Cześć ;D
Udało się. Jest kolejny rozdział. Troszkę przydługi, ale jest. Zajął nam zaledwie 17 stron w Wordzie, ale co to jest?
Patrząc na to, że przez cały listopad miałyśmy po trzy, cztery sprawdziany w tygodniu, to jest to niezły wyczyn. ;D
Czekamy na wasze opinie. Innymi słowy mówiąc... Komentujcie, bo nie wiemy czy jest sens pisania dalszych rozdziałów skoro nie ma odzewu z waszej strony.
Miłego czytania.
********
Przez najbliższe dwa tygodnie w szkole mówiło się tylko o
dwóch rzeczach, a mianowicie o tajemniczym wybawcy tej szumowiny Pottera (czyli
o mnie) i o artykule w „Czarownicy” (znowu o mnie), tak więc stałam się obiektem wszystkich
plotek.
Po kolacji poniedziałkowego wieczoru został wzniesiony w
Pokoju Wspólnym, ołtarzyk, gdzie widniało moje, a raczej nasze zdjęcie, a
dookoła stały zapalone świece i bukiety kwiatów. Gryfonki z młodszych klas
składały pokłony, a raczej zanosiły modły, nad fotografią, co wywołało salwy śmiechu.
W środę po kolacji Dumbledore zwołał drużyny Quidditch’a
(prefektów) i oznajmił, że podczas treningów będziemy mieć wizytację, i
poddadzą ocenie nasze postępy w grze.
A co do naszych postępów… Co tu kryć, byliśmy beznadziejni,
ale cóż się dziwić, skoro Potter jest kapitanem?
Na ostatnim treningu stwierdził, że gorszej drużyny
niedołężnych dzieci, to w życiu nie widział.
A co by chciał?! Myśli, że każdy potrafi latać i podawać te
głupie piłki z zawrotną prędkością?! Niedoczekanie.
Co do Pottera; nadal był tym samym nadętym i wkurzającym
dupkiem i upadek z dużej wysokości, niestety nie naprawił mu mózgu. Szkoda.
Był przedostatni dzień października, czyli jutro wypadała
Noc Duchów. Dwa dni wcześniej, McGonagall ogłosiła, że tego dnia przyjadą do
nas goście z innych szkół, o czym kompletnie zapomniałam. Mieliśmy wyjść na
błonia i powitać przybyłych, a patrząc przez okno widziało się szare niebo, z
którego sączyły się strumienie wody.
Nie ma co! Niezła impreza się zapowiada!
Skoro mowa o przyjęciu, takie miało odbyć się jutro
wieczorem. Taka dyskoteka powitalna. Oczywiście obowiązywały stroje wieczorowe,
a uczniowie poniżej czwartego roku nie mogli przyjść, chyba że zostali
zaproszeni. W związku z moja ostatnią popularnością, cieszyłam się sporym
zainteresowaniem ze strony płci przeciwnej. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym
każdemu po kolei nie dawała kosza. Ostatecznie zdecydowałam się, że pójdę z
bratem Quin.
Szpilka z jakimś Krukonem z siódmego roku, a Jul z Arnoldem.
Byłam pod wrażeniem. Ta dziewczyna rzucała chłopaków po
kilku dniach, a jej najdłuższy związek trwał aż tydzień. A tu co? Już ponad
miesiąc chodzi za rączkę z Match’em i ciągle szepczą sobie czułe słówka do
uszka. Truśka, jestem z ciebie dumna. To był chyba pierwszy chłopak, w którym
się zakochała. Ale czy Juliett Broke tak naprawdę czuła coś więcej do tego
chłopaka? Niestety jeszcze jej nie rozgryzłam, ale coś mi mówi, że ta
dziewczyna nie ma czystych intencji do biednego Arnolda.
Wracając do teraźniejszości.
Był sobotni ranek i razem z Jul i Quin przemierzałyśmy ulice
Hogsmeade. Lało niemiłosiernie i nie marzyłam o niczym innym, jak o powrocie do
mojego ciepłego i wygodnego łóżeczka. Pomimo że miałyśmy parasolki i płaszcze,
byłyśmy przemoczone, a w butach miałam powódź.
Dosłownie. Z każdym krokiem wystrzeliwał z nich strumień i
tak bez końca.
Weszłyśmy do sklepu z sukniami.
Kilka dni temu, w Pokoju Wspólnym, pojawiło się ogłoszenie
dotyczące, iż w Noc Duchów odbędzie się bal. Tak więc rozpoczęło się wielkie
poszukiwanie tej idealnej kreacji.
— Może ta?
— Wyobrażasz sobie mnie w tych falbanach i kokardach? — Quin
zrobiła minę typu: Do mnie mówisz? Stanowczo pokręciła głową, co miało znaczyć:
Nigdy w życiu.
— Quin, spójrz na tą! — Dobiegł nas głos Jul z drugiego
końca pomieszczenia. Czy ta dziewczyna niczego się nie wstydzi?! Przecież ten
sklep jest pełen ludzi.
Parsknęłam.
Brunetka trzymała w ręku wściekło różową kieckę z pierzastym
ogonem.
Quin mnie szturchnęła. W naszym kierunku zmierzała szkolna
miss plastiku Monie, ze swoją świtą. Jul podeszła do nas.
— Wydaje ci się Evans, że znajdziesz coś odpowiedniego dla
siebie? Sklep dla słoni jest obok.
— Więc dlaczego tam się nie wybierzesz? — Monie
poczerwieniała. 1:0 dla mnie.
— Co Broke? Wybrałaś coś dla siebie? — Tym razem to
Scharlott wcięła się w rozmowę. — Weź większy rozmiar, bo w XL z pewnością się
nie wciśniesz.
— Zapewne chociaż raz będziesz chciała być w centrum uwagi.
— W głosie Vicko słychać było kpinę.
— Biedaku, ta Ruda małpa zostawia cię zawsze w cieniu. —
Chyba po raz pierwszy słyszałam, żeby Laura się odezwała. — Nie martw się, w
tej kreacji wylądujesz na pierwszym miejscu w rocznym podsumowaniu najgorszych
wtop modowych. Będą mówić o tobie przez dobrych kilka tygodni.
— Mówi to dziewczyna, która na ostatnią zabawę przebrała się
w kostium goryla. — Jul nie dała się sprowokować. Jestem z ciebie dumna, mała!
— To był szympans!
— Nie kompromituj się, Laura! — Monie była coraz bardziej
poirytowana.
— Nawet osoba, tak ciężko myśląca może przyznać się do
swojej głupoty. — Quin jak zawsze musiała dodać coś od siebie.
— Już przespałaś się z Dante, czy czekacie na odpowiedni
moment? Nie wierzę, że mógł polecieć na kogoś takiego jak ty. Przecież jesteś
zwykłą szmatą, która nie szanuje niczego i nikogo. Popatrz na siebie. Jesteś
niczym. Jesteś żałosna. Jesteś zerem. Jesteś szlamą.
Teraz, Monie, to mnie naprawdę rozzłościła.
— Mała, wylansowana niuniu. Jest mały problem — oprócz
wyglądu istnieje w życiu coś takiego jak mózg. Tak wiem, słyszysz to słowo po
raz pierwszy w życiu, więc już tłumaczę: to takie coś, dzięki czemu myślisz i
jesteś kimś więcej niż najzwyklejszą w świecie kolejną dupą do wyruchania.*
Jak ja uwielbiam te momenty, kiedy dojadę człowiekowi tak, że
nie wie co odpowiedzieć.
Monie patrzyła na mnie z otwartymi ustami, próbując
cokolwiek z siebie wydusić. Niestety, była w lekkim szoku. Jej przyjaciółki
złapały ją pod pachy i próbowały wyprowadzić ze sklepu. Quin na do widzenia
wymierzyła jej lekkiego kopniaka w plecy.
— Kurcze, chciałam mocniej.
— Jak ja nienawidzę tej krowy! Jest tak… — Tutaj Jul użyła
tak brzydkich określeń, że pani sprzedawczyni próbowała nas wyprosić ze sklepu.
Mój zły nastrój momentalnie prysł i znowu miałam ochotę na
zakupy.
Rozdzieliłyśmy się. Ustaliłyśmy, że ja wybieram sukienkę dla
Jul, Jul dla Quin, a Quin dla mnie. Co prawda nie miałam zamiaru niczego
kupować, bo przecież przywiozłam prawie całą szafę i spokojnie moich sukienek
wystarczyłoby dla połowy uczennic w szkole.
Po około dwóch godzinach spędzonych w falbankach, tiulach i
innych takich, wyszłyśmy na zalaną, tym razem nie słońcem, a deszczem, ulice.
Z mojego postanowienia nici. Jak zobaczyłam to cudo, które
trzymała w ręku Quin, to aż zrobiło mi się słabo. Ta kiecka była po prostu
idealna. Oczywiście miałam wielki problem z dobraniem odpowiednich butów, więc
tak na wszelki wypadek kupiłam osiem
par.
Naturalnie dziewczyny wspomniały coś na temat choroby
zakupowej, ale nie specjalnie ich słuchałam.
Najpierw się śmieją, a później będą chciały pożyczać. Pff…
niedoczekanie.
W drodze do Trzech Mioteł wstąpiłyśmy po dodatki.
Tradycyjnie nie obyło się bez kłótni o dobór biżuterii. Czasami mam wrażenie,
że Quin i Jul zginęłyby bez mojego nadzoru.
Stałyśmy w drzwiach baru, gdy za moimi plecami rozległ się
cyniczny głos, którego nigdy w życiu nie zapomnę.
— Wiewióreczka. Miło cię znów widzieć.
Za mną stał Dante.
— Zmyłeś już tą tapetę? Niestety muszę stwierdzić, że miałeś
źle dobrany odcień.
— Ciągle wydaje ci się, że potrafisz grać? — Im dłużej
patrzyłam na tego gościa, tym bardziej robiło mi się niedobrze.
— Dalej utrzymujesz, że jesteś najprzystojniejszym członkiem
zespołu? Patrząc na twoją głupią minę, pewnie nikt ci jeszcze nie powiedział,
że tak nie jest. Przykro mi, że to musiałam być ja.
— To może my wejdziemy i zajmiemy stolik. — Jak przez mgłę usłyszałam
głos Quin.
— Jak ci się podobał artykuł? Sam dorzuciłem kilku
pikantnych szczegółów. Z pewnością teraz co noc się spotykamy w twoich snach.
Ten facet coraz bardziej mnie wkurzał. No dobra, kilka razy
mi się śnił, ale nie dałam nic po sobie poznać.
— Nie przeczytałam całego. Zbyt bardzo zaabsorbowało mnie
zdjęcie, na którym wyszedłeś jak pół dupy zza krzaka.
— Nie za ostre słowa jak na piętnastolatkę?
— Nie wierzę! Bawisz się w mojego ojca.
— Jeżeli chcesz to we dwoje możemy pobawić się w dom. — W uśmiechu
pokazał mi wszystkie zęby.
Czy on właśnie postawił mi niemoralną propozycję?
— Z przykrością muszę stwierdzić, że Potter stanowi lepszą
kandydaturę niż ty.
— Co ja?! — Po raz drugi tego dnia ktoś mnie zaskoczył.
Ktoś, czyli Potter, który znikąd pojawił
się obok nas.
— Spieprzaj, Potter. Nie mam zamiaru oglądać twojej
wstrętnej mordy.
— Stary, na ciebie też się uwzięła? A już myślałem, że tylko
mi w ten sposób okazuje uczucia. — Po raz kolejny Dante się wyszczerzył. Zaraz
wybiję mu te sztuczne zęby!
— Och, świetnie! Jak w końcu się poznaliście, to może
załóżcie klub: „Jak wkurzyć Lilyanne Evans”. — Warknęłam. — Jesteście jak dwaj
zaginieni bracia, z pewnością się dogadacie.
— Jak się złościsz, jesteś jeszcze bardziej piękniejsza,
Wiewióreczko.
Dajcie mi łopatę, bo będę zmuszona żeby użyć pięści!
Uśmiech Pottera momentalnie zgasł.
— „Wiewióreczko”? Durniejszej nazwy w życiu nie słyszałem. —
Mina Pottera, kiedy jest zazdrosny — bezcenna.
— Ja przynajmniej byłem tak kreatywny, że wymyśliłem
pasujące do niej przezwisko. A ty co? — Dante zmierzył go wzrokiem z góry do
dołu. Zapewne wydawało mu się, że Potter jest niczym w porównaniu z wielką
sławą. — Z pewnością ograniczyłeś się do nazywania ją po nazwisku.
Potter poczerwieniał ze złości.
— Ja? Pff… Pff… Nie! — Potter próbował ukryć zmieszanie, co
mu kompletnie nie wyszło.
— Tobie Dante kto w tym pomagał? Menadżer czy pozostali
członkowie zespołu?
Do Pottera chyba dopiero dotarło z kim rozmawia.
— Dante Wait? Ten Dante Wait z zespołu All Star?
— Nie żebym się chwalił, ale to ja. — Ten facet ewidentnie
drwił z Rogatego. Nie żeby było mi go żal.
— Nie wiem czy masz się czym chwalić. Bardziej dennego
gitarzysty w życiu nie spotkałam.
Potter parsknął.
— A tobie co tak wesoło? — Popatrzyłam na Rogacza z pogardą.
— Ty dla odmiany nie potrafisz latać na miotle, a każdy ciebie oszukuje,
myśląc, że w ten sposób podniesiesz sobie samoocenę. I tym oto cudownym
akcentem mojej błyskotliwości, pożegnam się z wami, gdyż moje przyjaciółki na
mnie czekają, a przecież nie chcę, aby się o mnie martwiły.
Miałam się odwrócić, kiedy Dante złapał mnie za nadgarstek i
przyciągnął do siebie. Dzieliło nas kilka centymetrów i stałam pod jego
parasolem. Oczywiście Potter zaczął protestować i wydzierać się, żeby mnie
puścił. Nawet go nie słuchałam.
Dante popatrzył na mnie z triumfem na twarzy, widząc mój
strach. Naprawdę bałam się go.
— Jeszcze się spotkamy, Wiewióreczko. Znacznie szybciej niż
ci się wydaje. — Po tych słowach odepchnął mnie, a ja wylądowałam na drzwiach.
Nie zawracałam sobie głowy Potterem i jego bełkotowi, weszłam do baru.
Oczywiście dziewczyny siedziały przy oknie, z wlepionymi
twarzami w szybę.
Dlaczego mnie to nie dziwi?
Usiadłam przy stoliku, na którym stały trzy butelki
kremowego piwa.
— Dajcie mi coś mocniejszego.
— Czego on chciał? — Jul nie umiała ukryć zaciekawienia w
głosie. Chociaż nie, ona nawet nie próbowała.
— Jak ci się wydaje? Ponabijać się ze mnie. Jak to było? „Z
pewnością teraz co noc się spotykamy w twoich snach.” Idiota. Myśli, że co?
Jest kimś ważnym bo należy do zespołu? Pff… Ja go sprowadzę na ziemię. Jeszcze
raz go spotkam, a pożałuje, że się urodził!
— Lily, nie krzycz. Wszyscy się na nas gapią. — Quin
zmarszczyła czoło. — Czego chciał James?
— Potter! Wyrażaj się. Ci dwaj zachowują się jak bliźnięta
syjamskie.
— Co? — Za każdym razem, kiedy używałam mugolskich terminów,
Jul posyłała mi zdezorientowane spojrzenie.
— Dwójka gówniarzy zrośniętych móżdżkami. — Zignorowałam jej
pytanie. Cały czas się we mnie gotowało. — Pewnie założyli się, który pierwszy
wyprowadzi mnie z równowagi. — Po krótkim zastanowieniu dodałam. — Chociaż nie.
Żałujcie, że nie widziałyście miny Pottera, kiedy Dante nazwał mnie
„Wiewióreczką.” Myślałam, że rzuci się na niego z pięściami.
— Widziałyśmy. — Quin wyszczerzyła się. — A kiedy
przyciągnął cię do siebie, to prawie się rozpłakał.
— Chciałabyś Wood. Chciałem być gentelmanem i uratować Evans
z ramion tego potwora.
— Tu wolne? — Spytał Syriusz.
Nie zdążyłam zaprzeczyć, bo Huncwoci rozsiedli się wygodnie,
jakby byli u siebie w domu. Oczywiście Potter (jak to miał w zwyczaju w czasach
przed naszą kłótnią) wpatrywał się we mnie cielęcym wzrokiem.
Remus spojrzał na torbę, a raczej na osiem toreb, które
leżały obok mnie.
— Widzę, że zakupy udane.
Coś mi przyszło do głowy.
— Remus, nie uwierzysz! To były jedne z najlepszych zakupów
w moim życiu. Miałam poważny dylemat przy wyborze butów, więc wzięłam osiem
par. A ty co byś zrobił na moim miejscu? Jak byś miał do wyboru, czerwone
szpilki z kokardą, platformy, które mają obcasy wysadzane kamieniami, takie
śliczne pantofle ze srebrnymi dzwoneczkami, szpilki z najnowszej kolekcji
słynnego projektanta i jeszcze…
— Lily, stop. — Peter tak haniebnie mi przerwał. —
Zapowietrzysz się.
— To miło Peterku, że tak się o mnie troszczysz, ale damie
nie przystoi przerywać podczas przemowy. A wracając do…
— Do jasnej cholery, co nas to obchodzi?!
— Zachowuj się Syriusz. Jesteś w miejscu publicznym.
Zresztą, ja ci nie przerywałam, kiedy ty wygłaszałeś swoje monologi. —
Powiedziałam z chytrym uśmiechem.
— A chcesz usłyszeć kolejny? — Odchrząknął.
— Zaproszę cię do siebie, kiedy będę chciała szybko usnąć i
posłuchać bajki na dobranoc.
Przybiłam piątkę z Quin, która dusiła się ze śmiechu.
Zresztą nie tylko ona. Pozostali Huncwoci (rzecz jasna oprócz Syriusza),
wyglądali jakby mieli zaraz wybuchnąć, a Remus próbował ukryć parsknięcie za
pomocą nagłego ataku kaszlu.
— Siostra, z kim idziesz na bal?
— To my znowu jesteśmy spokrewnieni?! — Złapałam się za
pierś, jakby ciężki kamień spadł mi z serca. — Mogę cię przytulic? — Nie
czekając na odpowiedź, rzuciłam mu się w ramiona, przy okazji czochrając mu
włosy.
— Ruda! Bo znowu cię wydziedziczę! — Zagroził.
— Och, nie! Jak ja to przeżyję?! — Pociągnęłam nosem. —
Chyba jednak dam radę.
— To z kim idziesz na bal? — Potter po raz pierwszy się
odezwał.
— Z pewnością nie z tobą. — Quin wyręczyła mnie w
odpowiedzi.
— A ty Wood, to co? Adwokat? — Chyba po raz pierwszy
słyszałam, żeby Peter z kogoś drwił.
— Ty się lepiej weź za to ciastko, bo myślenie nie jest
twoją mocną stroną. — Chłopak poczerwieniał.
Potter rozglądnął się po pomieszczeniu. Nie żebym go
obserwowała. Tak po prostu wyobraziłam sobie, jak wyrywam mu włos za włosem.
Takie tam moje marzenie. Nagle jego znudzony wzrok, zatrzymał się na kimś, a
twarz chłopaka momentalnie pojaśniała.
— Łapo patrz. Ciułała się zbliża.
Syriusz zagwizdał.
— Panie wybaczą.
Ulotnili się w stronę
baru, gdzie siedział Erik Night.
— Lily, uspokój się, wybuch w miejscu publicznym jest ci
najmniej potrzebny.
Nawet nie wiem, kiedy zacisnęłam pięść. Rozluźniłam uścisk i
spojrzałam w kierunku baru. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam dwóch
Huncwotów siedzących razem z Erikiem, popijających piwo kremowe i
rozśmieszających Madame Rosmerte.
Posłałam Remusowi zdziwione spojrzenie, na które tylko
wzruszył ramionami. Wystarczył mi jeden rzut oka, aby wiedzieć, że coś ukrywa.
Jul pomachała do kogoś.
— Wybaczcie, ale przyszedł Arnold.
— Przecież miałaś spędzić cały dzień z nami, a nie z tym
nudziarzem. — Oburzyła się Quin, przy czym uśmiechnęła się szeroko, co zepsuło
cały efekt.
— Też was kocham. — Posłała nam całuski i już jej nie było.
Zerknęłam na zakochanych. Przywitali się krótkim
pocałunkiem, a Jul podała mu wszystkie torby z zakupami. Biedak. Uśmiechnęłam
się na ten widok. Wyszli z Trzech Mioteł i tyle ich widziałam.
Przeniosłam wzrok na Remusa, który wyglądał, jakby ktoś dał
mu z liścia.
— Nie przejmuj się, przy dobrych wiatrach po balu ona z nim
zerwie.
— Hm…? — Lupin miał zdezorientowaną minę. — Co? Ja? Daj
spokój.
— Remus, przecież widzę jak na…
— Byłaś u Hagrida? — Nagle wyskoczył z pytaniem Peter, a
Lunatyk posłał mu pełne wdzięczności spojrzenie.
— Nie. — Było mi wstyd, że do tej pory nie odwiedziłam
jeszcze olbrzyma. — Nie miałam czasu.
— Ostatnio narzekał, że go nie odwiedzasz. Sprawił sobie
nowe zwierzątko.
— Remus, mam nadzieję, że to nie żaden plujący ogniem
zwierz, albo coś włochatego. — Coś włochatego, czyli pająk. Szpilka panicznie
bała się tych stworzeń, co okazała na zajęciach Opieki nad Magicznymi
Stworzeniami.
— Ma nowego psa. Na wakacjach Róg zdechł.
— To straszne. — Szepnęłam.
— Po powrocie, razem
z Peterem, zamierzamy odwiedzić olbrzyma. Jeśli chcesz…
Pokiwałam głową.
Rozmawialiśmy jeszcze koło godziny i zaczęliśmy się zbierać.
Byłam już przy wejściu, kiedy dobiegł mnie krzyk Pottera.
— Evans, umówisz się ze mną?!
Gdyby nie silny uścisk na moim ramieniu, gdzie spoczywała
ręka Remusa, przysięgam, że rzuciłabym się na tego imbecyla z pięściami.
Quin złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia.
Kolejna niespodzianka. Drzwi otworzyły się, a do baru weszli
wszyscy członkowie zespołu All Star.
Dante nie byłby sobą, gdyby do mnie nie podszedł.
— Śledzisz mnie? — Syknęłam.
— Chciałabyś, Wiewióreczko.
Miałam mu posłać sarkastyczną odpowiedz, kiedy rozległ się krzyk
Niall’a.
— Matko, Lily! Jak ja cię dawno nie widziałem!
Nie patrząc na nic i na nikogo, złapał mnie i zaczął się
kręcić dookoła własnej osi. Zrobiło mi się niedobrze. Wirował tak szybko, że
torby wyleciały mi z ręki i ktoś dostał jedną w łep.
Proszę, niech to będzie Dante!
Wreszcie mnie postawił, a ja odetchnęłam z ulgą.
— Kurde, też się cieszę na twój widok, ale bez przesady.
Posłał mi szelmowski uśmiech. Kątem oka zobaczyłam, że Dante
pociera głowę. Te buty, które go trafiły, postawię na honorowym miejscu.
— A z nami to się już nie przywitasz? — W głosie Trunk’a usłyszałam kpinę.
Przytuliłam chłopaka, a następnie Zayn’a, który dodatkowo
poprosił o buziaka w policzek i Lucas’a, który szepnął mi na ucho:
— Z chęcią zamienię cię z Dante. Gada tylko o tobie.
Pedofil!
— No proszę. Ja za to próbuję usunąć jego obraz z pamięci.
Odsunęłam się od chłopaka.
Popatrzyłam się na ludzi. Wlepili w nas tępy wzrok.
— No co? Z kolegami z zespołu nie można się przywitać?
Po moich słowach rozpętało się piekło. Wszyscy przepychali
się, aby dotknąć gwiazd, krzyknąć, że są ich wielkimi fanami i mają ich
ostatnią płytę. Z trudem udało mi pozbierać upuszczone zakupy i opuścić lokal.
Gdy stałam w drzwiach usłyszałam krzyk piątki chłopców:
— Do zobaczenia, Lily!
W wydaniu Dantego zabrzmiało to raczej:
— Do zobaczenia, Wiewióreczko.
Drogę do zamku pokonaliśmy w trzydzieści minut. Po
odniesieniu zakupów od razu udaliśmy się do Hagrida.
— No weź! Hagrid, bądź człowiekiem! Powiedz nam!
— Obiecałem, że nic nie powiem. Dumbledore wie, że może
powierzyć mi każdą tajemnicę. — Olbrzym dumnie wypiął pierś. — Quin, nie
wydusisz tego ze mnie.
— Fest mi to tajemnica. — Prychnęłam. — Naprawdę nie możesz
powiedzieć nam jaki zespół będzie grał w Noc Duchów?
— No weź! Przynajmniej dwie pierwsze litery!
— Zagramy w kalambury. — Zaproponował Remus.
— Czy nazwa zespołu składa się z dwóch członów? — Rzuciła
Quin.
— Czy zaczyna się na A? — Drążył Peter.
— Czy to All Star? — Remus był dumny ze swojej inteligencji,
za co dostał ode mnie sójkę w bok.
Hagrid poczerwieniał na twarzy. Mogę przysiądź, że nawet
jego włochata broda zmieniła kolor.
— Proszę, — Rzuciłam się na niego i złapałam za sweter.
Wlepiłam w niego błagalny wzrok. — powiedz, że to nie oni!
Remus, Peter i Quin trzymali się ze śmiechu za brzuchy.
Tylko Hagrid nie wydawał się rozbawiony. No i oczywiście ja.
— Ja… to znaczy… Oni będą grać tylko do północy, a później
zostaną w zamku, bo odbędą się inne uroczystości. Zostaną przydzieleni do
jakiegoś domu, a że chodzili do Hogwartu i byli w Gryff… Cholibka. Ale mam
długi jęzor.
Nagle zrobiło mi się słabo. Remus zauważył, że pobladłam i
posadził mnie na krześle. Po głowie krążyło mi tysiące myśli.
— Lily, nie będzie tak źle. — Powiedziała bez przekonania
Quin. — Rok szybko minie. Nawet się nie obejrzysz, a już ich nie będzie.
— Na koniec roku nie będziesz mogła się rozstać z Dante, bo
będziecie najlepszymi przyjaciółmi. — Kontynuował Peter.
— Rudzielcu, nie przejmuj się. Wystarczy jedno słowo, a on
popamięta nas na długo. — W oku Remusa pojawiły się niebezpieczne iskierki.
— Ja się nie martwię, że oni zamieszkają w Gryffindorze.
Zastanawia mnie to, jak Potter zareaguje na tą wiadomość. Niestety nie darzy
ich zbytnią sympatią i obawiam się, że rozpocznie się wojna Huncwoci vs. All
Star.
— Cholibka, dzieciaki. Nie mówcie nikomu, że wam o tym
powiedziałem. Jak tylko Dumbledore się dowie… — Olbrzym się wzdrygnął.
— Oczywiście, że nie…
Dalsze moje słowa zagłuszyło ryczenie i drapanie tylnich
drzwi.
— Simba! Cicho bydlaku!
Olbrzym otworzył drzwi, a do pomieszczenia wpadł ogromny lew.
Zapiszczałam.
— Mówiłeś, że to pies!
Remus wzruszył ramionami, a Hagrid próbował uspokoić
bydlaka, który cały czas warczał, czy co tam robią lwy.
— Lily, Quin, nie bójcie się! Wszystko pod kontrolą.
Ze szpilką popatrzyłyśmy na siebie. Skinęłam lekko głową i
pobiegłyśmy do drzwi. Simba uderzył w nie całym cielskiem i nawet na zewnątrz
słychać było jego donośny ryk.
Do Pokoju Wspólnego dotarłyśmy w milczeniu.
— Nigdy więcej!
— To powinno być zabronione!
— Ana, on chciał nas pożreć!
Trzasnęły drzwi i do dormitorium wpadła z przylepionym
uśmiechem Jul. Była tak zła, że nie zauważyła, naszego zdenerwowania.
— Jak ja nie znoszę tego palanta! Co on sobie wyobraża?
Myśli, że może mi rozkazywać? Niedoczekanie.
— Kolorowy zawrót głowy już się kończył? — Zadrwiłam.
— O, o, kłopoty w niebie.
— Truśka, to musiało się kiedyś stać. Przecież dobrze wiesz,
że jesteś niestała w uczuciach i nie wiążesz się na długo. Poza tym, Arnold to
nudziarz. — Przytuliłam Jul.
— Ana, o czym ty mówisz? — Odsunęłam się od niej i
przyjrzałam się jej dokładnie.
— Przecież ty zerwałaś z nim, prawda? — Rzadko się zdarza,
żebym była czegoś niepewna. — Mówiłaś, że cię wkurza i…
— Mówię o Syriuszu!
Ten idiota przygwoździł mnie do ściany i próbował się dowiedzieć, z kim idziesz
na bal. Powiedziałam mu, że z Erikiem i wróciłyście do siebie. Żałujcie, że nie
widziałyście jego miny. Wyglądał, jakby jego najgorsze sny właśnie się
spełniły.
— Współczuję chłopakowi. Huncwoci go zabiją.
Następnego dnia, o godzinie 15 cała szkoła zebrała się na
błoniach. O dziwo nie padało, pomimo, że niebo było wręcz czarne. Coś mi się
wydaję, że Dumbledore musiał użyć bardzo silnych zaklęć.
Mimo że byłam ubrana w gruby płaszcz, to i tak trzęsłam się
z zimna, a z ust buchały mi kłęby pary.
Właśnie rozważałam ucieknięcie do szkoły, kiedy wszystko
zaczęło się dziać jednocześnie. Dosłownie.
W ziemi powstała wielka dziura, z której zaczęły wylatywać
kolorowe fajerwerki, tworząc napis Eleskey. Zza konarów drzew wyleciało wiele
postaci na miotłach, które wybiło tłuczki w naszą stronę. Gdy były tuż nad nami
zmieniły się w różne słodycze z Miodowego Królestwa.
— Bonistly! — Usłyszałam podniecony krzyk Pottera, który
stał kilka rzędów za mną.
Z jeziora zaczęła unosić się ogromna (Pisząc ogromna mam na
myśli rozmiary przeciętnego domu jednorodzinnego.) kula wody. Wzniosła się na
wysokość około 100 stóp, a następnie zawiał porywisty wiatr i kula zaczęła
przybierać różne kształty, a następnie buchnął z niej obłok pary.
— Elemetoin — Mruknęła zrezygnowana Jul. — Miałam nadzieję,
że nie przyjadą.
Zza zamku wyleciał prowizoryczny smok, zbudowany — pewnie —
z kupy żelastwa i zionący ogniem, który stworzył napis: Drateescalyre.
Prychnęłam.
— Gorszego wejścia jeszcze w życiu nie widziałam.
Dziewczyny zachichotały.
Jednak byłam w błędzie.
Na podjeździe jechał mugolski traktor z przyczepą, gdzie
siedziała piątka przystojniaków (A raczej czwórka, bo Dantego do osób
przystojnych nie zaliczam) z zespołu All Star, przy czym grali na
instrumentach. Gdyby nie ramie Quin, to przysięgam, leżałabym na ziemi ze
śmiechu. Zresztą nie tylko ja. Widziałam, jak niektórzy uczniowie trzymają się
za brzuchy i zakrywają usta. Mina Psychicznej wyrażała zniesmaczenie, a Starego
całkowite rozbawienie.
Dyrektor przemówił, ale nie zrozumiałam żadnego słowa. W
drodze do Wielkiej Sali, oczywiście Jul musiała wyrazić swoją opinię.
— Co to kurde ma być?! Jakiś cyrk? Tych pajaców na miotłach
to jeszcze rozumie, ale smok?! Bardziej oklepanego i tandetnego wejścia to już
dawno nie widziałam.
— Albo ci z zespołu. — Kontynuowałam. — Myślałam, że mają
większe poczucie godności, stylu i własnej wartości. Z drugiej strony, widok
Dantego w sianie… Żałuję, że nie wzięłam aparatu.
— No wiesz, Wiewióreczko, mogę to dla ciebie powtórzyć. Ale
tylko wtedy gdy zapolujesz ze mną.
— Czy ty człowieku nie wiesz, co to jest sarkazm? — Dante
zrobił zdezorientowaną minę. — Najwyraźniej nie. Cześć Niall! — Krzyknęłam do
obok stojącego blondyna, widząc jego zniecierpliwiony wyraz twarzy.
— Już myślałem, że jesteś źle wychowana. — Na jego twarzy
malowała się ulga. — Mogę usiąść obok
ciebie? Co będzie na obiad? Mam nadzieję, że te wspaniałe schabowe z
pieczarkami i serem na wierzchu! To moja ulubiona potrawa z czasów szkolnych!
— Moja też! — Syriusz wyglądał jakby był w siódmym niebie.
Dziwne, zawsze był taki, kiedy stał przed lusterkiem. — Jest najlepsza! A w
jaki sposób są uduszone grzyby? Normalnie ślinka…
Na szczęście musiał umilknąć, bo właśnie powstał dyrektor, a
w Wielkiej Sali zapadła cisza.
— Witajcie w Hogwarcie! Bardzo się cieszę…
To by było na tyle, z tej części przemówienia, którą
zrozumiałam. Cały czas czułam na sobie kogoś wzrok, kogoś, czyli Dantego, który
siedział naprzeciwko, oparł głowę na splecionych rękach i gapił się, gapił się,
gapił się.
Po upływie dwóch minut nie wytrzymałam.
— Możesz przestać?! — Syknęłam na tyle cicho, aby tylko on
mnie usłyszał.
— Ale ja się patrzę, Wiewióreczko.
— To przestań.
— Oddychać też mi zabronisz? — W jego oku pojawił się
tajemniczy błysk.
— A mógłbyś? Przynajmniej połowa zebranych by była
wdzięczna.
— Wiesz, że miałabyś mnie na sumieniu?
— Ja? No coś ty. Z przyjemnością poszłabym na twój pogrzeb i
zatrzasnęłabym wieko trumny.
— Po naszym pierwszym spotkaniu i pocałunku, nie byłbym tego
taki pewny.
Jestem pewna, że para buchnęła mi z uszu. Jak mnie on denerwował!
Miałam ochotę przybić go (za ubranie) do ściany i patrzeć, jak próbuje się
uwolnić. A ja bym się śmiała, śmiała i śmiała.
— Czy ten but, którym
dostałeś w głowę, przypadkiem ci w niej nie namieszał?
— A chcesz się przekonać?!
— Prowokujesz mnie?
— Powiedź jeszcze raz „prowokujesz.” Prowokująco układasz
przy tym usta.
— Twoje sztuczki podrywu są gorsze niż Syriusza.
— Ej! To nie prawda! — Warknął Black, a ja posłałam mu
wymowne spojrzenie.
— Cicho bądź! — Warknęła Quin. — Zaraz będzie najlepsze!
Po pomieszczeniu rozległy się głośne brawa, a członkowie
zespołu wstali ukłonili się nisko. Dante przy tym nie odrywał wzroku ode mnie.
O co mu do cholery chodzi?!
— Jako że w tym roku w szkole odbędzie się wiele
uroczystości, — Jak przez mgłę usłyszałam głos Dumbledore’a. — a członkowie
zespołu wyrazili zgodę, zamieszkają w swoich dawnych domach z czasów szkolnych,
a więc w Gryffindorze. — Rozległo się głośne oochh, a dla odmiany, z moich ust
popłynęła wiązanka przekleństw w języku hiszpańskim.
— Widzisz Wiewióreczko, jest przed nami długi rok i każdego
dnia będziemy mogli się spotykać.
— A ty z pewnością będziesz chciał spędzić ze mną każdą
wolną chwilę.
— Widzisz jak dobrze się rozumiemy. To znak. Jesteśmy
jednomyślni.
— Ty naprawdę nie wiesz co to sarkazm.
— Tak sobie teraz myślę… Może pójdziesz ze mną na bal?
Czy on mnie właśnie
zignorował?
Zaraz, zaraz…
CZY ON MNIE WŁAŚNIE ZAPROSIŁ!!?
— Hahahahahahahahahaha… Nie.
Mogłabym godzinami patrzeć się na jego zdezorientowaną minę.
— Wnioskuję, że jesteś z kimś już umówiona, skoro dajesz mi
kosza. Pewnie szkoda ci tego frajera, z którym idziesz i nie możesz mu odmówić.
Wiewióreczko, masz za dobre serce.
— To prawda, przez moje dobre serce tak wielu frajerów
cierpi. Prawda Potter?
— Wypraszam to sobie! Ja nie jestem…
Uciszyłam go ruchem ręki.
— Szkoda, każda dziewczyna na sali zazdrościłaby ci, że u
twego boku znajduje się moja osoba.
Moja złość sięgnęła zenitu.
— Wydaje ci się, że świat kręci się tylko i wyłącznie wokół
twojej dupy?! Może jeszcze nie zauważyłeś, że jesteś jedyną osobą na świecie!
— Evans! Wait! — Rozległ się krzyk McGonagall, siedzącej
przy stole nauczycieli. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przyglądają nam
się wszyscy uczniowie. — Czy zawsze
musicie znajdować się w centrum uwagi!? Nie możecie chociaż godziny wytrzymać
bez robienia skandalu?!
— Pani profesor! — Krzyknął Dante. — Jak się pani miewa? Mam
nadzieję, że moja dziewczyna nie daje się pani za bardzo we znaki?
— Nie jestem twoją dziewczyną i nigdy nią nie będę!!! —
Wykrzyknęłam zrywając się z miejsca. Kątem oka zauważyłam, że płeć żeńska
patrzy na mnie jak na kompletną wariatkę. — Masz jakieś urojenia?! Nigdy nie będę twoja i wybij to sobie z
głowy! Żałuję, że ciebie poznałam i daj mi wreszcie spokój!!!
Nie patrząc na nikogo, wybiegłam z Wielkiej Sali.
Biegłam korytarzami zamku. Targała mną taka złość, jakiej od
bardzo dawna nie czułam. W głowie krążyła mi tylko jedna myśl: zniszczyć
Dantego.
Na czwartym piętrze natchnęłam się na woźnego.
— Proszę, proszę… kogo my tu mamy. Szkolna gwiazda, która
zaraz dostanie szlaban.
— Chce pan autograf? — Zakpiłam.
— Za mną.
— Nie mam ochoty iść z tak durnym charłakiem jak ty! Drętwota!
Filch upadł na ziemię, a ja bez żadnych wyrzutów sumienia
pobiegłam dalej.
Nogi same mnie niosły i nim się obejrzałam, byłam na siódmym
piętrze i stałam naprzeciwko starego gobelinu. Przeszłam trzykrotnie wzdłuż
ściany, w której pojawiły się wielkie drzwi. Weszłam do środka.
Znajdowałam się w swoim mugolskim pokoju, który tak bardzo
kochałam. Miałam ochotę rzucić się na moje wygodne łóżko, ale skierowałam się w
stronę drzwi prowadzących do garderoby. Taki tam babski instynkt.
Spodziewałam się, że mama zaczęła powoli uzupełniać braki w
nowych trendach w świecie mugoli, ale mówiąc prawdę, przeszła samą siebie.
Oba drągi były zapełnione sukienkami, spódnicami, bluzkami i
bóg wie czym jeszcze. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie przymierzyła
kilku rzeczy. Włożyłam: http://cdn17.se.smcloud.net/t/photos/thumbnails/182228/natalia_siwiec_640x0_rozmiar-niestandardowy.jpg i wysokie beżowe szpilki z czerwonymi podbiciami.
Przeglądnęłam się w lustrze i wyszłam z garderoby kręcąc się po całym
pomieszczeniu. Cała złość wyparowała.
— Nie wiedziałem, że jesteś aż tak zgrabna, siostra.
Stanęłam jak wryta. Na moim łóżku leżał rozłożony i
wyszczerzony Syriusz.
— Tak właściwie to gdzie my jesteśmy?
— Złaź z mojego łóżka, Black! — Rzuciłam się na chłopaka z
bojowym okrzykiem.
— Au, Ruda! Swoim kościstym tyłkiem zgniatasz mi rękę! Nie
NISZCZ MI FRYZURY!
— Sam tego chciałeś!
Siadłam na nim okrakiem i czochrałam jego włosy.
— Wiesz, że Rogaty nie będzie zadowolony, kiedy się dowie co
my wyprawiamy?
— Ale my przecież nie robimy nic złego.
Rozpięłam jego koszulę i zaczęłam jeździć palcem po jego
nagim torsie.
— Ruda, czy ty się na pewno dobrze czujesz?
— Jak nigdy w życiu.
Pochyliłam się i ugryzłam go w ucho.
— Czy ty mnie próbujesz uwieść? — Na twarzy Łapy widziałam
szok, rozbawienie… i pożądanie?
— Nie, zawsze chciałam zrobić ci malinkę. O tu, na szyi. —
Dotknęłam tego miejsca.
— Zaczynam się ciebie bać.
— Niepotrzebnie. — Wyszczerzyłam się. — To mogę?
— Ruda, zaprowadzić cię do pani Pomfrey?
— To mogę? Bo zrobię bez pozwolenia. — Przybrałam
uwodzicielski wyraz twarzy.
— Ruda, co ja powiem Jamesowi?
— No nie wiem. Może, że masz malinkę?
Nachyliłam się nad Syriuszem i gdy miałam dotknąć ustami
jego skóry, szepnęłam do jego ucha:
— Żartowałam. — I pocałowałam go w policzek, za co oberwałam
poduszką w głowę.
— Ruda, przestań. Napaliłem się na niespełnioną miłość
mojego najlepszego przyjaciela!
Zwalił mnie z siebie i usiadł tak jak ja na nim przed
chwilą.
— Zemszczę się.
— Nie ośmielisz się!
— Chcesz się przekonać? — Wyszczerzył się po Huncwocku.
— Co ja powiem dziewczyną?
— No nie wiem. Może, że masz malinkę?
— Nie umiesz być choć trochę oryginalny?
— Za to będą dwie malinki.
— Black! Nie zapominaj, że jestem panią prefekt!
— Nie zapominaj, że jestem Huncwotem. — W jego oczach
pojawiły się niebezpieczny błysk.
— To może buzi i zgoda?
Syriusz udawał, że myśli. Tak szczerze, to nie za dobrze mu
to wychodziło.
— Dobra. Zawsze chciałem wiedzieć jak całujesz. Zobaczymy,
czy James miał rację zachwycając się tak nad tobą. — Posłał mi szelmowski
uśmiech.
— Ale mi chodziło o buzi w policzek. — Odparłam niewinnie.
— CO?! Myślisz, że ja, Syriusz Black III zadowolę się
cmoknięciem w policzek?
Chcąc nie chcąc, przypomniało mi się jego przesłuchanie.
Zachichotałam.
— Co cię tak śmieszy?
— Nic. Dobra. Całuj. Ale pamiętaj, będziesz miał mnie na
sumieniu. — Pogroziłam mu palcem. — A raczej, Pottera.
Czy to powstrzymało Syriusza?
— Ale jak cię pocałuję, to mnie nie uderzysz.
W myślach przeanalizowałam wszystkie za i przeciw. Zawsze
byłam ciekawa, jak całuje Syriusz. Quin zawsze się nad nim zachwycała. Czy
przypadkiem ja nie zaczęłam myśleć tak jak Łapa?!
Posłałam mu niewinny uśmiech.
— Zależy, czy będzie aż tak beznadziejnie.
Nie wiem czy dlatego, że wjechałam mu na ambicję, czy
dlatego, że był napalony, ale pocałował mnie.
Pierwsze co mi przyszło do głowy: O cholera.
Jak on całował, no jak on całował… Brak słów. Nie dziwie się
Quin, że tak się nim zachwycała. Ciekawe co on myślał o mnie.
Po chwili, która trwała zdecydowanie za krótko oderwał się
ode mnie.
— I jak? — Wyszczerzył się po Huncwocku.
— Tylko na tyle cię stać? — Co powiedziałam, a co myślałam,
to zupełnie dwie różne rzeczy.
Wbił się w moje usta, a ja przyciągnęła go do siebie. Tym
razem poszedł na całość. Jeżeli przedtem brakowało mi słów, to teraz stałam się
niemową.
Gdybym miała wybierać, kto lepiej całuje lepiej, Potter czy
Black… Ciężki wybór.
Nie mam pojęcia jak długo to trwało, ale gdy w końcu Syriusz
oderwał się ode mnie, dalej nie miałam dość.
— Lepiej?
Zdobyłam się tylko na kiwnięcie głową, co Syriusz skwitował śmiechem,
który przypominał szczekanie psa.
Próbowałam go odepchnąć od siebie, ale jak na złość mięśnie
odmówiły mi posłuszeństwa. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów, a im
dłużej patrzyłam w jego niebieskie oczy, tym bardziej robiło mi się słabo.
— Jesteś znacznie lepsza w te klocki od Quin, Ruda. —
Zamruczał mi do ucha. W normalnych warunkach walnęłabym mu w twarz, ale w
obecnej sytuacji zdobyłam się jedynie na krzywy uśmiech.
— Pierwszy raz moja kochana „Wiewióreczka” — Zaakcentował. —
nie może powiedzieć słowa. Muszę o tym powiedzieć Rogaczowi.
To mnie otrzeźwiło.
— Będziesz musiał pożegnać się z najlepszym przyjacielem.
Potter z pewnością ci tego nie wybaczy.
— Czy chociaż raz mogłabyś nie niszczyć mojej
wyidealizowanej wizji świata?
Zachichotałam.
— Możesz się ode mnie odsunąć?
— Czy moja bliskość aż tak ciebie dekoncentruje?
— „Aż tak” to za mało powiedziane.
Zachichotał.
Na szczęście zszedł ze mnie, a mi udało się wstać i wyszłam
na balkon. Poszedł za mną.
Zagwizdał.
— Ruda, nie ma co. Chatę to ty masz niezłą.
Oparłam się o barierkę
i tęsknie spojrzałam w stronę domu Kurta.
Jak ja za nim tęskniłam!
Przynajmniej już mogłam myśleć.
— Jak mnie tu znalazłeś?
— Czego nie zaczęliśmy od tego, a skończylibyśmy na rzeczach
bardziej przyjemnych?
— A więc? — Zignorowałam jego uwagę. Ciągle czułam na ustach
jego wargi.
— Tajemnica Huncwotów.
— Odpowiedział, szturchając mnie w ramię. — Serio idziesz z Night’em na
bal?
— A czy Potter zaprzyjaźnił się ze Smarkiem?
— Mogłem się tego domyśleć. Jul jest kłamczuchą. —
Spoważniał. — Na przyszłość, pamiętaj, aby Filch’owi wymazać pamięć, bo ten
charłak jest chory umysłowo.
— Cholera! Byłam taka zła, że kompletnie o tym zapomniałam!
— Nie martw się, posprzątałem za ciebie. Swoją drogą, niezłe
przedstawienie dzisiaj odstawiłaś. Cała Wielka Sala mówi, jak dałaś kosza
Dantemu. Tak między nami, do palant.
— No co ty. Dzięki za uwagę. W życiu bym się nie domyśliła.
— McGonagall była naprawdę wkurzona, kiedy wyszłaś… a raczej
wybiegłaś z obiadu.
— A czego mógłbyś się spodziewać po Psychicznej? Też mi
nowina.
— Za to Dumbledore wyglądał, jakby lepszej komedii dawno nie
oglądał.
— Widać dawno nie kłóciłam się z Potterem.
— Skoro mowa o Rogaczu…
— Nie próbuj mnie do niego przekonywać. — Zagroziłam. —
Otaczają mnie sami idioci.
— On nie wie. — Posłałam mu zdziwione spojrzenie. — Nie
powiedziałem mu, że to ty go uratowałaś.
— To czego zaczął się do mnie odzywać? — Teraz mnie naprawdę
zaciekawił.
— Cóż, stwierdził, że tak niewiele brakowało, by stracił
życie i przestanie żywić do ciebie urazę. A skoro on ci „przebaczył” —
Narysował w powietrzu cudzysłów. — to mogłem przywrócić cię do łask i znowu
zostałaś moją siostrą.
Przytulił mnie. Nie wiem, jak długo tak staliśmy, ale coś mi
przyszło do głowy.
— Ej, ty nie powinieneś być na uczcie?
— Stwierdziłem, że taki jeden Rudy Człowiek potrzebuje
mojego towarzystwa. — Jego uśmiech był szczery.
— Chociaż raz miałeś rację. Z kim idziesz na bal?
— Ja? Z moją dziewczyną.
Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.
— Wybacz, ale w ciągu tygodnia masz po trzy panny i nawet
nie staram śledzić się twoich podbojów.
— Kojarzysz tą Krukonkę z czwartego roku, taką z czarni
kręconymi włosami do połowy pleców? To z nią.
— Jak się ona nazywa?
— Mildreth. A może Mereedith?
Zachichotałam.
— Dzisiaj z nią zerwę. Ten związek nie miał przyszłości.
— Właśnie widzę. — Mruknęłam, a Black posłał mi sójkę w bok.
Zaburczało mi w brzuchu.
— A teraz zrobimy coś, czego z pewnością jeszcze nie
robiłaś.
— Zjemy płatki śniadaniowe na kolację?
— Lepiej. Będziemy kraść jedzenie z kuchni podczas obiadu.
Wyobraź sobie, że jesteś tam na górze, sięgasz po indyka, a ten nagle znika i
się nie pojawia.
— Nie ma co. — Zakpiłam. — Staję się wandalem.
Objął mnie ramieniem.
— Do Huncwotki jeszcze troszkę ci brakuje.
Nim wyszliśmy z Pokoju Życzeń musiałam się przebrać.
Oczywiście Syriusz nie byłby sobą, gdy nie wszedł do garderoby, gdy byłam w
samej bieliźnie. Oberwał za to obcasem prosto w głowę.
Wybiła 19.30 i razem z dziewczynami byłyśmy już prawie
gotowe. Prawie, czyli ja byłam ubrana, uczesana i pomalowana, a Jul i Quin
biegały po pokoju i krzyczały, że nie zdążą.
Pomogłam Jul upiąć z tyłu drobne loki, proste jak druty
włosy Quin spięłam czarną klamrą, a ja swoje skręciłam i zebrałam na jedną
stronę. Truśka włożyła http://www.polyvore.com/dress/set?id=64066141#stream_box, Szpilka http://www.polyvore.com/red_dress/set?id=64128836#stream_box tą, a ja http://www.polyvore.com/white_dress/set?id=64151476#stream_box. Mówię to rzadko, ale naprawdę wyglądałyśmy świetnie.
W Pokoju Wspólnym czekał już na mnie Derek. Na mój widok,
zbierał koparę z ziemi, z resztą jak większość chłopaków tam zebranych. Potter
chyba odleciał na dłuższy czas, a Syriusz uśmiechnął się porozumiewawczo.
Puściłam mu oczko i ruszyłam w stronę mojego partnera.
Na powitanie uściskał mnie i razem z dziewczynami, Arnoldem
i partnerem Quin o imieniu Cris, bynajmniej tak nam się przedstawił, ruszyliśmy
w stronę Wielkiej Sali. W drodze mijaliśmy wiele par, ale większość dziewczyn postawiło
na proste i nudne sukienki w stonowanych odcieniach.
Po około dziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce.
Sala wyglądała po prostu pięknie. Została powiększona
dwukrotnie i ubrana w odcienie niebieskiego i srebra. Wszędzie zwisały kolorowe
materiały i były nawet mugolskie serpentyny i balony. Z jednej strony stały
dwunastoosobowe, okrągłe stoliki, w większości już zajęte. Naprzeciwko stała
prostokątna scena, gdzie znajdował się już cały zespół, gotowy, aby rozpocząć
imprezę.
Zajęliśmy wolny stolik.
— Bez obrazy Szpilko, ale twój brat to kompletny idiota. —
Nachyliłam się do przyjaciółki, która siedziała obok.
— Pff. Też mi nowość. Mówiłam, idź z Cykorem, ale nie, bo po
co.
— Ja nie żartuję. Ile razy się o coś go zapytam, tyle razy
mnie spławia.
— Spytaj się go o małą Noeli. Zobaczymy co ci odpowie.
Posłałam jej pytające spojrzenie.
— To jego kocica, na której punkcie ma kompletnego świra.
Prychnęłam.
— A jak twój Krukon?
— Ma bardzo ciekawą osobowość.
Posłałam jej pełne litości spojrzenie.
— Spójrz tylko na mnie. I co widzisz? Atrakcyjną Gryffonkę,
z bujną wyobraźnią i wieloma perspektywami na najbliższą przyszłość. A teraz
zerknij na niego. Ja widzę największego nudziarza w całej szkole, który myśli,
że jest fajny, bo przyszedł ze szkolną sex bombą na bal. Cały czas próbuje
żartować, co mu nie wychodzi, a na dodatek cały się spocił. Jakby nie wiedział,
do czego służy antyperspirant.
Zachichotałam.
— To jest nas dwie.
Rozbrzmiały pierwsze nuty utworu. Próbowałam namówić Dereka
na taniec, ale chłopak pozostawał nieugięty. Cały czas patrzył się w jeden punkt
po przeciwnej stronie pomieszczenia.
Ten gościu naprawdę mnie denerwował. Gdyby nie ręka Quin,
która zacisnęłaby się na mojej pięści, to chłopak zebrałby ładnego liścia i to
nie takiego z drzewa.
Wstałam od stołu i ruszyłam przed siebie. Gdzieś tak mniej
więcej w połowie parkietu podszedł do mnie Syriusz.
— Pani pozwoli.
Złapałam go za rękę, a Łapa okręcił mnie, a ja wpadłam w
jego ramiona. Muzyka była wolna, więc tańczyliśmy przytulańca.
— Twój partner też dał dupy?
Parsknęłam.
— Cały czas patrzy się na twoją dziewczynę.
— Na Mady?
— O ile mi wiadomo, na imię ma Sara, ale jak tak bardzo
podoba ci się Mady, to niech będzie.
— A byłem pewny, że
to coś na „m”.
— Widzisz, życie pełne jest niespodzianek.
— Zerwałem z nią. — Posłałam mu zdziwione spojrzenie. — No
co? Przecież ci mówiłem, że dziś to zrobię. Poza tym, nie okazywała
zainteresowania moją osobą, co jest naprawdę karygodne. — Dla potwierdzenia
słów pokiwał głową.
— No nie! Jak ona mogła?! — Zrobiłam przejętą minę i
pogłaskałam go po włosach. — Jak sobie z tym radzisz? Dajesz sobie radę?
— Wiesz, na początku było ciężko. Ale już po trzydziestu
sekundach mi przeszło.
— Ty i twoje dobre serce. — Zakpiłam i pokręciłam głową. —
Syriusz…
— Tak wiem, dobrze tańczę.
— Syriusz…
— Jeszcze lepiej całuję.
— Popatrz się tam.
Wskazałam głową zaciemniony kąt, gdzie stała całująca się
para.
— Widzę, że twoja była panna szybko znalazła sobie
pocieszenie. Cóż, to że zerwał z nią najprzystojniejszy chłopak w szkole,
najwyraźniej po niej spłynęło.
— No wiesz, mogłabyś trzymać swojego partnera bliżej, a przynajmniej
na smyczy.
— No nie! A ja wyglądam tak ładnie! Jak on mógł! Jeszcze
mnie popamięta! Rano obudzi się z ogonem i rogami! Ciekawe, czy wtedy Sara na
niego poleci!
— Hej! Czy ty właśnie przyznałaś, że jestem
najprzystojniejszy?
— A ty oczywiście tylko jedno usłyszałeś.
Skończył się utwór, i przemówił dyrektor.
— Powiem krótko, szalejcie do upadłego!
Słowa Starego zostały obdarowane krótkim brawami. Mikrofon
przejął Trunk.
— Zanim zagramy następny utwór, musi być idealnie. A tak nie
będzie, dopóki pewna wspaniała i utalentowana osoba nie stanie na scenie obok
nas.
Zamarłam. Schowałam się za garniturem Syriusza, który dusił
się ze śmiechu.
— Z pewnością słyszeliście, o wyczynie pewnej rudowłosej
osóbki na naszym koncercie, którą pokochało wiele osób…
— A w szczególności paparazzi. — Mruknęłam pod nosem.
— Chyba wszyscy chcecie ją usłyszeć! Lilyanne, chodź do nas!
O nie, nie idę!
Zaczęto skandować moje imię.
— No Lilyanne, rusz dupę i szoruj na scenę.
— Chyba śnisz, Black.
— Nie, to nie. — Po tych słowach wziął mnie na ręce i
zaniósł na scenę.
— Black! Puszczaj! Ty kretynie, idioto, łajzo! Postaw mnie!
— Jeszcze mi za to podziękujesz. — Wyszczerzył się po
Huncwocku.
Postawił mnie na scenie, a ja zrobiłam naburmuszoną minę.
Jak na złość wszyscy gapili się na mnie. No co? Brudna jestem?
— Przywitajcie Lily oklaskami!
— Nie potrzeba.
— Nie bądź taka skromna. Artyści na to zasługują.
Posłałam Trunk’owi mordercze spojrzenie.
— Tu masz nuty i do dzieła! — Chłopak cały czas mówił do
mikrofonu. Wzięłam do ręki kartki, ale wystarczył na nie jeden rzut oka, by
stwierdzić:
— Nigdy w życiu.
Cały zespół popatrzył na mnie jak na UFO.
— Niedoczekanie wasze. — Nie mówiłam głośno, ale przez to,
że na Sali panowała grobowa cisza, wszyscy doskonale mnie słyszeli. Do moich uszu doszedł niezadowolony głos
Psychicznej.
— Jak zwykle! Zawsze są z nią problemy! Zawsze!
Przewróciłam oczami. Taki mój mały akcent.
— To teraz wy posłuchacie jak gram ja. Najlepiej zejdźcie ze
sceny, żebym was nie przyćmiła.
Dante prychnął, a reszta zespołu posłała mi niedowierzające
spojrzenie.
— Nie martw się Niall i tak cię lubię, więc jakbyś mógł wziąć
skrzypce do ręki, byłabym wdzięczna.— Mówiąc to usiadłam za fortepianem. Jednym
ruchem różdżki wyczarowałam dwa komplety nut. Jeden podałam chłopakowi, a sama
zaczęłam grać.
Zapomniałam, że wszyscy uczniowie i goście patrzą się na
mnie. Jedni może z podziwem, a reszta z niedowierzaniem. Nie obchodziło mnie
to. Byłam tylko ja i muzyka — moja pasja. No i gdzieś tam z boku Niall.
Po skończonym utworze rozległy się głośne brawa, a na twarzy
Dumbledore’a i McGonagall widziałam podziw i dumę. To jak się wtedy czułam…
Tego nie da się opisać. To było nawet lepsze od pocałunku Syriusza i Pottera
razem wziętych. Nawiasem mówiąc, Dante całuje beznadziejne. Powinien zapisać się
na korepetycje do Łapy.
Ukłoniłam się, Remus pomógł mi zejść ze sceny. Każdy dookoła
gratulował mi udanego występu. Ostatni podszedł Potter.
— Mógłbym powiedzieć, że byłaś świetna, ale to już wiesz. Za
miast tego, pięknie wyglądasz. Evans, umówisz się ze mną?
— Uwierz mi, gdybym nie miała trzynastocentymetrowych
obcasów, uciekałbyś stąd z piskiem. Ale zamiast tego, poślę ci pobłażliwy
uśmiech, to był właśnie on, — Wskazałam na moje usta. — a teraz spadaj.
Odwróciłam się na pięcie i wpadłam w ramiona Remusa.
Zatańczyłam z nim kilka tańców i wieloma, naprawdę z wieloma
jeszcze osobami. Wielu czarodziei z innych szkół porywało mnie w obroty i
przedstawiało. Nie byłam w stanie zapamiętać wszystkich imion, ale muszę
przyznać, że bawiłam się świetnie.
O godzinie dwudziestej drugiej zarządzono przerwę na
kolację.
Jednomyślnie z Syriuszem ustaliliśmy, że skoro nasi
partnerzy nas opuścili, to oficjalnie stałam się partnerką Łapy.
Cóż to byłby za wstyd, gdyby szkolny macho był sam na tak
ważnym balu?
Usiadłam przy stoliku Huncwotów, a razem ze mną przyszła Jul
z Arnoldem i Quin z jakimś obcokrajowcem, który nie mówił za dobrze po
angielsku. Ale cóż, od zawsze wiedziałam, że dla Szpilki, najważniejszy jest
wygląd, a komunikacja stanowi niewielki bonus.
Potter przyszedł z jakąś Puchonką, która ewidentnie go
nudziła, Remus z rok młodszą Gryffonką Bonie, a Peter z dziewczyną o imieniu
Maya. Wyglądała góra na trzecią klasę, ale cóż, pozory mogą mylić.
Na stołach leżały karty dań. Wystarczyło powiedzieć głośno
jej nazwę, a talerz z potrawą, od tak, pojawiał się na stole.
— A widziałeś tą wysoką, szczupłą blondynkę w beżowej
sukience? Rogaty! Ona śliniła się na twój widok! A jakie miała nogi!
— Grube? — Podsunął Remus.
— No dobra. To prawda, że miała kilka zbędnych kilogramów,
ale pomyśl sobie; im więcej ciałka, tym więcej do kochania.
— Syriusz, nie musisz zdradzać nam swoich fantazji
erotycznych. — Zachichotała Quin.
— Ty jesteś zazdrosna!
— Ja? Zwariowałeś? — Szpilka popatrzyła na niego jakby mówił
w jakimś obcym języku. — Tak się składa, że to ja zerwałam z tobą…
— Pięciokrotnie. — Rzuciliśmy jednocześnie. My czyli
pozostali Huncwoci, ja i Jul.
— Właśnie. I to ty nie możesz sobie z tym poradzić.
— Ja? Zwariowałaś? — Zauważyłam, że Syriusz ma tendencję do
powtarzania cudzych tekstów. — Jakbyś nie wiedziała, to spotykałem się i
całowałem z dużo lepszymi dziewczynami od ciebie.
Czy tylko ja miałam wrażenie, że mówi o mnie? Zerknęłam na
niego. Tak. Zdecydowanie mówił o mnie. Puścił mi oczko.
— Doprawdy? Z kim?! — Quin prawie krzyknęła z naciskiem.
— Choćby z Lily.
Myślałam, że go zabiję. Dobrze, że miałam puder na twarzy,
bo mogę przysiądź, że zrobiłam się cała czerwona. Potter posłał mu
niedowierzające spojrzenie, a reszta ucichła.
— Skarbie, czy ty przypadkiem nie za dużo wypiłeś?
— Właśnie! Wypijmy za to wspaniałe przyjęcie! — Syriusz wzniósł
kieliszek Ognistej Whisky, którą razem z pozostałymi Huncwotami nielegalnie
wnieśli. — Za szaleństwo w pokoju Lily! Znaczy dzisiejszej nocy! — Poprawił się
szybko, czego chyba nikt nie zauważył.
— Za pijanego Syriusza! — Dorzuciła Quin.
— Za wspaniały występ Wiewióreczki! — Rozległ się głos za
moimi plecami, a w następnej chwili Dante ciągnął za moje oparcie i po kilku
sekundach siedziałam z członkami zespołu.
— Miło, że zaszczyciłaś nasze towarzystwo swoją skromną
osobą.
— Też się cieszę, Zayn. —Mruknęłam bez przekonania.
Chłopaki pogrążyli się w żywej rozmowie, a ja dopiero teraz
przyglądnęłam im się dokładniej.
Trunk miał czarny frak, z pewnością szyty na miarę i
cholernie drogi. Białą koszulę i fioletowy krawat. Włosy, które w
przyciemnionym świetle wydawały się fioletowe, sięgały mu nieco poza uszy.
Lucas miał ciemnogranatowy garnitur, z kieszonką na piersi,
z której wystawała kremowa chusteczka. Miał czarną koszulę i krawat w granatowe
paski. Czarne włosy zaczesał do tyłu.
Zayn włożył śliwkową szatę wyjściową z koronkami (?) na
rękawach. Biała koszula, czarny krawat i artystyczny nieład na głowie
dopełniały jego wygląd.
Niall wcisnął się w brązowy garnitur, kremową koszulę i jako
jedyny miał czarną muchę. Swoje blond włosy postawił na żel, a od jego
niebieskich oczu można było zarazić się szczerością.
No i wreszcie Dante.
Muszę z niechęcią przyznać, że wyglądał najlepiej z całego
zespołu.
Ubrał grafitowy garnitur, szarą koszulę i nie miał krawatu
ani muchy. Po prostu odpiął jeden guzik. Jego ciemnobrązowe włosy sterczały w
różne strony i mogę przysiądź, że spędził dużo czasu przed lustrem, aby
otrzymać taki efekt. Czyżby wzorował się na Potterze?
— A pamiętacie, jak Lily stwierdziła, że Dante ma sztuczną
szczękę? — Lucas nie krył rozbawienia.
— Ej! Już wam mówiłem, że…
— Spadłeś z konia, a ten cię kopnął i wszystkie ci
wyleciały? — Wyszczerzyłam się do chłopaka, który złowrogo mierzył mnie
wzrokiem.
— To nie prawda! One są naturalne!
— Taa… Naturalne to były, kiedy nie włożyłeś w nie kilkuset
zaklęć.
— Dziwię się, że stać cię było na ten strój.
— Śpiewam na ulicy. Ludzie dużo dają. Powinieneś spróbować.
Przynajmniej na grzebień byłoby cię stać.
— Odbijany! — Ktoś pociągnął za moje krzesło i z powrotem znalazłam
się przy stole Huncwotów.
— Dzięki Syriusz. Nie masz pojęcia, jacy to są nudziarze.
— Tak wiem. Bijemy ich na głowę. Wisisz mi taniec. A
najlepiej, tańczysz ze mną do końca.
— Nie ma sprawy. Jestem twoja. — Wyszczerzyłam się.
Po dziesięciu minutach zespół zaczął grać od nowa.
Ostatnie półtorej godziny przetańczyłam z Syriuszem i
pozostałymi Huncwotami. Tak, nawet z Potterem, który ani razu nie zaprosił mnie
na randkę. Fiuuu.
Do dormitorium zaniósł mnie Syriusz, bo nie miałam siły iść.
Po raz pierwszy byłam wdzięczna losowi, że mój braciszek z wyboru ma tyle siły,
aby unieść takiego kloca jak ja.
Pomógł mi się przebrać. Tak, nie miałam siły protestować. A
tak konkretnie, to ściągnął ze mnie sukienkę i włożył mi koszulę przez głowę.
Oczywiście zostałam w bieliźnie.
Ostatnie co pamiętam to, to że życzył mi słodkich snów i
pocałował w czółko.
* Maczuga, dzięki za pomysł ;)
Rozdział świetny z niecierpliwością czekam na kolejny :).
OdpowiedzUsuńNaczytałam się za wszystkie czasy! :) Świetny rozdział. Dużo fajnych pomysłów, fajne opisy, dobry humor, świetne dialogi. Chichrałam się jak głupia, kiedy czytałam wymianę zdań między Lily i Dante. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Eileen
*Zapraszam do mnie [zostan-ze--mna.blogspot.com]
(..!) - w tym oto nawiasie znalazła się spora ilość łaciny i to nie była lingua latina^^ wyrażała ona to co myślę o Twoim blogu, tak przeczytałam cały^^
OdpowiedzUsuńto jak przedstawiasz świat Huncwotów jest wręcz niebywałe. ta praca wciąga. zaciągam się słowami i stwierdzam, że dają efekt lepszy od ekstazy. coś wspaniałego. prześledziłam historię z uśmiechem, nie schodzącym z ust.
błyskotliwe wymiany zdań, cięty język postaci i urok chwil - to wszystko sprawia, że mam ochotę wskoczyć przez ekran i zostać w wykreowanej przez Ciebie rzeczywistości na zawsze.
co do poprawności językowej; wykryłam trochę powtórzeń, przy tak długim tekście trzeba czytać go kilkakrotnie przed opublikowaniem, żeby ich uniknąć. nie istnieje taki sformułowanie jak: "bardziej piękniejsza" - może być "bardziej piękna" bądź "piękniejsza" - podstawowa odmiana przymiotników. Przed "z resztą" nie powinno być przecinka, "zamiast" pisze się razem, nie oddzielnie i "odbijamy" nie "odbijany". Było tego jeszcze trochę, ale nie mam zamiaru wszystkiego Ci wytykać bo zbyt dobrze mi się czytało. Mała rada - sprawdzaj pisownię w wordzie, a unikniesz krytyki z mojej strony - tak, zamierzam śledzić postępy bo widzisz, bardzo spodobała mi się ta opowieść. Jakbyś mogła informować mnie o kolejnych notkach, byłabym zobowiązana.
By the way; gdybyś kiedyś miała ochotę, zapraszam do siebie http://intheblackrain.blogspot.com/
...kurde, Stara jesteś świetna! <3
Oczywiście ze jest sens pisania dalszego ciągu opowiadania. Nie liczy się ilość ale jakość :D ta historia nie jest banalna. Nie opowiada o cichej kujace której nikt nie zna i nie lubi oraz o młodym Bogu idealnym pod każdym względem. Ta historia jest inna bardzej nieprzewidywalna. Takich jest mało. A właśnie wiele osób tak wyobraża sobie życie Lily Evans i jej przyjaciół. :D Proszę wiec niech ta opowieść nie skończy się tylko trwa jak najdłużej :) Uwielbiam watki All star-lily oraz huncwotow w waszym wykonaniu. Nie kazcie nam rozstawać się z tym opowiadaniem. :)
OdpowiedzUsuńDodacie coś jeszcze. Tyle już wyczekuję nowego rozdzaiału czytając ponownie poprzednie. PROSZE PROSZE PROSZE zróbcie mi taki prezent na gwiazdke :3
OdpowiedzUsuń