mogę przysiąść, że tak naprawdę stałam w miejscu.
Doszłam do jakiejś groty, z której wydobywał się odór. W tym momencie pożałowałam, że nie mam żadnego spinacza na nos.
Oczywiście Potter postarał się, aby żadne przedmioty, które mogłyby mi ułatwić zadanie, nie pojawiły się. Nienawidzę go.
Z jaskini wyszedł troll.
Nawet dwa.
Mąż i żona. Nie ma co. Będzie zabawa.  
Brakuje tylko dzieci.
O proszę, znalazł się i gromadka trollskich bachorów.
I co jeszcze? Burza z piorunami?!
Jak na komendę rozległ się grzmot, a po chwili z nieba zaczęły sączyć się strumienie deszczu.
Może do tego trzęsienie ziemi, dinozaury i erupcja wulkanu?
Dlaczego mnie nie dziwi, że to wszystko się pojawiło?
Wstrząsy były tak silne, że ledwo ustałam na nogach.
Jak ja nienawidzę Pottera! To wszystko jego wina! Wypowiedział życzenie, by wszystko co sobie pomyślę, co mogłoby utrudnić mi przejście tego jego cholernego toru przeszkód, czy jak tam sobie to nazywa, pojawiło się!
Ja mu już pokażę.
Dobrze, że nie pomyślałam sobie o wilkoła…
Cholera, było blisko.
Trolle próbowały mnie zmiażdżyć swoimi wielkimi maczugami, ale ja byłam od nich szybsza i zwinniejsza, co ułatwiało mi unikanie ich ciosów.
Może tak nie do końca. Kiedy uporałam się z jednym z sześciu dzieci, nie udało uniknąć mi się ciosu od matki i dostałam w rękę, z której trysnęły strugi krwi.
A mnie wnerwili.
Machałam różdżką jak oszalała, aż w końcu pozbyłam się wszystkich trolli. Zajęło mi to jakiś kwadrans. Co ta złość potrafi zrobić z człowiekiem?
Z dinozaurami poszło mi szybko, a raczej lawa wykonała zadanie za mnie. Spaliły się w niej. Tak po prostu.
W pewnym momencie zrozumiałam, że magma zbliża się do mnie i zaczęłam uciekać. Przez ostatni miesiąc, zmieniałam się w łanię prawie każdej nocy, więc wyrobiłam sobie niezłą kondycję.
Nie uciekałam zbyt długo, bo kiedy wbiegłam na drewniany most, wszystko zniknęło, a Potter opierał się o ścianę z perfidnym uśmiechem na twarzy.
Niby od niechcenia zaklaskał.
— Stać cię na znacznie więcej. Było wręcz słabo. Zdecydowanie poniżej twoich standardów.
— Miło, że tak hojnie obdarowałeś mnie tyloma komplementami. Chyba zaraz się zarumienię.
— Popatrz tylko na siebie. Wyglądasz jak jakaś żebraczka, która od dawna nie widziała nowych ubrać.
Fakt.
— W każdej żebraczce drzemie prawdziwa księżniczka.
— Czy ty musisz mieć na wszystko odpowiedź?
— A czy ty musisz spotykać się z dziewczynami, które nie są odpowiednie dla ciebie?
Nie czekając na odpowiedź, weszłam do niewielkiej łazienki, która znikąd się pojawiła.
— Proszę, niech Potter nie będzie mógł wejść do tego pomieszczenia. — Wyrwało mi się, chociaż wiedziałam, że takie życzenie nie może być spełnione.
Rozległo się walenie do drzwi i krzyki Wypłosza. Odkręciłam wodę w kabinie prysznicowej, aby je zagłuszyć.
Spojrzałam w lustro.
Wyglądałam znacznie gorzej niż żebraczka. Byłam cała mokra, we włosach miałam liście, gałęzie i piach, całkowicie poszarpane ubranie (Jak dobrze, że wzięłam na przebranie.) i tak wiele rozcięć, że skrawki materiału przesiąkły krwią. U moich stóp zrobiła się mała czerwona kałuża (Krew + woda.).
Westchnęłam.
Wzięłam różdżkę i skierowałam ją na głębsze rany.
Episkey.
I proszę! Ciało jak nowe.
Szybko wykąpałam się i przebrałam w czyste ubrania.
Kiedy wyszłam z pomieszczenia Potter ciągle był w Pokoju Życzeń i leżał na wygodnej kanapie, odwróconej tyłem do drzwi łazienki.
Co za pech.
Spróbowałam przejść koło niego najciszej jak potrafiłam, ale niestety ten Wypłosz mnie usłyszał.
Podszedł do mnie, a ja mimowolnie zaczęłam się cofać.
— Tak bardzo cię to boli, że mam dziewczynę, która nie jest tobą?
— Może by mnie to zabolało, gdybyś choć troszkę mi się podobał. Ale tak nie jest.
— Żal mi ciebie. Jesteś zawsze sama. Nikt się tobą nie interesuję. Pogódź się z tym. Nikt nie chce takiej zarozumiałej zołzy jak ty. Otwórz oczy! Ja mam Marę, Syriusz Scarlett z Huffelpuffu, Lunatyk Jul, Quin Kurta, a Peter Laurę. Tylko ty jesteś wiecznie sama. Nikt cię nie kocha. Taka prawda. Przykro mi, że to ja musiałem ciebie uświadomić. Każdy się nad tobą lituje, ale w końcu musisz otworzyć oczy i uświadomić sobie, że jesteś żałosna.
A mnie wkurzył.
— Po pierwsze: Skoro uważasz, że jestem żałosna, dlaczego od trzeciej klasy próbujesz się ze mną umówić? Po drugie: Nikt nie każe ci się nad mną litować i nie musisz mnie uczyć pojedynków. Po trzecie: Jestem sama bo od wakacji nie ufam żadnemu facetowi. Po czwarte: Bycie singlem nie oznacza, że jestem słaba, tylko to, że czekam na tego jedynego!
— To sobie długo poczekasz, bo nikogo takiego nie znajdziesz.
Wymierzyłam mu siarczysty policzek i wybiegłam z Pokoju Życzeń. Nawet nie wiem, kiedy się rozpłakałam. Biegłam niewiadomo dokąd. Szukałam samotności.  Niestety nie udało mi się jej odnaleźć, bo na szóstym piętrze wpadłam na śmiejące się Jul i Quin. Na mój widok uśmiechnęły się szeroko. Dopiero po chwili zdały sobie sprawę, w jakim znajduję się stanie. Nie mówiąc nic, złapały mnie pod ramiona i zaprowadziły do dormitorium.
— Nie wywiniesz się nam tak łatwo.
— Właśnie, Ruda. Gadaj, co tym razem zrobił Potter.
Ach, ta przewidywalność Jul.
Opowiedziałam im wszystko, co wydarzyło się w Pokoju Życzeń. Z każdym moim słowem, oczy dziewczyn robiły się coraz większe. Kiedy skończyłam z ust Jul poleciała kolorowa wiązanka przekleństw dotyczących Rogacza.
— Co za dupek. Jak on śmiał! Co on sobie myśli?! Toż to rasowy sukinsyn! Już mnie popamięta! On i ta jego tleniona panna!
W czasie tyrady Jul, Quin wybiegła z dormitorium.
— A ty dokąd!?

Jak łatwo się domyśleć, nie zdążyłyśmy na śniadanie i na dwugodzinnych zajęciach z transmutacji łapałyśmy się za brzuchy, aby chociaż w niewielkim stopniu zagłuszyć burczenie.
Tradycyjnie Huncwoci siedzieli w ostatniej ławce, ale dzisiaj stał się cud i Syriusz dosiadł się do nas. Kiedy spróbowałam zapytać się go, o co się pokłócili, posłał mi spojrzenie typu: Podobno jesteś taka mądra, więc się sama domyśl.
No tak. Przyjaźń dwóch szkolnych podrywaczy wystawiona na próbę z mojego powodu.
Dlaczego mnie nie dziwi, że Quin pobiegła do Łapy i mu wszystko powiedziała?
Już sobie wyobrażam tą całą sytuację.
Syriusz wpada do swojego dormitorium.
— Czy ty do reszty oszalałeś?!
Na kolanach Rogacza siedziała Mara z rękami pod jego koszulą.
— Ej!
Złapał to sztuczne dziewczę i wypchnął ją za drzwi.
— Ty kretynie! Pojebało cię!? W taki sposób chcesz się z nią zaprzyjaźnić?! Jeżeli za sto lat ją zdobędziesz, to będzie to cud.
— O co ci do cholery chodzi?!
— O co mi chodzi? O CO MI CHODZI?! Jak mogłeś tak potraktować Rudą!?
— Aaa… Już wiem.
Z pewnością chciał mu przywalić, ale w porę przypomniał sobie, że to jego najlepszy przyjaciel i się powstrzymał.
— Już przyszła ci się poskarżyć? Prawda boli.
Potter wstał i zaczął zbierać książki do torby. Syriusz nie wytrzymał, złapał go za kołnierz i przygniótł do ściany.
— Odbiło ci?!
— A teraz posłuchaj mnie. Pójdziesz do Rudej i grzecznie powiesz, że zachowałeś się jak dupek. Powiesz, że wszystkiego żałujesz, a ponieważ pokłóciłeś się z Tamarą, wyładowałeś złość na niej.
Chociaż nie, Syriusz by tak nie powiedział. To może tak:
— To że odtrąciła cię milion razy, nie oznacza, ze możesz mówić jej takie rzeczy!
Nie, to też odpada.
— Jesteś największym idiotą, głupkiem i niedorozwojem, jaki kiedykolwiek stąpał po ziemi! Jak mogłeś?! Przecież oboje wiemy, że nie…
— Panno Evans, pani kolej.
McGonagall widząc, ze myślę o niebieskich migdałach podeszła do mnie i kazała transmutować książkę w papugę.
Ha! Ten jej zawód, kiedy mi się udało! Z pewnością chciała wlepić mi szlaban, bo nie uważałam na zajęciach.
Jul pochyliła się nade mną.
— Jak ty to zrobiłaś?! Męczę się od prawie godziny, a moim największym osiągnięciem było opierzenie się książki.
— Magia. — Wyszczerzyłam się do niej.
— Ta, zapomniałam, skoro sama potrafisz zmieniać się w łan… Au! Quin! To moja noga!
Zrobiło mi się słabo. Syriusz posłał mi zaciekawione i troszkę przerażone spojrzenie. Mało brakowało, a dowiedziałby się, że jestem animagiem. Niezarejestrowanym.
Na lunchu pożerałam wszystko co wpadło mi w ręce. Oczywiście siedziałam z całą paczką, a jednocześnie sama. Jul flirtowała z Remusem, Quin czytała listy, zapewne od Kurta, Syriusz był zajęty penetrowaniem ust Scarlett, a Peter poszedł gdzieś z Laurą.
Łapa posadził swoją dziewczynę obok i nachylił się nad moją twarzą. Przejechał palcem po mojej szczęce, a ja mimowolnie zadrżałam. Wyszczerzył się.
— Dobrze się czujesz? W domu wszyscy zdrowi?
— Pomiziałbym cię, ale jesteś zimna jak lód.
Zaczęłam szybko mrugać. Nie powiem, zaskoczył mnie.
— Ruda, coś ci wpadło do oka?
— Tak! Ty ogierze!
Uwielbiam wykorzystywać teksty z moich snów.
Jul tak się śmiała, iż myślałam, że zakrztusi się sokiem, który wcześniej popijała. Quin leżałam na stole z nosem w sałatce, a Remus walił pięścią w blat. Mina Syriusza — bezcenna.
— Ruda, skoro tak stawiasz sprawy…
Syriusz zbliżył usta do moich, a ja nie miałam siły stawiać mu oporu. Kątem oka zobaczyłam Scarlett, która zalewa się łzami. Kiedy mieliśmy złączyć się już w pocałunku, szepnęłam.
— Wrobiłam cię.
— Ruda! No nie! Znowu się na ciebie napaliłem!
— Nie da się ukryć. — Prychnęłam Quin.
— Nie! Ja… — Łapa wstał. — Simona, idziemy!
— Jestem Scarlett.
— Przecież mówię. — Do Wielkiej Sali wszedł Potter. Nie żebym go wypatrywała, ale właśnie zerknęłam na drzwi. Chyba mam jakiś automatyczny włącznik: Spójrz na drzwi. On tam jest. — Albo jednak zostaniemy. Simona, usiądź. Nie widzisz, że rozmawiam? Muszę poważnie zastanowić się nad naszym związkiem.
— Kotku, ja… To nie moja…
— Jak możesz mówić do mnie w ten sposób!? To koniec Sandra!
— Simona!
— O ile mi wiadomo masz na imię Scarlett. — Prawie płakałam ze śmiechu.
— Cześć. Ale pamiętaj, jeżeli będę miał ochotę się z kimś całować, to dam ci znać.
— Nie można ci się oprzeć.
— Jak będę się nudzić, to napiszę. — Łapa poruszał znacząco brwiami, a Scarlett usiadła przy stole Puchonów.
Kiedy Potter przechodził koło nas, niby to niechcąco zahaczył łokciem o głowę Syriusza.
Będzie akcja. Będzie akcja.
— Przepraszam. Myślałem, że to głowa Evans.
Mara prychnęła, a mnie zalała krew. Syriusz zrobił się cały czerwony. Wstał z rządzą mordu wypisaną na twarzy.
— Widzę, że rzuciła cię twoja dziewczyna. Cóż, razem z Evans założycie klub: Nikt mnie nie kocha i jest mi z tym źle.
— Jakbyś nie zauważył, to zerwałem z nią dla Rudej. — Syriusz, dla potwierdzenia swoich słów, objął mnie w tali, a ja cudem powstrzymałam się od zrobienia zdezorientowanej miny. Zamiast tego udałam, że taka jest prawda i ugryzłam Łapę w ucho.
Myślałam, że Potter zaraz mnie zabije. A raczej nas. Zazdrość, gniew, niedowierzenie i wiele innych emocji przemknęło przez jego twarz, a w jego oczach pojawił się smutek i żal.
Jul pociągnęła mnie za łokieć, a Remus przez przypadek walnął mnie żelazną misą. Przez moją głowę przemknęło echo, a moich uszu dobiegło coś typu:
— Nie tak się umawialiśmy.
— Wybacz stary, też chcę mieć coś z życia.
Potter tak jakby posłał Łapie mordercze spojrzenie, ale nie jestem pewna, bo wszystko mi falowało.
— Nie zasługujesz na nią! Nie to co ja. Łapo, spójrz prawdzie w oczy. Z naszej dwójki, to ja jestem przystojniejszy.
Syriusz prychnął, a ja oberwałam wazą po raz drugi, tym razem od Quin. Nie miałam siły wydzierać się na nią, bo ból w czaszce był tak silny, że ledwo kojarzyłam.
— Ty jesteś przystojniejszy? Ty jesteś przystojniejszy?! Pff… Kto jest szkolnym bóstwem? Ja. Kto ma wszystko, co mu się marzy? Ja. Kto się spotyka z wielką miłością swojego najlepszego przyjaciela? Ja.
Potter nie wytrzymał i przywalił Łapie w twarz.
— Prawda boli? Nie zasługujesz na nią. Bo niby jaki normalny człowiek wygaduje takie rzeczy?
— Ona obrażała Marę!
— Jakbyś ją — Czyli mnie. — naprawdę kochał, to nie przejmowałbyś się tym, co mówi o kimś na kim ci nie zależy.
— Kocham Marę. — Powiedział z kamienną twarzą.
— Mylisz miłość z zauroczeniem.
— Nie mógłbym pokochać takiej Rudej małpy jak ona.
— Zaprzeczasz sam sobie. Dopiero twierdziłeś, że tylko ty na nią zasługujesz.
Widziałam, jak Potter się nadyma i szykuje się wybuch, ale na szczęście powstrzymał go dzwonek obwieszczający koniec przerwy.
Okazało się, że nie mogę chodzić, bo cały czas miałam karuzelę w głowie i Syriusz musiał zanieść mnie do sali zaklęć.
Reszta dnia minęła bez żadnych niespodzianek. Potter i Black nie odzywali się do siebie, Jul i Quin szeptały o czymś po kątach, a ja spędziłam romantyczny wieczór z pracami domowymi.

Około piątej rano dziewczyny rzuciły się na moje łóżko z dzikim okrzykiem:
— Wszystkiego najlepszego! Dużo miłości! Potter! Chłopaka! Pottera! Spełnienia marzeń! Pottera! Żyj długo! Pottera!
— Moje uszy.
W końcu nadszedł dzień grozy.
Chciałam coś powiedzieć, ale Jul wyprzedziła mnie.
— Otwieraj! I nie waż się powiedzieć, że ci się nie podoba, bo zrobię ci krzywdę. Nawet nie wiesz jak długo ich szukałyśmy.
Quin podała mi pudełko, które przy potrząsaniu grzechotało. Ściągnęłam z niego wielką różową kokardę. W środku było jeszcze jedno pudełko obwiązane zieloną wstążką. Podniosłam wieko. W środku znalazłam z dwa tuziny lakierów do paznokci, które zmieniały kolor kiedy się ich użyło.
Czad.
Przytuliłam dziewczyny. Od zawsze wiedziały, że mam fioła na punkcie lakierów i zawsze maluję je (Paznokcie.) na najróżniejsze kolory.
Oprócz tego, podarowały mi jeszcze wielką kartkę urodzinową, na której podpisała się chyba cała szkoła (Ślizgonów nie wliczam.). No dobra, było tam kilka autografów uczniów ze Slytherinu, ale naprawdę niewiele.
— Dobra, Ruda. A teraz grzecznie zamknij oczka, bo w ciągu najbliższych dwóch godzin umalujemy i uczeszemy cię tak, że nawet Potterowi spadną z tyłka gacie.
Jul była w swoim żywiole, kiedy grzebała w mojej szafie i ubierała mnie w krótkie spódniczki, sukienki i dobierała dodatki.
Niestety byłam tak niewdzięczna, że cały czas się kręciłam i dziewczyny musiały przywiązać mnie do fotela.
Co za pech!
W ciągu ostatniego miesiąca chodziłam w wyprostowanych włosach, co przyprawiało o szał Quin, gdyż nie mogła pojąć, dlaczego przestałam je kręcić. Łatwo się domyśleć, że Quin je skręciła w grube loki, a z tyłu zrobiła kokardkę (Z włosów). Obie pomalowały mi paznokcie, które miały czerwony kolor. Nie udało mi się przekonać Jul, że w tej szkole obowiązują mundurki, a moje urodziny nie stanowią wyjątku. Ubrała mnie w zieloną, rozkloszowaną sukienkę przed kolano z dużym okrągłym dekoltem.
Kiedy skończyły wszystkie zabiegi, dziewczyny stanęły naprzeciwko mnie, oparły się o siebie i teatralnie westchnęły.
— A pomyśleć, że nasza wredna, ruda przyjaciółka skończyła już szesnaście lat. — Jul otarła łezkę z oka, która (Serio!) z niego wypłynęła.
Przewróciłam oczami i rzuciłam się na dziewczyny. Niestety nie złapały mnie i wylądowałyśmy na podłodze, głośno się śmiejąc.
W ostateczności przebrałam się w mundurek, ale Quin musiała wcześniej uwiecznić swoje dzieło i zrobiła mi kilka tysięcy, no dobra przesadziłam, wiele zdjęć. Później poszłyśmy na śniadanie.
Byłam w połowie jedzenia płatków kukurydzianych, kiedy do Wielkiej Sali weszli Huncwoci, ubrani w same spodnie i muchy pod szyją. Klaty na wierzchu. ^^
Podeszli do mnie i zaczęli śpiewać. Oczywiście spiekłam raka.

Chodź Hiszpanką jest w połowie,
A my to zwykli amatorowie,
Piosenkę urodzinową Rudej śpiewamy,
Atmosferę podgrzewamy.

Upłynęło dziś szesnaście lat,
A przed tobą stoi cały świat.
Zdrowia szczęścia i miłości,
W życiu żadnych przykrości.
Spełnienia marzeń, pomyślności,
Dużo tańca i radości.

Chodź jesteś bardzo wredna,
To w całej szkole jest tylko taka jedna,
Która szesnaście lat dzisiaj kończy
I swoje diabelskie plany dokończy.

Upłynęło dziś szesnaście lat,
A przed tobą stoi cały świat.
Zdrowia szczęścia i miłości,
W życiu żadnych przykrości.
Spełnienia marzeń, pomyślności,
Dużo tańca i radości.

Znacznie lepiej od nas śpiewasz
I na Rogatego się gniewasz,
To dziś są twoje urodziny,
To nie byle kpiny.

Upłynęło dziś szesnaście lat,
A przed tobą stoi cały świat.
Zdrowia szczęścia i miłości,
W życiu żadnych przykrości.
Spełnienia marzeń, pomyślności,
Dużo tańca i radości.

Szesnaście lat to nie żarty,
Zrobimy dziś wielkie party.
Górę prezentów dostaniesz
I to bez żadnych wykrętów,
Bo i tak przyjęcie się odbędzie
I tłum gości przybędzie.

Upłynęło dziś szesnaście lat,
A przed tobą stoi cały świat.
Zdrowia szczęścia i miłości,
W życiu żadnych przykrości.
Spełnienia marzeń, pomyślności,
Dużo tańca i radości.

Byłam tak pozytywnie zaskoczona tym wszystkim, że przez kilka pierwszych sekund nie mogłam wyksztuście z siebie chodźmy jednego słowa. Kiedy pierwszy szok minął z bananem na twarzy wstałam z ławki i mocno przytuliłam każdego z nich dając przy okazji buziaka w policzek i ględząc jak bardzo mi się podobało. Taa… Pottera też przytuliłam i w ogóle, chodź w dalszym ciągle byłam na niego cholernie zła.
Następnie drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się i wleciał wielki, słitaśny, różowy tort urodzinowy. Założę się że wybierał go Syriusz.
Zatrzymał się przede mną. Stało na nim szesnaście (różowych) świeczek. Kiedy je zdmuchnęłam, przyszły skrzaty domowe, które pokroiły ciasto i wręczyły każdemu uczniowi i nauczycielowi po kawałku.
Niestety ta sielanka nie trwała zbyt długo, bo zadzwonił dzwonek, obwieszczający rozpoczęcie się porannych zajęć.
Slughorn był tak urzeczony moim „świętem”, że  nie zadał nam pracy domowej, a zamiast tego życzył dobrej zabawy na imprezie. Zawsze wiedziałam, że to spoko gość.
Po lekcjach poszłam z Wood i Broke do dormitorium. Oczywiście dziewczyny,  a w szczególności Jul, były w siódmym niebie. Ledwie znalazłyśmy się w pokoju, Truśka, nie otwierając nawet szafy stwierdziła, że nie ma się w co ubrać. Dziewczyny postanowiły, że wybiorą mi ubrania. Nie miałam ochoty się z nimi kłócić, więc położyłam się na łóżku i słuchałam jak debatują na temat „Co tym razem nasza Lily ma na siebie włożyć.” Po jakiś pięciu minutach znudziło mi się to i wzięłam się za czytanie kryminału, który przywiózł mi Kurt. Akcja książki była tak wciągająca, że nawet nie zauważyłam, kiedy dziewczyny wszystko ogarnęły i kazały ubrać się w to: http://byska.tumblr.com/post/39939025941
Fryzurę zrobiłam sobie sam, bo dziewczyny powiedziały, że nie mają czasu i zostawiły mnie w pokoju, twierdząc, że muszę mieć wielkie wejście i ktoś się po mnie zgłosi.
Z braku inwencji twórczej wyprostowałam włosy różdżką, skróciłam je do połowy pleców i mocno wycieniowałam. Dorobiłam różdżką grzywkę i proszę! Nowy wygląd (tymczasowy bo transmutowany) Lily Evans gotowy!
Jako że nikt po mnie nie przychodził, zagłębiłam się w książce, którą wcześniej czytałam. Niestety nie mogłam się na niej skupić, bo ciągle coś mi nie pasowało.
Jeszcze wczoraj Syriusz i Potter skakali sobie do gardeł, a dzisiaj są najlepszymi przyjaciółmi, którzy organizują mi niespodziankę. Co oni znowu knują? Znając tą dwójkę to nic dobrego. Nie widziałam na śniadaniu, lunchu i obiedzie Tamary. Przecież zawsze włóczyła się za Wypłoszem a dzisiaj? Tak jakby zapadła się pod ziemię.
Wcześniej mówiłam, że związek tej dwójki był mi obojętny.
Kłamstwo.
Tak naprawdę, ile razy widziałam Potter całującego Marę, musiałam odwrócić wzrok, aby się nie rozryczeć. Nie zrozumcie mnie źle. Ja go nie kocham, ale po prostu nie mogłam patrzeć na to, że ma dziewczynę, w której się zakochał i z którą łączy go coś więcej niż przelotny jednodniowy romans.
Miałam nadzieję, że ni widział, iż sprawia mi ból, ale kilkakrotnie widziałam triumf na jego twarzy.
Moje rozmyślania o Potterze przerwało stukanie w okno. Otworzyłam je i do pokoju wleciała sowa z dużą paczką.
Rozerwałam kolorowy papier, a w środku znalazłam kartkę urodzinową od Kurta oraz komiks, który przedstawiał jego pobyt w Hogwarcie. Prawie rozpłakałam się, kiedy go czytałam, ale w porę przypomniałam sobie, że mam makijaż.
Właśnie czytałam o balu, kiedy ktoś zapukał. W drzwiach stanął Remus ubrany w zieloną koszulę.
— Gotowa?
Zwlekłam się z łóżka, uśmiechnęłam się do Lunatyka, złapałam ramię, które mi podał i zeszliśmy do Pokoju Wspólnego.
— Proszę państwa, pojawiła się gwiazda wieczoru, jubilatka i moja przyjaciółka, Lilyanne, Ruda, Evans! — Brawa. Rozległ się głos Syriusza, który musiał go wzmocnić za pomocą czarów. — Tron dla królowej!
Szłam po czerwonym dywanie. Syriusz założył mi na głowę koronę i zaprowadził do wielkiego, wyścielanego różowymi piórami tronu. Czy oni nie przesadzają?
Jak można łatwo się domyśleć, grał zespół All Star, a Pokój Wspólny był tak zatłoczony, że ledwo można było przejść. Na ścianach wisiały zdjęcia z moją podobizną, a w górze latały fajerwerki, które układały się w napisy typu: Wszystkiego najlepszego.
Nie było mi dane siedzieć zbyt długo w jednym miejscu, gdyż John (Znany lepiej jako Cykor, czyli komentator meczy Quidditch’a) porwał mnie w obroty.
Po godzinie dzikich pląsów miałam już dość.
Poszłam się czegoś napić, ale oczywiście Syriusz musiał do mnie podejść od tyłu i zaciągnąć na parkiet.
— Jak się podoba impreza?
— Łapo, przez cały czas mnie wkręcaliście?
— Nie. Przecież dzisiaj masz urodziny. 30 stycznia… Prawda?
— Nie chodzi mi o to bałwanie, tylko o twoją wczorajszą kłótnie z Potterem.
— Aa… — Przewróciłam oczami — Na swoją obronę mam to, że nie tylko ja w tym siedziałem. —  Zrobiłam zdezorientowaną minę. Syriusz westchnął. — No, Jul i Quin też brały w tym udział. Ale to był taki żart.
Wyszczerzył się.
— A co było w tym śmiesznego?
— Nic. — Pokazał mi język i okręcił.
Jak dziecko. Normalnie jak dziecko.
Zrobiłam naburmuszoną minę.
— Ruda, o co chodzi?
— Hm… Zastanówmy się. Przez miesiąc, prawda? Przez miesiąc bawiliście się moim kosztem. Potter zabawiał się z tą blond tapetą, ty udawałeś, że jej nienawidzisz, a dziewczyny jaki miały w ty udział? No tak. Miały dostarczać wam wiadomości o moim stanie psychicznym i czy jestem zazdrosna. Czy coś pominęłam?
— Tylko to, że nie nigdy nic nie czułem do Tamary.
Za mną stał Potter, który odbił mnie z ramion Łapy.
Byłam zła. Chociaż nie. Byłam wściekła. Jak mogłam nabrać się na ich grę?! Dlaczego jej nie przewidziałam?
Chciałam wyrwać się z jego objęć, ale Potter miał mnie w żelaznym uścisku. Wyprowadził mnie z tłumu i skierował ku przejście pod portretem Grubej Damy.
— Czego chcesz? — Chciałam uciec, ale zagrodził mi drogę.
— Evans, nie udawaj, że nie wiesz.
— Jakbym wiedziała, to bym się do cholery nie pytała! — Mój krzyk rozniósł się echem po kamiennych korytarzach zamku.
— Nie bądź taka niedostępna. Oboje wiemy, że lecisz na mnie, a przez ten miesiąc utwierdziłem się w swoich przekonaniach.
— Chyba do końca poprzewracało ci się w głowie. Najwyraźniej twoja blond panna zaraziła cię głupotą.
— Ciągle zazdrosna. — Pokręcił głową. — Gdybym wiedział, że tak bardzo ci na mnie zależy to…
— To co? Zaciągnąłbyś ją, a później mnie do łóżka? Może na inne działa taki podryw, ale niestety nie na mnie. Ja zazdrosna? Niedorzeczność! Głupota! Co za idiota mógłby sobie tak pomyśleć? W sumie to ty. Czyli jesteś głupkiem! Ja tylko lubię się z tobą całować i…
Potter przerwał moją paplaninę pocałunkiem. A mówiąc konkretnie; złapał mnie za ramiona i przygwoździł do ściany.
Opierałam się jego pocałunkom. Do czasu. Przez moje myśli przemknęła myśl: Tęskniłam! Wtedy straciłam kontrolę nad swoim ciałem i z całej siły zaczęłam oddawać skradzione pocałunki.
Mogę przysiądź, że usłyszałam myśli Pottera: Jestem Bogiem, uświadom to sobie, sobie…
Czyżby nowy dar? Gdy się całuję słyszę czyjeś myśli? To niedorzeczne. Przecież on nawet nie dotknął mojej szramy i…
Tętno skoczyło mi do góry i miałam ochotę go rozebrać.
Co ja robie?
Kiedy uświadomiłam sobie, co mi chodzi po głowie, próbowałam się oderwać od Pottera, ale ten powstrzymał mnie i całował dalej.
Prawie straciłam oddech.
— Rogacz, bez przesady. Nie na korytarzu. Weź ją lepiej do naszego dormitorium, a ja już załatwię, żeby nikt wam nie przeszkadzał.
Strzeliłam buraka, lub jak kto woli spaliłam cegłę. A mówiąc mniej potocznie, zaczerwieniłam się.
Za nami stał Syriusz, który szczerzył się od ucha do ucha. Oczywiście towarzyszyła mu jakaś dziewczyna.
— Przyszła pora na składanie życzeń, ale jeżeli chcecie mogę to odwołać.
— Nie. — Nie poznałam własnego głosu. Był zachrypnięty. Odchrząknęłam. — Nie, nie trzeba. Już idę. Miło się z tobą rozmawiało, Potter. Musimy to kiedyś powtórzyć. — Co ja pieprze? Idę, zanim zrobię z siebie jeszcze większą idiotkę.
Schowałam twarz we włosach, ale i tak zobaczyłam szczerzących się dwóch Huncwotów. Zabiję ich kiedyś. A przy okazji siebie.
Mogę przysiądź, że usłyszałam za sobą niezadowolony głos Pottera:
— Nie mogłeś jeszcze chwilę poczekać?
Oczywiście Syriusz musiał mnie dogonić, kiedy wchodziłam do Pokoju Wspólnego.
— Musimy to powtórzyć? — Poruszał znacząco brwiami.
— Zamknij się. Wiesz, że nie o to mi chodziło.
— Ta jasne. — Posłał mi sójkę w bok. — Bujać to my, a nie nas.
— Weź się zamknij, bo i tak czuję się jak…
— Zakochana kobieta, która właśnie całowała się z miłością swojego życia?
Miałam przygotowaną dla niego ciętą ripostę, ale (niestety!) tłum ludzi rzucił się na mnie z życzeniami. Po drugiej osobie nie słuchałam, tylko próbowałam się uśmiechać i dziękować. Czasami wyrwało mi się: Nawzajem, ale to inna bajka.
Cały czas w głowie miałam Pottera i jego czułe pocałunki, którymi mnie obdarowywał.
Prawie na sam koniec podeszły do mnie Jul i Quin. Nie składały mi życzeń tylko jednocześnie krzyknęły:
— Opowiadaj! Ze wszystkimi szczegółami! Jak było?!
Miałam już powiedzieć wspaniale, ale zobaczyłam za nimi Pottera, z bardzo pewną miną.
Szepnęłam tylko:
— Później.
A one zaczęły piszczeć jak szalone.
— Więc…
Zaczerwieniłam się, kiedy spojrzałam w jego orzechowe oczy. Cudem nie wyrwało mi się: Aww…
— Życzę ci, aby twoje wszystkie marzenia się spełniły. — Moje aktualne: Pocałuj mnie jeszcze raz. — Niech twoje życie będzie dalej tak kolorowe i żeby świat nie zapomniał, że taka piękna i wybuchowa Lily Evans stąpa po tej ziemi.
Tak, przytuliłam go. Z ust dziewczyn rozległo się głośne: Achh.
Przewróciłam oczami.
Zespół All Star zagrał mi wszystkie zwrotki 100 lat, a grono męskie podrzuciło mnie szesnaście razy do góry.
No i w końcu przyszedł czas na prezenty.
Jej! Jak się cieszę! Pff… Co za entuzjazm.
Dostałam dużo kosmetyków, biżuterii, nowych ubrań, pluszaków i tym podobnych. Huncwoci chyba rozgłosili, że nikt bez prezentu nie ma wstępu. Materialiści.
Od Huncwotów dostałam album ze zdjęciami z pięciu lat naszej znajomości. Ostatnie zdjęcia, czyli jakieś dziesięć stron, przedstawiały mnie i Pottera całujących się. Taa… Syriusz nie byłby sobą, gdyby nas nie udokumentował. Pewnie zrobił sobie wiele odbitek, tak na wszelki wypadek, aby móc mnie szantażować.  
— Chcieliśmy dać ci sedes, ale Remus uznał, że to jest niehigieniczne.
Prychnęłam.
— A teraz Ruda zamknij oczka, bo to nie koniec niespodzianek.
— Co?
Remus zasłonił mi patrzadła i z pozostałymi Huncwotami wyprowadzili mnie na korytarze zamku. Nie wiem gdzie mnie prowadzili, ale wiedziałam jedno; cały czas byliśmy na siódmym piętrze. Po jakiś piętnastu minutach usłyszałam ciche kliknięcie.
Pokój Życzeń.
Co oni znowu kombinują?
Remus odsłonił mi oczy, a na twarzach czterech Huncwotów pojawił się Huncwocki uśmiech.
— Dzięki nam…
— I naszym układom…
— Z naszym kochanym dyrektorem…
— Będziesz mogła…
— Porozmawiać z Kurtem!! Cieszysz się?
Szok. Pisk. Radość.
Bez zastanowienia uściskałam wszystkich po kolei. Pottera nawet dwa razy.
Wsypałam garść proszku Fiuu do kominka i weszłam do paleniska. Wymówiłam adres domu przyjaciela i już po chwili byłam w Bringhton.
Wylądowałam w pokoju Kurta, który kończył jakiś rysunek. Był odwrócony do mnie tyłem i miał słuchawki w uszach.
Cichutko zakradłam się do niego i dźgnęłam w plecy.
Krzyknął.
Jak ja lubię go straszyć.
Kiedy zobaczył, ze to ja stoję za nim, rzucił mi się na szyję. Niestety był tak ciężki, że wylądowałam na podłodze.
— Lily!
Rozległo się pukanie do drzwi.
Popatrzyłam ze strachem na przyjaciela, który wepchnął mnie w ostatniej chwili pod łóżko.
— Synku, czy coś się stało? Te rude włosy, które wystają spod łóżka to…?
Cholera.
— Wiesz, mamuś, kiedy bardzo tęsknię za Lily, przebieram się za nią i straszę Petunię.
Prychnęłam.
Drzwi trzasnęły, a ja wygrzebałam się ze śmietnika, który Kurt ma pod łóżkiem.
Tym razem to ja rzuciłam się na przyjaciela, który okręcił się w miejscu.
— Co tam u Quin?
Walnęłam go w głowę.
— No co?! Jestem ciekawy co u mojej dziewczyny.
— Wszystko w porządku. Nie zdradza cię.
Teatralnie odetchnął.
— Plan Pottera się udał?
— No nie! Ty też!? Czy tylko ja o niczym nie wiedziałam?!
— Yy… Tak.
— Coś jeszcze planują?
— Z tego co wiem, to nie. Ale jeżeli Syriusz wyśle mi list, to dam ci znać. — Popatrzył na mnie badawczo. — Całowałaś się z Potterem.
— Ja? Nie! Zwariowałeś? Pff…
Jak było?
— Bajecznie! Miałam ochotę powiedzieć mu, żeby ściągnął koszulę i chciałam polizać go po klacie.
— Ale nie zrobiłaś tego? — W głosie Kurta słychać było zwątpienie.
— Nie! Aż tak się na niego nie napaliłam!
— Yhym. To był mój pomysł. Wiesz, Tamara, Potter. Ty. Taki trójkącik.
— Zabiję cię.
W tym momencie żałowałam, że nie mogę używać czarów poza szkołą.
— Jak mogłeś?
— Ale przyznaj, pomysł był genialny.
— Masz zakaz spotykania się z Syriuszem. Rozumiesz? — Spojrzałam przez okno. W mojej sypialni świeciło się światło, a z garderoby ktoś wyszedł. — Powiedź, że to nie Petunia i nie ma na sobie moich nowych ubrań i butów od Chanel.
Kurt musiał mnie trzymać, żebym nie wspięła się w szpilkach na drzewo łączące nasze balkony i nie pobiła siostry.
— Nie uwierzysz, ale twoja siostra jest najpopularniejszą dziewczyną w całej szkole.
— CO?! Tylko nie mów, że została czirliderką. — Jego mina mówiła wszystko. — Ona?! Takie beztalencie?!
— To beztalencie jest najbardziej rozchwytywaną panną w całej szkole, bo jest kapitanem Jaguarów.
— Nie wierzę. Czy ci faceci nie mają oczu?
— Gdybyś zachowywała się jak pusta damulka, która tylko czeka na okazję, aby się przespać z zawodnikiem z drużyny footballowej, to też byś miała powodzenie. Zrobiłam groźną minę. — Oczywiście gdybyś nie była ładna, bo twoja siostra taka z pewnością nie jest.
— Co na to rodzice?
— Oni nie wiedzą co Petunia robi poza szkołą. Myślą, że…
— Jaki ładny! — Złapałam jeszcze niedokończone dzieło przyjaciela, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. — Ja, Jul i Quin?
— Nie, niedźwiadek.
Przewróciłam oczami.
— Jak ciocia zareagowała na wieść, że jestem czarownicą?
— No wiesz, tak naprawdę, to ona nie wie. — Zrobiłam wielkie oczy. — Tak, wiem, miesiąc temu mówiłem co innego, ale nie chciało mi się tłumaczyć. Powiedziałem jej, że święta spędzam u kolegi w Londynie i…
W tym momencie z kominka wyszedł Syriusz.
— Niestety twój czas odwiedzin dobiegł końca i musisz wracać do szkoły.
— Już?
Syriusz wzruszył ramionami.
— Ruda, nie czas na czułości. — Właśnie przytulałam Kurta. — Musimy wracać, chyba że chcesz, aby dziewczyny zwołały aurorów, by ciebie szukali.
Niechętnie powlokłam się w stronę kominka.
— Kurt, pozostajemy w kontakcie.
Miałam ochotę zaprotestować, ale wirowałam już w płomieniach, a po chwili wylądowałam w Pokoju Życzeń. Zaraz po mnie pojawił się Syriusz i całą piątką ruszyliśmy do Pokoju Wspólnego na imprezę.
Stwierdzam: To były najlepsze urodziny w moim życiu i chyba zacznę lubić ten dzień.