poniedziałek, 17 grudnia 2012

24. Zemsta Dantego.


Ho! Ho! Ho! Wesołych świąt! ;D Niech jedzenie pójdzie w cycki! ;D
Przepraszamy, że tak długo nie było rozdziału, ale niestety, szkoła pochłania większość czasu. Gabriela ma egzaminy gimnazjalne (i kilka ocen do poprawy), a ja, pseudonim bojowy Milka ;D sprawdzian na sprawdzianie. Do tego doszedł mi jeszcze wyjazd na wymianę krajową do Niemiec, więc w wolnym czasie zakuwam język, oczywiście angielski. Mamy nadzieję, że przez najbliższe wolne, uda nam się napisać kolejny rozdział.
Cóż, Komentujcie. ;D
*******

Nie znoszę być zabawką w rękach innych. To takie żenujące, dołujące i… upokarzające.
Wyobraźcie sobie, że to zawsze wy wyznaczacie wszystkim to, co mają zrobić, rozstawiacie wszystkich po kątach i cieszycie się władzą, jaką daje bycie prefektem.
Nie będę zaprzeczać, bo co tu kryć. Zawsze chodzę z wysoko uniesioną głową, dumna jak paw, przy okazji rozbawiona z dowcipów Syriusza, z którym zaczęłam spędzać dużo czasu.
Oczywiście znajdą się takie osoby, którym to będzie przeszkadzać i za wszelką cenę spróbują sprowadzić cię na ziemię, czyli zniszczyć twój idealny świat, w którym żyjesz. Nawet jeśli ten upadek byłby bolesny, to i tak muszą postawić na swoim i posuną się do najbardziej odrażających sposobów by osiągnąć swój cel.
Rada na przyszłość: Jeżeli komuś sprawicie „przykrość” bądź upokorzycie go w miejscu publicznym, ta osoba odpłaci się wam tym samym, tylko ze zdwojoną lub strojoną siłą.
Bo przecież nie można żyć z tą świadomością, że uczennica mogła pozbawić wielką gwiazdę wszelkich łask ze strony płci przeciwnej.
No może nie do końca. Ale o tym za chwilę.
Jednego dnia wszystko jest w porządku; wydzieram się na Pottera, wlepiam mu szlaban, na zajęciach zdobywam najlepsze stopnie, mam dobry kontakt z rówieśnikami, wszyscy mnie szanują, uważają za najuczciwszą i najambitniejszą osobę w szkole, wymyślam miliony sposobów aby pozbyć się Dantego…
No właśnie, Dante.
To przez niego mój wspaniały świat legł w gruzach.
Ale od początku.
Wszystko zaczęło się podczas śniadania, pewnego listopadowego poranka.
Wcinałam płatki śniadaniowe z kakałem, kiedy jak co dzień przyleciała sowia poczta.
Nie spodziewałam się jakiegokolwiek listu od rodziców, więc zaskoczył mnie widok mojej śnieżnej sowy Sami. Podleciała do mnie, a wraz z nią trzy inne.
Jedna należała do Kurta. Kupiłam mu płomykówkę w zeszłym roku na urodziny. Druga, a właściwie trzecia, trzymała w dziobie Proroka Codziennego, a czwarta magazyn „Czarownica”.
Nie zamawiałam tego czasopisma, więc możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy odwiązałam ją on nogi sowy, która odleciała bez zapłaty.
Wzięłam list od Kurta.
Uśmiechnęłam się na widok zgrabnego pisma przyjaciela.

Nieźle poczynasz sobie w Hogwarcie.
Zapewne nie wiesz o co chodzi, więc już ci tłumaczę.
Jesteś moją idolką! Dlaczego mi nie napisałaś, że romansujesz z gwiazdą najpopularniejszego zespołu w twoim świecie?
W sumie piosenki też mają niezłe.
On twierdzi, ze jesteś niezła w łóżku. Ciekawe, czy to prawda… Nie żebym chciał to sprawdzić.
Po prostu… Czy ty NAPRAWDĘ NIE JESTEŚ JUŻ DZIEWICĄ?! Bo przedtem byłaś. Chyba. Po tobie można się wszystkiego spodziewać, więc nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że w jedenastym roku życia je utraciłaś.
Z tego co wiem, to musieliście się długo ukrywać, ale podobno wasze emocje wzięły górę i pierwszego dnia jego pobytu poszliście na całość.
Mogę być chrzestnym? Wiem, że jeszcze o tym nie myślisz, ale mam nadzieję, że to będzie chłopczyk.
Już się nie mogę doczekać, aż zobaczę małego John’a!
Będę go rozpieszczał, kupował mu najlepsze zabawki, nauczę grać na gitarze, jeździć na rolkach, pływać… Dobra, przesadzam.
Będę jego ulubionym wujkiem!
Zobaczysz, ja tu ci wychowam syna! W jego krwi popłyną moje żyły! Albo na odwrót. Zobaczysz, będziemy nierozłączni!
To smutne, że dowiedziałem się tego od twojego narzeczonego, ale cóż, pewnie masz sporo roboty przy szykowaniu ślubu.
Ruda, czy ty przypadkiem nie jesteś za młoda na małżeństwo i bękarta? Nie znam się na waszym prawie, ale chyba przeginasz.
Mam nadzieję, że uda ci się jakoś nagiąć zasady i na święta będę mógł przyjechać do ciebie na wesele. Słyszałem, ze zaprosiliście cały zamek i bez drogich prezentów nikogo nie wpuszczacie.
Od kiedy stałaś się taką materialistką?! Ruda! Co ty odstawiasz?! Gdzie podziała się moja przyjaciółka, która na wakacjach przeżywała zawód miłosny i nie chciała nikogo widzieć?! Dziewczyno, zrób coś, bo właśnie stoczyłaś się na samo dno.
                                                                                                                 
                                                                                                            Kurt

Zdezorientowana popatrzyłam na przyjaciółki, które czytały list przez ramię. Co on do jasnej cholery wygaduje?
— Lily, czy ty…
— Oczywiście, ze nie Quin! Jak mogłaś tak pomyśleć?!
— To wygląda bardzo przekonująco. — Jul pokiwała głową, chcąc potwierdzić swoje słowa. — Bardziej pokrzepiającej końcówki… — Pociągnęła nosem. — dawno nie czytałam.
Złapałam list od rodziców.

Czy ty do końca zwariowałaś?!
A ja ci ufałam! Myślałam, że jesteś chociaż odrobinę inteligentna, a tu co?
Zawiodłam się na tobie. Ja i tata. Jesteś najbardziej nieodpowiedzialną, głupią, myślącą wyłącznie o sobie smarkulą, jaką kiedykolwiek widziałam!!! Jak mogłaś przynieść aż taką hańbę naszej rodzinie?! Co ja wszystkim powiem?!
Przynajmniej została mi Petunia, która w porównaniu do ciebie pilnie się uczy i nie ma czasu na nocne zabawy w łóżku!
Jak mogłaś być na tyle głupia, żeby zaciągnąć tego biednego młodzieńca do łóżka!? A teraz wymuszasz na nim ślub, bo nie masz zamiaru sama wychowywać dziecka!?
Nigdy w życiu nie powiedziałabym, że stoczysz się na dno. NIE TY!!!
Byłaś najmądrzejsza, najinteligentniejsza, najambitniejsza, a jednak najgłupsza.
Jeżeli szybko nam tego nie wyjaśnisz, obiecuję, za dwa dni wracasz do domu! Będzie koniec z magią! Koniec z tą durną szkołą! Koniec z przyjaciółmi! Koniec ze wszystkim co łączy się z tym światem!!!
Gdzie podziała się nasza kochana, mądra i ostrożna Lily? Ja się pytam! ODDAJ JĄ!!! Zniknij potworze!!
Czekamy na wyjaśnienia.
                                                                                                         Will i Olivia

— Czy wy coś z tego rozumiecie?
— Ruda! Ewidentnie straciłaś dziewictwo i jesteś w ciąży!
— Quin, nie krzycz.
Dziewczyny spojrzały na siebie.
— Będę matką chrzestną! — Krzyknęły jednocześnie.
— Nie, ja!
— Właśnie, że ja!
— Zamknij się Jul! Byłam pierwsza!
— To ty się…
— Stop! Chyba was wszystkich pogięło. Zapewniam was, że wszystko ze mną w porządku i nie jestem w stanie błogosławionym. Quin, nie będziesz matką, no to jest nie możliwe. Jul, uspokój się, bo z waszych planów nici. A teraz powiedzcie mi, czy coś z tego rozumiecie?
— Ja… Nie… O cholera. — Zaklęła Jul. — Lily! „Czarownica!”
Dotarło to do mnie w tym samym momencie, co do przyjaciółek.
Sięgnęłam po czasopismo i przerzuciłam kilka stron.
Kiedy zobaczyłam najdłuższy artykuł, wszystko stało się jasne.

NAJSŁAWNIEJSZY DWUDZIESTODWU LATEK NA ŚWIECIE OJCEM?!

Wszystko wskazuje na to, że pogłoski są prawdziwe. Członek zespołu All Star, Dante Wait, wspaniały gitarzysta, bożyszcze nastolatek, a także starszych kobiet, spodziewa się dziecka. I to nie byle z kim!
O dziwo, matką jego dziecka nie jest żadna z jego byłych kochanek (Linday Lohan (mugolska aktorka i piosenkarka), Nicole Klar, światowej sławy zawodniczka Quidditch’a Szponów Wieloryba, najlepsza drużyna od dwóch lat, pierwsze miejsce w klasyfikacji światowej i 64 innych kobiet) , a zwykła i prosta uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Jak to się stało, że się poznali?
Otóż każdy z szanujących się czytelników „Czarownicy”, przeczytał w wydaniu 42, że ów dziewczyna była na koncercie i wzbudziła sensację. Dante urzeczony urodą Lilyanne, zaprosił dziewczynę na scenę. Okazało się, że jest jego wielką fanką i za wszelką cenę chciała, aby gitarzysta zwrócił na nią uwagę. I udało się. Rudowłosa pochwaliła się swoim muzycznym talentem i zepchnęła biednego Wait’a w cień. Sama grała jego partie i spróbowała wykopać wokalistę, ale niestety jej się to nie udało. Po koncercie para została nakryta przez naszych reporterów na gorących pocałunkach w garderobie Dantego. Kto wie, co by się stało, gdyby nie my? Czy Lilyanne zaszłaby w ciążę już po dwugodzinnej znajomości?
Dante zdradził nam, że potajemnie spotykali się w Hogsmeade, a Lilyanne stawała się coraz bardziej nachalna. Niestety Wait był tak zaślepiony urodą Rudowłosej, że przegapił wszystkie niepokojące sygnały.
Prawie miesiąc temu, podczas wypadu do Hogsmeade, para została przyłapana na kłótni. Wyglądało to bardzo poważnie i nasz korespondent był przekonany, że to koniec przelotnego romansu, a biedny Dante będzie musiał pogodzić się ze złamanym sercem. W Trzech miotłach, Lilyanne znowu spotkała ukochanego, ale nadal nie okazywała mu zbyt ciepłych uczuć. „To tylko taka gra. — Mówi Dante naszemu korespondentowi. — Wszystko po to, aby ludzie nie gadali o nas.”
Szkoda, że nie pomyślał o tym wcześniej.
Kilka dni temu, Wait odwiedził Trzy Miotły wraz ze swoją przyjaciółką Vanessą. Zwierzał się jej, że Lilyanne jest jego największą pomyłką życiową i jeszcze nigdy nie spotkał tak naiwnej dziewczyny jak ona. Wait zwierzał się, że ma dość takiego życia i najchętniej chciałby cofnąć czas. Ponoć już pierwszej nocy, czyli w Noc Duchów, kiedy do Hogwartu przyjechały cztery inne Szkoły Magii i Czarodziejstwa oraz zespół All Star, Lilyanne odegrała przedstawienie podczas obiadu powitalnego, po to tylko, aby wyciągnąć Dantego z Wielkiej Sali. Para była tak szczęśliwa swoim szczęściem, że trafili do jakiejś opuszczonej komnaty i to się stało.
Cztery tygodnie później, oznajmiła Dantemu, że spodziewa się jego dziecka i nie obchodzi ją to, co teraz zrobi. Postawiła mu ultimatum; wezmą ślub 26 grudnia w Hogwarcie, a po szkole wyjadą do jego posiadłości i razem wychowają dziecko. „Dla niej liczą się tylko pieniądze! Tylko to ma w głowie i nie obchodzi jej, co powiedzą inni! — Żali się Dante. — Zażyczyła sobie 22 karatowego pierścionka zaręczynowego i gości nie przyjmie z tanimi i niepotrzebnymi prezentami! Mam jej dość! To moja największa pomyłka życiowa! ” Co do ślubu, nie mamy wątpliwości, że Lilyanne leci tylko i wyłącznie na kasę i sławę Dantego.  Jak nie uczuciem, to za pomocą szantażu utrzyma go przy sobie. Ale czy związek bez uczucia może przetrwać? Dowiedzieliśmy się, że Lilyanne jest jedną z najlepszych uczennic w szkole, a jej ulubionym przedmiotem są eliksiry i jest w nich naprawdę dobra, tak więc bez problemu będzie mogła uwarzyć najsilniejszy napój miłosny — Amortencję. Czy mogłaby posunąć się aż tak daleko? Z pewnością tak. Nie zdziwiłoby nas, gdyby Lilyanne chodziło wyłącznie o pieniądze i rozgłos. Podobno potwory nie istnieją. Niestety znaleźliśmy wyjątek. Lilyanne Evans jest tego najlepszym przykładem i na przyszłość, uważajmy na takie osoby.
                                                                                                           Edd Kool

Powoli podniosłam głowę znad artykułu. Cała telepałam się ze złości. Moich uszu doszły śmiechy i zobaczyłam, że ludzie pokazują mnie palcami. Czas stanął w miejscu.
— To się nie dzieje naprawdę. — Szepnęłam.
Do oczu napłynęły mi łzy, które z trudem powstrzymałam. Po głowie krążyło mi milion myśli, których nie próbowałam ogarnąć. Jedna, którą wychwyciłam: Zniszczyć Dantego.
— Lily? — Spytała niepewnie Jul, a ja pokręciłam głową. Bałam się, że jeżeli spróbuję otworzyć usta, które z całych sił zaciskałam, rozpłaczę się.
— Co o tym sądzisz, Wiewióreczko?
Wstałam z wysoko uniesioną głową. Na Sali zrobiło się zupełnie cicho.
PLASK!
— Jak śmiesz pokazywać mi się na oczy?!!
— Z przykrością muszę stwierdzić, że przemilczeli kilka istotnych szczegółów. Szkoda. A ja tak dokładnie wszystko opisałem.
— CHYBA ZMYŚLIŁEŚ!!!! Nie przypominam sobie abym straciła dziewictwo z takim śmieciem jak ty!!!!
— Dziewictwo. — Prychnął. — To ty jeszcze posiadasz takie słowo w swoim słowniku?
Nie wytrzymałam.
Po raz drugi w życiu, targał mną taki gniew, że włosy przy nasadzie zaczęły unosić mi się do góry. Poczułam nagły przypływ mocy i  wymierzyłam cios w jego brzuch, wkładając w niego całą siłę jaka posiadałam. Dante zrobił wielkie oczy i osunął się na podłogę, z trudem łapiąc powietrze.*
— Zadarłeś z niewłaściwą osobą! Pożałujesz tego, Wail!
Chciałam go kopnąć w brzuch, ale odciągnęły mnie czyjeś silne ręce.
Byłam tak wściekła, że próbowałam się wyrywać i zabić tego łotra. Niestety, nagły przypływ siły, tak szybko jak się pojawił, z równą szybkością znikł.
Zostałam wyprowadzona z Wielkiej Sali. Nie obchodziło mnie to, czy połamałam mu kilka kości, czy zrobiłam na wylot dziurę w jego brzuchu, czy już konał. Chciałam go dobić.
Dopiero gdy weszłam do gabinetu dyrektora, zobaczyłam, że Dumbledore przygląda mi się uważnie.
— Lily, czy to…
— Prawda?! — Wcięłam mu się w zdanie, a dyrektor zmierzył mnie wzrokiem. — Oczywiście, że nie! Wie pan co?! Myślałam, że kto jak kto, ale pan z pewnością nie będzie miał wątpliwości, że ten szmatławiec wypisał stek bzdur na mój temat!! — Nie panowałam nad głosem. — Wystarczy, że moi kochani — Zaakcentowałam ostatnie słowo. — rodzice, uważają mnie za dziwkę, przyniosłam hańbę naszej rodzinie i jeżeli w ciągu dwóch dni wszystkiego im nie wytłumaczę, to koniec z magią! Najlepszy przyjaciel stwierdził, że w wieku jedenastu lat po raz pierwszy się puściłam!!! — W obecnym stanie nie zwracałam uwagi na słownictwo. Nawet postać dyrektora nie zbudzała we mnie skrępowania. — A co sobie pomyślą ludzie w całej Wielkiej Brytanii?! Już to widzę; gdy tylko pojawię się w jakimkolwiek miejscu publicznym, będą mnie wytykać palcami i krzyczeć mi prosto w twarz: To ta, która dała dupy Dantemu! Zapłaćcie jej, to może z wami też się prześpi! Bo przecież dla mnie liczy się tylko forsa!!! A kto na tym skorzysta? Oczywiście, że Wait! Ludzie będą mu współczuć, bo przecież został wykorzystany przez piętnastoletnią smarkulę, która marzy o jego willi z basenem!!! Jeszcze czego! Zobaczy! Zems…
— Lily, stop. — Głos Dumbledore’a przywołał mnie do porządku. Był on spokojny, niemal kojący i od razu poczułam, że złość zaczyna (w niewielkim stopniu) mnie opuszczać. — Rozumiem twoje wzburzenie, — Prychnęłam. — i obiecuję, zajmę się tą sprawą, lecz teraz musimy zająć się inną kwestią. Kiedy to się stało?
— W dzień jego przyjazdu! — Udałam, że nie wiem o co mu chodzi. — Upokorzyłam go na oczach całego zamku, a teraz on…
— Dobrze wiesz, że nie o to pytam.
— Tak, ale miałam nadzieję, że jednak chodzi panu o coś innego. — Umilkłam, a Dumbledore popatrzył na mnie wymownie. Przewróciłam oczami. — Pamięta pan, jak Potter „niechcąco” wylądował na drugim końcu Wielkiej Sali i zrobił wgniecenie w ścianie? Tak, to dzięki mnie.
— Pamiętasz, jak umówiliśmy się, że ze wszystkim do mnie będziesz przychodzić?
— Noo, tak… Ale co to za różnica?
— Lily, to jest różnica! Nie zauważyłaś niczego? Nie wiesz, że to jest dla ciebie niebezpieczne? Myślisz, że takie zdolności nie mają konsekwencji? Jesteś w błędzie. Ludzie popadają w obłęd. Chcesz tak skończyć? Z pewnością nie. Powiedz mi, jak mam ci pomóc, skoro nie mówisz mi prawdy?
Zrobiło mi się głupio.
— Ja, przepraszam. Ja po prostu… Stwierdziłam… Wydawało mi się… To jest bez znaczenia. Nie chciałam wspominać o tym drobnym urozmaiceniu. — Przerwałam. — Boję się tego. — Szepnęłam. — Nie wiem skąd to się bierze! A gdybym zrobiła komuś krzywdę? Gdybym zabiła Pottera albo Wait’a? Albo Jul i Quin? Czy w nagłym ataku złości  nie zniszczę kogoś lub czegoś? Nie chcę tego. Nigdy nie chciałam. Po co mi możliwość wnikania do czyjegoś mózgu; widzenia jego przeszłości, odbieranie uczuć i widzenia śmierci, skoro sama mogę stać się jej przyczyną?! Jak to zatrzymać?!
Dumbledore długo mi się przyglądał. Myślałam, że mi nie odpowie. Po części nie myliłam się.
— Nikt tego nie chce. Postaram ci przezwyciężyć klątwę, ale to będzie wymagać od ciebie dużego poświęcenia.
— Jak?
— Wszystko w swoim czasie, Lily. Teraz mamy coś do załatwienia.
Dyrektor wyciągnął kwadratowe pudełeczko i podszedł do kominka. Wsypał garstkę czegoś, co wyglądało jak piach, do paleniska. Posłałam mu zdziwione spojrzenie.
— Podobno twoi rodzice chcą usunąć cię ze szkoły. Przecież nie mogę pozwolić, aby tak zdolna czarownica odeszła z naszego świata.
— Sieć Fiu.
Nie musiał mnie namawiać. Wzięłam odrobinę proszku, weszłam do kominka i wypowiedziałam adres mojego mugolsiego domu.
Zaczęłam kręcić się wokół własnej osi, a po chwili, czyli po jakiejś sekundzie, byłam w domu.
Tata siedział na kanapie, zresztą jak zwykle, otaczał go stos pogiętych kartek. Na mój widok wypadł mu długopis z ręki, a oczy zrobiły się wielkie jak pieniążki.
Wyszłam z kominka, a po chwili pojawił się dyrektor.
Jeżeli tata był zszokowany moim widokiem, to kiedy zobaczył Dumbledore’a, prawie spadł z kanapy.
Miałam ochotę rzucić mu się na szyję i mocno przytulić. Powstrzymałam się. Ograniczyłam się do wyjąkania cichego: Cześć tato. Mimo, że wiedziałam, iż jego złość na mnie, nie jest z jego winy, to i tak miałam do niego żal, że uwierzył w brednie Dantego.
Rodzice powinni mi bardziej ufać, a nie; dostaną jeden głupi list i od razu wyciągają niesłuszne wnioski. Z drugiej strony, gdybym ja się dowiedziała, że moja córka; zdolna i pilna uczennica, jest w ciąży z dennym gitarzystą z jakiegoś boysband’u… Chociaż nie. Stwierdziłabym, że ktoś robi sobie ze mnie jaja.
Moi rodzice biorą wszystko za bardzo na serio.
— Will, co się stało? — W drzwiach stanęła moja kochana matka, której oczy zrobiły się wielkie jak spodki.
Zapadła niezręczna cisza, której nikt nie przerywał. Zastanawiałam się, czy Dumbledore robi to specjalnie i czeka aż to ja się pierwsza odezwę. Cóż, ktoś kiedyś musiał przełamać pierwsze lody. TYLKO DLACZEGO JA? Dyrektor położył  rękę na moim ramieniu, jakby chciał dodać mi odwagi. Podziałało.
— Mamo…
Tyle wystarczyło, aby Olivia i Will odzyskali głos.
— Już cię wywalili?! Najwyraźniej dyrekcja nie marnuje czasu! W ogóle, co ty masz na sobie?! Widzę, że nawet w stroju przejawiasz swoje zbuntowanie!
Zerknęłam na siebie. Ubrana byłam w krótką plisowaną spódniczkę w kratkę, białą koszulę, z rękawami podwiniętym do łokci. Dwa pierwsze guziki odpięłam, a na szyi wisiał mi luźno zawiązany krawat w barwach Gryffindoru. Założyłam czarne szpilki i białe zakolanówki. Cóż, udzieliło mi się co nieco z Lily tej ze snu.
Dumbledore odchrząknął.
— Dzień dobry. Jestem Albus Dumbledore. Poznaliśmy się już kiedyś. Przybyliśmy w sprawie waszej córki Lilyanne. A tak przy okazji: tak wyglądają mundurki w Hogwarcie.
Głos Starego był jak zawsze przyjazny. Nie sposób było mu nie ufać.
Posłałam mu wdzięczny uśmiech.  Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że cała dygoczę ze stresu.
— Niepotrzebnie. — Odparła gorzko Olivia. — Wiemy już o wszystkim. — Zwróciła się do mnie. — Jak mogłaś?! Po kim jak po kim, ale nigdy w życiu nie pomyślałabym, że to właśnie TY zhańbisz naszą rodzinę! Jak mogłaś tak potraktować tego nic niewinnego chłopca?! — Musiałam zacisnąć mocno powieki, aby powstrzymać łzy. — Coś ty ze sobą zrobiła?! Popatrz na siebie! Jesteś żałosna.
Zrobiło mi się słabo. Czułam, że jeżeli zaraz nie opuszczę tego pomieszczenia, zrobię coś, czego będę długo żałować.
— Lily, pozwolisz, że zamienię kilka słów z twoimi rodzicami?
Z ulgą posłuchałam polecenia dyrektora. Gdy mijałam tatę, ten złapał mnie za nadgarstek, dotykając mojej blizny.
— Ona nigdzie nie pójdzie!
Zalały mnie uczucia ojca, których nie potrafiłam zablokować. Nie chciałam czuć jego żalu zawodu i obrzydzenia. Zobaczyłam jego wzburzenie, szok i niedowierzenia, kiedy razem z mamą rozmawiali z Dantem w salonie wczorajszego poranka. Dzień wcześniej dostali sowę, że będą mieć pilną wizytę dotyczącą ich córki. Łajdak. Osobiście przyjechał. To właśnie ta scena przysłoniła wszystkie pozostałe, które przedstawiały szczęśliwe i beztroskie chwile życia rodzinnego i tych w pracy. Na koniec zobaczyłam wizję śmierci rodziców. W całej kuchni walały się zniszczone meble i szkło. Na wyłamanej szafie zobaczyłam kalendarz. Widniała na nim data 20 października 1981 roku. Rodzice wisieli w powietrzu, a wokół nich stało siedem zakapturzonych postaci.
— Mów gdzie się ukrywają!
— Nie wiem!
Crucio!
Powietrze rozdarł krzyk ojca i szlochanie matki.
— Mów!
— Ale ja…
— Nie? Może jej śmierć rozwiąże ci język. Avada kadvara!
Zielony grot ugodził mamę prosto w serce. Ojciec zawył i szamotał się coraz bardziej.
— Nie! Olivia! Nie!
— Zmieniłeś zdanie?!
— Olivia!
— Chyba jednak nie. Cóż, nie jesteś nam potrzebny. Avada kadavara!
Tata został zamordowany.
Wydarłam mu rękę z uścisku i popatrzyłam na Will’a ze strachem w oczach. Jeden szybki rzut oka na Dumbledore’a upewnił mnie, że dobrze wiedział, co właśnie się stało. Wybiegłam z domu, a z oczu popłynęły mi pojedyncze łzy.
Kurt.
Właśnie go chciałam zobaczyć. Pomimo, że byłam pewna, iż on także potraktuje mnie jak ostatnią szmatę, czułam, że on wysłucha mnie i zrozumie.
Zapukałam do drzwi. Po chwili otworzyła je mama chłopaka.
— Lily? Co ty tu robisz? Nie powinnaś być w Londynie?!
— Cześć, ciociu! Ciebie też miło widzieć. Kurt śpi?
Kiwnęła głową.
— Dzięki. — Pobiegłam w stronę schodów. Usłyszałam za sobą krzyk cioci:
— On pewnie śpi! Ten leń, w soboty nie wstaje wcześniej niż dwunasta!
Wpadłam do pokoju przyjaciela. Z przykrością muszę stwierdzić, że Kurt nie spał. Z łazienki dobiegł mnie szum wody. Nie przejmując się, że chłopak właśnie się kąpie, weszłam do pomieszczenia.
Przede mną stał nagi Kurt. Jego patrzałki zrobiły się okrągłe, a na twarzy widniał szok.
Zasłoniłam oczy dłonią. Zero skrępowania.
— Masz trzydzieści sekund. — Powiedziałam i wyszłam.
Jestem dla niego pełna podziwu. W normalnych warunkach, założenie bokserek zajmuje mu przynajmniej dwie minuty ( W końcu chłopak także musi pooglądać się w lusterku. Hihi.), a tym razem pobił swój rekord i już po dwudziestu sekundach ubrany był w gatki i szarą koszulkę z napisem I’M 100% MEN. Rzuciłam się w jego ramiona. Złapał mnie za tył głowy i przyciągnął do swojego torsu.
— Cicho mała.
Dopiero po tych słowach zdałam sobie sprawę, że szlocham. Nie wiem, jak długo tak staliśmy. Minutę, może pięć, kwadrans… Poczułam ulgę tuląc się do niego, do Kutra.
Opowiedzenie wszystkiego, co ostatnio się wydarzyło, zajęło mi blisko dwudziestu minut. Zaczęłam od tego, jak poznałam zespół na koncercie, poprzez kłótnie przed barem, upokorzeniem Dantego w Wielkiej Sali na oczach całej szkoły (i czterech innych), a skończyłam na jego zemście.
— A to chuj.
— Na takie określenie sama wpadłam.
— Chuj do kwadratu!
— Zgadnij, co sobie pomyślałam, jak przeczytałam list od ciebie. W jego krwi popłyną moje żyły? Piłeś coś? A może wciągałeś coś białego?
— Nieee…
— Kurt?
— No dobra! Twój tata dla rozładowania atmosfery, postawił koniak, po przemówieniu tego gnojka. Byłem tak, hm… zdegustowany twoim postępowaniem, że…
— Dobra, nie chcę tego wiedzieć. Powiedz mi, co ten łajdak naopowiadał moim rodzicom.
— No… w sumie to co już wiesz.
— Jak możesz po tylu latach przyjaźni nie mówić mi wszystkiego?
— Podczas relacjonowania całej historii rozpłakał się jak dzieciak! Ciągle powtarzał, że jego świat został zrujnowany. Oskarżył twoich rodziców, że powinni lepiej wychowywać swoje dzieci, a nie robić z nich potwory. Na początku mu nie wierzyłem, ale gdy dał mi zaproszenie na wasz ślub…
— Na nasz co?! Zabiję go! Zabiję!
— Zadźgasz go widelcem, czy może łyżeczką?
— A co na to Petunia?
— Była w siódmym niebie.
— Dlaczego mnie to nie dziwi?
— Mówię serio. Biegała po całym domu i śpiewała, że jej pięcioletnia modlitwa w końcu została wysłuchana. Nawiasem mówiąc, ona ma beznadziejny głos i nawet szkoła muzyczna by jej nie pomogła.
— Tęsknie za tobą.
— Ty Mały Rudy Człowieku… — Zmierzwił mi włosy. — Ja za tobą też. — Przytulił mnie. — Jeżeli komukolwiek o tym powiesz, wyprę się.
Zachichotałam.
— Naprawdę chciałeś przyjechać do Hogwartu na „mój ślub”?
— Myślisz, że mógłbym to przegapić? W dodatku możliwość zobaczenia jak machasz różdżką i posyłasz ludzi na ściany...
Rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili przez szparę wychyliła się głowa pani Sweets.
— Lily, są na dole twoi rodzice i jakiś mężczyzna w sukience. Proszą, żebyś zeszła.
— Już idę.
Pociągnęłam Kurta za rękę.
— Ej! Mogę przynajmniej założyć spodnie?
— Mogę przynajmniej założyć spodnie? — Zaczęłam go przedrzeźniać. — Masz dwadzieścia sekund, ale zrób to lepiej w dziesięć.
Popatrzyłam na niego wyzywająco, a ten przyjmując układ, wbiegł do garderoby. Po chwili, która zajęła aż jedenaście sekund, tak, liczyłam, pojawił się Kurt.
— Wow. Dwa rekordy w ciągu jednego dnia. — Zakpiłam. — Ciekawe czym mnie w przyszłości zaskoczysz.
Wyszczerzył się, wziął mnie pod ramie i zeszliśmy na dół.
U progu salonu szepnął mi do ucha:
— Dlaczego dziewczyny w mojej szkole nie mają takich mundurków?
Za co dostał w głowę.
— Może dlatego, że chodzisz do szkoły dla chłopców?
— Zapomniałem.
— Chyba, że chciałbyś widzieć facetów w spódniczkach.  Nie polecam tego widoku.
Gdy tylko stanęłam w drzwiach, rodzice rzucili mi się na szyję, odpychając biednego Kurta.
— Córciu, przepraszamy. My nie wiedzieliśmy… On był tak wiarygodny… I jeszcze pokazał nam ten artykuł… Przedwczesny wydruk… Zachowaliśmy się… To jest nie do wybaczenia.
— Mamo, wiem, że ten ch… idiota, potrafi być przekonujący i zawsze musi postawić na swoim.
— Powinniśmy bardziej ci ufać. To było złe. Nie mamy prawa oceniać tego co tam robisz.
— Zamknijcie się wreszcie.
Przygarnęłam ich do siebie, wdychając zapach perfum taty. Kątem oka zobaczyłam, że Kurt szczerzy się od ucha do ucha, a Dumbledore, na którego ciocia cały czas patrzyła się podejrzliwie, unosi nieznacznie kąciki ust. Odchrząknął.
— Lily, na nas już czas.
— Nie możemy zostać jeszcze chwile?
— Chciałbym, ale to wykluczone. Muszę być w Ministerstwie za godzinę, a ty masz trening.
— Ale, ale… Potter z pewnością nie obrazi się, jak na jednym nie będę.
— Pomyśl o reszcie drużyny. Czy byłabyś zadowolona, gdyby ktoś nie pojawił się, bo tak jak ty, pojechał do domu i nie ma ochoty wracać?
— Ja tego nie powiedziałam. Uwielbiam Hogwart i Quidditch’a, ale kapitana już mniej.
— Mam rozumieć, że tak potocznie nazywacie elitarną szkołę w Londynie, do której uczęszcza Lily? A ten Cidic to nazwa drużyny siatkarskiej?
Posłałam Dumbledore’owi przepraszające spojrzenie. Oczywiście pani Sweets nie miała pojęcia, że jestem czarownicą i chodzę do najpopularniejszej szkoły magii i czarodziejstwa na całym świecie.
— Lily, musimy już iść.
Po raz ostatni przytuliłam Kurta, który wyciągnął matkę z pokoju, pod pretekstem nagłego ataku wymiotów. Uściskałam rodziców, a następnie wrzuciłam szczyptę proszku Fiu do kominka. Po chwili stałam w gabinecie dyrektora, który zmaterializował się kilka minut po mnie.
— Lily, poczekaj chwilę. W domu twoich rodziców, miałaś wizję.
— A miałam nadzieję, że jednak pan profesor tego nie zauważył.
— Słucham.
Szybko streściłam mu moją wizję. Na koniec nie skomentował jej, tylko pożegnał się ze mną. Stałam już przy drzwiach, ale nagle odwróciłam się w stronę biurka.
— Dziękuję.
Opuściłam gabinet i skierowałam się w stronę wieży Gryffindoru.
Po drodze spotkałam wielu uczniów, którzy śmiali mi się w twarz. Nie przejęłam się. W mojej głowie powstał już plan zemsty.
Na szóstym piętrze wpadłam na Snape’a, Malfoy’a i bliźnięta Carrow.
— Proszę, proszę, Kogo my tu mamy. Szlama Evans.
— Spieprzaj, Malfoy. Nie mam humoru na dziecinną zabawę z tobą. Więc lepiej zabierz zabawki i wara stąd!
Próbowałam go wyprzedzić, ale pozostała trójka zagrodziła mi drogę.
— Ostre słowa jak na taką szlamę.
— Zaraz, jak to było? — Avery udała, że się zastanawia, co jej kompletnie nie wychodziło, bowiem powszechnie było wiadome, że ona nie ma mózgu. — Ach, tak już wiem. — Odchrząknęła. — „Podobno potwory nie istnieją. Niestety znaleźliśmy wyjątek. Lilyanne Evans jest tego najlepszym przykładem.” Zapomnieli dodać, że jesteś szlamą.
— Kurcze, musieli mnie chyba z kimś pomylić. Może z tobą?
— Zamknij się, szlamo! — Oczywiście ten głąb, Amycus, musiał wypowiedzieć swoją stałą kwestię.
— Z przykrością muszę stwierdzić, że macie bardzo ograniczone słownictwo. Nie czytacie książek? — Zakpiłam. — Oczywiście, że nie! — Walnęłam się dłonią w czoło. — Przecież nie potraficie!
Wyciągnęli różdżki. Ja też.
— Och! Nie! Dzieci! Odłóżcie to! Nie wiecie, że możecie sobie zrobić tym krzywdę?! — Cały czas z nich kpiłam. Wiedziałam, że mam niewielkie szanse, aby pokonać całą czwórkę. Grałam na zwłokę. Dlaczego jak Potter i Black są potrzebni to ich nie ma?! — Co jeśli wbijecie je Smarkowi do nosa? Wylecą z niego jeszcze większe gluty niż zwykle.
Drętwota!
Zablokowałam zaklęcie, które wycelował we mnie Snape.
— Nie ładnie atakować damę. W domu nie nauczyli cię dobrych manier? Och! Zapomniałam! Twoi rodzice niczego cię nie nauczyli, bo przecież ich nie obchodzisz.
Wiedziałam, że przegięłam, ale byłam tak zła, że nie ważyłam słów.
Moje ciało uderzyły cztery groty. Prawie. Ktoś rzucił zaklęcie tarczy, osłaniając mnie przed klątwami.
Potter, Syriusz i Remus stali za moimi plecami z wysoko uniesionymi różdżkami.
— Obrońcy szlam. — W głosie Malfoy’a słychać było pogardę.
— Tleniony, odwołaj to!
— SZLAMA! — Krzyknęli całą czwórką.
To był błąd. Huncwoci w jednej sekundzie rozbroili Ślizgonów, a następnie pozbawili ich przytomności. Cztery bezwładne ciała spoczywały pod ścianą, a Potter i Black wpatrywali się w nie z odrazą.
— Ha! — Zza rogu wybiegł Peter. Do jego buta przyczepiony był długi pasek papieru toaletowego.
— Przykro mi Glizdku. Spóźniłeś się.
— Znowu. — Jęknął.
— Rogaty! Wiem co zrobimy!
Syriusz i Potter popatrzyli na siebie. Mogłabym przysiądź, że widzę jak słowa przepływają z mózgu jednego do drugiego.
— O tym samym pomyślałem!
Locomotor Tleniony, Jednojajowe, Smark!
Cztery ciała uniosły się do góry i zaczęły płynąć korytarzem.
— Ej! Do jasnej cholery! Skąd wy tu się wzięliście!
— Może buzi i nie będziesz się o więcej pytać?
— W twoich snach Potter.
— Tajemnica Huncwotów. — Wyszczerzył się Remus, a za nim pozostała trójka. — A teraz wybacz nam. Mamy coś do załatwienia.
Ruszyli korytarzem. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie poszła za nimi. A raczej: pobiegła.
— Stop!
— Daj spokój, Ruda. I tak ci nie powiemy, więc szkoda twojego gardła.
— Nawet siostrze nie powiesz?
— Wybacz.  Ty mi nie powiedziałaś, że przespałaś się z Dante.
Nagrabił sobie. Wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w jego zacny tyłek.
Łapa zapiszczał.
— Ruda! Co ty… AAAaaAAAAaAAaAA!!!
Z jego pośladek sterczał kolorowy (krótko mówiąc w odcieniach różu), włochaty, króliczy ogonek. Huncwoci leżeli na podłodze, trzymając się za brzuchy.
— Ciesz się, że nie wyczarowałam go na twoim przyrodzeniu.
Syriusz wypiął się, jakby przeglądał się w lustrze i kręcił zadkiem.
— Na moją mamusię! Mam ogonek!
— No masz. Taki słodki. — Mówiłam przesłodzonym głosem. — Tylko go poczochrać, znaczy się pogłaskać. — Podeszłam do Blacka i z całej siły złapałam za niego. Syriusz zawył z bólu. — Jak mogłeś uwierzyć w te bzdury, które wypisuje ten szmatławiec!!!!!!
— Ruda, proszę. Puść! To boli. Black prawie płakał. I dobrze. Złapałam jeszcze mocniej.
— Nie wierzę! Prawie rodzony brat oskarża mnie o tak niedorzeczne rzeczy! Nie dość, ze ten kretyn pojechał do moich rodziców przedstawił im mnie w najgorszym świetle, to teraz ty?! Może chcesz zostać ojcem chrzestnym małego John’a? W jego krwi popłyną twoje żyły?! — Taaa… Właśnie zacytowałam Kurta.
— Co? Ruda, pomimo, że nie jestem mugolakiem, nawet ja wiem, że powiedziałaś… AaaAAAAAAAAAaaaaaaA! Opanuj się dziewczyno!
— Co tu się dzieje?! Co to za krzyki?!
— Świetnie, królowa śniegu się zbliża. — Burknął Remus.
— Pani profesor! Tęskniłem!
— Potter, przestań się zgrywać, bo zaraz dostaniesz szlaban. Więc słucham. — Przeniosła wzrok z ciągle leżących Huncwotów na mnie i Łapę. — Panno Evans! Co tu się dzieję?! Dlaczego ściska mu pani dupę?!
Udałam, że kicham, żeby stłumić prychnięcie. Kto by pomyślał, że Minerwa McGonagall posiada w swoim słowniku takie słowa?
— Czy ten ogon za bardzo mnie nie pogrubia? — Spytał ni stąd ni zowąd Syriusz. — Ruda, wydaje mi się, że róż jest za bardzo krzykliwy. Nie mogłabyś zmienić na czerń?
Musiałam oprzeć się o ścianę, żeby nie upaść. Nawet Psychiczna ledwo powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem.
Ze ściany wyleciał Irytek śpiewając:
Nasz szukający boski,
Na klacie rosną mu włoski.
I chociaż czasem je zgoli,
Evans to nie zadowoli.
Ja się popłakałam. Huncwoci też. No dobra, prócz Pottera, ale mniejsza z nim. Nawet McGonagall wybuchła śmiechem. Jedna z nielicznych chwil, kiedy nasza droga opiekunka traci nad sobą kontrolę. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Niestety radość nie trwała zbyt długo, bo Irytek rzucił prosto w nią cztery baloniki z wodą. Psorka zamarła. Woda ściekała po jej włosach, twarzy i ubraniu, a sama wyglądała, jakby chciała kogoś zabić. Kogoś czyli Irytka.
— IIIIRRYYYYYYYTTTTTT! — Mogę założyć się o dziesięć galeonów, że słychać ją było w Hogsmeade.
Poltergeist pokazał jej język i zaczął uciekać. Psychiczna zaczęła wyrzucać z siebie tak brzydkie słowa, że w życiu bym nie pomyślała, że potrafi tak się wyrażać. Pobiegła za nim, zostawiając nas samych na korytarzu.
Jeszcze kilka minut śmieliśmy się. Potem Potter złapał mnie za rękę i razem z Remusem poszliśmy na trening.
Gdy mijaliśmy salę wejściową, zobaczyłam Ślizgonów wiszących na drzwiach Wielkiej Sali, powieszonych na hakach za paski. Chyba nie muszę dodawać, że Syriusz ich umalował i ubrał w krótkie spódniczki, a staniki powypychał liśćmi. Nawiasem mówiąc, gacie Smarka były brudne. Zastanawiało mnie tylko to, kiedy on ich przebrał, skoro jakieś pięć minut był z nami.

Tydzień później.
Tym razem na śniadanie przyszłam z szerokim uśmiechem na twarzy. Pewnie zastanawiacie się dlaczego? Już tłumaczę.
Cała szkoła mówiła tylko o jednym: O artykule. Ale tym razem ja nie byłam tą złą.
Należy jeszcze wspomnieć, że większość dziewczyn w szkole, traktowało Dantego jak jakieś pokrzywdzone zwierzę, którego porzucili właściciele.

DANTE WAIT KŁAMCĄ!
W ostatnim wydaniu podaliśmy, że gitarzysta zespołu All Star spodziewa się dziecka, którego matką ma być nieletnia uczennica Lilyanne Evans, mugolskiego pochodzenia. Nic bardziej mylnego. Dante okłamał nas. Całe spotkanie w Trzech Miotłach było zaaranżowane. Wait chciał zemścić się na biednej Lilyanne, bo ta dała mu kosza na oczach wszystkich zebranych podczas uroczystego obiadu powitalnego w Wielkiej Sali.
Nasz korespondent, za zgodą dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart, Albusa Dumbledore’a, najsławniejszego czarodzieja na świecie, który wynalazł dwanaście różnych sposobów na zastosowanie smoczej krwi, i stoczonej bitwie z Grindelwald’em, spotkaliśmy się z Lilyanne, która opowiedziała nam całą prawdę. Oczywiście sprawdziliśmy te informację. Sam Dumbledore zaświadczył o prawdomówności uczennicy.
Nie trzymajmy was dłużej w niepewności.
Otóż, Dante Wait wszystko zmyślił. Tak naprawdę to on marzył o rozgłosie i w tym celu posłużył się biedną Lilyanne. Żadne z jego wcześniej wypowiedzianych słów, nie było prawdą. On tylko udawał załamanego, tym że został „wykorzystany” przez dziecko. Razem z jego przyjaciółką Vanessą (21 l.) umówili się w Trzech Miotłach, wiedząc, że w tym czasie będzie tam nasz wysłannik. Nie ma żadnej ciąży, żadnego ślubu i żadnych wygórowanych wymagań na prezent ślubny. Lilyanne jest tak naprawdę bardzo skromną i dobrze wychowaną uczennicą, która została wykorzystana. I kto tu jest potworem?
Zapytaliśmy Lilyanne, co sądzi o Dante.
„To cyniczny, myślący tylko i wyłącznie o sobie dupek, który cieszy się, gdy może upokorzyć innych. Jego mózg ogranicza się wyłącznie do myślenia o jego własnych potrzebach. Dla niego liczy się tylko: Ja to chcę i tak ma być. Zrobię wszystko, żeby to osiągnąć, nawet gdybym miał zniszczyć życie innym. On nie liczy się z uczuciami innych. W dodatku myśli, ze umie grać na gitarze co jest kłamstwem.”
Jak myślisz, jaka jest najgorsza rzecz jaką ci zrobił?
„Mogłabym powiedzieć, że to, iż dzięki niemu ludzie zaczęli postrzegać mnie jako potwora. Ale Dante posunął się znacznie dalej. Kilka dni przed ukazaniem się wcześniejszego artykułu, odwiedził moich rodziców, żaląc się im, że go wykorzystałam. Jak wiadomo było na odwrót. Przez niego mogłam zostać usunięta ze szkoły, a rodzice uważali mnie za potwora. Naprawdę ciężko było ich przekonać o braku mojej winy, ale na szczęście ufają mi bardziej niż obcemu człowiekowi.”
Droga Lilyanne, przepraszamy cię, za bezpodstawne oskarżenie.
Dante, słowa do ciebie: Jesteś dupkiem.
                                                                                                       Luice Scarf.

Mina Dantego mówiła wszystko: To nie koniec.
Uczniowie szydzili z niego, a Huncwoci zafundowali mu darmowy prysznic z mleku i obsypali mąką. Wybiegł z sali z krzykiem: Pożałujesz! A ja razem z Jul i Quin śmiałam się, śmiałam, śmiałam się.


* Za dużo anime. Dragon Ball nam się udzielił. :P

3 komentarze:

  1. Od razu przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału *kłania się.*
    Ehh, i co ja mam niby napisać ? :P Rozdział, jak zawsze cudowny, dużo humoru, tylko niezbyt rozumiem reakcję Kurta. Przecież Danty był nieznajomy itp.
    Jeeeny, miałam normalnie ochotę udusić rodziców Lils. No jak tak można ? *oburzenie.*
    W każdym bądź razie, błędów nie wyłapałam, i z niecierpliwością czekam na nowy rozdzialik ;)
    Także lubiąca bajki, jednak nie Dragon Ball,
    Nigra ;3
    PS. Weny ! ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział niesamowity .:) To jest jeden z najlepszych prezentów świątecznych :D Mam ogromną nadzieje, że przez wolne dni coś napiszecie. :P Też miałam mieć wymiany między krajowe ale niestety moja wychowawczyni zaszła w ciąże i wszystkie plany poszły się jeb*ć. niestety... DANTE uwielbiam tego gościa i brakuje mi jego "rozmów" z Lily. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział!
    śmiałam się do łez ze Ślizgonów w spódniczkach ;)
    Przykre, że istnieją ludzie, którzy są tacy jak Dante, ale cóż zrobić? Lily nieźle załatwiła Syriusza, a McGonagall pokazała ludzkie oblicze. (Wielkie brawa dla Was!)
    "W jego krwi popłyną moje żyły!" No tak... W stresie pisze się różne rzeczy, ale ten tekst rozwalił mnie jak cholera! ;)
    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń