sobota, 7 lipca 2012

8. Sekret Remusa.

Obudziły ją głosy. Początkowo myślała, że nadal znajduje się w krainie marzeń i to tylko jej się śni. Jednak ktoś delikatnie poprawił jej poduszkę i w trosce starł pot z czoła. Szpitalne łóżko wydawało jej się takie bezpieczne i wygodne… SZPITALNE?
Dopiero po chwili przypomniała sobie zdarzenia wczorajszego dnia.
Ale czy na pewno wczorajszego?
Impreza, kłótnia z Petunią, znalezienie Samanty,oskarżenie matki, ucieczka z domu dziadków….
Udając że śpi, przysłuchiwała się rozmowie.
— …od 4 dni nie odzyskała przytomności. — Rozległ się głos młodej kobiety, w którym Lily rozpoznała panią Pomfrey. —Dobrze, że znalazł ją ten Snape przy bramie zamku. Gdyby nie on… Miała skręconą nogę, zwichnięty bark, wysoką gorączkę i wstrząs mózgu.
Zaraz… Wstrząs mózgu? 4 dni leżała nieprzytomna? Lily nie dowierzała własnym uszom. Przecież to niemożliwe! I znalazł ją Snape? Przez chwilę zastanawiała się jak trafiła do skrzydła szpitalnego. Ostatnie co pamiętała to, to, że przekroczyła bramy Hogwartu i szła z bolącą nogą w stronę zamku. Nagle się przewróciła i… Nie wiedziała co się później stało.
— Najważniejsze, że wraca do zdrowia. — Rozległ się męski głos, którego Lily nie potrafiła zidentyfikować.
— Czy to prawda, że w czasie świąt do zamku się ktoś włamał i zniszczył całe jej dormitorium?
— Niestety tak.
— Ale dlaczego? Przecież Lily pochodzi z mugolskiej rodziny. Kto mógłby chcieć zrobić jej krzywdę?!
Włamanie? I to do jej dormitorium? Serce Lily zabiło mocniej.
— Niestety tego nie wiem.
— Na szczęście pannie Broke i Wood nic poważnego się nie stało. Jutro je wypiszę.
Jul I Quin ktoś coś zrobił?! Lily z trudem powstrzymała się od krzyku i udawania, że śpi.
— A te słowa na kartce? Panie dyrektorze? Co one mogą znaczyć?
— Przekaz był jasny. — Lily usłyszała, że Dumbledore wyciąga skrawek pergaminu — „Przy naszym następnym spotkaniu będziesz martwa szlamo. Ciesz się ostatnimi chwilami życia”.
— To musiał być ktoś z Gryffindoru. Tylko oni znają hasło!
— Zapomniała pani o tym, że każdemu uczniowi urodzonemu w mugolskiej rodzinie przytrafiło się to samo.
— Co to znaczy dyrektorze?
— To, że na terenach szkolnych znajduje się niepowołana osoba. Zostały wzniesione wszelkie środki bezpieczeństwa.
Po tych słowach dyrektor i pani Pomfrey oddalili się.Lily zaczekała, aż drzwi trzasną. Poderwała głowę z poduszek. Zaraz pożałowała tego. Ból rozsadzał jej czaszkę. Z powrotem na nie opadła.
W Sali było ciemno. Zegar na ścianie wybił właśnie 23.
Kto mógłby od niej czegoś chcieć i innych mugolaków? I co oznaczały te słowa? Kiedy to się stało? Dlaczego? Przecież nikomu nic nie zrobiła. Zawsze była grzeczna, pomagała innym, miała najlepsze stopnie… Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała.
W głowie kłębiły jej się przeróżne myśli. A może to kolejny dowcip Huncwotów? Nieee… Oni by się do tego nie posunęli. Więc kto?
Z zadumy wyrwał ją głos pani Pomfrey.
— Lily! Nareszcie! Jak się czujesz?
Nie czekając na odpowiedź wepchnęła jej do ust termometr i zaczęła rozmasowywać nogę, która teraz nie bolała.
„Dlaczego nie udałam, że śpię?!”
— Ale napędziłaś nam strachu!
Przez ponad 20 minut krzątała się koło niej.  Na koniec podała jej jakiś proszek, po który ogarnęła ją senność i znów zapadła w głęboki sen.

Dopiero po tygodniu spędzonym w skrzydle szpitalnym,marudzeniu Rudej i błaganiem przyjaciół o to, aby ją w końcu wypisać, pani Pomfrey z niezadowoloną miną to uczyniła.
Zajęcia trwały już, a prace domowe przyjaciele przynosili jej do łóżka. Pomimo wielu starań, próśb i błagań Lily nikomu nie zdradziła dlaczego wróciła w takim stanie do zamku. Nie chciała nikomu o tym mówić. Nie czuła się na siłach, aby o tym opowiadać. Co rano przylatywała jej sówka Sami z listem z domu. Lily czuła żal do matki. Nie mogła jej tego wybaczyć, jeszcze nie. Tak więc wszystkie listy (nie przeczytane) lądowały nad nie kosza. Wieść o napaściach rozniosła się w tempie ekspresowym i była tematem numer jeden wśród uczniów.
Jej pierwszą lekcją po „nieobecności” były eliksiry,na które się spóźniła, bo pani Pomfrey długo narzekała, mrucząc pod nosem, że powinna przynajmniej 3 dni poleżeć jeszcze w łóżku.
— Oto moja najlepsza i najzdolniejsza uczennica! —Profesor Slughorn aż zaklaskał na jej widok. — Zajmij swoje miejsce Lily.
Usiadła pomiędzy Jul i Quin.
Całe pomieszczenie było mocno naparowane, a z kociołka, który stał koło nauczyciela, buchały kłęby gęstego i duszącego dymu.
— Tak więc jak już mówiłem, — kontynuował wykład nauczyciel — mam tu przed sobą eliksir maskujący. Kto może wymienić jego zalety?
Ręka Lily momentalnie poderwała się do góry.
— Ten, kto go wypije, wtapia się w otoczenie. Nie da się go odróżnić od tego co go otacza. Wadą eliksiru jest to, że trwa tylko do10 minut.
— Dopiero co wróciła, a już perfekcyjnie przygotowana do zajęć! 10 pkt dla Gryffindoru. Tak więc, dzisiaj będziemy ważyć ten eliksir.Wszelkie instrukcje znajdziecie na stronie 184.
Ważeniu eliksirów jak zawsze towarzyszył gwar cichych rozmów, stukanie łyżek i krojenie noża. Ruda uwielbiała te zajęcia. Rozpaliła ogień pod kociołkiem, nalała wodę i zaczęła dorzucać po kolei składniki. Lekcje eliksirów mieli łączone ze Ślizgonami gdzie najlepszy był Severus Snape.
Severus…
Zerknęła na niego z ukosa. Chłopiec o węglistych oczach i tłustych, czarnych włosach, pochłonięty był krojeniem korzeni storczyka. Nie zauważył spojrzenia Rudej. Lily wiedziała, że w końcu będzie musiała z nim porozmawiać. Nie mogła go wiecznie unikać. Severus często zaglądał do niej jak była w skrzydle szpitalnym, lecz zawsze udawała, że śpi.Nie chciała z nim rozmawiać, ale przecież musiała mu w końcu podziękować za pomoc. W końcu postanowiła, że porozmawia z nim po zajęciach. 
Oczywiście nikogo nie zdziwiło, że na koniec lekcji eliksir Lily był najlepszy, za co zdobyła kolejne 10 punktów.
Gdy zadzwonił dzwonek, Ruda szybko pozbierała swoje rzeczy i powiedziała dziewczyną, żeby na nią nie czekały, po czym opuściła salę.
 Z tłumu uczniów bez trudu wyłoniła Snapa.
— Sev! Sev!
Próbowała go dogonić ale chłopach nie zwracał na nią uwagi. Nawet na nią nie popatrzył.
— Ja tego tak nie zostawię. — Mruknęła do siebie pod nosem i pomaszerowała do Sali obrony przed czarną magią.
Tę lekcję także mieli ze Ślizgonami.
Weszła do klasy równo z dzwonkiem. Nie zdążyła z nim porozmawiać. Znowu. „Dlaczego ja go unikałam”?
Po chwili wszedł do klasy profesor Limone (Jul automatycznie westchnęła i zrobiła maślane oczka). Podszedł do tablicy i napisał na niej temat „Boginy”.
 — Czy ktoś wie czym jest bogin? Tak panno Evans?
— Bogin to zjawa, która przybiera postać tego, czego najbardziej boi się osoba stojąca przed nim.
— Dobrze. 10 pkt dla Gryffindoru. Dwa dni temu przeszukiwałem zamek, aby go znaleźć. Na szczęście udało mi się. Był w jednej ze starych szaf z lochach. Przeniosłem go tu — wskazał na chwiejący się mebel —abyśmy mogli poćwiczyć. Zaklęcie obronne brzmi: Riddiculus. Bogin znajdujący się w ciemności nie posiada widocznej postaci. Nie wie, co przestraszy najbardziej osobę znajdującą się przed nim.Nikt nie wie,  jak bogin wygląda gdy jest sam, ale gdy wychodzi od razu staje się czymś, co przeraża osobę stojącą przednim. A to oznacza, że mamy nad nim przewagę. Dlaczego?
W górę poszybowała ręka Lily i Severusa. Nauczyciel zignorował obie osoby.
— Panno Broke?
Jul podskoczyła na dźwięk wypowiedzianego przez profesora nazwiska: jej nazwiska.
— Yyy… Bo w tym pomieszczeniu znajduje się wiele osób,a każdy boi się czegoś innego, więc nie wie w jakiej postaci ma się pojawić.
— Bardzo dobrze. Kiedy mamy do czynienia z boginem,warto mieć koło siebie jakąś inną osobę. To go wyprowadza z równowagi bo jednocześnie może chcieć przestraszyć kilka osób. Wtedy może przybrać kształt np. pół mumii i pół nietoperza. Cóż, nie byłoby to zbyt przerażające. Zaklęcie już poznaliśmy. Jest ono bardzo proste, ale wymaga… hmm… wyobraźni. Należy wyobrazić sobie kształt, który was śmieszy, gdyż jak już wspominaliśmy, bogina niszczy śmiech. Wypowiedzenie zaklęcia należy do tej łatwiejszej części.Trudniejsza… Będę potrzebował ochotnika.
Zapadła cisza. Uczniowie patrzyli po sobie i w końcu Syriusz podniósł rękę.
— Pan Black, znakomicie.
Zaprosił chłopca gestem ręki na środek. Syriusz podszedł z dumnie uniesioną głową, co wywołało nagły atak śmiechu u Jamesa,który został stłumiony nagłym wybuchem kaszlu.
— Dobrze, a teraz zastanów się co najbardziej ciebie przeraża. Nie mów tego na głos. My też to zobaczymy.
— Tak, już wiem. — Powiedział po chwili.
— Świetnie. A teraz zastanów się, co ciebie najbardziej śmieszy.
Chłopaki pokiwał głową.
— Dobrze. Za chwilę wypuszczę bogina z szafy i zrobisz tak.
Tu powiedział mu coś na ucho.
— Jeżeli Syriuszowi uda się, bogin zajmie się każdym z was po kolei. Zastanówcie się co was przeraża, a później, jak zmienić to w coś co was śmieszy.
W klasie zapadła cisza. Każdy gorączkowo zastanawiał się czego się boją.
— Gotowi? — Zapytał Lilmone po około dwóch minutach. —Świetnie. Proszę wstać. — Rozległ się dźwięk przesuwanych krzeseł. Gdy wszyscy wstali profesor machnął różdżką i wszystkie ławki i stoliki poustawiały sięrówno pod ścianą. — My się odsuniemy do tyłu, żebyś miał większe pole do manewru. Będę wywoływał kolejne osoby.
Po tych słowach Limone machnął różdżką po raz kolejny,a z szafy wyszedł duży tłusty karaluch. Pewność, która gościła na twarzy Syriusza nagle zniknęła, a jej miejsce zajął strach.. Chłopak wyglądał na sparaliżowanego. Po chwili uniósł różdżkę.
—  Riddiculus!
Karaluch zmienił się w lalkę Barbie, ubraną w różową sukienkę. Klasa wybuchnęła śmiechem.
— Severus Snape.
Syriusz podszedł do Jamesa i mruknął tak cicho, że tylko on to usłyszał.
— Założę się, że bogin zamieni się w szampon.
Obaj zachichotali cicho, a na środku stanął Snape.Przez chwilę wpatrywał się w lalkę, która nagle zmieniła się w ocean. Patrzył chwilę w osłupieniu po czy, podniósł różdżkę.
Riddiculus.
Trzask! Ocean zmienił się w gumową kaczkę. Rozległy się śmiechy, ale to Syriusz z Jamesem śmieli się najgłośniej.
— Amycus Carrow!
Rozległ się trzask, a przed Amycusem pojawił się wąż.Kilka osób zapiszczało. Chłopak cofnął się o krok, a wąż coraz bliżej do niego podpełzał.
— Riddiculus!
Trzask! Wąż zmienił się w pajacyka w pudełku.
— Quin Wood!
Podeszła zdeterminowanym krokiem na środek Sali. Gdy tylko stanęła przed boginem-pajacykiem, ten zmienił się w profesor McGonagall.Bogin-nauczycielka podchodziła powoli do niej wymachując groźnie palcem.
 — Riddiculus!
Trzask! Szata nauczycielki zmieniła się w brązowe bikini, a włosy, zawsze upięte w ciasny kok, opadały lekko na plecy. Część uczniów leżało na ziemi ze śmiechu.
 — Remus Lupin!
Chłopak powoli wyszedł na środek. James i Syriusz głośno wciągnęli powietrze.
Trzask! Profesorka zmieniła się w księżyc w pełni,który wychodził zza chmur. Chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
Riddiculus!
Trzask! Księżyc zmienił się w balon.
Klasa ryknęła śmiechem. Tylko Potter i Black patrzylina przyjaciela w osłupieniu.
— Alecto Carrow!
Siostra bliźniaczka Amycusa stanęła na środku. Trzask!Balon zmienił się w przekrwioną parę oczu. Trzask! Pojawił się tygrys szablo zębny.Trzask! Zmaterializowała się złamana, odrąbana od reszty ciała noga.
—Widzicie! Nie wie co zrobić! Panno Evans, proszę go wykończyć!
Lily wystąpiła przed uczniów. Przez chwilę wpatrywała się w nogę, gdy nagle rozległ się trzask! A przed nią zmaterializowała się jej mama, tata, Petunia i Kurt. W klasie zapadła cisza. Lily wpatrywała się w czule przytulających rodziców Petunię. Kurt wskazywał na nią palcem po czym zaczął krzyczeć:
— Dziwoląg! Dziwadło! Nie wracaj ze szkoły dla umysłowo chorych! Nikt CIĘ TU NIE CHCE!
Zebrała myśli, co było bardzo trudne patrząc na tą scenę. Po chwili wrzasnęła.
Riddiculus!
Przed nią pojawiły się 4 pluszowe misie. Klasa wybuchnęła śmiechem, a Lily ryknęła jeszcze raz:
Riddiculus!
Bogin rozsypał się na małe kawałeczki.
— Dobrze! Po 5 punktów dla każdego kto walczył z boginem.  I 5 dla Juliett za teorię. Na tym kończymy nasze zajęcia! Jako pracę domową napiszecie wypracowanie dotyczącą boginów!
Uczniowie wysypali się na korytarze zamku. Rudej znowu nie udało się porozmawiać z Severusem.


Lily siedziała w swoim dormitorium. Jul i Quin pałętały się gdzieś po zamku. Wyciągnęła gitarę i zaczęła grać jakąś smutną piosenkę,która świetnie odzwierciedlała jej nastrój. Czuła się okropnie. I nie miało to nic wspólnego z powrotem ze szpitala. Czuła żal, smutek, brak dalszych chęci dożycia… I ten bogin. Dlaczego to ją najbardziej przeraża? Dlaczego się tym martwi? Przecież ona nic nie zrobiła na świętach! To nie jej wina! Cały czas wibrowały jej w głowie słowa matki: „Rozczarowałaś mnie. A ja myślałam, że można ci zaufać!” Ciągle nie mogła uwierzyć, że matka mogła jej coś takiego powiedzieć.
Ale czy przez to była smutna?
—„Dziwoląg! Dziwadło! Nie wracaj ze szkoły dla umysłowo chorych! Nikt CIĘ TU NIE CHCE!” — To te słowa ją zraniły. To przez nieczuła się okropnie. To przez nie siedziała sama w pustym pokoju i płakała. Nie wiedziała kiedy zaczęła. Odrzuciła gitarę i zwinęła się w kłębek. Łzy ciekły po jej policzkach, a z nosa zwisał smark. Jak mogła myśleć, że wszystko będzie normalne? Nie należała już do świata, niewtajemniczonych i nic nie wiedzących o magii, mugoli. Nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Nie może być. Musi skończyć magiczną edukację i zerwać wszystkie kontakty z rodziną.
Ale czy chciała?
Nie. Kochała matkę i ojca. Petunie też, chociaż po ostatnich zdarzeniach… Ale była jej siostrą. Lepszą czy gorszą lecz była. Kurt.Kurt był dla niej jak starszy brat. Bardzo za nim tęskniła. Chciała się komuś wyżalić. On by wszystko zrozumiał… Ale tu go nie było. Mogłaby porozmawiać z Jul i Quin, ale nie miała ochoty aby im się zwierzać. W końcu będzie musiała powiedzieć im co się wydarzyło w sylwestra… I dlaczego bogin przybrał taką postać.
— Ruda! Masz być twarda! Nie jakaś beksa!
Wstała, otarła twarz z łez i wyszła z dormitorium. Nie wiedziała dokąd idzie dopóki nie usłyszała głosów Huncwotów.
— Jak się dowiedzieliście?
— To nie było takie trudne Luniaczku. Znikasz zawsze raz w miesiącu gdy jest pełnia.
— A twój bogin tylko nas utwierdził w przekonaniu czym jesteś.
— Ale spokojnie, nie mamy zamiaru się od ciebie odsuwać.
— Jesteś naszym przyjacielem z… drobnym futerkowym problemem.
Zachichotali.
— Byłem głupi, że bałem się wam o tym powiedzieć.
Lily, która podsłuchała strzępki rozmowy uciekła z miejsca zdarzenia i bez zastanowienia pobiegła w kierunku biblioteki. Po drodze nie natchnęła się na żadnego ucznia bo większość miała popołudniowe zajęcia.
Jak się spodziewała, biblioteka była pusta. Weszła pomiędzy jeden z licznych regałów i wyjęła około 8 książek, które przeniosła na stolik. Zagłębiła się w lekturze. Nie znalazła nic w „Fazach księżyca” ani w„Astronomii ciał niebieskich”. Spędziła w bibliotece 3 godziny, aż w końcu znalazła coś co ją zainteresowało w „Wpływ księżyca na ludzi i zwierzęta”.

„Wiele jest zwierząt, które pokazuje swoją naturę przy blasku księżyca, lecz najstraszniejszą z nich jest wilkołak. Człowiek, który był ugryziony przez ów zwierze, raz w miesiącu przechodzi bardzo bolesną metamorfozę gdy księżyc jest w pełni. Wilkołak jest nieokiełznanym stworzeniem, a każdy kto się znajdzie w jego zasięgu może zginąć”.

Kilkakrotnie przeczytała ten fragment. Nie mogła uwierzyć w to. Remus Lupin jest wilkołakiem. Zawsze miły i pomocny Remus. Ale bestią staje się tylko raz w miesiącu… To musi być jakaś pomyłka… Ale o takiej nie było mowy. Wszystko się zgadzało: tajemnicze zniknięcia, bogin…
Odłożyła książki i wyszła z biblioteki zmierzając w kierunku wieży Gryffindoru, gdy nagle koło głowy przeleciał jej czerwony grot.Potem następny i kolejny. Bez zastanawiania się pobiegła w kierunku, z którego dochodziły. To co ujrzała przyprawiło ją o furię.
— POTTER!!!
— O, cześć Evans.
— TY KRETYNIE! NA MÓZG CI PADŁO?!
W tym momencie popatrzyła się do góry.
— O PÓŚĆ GO!!!
Pod sufitem wisiał Severus Snape.
— Zwariowałaś? Przez pół godziny za nim biegałem! Inie wypróbowałem jeszcze nowych zaklęć jakich się nauczyłem!
— Debilizm to twoja cecha wrodzona czy nabyta? Brzydzę się tobą, Potter! BRZYDZĘ! Jak mogłam się z tobą przyjaźnić?
— Jak możesz się z nim — Wskazał na Snape’a —przyjaźnić?! Popatrz na niego! Te jego włosy, nos i ciuchy… A teraz popatrz na mnie. Świetna fryzura, styl i genialny szukający. Czego więcej chcieć?
— Bardziej płytkiej osoby niż ty, nigdy nie poznałam.I nie będę miała okazji spotkać! A teraz opuść go!
— Pff… Wolne żarty! Jeszcze z nim nie skończyłem.
Wycelował różdżkę prosto w bezbronnego Snapa. Lily także wyciągnęła swoją i skierowała prosto w Jamesa. Chłopak już otwierał usta lecz Ruda była pierwsza.
Expelliarmus!
— No Ruda, jestem pod wrażeniem. Nie sądziłem, że znasz to zaklęcie.
Levicorpus!
Chłopak zawisł głową w dół.
— Opuść mnie!
Liberacorpus!
Tym razem skierowała grot w stronę Severusa. Chłopak runął na dół. Wolnym krokiem podeszła do Jamesa.
— Łyso ci teraz? Widzisz jak to miło?
— Evans, przestań się ze mnie zgrywać i OPUŚĆ MNIE!!!
— Na długo mnie popamiętasz, Potter.
— Twojego uśmiechu nie jestem w stanie zapomnieć!
— STÓJ PYSK! Jesteś śmieciem, Potter. Nic niewartym,rozpieszczonym bachorem!
— Jesteś taka słodka jak się złościsz!
— Ty nadęty prosiaku! Przestań robić z siebie większą ofiarę losu, niż w rzeczywistości jesteś!
— Jak możesz się z tym czymś zadawać? On jest odrażający!
Ruda niewytrzymała i przywaliła Jamesowi w nos.Rozległ się dźwięk łamanej kości, a chłopak zawył z bólu.
— To ty JESTEŚ ODRAŻAJĄCY!!! Chodźmy stąd Sev. Niech dziecko specjalnej troski popłacze nad złamanym noskiem.

4 komentarze:

  1. Wow! Oto Lily, dziewczyna o najbardziej ognistym charakterku!
    Świetne, naprawdę. Fajnie, że boginem Lily była Petunia - nawet nie pomyślałam, że to może być ona. Czasami malutkie literówki, ale tak to spoko.

    Pozdro carmel z RR

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha, ta ostatnia kwestia. Uśmiałam się.

    OdpowiedzUsuń
  3. *Opuść. W pewnym momencie napisałaś to przez ó
    *Stul pysk.
    A tak poza tym to... zajebiście! Fajnie by było gdyby Lily w następnych rozdziałach zaczęła się uczyć animagii no to znaczy jak się zamieniać w jakieś zwierzę :)
    Gorąco pozdrawiam Amelia

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałam wspomnieć. Temat boginów jest poruszany dopiero w 3 klasie.

    OdpowiedzUsuń