Mamy kolejny rudział!
Przepraszamy, że spóźniony o całe trzy dni, ale ważne, że jest :)
*********
— No nie! Kolejna impreza w zamku? — Jęknęłam. — Niby
z jakiej okazji?
— Przyjęcie integracyjne. INTEGRACYJNE, Ana. Naucz się
czytać ze zrozumieniem. A podobno to ty jesteś ta mądra. — Quin pokręciła z
rezygnacją głową.
— Ja tam się cieszę. Kolejna okazja żeby poszaleć. I
do tego jeszcze maski! Uau! Tajemnica!
Jęknęłam. Znowu.
— Ruda tylko pomyśl ilu przystojniaków będziesz mogła
w ten sposób poznać? W dodatku den dreszczyk niewiadomej…
— Jul, proszę cię. Czy wyglądam na taką, która jest
tym pomysłem zachwycona?
— Jeżeliby się tak rozglądnąć po Pokoju Wspólnym, to
tylko ty masz niezadowoloną minę. Spójrz choćby na Monie. Jest zachwycona
perspektywą kolejnej randki w Jamesem…
— …który za jej plecami umawia się z wszystkimi naiwnymi
dziewczynami w zamku. — Wcięłam się Quin w słowo, za co zgromiła mnie wzrokiem.
— Biedaczka, nie chce dopuścić do siebie prawdy. — Jul
z rezygnacją pokręciła głową, na co parsknęłam.
— Kto nie chce dopuścić do siebie prawdy?
Podskoczyłam na głos Syriusza, który wbił mi palce w
żebra, zwalając mnie tym samym z nóg.
— Auu! Black! Mógłbyś delikatniej, a najlepiej
powstrzymaj się od tych niekontrolowanych gestów, które nawiasem mówiąc nie są
fajne.
— Jestem przeciwnego zdania. — Burknęła niezadowolona
Quin, patrząc z zazdrością na Łapę, który pomógł mi wstać.
— No, więc o co chodziło z…
BUM!
Niczym przyczajony kot Remus zakradł się cichutko za
Łapę i „skosił” chłopaka, który wylądował na podłodze głośno przeklinając.
— Nie podnoś się, jeszcze chwilę… Muszę zrobić
najlepsze ujęcie twojego tyłka. Mam! — Lunatyk zaklaskał w dłonie. — Drogie
panie, proszę o uwagę! — Krzyknął, a osoby, które znajdowały się najbliżej nas
umilkły. — Od dzisiaj do nabycia album ze zdjęciami pośladek szkolnego
bożyszcza Syriusza Black’a, bardziej znanego jako Łapę, w dormitorium Huncwotów
w bardzo okazyjnej cenie! Jeżeli weźmiecie dwa lub więcej zestawy, dołączymy
pergamin z najlepszymi pomysłami: Jak wkurzyć rodziców bez użycia magii! Zapisy
u Glizdogona!
Peter, który siedział z Laurą po przeciwnej stronie
Pokoju Wspólnego, został nagle oblężony przez stado dziewczyn, które czym
prędzej chciały skorzystać z tak wspaniałej i niepowtarzalnej okazji.
Przewróciłam oczami.
— Gdzie jest
Quin? — Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że blondynka gdzieś zniknęła. —
Przecież była tu przed sekundą.
Jul, która dusiła się ze śmiechy wskazała palcem na przeciwny koniec pokoju, a ja powędrowałam
za nim wzrokiem.
Ku tłumowi dziewczyn wściekłym krokiem zmierzała
Szpilka, która przepychała się ku Peterowi z dzikim okrzykiem:
— Quin Anabell Wood razy sześć… Zamknij się! Nie
widzisz, że zamawiam?!... Co mnie obchodzi, że to ty byłaś teraz w kolejce?!
Jako jego przyszła żona mam pierwszeństwo!... Chciałabym? Chciałabym? Może
inaczej porozmawiamy?!
— Przy tak wielkim zamówieniu dołączamy kartonowego
Syriusza w rzeczywistych rozmiarach! — Krzyknął Remus.
— Syriusz, zrób coś.
Black posłał mi zrozpaczone spojrzenie i wskazał na
swoje plecy. Dopiero teraz zauważyłam, że siedzi na nim jakieś cztery Gryfonki
i krzyczą:
— Wio koniku! Wiśta wio! Pędź rumaku!
Parsknęłam.
Lupin
przykucnął koło czerwonej twarzy
Syriusza i zmierzwił mu włosy. Myślałam, że Black zabije biednego Remusa.
Przecież każdy doskonale wiedział, że szanowny pan Łapa nie znosi, kiedy ktoś
dotyka jego jedwabnych i arcydelikatnych włosów.
Syriusz, który przed chwilą wydawał się, jakby siły go
kompletnie opuściły, dostał nagłego ataku mocy, zrzucił „balast” z siebie i
zaczął gonić Lunatyka po całym Pokoju Wspólnym, rzucając na blondyna przeróżne
zaklęcia, których Remus zgrabnie unikał: chował się za każdym możliwym meblem,
przewracał stoły i fotele oraz kilkakrotnie schował się za jakimiś uczennicami.
Już po kilku chwilach całe pomieszczenie było wręcz zrujnowane: z foteli i
kanap wystawały sprężyny, kilka stolików zmieniło się w prosięta, a na dywanie
pojawiły się przypalone dziury.
— Zatrzymaj się łajdaku! Jeszcze z tobą nie
skończyłem! Popamiętasz mnie! Ja ci pokażę! Niech każdy się dowie co czeka tego,
kto śmie zbezcześcić moje wspaniałe włosy!
Tak wiem, jestem prefektem i powinnam na to jakoś
zareagować, ale po prostu nie mogłam. Za bardzo się śmiałam, żeby wydusić z
siebie jakiekolwiek słowo. Najbardziej rozwaliło mnie to, że Remus oberwał z
zaklęcia podpalającego prosto w pośladki i odstawiał jakiś dziki taniec żeby
ugasić ogień. Kiedy jeździł na tyłku po dywanie, Syriusz w nagłym przypływie
dobroci przywołał kubeł wody i wylał prosto na Lunatyka. Remus był tak
wściekły, że rzucił się na Łapę z dzikim okrzykiem i żartobliwie — cały czas
się śmiejąc — zaczęli udawać, że się biją. Niestety Jul wzięła to na poważnie i
spróbowała rozdzielić swojego chłopaka i tego drugiego. Odciągnęła Remusa,
który nie stawiał żadnych oporów bo planował coś innego. Wbił się w usta
szatynki, a mi opadła szczęka. Chyba po raz pierwszy widziałam, żeby ta dwójka
okazała sobie publicznie uczucia.
— A teraz Syriusz będziesz tak miły i posprzątasz cały
ten chlew, który zrobiłeś.
— A jeśli nie? — Łapa wyszczerzył się do mnie
szelmowsko.
— To jakbyś nie zapomniał jestem prefektem i tylko
chęć zwycięstwa Pucharu Domów powstrzymuje mnie, abym nie odjęła Gryffindorowi
punktów.
Rozległo się głośne buuuuu…
— Ruda, bez przesady nie zrobiłabyś tego. — Quin
popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.
— Masz dziesięć sekund żeby przypomnieć sobie jakieś
dobre zaklęcie. Raz, dwa…
— Remus mógłbyś odkleić się od tej biednej dziewczyny,
którą zaraz połkniesz?
Lupin tylko machnął ręką, a ja byłam już przy sześciu.
Syriusz zrobił nieszczęśliwą minę.
— Co ja biedny teraz zrobię!? — Black padł na podłogę
i zaczął zanosić modły do sufitu.
Mimowolnie parsknęłam na ten widok.
— Chłoszczyć!
— Ryknęła Quin, czym mnie szczerze zaskoczyła, a Łapa padł przed nią na kolana.
— Jesteś wielka, wspaniała, niepowtarzalna, wyjątkowa…
— Powiedź mi coś czego nie wiem. — Quin zarzuciła
włosami.
A się dobrali: jedno i drugie tak samo skromne. Nie ma
co. Wygląda mi to na mieszankę wybuchową.
— Zaproś ją lepiej na randkę, a nie. — Podrzuciłam Syriuszowi,
który wyszczerzył się do mnie, jakby chciał powiedzieć, że jestem geniuszem, a
Quin rzuciła mi wdzięczne spojrzenie.
— Quin Anabell Wood, czy byłabyś tak miła i…
Black’owi nie było dane dokończyć, bo do Pokoju
Wspólnego wszedł Potter, obejmujący w talii dwie Krukonki, które były o jakieś
dwa lata od nas młodsze. Momentalnie ogarnęła mnie złość, którą, rzecz jasna,
musiałam wyładować.
Jego triumfalny wzrok padł na mnie i ruszył w moją
stronę.
Udałam, że go nie widzę i ruszyłam w przeciwnym kierunku.
Kątem oka zauważyłam, że Potter zrobił zdezorientowaną minę i po chwili zmienił
kierunek swojej trasy.
Na mojej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech i kiedy
byliśmy mniej więcej w połowie drogi, odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed
siebie.
Trwało to przez jakieś pięć minut. Gryfoni chichotali
pod nosem, Syriusz, Peter, który w końcu uwolnił się od tych wszystkich
dziewczyn zamawiających albumy, Remus i dziewczyny leżeli na podłodze ze śmiechu, a Potter był
czerwony ze złości.
— Evans!!!!!
— O Potter, nie zauważyłam cię. — Zrobiłam niewinną
minę.
— Dlaczego mi uciekasz? — Był mocno zirytowany.
— Już mówiłam, nie zauważyłam cię.
— Jasne, widziałem tą zazdrość w twoich oczach, kiedy
weszłam z moimi przyjaciółkami do Pokoju Wspólnego.
— Przyjaciółki? — Podeszłam do obu z osobna i je
przytuliłam. — Moje wyrazy współczucia. Ile im zapłaciłeś?
— W przeciwieństwie do niektórych osób nie muszę
płacić żeby ludzie się ze mną spotykali. — Popatrzył na mnie znacząco. O co mu
do cholery chodzi? — A gdzie się podział Pan Wspaniały? Już cię zostawił? Jaka
szkoda. A miałem nadzieję, że w końcu trafiłaś na odpowiedniego kandydata dla
siebie.
— Jeśli jesteś tak bardzo ciekaw, to czeka na mnie w
sypialni, oblany czekoladą i bitą śmietaną. — Prychnęłam.
— Zawsze wiedziałem, że jesteś łatwa.
— Gdyby tak było, nie odmawiałabym ci jednej pieprzonej
randki przez pięć lat. — Fuknęłam, czując, że zbiera się we mnie złość.
— Zapomniałem! Trzeba być cholernym muzykiem za pięć
knutów, aby zaciągnąć Lilyanne Evans do…
Resztę zdania nie została przez niego wypowiedziana,
gdyż Łapa zasłonił mu usta dłonią. Potter zaczął się z nim szarpać.
— Rogacz! Brachu! Jak dobrze, że jesteś. Mamy kupę
roboty, a mówiąc kupę mam na myśli dużo, a nie kupę i musisz mi pomóc. Widzisz,
Remus zaplanował coś ekstra na dzisiejszy obiad i… — Resztę zdania Pottera nie
było mi dane usłyszeć, gdyż Syriusz ciągle zasłaniając mu gębę dłonią i
zaprowadził go ku schodom do ich dormitorium.
Byłam tak wściekła, że aż się we mnie gotowało.
Niepewnie podeszły do mnie dziewczyny.
— Trzymajcie mnie, bo zaraz pobiegnę na górę i zrobię
mu krzywdę.
Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i zgodnie złapały
mnie za ręce.
— Co wy robiłyście z Jamesikiem?! — Krzyknęła Candie
Girl w stronę dwóch Krukonek, a z jej oczu tryskały pioruny.
Monie podeszła wściekłym krokiem do przestraszonych
dziewczyn, z których min wywnioskowałam, że nie miały bladego pojęcia, że
Potter ma dziewczynę. A szkoda, że zapomniał im wspomnieć o tak niewielkim,
aczkolwiek ważnym szczególe.
Od razu zapomniałam o złości. Zapowiada się dobry
kabaret. Kiedy zerknęłam na dziewczyny, wiedziałam że myślą dokładnie to samo
co ja.
— Jakbyście nie wiedziały to od początku kwietnia, a
mamy już połowę maja, JESTEŚMY PARĄ!!
— Ale my nie…
— Nie macie co robić tylko przystawiacie się do
cudzych facetów! Wara od Jamesika! On jest mój! TYLKO MÓJ! Słyszysz Evans?!
Że co proszę? Popatrzyłam na Monie jak na idiotkę,
którą zresztą była. Nie mam nic z nim wspólnego.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo Monie wróciła do
swojego monologu.
— Nikt nas nie rozdzieli. Jesteśmy dla siebie
stworzeni i nikt, powtarzam nikt nie stanie na drodze naszemu szczęściu. Pogódź
się z porażką, Evans. — Dlaczego ona zwraca się do mnie, skoro to one weszły w
nim do pomieszczenia? — Wam też się to nie uda. Nikomu.
— Ale my nie…
— Nie tłumacz się! Mam oczy i widziałam, że
zabawiałyście się z moim chłopakiem!
— Co?! — Krzyknęła stojąca po prawej Krukonka.
— Nie próbuj mi wmówić, że to było czysto koleżeńskie
spotkanie! Uwodziłyście go! Nikt nie ma do tego prawa, tylko ja! Znajdźcie
sobie własnego chłopaka, a nie przystawiacie się do cudzych!
Dobrowolnie uwieść Pottera? Co za głupi pomysł.
— James poprosił nas, żebyśmy poszły z nim do Pokoju
Wspólnego Gryffindoru i pomogły mu wzbudzić zazdrość w Lily Evans, a w zamian
za to załatwi nam randkę z Syriuszem. — Pisnęła ta po lewej, a mnie zatkało.
Kilkakrotnie musiałam powtórzyć sobie te słowa w
swojej głowie. Za trzecim razem doszedł do mnie ich sens.
Zaczęłam śmiać się tak głośno, że z trudem udało mi
się opanować.
— Nie wierzę wam. To wy próbowałyście odbić mi
Jamesika!
— Niech podniosą rękę wszystkie dziewczyny — Musiałam
krzyczeć, aby zagłuszyć kolejny wybuch Candie Girl. — którym Potter obiecał coś
podobnego w ostatnim miesiącu.
Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy patrzyli się na mnie
jak na skończoną idiotkę, a po chwili kilka dziewczyn nieśmiało uniosło rękę do
góry. Z każdą chwilą było ich coraz więcej.
Spojrzałam na dziewczyny i chwilę trwało, zanim
dotarło do mnie, że Quin stała z uniesioną dłonią.
Do Monie chyba w końcu dotarło, że Potter tylko się
nią bawił. Wybiegła z pomieszczenia z płaczem. Pobiegła za nią jej świta.
Dziura pod portretem otworzyła się i do pomieszczenia
wkroczył zespół All Star.
Tradycyjny gwar i wiwaty po raz kolejny towarzyszyły
ich pojawieniu się. Nigdzie nie widziałam Lucasa.
Nagle ktoś złapał mnie od tyłu i odwrócił. Moje oczy
napotkały niebieskie i bez zastanowienia wbiłam się w usta mojego chłopaka.
— Blee… Ruda, może nie w miejscach publicznych?
Oderwałam się od Lucasa.
— Odezwała się ta, która pół godziny temu obściskiwała
się na oczach wszystkich.
— Chodź. — Szepnął mi na ucho i pociągnął ku przejściu.
Po chwili krążyliśmy po korytarzach zamku trzymając
się za ręce.
— Widziałaś ogłoszenie o balu?
— Tak. Do tej pory zachodzę w głowę, co za idiota
wpadł na tak durny pomysł, skoro za dwa tygodnie są SUMy.
Lucas popatrzył na mnie z wyrzutem.
— No wiesz, nawet nie masz pojęcia jak ciężko było
przekonać do tego Dumbledore’a.
Opadła mi szczęka.
— Co? Tak twierdzi Jul. Ja uważam, że to wspaniały
pomysł.
Lucas pokręcił głową.
— Jesteś taka słodka, kiedy kłamiesz.
— Poczekaj, jak wpadnę w furię to dopiero wtedy jestem
słodka.
Zachichotał.
— To który był na tyle genialny i wpadł na ten cudowny
pomysł?
Podrapał się po głowie.
— Trunks wymyślił to kiedy zmieniał kolor włosów na
fioletowy, — jest metamorfologiem — a my w najlepsze rzucaliśmy gitarom
Dantego, za co lał nas zimną wodą.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że czarny
podkoszulek Lucasa jest mokry.
— Skoro właśnie tak wyglądają wasze próby, to ja muszę
się kiedyś na nie wybrać.
Lucas nagle zatrzymał się i popatrzył mi w oczy. Od
jego spojrzenia zakręciło mi się w głowie.
— Tęskniłem za tobą.
Nie dając mi szansy odpowiedzieć, wbił się w moje
usta, a po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło.
Delikatnie pchnął mnie na ścianę i nie przerywając
czynności zaplotłam nogi na jego plecach. Chciałam, by ta magiczna chwila
trwała jak najdłużej, ale oczywiście ktoś musiał nam przerwać.
Przez ścianę wyleciał Irytek.
— Uau! Uczniowie nieodpowiednio zachowują się na
terenie szkoły. — Zagwizdał.
— Irytku zmykaj stąd! Nie widzisz, że jesteśmy zajęci?
— Kiedy Lucas był w połowie tego zdania, wiedziałam, że będzie nas to wiele kosztować.
— Nie ładnie, nie ładnie. Tak nie może być — Zacmokał.
— Sami rozumiecie, że robie to dla waszego dobra. UCZNIOWIE BROJĄ! UCZNIOWIE
ŹLE SIĘ ZACHOWUJĄ!!
Nie zdążyliśmy nawet na siebie spojrzeć, a na końcu
korytarza rozległ się tupot stóp woźnego.
Wymieniłam z Lucasem przerażone spojrzenia.
— W nogi!
— Wykroczenie! Wykroczenie! Zatrzymać się!
Chyba przez pół godziny biegaliśmy po zamku zanim
zgubiliśmy woźnego.
Zaburczało w brzuchu.
— Konam z głodu. — Złapałam się za brzuch. — Te
wyścigi mnie wykończyły.
Lucas zmierzwił mi włosy.
Kiedy doszliśmy do Wielkiej Sali większość uczniów już
wcinała obiad, a mi zaczęła cieknąć ślinka z ust. Prawie biegłam ku naszemu
stołowi, wciskając się na miejsca obok dziewczyn, którym towarzyszył zespół All
Star. Huncwotów nigdzie nie było.
— Lily, dobrze że jesteś. Dante ma opowiedzieć nam
kawał.
Dante zatarł ręce, odchrząknął i przybierając poważny
wraz twarzy zaczął mówić:
— Był sobie murzyn, który miał 50 centymetrowy instrument.
Chciał go zmniejszyć, bo kobiety się go bały, więc poszedł do wróżki. Wróżka
powiedziała mu, że to zadanie może spełnić tylko żaba, pod warunkiem, że na
każde pytanie, które zada jej murzyn odpowie mu nie, zmniejszy wtedy się o 10
centymetrów.
Więc tak zrobił. Gdy był już na miejscu zastanawiał
się jakie pytanie zadać żabie, by ta odpowiedziała nie. Podszedł do żabki i
zapytał:
— Żabko, dasz buziaka?
A żaba na to:
— Nie.
Murzyn patrzy, 10 centymetrów mniej. Wow. Spróbuję
jeszcze raz.
— Żabko, daj buziaka!
A żaba:
— Nie.
Znów patrzy 10 centymetrów mniej. Myśli sobie: jest
już 30 cm, jeszcze dziesięć i będzie taka standardowa wielkość.
— Żabko, daj buziaka!
A żabka na to:
— Nie, nie i jeszcze raz nie.
Nasz głośny śmiech rozniósł się po całej Wielkiej Sali.
Pierwszy raz pogratulowałam Dantemu w myślach tak
udanego kawału. Można potraktować to jako jego osobisty sukces, jednak trzeba
pamiętać, że akurat on nie ma się za bardzo czym pochwalić.
— Dobra, teraz moja kolej. — Zayn odchrząknął. — Przychodzi
baba do lekarza i…
Nagle drzwi do Wielkiej Sali zatrzasnęły się z wielkim
hukiem. Wszyscy pobiegli w tamtym kierunku nie dopuszczając nauczycieli, którzy
próbowali przecisnąć się obok uczniów, którzy nie pozwalali im przejść. Udało
mi się stanąć w pierwszym rzędzie. Drzwi otworzyły się i zrobiłam kilka kroków
przed siebie. Na środku Sali Wejściowej stał znak z napisem: Nie podchodź
bliżej.
Rozejrzałam się, a po przeciwnej stronie korytarza
zobaczyłam Syriusza i Remusa, którzy dosiadali dwa hipogryfy i się na nich
ścigali.
Parsknęłam.
Nagle poczułam, że grunt umyka mi spod stóp i spadam.
Nie tylko ja. Huncwoci wykopali dziurę, którą musieli zaczarować, żeby
uczniowie kiedy na nią staną, nie zapadnie się za szybko. Rozległy się jęki i
krzyki.
Spadałam coraz szybciej i szybciej, a moją jedyną
myślą, którą ciągle powtarzałam było: ZARAZ UMRĘ, ZARAZ KUŹWA UMRĘ! NIE CHCE
UMIERAĆ!
Nagle poczułam czyjś silny uścisk na swojej dłoni.
Byłam temu komuś wdzięczna, dopóki nie dowiedziałam
się, że to Potter ze swoją miotłą.
— Widzisz Smitch, nawet nie potrafisz uratować swojej
dziewczyny! I kto tu na nią bardziej zasługuje? Na co byś wsiadł? Na latające
bębny?
Po tych słowach powstało piekło, a ja przysięgłam
zemstę na Potterze.
Punkt siedemnasta czterdzieści pięć zeszłam po
spiralnych schodach do Pokoju Wspólnego, gdzie czekał na mnie już Lucas. Przez
chwilę patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
— Lily? Lily Evans? Czy to ty? Twoje włosy…
— Postanowiłam się troszkę zabawić.
Moje włosy — skrócone o połowę — miały czekoladowy
odcień i dorobiłam sobie grzywkę. Sama
nie poznałam swojego odbicia w lustrze. Było dziwnie znajome, ale inne.
Okręciłam się w miejscu.
— Podoba ci się?
Lucas pogładził mnie po policzku palcem i złożył na
moich ustach delikatny pocałunek. Uznałam to za tak.
— Wyglądasz wspaniale, z resztą jak zawszę.
Spuściłam głowę, aby nie zobaczył rumieńców, które
zakwitły na mojej twarz.
— Hej — Lucas złapał za mój podbródek delikatnie
unosząc moją głowę — Nie chowaj swojej twarzy, uwielbiam widzieć na niej
rumieńce, są cudowne.
— Powinniśmy chyba już iść. — Powiedziałam zmieniając
temat.
Bez chwili zastanowienia podał mi swoje ramię, które z
przyjemnością przyjęłam i wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali.
Kiedy weszliśmy do Wielkiej Sali, zebrała się już tam
zdecydowana większość jak nie wszyscy uczniowie, co uzasadnione było tym, że
miałam pewne problemy z wyborem sukienki.
Chyba jeszcze nigdy Wielka Sala nie wyglądała tak
pięknie. Z sufitu zwisały kolorowe wstęgi, ściany przyozdobione były mugolskimi
balonami i serpentynami, ale i tak najbardziej w oczy rzucała się scena, za
którą stały dwie wielkie maski: jedna czarna a druga złota. Dopiero po chwili
dotarło do mnie, że większość uczniów, a raczej uczennic ubrane były w czarne i
brązowe kreacje. Cóż, przecież ktoś musi wyróżniać się z tłumu.
Lucas szturchnął mnie w żebra, dokładnie w tym
momencie, kiedy podbiegli do nas chłopcy z zespołu.
— Odbiło ci?
— Jak możesz być aż tak nieodpowiedzialnym!?
— Co ty sobie wyobrażasz?
— Co sobie ludzie o nas pomyślą?
— Gdzie się podziewałeś?
W końcu chłopaki mnie zauważyli. Przez chwilę patrzyli
się na moją osobę w milczeniu. Wydawali się być w szoku, z którego jako
pierwszy otrząsnął się Dante.
— Piękna pani. — Ujął moją rękę i zbliżył ją do swoich
ust, składając na niej delikatny pocałunek. — Lucas, brachu, wybaczamy ci.
Kobiet — w dodatku tak pięknych — nie wolno popędzać.
Mimowolnie przewróciłam oczami.
— Jeżeli ci się znudzi ten pajac z chęcią się tobą
zaopiekuję. — Trunks znacząco poruszał brwiami.
— Przedstawiłbyś może nas? — Zayn posłał Lusasowi
naganne spojrzenie. Przecież jak to można być aż tak niewychowanym?
— Trunks, Zayn, Naill i Dante to jest Lily.
Chłopaki wybałuszyli oczy, a ja ledwo powstrzymałam
się od śmiechu. Jeden rzut oka na Lucasa utwierdził mnie w przekonaniu, że on
też.
— Ale… ale… — Zaczął Trunks, ale nie dostał szansy aby
dokończyć zdanie, gdyż za jego plecami zmaterializowała się profesor
McGonagall. Usta miała ściągnięte w wąską linie, co nie wróżyło nic dobrego.
— Dobrze wiecie, że jestem całkowicie przeciwna temu
całemu wydarzeniu, ale w końcu wyraziłam na nie zgodę. Jeżeli za raz nie
znajdziecie się na scenie i nie zaczniecie grać, to obiecuje wam, że żadne
usprawiedliwienia i zadania nie powstrzymają mnie, abym…
— Dobrze, dobrze pani profesor. My tak tylko
rozmawialiśmy.
— Panie Wait, proszę zaczynać.
— Pani profesor, a czy nie moglibyśmy…
McGonagall posłała mu spojrzenie, które jasno i
wyraźnie mówiło: PO MOIM TRUPIE! Ciekawe o co chodziło? Po tonie głosu
profesorki wnioskuję, że Dante przez kilka ostatnich dni musiał o coś ją
prosić. Tylko co?
Zayn odchrząknął.
— Panowie, publika czeka, a my jeszcze nigdy nie
zawieliśmy naszych fanów. Czas na show.
Chłopaki odstawili coś co przypominało dziki taniec.
No dobra, przesadzam. Stuknęli się biodrami i weszli na scenę, a ja od razu
poczułam się samotna.
Impreza trwała już dobre dwie godziny, a ja nudziłam się niemiłosiernie. Kiedy rozmawiałam z jakimiś nudziarzami, moje
przyjaciółki wariowały na parkiecie, a mój chłopak zabawiał gości grając z
resztą zespołu.
Od początku wiedziałam, że ten bal to będzie klapa.
Jedyne rzeczą jaka utrzymywała mnie w tym miejscu, był
mój plan zemsty na Potterze.
Po krótkim namyśle stwierdziłam, że to najwyższa pora
aby go poszukać.
Bez jakiegokolwiek pomysłu co do jego lokalizacji,
ruszyłam w stronę stołu napojami. Jednak w połowie drogi coś mnie powstrzymało
i musiałam się zatrzymać.
Obok mnie stały dwie blondynki, które z ożywieniem o
czymś dyskutowały. A raczej, o mnie.
— Nawet nie raczyła pojawić się na balu. Pewnie uczy
się po nocach, a gdyby odeszła od książek chociaż na tych kilka godzin, byłoby
to czynem karygodnym. Wariatka.
— Świat by się zawalił, gdyby Lily Evans chociaż
jednego dnia nie odwiedziła biblioteki i nie dała komuś szlabanu. Komuś, czyli kochanemu
Rogaczowi.
— A on głupi i za nią szaleje! Niby co ma w sobie
takiego ta ruda lisica? Może mi ma ładne włosy, ale co poza tym?
— Wiesz co słyszałam? Podobno za plecami Lucasa…
— Jakiego Lucasa?
— Sara, jesteś taką idiotką, czy tylko ją udajesz? Nie
odpowiadaj. Ten szaleńczo przystojny blondyn, perkusista All Star i mój idol, o
którym nawijałam przez ostatnie miesiące. Dalej nie kojarzysz?
— Aaa!
— No więc, słyszałam, że podobno za plecami Lucasa
całuje się po kontach z Jamesem, Syriuszem i Erikiem Night’em.
— Nieee! Ta ruda małpa nie może…
— Cicho, to nie koniec. Podobno, wiem to z nieoficjalnego
źródła, ta cała Evans chodziła z Erikiem w ubiegłym roku, ale zerwali i to z
wielkim hukiem. Rzekomo ona go rzuciła, ale ja w to nie wierzę. Żadna
dziewczyna o zdrowym rozumie nie zostawiłaby Night’a.
— Ja tam słyszałam, że to Dante Wait skrycie się w
niej podkochuje.
— Wait? Nie opowiadałam ci? Kiedyś słyszałam, a było
to całkiem niedawno, jakiś miesiąc albo dwa temu, że mój Lucas i Dante się
założyli o to, który pierwszy ją uwiedzie.
Dante dawała na to Lucasowi dwa miesiące, ale jak ich podsłuchiwałam to
słyszałam, że Lucas uważał, że wystarczy mu tydzień. Dante miał na to zaledwie
pięć dni. Oczywiście założyli się o niemałą stawkę, bodajże dwieście galeonów.
Kto okazał się zwycięzcą wiadome. Ich romans z pewnością nie potrwa już długo.
To tylko kwestia dni. Nie zdziwiłoby mnie to, gdyby Lucas zerwałby z nią
dzisiaj na balu.
— Przecież jej nie ma.
— Może jest, a może nie. Kto wie? Przez te maski nie
mogę prawie nikogo rozpoznać. Zresztą, kto chciałby chodzić z takim
dziwolągiem?
— Camile, jak myślisz, czy James…
Nie wytrzymałam dłużej. Byłam tak wściekła, że
musiałam odegrać się na tej całej Camile. Zapamiętaj kochana, nie zadziera się
z Lily Evans.
— Hej.
— Czego chcesz?
— Nie chcę być nietaktowna, ale tusz do rzęs spłynął
ci pod maską.
— O nie! Co ja biedna zrobię! Sara, masz lusterko albo
chusteczkę? A jak mnie ktoś zobaczy?! Ratunku! Niech mi ktoś pomoże!
Wyciągnęłam różdżkę z torebki.
— Niestety nie mam przy sobie chusteczek, ale
niewielka ilość czarów z pewnością ci pomoże.
— Dziękuję ci! Co ja bym bez ciebie zrobiła?!
— To drobiazg. — Spróbowałam się uśmiechnąć, co było
bardzo trudne tak samo jak udawanie miłego i przyjacielskiego tonu głosu. —
Mogłabyś się przekręcić bardziej do światła? Nie chciałabym zniszczyć ci całego
makijażu.
Tak naprawdę chciałam, by nikt nie zauważył, co tak
naprawdę planuję. To będzie wielka niespodzianka.
Wycelowałam w jej twarz różdżkę i machnęłam nią
kilkakrotnie, a nienaganny make-up Camile zmienił się w prawdziwe arcydzieło. Z
trudem powstrzymałam wybuch śmiechu.
— Gotowe. — Uśmiechnęłam się do swojego dzieła.
— Wielki dzięki…
— Jestem Ana. Służę pomocą.
Camile odwróciła się, a ja zrobiłam kilka kroków do
tyłu i wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Zresztą nie tylko ja. Wszyscy
zgromadzeni pokazywali sobie ją palcami i wyśmiewali się z niej, gdyż na jej
twarzy widniał makijaż taki jak nosi klaun w mugolskim cyrku.
Dziewczyna popatrzyła się na mnie, a ja posłałam jej
spojrzenie typu: Uważaj przy kim co mówisz i uciekła z płaczem z Wielkiej Sali.
Od razu zrobiło mi się jej żali i wiedziałam, że
przesadziłam. Jednak wyrzuty sumienia minęły tak szybko jak się pojawiły, a na
mojej twarzy zagościł szatańczy uśmiech.
To była tylko przykrywka. Tak naprawdę bałam się, że
to co powiedziały było prawdą.
— Zadowolona jesteś z siebie?
Aż podskoczyłam na dźwięk głosu, który należał do
Erika Night’a.
— A co cię to obchodzi? Nawet jeśli to co?
Chłopak podrapał się po głowie.
— Lily Evans, którą znałem i kochałem, nigdy nie
zrobiłaby komuś czegoś takiego.
— Odezwał się ten, który chciał zaciągnąć mnie w
krzaki.
— Dalej to przeżywasz? — Night pokręcił z rezygnacją
głową. — Myślałem, że już dawno ci przeszło.
— Myślałam, że twoja głupota to chwilowe zaćmienie
mózgu, ale najwyraźniej się myliłam.
— Doszło do kolejnego pobycia.
Zbił mnie tym stwierdzeniem z tropu.
— Co?
— Derek Wood, kojarzysz? — Mówił to lekkim tonem.
Przeraziłam się i to nie na żarty, ale na zewnątrz
pozostawałam niewzruszona.
— Nie rusza cię to?
— Może by mnie to zainteresowało, gdybyś powiedział
mi, kto ciebie napadł.
Night pokręcił głową.
— I tak prędzej czy później poznam prawdę, więc
oszczędź mi zachodu i w końcu zacznij gadać!
— Nie, Lily. To dla twojego dobra.
Zerknęłam na niego lekko z ukosa.
— Dla mojego dobra? Dla mojego dobra? Nie wydaje ci
się, że byłoby lepiej, gdybyś przestał kryć tego kogoś, albo ich i w końcu
zaczął ze mną współpracować?
Erik zaczął gibać się na nogach.
— Posłuchaj. Oni dysponują magią, o której nie masz
bladego pojęcia.
— Pff… Jasne.
—Lily, dla swojego dobra, nie mieszaj się w to.
Chociaż raz mnie posłuchaj.
— Wybacz, ale jestem już na tyle duża, żebym mogła
sama podejmować decyzje.
— Lily jaką znałem by zrobiła o co proszę.
Ruszyłam przed siebie.
— Lily sprzed wakacji zginęła, a to wszystko twoja
zasługa.
Odeszłam.
Nie trudno było odszukać dziewczyny, gdyż ich kreacje
można bardzo łatwo wyłonić spod tych ciemnych barw.
Dziewczyny tańczyły w kółeczku ze swoimi partnerami:
Remus i John znany bardziej jako Cykor.
— Mogę na chwilę je porwać. — Remus zrobił
niezadowoloną minę. Jul zresztą też. — Obiecuję, nie potrwa to długo.
Wyprowadziłam dziewczyny na korytarz i zeszłyśmy do
lochów gdzie zamknęłyśmy się w jakiejś klasie.
— Co się stało?
— Znowu miałaś wizje?
— A może byłaś aż tak zazdrosna, że musiałaś przerwać
mi i Remusowi ten wspaniały taniec? Nie masz pojęcia jak długo go błagałam,
abyśmy poszli na parkiet.
Przewróciłam oczami.
— Nie i nie. Quin, kiedy ostatnio widziałaś swojego
brata?
— Dereka? A niby poco mam się z nim widywać?
Wystarczy, że w wakacje wszędzie za mną łazi.
— Nie uwierzycie jak wam coś powiem. — Szybko
opowiedziałam im o mojej rozmowie z Erikiem. — Co myślicie?
— Nie wydaje ci się, że kłamie? Równie dobrze mógł
chcieć cię czymś zainteresować, żebyś zaczęła węszyć i wpadła w jego pułapkę, a
przecież dobrze wiemy jaką żmiją potrafi być Erik Night.
— No nie wiem Jul, z tego co Ruda mówiła wynikało, że
Erik jest we wszystko wtajemniczony i chciał ją ostrzec aby nie pakowała się w
żadne kłopoty.
— Ostrzec? Ostrzec? Ty się słyszysz? Quin! Przecież
rozmawiamy o Night’ie! — Jul pomachała jej przed twarzą ręką. — To kanalia!
Żądna krwi bestia!
— Nie możemy bagatelizować — zaczęłam powoli —że
Night powiedział o bracie Quin, skoro jasno z
tej rozmowy wynikało, że nie powinien. Coś mu tu śmierdzi.
— Jak teraz nad tym myślę, to dochodzę do wniosku, że
nie widziałam brata od jakiegoś tygodnia. Mówił ci dokładnie, kiedy to się stało?
Przetworzyłam naszą rozmowę po raz kolejny w pamięci,
upewniając się, że nic na ten temat nie mówił.
Powoli pokręciłam głową.
— Jak chciałam wyciągnąć z niego coś konkretnego,
milkł. Nie chciał powiedzieć kto, jak gdzie, kiedy. Nic.
— Paskudna sprawa. — Stwierdziła Jul, a ja pokiwałam
głową.
— Wiecie co, pora wracać na górę. Ruda, nie patrz tak
na mnie. Jest zabawa i nie chcę zaprzątać sobie głowy jakimiś błahostkami.
— Błahostkami… — Powtórzyłam i ruszyłam za
dziewczynami.
Quin próbowała wyglądać na twardą, ale wiedziałam, że
to są tylko pozory i tak naprawdę zamartwiała się o los swojego brata. Bo jeśli
Night nie kłamał, a każde jego słowo było prawdą i nie próbował mnie tylko
nastraszyć, to wniosek jest jeden: w szkole nie jest tak bezpiecznie jak do tej
chwili przypuszczałam.
Przez cały czas mój mózg pracował na najwyższych
obrotach, ale za wiele nie udało mi się z tego wszystkiego wywnioskować. Zbyt
wiele rzeczy nie trzymało się kupy. Bo niby poco napadać na nastoletnich
czarodziejów, którzy nie mogą korzystać z magii poza szkołą? Bez sensu.
Przecież każdy o zdrowym rozumie poszedłby od razu do Dumbledore’a, a nie
czekał z założonymi rękoma i czekał, aż zwerbują go do jakiejś sekty.
Sekty… Właśnie! To jest to! Jakaś grupa uczniów, do
której aby należeć trzeba spełnić określone warunki, np.: kogoś pobić… Albo i
zrobić o wiele gorsze rzeczy.
Czy ja nie przesadzam? Zdecydowanie. Takie coś zdarza
się tylko w tandetnych mugolskich filmach, a nie w prawdziwym życiu, a tym
bardziej nie w szkołach taka jak ta! Nie, to nie to. Tutaj chodzi o coś innego.
Przez ostatnie dwa miesiące starałam się — z pomyślnym
efektem — zepchnąć sprawę pobić w najdalszy zakątek mojej głowy, a skupić się
na rzeczach ważniejszych: Unikanie Pottera, zbliżające się SUMy no i oczywiście
na Lucasie.
Na chwilę musiałam przestać się tym zamartwiać, gdyż
nadszedł odpowiedni moment, aby wcielić w życie moją zemstę na Potterze.
Właśnie!
Kiedy weszłam do Wielkiej Sali, rozejrzałam się
dookoła w jego poszukiwaniu.
Nie było to trudne zadanie. Ten rozczochrany łeb
poznam wszędzie.
Potter stał po drugiej stronie sali i tępym wzrokiem
wpatrywał się w przestrzeń. W ręku trzymał szklankę, w której znajdował się
złoty płyn. Mogę się założyć, że to nie był sok dyniowy. Wolnym krokiem ruszyłam
w jego kierunku, przez cały czas próbując wpatrywać się w niego uwodzicielsko.
Mam nadzieję, że dobrze mi to wyszło, ale czułam, że na mojej twarzy mimowolnie
pojawia się grymas niezadowolenia. W połowie drogi ktoś mnie zaczepił.
— Witaj ślicznotko. Zdradzisz mi twe imię?
— Może później. — Burknęłam i odwróciłam się na
pięcie, by ruszyć w stronę Pottera. Jak na złość nieznajomy zagrodził mi drogę.
— Zatańczysz ze mną?
Pociągnęłam nosem.
— Jesteś pijany?
— Troszeczkę.
— Wybacz — złapałam bruneta w brązowej masce za
kołnierz — ale nie zadaję się z alkoholikami.
Dałam drapaka w jakąś grupkę ludzi. Dopiero po chwili
zdałam sobie sprawę, że tym nieznajomym był Mick Olson, ścigający naszej
drużyny Quidditch’a.
Wzrok Pottera padł na mnie i bez zastanowienia ruszył
w moim kierunku. W ostatniej chwili zrezygnowałam z mojego szatańczego planu,
odwróciłam się i chciałam uciec, ale Potter złapał mnie w talii i zaczął
szeptać do mojego ucha.
— Taka piękna kobieta sama na balu?
Po moim karku przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
— Czy ci wszyscy faceci nie mają oczu?
— Najwidoczniej. Już myślałam, że jestem niewidzialna,
ale ktoś w końcu zwrócił na mnie uwagę.
— Nie wiedzą co tracą. Z czystym sumieniem mogę
stwierdzić, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką spotkałem.
Ile razy już to od niego słyszałam?
— Zdradź mi swe imię o pani.
— Nie.
— Nie?
— Nie tutaj.
— Może pójdziemy na mały spacer?
— Co powiesz na zabawę?
— W berka?
— Wolę chowanego.
— Jak mnie znajdziesz? Zamek jest wielki.
— Zostawiaj mi ślady.
— Mam rzucać kwiatki?
— Nie głuptasku, rusz głową. Masz na sobie tyle ubrań.
Zrób z nich użytek.
Potter głośnym świstem wciągnął powietrze, a po chwili
na podłodze znalazła się jego marynarka. Ruszył wolnym krokiem w stronę
wyjścia, rzucając co chwilę mi badawcze spojrzenie.
Jea! Połknął haczyk. Potter, do końca życia
zapamiętasz ten dzień, dzień, w którym zadrwiłeś z chłopaka Lilyanne Evans.
Bardzo wolnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Po drodze
spotkałam dziewczyny, które posłały mi spojrzenia typu: Coś ty znowu
wykombinowała?
Wyszczerzyłam się do nich, a już po chwili
przemierzałam korytarze zamku z naręczem ubrań Pottera.
Prowadzona tym tropem zostałam zaprowadzona do
pracowni Obrony Przed Czarną Magią. Cichutko otworzyłam drzwi, gdzie znalazłam
ostatni fant czyli jego spodnie. W pomieszczeniu było zupełnie ciemno.
— Głuptasku, jesteś tutaj?
— Znajdź mnie. — Zawarczał.
— Chyba musisz mnie troszkę zachęcić. W tajemnicy ci
zdradzę, że boję się ciemności. — Na
chwilę wysunął głowę zza filaru, który podtrzymywał schody.
Idiota.
— Nadal się boję.
Potter wyszedł zza filara. Ubrany był w same bokserki.
No i maskę. Z trudem powstrzymałam się, żeby nie parsknąć.
— Skarbie, jestem cały twój. Nie powstrzymuj się
dłużej i odbierz swoją nagrodę. Nie pożałujesz.
— Doskonale wiesz co powiedzieć kobiecie, aby była
twoja, niestety mnie nie dostaniesz. Do zobaczenia, Potter — Powiedziałam najbardziej
przesłodzonym głosem na jaki było mnie stać.
Szybko zatrzasnęłam drzwi — przed którymi zostawiłam
stertę jego ubrań — i zamknęłam je zaklęciem.
— Evans! Wypuść mnie! Cholera! Nie mam swojej różdżki!
Zaśmiałam się głośno.
Po drodze do Wielkiej Sali nie spotkałam na szczęście
nikogo. Kiedy byłam na schodach, które prowadziły na pierwsze piętro, słyszałam
stłumione walenie w drzwi. Z szerokim bananem na twarzy przekroczyłam próg
pomieszczenia, lecz tak szybko jak się pojawił, tak i znikł.
Na środku parkietu zebrała się duża grupa tworząca
wielkie półkole. Trwała bójka, gdzie główną rolę odgrywali Syriusz i Erik.
Zamarłam w pół kroku.
— Przyłóż mu!
— Nie daj się Black!
— Złap go od tyłu Night!
Z drugiego końca Wielkiej Sali zmierzała ku centrum zamieszania
rozwścieczona McGonagall oraz profesor Flitwick.
Uczestnicy bójki chyba nie zdawali sobie sprawy, że to
nauczyciele próbują ich rozdzielić i dalej okładali się na oślep pięściami. W
końcu profesor Flitwick użył kilku zaklęć, aby przywołać „spokój” na sali i
opanowanie wyżej wymienionej dwójki.
Warga Syriusza była rozcięta, a koszula podarta w
kilku miejscach. Night odniósł szkody w postaci wielkiego lima pod okiem, które
zaczęło już się pojawiać i zniszczoną doszczętnie kamizelkę. Obaj stali ze wściekłymi
spojrzeniami utkwionymi w tym drugim.
— SKANDAL! HAŃBA I SKANDAL! NIEDORZECZNOŚĆ! Jak tak można?! Czekam na
wyjaśnienia!
— To on obrażał… — Zaczął Syriusz, ale McGonagall mu
przerwała.
— Szlaban w każdy piątek do końca roku Black i minus
pięćdziesiąt punktów dla waszych domów! Jak tak można!
Minus pięćdziesiąt punktów… Oznaczało to, że
Gryffindor spadł na trzecie miejsce w klasyfikacji domów. Slytherin był na
prowadzeniu.
— Night, ciebie też to się tyczy.
— Ale panie profesorze…
— Trzeba było wcześniej pomyśleć o konsekwencjach. —
Chyba po raz pierwszy słyszałam, żeby profesor Flitwick był dla któregokolwiek
z uczniów aż tak bezwzględny. — Jeżeli nie skończysz zaplanowanej przeze mnie
dla ciebie pracy, szlaban przeciągnie ci się na następny rok.
— Ale…
— NIGHT WYZYWAŁ LILY OD SZLAM! — Ryknął Syriusz, a
gwar, który przez cały czas trwał, nagle umilkł.
— Panie Night, czy to prawda?
— Nawet jeśli to co?
— Minus dwadzieścia
punktów dla Huffelpuffu! — Ryknął Flitwick, a ja zesztywniałam. — A teraz
wracać do pokoi! Zabawa właśnie się skończyła!
Rozległy się
niezadowolone pomrukiwania uczniów, którzy z wściekłymi minami zaczęli
opuszczać Wielką Salę, omijając mnie, gdyż byłam w takim szoku, że nie mogłam
się poruszać. W końcu zostałam sama z chłopakami z zespołu, którzy pakowali
sprzęt.
Powoli podeszłam do
nich i usiadłam na rogu sceny.
— Lily? Co ty tutaj
robisz? — Lucas przyklęk naprzeciwko mnie z zatroskaną miną.
— Sama nie wiem. Chyba… Po prostu nie… — Westchnęłam. —
Nie mogę w to uwierzyć.
— Hej, mała… — Lucas mnie objął, a ja bez wahania
wtuliłam się w jego tors.
— Moglibyście zachować wszelkie czułości dla siebie, a
nie okazywać je sobie publicznie?
— Wynocha, Trunks. — Głos Luca był zdecydowany i…
groźny.
— Dobra, wyluzuj, tylko żartowałem.
— Już was nie ma.
Odsunęłam się od Lucasa.
Kątem oka zauważyłam, że chłopaki wymienili
porozumiewawcze spojrzenia i ruszyli w stronę wyjścia.
— Nie przejmuj się tym wszystkim.
— Ja nie chcę, ale nie potrafię. — Nagle poczułam się
bardzo zmęczona.
— Idź spać, dobrze? Oczy same ci się zamykają.
— Muszę się o coś ciebie spytać. — Umilkłam na chwilę,
a Luc posłał mi zachęcające spojrzenie. — Czy to prawda, że założyłeś się z
Dante, iż mnie uwiedziesz?
— Skąd ci przyszedł tak niedorzeczny pomysł do głowy? —
Mogę przysiądź, że Smitch lekko się zdenerwował.
— Chcę znać prawdę.
— Lily, czy wydaje ci się, że mógłbym cię kiedykolwiek
w ten sposób zranić?
— Odpowiedź: Tak czy nie.
Smitch podrapał się po głowie.
— Faktycznie, kiedyś na próbie…
Nie chciałam tego słuchać. Tyle mi wystarczyło.
Chciałam mu uciec, ale Lucas złapał mnie w tali i przycisnął do ściany.
Spróbowałam wyrwać się z jego uścisku, ale byłam za słaba.
— Puść mnie! Nienawidzę cię! Zostaw mnie w spokoju!
Nie chcę cię znać! — Zaczęłam walić go w pierś, ale chłopak nawet się nie
skrzywił.
— Skończyłaś już? Chciałaś znać prawdę, więc teraz
mnie wysłuchasz, czy ci się to podoba czy nie. Kiedyś na próbie graliśmy w
butelkę: parami. Byłem z Dante przeciwko pozostałej trójce. Zayn wpadł na
„genialny” pomysł i wyczarował dwa pergaminy, na której napisana była… hm…
nazwijmy to przysięgą. Trunks miał chwilę natchnienia i napisał te wszystkie
bzdury, które musieliśmy podpisać, a wcześniej głośno przeczytać. Wtedy
przechodziła tamtędy jakaś blondynka i wyglądała, jakby jej największe marzenia
właśnie się spełniły.
— Jak mam ci wierzyć?
Od razu pożałowałam tych słów. Przez cały czas
wpatrywałam się w niebieskie tęczówki Lucasa, w których widziałam miłość,
pożądanie i chęć do walki. Spuściłam wzrok.
— Lily, czy mógłbym wystawić nasz związek na tak
ciężką próbę?
— Ja… ja… — Chciałam powiedzieć, że przepraszam, ale
słowa uwięzły mi w gardle.
— Spójrz na mnie. — Mimowolnie podniosłam wzrok i na
swojej drodze napotkałam jego oczy. — Jesteś dla mnie wszystkim. Jesteś
najważniejsza, niepowtarzalna i wyjątkowa, a do tego wybuchowa i porywcza.
Szaleję za tobą i nigdy w życiu nie zrobiłbym ci krzywdy, tym bardziej przez
jakiś głupi zakład, którego nigdy nie było i nie będzie. Kocham cię Lily Evans.
Moje oczy zaszkliły się od łez. Jak mogłam w niego
zwątpić? Był jedyny i niepowtarzalny. Był dla mnie wszystkim. Pasowaliśmy do
siebie jak dwie krople wody i uzupełnialiśmy swoje wady i zalety. Nikt nie
zmieni moich uczuć do niego.
— Ja też cię kocham.
Lucas ściągnął z mojej twarzy maskę, a następnie nasze
usta złączyły się w namiętnym pocałunku, którego żadne z nas nie chciało
przerwać. Zarzuciłam mu ręce na szyję, a on wczepił dłoń w moje włosy. Nasze
ciała stykały się w kilku miejscach, a od tej bliskości zakręciło mi się w
głowie. Po moich policzkach spływały łzy radości.
— No nie! —Lucas nieznacznie odsunął się ode mnie.
Zayn był ewidentnie z siebie zadowolony. — Znowu się całujecie?! Może
przenieście się do jakiejś sypialni czy coś…
Lucas, całkowicie ignorując chłopaków, którzy weszli
do Wielkiej Sali, pogładził mnie palcem po policzku.
— Idź już księżniczko. Ledwo stoisz na nogach.
Taa… Brak równowagi z pewnością nie był spowodowany
zmęczeniem.
Złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, co
chłopaki skwitowali zbiorowym Fuuuj! Uśmiechnęłam się szczerze do Lucasa i
niechętnie ruszyłam w stronę korytarza.
— Człowieku, weź mi zdradź swoją tajemnicę! Jak ty to
robisz, że Wiewióreczka, za którą biegam od kilku miesięcy klei się do ciebie,
a na mnie nie zwróci uwagi?
Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam, ze Lucas
wyszczerzył się do mnie, jednocześnie wzruszając ramionami.
Byłam w takim amoku, że kiedy szłam przez korytarze i
schody nie zwracałam uwagi na przechodzących obok mnie uczniów i duchy.
To był błąd. U szczytu schodów zobaczyłam kompletnie
ubranego Pottera z wściekłą miną. Jego spojrzenie zmroziło mnie do tego
stopnia, że utknęłam w połowie drogi. Chłopak z wzrokiem szaleńca podbiegł do
mnie i całym ciałem przygniótł do balustrady. Przez chwilę miałam wrażenie, że
zrzuci mnie ze schodów.
— Sprytne, nawet bardzo. Sam bym lepiej tego nie
wymyślił.
— Czego chcesz? — Wysyczałam, wkładając tyle jadu na
ile było mnie stać. Szampański nastrój prysł, ustępując miejsca wściekłości.
— Ładnie się tak zabawiać czyimś kosztem, co Evans?
Możesz być pewna, że na długo ci to zapamiętam i zemszczę się.
— Już się boję.
— A powinnaś.
— Co mi zrobisz? Strącisz z miotły podczas meczu?
Muszę zniszczyć twój idealny plan, bo zapomniałeś o fakcie, że będzie na nim
cała szkoła, a raczej szkoły i wszyscy nauczyciele.
— Nie jestem aż tak głupi.
— Jestem innego zdania.
— Nie zadzieraj ze mną. Każdy wie, że to zawsze ja
jestem górą i dostaję to czego chcę. A teraz chcę ciebie.
Potter, nie czekając na moje pozwolenie, zbliży swoją
twarz do mojej pragnąc złożyć na moich ustach natarczywy pocałunek.
Z całej siły walnęłam go w twarz. Przestrzeń między
nami zwiększyła się, gdyż Potter zatoczył się nieznacznie i puścił moje ciało,
trzymając rękę na bolącym policzku.
— Auu! Evans! Opanuj się kobieto! Co w ciebie
wstąpiło? Jeszcze dwa miesiące temu dałabyś się pokroić żebym cię pocałował!
— To było dawno i nieprawda. Zresztą, w
przeciwieństwie do niektórych osób, jak spotykam się z jedną osobą, jestem
wobec niej fair i nie zdradzam jej z każdym napotkanym facetem!
Chyba wziął to do siebie, gdyż kiedy zaczęłam przed
nim uciekać, nie ruszył za mną, tylko stał w miejscu z nieobecnym wzrokiem
utkwionym w otaczającą go przestrzenią.
Chciałam jak najszybciej wymazać ten dzień z pamięci.
No dobra, może nie cały. Pewne momenty z chęcią w niej zachowam. Gorący
prysznic zaczął łagodzić wszelkie negatywne uczucia jakie ogarnęły mnie po moim
spotkaniu z Potterem, przywracając błogi spokój, który był dla mnie ukojeniem
lepszym niż kakao dla Kurta. Jestem pewna, że gdyby Lucas był przy mnie,
wszystko co złe opuściłoby mnie znacznie szybciej, no ale cóż, nie mogę go mieć
przy sobie dwadzieścia cztery na dobę.
Kiedy wyszłam z łazienki, dziewczyny już spały. Nie
miałam ochoty na sen. Nie teraz. Za wiele rzeczy miałam do przemyślenia.
Wzięłam kocyk, którym szczelnie się owinęłam, usiadłam na parapecie i zaczęłam
obserwować gwiazdy.
*****
Sukienki dziewczyn: