Przez cały weekend unikałam Dantego jak ognia.
Dosłownie. Jul i Quin przyniosły mi do dormitorium śniadanie, obiad i kolację,
a ja przez ten cały czas nie opuszczałam pokoju. Przynajmniej przez te dwa dni
odrobiłam wszystkie zadania. Jeden plus. Minusów jest znacznie więcej. Przez
ten cały czas, miałam wrażenie, że jestem uwięziona w małej klatce, której
ściany przybliżają się coraz bliżej i bliżej, a ja się duszę. Taka tam
klaustrofobia. W każdym bądź razie, czułam się jak w więzieniu. Z nudów to
nawet poukładałam sobie w szafie! Jakaś nowość, bo normalnie to mam tam chlew.
Oczywiście w domu sprząta mi w niej moja pokojówka, ale w Hogwarcie niestety
pozbawiono nas takiej wygody i uwierzcie mi, na moją szafę nie działa żadne
zaklęcie, a próbowałam ich naprawdę wiele. Nawet w zakazanej bibliotece nie
znalazłam nic pożytecznego. To był prawdziwy szok. Pierwszy raz zawiodłam się
na niej. Ale odbiegłam od tematu. Dante. Nie żebym się go bała… Chociaż nie.
Trzęsłam portkami na wspomnienie o nim. Sam się o to prosił. Dostał za swoje.
Nie musiał wymyślać tych bzdur na mój temat! Ale nie, bo wielki bożyszcze
nastolatek musiał udowodnić całemu światu, że zawsze musi postawić na swoim. No i się doigrał. Ja przy okazji
też. Przez cały miniony tydzień dostawałam wiele listów z pogróżkami od fanek
Wait’a. Oczywiście czytelniczki nie były zachwycone tym, że „jesteśmy razem i
spodziewam się jego dziecka” tak więc nie omieszkały używania gróźb typu:
„Zostaw go w spokoju, bo ostatnią rzeczą jaką zapamiętasz w tym życiu, będzie
blask zielonego grotu, wystrzelonego z mojej różdżki ,a uderzającego w twoje
serce.” I tym podobne. Po trzech podobnych treściowo przesyłkach, przestałam je
czytać i wszystkie spaliłam w kominku. Najgorzej było kiedy dostałam wyjca.
Cała szkoła, a raczej szkoły, usłyszały co myśli o mnie jedna z czytelniczek
„Czarownicy.” Zostałam tam nazwana szmatą, suką, dziwką puszczającą się za
butelkę piwa kremowego i za współpracownicę Sami-Wiecie-Kogo. Jul i Quin
musiały mnie długo uspokajać, bo prawie nie wytrzymałam z powodu tego
ostatniego oszczerstwa. Szczerze, to czasami miałam wątpliwości co do przyjaźni
z dziewczynami (bardzo rzadko, czyt.: Kiedy mnie wkurzyły i zabierały moje
ubrania bez pozwolenia. ), ale jednak stwierdzam, że nie zamieniłabym ich na
nikogo. Należy także wspomnieć o Huncwotach, którzy grali w rozbieranego pokera
z Jul i Quin w naszej sypialni. Lunatyk, Łapa i Potter prawie w ogóle nie
odstępowali mnie na krok. Co oni sobie myślą? Wydaje im się, że sama się nie
obronie? No dobra, ostatnio w potyczce ze Ślizgonami nie dałabym sobie bez nich
rady. Oczywiście nie powiedziałam im tego, ale byłam im wdzięczna. W każdym
bądź razie ta trójka (Petera nie wliczam, bo zawsze się spóźniał lub był zajęty
jedzeniem) stała się takimi trzema moimi mamuśkami. Wszystko byłoby w porządku,
gdyby nie głupie teksty Pottera, przez które dostawałam szału. Za każdym razem
próbowałam go walnąć jakimś zaklęciem, ale jak na złość, ten wypłosz za każdym
razem był ode mnie szybszy. Ja mu jeszcze pokarzę! Nie wiem jak, ale odegram
się na nim. Zapamiętaj to sobie! Jejciu! Grożę mu w myślach! Czy ze mną jest aż
tak źle? Za niedługo dojdzie do tego, że będę gadać sama z sobą. W sumie
prowadzę monolog wewnętrzny… Ale przynajmniej nie gadam ze ścianami. Mam
kuzynkę, która ciągle nawijała do kwiatków twierdząc, że Wtedy szybciej rosną.
Dziwaczka. A znajoma mojej mugolskiej znajomej stwierdziła, że jeśli ciągle
będzie mówić do psa, ten przemów ludzkim głosem. Chyba ze mną nie jest aż tak
źle?
Z rozmyślań wyrwał mnie Syriusz, który właśnie
ściągnął koszulę, a na jego umięśnionej klacie wisiał krawat. Nie udało mi się
powstrzymać uśmiechu na ten widok, co oczywiście nie umknęło uwadze Pottera.
— Evans, poczekaj aż mnie zobaczysz pół-nagiego.
Uśmiech to przez miesiąc nie zniknie ci z twarzy.
Wzniosłam oczy do nieba.
Wstałam z łóżka, podeszłam do Łapy i pomacałam jego
tors.
— Z przykrością muszę stwierdzić, że nigdy nie uda ci
się go przebić.
— Chcesz się przekonać? — W oczach Pottera zaświeciły
złowrogie iskierki, a na ustach wykwitł szelmowski uśmiech.
— Rzucasz mi wyzwanie? — Stanęliśmy naprzeciwko
siebie. Oparłam dłonie na biodrach, co miało oznaczać: Przegrasz. Ustąp jeśli
życie jest ci miłe.
— Tu i teraz?
— Rogasiu, oświadcz się jej wreszcie, bo popcornu nam
zabraknie. — Łapa zachodził się ze śmiechu. Przy okazji oberwał ode mnie
poduszką.
— Nie wtrącaj się! — Krzyknęłam jednocześnie z
Potterem. Zdziwiła mnie nasza jednomyślność. Hm… Czasem nadajemy na tych samych
falach, ale zdarza się to naprawdę rzadko.
Złapał moja rękę i przycisnął do swojego brzucha,
który był jak ze stali. Grr… Mrau…
— Myślisz, że jak napniesz mięśnie to zrobisz na mnie
jakieś wrażenie?
— Oni zaraz tu się zgwałcą! — Jestem pewna, że słychać
było Szpilkę w całej Wieży Gryffindoru.
Jul wynurzyła się spod sterty ubrań. Nawet nie wiem
kiedy w nich zanurkowała.
— Jest! Mam! Znalazłam! — W ręku trzymała aparat. —
Ana, zrobię wam kilka zdjęć i pokarzę waszym — Zgromiłam ją wzrokiem. — znaczy
się twoim dzieciom. A co! Niech wiedzą, że ich matka nie była niewiniątkiem!
— O nie. Lily zdecydowanie nie jest niewiniątkiem. —
Stwierdził Lunatyk, a reszta gorliwie pokiwała głowami.
— Czy możecie się wreszcie zamknąć? Nie widzicie, że
właśnie obnażam duszę przy Evans?
— Akromantula jest bardziej romantyczna od ciebie.
— Evans, jesteś taka piękna, że nawet w przypływie
złości wyglądasz nieziemsko.
— Dziękuję Potter. Tak bardzo liczę się z twoim
zdaniem, że aż się wzruszyłam.
— Evans, ale ty nie płaczesz.
— No właśnie.
— Evans, nie graj takiej niedostępnej, bo ci to nie
wychodzi. Po co uciekać przed uczuciem, skoro oboje dobrze wiemy, że szalejesz
za mną i każdej nocy odwiedzam cię we snach.
— Powiem to bardzo powoli, bo widzę, że cierpisz na
bardzo rzadki przypadek pół-głupstwa…
— Łapo, skąd ona ma dostęp do moich wyników badań?
Myślałam, że się popłaczę ze śmiechu. Oparłam się o
Pottera, który miał zdezorientowaną minę. Pozostali leżeli na podłodze (
Wyjątek: Jul na Syriuszu).
— Powiedziałem coś nie tak?
Idioci, wszędzie idioci.
— Evans, wiedziałem, że lecisz na mnie, ale nie wiedziałem,
że aż tak.
Objął mnie w tali i przyciągnął bardziej do siebie.
Jakie on miał perfumy! Mogłabym się nimi naćpać! Serio! Aż zrobiło mi się
słabo.
— Ha! Widzicie! Jest już moja! Nie wyrywa się!
— Sorry kolego, przez chwilę wyobrażałam sobie, że
jesteś John Travolta, ale niestety to marzenie było zbyt piękne, żeby mogło być
prawdziwe.
Wyrwałam się z jego objęć, a Potter zrobił
nieszczęśliwą minę.
— A kto to ten cały John Tra… coś tam?
— Truśka, czy ty naprawdę w domu nie posiadasz
telewizora?
— Czego? — Krzyknęli wszyscy za wyjątkiem Quin.
— Remus, nawet ty?
— Lily, zapominasz, że urodziłem się w magicznej
rodzinie, a rodzice nie maja w domu żadnych mugolskich przedmiotów.
Wzniosłam oczy do góry.
— Nieważne.
— Hej, Ruda! Chce się przekonać, co brakuje mu do
mojej idealności!
— No nie wiem, Łapo. Jeszcze popadniesz w kompleksy.
— Pff… Z naszej dwójki to najwyżej on może poczuć się
niedowartościowany.
— Jak chcesz, ale nie mów, że cie nie ostrzegałam.
Wyciągnęłam z pudełka ze zdjęciami, które trzymałam w
szafie, zdjęcie ów aktora i podałam go Syriuszowi. Szelmowski uśmiech z jego
twarzy zaczął znikać, ustępując miejscu szokowi.
— W końcu doczekałam tego dnia, że szkolny Casanova
zwątpił w swoją doskonałość. — Zakpiła Quin i spojrzała na zegarek. — Za pięć
minut zaczyna się obiad.
— Ana, idziesz?
— Chyba zrezygnuję z dzisiejszego…
— Lily, daj spokój. Przecież będziemy z tobą, a możesz
być pewna, że James i Syriusz nie pozwolą, aby Dante coś ci zrobił.
— Lunatyk dobrze mówi. Nie ma lepszych ochroniarzy od
tej dwójki.
— Co do tych najlepszych, to nie byłabym taka pewna
Jul.
— Ruda, no chodź.
— Syr… AaAAaaAaaaA!!! Puszczaj mnie!
Black przerzucił mnie sobie przez ramię.
— Black! Widać mi majtki!
— Rogacz, chcesz zdjęcie z tyłkiem Rudej?
— Głupie pytanie, Łapo. Evans, uśmiech!
Próbowałam się wyrwać, ale Syriusz był za silny.
Zabije Jul! Nie wierzę, że je zrobiła! Zniszczę Pottera i Blacka!
— Ana, dlaczego się nie uśmiechnęłaś? — Quin wyglądała
jakby z trudem powstrzymywała śmiech. — Zapomniałam, twojej twarzy nie było
widać.
Wyciągnęłam różdżkę, która w następnej chwili została
wytrącona. Potter ukląkł na podłodze, tak, że jego twarz znajdowała się z moją
na równej wysokości.
— Skarbie, ile razy mam ci jeszcze udowodnić, że przy
mnie nie masz żadnych szans? Zrozum, nie możesz być najlepsza we wszystkim, a
twoją słabą stroną są pojedynki.
Chciałam coś powiedzieć, ale zakrył mi dłonią usta.
— Evans! Tak wiem, prawda boli.
Próbowałam rozkwasić mu nos pięścią, ale jak na złość
złapał moją rękę.
— Złotko, nie zapominaj, że mam dobry refleks.
— I na dodatek zero mózgu, co czyni z ciebie głupka.
— Możemy już iść? Jestem głodny!
— Glizdogonie, w takim momencie musisz nam przerywać?
— Syriusz, skarbie, puść mnie. Jeszcze raz zabiorę cię
do mojego królestwa. Może tym razem spełnię swoje marzenie. — Mówiłam
kokieteryjnym głosem. (Patrz rozdział 23.)
Poczułam dreszcz przechodzący przez ciało Syriusza. Już
wiedziałam, że jestem na wygranej pozycji.
Postawił mnie na ziemi, wzięłam go za rękę i wyszliśmy
z pokoju. Niestety Syriusz był w takim transie, że zapomniał rzucić zaklęcie na
schody. Zawyły syreny, a schody zmieniły się w zjeżdżalnię. Straciłam równowagę
i poleciałam na Black’a. Gdy zjechaliśmy na dół, mój tyłek znajdował się na
twarzy Łapy. Zaraz po nas w Pokoju Wspólnym znaleźli się pozostali. Oczywiście
wjechali w naszą dwójkę i na końcu byłam w ramionach Remusa. Na szczęście w
pomieszczeniu nie było nikogo. Jul miała twarz w okolicach strategicznego
miejsca Pottera.
— Lily, ja przepraszam. To tak wyszło, to nie…
Machnęłam ręką.
— E tam, Lunio. Przecież nic się nie stało.
— Gdyby wylądowała na mnie, walnęłaby mnie w twarz.
— Pewnie, Potter. Nawet dwa razy.
— Jul, powiedz, że oni przez przypadek znaleźli się w
waszym pokoju, bo inaczej koniec z nami.
Pokój Wspólny nie był pusty. Nie zauważyłam Arnolda,
chłopaka Truśki, który siedział w kącie w fotelu.
— Arnold? Jak ci się udało tutaj wejść??
— To bez znaczenia. Dobrze, że tu przyszedłem. Teraz
już wiem, że zabawiasz się na każdym kroku i nic dla ciebie nie znaczę!
— Kłopoty w niebie. — Mruknęła Quin, a Jul popatrzyła
na nią z mordem w oczach. Spróbowała się podnieść, lecz w efekcie tej czynności
zaplątała się w nogach Pottera.
— Idziemy.
Nie musiałam dwa razy powtarzać. Cała piątka ruszyła
za mną.
Po drodze do Wielkiej Sali debatowaliśmy, czy zerwali.
Syriusz stwierdził, że to musiało się w końcu stać i jeżeli Jul będzie chciała,
to ją pocieszy. Oberwał za to ode mnie po głowie. Ja też twierdziłam, że to
koniec miesiąca miodowego, za to Quin była optymistą. Remus wyglądał jakby jego
największe marzenie właśnie się spełniało i nie potrafił skutecznie zatuszować
swojej radości.
Na trzecim piętrze spotkaliśmy Erika Night’a. Za
każdym razem gdy go widziałam, zalewała mnie krew. Nie wiem kogo bardziej nie
znosiłam: Dantego, Night’a czy Pottera.
Huncwoci zerknęli na siebie, skinęli głową i już ich
nie było.
— A wy dokąd!? Potter wracaj! Stój! Bo zaraz
dostaniesz szlaban!
— Też cię kocham, Evans!
W ciągu ostatniego miesiąca, ta czwórka zaprzyjaźniła
się z Erikiem, co wydawało się bardzo podejrzane, gdyż doskonale wiedzieli, co
chciał mi zrobić.
— Coś mi tu śmierdzi.
— Mi też. I to nie kotka Filch’a.
— Co oni knują?
— Nie wiem, Ana. Ale jak znam Huncwotów, nie jest to
nic dobrego.
Popatrzyłyśmy na siebie.
— Śledzimy ich.
Niczym przyczajone koty, ruszyłyśmy za Huncwotami.
Mimowolnie przypomniała mi się moja „akcja” w domu pt.: Chcę batonika.
Szkoda, że nie miałyśmy czasu się przebrać.
Oczywiście dowodziłam naszą „misją specjalną” i jak na
złość miałam szpilki (hm… coś za często w nich chodzę, ale nie poradzę, że tak
bardzo je lubię), których stukot odbijał się od kamiennych posadzek. Przebiegłyśmy
chyba pół trzeciego piętra, a po Huncwotach nie było śladu.
— Nie.. Mogę… Złapać… Oddechu… — Z trudem wysapała
Quin, opierając się o ścianę.
— Przecież nie mogli się tak po prostu rozpłynąć!
— Mnie szukasz, skarbie?
Aż podskoczyłam na dźwięk tego głosu, którego
właścicielem był Dante.
Cholera! Ruda, pamiętaj, masz być wredna.
— Kogo my tu mamy? Rasowy kłamca. W co tym razem
spróbujesz mnie wrobić?
— Wredna i piękna jak zwykle. — Mówiąc to, dosłownie
wyrwał moją rękę i ją pocałował.
Muszę ją zdezynfekować!
— Wiewióreczko, zapomnijmy o przeszłości. Było,
minęło.
— Czego do cholery chcesz?!
— Jak zwykle od razu przechodzisz do konkretów.
Widzisz, mój plan poskutkował, a All Star zdobył popularność.
Prychnęłam.
— Ty sukinsynie! Wykorzystałeś mnie! I to tak
bezczelnie! Co ty sobie wyobrażałeś? Że niby będę zadowolona z twojego
wspaniałego planu, który miał zapewnić większą sprzedaż płyt tego durnego
zespołu?!
Wzruszył ramionami.
— Mniej więcej tak to wyglądało. O All Star zrobiło
się głośno, mówiąc krótko, okryłem się złą chwałą, a tak działa reklama. Świat
jest okrutny, zrozum to. Tak działa show biznes.
Z trudem powstrzymałam się, żeby nie zadźgać go
szpilkami.
— Wiem, że postąpiłem źle.
— Źle, to można się ubrać. Ty postąpiłeś podle.
— Ale teraz możemy być już razem. —Tak bardzo się we mnie gotowało, że nie byłam
w stanie go odepchnąć. — Na zawsze, Wiewióreczko.
— Chyba do końca pojebało ci się w tej pustej głowie.
— Wyrwałam się z jego objęć.
Złapał mnie za tyłek.
— Wiewióreczko, nie graj takiej niedostępnej. Dobrze
wiem, że mam u ciebie szanse. Przecież jesteśmy dla siebie stworzeni. — Złapał
mnie za rękę.
— Swoją szansę na związek ze mną straciłeś już przy
pierwszym naszym spotkaniu!!!
Wyrwałam mu dłoń i z całej siły walnęłam kolanem w
jego krocze. Dante zawył z bólu, a ja przybiłam piątkę z Quin.
— Dobrze ci tak! Nie zadzieraj z Lily, bo ci to na
dobre nie wyjdzie!
— Pożałujesz tego!
— Już raz to słyszałam.
Odwróciłam się z Quin i już chciałyśmy stąd odejść,
kiedy zza zakrętu wyłoniła się grupka Ślizgonów.
— Jakiś problem, Coward ‘ie?*
— Zajmijcie się tą szlamą.
Ten tchórz po prostu odwrócił się i odszedł! Łajdak.
Nie miałam czasu, aby rozmyślać nad Dantem. Szóstka Ślizgonów szła w naszym
kierunku, z wysoko uniesionymi różdżkami. Obleciał mnie strach. Nie byłam dobra
w pojedynkach, a Potter cały czas mi o tym przypominał. Jak maszyna wyciągnęłam
swój zaczarowany patyczek, a Szpilka poszła w moje ślady. Czułam, że pobladłam.
Bardzo rzadko mi się zdarza, że mam pustkę w głowie. To właśnie była ta chwila.
— Drętwota!
— Protego! —
Zadziałałam impulsywnie. W końcu już tyle razy widziałam, jak Huncwoci używają
tego zaklęcia.
— Kto by pomyślał, że szlama nauczyła się jakiegoś
nowego zaklęcia.
— Odszczekaj to, Carrow!
ZBAWIENIE!
Potter wreszcie ruszył ten ciężki zad i raczył przyjść
mi z pomocą. O i mój braciszek od siedmiu boleści się pofatygował.
Błysnęło zaklęcie, które cudem ominęło moją twarz. Z
piskiem schowałam się za Syriuszem. Ten tylko zarechotał, za co oczywiście
oberwał, ale zaraz po tym schowałam się za nim.
Z zaciekawieniem przyglądałam się ich poczynaniom. Każdy
ich ruch był dopracowany. Nie zastanawiali się jakiego zaklęcia mają użyć w
danym momencie, po prostu działali.
Uch!
Dlaczego im zawsze wszystko przychodzi bez żadnego
wysiłku? Ja też tak chcę! Niby znam te wszystkie zaklęcia, ale gdy przychodzi
co do czego, ogarnia mnie ogromny strach, a ostanie co przychodzi mi do głowy
to „WIAĆ!!”. Bez ich pomocy jestem stale narażona na niebezpieczeństwo, a nie
mogę przecież zawsze liczyć na ich pomoc. To by było nie fair z mojej strony,
bo przecież gdybym chciała już dawno nauczyłabym się pojedynkować, a jeżeli
sama nie dałabym sobie z tym rady, to bym mogła kogoś poprosić o pomoc. Ale
przecież jest jakiś powód, czyli moja
duma.
Nigdy w życiu nie poprosiłabym kogokolwiek o pomoc. To
byłby dla mnie cios, z którym nie dałabym sobie rady…
— Evans, dobrze się czujesz? Jesteś blada jak ściana.
— Nic mi nie jest, Potter…
Rozejrzałam się dookoła.
Chłopcy poradzili sobie z nimi szybciej niż myślała.
Pod ścianą leżały tylko dwa bezwładne ciała bliźniaków. Widocznie reszta
uciekła.
Spojrzałam na twarze Huncwotów.
Oczywiście, jakby inaczej, nic im się nie stało. Moją
uwagę zwróciły ich miny. Widać byli z
siebie zadowoleni. Nie dziwię się. W końcu pokonali całą zgraję Ślizgoniów, w
trójkę (przerażony Peter chował się za mną). W ich oczach błyszczały ogniki, a
uśmiechy sięgały uszu.
— Kiedy Rogacz zobaczył, że stoisz bardzo blisko
Dantego, dostał ataku szału.
Dokładniej przyjrzałam się Potterowi. Dopiero teraz
zobaczyłam, że wrze w nim gniew.
— Remus, Jak to: „zobaczył”?
— Za dużo chciałabyś wiedzieć, Wood. — Syriusz posłał
jej perskie oko.
— Nie można zostawić was nawet na chwilę. Evans,
dlaczego nie powiedziałaś, że masz kłopoty?
— Miałam krzyczeć tak głośno, że cały zamek by mnie
usłyszał: „Potter! Ratunku, Ślizgoni mnie atakują”! Wtedy każdy by wiedział, że
Lilyanne Evans nie umie się pojedynkować!
Huncwoci popatrzyli po sobie i jednocześnie
powiedzieli, kiwając głowami.
— Tak. Tak właśnie sobie to wyobrażam! Nie masz
pojęcia, jak ja się o ciebie martwiłem!
— Bawisz się w mojego tatę?
— Nie, ale możemy pobawić się w dom.
— To ja będę siedzieć, a ty mi będziesz usługiwać. Na
początek: WYNOCHA Z MOJEGO ŻYCIA!
— Wiem! — Potter strzelił palcami. — Denerwujesz się,
bo nie umiesz się pojedynkować, a ja mam zamiar to zmienić.
— Co ty…?!
— Podziękujesz mi później. Jutro pierwsza lekcja.
— Co ci…
— Wolisz zacząć dzisiaj?
— Nie. Będziesz. Mnie. Niczego. Uczyć. — Wysyczałam
przez zaciśnięte zęby.
— Oo, doprawdy? Więc wolisz, żebyśmy zawsze ratowali
ci tyłek, kiedy wpadniesz w kłopoty? Myślałem, że twoja duma na to nie pozwoli,
ale skoro tak bardzo lubisz nas wykorzystywać…
Nie powiem, najechał mi na ambicję. Czułam się jak
kompletna idiotka słuchając jego słów, a najgorsze z tego wszystkiego było to,
że ten Wypłosz miał rację, cholerną rację.
— Nienawidzę cię!
Potter zachichotał.
— Jutro pierwsza lekcja. — Powtórzył.
Na jego twarzy pojawił się Huncwocki uśmiech. Pomachał
mi na dowidzenia i ruszył przed siebie. Podążyła za nim jego paczka. Na końcu
korytarza odwrócił się i krzyknął.
— Uznaj to jako randkę!
— Chyba śnisz, Potter!
Nienawidzę poniedziałków.
Nie dość, że w nocy nie mogłam spać, bo cały czas
myślałam, co mnie jutro czeka, to gdy ledwie usnęłam ktoś mnie zaczął budzić.
— Evans, skarbie! POBUDKA!!!!
— Spadaj, Potter. Chce spać. — Wymruczałam dając mu
przy tym w twarz (trzeba wspomnieć, że nadal miałam zamknięte oczy. Ach, ten
mój cel…) i odwróciłam się na drugi bok, słysząc jeszcze jak Potter ględzi coś
pod nosem o niewychowaniu. Nie powiem, zdziwiło mnie, że w takim momencie
wypomina sobie swoje wady, ale sekundę później wędrowałam już do krainy snów,
nie przejmując się tym Łosiem.
Oczywiście pożałowałam swojego „haniebnego” zachowania
względem tego Kretyna, gdyż zachciało mu się pić, lecz nie trafił sobie do ust
(wiadomo jak ciota to ciota), a cała zawartość kubka z lodowatą wodą wylądowała
na mnie.
— POTTER!!!!!
— Ruda, nie drzyj mordy. Ja rozumiem, że znowu gonisz
Pottera we śnie z siekierą, a ten ci ucieka, ale to nie powód, żeby budzić nas
o czwartej nad ranem. — Jul ziewnęła i zachrapała. Kto jak kto, ale ta
dziewczyna nigdy nie miała problemu z zasypianiem.
— Potter, odwal się.
— A miałem nie używać czarów. Levicorpus!
Jakaś niewidzialna siła pociągnęła mnie za kostkę, a
świat znalazł się do góry nogami. Chciałam krzyknąć, ale sekundę później
uświadomiłam sobie, że byłam ubrana tylko w ledwo przykrywającą tyłek niebieską
koszulę nocną, a pod nią miałam tylko majtki, a na dodatek wisiałam głową w
dół. Szybko zakryłam koszulką dolną część ciała.
— Potter! Opuść mnie!
Czy do tego debila nic nie dociera? Oczywiście stał
sobie z szerokim uśmiechem na twarzy.
Ugh! W tym momencie żałowałam, że nie mam przy sobie
tej nieszczęsnej siekiery.
— A teraz grzecznie się ubierzesz, uczeszesz i
umalujesz. Za dziesięć minut masz być w Pokoju Wspólnym. — 10 min? On sobie
chyba kpi. — Każda minuta spóźnienia będzie równoznaczna z kolejną randką.
Motywacja!
— To. Nie. Jest. Randka. — Wysyczałam przez zaciśnięte
zęby.
Potter poklepał mnie po głowie, następnie opuścił mnie
na łóżko, a sam ulotnił się w tempie ekspresowym, rechocząc jak skończony
idiota, którym rzecz jasna był.
Zebranie się zajęło mi jakieś 8 minut. Związałam włosy
w koński ogon, ubrałam się w mundurek i pociągnęłam rzęsy tuszem. Byłam pewna,
że pierwsza lekcja nie skończy się przed śniadaniem. Zamiast szpilek włożyłam
trampki. Taka miła odmiana.
Gdy złapałam moją szkolną torbę z książkami, zerknęłam
za okno. Było wręcz czarno. Gęste chmury spowijały niebo, a w miejscu gdzie
zrobiła się w nich dziura, zobaczyłam chylący się ku zachodowi księżyc w pełni.
Cichutko zamykając drzwi, opuściłam dormitorium.
Potter siedział w fotelu przed kominkiem z zamkniętymi
oczami, a pomimo panującego mroku dostrzegłam podkowy pod jego oczami.
Nagle zaczęłam mu współczuć, ale szybko sobie
przypomniałam, że to przecież Potter. Ciekawe, czemu zarwał noc. Wydawał się wyczerpany.
Nie chciałam go budzić, ale także nie chciałam iść z nim na randkę.
Cicho odchrząknęła, co (niestety!) nie przyniosło
żadnego skutku. Kurde! Będę musiała go dotknąć.
Dźgnęłam go palcem w brzuch (ze stali, oohhh) i dalej
nic.
Co? Że niby mam go pocałować jak księcia z bajki?
Niedoczekanie.
— Potter?
Zachrapał.
Tak się bawimy?
Zamachnęłam się
i wymierzyłam mu policzek. Chciałam, żeby nie był za mocny, ale słysząc odgłos
mu towarzyszący, nie byłam tego taka pewna. Chyba wzięłam zbyt duży rozmach.
— Au! Zwariowałaś?!
— Przepraszam bardzo, to nie ja zasypiam czekając na
kogoś.
— Mogłaś mnie szturchnąć, czy coś. — Cały czas
pocierał bolący policzek.
— Wydaje ci się, że tego nie zrobiłam? — Posłał mi
pełne politowania spojrzenie. — Potter, wiem, że jest ci w to trudno uwierzyć,
ale ja też jestem człowiekiem.
— Sam bym się nie domyślił.
— Ty myślisz?
— Zdarza mi się od czasu do czasu.
— Czyli nigdy. — Nie miałam zamiaru dalej drążyć tego
tematu. — Masz zamiar mnie uczyć, czy dalej będziemy rozważać, jak bardzo
jesteś głupi?
Odwrócił się do mnie plecami i wyciągnął kawałek
jakiegoś starego pergaminu. Stuknął w niego różdżką, mrucząc coś pod nosem.
— Dobra, Evans, droga wolna.
Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Gruba Dama nie była zadowolona, ze budzimy ją w środku nocy, ale gdy zobaczyła
nasze splecione ręce, od razu zaczęła zadawać głupie pytania. Chciałam ją
wyrwać z uścisku Pottera (w sensie rękę), ale jak na złość ten Wypłosz złapał
ją jeszcze mocniej (w sensie dalej moją rękę).
Biegliśmy ciemnymi korytarzami zamku, a za każdym
razem gdy mijaliśmy drzwi jakiejkolwiek klasy, miałam wrażenie, że Potter nagle
się zatrzyma i zaciągnie mnie do niej siłą (Nie wnikajmy co by w niej chciał
zrobić. I to nie o czym myślicie zboczeńce! Chociaż może…).
— Potter, gdzie ty mnie ciągniesz?
— Dziwię się, że jeszcze się nie domyśliłaś.
— Potter!
— A umówisz się ze mną? — Wyszczerzył się po
Huncwocku.
— Dobra, wolę nie wiedzieć.
Biegliśmy tak jeszcze kilka minut. Starałam się nie
zerkać na Pottera, ale jak na złość, ten Wypłosz, przez cały czas nie spuszczał
ze mnie wzroku, co było irytujące.
Nagle zatrzymał się naprzeciwko pustej ściany.
Pokój Życzeń.
Zamknął oczy i trzykrotnie przeszedł wzdłuż ściany, w
której pojawiły się ogromne drzwi.
Rozważałam ucieczkę i powrót do mojego ciepłego
łóżeczka, ale znając Pottera, w ciągu kilku sekund by mnie znalazł. Ciekawe,
jak oni to robią?
Weszliśmy do środka.
Pomieszczenie było ogromne. Trzy ściany były pokryte
lustrami, a przy jednej stały półki z książkami. To by było na tyle z wystroju.
Pomimo, że pokój był pusty, znajdowała się w nim jakaś przyciągająca magia,
której nie mogłam się oprzeć.
— Dobra, Evans, ja widzę to tak; Mimo, że od kilku lat
chcę się z tobą umówić i teoretycznie jesteś siostrą mojego najlepszego
przyjaciela, to i tak nie będę miał dla ciebie litości. Nie chcę cię straszyć —
Prychnęłam. — ale będę wyciskał z ciebie siódme poty. Jeżeli chcesz opanować
sztukę pojedynków, to będziesz zmuszona spędzić w tym pomieszczeniu wiele
godzin. Każdego poranka, o tej samej porze będziemy się tu spotykać. —
Jęknęłam. — Jeżeli wydaje ci się, że wystarczy opanować tylko wiedzę
teoretyczną, to jesteś w błędzie. To wymaga praktyki. Wielu godzin praktyki.
Twój wolny czas ograniczy się do minimum, zresztą mój też. Po tygodniu będziesz
miała tego wszystkiego dość i nie będziesz mogła patrzeć się na moją twarz.
— Jakaś sugestia, że niby teraz spoglądam na nią z
zachwytem?
— Będziesz tak wycieńczona, że pomarzysz o śmierci.
— Nie przesadzasz?
Zmierzwił włosy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że
stoi zaledwie krok ode mnie. Odsunęłam się.
— Nie. Jeżeli poranne sesje nie przyniosą szybkich
rezultatów, będziemy spotykać się jeszcze po treningach Quidditch’a.
— Nie przesadzasz? Myślisz, że to dla mnie przyjemność
oglądanie twojej mordy tak rano? Niestety jesteś w błędzie.
— A teraz, WYCIĄGNIJ RÓŹDŻKĘ I MASZ ROZBROIĆ TE
MANEKINY — Tak, rząd metalowych kukł, czyli było ich z pięćdziesiąt, pojawił
się w odległości ok. 17 stóp ode mnie. — W MINUTĘ! START!!!
Nie żartował. To tyran! Przez ponad dwie godziny,
rozbrajałam te głupie lalki! A na koniec powiedział, że było fatalnie i stać
mnie na więcej. Myślałam, że nogi z dupy mu powyrywam. To ja się produkuję,
leją się ze mnie siódme poty, a ten Wypłosz mówi, że byłam beznadziejna! Ja mu
jeszcze pokarzę! Zobaczy! Uczeń przerośnie mistrza i to ja będę go wieszać pod
sufitem!
Czy ja powiedziałam, że jest mistrzem? Pff…
Gdy poprosiłam go o chwilę przerwy, stwierdził, że nie
zasłużyłam.
Kiedy zapytałam go, czy będę mogła z nim walczyć,
powiedział, że nie jestem tego godna.
Cwaniak.
Moim drugim zadaniem było rzucanie zaklęcia tarczy. Myślałam,
że idzie mi dobrze, dopóki Potter mnie nie zaatakował i poleciałam 10 stóp do
tyłu. Najgorsze było to, że zaczął się szyderczo ze mnie śmiać, co wywołało
kłótnię.
— Jeszcze długa droga przed tobą. — Powiedział podając
mi rękę. Oczywiście nie złapałam się jej, tylko wstałam z podłogi o własnych
siłach, z dumnie uniesioną do góry głową.
— Może byś mi pomógł, a nie siedzisz sobie na fotelu i
śpisz?!
— Po pierwsze, ja nie śpię. Po drugie, obserwuję
ciebie cały czas, a po trzecie JEŻELI CAŁY CZAS BĘDZIESZ STRZELAŁA FOCHY, TO
NIGDY NIE NAUCZYSZ SIĘ POJEDYNKOWAĆ!!!
— Wydaje ci się, że jesteś taki dobrym nauczycielem,
bo przez prawie cztery godziny kazałeś rzucać mi na prawo i lewo aż DWA
zaklęcia?
— JESTEM świetnym nauczycielem! Jeżeli nie potrafisz
tego docenić, to co tu robisz? Po co wstałaś? Nie zatrzymuję cię! W każdej
chwili możesz wyjść, a ja za tobą nie pobiegnę! Wydaje ci się, że mam ochotę
patrzeć na twoje widzimisię i jak marnujesz mój cenny czas?!
— Twój cenny czas?! No trzymajcie mnie. Przecież to ty sobie ubzdurałeś, że pobawisz
się w nauczyciela!
— To był błąd. Może nie jesteś tak pojęta, jak mi się
wydawało.
— Więc czemu tego nie przerwiesz?! Co tu robisz?!
Czego ode mnie oczekujesz?! Zdaje ci się, że po kilku godzinach nauki będę tak
dobra jak ty? Niestety muszę sprowadzić cię na ziemię. Jesteś w błędzie.
— Może za mało się przykładasz? Widziałem do czego
jesteś zdolna na zajęciach, więc dlaczego nie możesz chociaż odrobinę się
postarać?! Dlaczego nie włożysz w to serca, tak, jak wkładasz je w eliksiry i
zaklęcia?!
Staliśmy blisko siebie. Prawie stykaliśmy się klatkami
piersiowymi, ale w obecnej sytuacji nie myślałam o tym
— Może moje serce jest gdzie indziej?! Nie pomyślałeś
o tym?!
— Mówisz, ze twoje serce jest rozdarte? Co ja mam
powiedzieć?! Podoba mi się ruda lisica o wrednym charakterze i zielonych oczach
w kształcie migdałów. Kocham Quidditch’a, a ty jak tylko potrafisz, próbujesz
to uczucie zniszczyć. Na każdym treningu starasz się zniechęcić mnie do tego
sportu, co ci nigdy nie wyjdzie. Mogłabyś chociaż spróbować poudawać, że zależy
ci na drużynie, a nie liczy się dla ciebie tylko twój tyłek!
— Mój tyłek? MÓJ TYŁEK? Jakbyś nie wiedział, moje życie stanęło do góry
nogami pięć lat temu! Na wakacjach próbował mnie zgwałcić Night, z którym się zaprzyjaźniliście!
Wielki i sławny Dante Wait, upokorzył mnie na skalę światową i nawet moi
kochani rodzice i najlepszy przyjaciel myślał, że puszczam się dla sławy! Muszę
spędzać z tobą cały swój wolny czas, a za każdym razem jak ciebie widzę, zadaję
sobie pytanie, po co uratowałam ci życie! Dochodzą jeszcze do tego moje wiz…
— Czyli to jednak ty. — Szepnął.
Ale mam długi jęzor.
— A nawet jeśli , to co? Nadal uważasz, że jestem
słaba?
— Lily, ja…
Przytulił mnie. Byłam w takim szoku (w końcu po raz
drugi wymówił moje imię), że nie próbowałam się wyswobodzić z jego uścisku. Zaszlochał.
Podwójny szok. Potter zdolny do płaczu. Czego mogę się jeszcze po nim
spodziewać?
— Hej, macho, zostaw łzy dla bab. Płacz do ciebie nie
pasuję. Jam… Jam… Jam… Kurde! Nie mogę! Potter! Przestań się mazać, bo powiem
Syriuszowi, a on ogłosi to w całej szkole! A nie zapominaj, że mamy
zagranicznych gości.
— Dzięki, Evans.
— Ty potrafisz dziękować? — Udałam zdziwioną, ale tak
naprawdę próbowałam ukryć zażenowanie. — Trzeba to gdzieś zapisać.
— Nie masz pojęcia, jak bardzo…
— Proszę, nie dziękuj mi. Dziwnie czuję się w tej
sytuacji. Wróćmy do tego co było wcześniej. Ja wyzywam ciebie od najgorszych, a
ty za wszelką cenę próbujesz zrobić mi na złość.
Spróbowałam wyrwać się z jego objęć.
— Jeszcze chwilę.
— Chciałbyś. — Odsunęłam się od niego i pokazałam mu
język. — Będziesz na tyle wspaniałomyślny i pozwolisz mi iść na śniadanie?
Mój brzuch od dwóch godzin domagał się jedzenia, a ja
przez tego tyrana pod postacią „miłego chłopca” nie miałam nic w ustach.
Przerzuciłam torbę przez ramię i pobiegłam na
śniadanie. Trudno w to uwierzyć, ale dochodziła już ósma rano. Kiedy zamykałam
drzwi, usłyszałam za sobą krzyk Pottera:
— Evans, umówisz się ze mną?
W normalnych warunkach wróciłabym się i bym mu
nazwymyślała, ale tym razem ograniczyłam się do szyderczego śmiechu.
Gdy dotarłam do Wielkiej Sali, Quin już siedziała przy
misce płatków śniadaniowych. Obok mniej znużeni Huncwoci, a obok Petera Laura.
Niestety nie było z nią reszty plastikowych lal. Brakowało jeszcze Remusa, co
było oczywiste patrząc, iż była pełnia. Nie zdziwiłam się na widok Pottera
siedzącego przy stole, bo przecież Huncwoci znają wszystkie tajne przejścia,
skróty i inne.
— Cześć, gdzie Truśka? — Usiadłam koło Szpilki i
wepchała sobie do ust kanapkę z ogórkiem.
— Niestety niebo przetrwało. — Wskazała głową w
kierunku stołu Krukonów, gdzie Jul siedziała na kolanach jej chłopaka i właśnie
wkładała mu do buzi łyżkę z owsianką.
Zapomniałam wspomnieć, że Jul i Arnold pogodzili się i
znowu byli „zakochani”.
— Syriusz, jak możesz pokazywać się publicznie w takim
stanie? Twoje wory pod oczami wskazują na to, że byłeś niegrzeczny tej nocy.
— Było warto.
— To która jest tą szczęściarą?
— Remus. — Spojrzał na mnie i oparł głowę na
splecionych dłoniach, przy okazji zapadając w sen.
— Lily, bez obrazy, ale śmierdzisz.
— No co ty? Sama nie wpadłabym na to, Quin. Potter wyciskał
ze całą energię, a na koniec stwierdził, że jestem beznadziejna.
— Popracujemy jeszcze nad tym, Evans.
— Peter, a tobie co się stało?
— Tak dużo słodyczy, za krótka noc.
— Glizdku, dlaczego nie jesz? — Zarechotał Syriusz.
Faktycznie, Glizdogon niczego nie włożył do ust, co w
jego przypadku wiązało się z jakąś straszną chorobą.
— Nie… To co innego, Łapo.
— Glizdku, jesteś chory? — Łapa potwierdził moje
przypuszczenia. Czyli jednak to prawda!
— Nieee….
— No powiedz. Nie bądź taki!
— Będziesz się ze mnie śmiał.
— Ja? Pff… No
coś ty? Za kogo mnie masz? Nie bądź taki, przyjacielowi nie powiesz? — Szturchnął
go w ramię. — Dobra, ja Syriusz Black III przyrzekam na moją zawsze idealną
idealność — Że co? — czyli genialne
włosy, nieziemskie spojrzenie, poczucie humoru, świetny gust i powalającą
urodę, że nie będę się śmiał, nawet gdybyś opowiedział najśmieszniejszy dowcip
na świecie.
— Zakochałem się.
Zapadła cisza. Popatrzyliśmy na siebie z szokiem
wypisanym na twarzach.
3, 2, 1… Wybuchliśmy tak głośnym śmiechem, że wszyscy
zgromadzeni wlepili w nas patrzałki.
— Wiedziałem! — Peter zawsze mówił piskliwym głosem,
ale tym razem przeszedł samego siebie. — Po co wam powiedziałem?!
— To wspaniale Glizdku! — Jako pierwszy uspokoił się
Potter. — Która jest tą szczęściarą?
— L… L… L…
Myślałam, że padnę na widok miny Pottera. Wyglądał,
jakby jego najgorsze obawy właśnie się spełniały.
— Laura. — Dziewczyna zrobiła się cała czerwona.
Czyżby ze złości?
— Twoje szczęście, bo byś nie żył.
Ach, ta ulga na jego twarzy!
— Zakochałem się w tobie. — Peter popatrzył z uczuciem
(!) na zszokowaną Laurę.
— Ale jak to?
— No… Dawałem ci sygnały.
— Jakie?
— Dzieliłem się z tobą jedzeniem.
Wpadła w szok. W sumie też bym w nim była, gdyby Pettigrew
wyznałby mi miłość w taki sposób.
Potter i Black płakali ze śmiechu, a Quin schowała się pod stołem, bo zaczęła
się pluć.
— Laura, dlaczego siedzisz z tymi prostaczkami? —
Naprzeciwko mnie, stała Monie, Scharlott i Vicko w towarzystwie jakiś
obcokrajowców. Po ich opalonej cerze domyśliłam się, że chodzą do Eleskey. —
Ile razy mam ci powtarzać, że nie zadajemy się ze szlamami. — Widziałam
oburzenie na twarzach Pottera, Łapy i Quin, ale kopnęłam tą pierwszą dwójkę pod
stołem na znak, że mają siedzieć cicho, — Cześć Jamesik, co u ciebie słychać?
Nie widziałam ciebie dzisiaj w Pokoju Wspólnym, a miałam dla ciebie kilka
bardzo interesujących książek o Quidditch’u.
— Cześć Monie! Tak, u mnie wszystko w porządku. Nie
uwierzysz, bo to jest wręcz nieprawdopodobne, ale nie zastałaś Pottera w Pokoju
Wspólnym, bo był ze mną. Tak, wiem ciężko jest ci w to uwierzyć, ale to prawda.
Wiesz, było całkiem miło, przytulaliśmy się i w ogóle. — Poruszałam brwiami. —
Jeśli wiesz co mam na myśli.
Jak ja uwielbiam ją gasić! Chyba uznam to za moje nowe
hobby!
Monie wyglądała, jakby ktoś walnął ją książką w twarz,
Zresztą zawsze tak wygląda, kiedy z nią rozmawiam. O ile naszą konwersację
można nazwać rozmową.
—Pytał cię ktoś?
— Wiesz, Scharlott, wiem, że to trudne do pojęcia dla
osoby, która nie potrafi korzystać z mózgu, ale ktoś musiał wam odpowiedzieć.
Jakbyś nie zauważyła, to żadne z nas — Wskazałam na Huncwotów i Quin. Laury w
nasze towarzystwo nie wliczałam. — nie zwróciło na waszą trójkę… Przepraszam,
siódemkę uwagi, a przecież każdy wie, że to nie ładnie nie odpowiadać na zadane
pytania.
— Nie stać cię na szampon? A może próbujesz upodobnić
się do bezdomnych?
Przeszłam po stole i objęłam Vicko ramieniem. Od razu
mi się wyrwała.
— Widzisz mała, — Taka mała to do końca ona nie była.
Przewyższała mnie o głowę. — to wszystko przez niego. Prawda Potter? Tak bardzo
nie mógł się doczekać naszego spotkania, że obudził mnie o czwartej nad ranem.
Chyba nie muszę opowiadać ci co się później działo. Albo ci powiem. Od bardzo dawna
nie nagimnastykowałam się jak dziś rano i czuję, że wszystkie mięśnie będą mnie
jutro boleć, a szczególnie rąk, brzucha i pośladek.
— Szmata zawsze będzie szmatą. Dante ci nie
wystarczył, to teraz bierzesz się za biednego Jamesika? Co ty w niej widzisz?
Przecież to nic nie warty śmieć. Jak mogłeś pozwolić, aby aż tak namieszała ci
w głowie? Popatrz się na nią. A teraz na mnie? Od razu widać, która z nas jest
lepsza.
— Przykro mi Monie, ale nie zadaję się ze szmatami.
Opadła mi kopara. Serio. Musiałam ją zbierać po
podłodze. Pierwszy raz słyszałam, by Potter odezwał się tak do dziewczyny. Nie
wliczam tu siebie, bo my kłócimy się ciągle.
Do oczu Monie napłynęły łzy. Wybiegła z Wielkiej Sali,
a za mną pobiegła jej świta, z Laurą na czele. Chyba się przestraszyła wyznania
Petera. Nie żebym jej współczuła.
Zadzwonił dzwonek i pobiegliśmy na zajęcia. Na
szczęście McGonagall wyjątkowo się spóźniła, co nie zdarzyło się jeszcze
nigdy. Naszym dzisiejszym zadaniem było
transmutowanie jakiegoś ptaka, chyba wrony, w żółwia. Było ciężko, ale w końcu
mi się udało.
Lekcje ciągnęły się w nieskończoność, a gdy zabrzmiał
ostatni dzwonek, czułam się jak w
niebie. Niestety czekało na mnie jeszcze wypracowanie
z transmutacji, starożytnych run i zaklęć. Zaraz po obiedzie powędrowałam do
Pokoju Wspólnego i zabrałam się za ich pisanie. Kończyłam właśnie tworzyć
ostatnie, kiedy Jul wlepiła we mnie swoje czekoladowe oczy.
— Możesz przestać się na mnie tak gapić? — Nie
wytrzymałam po dziesięciu minutach.
— Tak sobie myślę… Chociaż nie, ja to wiem. Ana!
Jesteś stanowczo za grzeczna!
Aż upuściłam pióro, robiąc przy tym wielkiego kleksa
na wypracowaniu.
— Ja jestem za grzeczna?
— Ona jest za grzeczna? — Zdziwienie Quin było równie
wielkie jak moje.
— Kiedy ostatnio zrobiłaś coś naprawdę głupiego?
Przebiegłam wspomnienia z ostatnich miesięcy.
— Uciekłam z zamku i poszłam na głupi koncert.
— Ana! Kiedy to było! Mamy już prawie grudzień, a ty
nie robisz nic poza nauką!
— Przepraszam bardzo. JA nic nie robię? Jakbyś nie
zauważyła, to uczę się pojedynkowania, do tego Dumbledore wybrał mnie i innych
do nauki…
— Właśnie o tym mówię! Twoje całe życie to tylko
nauka. Weź zrób coś głupiego. Kiedy ostatnio byłaś na jakiejś randce? Nie
wspominam już o całowaniu, bo to słowo z pewnością już dawno zniknęło z twojego
słownika.
— Wiesz Ruda, ona ma rację.
— Quin, nawet ty?
— Jul ma rację. Nic tylko siedzisz w książkach. Za
niedługo zrobisz się tak nudna, jak moja babcia.
— Quin, myślisz, że Lilka mogłaby zrobić coś sprzecznego
z jej zasadami.?
— Zdecydowanie nie. Przecież nie może porzucić swojego
bezpiecznego kokonu.
— Czego?
— Nie ważne. Ruda jest po prostu za słaba, aby
zaszaleć. Zastanawiam się, co James w niej widzi. Lily mam zdziadziała.
— Ja zdziadziałam? Ja zdziadziałam? Zaraz się
przekonamy.
Wstałam od stolika, nie zbierając rzeczy. Kątem oka
zobaczyłam, że dziewczyny przybijają sobie piątkę. Poszłam do dormitorium i
wyciągnęłam z szafy krótką, fioletową, rozkloszowaną spódnicę, która prawie
odsłaniała mi tyłek, białą bluzkę zapinaną na guziki na szelki, obszytą
cekinami, pończochy, jakieś bransoletki i sandały na szesnastocentymetrowym
obcasie. Włosy skręciłam różdżką, podniosłam do góry i zrobiłam mocny make-up.
Muszę przyznać, że wyglądałam jak bardzo niegrzeczna dziewczynka.
Wiedziałam, że jak zejdę do Pokoju Wspólnego, wszyscy
będą się na mnie gapić i oczywiście nie zawiodłam się. Na szczęście nie było
Huncwotów, bo kto wie, co by zrobili?
Wyszłam z wieży i poszłam na mały spacer po zamku. Jak
na złość nic głupiego, co bym mogła zrobić nie przychodziło mi do głowy. Na
czwartym piętrze spotkałam Erika Night’a.
Na mój widok stanął jak wryty, a jego oczy zrobiły się
wielkie i okrągłe. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się
dłużej na moim biuście. Wiadomo, chłop zawsze będzie chłopem.
Dzieliło nas jakieś 50 stóp. Podeszłam do niego
najbardziej uwodzicielsko i najbardziej zgrabnie jak potrafiłam.
Chyba dobrze mi poszło, bo gdy do niego doszłam, bez
wahania objął mnie w tali, a dłoń wplótł w moje włosy. W tym momencie nie
potrzebowaliśmy żadnych słów, pożądanie wzięło górę. Z całej siły wbiłam się w
jego usta, a on z zaciętością oddawał każdy skradziony pocałunek. Popchnął mnie
na ścianę, a ja skoczyłam i splotłam nogi powyżej jego bioder.
Nie wiem, jak trafiliśmy do opuszczonej sali i kiedy
posadził mnie na starej, skrzypiącej ławce. Byłam zbyt zajęta żeby się nad tym
zastanawiać.
Tak bardzo go pragnęłam! Uczucie, które tłumiłam przez
ostatnie miesiące, o którym starałam się nie myśleć, powróciło ze zdwojoną
siłą. Nie liczyło się to, że chciał mnie skrzywdzić, lecz nieodparta potrzeba
zaspokojenia pragnienia.
Całował tak dobrze, jak pamiętałam. Co ja mówię?!
Lepiej! Czułam się jak w transie i nawet nie zaprotestowałam, kiedy pociągnął
za bluzkę i odpadły z niej wszystkie guziki. Ściągnął ją. Więcej, zaczęłam
rozpinać jego koszulę i teraz był tylko w spodniach.
Jego dłonie pieściły moje ciało, a nasze języki
odstawały dziki taniec.
Nie potrzebne były nam słowa, aby wyrazić co teraz
odczuwaliśmy. Pocałunki mówiły same za siebie. Wiedziałam, że Potter mnie
kocha, pragnie, a nasze rozstanie było dla niego wielką karą, która właśnie
została przerwana i wszystko będzie jak daw…
Potter? Do jasnej cholery, skąd w moich myślach wziął
się Potter? Przecież jestem z Erikiem! Co ze mną jest nie tak? Przecież pragnę
Pottera.
Cholera!
Czy ja podświadomie się z nim nie całuję?
Ruda! Przestań o nim myśleć! Nienawidzisz go! Pamiętasz?
Ale Erika też nie cierpisz.
A te jego usta…
Wbiłam mu paznokcie w plecy, a ten cicho jęknął.
— Nie masz pojęcia, jak bardzo tęskniłem za twoimi
pocałunkami.
Oderwał się, zaledwie na kilka sekund od moich ust, a
następnie znowu zatopił w nich swoje wargi.
Już dawno nie było mi tak dobrze. Ostatnio, kiedy
całowałam się z Potterem w podczas jego szlabanu w…
Znowu on?!
Erik zaczął dobierać się do mojego stanika; chciał go
rozpiąć.
Czy chciałam stracić dziewictwo na skrzypiącej ławce?
Czy z Erikiem? Czy to właśnie on był mi przeznaczony?
Kogo ja chcę oszukać? Przecież to dureń.
— Przestań.
Zaczęłam wydzierać się z jego żelaznego uścisku, ale
Night stał się brutalny. Nie chciałam go całować. Nie chciałam tu być. Nie z
nim.
— Erik, stój! Nie chcę! PRZESTAŃ!!!
— Wydaje ci się. Chcesz tego. I to bardzo. — Przyssał
się do mojej szyi.
Z całej siły waliłam pięściami w jego plecy, brzuch i
głowę, ale ten wydawał się nie odczuwać bólu.
— Erik, proszę. NIE CHCĘ SIĘ Z TOBĄ PIEPRZYĆ!!!!
Nie przestawał mnie całować. Czułam się jak w jakimś
złym śnie. Zaczęłam krzyczeć, a ten zatkał mi usta pocałunkiem. Po moich
policzkach poleciały łzy.
Trzasnęły drzwi.
Do klasy wszedł Potter.
Był wściekły. Nie, to za mało powiedziane. Dostał
ataku szału.
Odciągnął Night’a ode mnie i przyłożył mu twarz. I
jeszcze raz. I następny.
Bałam się, ze jeżeli go nie powstrzymam, on go zabije.
To było straszne. Spróbowałam odciągnąć go od Erika, ale ten był silniejszy ode
mnie. Gdy złapałam go za rękę, odepchnął mnie, a ja wylądowałam kilka metrów
dalej na podłodze.
Chciałam sprowadzić pomoc, ale bałam się, że gdy
zostawię ich samych, stanie się najgorsze.
Night zemdlał, a Potter nie przestawał uderzać.
— Potter, proszę! Przestań! — Płacz przysłonił mi
widoczność. Miałam przed oczami rozmazane plamy. — On jest już nieprzytomny!
Stój! Zaraz go zabijesz!
— Zasłużył sobie na to. — Jeszcze nigdy w jego głosie
nie słyszałam tyle nienawiści. Przestraszyłam się. Nie, bałam się takiego
wydania Pottera.
Spojrzał na mnie, a jego ręka zatrzymała się w połowie
drogi.
Był w szoku. Ciało Erika wypadło mu z rąk.
Popatrzył na niego z odrazą.
— Powinienem go wykończyć! Zasłużył sobie na to!
— Nie, to…
— On chciał to zrobić po raz drugi! Nie dociera do
ciebie? Jak możesz być tak spokojna i patrzeć na niego ze współczuciem?
Przegiąłeś.
— Ja ze współczuciem? Ja ze współczuciem? Oszalałeś?!
Po tym co chciał mi zrobić, mam tak na niego spoglądać? Może i on jest
największym dupkiem na świecie, ale
popatrz na siebie? Jak ty wyglądasz? Co ty zrobiłeś? Chciałeś go zabić, a nic
tak naprawdę się nie stało!
— Nic się nie stało? Evans, czy ty się słyszysz? On
zdarł z ciebie ubranie, a ty nazywasz to niczym? Powinien smażyć się w piekle!
Pożałuje tego!
— Nie doszłoby do niczego! Dałabym sobie sama radę!
Nie potrzebuję ciebie!
— Nie potrzebujesz mnie? A kto za każdym razem ratuje
ci tyłek?
— Może przestań?
— Nie rozumiesz, że nie potrafię?! Nie dociera do
ciebie, że jesteś dla mnie najważniejsza?!
— Gdyby tak naprawdę było, nie próbowałbyś go zabić. —
Wysyczałam przez zaciśnięte zęby. — Nie mógłbyś sobie wybaczyć, że tak
postąpiłeś. Popatrz się na mnie! Nie rozumiesz, że się ciebie boję?!
Spróbował do mnie podejść, ale ja odruchowo cofnęłam
się do tyłu.
— Evans, ja…
— ZOSTAW MNIE W SPOKOJU!!! NIE CHCĘ CIĘ ZNAĆ!!!
— Gdyby tak naprawdę było — Powtórzył mój tekst. —
pozwoliłabyś mi wtedy zginąć.
— Wiesz jaka jest prawda? Z jednej strony chciałam,
żeby ciebie nie było, a z drugiej…
Urwałam.
— Nie mogłaś na to pozwolić, bo jestem kimś dla ciebie
ważnym.
— Nigdy, powtarzam nigdy, nie będziesz dla mnie kimś
wyjątkowym.
— Świetnie! Widzę, że niepotrzebnie tutaj
przybiegałem! Przecież jesteś we wszystkim najlepsza i poradzisz sobie w każdej
sytuacji!
— Nie mogę na ciebie patrzeć. Brzydzę się ciebie! —
Podniosłam z podłogi moją zniszczoną bluzkę i okryłam się nią.
Wybiegłam z klasy i pobiegłam do Łazienki Prefektów.
Kiedy wróciłam do dormitorium, dochodziła druga w nocy.
— Nam nadzieję, że dokładnie zapoznaliście się z treścią
zadanego rozdziału, a w szczególności nasze trzy papuszki, które myślały, że
skoro na nie nie patrzę, to nie widzę, że piszą liściki. Panno Evans, proszę mi
oddać tą kartkę.
No nie! Dlaczego odwołali nam dwie godziny zaklęć, a
wlepili Obronę przed Czarną Magią? Ja się pytam?! Odkąd ten wariat zobaczył, że
uczniowie prowadzą korespondencję listową na jego lekcjach, zaczął czytać ją na
głos.
Chciałam schować pergamin, ale Brown wyciągnął mi go z
torby.
— Co wczoraj zrobiłaś? Kiedy obudziłam się, było wpół
do drugiej w nocy. Pisze pierwsza.
Nienawidzę tego gościa!
— Byłam z E. N. Odpowiada pytana o zadbanym
charakterze pisma. Ciekawe, kim jest ten nasz tajemniczy E. N. Mam nadzieję, że
z dalszego ciągu się dowiemy.
Zrobiło mi się słabo.
— Z nim? Przecież go nienawidzisz! Zapomniałaś co
chciał ci zrobić? Pyta trzecia, która w jednym wyrazie popełniła aż trzy błędy.
Zerknęłam na dziewczyny. Wywnioskowałam z ich min, że
to nie skończy się dobrze.
— Truśka, przecież to ty wpadłaś na genialny pomysł,
bym zrobiła coś głupiego. Odpowiada ta o ładnym piśmie, Powiedź, że nie doszło
do niczego więcej i tylko rozmawialiście. Z charakteru pisma i błędów,
wnioskuję, że pisała to Truśka.
— Może pan przestać? Nie pana sprawa co tam jest
napisane!
— Przeciwnie panno Evans. Jestem waszym nauczycielem,
a ja mam prawo do wszystkiego. Na czym to ja skończyłem… Ach tak. Chciałabyś.
Całowaliśmy się. Było ostro i zostałam bez bluzki, zresztą on też. Dopisana
jest uśmiechnięta minka, co miało chyba znaczyć, że osoba o ładnym piśmie jest zadowolona.
Nie pieprz! Jak było?! Odpisuję Truśka.
No to teraz będzie najlepsze. Czułam, że zaczynałam
robić się czerwona.
— Nieziemsko. Znowu uśmieszek. Jak on całuje, no jak
on całuje… Od wakacji poprawił swoje zdolności. Kolejna minka. Widać nasza
nieznajoma była zachwycona. Posłuchajcie co pisze dalej. Wszystko było w
porządku, dopóki nie zaczęłam myśleć o Potterze. Tym razem na końcu zdania
znajduje się smutna minka. No proszę! Mamy miłosny trójkącik! Nasza nieznajoma,
tajemniczy E. N. i pan Potter. Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. On?!
Odpisuje Truśka i stawia przez całą linijkę na przemian wykrzykniki i
pytajniki, jakby jeden nie wystarczył. Najwyraźniej uznała, że nie. Z pewnością
miało to podnieść dramaturgię i zaciekawienie Truśki.
Zsuwałam się z krzesła pod ławkę. Dziewczyny też.
— Nie wiem dlaczego, ale w pewnym momencie miałam
wrażenie, że podświadomie to z nim się całuję. Rozumiecie coś z tego? No
proszę! Nasza nieznajoma jest rozdarta uczuciowo! Kto by pomyślał! Całuje się z
jednym, a myśli o drugim! Zobaczmy jaką otrzyma odpowiedz. O nim?! Ruda, czy ty
się przypadkiem nie bujnęłaś w Rogaczu? Zwariowałaś, Quin? Ja i on? Słuchaj co
było dalej. My też z niecierpliwością czekamy. — Odchrząknął. — Night zaczął
posuwać się za daleko. To znaczy, że znowu nie trzymał rączek przy sobie.
Chciałam, żeby przestał, a ten stał się nachalny. Próbowałam go odepchnąć, ale
był dla mnie za silny. Rozpinał mi stanik kiedy… Cały czas pisze Lily. Nie
powiem, jestem zaskoczony jej postępowaniem. Kto by pomyślał, że nasza pani
prefekt ma aż tak bujne życie uczuciowe. Już wiemy, kim jest nasz tajemniczy E.
N. Erik Night, czyż nie tak? — Zerknął na Erika, który siedział w kącie, ze
śliwą pod okiem. Niestety zaklęcia mieliśmy z Puchonami. — Nie będę trzymał was dłużej w napięciu, sam
też jestem ciekawy dalszego obrotu sytuacji. A więc: Rozpinał mi stanik, kiedy
wpadł Potter. Odciągnął go ode mnie i pobił. Zagadka rozwiązana! Już wiemy skąd
pan Night ma to fioletowe cudo zdobiące jego twarz. To nie koniec. Nasza korespondentka,
Lily, pisze dalej. Wpadł w taki szał, że myślałam, że go zabije. Ale tego nie
zrobił? Odpisuje mało inteligentnie Truśka. Jul, przecież on siedzi teraz w
klasie. Co było dalej? Odpisuje Quin. A jak myślisz? Doszło do kłótni. Standard.
Na koniec wybiegłam z sali i pobiegłam do Łazienki Prefektów. Musiałam
ochłonąć. Boję się go. Kończy Lily. Erika? Odpisuje znowu mało inteligentnie
Jul. Pottera! Wyglądał jak maszyna do mordowania, a na dzisiejszej lekcji
niszczył wszystko po kolei i kilka razy mnie oszołomił. Mi udało się go tylko
raz. I znowu smutna minka. Co o tym wszystkim myślicie? Pisze Lily. Ruda, nie
ma co, nigdy więcej nie będziemy ciebie podpuszczać do robienia głupich rzeczy.
Chociaż nie powiem, musiało być… Niestety Quin nie dokończyła myśli, bo
zabrałem jej kartkę. Co o tym myślicie?
W trakcie czytania klasa cicho się podśmiechiwała, ale
teraz uczniowie wyli ze śmiechu.
— Dziękujemy za tą niewielką rozrywkę, a teraz
wracajcie do książek.
Na lunchu stałam się tematem numer jeden. Każdy mówił
o mnie i zdarzeniach minionej nocy. Dosłownie horror; fanki Pottera krążyły
wokół mnie i ciągle mówiły teksty typu: Jak możesz tak postępować? Przecież
Jamesik jest suuuper słodki i kochany, a ty zdradzasz go z Night’em!
Miałam tego serdecznie dość i z wytęsknieniem
czekałam, aż ten dzień się skończy.
Siedziałam razem z dziewczynami w Pokoju Wspólnym i
odrabiałyśmy prace domowe. Niestety nie mogłam się na niczym skupić i w eseju z
eliksirów napisałam, że profesor Brown jest idiotą, imbecylem, kretynem i
durniem.
— Jak oddasz to Ślimakowi, to nawet to, że jesteś jego
ulubioną uczennicą ci nie pomorze.
— Odkrycie, Jul.
— Wiem, że jesteś wściekła, ale mogłabyś się na nas
nie wyżywać?
— O co ci chodzi?
— O nic. Chciałam powiedzieć głośno to zdanie.
Zachichotałam. Dziewczyny zawsze wiedziały, jak
poprawić mi humor.
— Evans, czyli jednak mnie kochasz!
Jeszcze tylko jego mi tu brakowało! Przez cały dzień
unikałam go. Erika zresztą też.
— Kocham cię tak bardzo, że mam ochotę zadźgać cię
nożem, pochować cię w moim ogródku, a na twoim grobie posadzić hortensje!
— Przestań udawać. Przecież każdy słyszał, biorę Łapę
za świadka, że dzięki mojej osobie dałaś kosza Night’owi.
— Nawet jeśli tak było, to co?
— Kochasz mnie. — Usiadł na naręczniku fotela i
przytulił się do mnie, a raczej, przycisnął moją głowę do swojej klatki
piersiowej.
— Niestety po raz kolejny muszę sprowadzić cię na
ziemię. To nigdy nie nastąpi i pogódź się z tym. Od zawsze byłeś na przegranej
pozycji.
— Że niby Night na niej nie jest?
Zawrzało we mnie.
Równocześnie wstaliśmy i oddzielał nas fotel.
— Oczywiście! Zaraz wskoczę do jego łóżka. — Ja i mój
nierozłączny sarkazm. — Oszalałeś? Nie znasz powiedzenia, że dwa razy nie
wchodzi się do tej samej wody? — Kurcze, właśnie zaprzeczyłam swoim słowom. —Znaczy
się trzy?!
Syriusz z Remusem zachichotali.
— Evans, nie bądź taka niedostępna, przecież wiem, że
lecisz na mnie. — Poruszał brwiami.
Mimowolnie przewróciłam oczami.
— Masz rację, tylko czekam, aż mi się oświadczysz i
będziemy mogli odlecieć na twojej miotle w podróż poślubną.
— Naprawdę pomyślałaś wtedy o mnie?
— Ile razy się jeszcze o to zapytasz?! Tak, miałam
przed oczami twój piękny, a za razem denerwujący ryj. Zadowolony?!
— Juhuuuuu!!!! Łapo, mam szanse! — Potter z radości
wskoczył w ramiona Syriusza.
Dzieciak.
— Cieszy się jak dzieciak. — Rzuciła Quin, chichocząc.
— To samo pomyślałam.
Później wszystko działo się jak w zwolnionym tempie.
Potter podbiegł do mnie. Złapał mnie w tali, podniósł i okręcił kilkakrotnie wokół
własnej osi. Byłam w takim szoku, że nie protestowałam. Postawił mnie na
podłodze i złożył na moich ustach krótki pocałunek. Oderwał się szybko i zaczął
uciekać, a ja goniłam go chyba do północy po całym zamku, krzycząc jak bardzo
go nienawidzę.
* Coward, to tchórz. To zwierzątko jest
patronusem Dantego, stąd to przezwisko.
Zajebistee ! :P najlepszy moment to czytanie przez nauczyciela liściku xDD
OdpowiedzUsuńJak bardzo go nienawidzę! I ja też ;D Ale w sumie to kocham ich wszystkich! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Uwielbiam czytać to opowiadanie! Zawsze poprawi mi humor! Zgodzę się, że najlepszym momentem była lekcja OPCM. No tak, zawsze jest jakiś wredny nauczyciel! :D
Pozdrawiam!
Zostałaś nominowana do Liebster Award ;)
Usuńhttp://zostan-ze--mna.blogspot.com/p/liebster-award_16.html
(Za wszelkie niedogodności - przepraszam!)
Pozdrawiam! ;)
"— No… Dawałem ci sygnały.
OdpowiedzUsuń— Jakie?
— Dzieliłem się z tobą jedzeniem."
*facepalm*
Przeczytałam wszystkie rozdziały. Cóż, parę błędów było, ale i tak super :>
Cóż, udane. Mogę powiedzieć tylko tyle o twoim rozdziale ;>
Życzę dużo weny!
Pozdrowienia,
~Miona
Rozdział jest rewelacyjny. Uwielbiam zakochanego Petera. Scena Evans-Night obłędna. Mogli by być razem. Znając temperament Lily dość często zdarzały by im się kłótnie, które kończyły by się gorącymi scenami pojednania (takie tam zboczone myśli). Uwielbiam to, że piszecie opowiadania jakby Huncwoci żyli w "naszych" czasach. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się jak najszybciej. :)
OdpowiedzUsuńNie ma to ja wkurzajcy nauczyciel. Sama raz miałam taką sytuację xD Liściki i te sprawy xD masakra. Ogólnie to muszę Ci powiedzieć, że bardzo mi się podobało, zamierzam czytać Twoje opowiadanie, bo masz duży talent i świetne pomysły.
OdpowiedzUsuńRównież piszę, tzn dopiero zaczynam. Może chcesz mnie odwiedzić na francuska-pokusa.blogspot.com Jest to również FF potterowskie ;)
Byłoby bardzo miło, gdyby ktoś wyraźił swoją opinię na temat pierwszego rozdziału ;)
Pozdrawiam ;)
Kochane wy moje (mogę tak mówić ? :P) Serdecznie Was przepraszam, za ten "lekki" poślizg, ale niestety człowiek zazwyczaj po prostu nie ma czasu na zjedzenie czegoś, a co dopiero komentowanie. No, ale teraz złapałam chwilę, i nie czekając, by ona uciekła, piszę ten komentarz :)
OdpowiedzUsuń"— No… Dawałem ci sygnały.
— Jakie?
— Dzieliłem się z tobą jedzeniem."
Tak jak Miona - *faceplam*
Scena Evans-Night...
Można powiedzieć, że gorąca, zdecydowanie, lecz jakoś nie wyobrażam sobie, żeby Evans aż tak pragnęła faceta, który ją prawie ZGWAŁCIŁ. Wiadomo, gorąca potrzeba, ale bądź, co bądź, to jest akt naruszenia osobistości. I mimo, że nie doszło do czynu (zresztą, po raz drugi xp) to czytałam opowiadanie, w którym Hermina została zgwałcona. Fantastycznie przedstawione, nawiasem mówiąc, ale 'tam' Hermiona całkowicie się zmieniła psychicznie.
No, tak po prostu.
Profesorek ? Aż wybuchnęłam złośliwym chichotem. Zdecydowanie nikt nie powinien pisać liścików na jego lekcji :P
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością, jak zawsze i mówię, żeby nie było : Przeczytałam już 5 stycznia. Tyle, że na komórce, a tam zbytnio komentarzy pisać nie umiem, delikatnie mówiąc ;]
Znad świecących ślepi,
~Nigra.
Weny i w ogóle pomysłów, takich jak te :>