Hey.
Musimy nawiązać do ostatniej hm... dyskusji pod naszym ostatnim wpisem.
Pierwszy krytyczny komentarz: Zaraz potnę się łyżeczką. Nadeszły chwile zwątpienia; a może one mają rację. W końcu Ruda powinna być przykładem wzoru. Myśl druga: Nie będziemy kreować jej na grzeczną dziewuszkę, która nie ma temperamentu. Przynajmniej nie w tym czasie. Gabriela tak się załamała, że chciała zawiesić bloga. Hm... Czy jest sens przejmować się kilkoma komentarzami? Jako posiadaczka silnego i nieugiętego charakteru (Milka), stwierdziłam, że bez sensu jest przejmować się opinią innych.
Te słowa krytyki wpłynęły na nas (chyba) pozytywnie, więc będziemy się starać pisać jeszcze lepiej.
Druga sprawa: NIE KREUJEMY LILY NA ŻADNĄ MARY SUE! Dopiero teraz dowiedziałam się o kogoś takiego istnieniu (?). Jeżeli myśleliście, ze zrobiłyśmy to celowo, to wyprowadzam was z błędu.
Przemyślałyśmy kilka spraw (bynajmniej ja; Milka, bo Gabriela dalej ma pewne wątpliwości). Tak się załamała, że jak już wcześniej wspomniałam, chciała zawiesić naszą działalność. Udało mi się jej wybić ten pomysł z głowy. Więc na to wygląda, że będziecie musieli się z nami jeszcze troszkę pomęczyć, lecz mamy nadzieję, że się nie męczycie. ;p
Co do tego, że nasza Lily jest we wszystkim najlepsza. Nie byłabym tego taka pewna. W końcu jest fatalna w Quiddich'u, nie umie się pojedynkować ( Ma osobistego korepetytora ), nie może znaleźć sobie faceta itd. Wymieniać dalej nie będę, bo to bez sensu. Ale skoro tak ją postrzegacie... Cóż, to wasza opinia.
To chyba tyle.
Miłego czytania. ;)
**********
Jedną z wielu złych cech ludzkich jest zazdrość.
Kierując się właśnie tą emocją, jesteśmy zdolni zrobić wiele głupich rzeczy,
np.: próbować zniszczyć udany związek najlepszych przyjaciół. Gorzej, jeżeli
jesteśmy zazdrośni o chłopaka. Określenie: robić głupie rzeczy tutaj nie
pasuje. Zachowujemy się wtedy karygodnie i nie do przyjęcia. Chyba że mamy po
swojej stronie pewnego nieziemsko przystojnego faceta, to już co innego.
Załóżmy, że taki jeden namolny dupek, od kilku lat chodzi za wami jak cień,
próbuje zaprosić na randkę, robi z siebie idiotę tylko po to, aby zwrócić na
niego uwagę i gdy wszystko zaczyna się układać, kolorowy świat potrafi legnąć w
gruzach.
Ale może zacznę od początku.
Dwa dni po balu odbył się pokazowy mecz Quidditch’a,
zorganizowany przez jedną z goszczących u nas szkół, a mianowicie Bonistly. Oczywiście
Kurt olał mnie całkowicie i cały czas spędzał z Quin. Widziałam go jedynie w
dormitorium, kiedy kładłam się spać.
Nie żebym była zazdrosna… No dobra, nie będę kłamać.
Byłam jak cholera.
Jul i Remus stali się wręcz nierozłączni. Syriusz
zerwał ze ścigającą Ślizgonów ( Uf… Przynajmniej jedna osoba, której się nie
układa. No i oczywiście jeszcze ja.), Peter spotykał się z Laurą, tak wiem, ja
dalej jestem w szoku. Ciągle zastanawiam się, co ona w nim widzi. Hm… Może pod
kurtyną pryszczy, tłuszczu i zachowaniem zwierzęcia kryje się czarujący
chłopak? Tak szczerze to nie mam ochoty się tego dowiedzieć.
Wracając do meczu; Potterowi opadła szczęka, kiedy
zobaczył poziom gdy goszczącej u nas szkoły. Zresztą nie tylko jemu. Podania,
rzuty, technika… Wszystko było tak dokładnie dopracowane, że aż zrobiło mi się
głupio, kiedy pomyślałam sobie o moich postępach w tym sporcie. Uświadomiłam
sobie, że jestem żałosna.
Siedziałam pomiędzy Syriuszem i Potterem na stadionie,
kiedy swoją obecnością zaszczycili nas Jul i Remus. Usiedli i zagłębili się w
rozmowie. Łapa ciągle nawijał do Pottera, a ja czułam się jak piąte koło u
wozu.
No tak, tamtej parze miłość kwitnie, dwójka szkolnych
idoli wydziera się na całe gardło, a ja siedzę sama. Jak palec. To smutne.
Ciekawe czy by zauważyli, gdybym wstała i gdzieś poszła.
Sprawdźmy.
Nie zauważyli. Kretyni, idioci, bezmózgi.
Na samej górze zobaczyłam członków zespołu All Star
minus Dante (Syriusz uwolnił ich po balu). Niewiele myśląc podeszłam do nich.
— Matko! Lily! Jak ja ciebie dawno nie widziałem!
— Niall, nie mówiłeś już kiedyś tego?
Podrapał się po głowie.
— Może.
— Zbiorowy uścisk? — Zaproponował Trunks. Niby jak
miałam odmówić?
Prawie mnie zgnietli.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Opowiedziałam
im, skąd się wzięło moje zamiłowanie do muzyki (Tata muzyk, przyjaciel artysta
i tak jakby całe przemię spadło na mnie). Lucas ciągle się do mnie szczerzył,
Naill zadawał szczegółowe pytania typu: pierwszy model gitary, Zayn ciągle
poprawiał swoje włosy (Drugi Syriusz), a Trunks rzucał złośliwe komentarze.
— Poważnie?
— Tak, co prawda na początku było ciężko, ale jakoś
musiałem dać sobie radę. Pracowałem dorywczo na wakacjach, ale to na wiele się
nie zdało. Matka nie pracowała, a zarobki ojca ledwo wystarczały na życie. W
szkole, w domu… Na każdym kroku waliłem wszystkim we wszystko. Jako, że jestem
z nich wszystkich najmłodszy, wyśmiewali się ze mnie przy każdej możliwej
okazji. Dopiero kiedy okazało się, ich perkusista musiał wyjechać, bo rodzice
przeprowadzają się do innego kraju, zaczęli postrzegać mnie inaczej. Na
początku nie ufałem im za bardzo, ale z czasem przekonałem się, że są naprawdę
miłymi kolegami i zaprzyjaźniliśmy się. Moi rodzice nie byli zbytnio
zadowoleni, ale gdy okazało się, że All Star odnosi sukcesy, mogłem zapewnić im
godne życie. W końcu przestali mieszkać w drewnianej ruderze, która była
zjedzona przez grzyby i inne paskudztwa.
— Nie przesadzaj, Lucas! Nie byliśmy tacy okropni.
— Taa… Szczególnie wtedy, gdy wieszaliście mnie w
samej bieliźnie w Wielkiej Sali i kazali beczeć jak owca. Masz rację Zayn,
byliście bardzo życzliwi i mili.
— Ale musisz przyznać, że było zabawnie. — Trunks
zaklaskał w dłonie. — A pamiętacie jak podpuściliśmy Dantego na zakończeniu
roku , że Dippert kazał mu wylać sobie na głowę zupę za karę, bo miał słabe
wyniki końcowe w szóstej klasie?
— Uwierzył w to? — Spytałam z powątpieniem w głosie.
— Lily, tak między nami — Trunks zniżył głos i
nachylił się do mojego ucha. — Dante ma ograniczony mózg.
Wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
— Trunks, utwierdziłeś mnie w moich przekonaniach.
— Zdradziłeś jej tajemnicę o Dantego!? Jak mogłeś?! —
Krzyknął oskarżycielsko Naill, co mu troszkę nie wyszło, bo nadal jego głos był
serdeczny.
— Tajemnicę?
— No, że Dante skrycie się w tobie podkochuje i wytatuował
sobie na nadgarstku twoje imię. Ale jak coś to nie wiesz. — Lucas uśmiechnął
się szelmowsko.
Parsknęłam.
— Zayn, a ty jak zacząłeś grać?
— Tak jak każdy. Wziąłem klawisze i… — Posłałam mu
pełne politowania spojrzenie. — Tylko się nie śmiej, ok? Chciałem zaimponować
takiej jednej szkolnej piękności, a ona lubiła muzyków, tak więc zacząłem uczyć
się grać na gitarze. Niestety moje delikatne palne — Yyy… — źle znosiły struny,
to przerzuciłem się na perkusję. Szybko zrezygnowałem, bo przebiłem wszystkie
bębny, tak mocno w nie uderzałem. Nawet reparo nie pomagało. Dwa męskie
instrumenty już odpadły, więc wziąłem się za trzeci.
— Jaki? Tamburyn? — Wyrwało mi się.
— Nie, za wiolonczelę.
— Ale tam też są struny.
— Przedtem nie wiedziałem. — Wyszczerzył się. —Moje
biedne palce…
— Wiesz, że do wiolonczeli potrzebny jest smyczek?
— A ja szarpałem. Kto by pomyślał… Czego ci mugole nie
wymyślą… Później kolej przyszła na flet, trąbkę, trójkąt, harfę: znowu struny,
zły pomysł, dudy, wiesz, takie szkockie coś w co się dmucha i to buczy, aż w
końcu siostra zaproponowała mi klawisze.
— Ty masz siostrę?
— No, Rose Lazar. Ścigająca Gryffonów.
Opadła mi szczęka.
— Rose? Rose to twoja siostra?
— Znacie się?
— To ona wrobiła mnie w śpiewanie w pierwszej klasie.
— Typowe dla Rose. — Wzruszył ramionami.
— Lily, dlaczego tamta dwójka — Wskazał na Pottera i
Syriusza. — zamknęła nas podczas balu?
Ostatnie słowa usłyszałam jak przez mgłę.
Na moich oczach rozegrała się scena niczym z jakiegoś
tandetnego filmu. Koło Huncwotów przechodziła jakaś panna, z tlenionym łbem i
za małym płaszczu. Niby to przez przypadek pośliznęła się na oblodzonych
trybunach i wylądowała na kolanach Pottera. Popatrzyli w swoje oczy i już
wiedzą, że to miłość.
Poczułam, że zalewa mnie krew, a cały świat legł w
gruzach.
Przecież Potter kocha mnie! Tylko mnie! Co on sobie
myśli?! Że niby może mnie tak bezczelnie zdradzać?! Jak on śmie! Przecież to JA
jestem całym jego świa…
Zdradza? Jestem całym jego światem? Ze mną jest coraz
gorzej.
W sumie powinna cieszyć się, że Potter w końcu się
ustatkuje, odczepi się ode mnie i da mi święty spokój; przestanie odstraszać
ode mnie innych facetów, a ja będę mogła wieść spokojne i nudne życie…
Kogo ja chcę oszukać? Przecież oni nie…
— Lily?
— Co? Przepraszam, zamyśliłam się.
— Pytałem się, dlaczego…
— Proszę państwa, Beard zobaczył znicz! Mknie z
zawrotną prędkością, Noel zrównuje się z nim! Kto go złapie? Która drużyna
wygra? Tego dowiecie się w następnym odcinku Podniebnych Przygód Kapitana
Niedźwiedzia!
— Speed!
— Noel ma znicz! NOEL GO ZŁAPAŁ! Tak myślałem.
Wiedziałem, ze tak będzie. Ja to czułem!
— Speed!
— Ale pani profesor. 320: 330. Różnicą dziesięciu
punktów wygrywają Małpy, a Dzikie Koty wracają dziś z podkulonymi ogonami. Co
za wspaniały mecz! Nasze szkolne drużyny powinny uczyć się od mistrzów. Bez
obrazy James, ale nawet Gryffoni by ich nie pokonali.
John paplał jeszcze przez kilka minut. Członkowie All
Star wraz z uczniami skierowali się do
zamku, a ja pod pretekstem zgubionego kolczyka ( których na co dzień nie
nosiłam i dzisiaj też ich nie miałam), zostałam na opuszczonym stadionie. Usiadłam
w połowie trybun na lodzie, opierając głowę o kolana, które objęłam rękami.
Co to miało być?! To dziwne uczucie, które wstrząsnęło
moim ciałem… Poczułam zawód. To dziwne
prawda? Nienawidzić kogoś z całego serca, a jednocześnie darzyć go jakimś
cieplejszym uczuciem. Głupota. Brak w tym logiki.
Odtworzyłam w pamięci po raz kolejny to zdarzenie.
Chwiejny krok, upadek i ten wzrok… To na mnie zawsze tak patrzył! Nie ma prawa
na nikogo innego!
Kogo ja chcę oszukać? Potter ma takie samo prawo do
posiadania dziewczyny, jak każda inna osoba na świecie. W końcu się zakocha i
ustatkuje. Razem z tą dziewczyną będą mieć gromadkę dzieciaków i farmę, na
której będą uprawiać pole marchewek. W
daleki kąt swojego mózgu zepchnie wspomnienie takiej jednej rudej, wrednej
zołzy, która z wierzchu gra twardą i oziębłą sukę, a w rzeczywistości jak każdy
ma uczucia i potrafi być zraniona.
Czy Potter mi się podoba?
Zawsze powtarzałam, że ma piękne oczy i świetnie
całuje. To by było na tyle.
A może jest coś jeszcze?
Kiedy się uśmiecha, w jego policzkach pojawiają się
niewielkie dołeczki, a jego perfumy… Rozpoznałabym je z daleka. Kiedy
intensywnie myśli, zagryza dolną wargę, a kiedy jest zły napina wszystkie
mięśnie.
Dobra, Ruda. Ogarnij się. Przecież nie powinno cię
obchodzić, co robi ten Wypłosz i z kim się zadaje!
Potarłam ramiona. Nie mam pojęcia jak długo tak
siedziałam, ale skutek był jeden: przemarzłam. I to porządnie.
Ciekawe czy moi przyjaciele zauważyli, że mnie z nimi
nie ma.
Truśka i Lunatyk pewnie spędzają ze sobą ostatnie
chwile przed nocą. Dzisiaj pełnia. Syriusz… Z pewnością poszukuje nowej
dziewczyny na dwa dni. Quin i Kurt? Nigdy w życiu. Pewnie zapomnieli o moim
istnieniu. Przecież od dwóch dni nie zamieniliśmy ze sobą żadnego słowa. Są tak
zajęci sobą, że zapomnieli o całym świecie. Nie winie ich za to. W końcu gdybym
ja miała faceta, to pewnie nie rozstawałabym się z nim, no chyba żebym musiała.
Tym bardziej, że Kurt jedzie za kilka dni. Ale bez przesady. Mogliby chociaż na
godzinę dać sobie spokój i zamienić ze mną kilka słów. W końcu Kurt przyjechał
do mnie. Zna mnie od zawsze i zawsze wie, kiedy mam złe samopoczucie. Niestety
ta zdolność została przytłumiona przez zadurzenie się w Szpilce.
Gdyby nie przyjechał do Hogwartu, nie poznałby Quin.
Gdybym nie wpadła na chory plan, Jul i Remus nie byliby parą. Gdyby ta blondyna
nie wpadła na Pottera, to pewnie błagałby mnie o randkę. Jakie to skomplikowane.
Wychodzi na to, że to ja jestem winna swojej samotności i zazd…
Nie! Stop! Nie jestem zazdrosna! Koniec kropka.
Zerknęłam na Zakazany Las. Wyglądał groźnie.
A gdyby tak przemienić się w łanię? Mogłabym
przemierzyć las wzdłuż w szerz tak jak miałam to kiedyś w zwyczaju. Kusząca
propozycja.
Przeniosłam wzrok na niebo. Zaczynało się ściemniać, a
zza gór zaczął wyłaniać się księżyc.
Musiało już być po czwartej. Siedziałam na mrozie
jakieś sześć godzin. Nowy rekord?
Ktoś okrył mnie kurtką, przesiąkniętą męskimi
perfumami i podał mi kubek gorącego kakao.
Jeżeli chcesz coś ciepłego w mroźny wieczór, użyj
magii. Czego na to wcześniej nie wpadłam?
— Zmarzłaś.
Ten męski, głęboki głos. Nie sposób go nie poznać.
— Dzięki. — I koniec miłej i uczuciowej Lily. — Po co
tu przyszedłeś?
Dante usiadł obok mnie. Miał na sobie tylko wełniany
sweter. Chciałam oddać mu kurtkę, ale posłał mi złowrogie spojrzenie, więc wtuliłam
się w ciepły kożuch.
— Zauważyłem, że twoi, nazwę ich „przyjaciółmi”, okey?
A więc zauważyłem, że twoi przyjaciele są hm… zbyt zajęci sobą, a mówiąc
inaczej nie odrywają się od siebie, dosłownie. Zastanawiam się, kiedy łapią
oddech. Biedny Black, obok niego całujące się pary, a ten biedak siedzi z nosem
w pracy domowej. — Pokręcił głową. Syriusz i praca domowa? Coś tu jest nie tak.
— Trunks powiedział, że od czterech godzin szukasz kolczyka, których nawiasem
mówiąc nie nosisz, chyba że w wyjątkowe okazje, więc tak przyszedłem sprawdzić,
co się z tobą dzieję.
— To miłe. Gdzie jest haczyk?
— Wiewióreczko — Posłałam mu mordercze spojrzenie, a
on wywrócił oczami. Hej! To mój gest! — czy we wszystkim, w czym biorę udział,
musisz widzieć jakiś podstęp?
— Szczerze? Tak.
— Wydaje ci się, że za cel życiowy postawiłem sobie,
abyś została moją dziewczyną?
Skinęłam głową.
— A tak nie jest?
— Wiewióreczko, czy przynajmniej na święta nie możemy
pogrzebać topór wychodny?
— Wojenny. — Poprawiłam go automatycznie.
— Przecież powiedziałem. — Wzniosłam oczy do nieba. —
Wiesz, że to staje się nudne? — Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie. — To
jak się do siebie odnosimy. Tak naprawdę jesteś miłą niewiastą, — Prychnęłam. —
która przybrała maskę wrednej suki, aby wszyscy się jej bali i szanowali. Nawet
gdy nie byłaś prefektem to rozstawiałaś ludzi po kątach, a bycie wredną jest
tylko kamuflażem, pod którym ukrywa się mała i bezbronna dziewczynka, która
gdzieś tam w głębi jest uwięziona. Boisz się, że gdy ona wyjdzie na wierzch,
stracisz w oczach innych. Pomimo że szanujesz dyrektora, zgrywasz przy nim
wyluzowaną i tak naprawdę jest ci wstyd, że zwracasz się do niego per Stary,
mimo że jest najwspanialszą osobą jaką znasz. Nie potrafisz przyznać się do
własnych uczuć i starasz się je tłumić. Kiedyś nie dasz rady i wybuchniesz.
Cały żal, smutek, a nawet zazdrość odbiją się na tobie. Skierujesz je na swoich
przyjaciół i dopiero wtedy tak naprawdę zostaniesz sama. Będziesz żałować, że
nie powiedziałaś im wcześniej o tym, co tak naprawdę czujesz i nawet twój
mugolski kumpel zostawi ciebie samą na lodzie. Statek z przyjaciółmi odpłynie,
a ty do niego nie wsiądziesz.
Wstałam.
— Mówi to osoba, która za swój cel życiowy obrała
sobie, zniszczenie mojej osoby. Jeżeli będę chciała dowiedzieć się czegoś
mądrego, to poczytam książkę. Pozwól, że teraz ja powiem coś o tobie… Albo
wiesz co? Zmieniłam zdanie. Żegnam.
Opuściłam stadion tak szybko, na ile pozwalały mi
oblodzone stopnie. Usłyszałam za sobą krzyk Dantego.
— Boli cię to, że ktoś cię rozszyfrował! Przykro mi,
Wiewióreczko! Nie jesteś dla mnie żadną zagadką!
Nie chciałam nikogo widzieć. Wbiegłam do Zakazanego
Lasu, zmieniłam się w łanię i zaczęłam przemierzać puszczę. Nie mam pojęcia,
jak długo biegłam. W płucach miałam jeden wielki ogień, a ból w gardle palił
niemiłosiernie.
Był środek nocy, kiedy wbiegłam na moją ulubiona
polanę. Nie licząc się z niebezpieczeństwami, jakie czekają mnie w lesie,
zmieniłam się w człowieka i położyłam w zaspie. Z nieba sypał się drobny puch.
Byłam zła. Nie, byłam wściekła. I głodna.
Cholerny Dante! Nienawidzę go! Co go to obchodzi?
Przecież to nie jego sprawa! Jak może zarzucać mi, że nie jestem sobą? Nikogo
nie udaję. Nawet nie potrafiłabym. Co by mi z tego przyszło? Przecież to bez
sensu. Być kimś innym tylko po to, aby mieć przyjaciół. Pff… Przy dziewczynach
zawsze jestem sobą. Jak to twierdzi moja mama: Mamy tak samo namieszane w
głowach. To dlatego się przyjaźnimy.
„Nazwę ich przyjaciółmi…” To, że teraz mają własne
sprawy, nie znaczy, że się ode mnie odcięli.
Za kilka dni wszystko wróci do normy.
A jeśli nie?
Jeśli już nic nie będzie takie jak dawniej?
Że niby ja nie potrafię przyznać się do własnych
uczuć? Niedorzeczność.
No dobra, coś w tym jest.
Sama przed sobą nie potrafię przyznać, że jestem
zazdrosna, co jest nieprawdą. Bo niby dlaczego mam być? O Pottera? Dzieciak da
mi święty spokój.
Ta panna do niego nie pasuje! Wygląda, jakby jakiś
ciężki pojazd (czy.: czołg) przejechał jej po twarzy. Serio. Ma zapadnięte oczy
i policzki. Co do nosa; jest bardziej krzywy niż Snape’a. Wątpiłam w to, ale
jednak jest to możliwe. A te jej włosy… Równie dobrze mogłaby być kopią Candie
Girl. Może to jej siostra? Hm… W sumie mają ten sam styl, ten sam tleniony
kolor włosów i fatalny gust do facetów.
Przecież oni do siebie kompletnie nie pasują. On —
przystojny (Dla wszystkich dziewczyn w Hogwarcie prócz mnie), najlepszy
szukający, znakomity nauczyciel pojedynków (Serio, w ciągu miesiąca zrobiłam
znaczne postępy.), dobry uczeń i (chyba) dobry przyjaciel. Ona…
Przecież ja o niej nic nie wiem. Trzeba wybadać wroga.
Dante pewnie wie o niej coś więcej. Przecież jest taki przewidujący.
Dante.
Zabić!
„…stracisz w oczach innych.”
Co on jakieś kazania moralne mi prawi, czy co? Czy
Dante przypadkiem nie planuje zmienić zawodu i zmienia się w księdza? Już go
sobie wyobrażam w sutannie. Hihi!
Motto na dziś i całe życie: Lily Evans ma zawsze
rację. Nie kwestionować.
Tak, lubię rządzić ludźmi. Wtedy życie jest weselsze.
Nie mam na myśli wydawania rozkazów typu: Podaj mi ciastko, odrób za mnie
zadanie, albo pościel za mnie łóżko. Chodzi raczej o władzę… hm… Bardziej
pasuje tu określenie: Być pierwszym ogniwem w grupie. Tak. Zdecydowanie trafnie
to określiłam. Przywódca, wiecie, te sprawy.
Coś zaszeleściło w krzakach, a ja momentalnie zerwałam
się na równe nogi (Mięśnie bardzo mi się zastały, sprawiając ból.) i
wyciągnęłam różdżkę przed siebie.
Serce zaczęło szybciej bić, a oddech przyspieszył.
Proszę, tylko niech to nie będzie Remus.
Dźwięk nasilał się coraz bardziej, a moje ciało zaczął
paraliżować strach.
Ruda, nie panikuj. Pamiętaj czego nauczył cię ten
Wypłosz.
Księżyc znalazł się dokładnie nad polanką (Jak ta
pogoda potrafi być zmienna; raz sypie, a za chwilę świeci księżyc.),
oświetlając zarośla, z których zaczął wyłaniać się duży, ciemny kształt.
Przestraszona spotkaniem wilkołaka twarzą w twarz,
machnęłam różdżką w tamtym kierunku. W ostatniej chwili zatrzymałam się.
Z lasu wyszedł duży, czarny pies. Największy, jaki w
życiu widziałam. Gdyby się na mnie rzucił, to z pewnością by mnie rozszarpał.
Wlepił we mnie duże, chyba niebieskie oczy, w których
malowało się zdziwienie i szok.
Pies i ludzkie uczucia? Czy tylko mi tu coś nie
pasuje? A może mam przywidzenia?
Przetarłam dłonią oczy, ciągle mierząc różdżką w
zwierze.
Zaszczekał i zrobił kilka kroków do przodu. Odruchowo
cofnęłam się.
Zaczął szczekać jak opętany, co odebrałam jako
komunikat: WIEJ!!! CHYBA, ŻE CHCESZ STAĆ
SIĘ MOJĄ PRZEKĄSKĄ!!
Nie musiał dwa razy powtarzać, a raczej szczekać.
Zaczęłam biec, a pies był tuż za mną.
Ej! Czy to głupie zwierze nie może się ode mnie
odczepić?
Mogłam przemienić się w łanie i mu zwiać, ale instynkt
podpowiadał mi, żebym tego nie robiła. Coś w tym psie było nie tak, jakby… Sama
nie wiem.
Rozległo się wycie wilka, a raczej wilkołaka. I to
blisko.
Pies złapał mnie za nogawkę. Próbowałam wyszarpać ją z
jego pyska, a na nic to się zdało. Ów zwierze wyglądało tak, jakby chciało,
żebym wsiadła na jego plecy. Nie potrafię opisać jego miny, czy co tam mają
psy. Widziałam tylko jego zdeterminowane i przestraszone oczy.
Nie chciałam na niego wchodzić i gdy zaczęłam znowu
wydzierać spodnie z jego pyska, groźnie zawarczał.
— Dobra, skoro chcesz… Ale ostrzegam, nie należę do
lekkich osób.
Zwierzę wydało z siebie dźwięk przypominający
prychnięcie. Hm…
Posłuchałam. Po chwili przemierzaliśmy ciemności.
Biegł tak szybko, że z trudem mogłam się na nim utrzymać. W uszach słyszałam
tylko gwizd powietrza i sapanie psa.
Nagle naprzeciw nam wybiegł wilkołak.
Zamarłam. Pies zresztą na chwilę też. Zrzucił mnie z
siebie, co odebrałam jako komunikat: UCIEKAJ, JA GO ZATRZYMAM.
Chciałam biec, ale nogi wrosły mi w ziemię. Strach,
jakiego dawno nie czułam, opanował mnie do tego stopnia, że nie mogłam oderwać
wzroku od zbliżającego się do mnie potwora. Dzieliło nas kilka kroków, kiedy
pies rzucił się na niego, wbijając ostro zakończone zęby w szyję Remusa.
W normalnych okolicznościach to bym mu współczuła, ale
w takim wypadku…
Lunio zrzucił psa z siebie i skierował swój pysk w
moją stronę. Uniosłam różdżkę i wycelowałam w niego oszałamiacza. Zatrzymało to
go na jakieś dziesięć sekund, wystarczająco, aby pies mógł podnieść się na nogi
i znowu rzucić się na bestię.
Patrzyłam na tą scenę jak zahipnotyzowana. Nie mam
pojęcia dlaczego, ale nie mogłam oderwać od walczących oczu. Raz pies był górą,
to znowu szala przesuwała się na stronę Lunatyka. To było lepsze niż film
akcji.
Nie powinnam teraz o tym myśleć. Film akcji… Pff…
Zaczęłam się cofać. Już miałam zniknąć za drzewami,
kiedy do walczących dołączyło jeszcze jedno zwierze: jeleń, a na jego głowie
siedział szczur.
Jedyne co w nim dostrzegłam (w jeleniu), to lśniąca
sierść w czarnym odcieniu. Jakiś mutant?
Nie zatrzymałam się.
Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Ani razu nie
oglądnęłam się.. To samo uczucie, które podpowiadało mi, żebym nie zmieniała
się w łanię, ustąpiło. Po jakiejś godzinie wybiegłam z puszczy i przemieniłam
się w człowieka. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak daleko się zapuściłam.
Za każdym razem powtarzam sobie: Nigdy więcej.
Oczywiście nigdy tej obietnicy nie dotrzymuję.
Ruszyłam w stronę zamku.
Na błoniach robiło się szaro. Musiała być jakaś
szósta-siódma rano.
Nie ma co. Kolejna zarwana noc.
Byłam tak zmęczona, że nie zwracałam uwagi na ssanie w
brzuchu i ból mięśni. O myśleniu mogłam całkowicie zapomnieć. Jedynie co
przebijało się przez moją pamięć, to obraz psa i lśniąca sierść jelenia.
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w cichym, mrocznym
zamku.
No dobra, mroczny to on nie był, ale nocą sprawiał
takie wrażenie.
Na trzecim piętrze spotkałam Panią Norris. Zaczęła
miałczeć, a po chwili rozległy się kroki.
— Świetnie. Nie ma co. Dawno nie miałam szlaba…
Zapiszczałam.
A raczej spróbowałam, bo ktoś zatkał mi usta i
pociągnął w stronę posągu Garbatej Czarownicy. Ten ktoś wciągnął mnie do
tajnego przejścia w chwili, kiedy woźny Filch znalazł się na korytarzu.
Cały czas miałam zasłonięte usta.
Usłyszałam ciche: Ciiii…
Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam. Mój zbawca\napastnik
nie ściągał mi ręki z ust.
— Gdzie oni są, kochana? — Ten chrapliwy głos woźnego…
— Uciekli? Szybko, nie mogli daleko odejść!
I już ich nie było.
Siła wyższa wzięła górę: Ugryzłam tego kogoś w rękę.
— Auu! Ruda! Mogłabyś chociaż podziękować, że cię
uratowałem, a nie wbijasz mi zęby w skórę.
Pokręciłam głową, wyszliśmy z korytarza i ruszyliśmy w
stronę wieży.
— Co ty tutaj robisz?
— Jak to co?! Ratuję twój zgrabny tyłek przed naszym
chorym umysłowo woźnym.
Dałam mu sójkę w bok.
— Syriusz, dlaczego nie śpisz?
— Jak już wspomniałem, zobaczyłem, że zmierzasz w
stronę tej napuszonej kocicy i ruszyłem ci na ratunek.
Posłałam mu pełne niedowierzania spojrzenie.
— Niby przypadkiem znalazłeś się na trzecim piętrze o
szóstej rano. Skąd masz tego siniaka na czole?
— To od myślenia.
— Jak to?
— Myślałem, że Rogacz nie trafi we mnie kamieniem.
Parsknęłam.
— Czy tylko mnie wkurza nowa dziewczyna Jamesa?
— Niestety nie mogę tego jasno stwierdzić, gdyż jej
nie poznałam.
— Chodzą ze sobą od kilku godzin, a Tamara,
przepraszam, Mara, wiesza się na Rogaczu jakby był choinką, albo wieszakiem.
Widzę, ze nie jestem sama. Mara… Pff… Co to za imię?
— Dlaczego nie jesteś w łóżku?
— To bardzo dobre pytanie. Właśnie dlaczego ja nie śpię? WIEM! —
Strzelił palcami. — Lunatykowałem! Chyba. Nie jestem pewien. Jak to działa?
— Próbujesz mnie zagadać.
— Ja? Pff… No coś ty? Patrz! Jaki piękny sufit!
Przejechałam otwartą dłonią po twarzy.
— A tak na poważnie?
Wzruszył ramionami.
— Chrapania Petera nie da się wytrzymać.
Przyglądnęłam się jego twarzy. Oczywiście pierwsze co
rzucało się w oczy, to wielki siniak. Drugie, zmęczenie. Wiecie, wory, cienie
pod oczami i tym podobne.
Nie miałam serca, aby kłócić się z nim, kiedy był w
takim stanie. Zresztą ja nie byłam w lepszym.
— Syriusz, gdzie ty mnie prowadzisz? Przecież wieża
jest w tamtym kierunku.
— Uznajmy to za dokończenie pewnych niewyjaśnionych
spraw pomiędzy nami.
Nie zrozumiałam dopóki nie doszliśmy do miejsca, gdzie
znajduje się Pokój Życzeń. Syriusz przeszedł trzy razy wzdłuż ściany, w której
pojawiły się ogromne drzwi. Nie zastanawiając się długo, weszłam do
pomieszczenia, a Łapa poszedł za mną.
Rzuciłam się na łóżko. Moje łóżko, bo byliśmy w moim
mugolskim pokoju. Znowu. W sumie to nie dziwię się, że spodobał się Syriuszowi.
— Śpisz na podłodze.
— Lily, na tym łóżku zmieszczą się jeszcze
przynajmniej cztery osoby.
— Zdradzę ci mały sekret. — Black nachylił się ku mnie.
— Bardzo kopię.
— Jakoś przeżyję.
Nie patrząc na nic, zakopał się w pościeli i po
sekundzie chrapał.
Podziwiam go. Jak można tak szybko usypiać?
Nie miałam na nic ochoty, ale nie mogłam odpuścić
sobie kąpieli. To uczucie kiedy woda obmywała moje ciało…
— Lily, umyć ci plecki?!
Do zaparowanej łazienki wszedł Syriusz. Po raz
pierwszy ucieszyłam się, że mam wannę pełną wody i górę piany.
— Wynocha!
— Ty byś mi mogła. James nigdy nie chce mi pomóc.
Parsknęłam.
— Wiesz co sobie
pomyślałem? Stwierdziłem, że te nasze teoretyczne pokrewieństwo jest bez sensu.
Po co sobie utrudniać życie?
— Co masz na myśli?
— Już ci tłumaczę. Relacje
brat-siostra, siostra-brat mnie nudzą. Wolę przygody.
— Łapciu, co ci…?
— Pomyśl sobie; Syriusz Black, wspaniały ścigający, idealny pod
każdym względem, o genialnych włosach i twarzy, chłopakiem najbardziej wrednej
istoty, jaka kiedykolwiek stąpała po świecie. Brzmi kusząco, prawda?
— Brak snu źle wpływa na twoją wyobraźnie. Syriusz mógłbyś…
— Już!
Black podbiegł do wanny, wziął gąbkę, wysmarował ją mydłem i już
szykował się do mycia moich pleców, kiedy złapałam różdżkę i wycelowałam ją w
niego. Błysnęło blade światło, a Syriusz był cały mokry.
— Ruda!
— Wybacz, ale śmierdziałeś.
Machnęłam drugi raz, a na oczach Syriusza pojawiła się czarna
przepaska, której nie można było ściągnąć. No, chyba że za pomocą zaklęcia.
— Ruda!
Okręciłam się ręcznikiem i wepchnęłam Syriusza, który był w samych
bokserkach, do wanny.
— Ruda!
— Weź wymyśl coś nowego, bo nie mogę słuchać tego ciągłego: Ruda!
Niestety było tak ślisko, że gdy dałam krok, pośliznęłam się i
wylądowałam w wannie. Syriusz wywęszył okazję, złapał moją różdżkę i zdjął
przepaskę z oczu.
Ten jego śmiech do złudzenia przypominający szczekanie psa…
Ja też się śmiałam.
Nie wiem jak to określić… Nie spałam od dwudziestu czterech
godzin, a byłam całkowicie rozbudzona. To zasługa tego durnia. I jego dziwnych
propozycji.
Spróbowałam wstać z kolan Syriusza (Bo tam wylądowałam i nie
zapominajmy, że nadal byłam okryta ręcznikiem, co prawda mokrym, ale jednak),
ale Black złapał mnie w talii i przycisnął do siebie.
— Możesz być tak miły i mnie puścić?
— Możesz być tak miła i dotrzymać swojej obietnicy?
— Jakiej znowu…?
No tak. Obiecałam Łapie, że dokończymy pewne sprawy. Niedoczekanie
jego.
— To może najpierw doprowadź się do stanu użytecznego, a ja
poczekam na ciebie w pokoju?
— Zwiejesz mi.
— Czy wydaje ci się, że jestem aż tak szalona, aby biegać w samym
ręczniku po zamku?
Łapa pokiwał głową i parsknął.
— Nie, nawet ty byś tego nie zrobiła.
Założymy się?
— Łapciu, obiecuję, że będę czekać na ciebie. — Nachyliłam się do
jego ucha i szepnęłam.. — W łóżku.
Syriusz głośno wciągnął powietrze i rozluźnił uścisk. Ukradkiem
złapałam swoją różdżkę (Ciuchów nawet
nie brałam, bo po nocnych wędrówkach były całe brudne i porozdzierane) i
wybiegłam w mokrym ręczniku i włosami z łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz (
Może Syriusz będzie na tyle inteligentny, aby je otworzyć. W końcu był w Pokoju
Życzeń) i wybiegłam (boso) z pomieszczenia.
Byłam niczym ninja. Dosłownie. Biegłam prawie po ścianach i na
każdym zakręcie rozglądałam się za potencjalnym zagrożeniem: Pani Norris,
Huncwoci, Filch, Huncwoli. Na przykład teraz, kiedy mijałam woźnego…
CO?! Mijałam woźnego?!
Może mnie nie zauważył?
Kogo ja chcę oszukać?! Przecież nie każdej nocy spotyka się,
biegającą w samym ręczniku uczennice.
Nie zatrzymałam się. Biegłam dalej, a Filch podążał za mną z
dzikim krzykiem: WYKROCZENIE! WYKROCZENIE!
Że się chłop nie zawstydził! Nie ma wstydu. Normalnie, to
pokręciłabym głową, ale że to były warunki ekstremalne…
Wpadłam na coś. A raczej na kogoś.
Potter.
Cholera.
Taa… Tego to zamurowało. Normalnie jakby zobaczył jakiegoś ducha.
Albo mnie w mokrym, przylepionym do ciała ręczniku.
— Uuu… To ja może częściej będę chodził na poranne spacery.
Usłyszałam za sobą stukot stóp i krzyk Filch’a.
— Jak mnie przed nim uratujesz, to dam ci całusa. Nie żeby coś.
— Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
Potter wepchnął mnie na jakiś tajny korytarz, który był za wielkim
dywanem ściennym, tak więc mogłam go ukradkiem obserwować. Oparł się
nonszalancko o ścianę i bawił się różdżką. Szkoda, że nie miałam aparatu.
Wyglądał seksownie. Kurcze, co ten niedobór snu robi z człowiekiem…
— Ty! Mam cię! Zaraz… Jesteś chłopakiem. Przecież byłeś
dziewczynką. W mokrym ręczniku. Dlaczego jesteś ubrany?! Czego nie jesteś
dziewczynką w mokrym ręczniku?!
Parsknęłam.
— Masz jakieś zwidy? W szkole szerzy się pedofilia. Co zrobi
Dumbledore, kiedy dowie się, że po szkole krąży taki pingwin-pedofil?
Ha! Filch się zdygał! Czyżby naprawdę był zboczony?
— Zero szlabanów przez miesiąc, albo twoja słodka tajemnica
wyjdzie na wierzch.
Usłyszałam kroki, a po chwili Potter wszedł na korytarz.
— Dziękuję.
— Nie ma za co. — Zmierzwił swoją łasicę na głowie. — No, czekam.
Pochylił się nade mną.
— Ale na co?
— Obiecałaś mi coś.
— Wybacz, ale nie całuję facetów, którzy mają dziewczyny.
Poklepałam go po ramieniu.
— Radzę ci poszukać swojego przyjaciela. Może cię potrzebować.
Całuski.
Już miałam odchodzić, kiedy ściągnął swoją koszulę i podał mi ją.
— Dzięki.
Uśmiechnąć się, czy się nie uśmiechnąć? A! Uśmiechnę się! Niech ma
tą radochę.
Resztę drogi pokonałam bez żadnych komplikacji. No może z
wyjątkiem przejścia przez zatłoczony Pokój Wspólny. Możecie sobie wyobrazić,
jaką wzbudziłam furorę. W końcu nie zawsze widzi się Lily Evans w mokrym
ręczniku i koszuli Pottera.
Weszłam do dormitorium, które jak można było się spodziewać, było
puste. Jako że byłam już wykąpana, wyciągnęłam z szafy czyste ubrania; czerwone
trampki, czarne dżinsy rurki, koszulę w kratkę, czarny T-shirt, jakieś
bransoletki, w tym jedną z koralików w czaszki, pomalowałam paznokcie na czarno
i tak dla odmiany wyprostowałam włosy, które sięgały do moich pośladek. Kiedy
je wyhodowałam? Muszę odwiedzić fryzjera. Albo nie.
A miałam iść spać…
Zeszłam do Wielkiej Sali na śniadanie, która była już pełna.
Kiedy tylko przekroczyłam jej próg, zapadła cisza, a wszyscy
wlepili we mnie gały.
— No co? Wiem, że dobrze wyglądam, ale bez przesady.
Moja skromność mnie powala.
Nagle ich wzrok przeniósł się na osobę, stojącą za mną.
Ej! To niemożliwe, żeby ktoś wyglądał lepiej ode mnie!
— O, to jednak ty, Potter.
— Lily! Dlaczego nam nie powiedziałaś!? — Rozległ się
oskarżycielski krzyk od strony stołu Gryffonów.
— Quin? To ty jeszcze pamiętasz jak mam na imię?
— Co ty odstawiasz, Ruda?
— I ty, Kurt? Czuję się zaszczycona!
— Evans, dlaczego każdy się na nas gapi?
— Nie mam pojęcia, ale udawajmy, że wiemy o co chodzi.
Prychnął.
— Evans dała Potterowi! — Rozległ się krzyk.
— CO?!?!?!!?
Zagadka rozwiązana.
— James, czy to prawda? Zdradziłeś mnie?
Podeszła do nas Tamara, a
raczej Mara.
— Cześć, jestem Lily. Dziewczyna twojego chłopaka. — Nie powiem,
to mi wyszło. Syriusz parsknął niekontrolowanym śmiechem, a Potter wyglądał na
zdezorientowanego. — później oddam ci twoją koszulę.
Puściłam oczko Potterowi, wolnym ruchem przejechałam językiem po
wargach i pocałowałam Pottera w policzek.
Blondi wyglądała na zszokowaną, a Potter na… Jeszcze nie zostało wymyślone
takie określenie, aby opisać jego minę.
Usiadłam za stołem, a ludzie ciągle się na mnie gapili. Cóż,
przywykłam do bycia w centrum zainteresowania.
— Ruda, jak mogłaś…?!
— Syriusz, przecież sam twierdziłeś, że jej nie lubisz.
— Ale nie chodzi mi o to. Jak mogłaś mnie zostawić?!
— A… — Co by mu powiedzieć, aby nie skłamać i żeby się nie
obraził? — Jakie masz ładne włosy. Umyłeś?
Ach, ten dziki śmiech Petera, dziewczyn i Kurta…
— Tak! Mam nowy szampon. Jest fenomenalny. Mówię ci, fenomenalny!
Pożyczę ci. Tobie też by się przydał. Jak widzicie, moje włosy stały się
lśniące, a jakie miękkie! No jakie miękkie! Tego nie da się opisać. To trzeba
poczuć! Ale niestety nie pozwolę wam, gdyż jak wiecie, nie znoszę kiedy ktoś
obcy je dotyka.
— Braciszku, to ja ci jestem obca?
— Ile razy mam ci powtarzać, że cię wydziedziczyłem? Nie jesteś
moją siostrą, tylko potencjalną kandydatką na nową dziewczynę.
— Coś nas ominęło? — Ach ta ciekawość Jul.
A mnie wkurzył.
— Czy przypadkiem za mocno nie oberwałeś tym kamieniem? Po
pierwsze nie będę z tobą chodzić, a tym bardziej tworzyć czworokącików. No
wiesz, Ja, ty, Potter i Mara. Po drugie; Czy wyglądam na jakąś głupią
dziewuchę, która marzy, żeby szkolny bożyszcze spojrzał na nią i zaciągnął na spacer
po zamku skąpanym w świetle księżyca?!
— Auć. Jesteś pierwszą, która dała mi kosza.
— Kotku, zapominasz o mnie. — Quin pomachała mu ręką przed nosem.
— To się nie liczy. Ty jeszcze do mnie wrócisz.
— Wybacz, ale mam już faceta i nie zapowiada się, żebym z nim
zerwała.
Pokazała mu język.
Poczułam zazdrość. Dlaczego oni wszyscy mają partnerów, a ja muszę
pocieszać się jakimiś tanimi romansami? To nie fair!
Podeszli do nas Potter i Tamara. Nie, przepraszam, Mara. Usiadła
mu na kolanach i zaczęła całować.
Zaraz zwrócę to co zjadłam.
Potem zaczął ją karmić, a on za każdy samolot, jaki posłał do jej
ust, nagradzał ją całusem.
W teatralnym geście włożyłam sobie palec do ust.
— Jamesiku, jesteś wspaniały!
— Marciu, jesteś obłędna!
— Moje kochanie!
— Dobra, stop. — Wstałam. — Zachowajcie te czułości na później, bo
ludzie tu jedzą.
Wyszłam z Wielkiej Sali i poszłam na spacer po zamku. Na pierwszym
piętrze dogonił mnie Syriusz.
— Jesteś zazdrosna.
— Nie! — Posłał mi pełne niedowierzania spojrzenie. — Może
troszkę… Niezbyt… Prawie wcale… Troszkę… Dobra! Tak! Jestem zazdrosna! Dlaczego
każdy wokół mnie całuje się i kipi szczęściem, a ja jestem dalej sama?!
— No wiesz, gdybyś nie odrzuciła mojej propozycji…
— Zamknij się.
— Ale Lily…
— Nie.
— No, ale…
— Wyobrażasz sobie mnie i ciebie jako parę?
— W sumie to… tak.
— Nie. Nie przerywaj mi. Syriusz, jesteś wspaniałym chłopakiem i
kocham cię, ale nie tak jak…
— …kochasz Jamesa. — Dokończył za mnie.
— Tak. Co? Nie! Ja go nawet nie lubię. No dobra, lubię się z nim
całować, ale to co innego!
Zachichotał.
— Co dzisiaj robisz?
Syriusz podrapał się po głowie.
— W sumie to miałem spotkać się z taką słodką Krukonką, ale skoro
tak ładnie prosisz, to spędzę ten dzień z tobą. Obiecuję ci. Zapamiętasz go do
końca życia.
— Peter pośpiesz się! Zaraz będą wychodzić!
— Przykleiłem się!
— Trudno, będziesz naszą pierwszą ofiarą. — Wyszczerzyłam się do
Syriusza, a Peter jęknął. Machnęłam w jego stronę różdżką, a buty Glizdogona
odkleiły się od posadzki, która była wysmarowana klejącą się mazią.
— Dzięki, Lily.
— Wychodzą. Schowajcie się.
Razem z Peterem i Syriuszem weszliśmy za wielki filar, który stał
naprzeciwko Wielkiej Sali, gdzie właśnie skończył się obiad.
Trzy, dwa, jeden…
Rozległy się krzyki niezadowolonych uczniów, którzy przykleili się
do podłogi. Machnęłam różdżką i wylała się na nich fioletowa maź. Ach ten krzyk
Candie Girl… Szkoda, że jej nie nagrałam. Machnęłam po raz drugi, a z drugiego
kotła wysypał się pierz.
Musiałam wsadzić sobie pięść do ust, żeby nie wybuchnąć szalonym
śmiechem.
Niestety Jul, Quin, Kurt i Remus także byli ofiarami naszego
kawału. Tak żeby było zabawniej, nie powiedziałam im , co planujemy. W pewnym
sensie była to taka moja mała zemsta, za to, że przez ostatnie dni mnie
olewali.
— Kto to zrobił?!! — Rozległ się krzyk McGonagall, która wyglądała
jak kurczak. — Po co się pytam! Potter, Black, Lupin, Pettigrew! Do mojego
gabinetu!
Zrobiło się cicho. Każdy szukał wskazanych przez nauczycielkę
sprawców.
A co i tam. Raz się żyję.
— To moja wina.
Wyszłam zza filaru z uniesionymi rękoma.
Usłyszałam za plecami syk Syriusza.
— Ruda, odbiło ci!?
— Panna Evans? Nigdy w życiu… Toż to niedorzeczne… Ty… Do mojego
gabinetu.
— To nie prawda! Ja to zrobiłem! — Potter nadął się jak paw.
— Wara, Potter! To mój szlaban!
— Proszę cię, Evans. Gdyby nie ja…
— Co ty mówisz, Rogaty? Przecież to moja wina! — Syriusz wyszedł
zza filaru z wysoko uniesioną głową. — Ruda nie miała z tym nic wspólnego. To
ja i… Wyłaź Peter.
— Ale ja nie chcę mieć
szlabanu.
— WYŁAŹ!!
Niczym z podkulonym ogonem, Glizdek wyszedł z ukrycia i stanął za
Syriuszem.
— Chłopaki, przestańcie. — Głos zabrał Remus. — Wszyscy wiedzą, że
tylko ja wpadam na takie genialne pomysły.
— Pan Lupin? Co tu się dzieje?!
— CO?! Lunio, nie przypisuj sobie moich zasług!
— Evans, nie spinaj się tak. Każdy w tej szkole wie, że jesteś za
grzeczna aby coś takiego zrobić.
A mnie wkurzył. Wyciągnęłam różdżkę i machnęłam nią w stronę
Pottera, w efekcie czego maź poleciała
na niego. Ha! Dostał w twarz! 1:0 dla mnie. ;D
Niestety moja radość nie trwała zbyt długo, bo Potter wycelował
różdżkę we mnie i teraz ja byłam cała w błotku.
— Ugh! Potter! To były moje ulubione trampki!
— Wojna!!!!
Uczniowie zaczęli rzucać się niczym śnieżkami kleistą
ciapką. Jeden minus wspaniałego kleju: Działał tylko przez pięć minut.
McGonagall próbowała zaprowadzić porządek, ale nikt jej nie
słuchał.
Kiedy rozpaczałam nad trampkami (Niech spoczywają w
pokoju.), podbiegł do mnie Potter. Chcąc nie chcąc musiałam uciekać, ale było
tak ślisko, że przejechałam kilka metrów do tyłu i uderzyłam plecami w ścianę.
Potter przygniótł mnie swoim ciałem i popatrzył w oczy.
— Chyba mnie teraz nie pocałujesz, przecież masz dziewczynę.
— A czy rano nie mówiłaś, że nią jesteś?
— Musiałeś się przesłyszeć.
— Kochanie, czy ona cię napastuje?
I czar prysł.
Jak ta mała blondyna mogła nam przerwać? A było tak blisko.
Cholera. O czym ja myślę?
— Tak właściwie, to nasz chłopak napastuje mnie. Ale nie przejmuj się.
Jakoś sobie poradzę.
— Znowu to powiedziałaś.
— Co?
— Je jestem twoim chłopakiem.
— Po raz drugi się przesłyszałeś.
— EVANS! POTTER! I RESZTA HUNCWOTÓW! DO MOJEGO GABINETU!!!!!
McGonagall musiała użyć zaklęcia wzmacniającego głos, aby przekrzyczeć
ten cały chlew.
Nie protestowałam. Poszłam za wkurzoną psorką.
Po kilku minutach stanęliśmy w jej gabinecie.
— Skandal!! Gorzej. Chlew!!! Jak można… Panno Evans, jest pani
prefektem. Takie zachowanie… Szczyt głupoty! Niedorzeczność. Akuratnie teraz,
kiedy w szkole mamy gości. Nie mogliście poczekać roku?
— Założenia były takie: Ruda jest zazdrosna o Jamesa, ponieważ on chodzi
z Marą, a każdy wie, że Lily kocha Rogacza, nawet jeśli ona sama tego jeszcze
nie wie.
Spiekłam raka. Co ja mówię. Raczej BURAKA.
Zabiję Blacka. Wypatroszę, zmielę, a później przepchnę przez wąską rurę!
Potter zrobił triumfalną minę, a ja ukryłam twarz we włosach. Jak
dobrze, ze ich nie związałam.
— To nie prawda! To Syriusz chciał zemścić się na Quin, bo ona jest z
Kurtem!
Syriusz posłał mi minę typu: Tak się bawimy?
— Ruda powiedziała, że lubi całować się z Rogatym.
— Łapa składał mi niemoralne propozycje.
— Ale przyznaj, zrobiłem ci ochotę.
Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
— To było obleśne.
— Ruda…
— Dość.
— Dlaczego, pani profesor? Chciałem jeszcze posłuchać.
McGonagall spiorunowała Pottera wzrokiem.
— Kto to zrobił?
— Ja nie miałem z tym nic wspólnego. — Zapiszczał Peter.
— Cienias. — Krzyknęła zgodnie reszta część Huncwotów.
— Niby kogo zadek przykleił się do podłogi? — Wyszczerzył się Syriusz. —
Pani profesor. — Zaczął Łapa. — Są święta.
— Czas przebaczenia. — Wciął się Remus.
— Pojednania i miłości. — Kontynuował Potter.
— I prezentów. — Pisnął podniecony Peter.
— Tak więc niech pani zrobi nam prezent na święta… — Black zrobił pauzę.
— …i ten jeden, jedyny raz, odpuści nam nasz występek. — Ten uśmiech
Remusa…
— A my obiecujemy, że w przyszłym roku się postaramy nie psocić. Tak
bardzo. — Skończył Potter.
McGonagall ściągnęła usta w wąską linię.
— Idźcie już. Ale pamiętajcie. Jeden głupi wybryk w Sylwestra, a macie
szlaban przez miesiąc.
— Dziękujemy.
Wyszliśmy z gabinetu nauczycielki i oczywiście Potter nie byłby sobą,
gdyby nie złapał mnie za rękę i zaciągnął na jakiś tajny korytarz.
— Jakie to uczucie, kiedy panna Evans jest zazdrosna o mnie?
Prychnęłam.
— Nie wiem. Jeszcze nigdy tego nie doświadczyłam, ale jeżeli to się
zmieni, dam ci znać.
— Serio dobrze całuję?
— Twoje panny ci tego nie mówiły?
— Może, ale chcę to usłyszeć od ciebie.
Rozległ się trzask, a na korytarz wpadł Syriusz, Remus i Peter.
— No, hey. — Powiedział z lekkim zażenowaniem Lunatyk.
— Założę się, że nie powiesz tego w Pokoju Wspólnym. Na Sylwestrze. Nie
dałabyś rady Ruda, bo masz za słaby charakter.
— Co mam słaby?! Zakład?
— Przyjmuję.
— Jeżeli wygram, przez miesiąc nie będziesz miał nowej panny.
— Jeżeli ja wygram, przez miesiąc
będziesz całować Rogacza w Wielkiej Sali, na oczach wszystkich.
— Stoi.
— Ej! Ja mam dziewczynę!
— Przykro mi stary, ale twoje zdanie się nie liczy. A teraz gołąbeczki,
nie będziemy wam dłużej przeszkadzać. James, zajmij się nią dobrze.
I już ich nie było. Ja też chciałam dać drapaka, ale Potter złapał mnie
za rękę, okręcił i przycisnął do ściany.
— Więc, na czym to stanęliśmy?
— Na tym, że masz dziewczynę.
— Jesteś winna mi całusa.
— Nie przypominam sobie.
— Ops, przepraszam. Nie wiedziałam, ze ktoś tu jest. — Na korytarz
weszłam Tamara. Odwróciła się i wyszła. Chyba nie dotarł do niej fakt, że jej
chłopak chce ją zdradzić. A jednak. Wróciła. — Jamesik? Ona cię znowu
napastuje!
— A mówiłem! — Z nikąd rozległ się głos Syriusza. — Dajcie im
więcej czasu! Mówiłem! Oni nawet nie zaczęli się całować. A co dopiero
rozbierać! To był plan idealny! Ona wchodzi. Patrzy. Oni się całują! Ona go
rzuca! Oni są razem. A miało być tak pięknie! To takie… Auu! Peter! To moja
stopa. O cholera. Peter! Wydałeś nas. Od dziś nie jesteś już Huncwotem. Tak
spartaczyć akcję. Zawiodłem się na tobie.
Parsknęłam.
Już sobie wyobrażam, jak Remus przejechał otwartą dłonią po
twarzy.
— Kto tu jest?! — Strach w głosie Tamary, bezcenne.
— To duchy. Kiedy ktoś jest niegrzeczny, albo postępuje niemoralnie,
jak nasz facet…
— Jest i trzeci raz.
— … to takie zjawy przychodzą i robią wszystko aby…
— Jest taka zasada: — Rozległ się głos Syriusza. — Gdy ciało A
działa na ciało B, lub na odwrót, to ciało C się nie wtrąca.
Parsknęłam.
Tamara chyba nie zrozumiała, bo zrobiła zdezorientowaną minę.
— A teraz pozwolisz, że to ja będę tym ciałem C i zostawię, a
raczej zostawimy was samych. Potter, bądź grzeczny. I nie zdradzaj mnie tak
bardzo.
Uśmiechnęłam się szeroko i opuściłam korytarz. Huncwoci wyszli
spod peleryny-niewidki i podążyli za mną.
Ta… Uśmiechałam się, a tak naprawdę czułam się fatalnie i miałam
ochotę się rozpłakać.
Sylwester. Takie tam pogańskie (?) święto, kiedy cieszymy się, że
stary rok odchodzi w niepamięć, a nowy będzie znacznie lepszy od minionego. Ta…
Ja prognozę „lepszości” już znam. Znowu się zakocham. Znowu będę miała złamane
serce. Znowu Potter będzie chciał się ze mną umówić. Znowu będą egzaminy. I
znowu wrócę do domu na wakacje, które zapowiadają się nudno. No może poza
wypadem na Finałowy Mecz Quiddich’a do Brazylii.
Kurt dalej nie zwracał na mnie uwagi, bo jego całym światem była
Quin, Jul wszędzie łaziła z Remusem, czyli ona też odpada. Potter ciągle
obściskiwał się z Tamarą, a ja całymi popołudniami błądziłam samotnie po
korytarzach zamku.
Nie ma co. Impreza zapowiadała się świetnie.
W związku z masą wolnego czasu, przeczytałam kilka książek,
odrobiłam wszystkie prace domowe i nauczyłam się kilkunastu tematów do przodu.
Ale wracając do imprezy.
Z braku pomysłów założyłam to: http://zszywka.pl/p/coz-chciec-wiecej-d-2352001.html i kończyłam układać włosy (http://zszywka.pl/p/o--2480136.html ), kiedy do pokoju wpadła Jul.
— Lily, ratuj! Nie mam się w co ubrać!
Ledwo skończyła mówić, do dormitorium wbiegła Quin.
— Ruda, pomórz! Nie wyrobię się!
— Po tygodniu sobie o mnie przypomniałyście.
— Lily, ale my o tobie… — Posłała Quin wymowne spojrzenie. — No
dobra. Olałyśmy cię.
— Bo?
— Bo Kurt przyjechał do ciebie, a cały czas spędzał ze mną.
— I?
— Zachowałam się jak samolub i wredna małpa, bo twój przyjaciel
nie gadał z tobą od kilku dni, a jutro rano już jedzie do Londynu.
— Wniosek?
— Jesteśmy wrednymi zołzami, bo myślimy tylko o sobie, a przez ten
cały tydzień zapomniałyśmy o istnieniu takiej jednej, wrednej, rudej osóbki,
która jest naszą najlepszą przyjaciółką.
— Brawo.
— Lily, pomożesz nam?
— Wybaczcie, ale mam napięty grafik.
— Błagamy.
Dziewczyny padły przede mną na kolana.
— Mam randkę.
— Ana, ty masz chłopaka?
— Gdybyście przez ten cały tydzień ze mną gadały, to byście
wiedziały, że moje sprawy sercowe nie uległy zmianie.
— Czyli się zgadzasz?
Mam stanowczo za miękkie serce.
Pobiłam rekord! Zebrałam je w piętnaście minut. Normalnie zajęłoby
mi to ze dwie godziny.
Jul założyła sukienkę w prążki, a Quin w paski.
Kiedy zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego, impreza trwała w najlepsze.
Grał zespół All Star. W końcu do czegoś się przydali. A pomyśleć, że było
dopiero po 21. Od razu podbiegł do nas Syriusz, który musiał już sporo wypić i
objął mnie i Szpilkę ramieniem.
— Piękne panie. Może szklaneczkę?
— Ja podziękuję. Może później Łapo.
— Ranisz me serce, Rudy Człowieku. Ja się z chęcią napiję.
Syriusz pociągnął mnie za rękę i niby to niechcący pchnął w
ramiona Kurta, który wyszczerzył się.
— Tęskniłaś?
— A wyglądasz jakbym tęskniła?
— Nie wyglądasz na złą. A jesteś bo…?
— A podobno znasz mnie tak dobrze, że nie potrzebujemy słów, aby
wiedzieć co myśli drugie.
— Fakt. Więc dobra. Jesteś wściekła, nie przepraszam, zazdrosna,
bo przez tydzień obściskiwałem się z Quin po kątach tego cudownego zamku, a
ciebie zostawiłem na lodzie. To właśnie do mojej kochanej, rudej przyjaciółki
przyjechałem, a nie do dziewczyny, którą dopiero poznałem i z pewnością
myślisz, że to wszystko pomiędzy mną a Quin wydarzyło się za szybko. Do tego
jesteś wściekła, bo Potter ma dziewczynę, a i Dante coś ci powiedział, a raczej
przejrzał twoje nieczyste zagrania. Wiem, bo przez sen krzyczałaś: Cholerny
Dante! Nienawidzę go! I kilka innych epitetów, których nie będę powtarzał.
Darłaś się, że zniszczysz Marę, a przy okazji, ostatniej nocy dostałem od
ciebie w głowę, kiedy mówiłaś: Nie, nie powiem, że Potter dobrze całuje! A i
zapomniałbym. Masz przede mną jakiś sekret, którym podzieliłaś się tylko z
dziewczynami. Mi nie powiesz, bo boisz się, jak zareaguję.
— Dobry jesteś. W sumie to wszystko się zgadza, prócz tego, że
„Jestem zazdrosna o Pottera.” — Mówiąc to, zrobiłam w powietrzu cudzysłów.
Posłał mi spojrzenie typu: Mnie nie oszukasz, więc nawet nie
próbuj, bo to ci się nie uda.
— No dobra. Jestem zła, bo ta pusta blond tapeta, która mogłaby
być siostrą Candie Girl chodzi z Wypłoszem, który jednocześnie zarywa do mnie i
ciągle wymusza na mnie pocałunki. Chłopaki zaaranżowali nam romantyczną chwilę,
ale nie wypaliło. Nie chcesz wiedzieć więcej. — Dodałam widząc, że otwiera usta.
— Założyłam się z Syriuszem, że powiem publicznie, iż lubię, nie przepraszam,
że Potter dobrze całuję. I im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem pewna, że
podjęłam pochopną decyzję. Nie chcesz wiedzieć o co się założyłam.
— Pewnie o to, że masz całować Jamesa w Wielkiej Sali przez
miesiąc?
— Wiesz co? Powinieneś grać w totka.
— Nie, to akuratnie wiem od Syriusza.
— Co ja?! Pijemy?!
Alkoholik.
— Pewnie!
Poprawka. Alkoholicy.
— Wnieśmy toast, za Kutra! Przyjacielu! Będzie mi ciebie tak
brakować… Aż się chyba rozpłaczę. —
Syriusz pociągnął nosem.
— Za moją wredną przyjaciółkę, która przegra zakład!
— Właśnie, Ruda! My mamy zakład! PRZESTAŃCIE GRAĆ! LUCAS! PRZESTAŃ
WALIĆ W TE BĘBNY! RUDA CHCE COŚ POWIEDZIEĆ!
Zapadła cisza i wszyscy gapili się na mnie. Zabiję go.
— Yyyy…
— Mówiłem, że będzie mieć pietra. — Kurt wzruszył ramionami.
— Ta, Ruda ma za słaby charakter. Nigdy tego z siebie nie wydusi,
bo będzie się bać, wstydzić i uważa, że upokorzy się na skalę szkolną. A może i
światową… Ruda, nie żebym cię podpuszczał, ale nigdy tego nie zrobisz.
— Ja mam za słaby charakter? — Popatrzyłam na Syriusza z
powątpieniem. — Przekonamy się? Chcę ogłosić wszem i wobec i od razu chcę
zaznaczyć, że się tego nie wstydzę, jestem trzeźwa i w pełni świadoma tego co
mówię. A więc stwierdzam, że Potter świetnie całuje. Nawet lepiej od Łapy.
Dziękuję.
Nie wierzę, że to powiedziałam. Wredni podpuszczacze. Pewnie! Kurt
i Syriusz przybili sobie piątki! Jak ja ich nienawidzę.
— Łapo serio? Jak mogłeś? — Rozległ się głos Pottera, który stał
kilka kroków za mną.
— No wiesz, Rogacz. Ona jest niezła. I zrobię to jeszcze raz.
Nie zdążyłam zaprotestować. Syriusz wbił się w mój policzek.
Rozległo się głośne: Och! Ach! Ech! I CO?! ONI? Ten ostatni komentarz wyszedł z
ust Quin.
Odsunęłam od siebie Syriusza. Spojrzałam na Quin. Wyglądała, jakby
świat legł jej w gruzach.
— Było fajnie, ale do Pottera dużo ci brakuje. Poza tym, przykro
mi, ale właśnie przegrałeś zakład i przez miesiąc nie będziesz miał dziewczyny.
Tak więc przykro mi. Szkolny Macho ma krótką przerwę. — Pokazałam mu język. — A
póki pamiętam: Następnego razu nie będzie. Nawet po pijanemu.
Dlaczego byłam zła?
Odwróciłam się od Syriusza i podeszłam do Quin. Muzyka znowu
zabrzmiała.
— Jak mogłaś.
— Quin…
Dziewczyna wbiegła do naszego dormitorium. Poszłam za nią.
Kiedy weszłam do pokoju, Quin leżała w łóżku z zasłoniętymi
kotarami. Wgramoliłam się do niej.
— Ej, Quin. Przecież wiesz, że to dla mnie nic nie znaczyło. Wiesz
jaki jest Syriusz. Jeżeli nie pocałuje każdej dziewczyny w szkole, to jego
męskość straci na wartości. Poza tym…
— Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Jestem z Kurtem, a
myślę o Syriuszu. Nie zrozum mnie źle. Byłam pewna, że już od dawna nic do
niego nie czuję. Przecież tyle razy widziałam, jak całuję się z innymi
dziewczynami. Wtedy to po mnie spływało. Ale dzisiaj… Nie wiem jak to opisać.
To było straszne. Jakby cały świat legł w gruzach. Naprawdę lubię Kurta i
wydaje mi się, że mogłabym się w nim zakochać, ale… Sama nie wiem. Syriusz tak
jakby wszystko we mnie blokował.
Przez chwile milczałam.
— Wiesz, jest pewien sposób, żeby o wszystkim zapomnieć. —
Wstałam. — Chodź, na dole jest impreza, a jestem pewna, że Huncwoci szykują coś
ekstra, bo cały dzień pochylali się nad jakimiś papierami. Rozerwiemy się i napijemy.
Ja zapomnę o tej kanalii i moim wyznaniu, a ty o… O wszystkim co cię trapi.
Okey?
Quin złapał mnie za rękę i podciągnęła się do pozycji pionowej.
Kiedy zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego, okazało się, że jest ono puste.
— No nie! Spóźniłyśmy się! — Jęknęła Quin.
Wzięłam ze stołu dwie butelki ognistej i podałam jedną Szpilce.
— Wydaje mi się, że nie poszli daleko.
Kiedy tylko weszłyśmy na korytarz, uderzył mnie zapach i szum
wody. No i piski.
Wymieniłam z Quin zaciekawione spojrzenia, skinęłam głową i pobiegłyśmy
w tamtym kierunku. Cała podłoga była zalana do kolan wodą. Nie wspomnę już o
schodach, które wyglądały jak wodospad, po którym uczniowie zjeżdżali na
materacach.
Taki tam park wodny. W szkole. W środku zimy. Czad.
Zapiszczałam.
Ktoś złapał mnie od tyłu, wziął na ręce i wskoczył na materac.
— Tęskniłem.
Walnęłam go w głowę.
— Kuuuuuurt!!!
Wyszczerzył się dokładnie w tym samym momencie, kiedy zjechaliśmy
na sam dół, a z sufitu wylała się na nas piana.
— Ugh!
Otarłam ją z twarzy i spojrzałam na przyjaciela.
— Rozmazałaś się.
— Nie prawda.
Odruchowo przetarłam miejsce pod oczami. Kurt wykorzystał chwilę
mojej nieuwagi i zaczął mnie topić.
Bezczelny.
W chwili, kiedy pozwolił mi złapać oddech, złapałam różdżkę, ale
ktoś mi ją wytrącił.
— Evans, ile razy mam ci powtarzać, że nie podnosi się różdżki na
słabszych?
— I kto to mówi? Osoba, która znęca się nad Ślizgonami.
— Bronisz ich?
— Kpisz sobie? Ja tylko stwierdzam, że jesteś ostatnią osobą,
która ma prawo prawić mi kazania moralne.
— Tak się składa, że nauczyciele są od dawania rad. Moja dla
ciebie: Znajdź sobie godnego przeciwnika.
— Na przykład ciebie?
Potter, który cały czas opierał się o ścianę, podszedł do mnie i
pochylił się nade mną.
— Wybacz, ale to nie mój poziom. — Prychnęłam. — Poza tym, jest
Sylwester i czas się zabawić.
— Wiesz co, masz rację co do jednego. Czas się zabawić.
Nie powiem, bawiłam się świetnie. Cały wieczór spędziłam z
przyjaciółmi, głównie z Kurtem i zalaliśmy chyba cały zamek. Oczywiście
Huncwoli zadbali, aby żaden nauczyciel nie dowiedział się o ich
przedsięwzięciu. W efekcie zalali Pokój Wspólny Ślizgonów i Puchonów, ale nikt
się nie skarżył (Nie wliczam tu Ślizgonów, bo im wiecznie coś nie pasuje) i
przyłączyli się do zabawy. Cała szkoła tonęła w pianie, bańkach mydlanych i
różnych woniach.
To był mój pierwszy Sylwester w Hogwarcie. Każdego roku wracałam
do domu, ale muszę przyznać, że ten bił wszystkie inne na głowę. Huncwoci się
postarali i impreza wyszła świetna.
O północy zrobiliśmy wielkie odliczanie i złożyliśmy sobie
życzenia. Huncwoli musieli wykupić całą fabrykę petard, bo całe niebo mieniło
się w różnokolorowych barwach. Oczywiście Potter nie byłby sobą, gdyby kilku
nie zaczarował, co w efekcie spowodowało wielki napis: Evans w końcu
powiedziała, że dobrze całuję. Pod nim znacznie mniejszy, czyli prawie nie
dostrzegalny głosił: Mara, jesteś śliczna. Z wyrazami miłości, Twój chłopak:
Syriusz Black.
Żartuję.
Podpisane było Jam… No, Potter.
Pierwsza wersja podobała mi się bardziej, ale co zrobić.
Pierwsza wersja podobała mi się bardziej, ale co zrobić.
Moje życzenia dla Pottera brzmiały:
— Życzę ci, abyś znalazł w Tamarze tą wspaniałą miłość na resztę
życia. Aby twój charakter uległ zmianie i w końcu się ustatkował. Żebyś w końcu
pokochał kogoś tak naprawdę, a nie ciągle idealizował wszystkie związki. By
twoi przyjaciele z tobą zawsze psocili na poziomie. I żeby nigdy nie było nudno
oraz zapewniajcie nam ciągłą rozrywkę. — A ja się już tobą zajmę i wlepię ci
milion szlabanów. Błahahaha. Oczywiście nie powiedziałam tego głośno.
Potter powiedział tylko tyle:
— Kocham Marę, ale jest ktoś inny, kogo będę kochał całe życie.
Poczym odszedł.
— Ruda, nie rycz.
Ja wcale nie… Wybuchłam niepohamowanym płaczem.
— Choć, mała.
Kurt przytulił mnie.
Staliśmy na Stacji Hogsmeade, a za nami znajdował się czerwony
Express Londyn-Hogwart.
— Hej, przecież spotkamy się już niedługo.
— Pół roku. To wieki.
— Ruda, przecież są listy.
Spojrzałam prosto w jego oczy, które zaczęły się szklić.
No proszę, mój przyjaciel jest beksą.
— Lily, to był najbardziej dziwny i najbardziej niesamowity
tydzień w moim życiu. Nie wiem… Nie mam pojęcia, jak ci za to dziękować.
Widziałem, że magia to coś niestworzonego, ale zobaczyć ją na własne oczy…
Dzięki, Lily. Przykro mi, że tam mało czasu spędziliśmy razem.
Machnęłam ręką i objęłam go z całej siły.
— Udusisz mnie!
Całkowicie rozluźniłam uścisk i wyciągnęłam z kieszeni mały
pakunek. Podałam go przyjacielowi.
— Co to?
— Otwórz w pociągu, okey?
Było to zdjęcie z Sylwestra, które zrobiliśmy sobie całą paczką. A
raczej wiele zdjęć.
Rozległ się gwizdek.
Po raz ostatni przytuliłam przyjaciela, a ten wszedł do pociągu.
Kiedy ekspres ruszył, Kurt otworzył okno w przedziale.
— Tak właściwie, co powiedziałeś cioci?!
— Prawdę! — Odkrzyknął i znikł za zakrętem.
wow...
OdpowiedzUsuńEjj, no nasza dyskusja nie była taka zła,
OdpowiedzUsuńNie załamujcie się i piszcie dalej. :)
Ja jestem waszym stałym czytelnikiem,
Rozdział według mnie był fajny.
Potter ma nową dziewczynę, kuuurde. A zapowiadało się tak pięknie. On i Lily .... <3
No co tu dużo mówić, czekam na kolejny rozdział. Życzę weny i nie przestawajcie pisać. ;)
No i jeszcze mam nadzieję, że szybko będzie nowy rozdział. ;D
Zapomniałam się podpisać. :)
Usuń~ F.
No, spięłam przysłowiowo tyłek i zabrałam się za komentarz.
OdpowiedzUsuńNa początek... Droga Gabrielo, nie ma się co załamywać, jak o mnie chodzi, to ja z wami zostanę do końca tego opowiadania, no chyba, że zaczniecie pisać "zostanięsz mojom rzonom?". Co raczej Wam nie grozi :>
A poza tym, niestety, musicie się przyzwyczaić, że niektórym będzie się to podobało i będą was wielbić (Ja :D), a niektórzy zaczną hejtować.
Jeśli ktoś będzie pisał "głupi blog, beznadziejnie piszecie", to albo z uśmiechem na ustach zripostujcie, albo po prostu czysty olew.
Jak będą to ocenialnie, czy Merlin jeden wie co, to ja na waszym miejscu pomyślałabym sobie - aha, to źle zrobiłam/em/liśmy, trza poprawić. Przynajmniej do tego w przyszłości się nie przyczepią :>
Co do rozdziału - no, kocham. Zresztą, chyba mój ulubiony (skądś to znam :P) Całe akcje Evans-Potter są genialne. Według mnie, z czystym sumieniem wepchałabym tę wersję do kanonu, no, ale o gustach się nie dyskutuje.
Według mnie, zgadzam się, że Lily jest daleka od Marysuizmu. Może i jest ładna, ale w tym rozdziale, fajnie zostały wytknięte te wady, niektóre dobrze ukryte pod słowami. Dobrze operujecie językiem, i przynajmniej ja, umiałam się doszukać podtekstu :D Tak samo jak strach Lily - czytałam takie opowiadania, w których Lily ani grama się nie bała wilkołaka, czy czekgoś takiego, a tu to widać, ludzki strach.
No i latanie. Oraz mania wyższości. To są wady, a Mary Sue na pewno ich nie ma.
Moja ulubiona scena?
W tunelu, jak Huncwoci starali się wtopić w tło, razem z Marą (Boru, chciałam napisać Jesicą xD), Lily i Jamesem.
Oraz wszelakie SyriuszxLily.
Według mnie - genius, czasami są lepsi od Evans i Potter. Te ukryte podteksty, oraz niemoralne propozycję... Szczerze mówiąc, nie przeszkadzałoby mi, gdyby mieli romans. Podobne charaktery, a jednak pasują do siebie... No.
Mam nadzieję, że coś zrozumiałyście z tego potoku zdań, oraz, że ja jestem fanką tego opowiadania. Jak niektórzy ulubionych zespołów, czy aktorów.
Ślę całusy i pozdrawiam, z dużą ilością weny,
~Nigra :>
PS. Jakby co, mi nie przeszkodzi, jakby pojawił się kolejny taki rozdział w Lutym. Mogą być i dwa, jak się wyrobicie xD
PPS. Jestem ogromnie ciekawa, jak potoczą się losy Kurta,który wyjawił kaj go niesie xD
PPPS (ostatni). Potter kocha Marę? Za co, ja się pytam, za co?! :D Za głupotę? :>
Tak więc:
OdpowiedzUsuńa)Gabrielo nie powiedziałam że nie macie talentu! I nie usuwajcie bloga.
b)Lily wkurzająca nadal. Ale macie na plus że nie chce jej już zabić :P
c)Popracujcie nad tym żeby każda z postaci była KIMŚ.Miała określone wady i zalety. Np. Nie wiem nic o Qin oprócz tego że kocha Syriusza, ale chodzi z Kurtem. Albo o tej od Remusa, nawet nie wiem jak ma na imię.Wiem tylko że kocha Lupina.W opowiadaniu ważne jest aby nawet postacie drugoplanowe kimś były, rozumiecie?
d)Podobała mi się wypowiedz Dantego. Może jest nadzieja dla waszej Lily?
e)Wasza bohaterka ZMIERZA w stronę Mary Sue. Choć teraz już troszkę mniej.
f)Pozdrowienia od Życzliwej :)
Nie wiem dlaczego ktoś się tego czepia. Ten blog odznacza się z powodu charakteru Lily a ja nie mam nic przeciwko.
OdpowiedzUsuńPS. Tylko może bym ich tak nie rozpijała ;D
Z.
Z 2 dni temu odnalazłam ten blog, i przeczytałam wszystkie notki. Powiem tylko tyle: to jest genialne. A tak przy okazji, chce więcej.
OdpowiedzUsuńWięc tak... Jako że was kocham... To nominowałam was do Versatile Blogger. Więcej u mnie na blogu !
OdpowiedzUsuńhttp://to-co-na-sercu.blog.pl/ ;) Mam nadzieję że choć trochę się z tego powodu ucieszycie.
Boże, przez ostatnie 3 dni tylko czytałam tego bloga. Historia mnie tak wciągnęła że nie byłam w stanie skupić się na czymś innym.. Proszę - nigdy nie rezygnujcie z pisania tego bloga, bo jest moim zdaniem po prostu rewelacyjny. Mogę wiedzieć kiedy planujecie dodać kolejny rozdział ? :) czekam z niecierpliwością ;)
OdpowiedzUsuńświetny blog <3
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny rozdział! ;) Dobra dawka humoru, romansu, akcji... Dla każdego coś dobrego! ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam to, jak piszecie i never ever, proszę, nie przestawajcie pisać :)
Pozdrawiam,
Eileen!
Wpadłam zobaczyć tylko szablon, ale kiedy przeczytałam wstęp, musiałam przeczytać rozdział.
OdpowiedzUsuńGabrielo, co Ci wpadło do głowy? Usuwać bloga z powodu niemiłego komentarza to głupota! Pamiętaj, że krytyka jest dobra. Oczywiście, konstruktywna krytyka.
Moim zdaniem Lily nie jest Mary Sue. No, a przynajmniej nie w tym rozdziale, bo poprzednich, hm, nie czytałam... Nie mogę więc ocenić całości.
Jednak stwierdzam, że Evans jest fajna. Właśnie dlatego, że jest zazdrosna, kapryśna, a przede wszystkim nie chce się przyznać do swoich wad ^^ Idealni bohaterowie są nudni, a Lily z całą pewnością taka nie jest.
Ogółem piszecie naprawdę dobrze, podoba mi się.
Ale, ale!
"Kiedy się uśmiecha, w jego policzkach pojawiają się niewielkie dołeczki, a jego perfumy… Rozpoznałabym je z daleka. Kiedy intensywnie myśli, zagryza dolną wargę, a kiedy jest zły napina wszystkie mięśnie."
W drugim zdaniu podmiotem są perfumy, prawda? W takim razie w trzecim również, a zakładam, że miałyście na myśli Pottera :)
To takie drobne potknięcie... Właściwie to nawet nie wiem jaki to błąd... Chyba stylistyczny, ale pociąć się łyżką nie dam.
"Jako że byłam już wykąpana, wyciągnęłam z szafy czyste ubrania; czerwone trampki, czarne dżinsy rurki, koszulę w kratkę, czarny T-shirt, jakieś bransoletki, w tym jedną z koralików w czaszki, pomalowałam paznokcie na czarno i tak dla odmiany wyprostowałam włosy, które sięgały do moich pośladek."
(...) które sięgały do moich pośladków.
Oprócz tego wyłapałam również miałczeć (Pani Norris), zamiast miauczeć.
Literówek nie będę się czepiać, bo jest ich niewiele, poza tym zdarzają się każdemu ;-)
Wiem że jestem wredna, ale nie wytykam błędów, żeby zrobić Wam na złość. Raczej po to, abyście pisały jeszcze lepiej, rozwijały się :*
Pozdrawiam,
Majka
PS. Zgubiłam hasło, nie chce mi się zakładać nowego konta ^^
PS2. Nie czepiać się "nicku" nie chciało mi się wymyślać, poza tym musiałyście wiedzieć kim jestem. (Bo chyba wiecie...)
Nowy szablon jest cudowny. *-*
OdpowiedzUsuńWpadłam tu przypadkiem i jestem pozytywnie zaskoczona! Bardzo fajny rozdział, na pewno przeczytam resztę. Masz bardzo ładny styl pisania i choć nie jest to może oryginalne to za to jakie świetne!
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga. Dopiero się rozkręca i byłabym wdzięczna za polecenie go znajomym ;)
http://fantasy-is-my-life.blogspot.com/
Jestem spóźniona, odkryłam Waszego bloga jakiś niecały tydzień temu. Zdążyłam przeczytać wczześniejsze rozdziały. No i z rozdziału na rozdział coraz bardziej mnie Wasza hidtoria wciąga. Gratuluje pomysłów. Nie mam nic przeciwko charakterowi Lily. Na początku wydawała mi się mało realistyczna, ale teraz extra. Jestem tu, bo na blogu... chyba Madzi tym przygody lily evans nominowałyście ten blog do L A.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i zabieram się za czytanie 28 rozdziału.
To jednak był blog " byc huncwotem".
UsuńDużo blogów czytam, pomyliło mi się :-)