Nienawiść
Lily do Jamesa pogłębiała się coraz bardziej. Potter uważał, że Ruda
zachowała się jak zaborcza pinda i stanęła w obronie śmiecia. Nie mógł
jej wybaczyć, że złamała mu nos. Zaś Evans była przekonana, że postąpiła
najlepiej na świecie i dała chłopakowi nauczkę wieszając go pod
sufitem. Tak więc ich przyjaźń legła na zawsze i nieodwołalnie w
gruzach. Od tego czasu minęły dwa tygodnie, a tajemniczy wróg mugolaków
nie dawał o sobie zapomnieć. Podczas jednego ze śniadań, gdy rozdawana
była poczta,przed każdym urodzonym w mugolskiej rodzinie wylądowała sowa
z wyjcem w dziobie. Tak więc około pięćdziesięciu listów jednocześnie
wybuchło, a salę wypełnił krzyk szaleńca.
— WYNIEŚCIE SIĘ ZE SZKOŁY PUKI MOŻECIE, A NIKOMU NIC SIĘ NIE STANIE! TO MOJE OSTRZEŻENIE SZLAMY!!!
Nikt
nie chodził sam po szkole, tylko w zwartych grupach. Strach paraliżował
uczniów. Nawet Dumbledore wyglądał na bezradnego,choć robił co tylko
mógł, aby wyjaśnić tą sprawę.
Była
sobota. Dochodziła 8 rano, a Ruda nie miała ochoty na śniadanie. Co
roku tego dnia była markotna. Nienawidziła go. Tak więc nie patrząc na
przyjaciółki opuściła zamek i ruszyła w stronę chatki gajowego Hagrida.
Zapukała do drzwi i w tym samym momencie rozległo się głośne szczekanie
Roga. Po chwili drzwi się otworzyły i pojawił się w nich uśmiechnięty od
ucha do ucha Hagrid.
— W końcu sobie przypomniałaś gdzie jest moja chatka?Właź Lily.
Olbrzym
zaczął krzątać się po izbie. Po chwili postawił przed nią wielki kubek
pełen ziołowej herbaty oraz wypieki swojej roboty. Upiła łyk trunku. Nie
wiedziała jak zacząć rozmowę. Hagrid przyglądał się jej przez chwilę.
— Słyszałem o tobie i Jamesie.
— Ten Wypłosz już się poskarżył?!
— Wisz Lily, chyba potraktowałaś go za ostro.
—
I nawet ty jesteś po jego stronie?! Dziewczyny prawie w ogóle się do
mnie nie odzywają, Huncwoci też. Myślałam, że przynajmniej z tobą będę
mogła porozmawiać! Nic tu po mnie. Na razie.
Wstała
zła z krzesła i skierowała się w stronę drzwi.Położyła rękę na klamce, a
do oczu napłynęły łzy. Nie wiedziała kiedy osunęła się na podłogę i
zaniosła się płaczem.
Przyjaciółki
się od niej odwróciły, patrzą na nią z wyrzutem, nienawiścią i żalem.
James z Syriuszem i Peterem wyśmiewa się z niej na każdym kroku („Uwaga
idzie damska bokserka! Chowajcie nosy!”). Remus zawsze nagle znikał, gdy
Lily pojawia się w polu widzenia. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze
sprawa z mamą.
Miała
ochotę uciec z tego miejsca. Zniknąć gdzieś,gdzie nikt jej nie
znajdzie. Będzie żyć jak jej się podoba, nikt nie będzie jej dyktował
warunków, nie będzie się niczym przejmować, a w szczególności fałszywymi
przyjaciółmi, którzy uważają ją za złą, bezuczuciową sukę.
Nie
wiedziała kiedy Hagrid przeniósł ją do wielkiego bujanego fotela i
przykrył grubym, wełnianym kocem. Nie zdawała sobie sprawy jak długo
płakała. Jej serce przepełniała rozpacz. Chciała się komuś
wygadać.Opowiedzieć o wszystkich problemach i strapieniach. Znała taką
osobę, której mogłaby powiedzieć wszystko. Ale Kurt był setki mil stąd.
Hagrid
wydawał się na załamanego i bezradnego.Bełkotał cały czas coś pod
nosem. Mogła mu powiedzieć prawdę. Ale czy chciała?Wiedziała, że
Huncwoci przychodzą do niego i bardzo się do siebie zbliżyli. Ale
przecież jeżeli poprosiłaby go o dyskrecję…
Niewytrzymała.
Zaczęła
opowiadać o pobycie u dziadków w Hiszpanii.Jak pokłóciła się z Petunią,
zakupach w drogiej galerii, objedzie w restauracji, spotkaniu Samanty,
ulicy Krzywej, genialnym pomyśle siostry co do Sylwestra, akcji
„ratunkowej” mieszkania, bezpodstawnym oskarżeniu matki,ucieczce z
Hiszpanii i powrocie do Hogwartu. Gdy skończyła czuła jakby głaz spadł
jej z serca. Nie wiedziała dlaczego. W chatce zapanowała cisza. Hagrid
przyglądał się jej się badawczo.
Ale czy na pewno jej?
Olbrzym co chwilę niepewnie zerkał w stronę kąta koło pieca kaflowego.
♣
Był
w szoku. Wiedział jej ból i cierpienie, niemalże je czuł, chociaż stał
daleko. Nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał.Nasza drobna,
wrażliwa i pomocna Lily Evans uciekła z domu dziadków. Teraz wszystko
rozumiał. Dlaczego zachowywała się tak dziwnie przez ostatni czas i
płakała po kątach. Przypomniał mu się jej bogin. Rodzice czule
ściskający jej siostrę o twarzy konia i ten krzyczący chłopak. Był tak
pochłonięty sprawą Remusa, że nie zdawał sobie sprawy co się dzieje z
ciągle przygnębioną Rudą.
Nie
wiedział co ma teraz zrobić. Wyjść z ukrycia czy poczekać i wrócić do
zamku i jak gdyby nigdy nic traktować Lily jak powietrze?Druga opcja
wyglądała bardzo kusząco. Zachowywać się jakby nic się nie stało inic by
nie usłyszał.
Ale czy sumienie by mu na to pozwoliło?
Z pewnością NIE. Zachowałby się wtedy jak niedojrzały,nieczuły na ludzką krzywdę bachor.
Ale
co Lily pomyśli sobie o nim po tych dwóch tygodniach wyśmiewania? Czy
nadal będzie chciała z nim rozmawiać? Wiedział, że źle postąpił. Ale
błędy trzeba kiedyś naprawić.
Pewnym
krokiem ruszył przed siebie, jednym szarpnięciem zrzucił
pelerynę-niewidkę i od tyłu podszedł do szlochającej dziewczyny. Nie
zauważyła go, dopóki czule nie objął jej ramieniem i przytulił.
— Sy… Syriusz… — Zachlipała.
— Już dobrze Lily. — Szepnął.
Hagrid zalał się łzami.
— Hag… Hagrid, wystarczy, że ja tu już ryczę.
— Cholibka dzieciaki, myślałem, że ten dureń nie ruszy się z kąta.
— Aż tak źle to ze mną nie jest. Dobra Ruda, a teraz przestań się mazać bo twoja uroda na tym cierpi.
Posłała mu smutne spojrzenie.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś?
—
Bałam się, — Odparła po chwili, połykając łzy — że nie zrozumiesz,
uznacie to, za kolejny temat do kawałów. A po moim ostatnim starciu z
tym Wypłoszem… Przestałam wam ufać. — Ostanie zdanie powiedziała prawie
bezgłośnie.
—
Ty głupi rudy człowieku… Czy uważasz, że ja z Jamesem robimy sobie ze
wszystkiego żarty? Nie odpowiadaj. — Powiedział szybko widząc jej
spojrzenie. — Nie rycz już głupia bo…
Dalsze jego słowa zagłuszyło stukanie sowy w okno.
♣
Hagrid
je otworzył, a na kolana Lily spadł pakunek i list, na którym
rozpoznała pismo matki. Nie otworzyła go. Wzięła do ręki prostokątne
pudełko i rozdarła ozdobny papier. Na wierzchu była koperta, na której
widniał podpis przyjaciela.
Lily,
Spełnienia marzeń! Wiem jak tego nie cierpisz, ale nie mogłem się powstrzymać.
Co
ty sobie wyobrażasz?!Nie odpisujesz, nie dajesz znaku życia! Twoja
matka zawału dostaje! Nie wyobrażasz sobie, jak ona się po tym wszystkim
czuje! Wpadła w DEPRESJĘ. Nie może sobie wybaczyć tego jak cię
potraktowała, więc bądź tak miła i napisz do niej. COKOLWIEK. Kobieta od
zmysłów odchodzi. Już powiedziała, że jeżeli nie napiszesz w ciągu
tygodnia, wsiada w pociąg (czy co tam innego) i jedzie do Hogwartu! Nie
mówię, że postąpiła dobrze, ale weź się nie zachowuj jak dziecko chore
umysłowo. Więc rusz tyłek i napisz list typu: Żyję albo Daję sobie
radę.Tu pozwolę wykazać ci się inwencją twórczą.
W
przeciwieństwie do twojej matki, Petunia jest wniebowzięta twoją
ucieczką i zastanawia się (dość głośno)czy nie mogłabyś nie wracać na
wakacje. Spróbuj tylko tak zrobić, a nie ręczę za siebie. Magia mnie nie
powstrzyma, a tobie nie pomoże.
Twoja
siostra dostała taki opieprz (i nie tylko, czytaj: lanie), że pół
miasta zastanawiało się co się dzieje w waszym domu. Słowo. Twoi rodzice
nie potrzebowali żadnych sprzętów nagłośniających, aby obudzić śpiącą
miejscowość. Zresztą sama wiesz, jak twój tata huknie, to dom z
fundamentami się trzęsie.
Wysyłam ci mały prezent.Mam nadzieję, że o czymś ci przypomni.
Miłych urodzin,
Kurt.
Do
oczu Lily znowu napłynęły łzy. Udało się je jej powstrzymać. Mama
wpadła w depresję i to przez nią. Przez jej głupotę! Poczuła się jeszcze
gorzej.
Kłótnia z przyjaciółmi, wariat czyhający na życie wszystkich mugolaków, a teraz to.
To było ponad jej siły. Miała dość. Chciał zasnąć, popaść w nieświadomość…
Nie,
to by było za proste.Musi stawić czoła wszystkim problemom. Nie ważne
jak trudne się okażą. Zrobi wszystko co w jej mocy, by naprawić
wszystko co wyrządziła… Może oprócz Pottera. Co do niego nie zmieniła
zdania. Żeby naładować się pozytywną energią sięgnęła po prezent od
przyjaciela.
W
prostokątnym pudełku znajdował się obraz wykonany przez Kurta.
Przedstawiał on ich dwójkę podczas ostatnich wakacji. Byli wtedy tacy
beztroscy i niewtajemniczeni… Lecz ten czas przeminął i nigdy nie
wróci… Jeżeli wszystkiego nie naprawi.
— Lily…?
Ta tylko uniosła rękę by go uciszyć.
Drżącymi
rękami rozerwała kopertę. Wyciągnęła z niej złożoną kartkę papieru.
Przed jej przeczytaniem zamknąwszy oczy westchnęła i rozwinęła papier.
Widniało na niej staranne pismo matki. Przy pisaniu musiała płakać, bo gdzieniegdzie tusz z pióra był rozmazany.
Oczy
szybko błądziły po pożółkłym pergaminie. Z każdym następnym słowem jej
oczy coraz bardziej szkliły się od łez. Gdy skończyła czytać, zmięła
kartkę w dłoni i bez słowa wybiegła z chatki na siarczysty mróz.Biegła
na oślep. Przez łzy nic nie widziała.
Wbiegła
do zakazanego lasu. Nie dbała o to, że łamie prawo szkolne. Chciała być
w tej chwili sama. Po prostu zaszyć się w miejscu gdzie nikt jej nie
znajdzie.
Co
chwila przewracała się na korzeniach. Las był tak gęsty, że światło
słoneczne nie dochodziło. Gdyby nie to, że wiedziała, że jest 10 rano,
nigdy by nie powiedziała iż jest dzień.
Coraz bardziej zagłębiała się w mroku, który panował.Ta ciemność działała kojąco.
Upadła.
Nie miała siły się podnieść. Nie chciała wstawać.Chciała leżeć tak w
nieskończoność. To nic, że była cała mokra i zziębnięta.Ale nie miała na
to wpływu. Coś włochatego owinęło się wokół jej nóg i uniosło do góry.
Chciała krzyczeć,wezwać pomocy lecz głos odmówił jej posłuszeństwa.
Poddała się bez walki.
To
coś co ją niosło było po połowie żabą i niedźwiedziem. Wielkie na 6
stóp cielsko stwora unosiło Lily nad głową. Dopiero teraz mu się lepiej
przyglądnęła. Kształtem przypominało wielką i wyrośniętą ropuchę, a
ciało pokrywało gęste futro. Stwór miał także długie, ostre jak brzytwa
szpony. I parę oczu złowrogo świecących na żółto. Zagłębiali się coraz
bardzie i bardziej w mroku. W końcu dotarli do dużej okrągłej
polany,gdzie ów potworów było więcej. Setki pokrak tłoczyło się wokół
Lily. Mutant nie zwracał na nie uwagi, tylko kroczył dumnie przed
siebie. W końcu dotarli do kamiennej groty na skraju.
— Lenikl! Lenikl! — Zapiszczało zwierze.
Początkowo nic się nie działo. W cieniu groty nie było nikogo.
Tylko tak jej się wydawało.
Zaczął wyłaniać się jeszcze większy i jeszcze straszniejszy potwór. Miał przynajmniej 12 stóp wysokości i obnażone długie kły.
— Czemuś mnie budzisz, Kweasie? Czyż nie wiesz, że nie lubię być budzony?
— Człowiek panie, człowiek zakradł się do nory!
Zaczął potrząsać Rudą, po czym upuścił ją na dół.
— Bezcześciła naszą ziemię!
Lily zobaczyła w oczach Lenikla narastający gniew.
— Jak śmiesz! Jak mogłaś ją z bluźnić swymi brudnymi członkami?!
— Ja nie chciałam… Nie wiedziałam…
— Milcz psie ludzki!
— Dotarłaś do naszego gniazda i musisz ponieść za to karę.
— Zabić! Zabić! — Rozległy się podniecone krzyki stworów.
Strach, który paraliżował Lily ciągle nie ustępował. Dlaczego weszłam do tego durnego lasu? Ale było już za późno. Zaraz stanie się drugim śniadaniem. Z jej gardła wydobył się przeraźliwy pisk.
♣
Nie
mógł uwierzyć, że Ruda postąpiła tak lekkomyślnie i wbiegła sama do
Zakazanego Lasu. Niejednokrotnie tam był, ale nie sam. Zawsze
towarzyszył mu James. Rzadziej Remus z Peterem. Raz poszedł z Hagridem
oglądać skoczki plujące żrącym jadem.
Wiedział,
że jeżeli nie znajdzie Lily i to szybko, coś może się jej stać. Las był
bardzo niebezpieczny. Ale czy on, wspaniały, piękny i mądry Syriusz
Black się go bał? Nie.
Leciał
na swoim Nimbusie nad koronami drzew szukając tej niemądrej dziewczyny.
Razem z gajowym ustalili, że się rozdzielą i jeden poszuka jej z
powietrza, a drugi przemierzy dzicz. Jako że Rubeus znał las jak własną
kieszeń poszedł dołem (poza tym, chyba żadna miotła nie uniosłaby jego
ciężaru).
Żałował,
że nie ma przy nim najlepszego przyjaciela,który ma talent do
dostrzegania tego, czego nie widać. Ale oczywiście James musiał uważać
się za najważniejszą i najbardziej na świecie pokrzywdzoną osobę,że jak
zobaczył zbliżającą się Lily do chatki, od razu dał drapaka.
Mijały
minuty, a on nadal nigdzie nie mógł jej znaleźć. Nie wiedział jak długo
przemierza powietrze. 10 minut? Pół godziny? A może coś jej się stało? A
może Lily już… Nie myśl tak! Co ci strzeliło do głowy? Ruda jest przecież świetną czarownicą. W końcu powaliła Jamesa Pottera. Ta
myśl troszkę poprawiła mu humor, co nie zmieniało faktu, że nadal czuł
się paskudnie. Przypomniały mu się łzy na twarzy rudzika. Rozpacz
niszcząca jej piękne rysy. Jej cierpienie sprawiało i mu ból.Nie mógł
przestać myśleć o tym co stało się w Hiszpanii. Własna matka tak ją
potraktowała… I co było w tym drugim liście, że tak nią to wstrząsnęło?
Nagle
rozległ się mrożący krew w żyłach pisk. I następny. Rozpoznał go. Bez
wahania skierował swoją wspaniałą miotłę w tamtym kierunku. Mimo że była
ona najszybsza, lot dłużył mu się. Przebycie około tysiąca pięciuset
stóp zajęło mu około dwóch cennych minut. A miał wrażenie, że były to
dwie godziny.
W końcu ją znalazł. Uratuje ją…
Doleciał
na miejsce. To co zobaczył bardzo nim wstrząsnęło. Jedna mała Lily, po
środku wielkiego, coraz bardziej zacieśniającego się kręgu ognia, wokół
którego skakały jakieś mutanty.Rozpoznał je. Były to Frontele ogniste*,
niezwykle groźne. Zanurkował w dół.
— Syriusz!!!
— Lily!!
— Złap się mojej ręki!
— Nie sięgam!
Dzieliło ich jakieś dwie stopy. Nie mógł podlecieć niżej, gdyż ogień palił mu szatę.
Czarny
dym unosił się wysoko nad ziemią. Wielkie kłęby otaczały Rudą, która
krztusząc się upadła na ziemię. Nie miał wiele czasu.Jeżeli zaraz czegoś
nie zrobi, rudzik umrze.
Ale
co? Rozpaczliwie szukał w głowie jakiegoś pomocnego zaklęcia, lecz
zastał tam pustkę. Dlaczego człowiek w krytycznych momentach przestaje
myśleć?
Myśl, Syriusz myśl, przecież jesteś genialny!
Wiedział co ma zrobić. Wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę o walonego drzewa.
— Wingardium Leviosa!
Kłoda
poderwała się do góry. Black skierował ją w stronę ognia. Runęła robiąc
przerwę w ogniu, który był zaledwie dwie stopy od leżącej i kaszlącej
Rudej. Zanurkował. Był zaledwie kilka dwie stopy od Lily, gdy drogę
zatamowały mu trzy Frontele. Znów machnął różdżką.
— Drętwota!
Stwory padły oszołomione na ziemię. James, jak dobrze, że znalazłeś tą przeklętą księgę z zaklęciami!
Lily
była nieprzytomna. Nie miał czasu jej cucić.Przerzucił ją przez miotłę i
poderwał się ku górze. Nie zdążył uciec. Potwór złapał go za nogę i
ciągnął w dół.
— Drętwota! — Chybił.
Różdżka wypadła mu z ręki i upadła zaledwie 8 cali od płomieni.W rozpaczy wyciągnął z kieszeni Lily jej różdżkę.
— Drętwota! —Tym razem trafił.
Znowu
zanurkował. W ostatniej chwili porwał swój zaczarowany patyczek bo
ogień w tym momencie przeskoczył na miejsce, w którym zaledwie dwie
sekundy temu się znajdowała.
Udało mu się! Uratował Lily! Wylatywał już za polanę kiedy zobaczył spieszącego Hagrida.
— Mam ją! Jest nieprzytomna. Zabieram ją do skrzydła szpitalnego!
♣
— Na miłość boską, Lily! Przestań nas tak straszyć!
Leżała
w skrzydle szpitalnym. Pani Pomfrey pochylała się nisko nad nią. Po
około 40 minutach do Sali wszedł Syriusz Black i stanął niedbale
opierając się o jej łóżko i szeroko się uśmiechając. Był cały umazany
sadzą i śmierdział dymem. Mimo to, nadal był tym samym przystojnym i
czarującym chłopcem.
Pielęgniarka
krzątała się koło niej z dobrą godzinę,po czym w końcu zostawiła ich
samych. Przez chwilę panowało między nimi milczenie. W końcu Lily
powiedziała cicho.
— Dziękuję. — A z oczu po raz kolejny tego dnia popłynęły jej łzy, które otarła szybko dłonią. — Skąd wiedziałeś gdzie byłam?
— Uwierz mi, twój pisk zbudziłby nawet umarłego.
Drzwi do Sali otworzyły się z hukiem i wpadły do niej dwie dziewczyny.
— Lily!
— Muszę iść zobaczyć się z Remusem. — Powiedział Syriusz puszczając przy okazji oczko do Rudej.
Zapadła niezręczna cisza.
— Syriusz powiedział nam o Hiszpanii. — Zaczęła nieśmiało Jul.
— Jest mi tak głupio! — Wybuchła nagle Quin —Przez nas…I pomyśleć, że byłaś z tym sama… Powinnaś się do nas teraz nie odzywać.
— Przestańcie się głupio gadać i mnie przytulcie.
I od tej pory wszystko było jak dawniej. No może prócz zniszczonej przyjaźni z Jamesem.
****************************
* — nazwa tych niezwykłych stworzeń i ich połączenie zostało wymyślone przez autorki