Przepraszam.
Nawet nie wiesz, jak mnie to
zabolało! Uwierzyłaś wiecznie kłamiącej siostrze, a mnie nie dopuściłaś do
głosu!
Myślałam, że mi ufasz!
Myliłam się.
Nie jestem wstanie… Nie mogę… Za
wcześnie jeszcze na przebaczenia. To cały czas mnie boli! Ciągle staje mi przed
oczami twoja twarz…
Potrzebuję czasu.
Lily.
Patrzyła przez chwile jak jej
śnieżna sowa oddala się z listem przywiązanym do nóżki. Kiedy zniknęła za
horyzontem, opuściła sowiarnie i skierowała swoje kroki ku Wielkiej Sali.
— Ona doprowadza mnie do szału!
Co sobie myśli? Może wystawiać nas do wiatru!? Przecież byłyśmy umówione 20
minut temu, że pójdziemy do Hagrida!
— Pewnie jak zwykle szlaja się z
Blackiem.
Lily i Jul siedziały w swoim
dormitorium. Miały przygotowane płaszcze i szaliki, a w dłoniach trzymały
kalosze.
— Już mnie popamięta! Mogliby w
końcu zerwać! Co oni sobie wyobrażają!? Mają zaledwie po 11 lat, a już romanse
im w głowach! Nagadam jej to tego pustego, wścibskiego…
W tym momencie drzwi dormitorium
trzasnęły i wpadła do niego zapłakana Quin. Twarz miała ukrytą w dłoniach. Nie
patrząc na przyjaciółki, rzuciła się na łóżko i zasłoniła kotarami.
— W końcu raczyłaś wrócić!? —
Ruda nie zauważyła w jakim stanie jest blondynka — Jesteś najbardziej
nieodpowiedzialną, wredną, wkurzającą, wścibską…
— Zerwałam z Syriuszem. — Obiegł
je stłumiony głos Quin.
Obie momentalnie złagodniały. Cała
złość nagle wyparowała. Wgramoliły się na pościel blondynki. Twarz miała ukryta
pod poduszką.
— Wykrakałaś! — Powiedziała cicho
Jul.
— Quin, wiemy, że musisz teraz
cierpieć z powodu tego pajaca, ale wiedź, że będziesz miała jeszcze wielu
chłopców i…
— Nie płacze z powodu tego
idioty! — Twarz blondynki wyłoniła się spod nakryć. Oczy miała zapuchnięte. —
Zerwałam bransoletkę! — I pokazała cieniutki łańcuszek zaciśnięty w jej pięści.
— Oszaleję przez ciebie!
— A wy myślałyście, że co? Że
będę płakać przez Syriusz Blacka, który ogląda się za każdym ładnym tyłkiem w
szkole? Nie odpowiadajcie. Dodała widząc miny przyjaciółek.
W końcu nastał marzec, a wraz z
nim temperatura na dworze rosła, a śnieg topniał. Najbliższy mecz – Gryffindor
vs. Huffelpuff –miał odbyć się w najbliższą sobotę. Między domowe rozgrywki
wzbudziły ogromne podniecenie wśród uczniów, a w sobotni poranek mówiło się
tylko o meczu.
Wróg numer 1 wszystkich mugolaków
przestał dawać osobie jakichkolwiek oznak życia, więc sprawa została
zapomniana. Tylko Ślizgoni ciągle drwili z dzieci urodzonych w nie magicznych
rodzinach, lecz z czasem przestało to bawić kogokolwiek i nikt nie zwracał na
to uwagi.
Lily, nie rozmawiała z Jamesem, a
nawet odmawiała przebywania z nim w jednym pomieszczeniu dłużej niż trwało
jedno pogardliwe spojrzenie. Chłopak także nie przejawiał żadnych chęci, do
pogodzenia się z dziewczyną. Coraz częściej na korytarzach można było spotkać
Pottera i Blacka rzucających zaklęcia z książki, którą Okularnik znalazł w
bibliotece. Dziwnym trafem w tym samym czasie na korytarzu pojawiałam się
McGonagall, która na ten widok wpadała w furie, przez co dwaj Huncwoci
zarabiali kolejne szlabany, dzięki czemu ich wolny czas skurczył się do
minimum, bo do tego dochodziły jeszcze treningi.
Tymczasem, w dormitorium
dziewczyn z 1 roku siedziały trzy dziewczynki ostro się o coś wykłócając.
— Nie pójdę na ten durny mecz,
więc dajcie mi w końcu święty spokój! — Warknęła Lily.
Jej przyjaciółki od dobrej
godziny próbowały przekonać ją, aby jednak zmieniła zdanie, ale jak widać Ruda
została nieugięta.
— Evans, pójdziesz nawet jeśli
będziemy musiały cię tam zaciągnąć siłą!
— Wood, bądź tak miła i przymknij
jadaczkę bo chce się uczyć!
Ta niezrażona słowami
przyjaciółki podeszłą do niej i zabrała książki wraz z notatkami.
Lily zrobiła wściekłą minę i
warknęła:
— Oddaj to!!
— A pójdziesz z nami na mecz?
— W twoich snach.
— Więc zapomnij o notatkach.
Mówiąc to przystawiła koniec
różdżki do pergaminu i wymówiła zaklęcie. Z papieru poleciał dym, a koniec
kartki był lekko spalony.
— Przestań!! — Powiedziała
błagalnym tonem, Ruda.
— A pójdziesz z nami?
Ta w duchu obliczyła swoje
szanse: jeżeli spali jej notatki to nie będzie miała się z czego uczyć, co
wiąże się z tym, że obleje egzaminy. Natomiast to wiąże się z tym, że Petunia
będzie się z niej śmiała tak, że oczy jej wyjdą z orbit.
Lily widząca to oczami wyobraźni
mimowolnie się wzdrygnęła.
— No dobra, pójdę na ten
przeklęty mecz… — Powiedziała ze zrezygnowaniem.
Jul i Quin przybiły sobie piątki
i z triumfującymi śmiechami oddały jej, jej rzeczy.
— Nie cieszcie się tak! To w
ogóle nie jest śmieszne! Po cholerę mnie tam ciągniecie?! Nie dość, że będzie
tam ten Wypłosz to pewnie będzie się tak popisywał, że bardziej się nie da!
— Spójrz na to z innej strony,
może kiedy będzie się wygłupiał uderzy w słup, albo zaryje twarzą w ziemie…
Uuu, albo spadnie zmiotły i połamie się tak, że już nigdy na nią nie wsiądzie.
— Powiedziała Quin.
— Ty wiesz jak poprawić mi humor!
— Tak wiem, jestem genialna!
Zachichotały.
— W co ja się ubiorę ?! — Spytała
z rozpaczą w głosie, Jul.
Weszły do Wielkiej Sali ubrane w
barwy ich domu. Usiały przy stole i nałożyły sobie kanapki z serem
żółtym, pomidorem i marynowaną papryką. Do kubków nalały sobie soku. Dwie kanapki,
później przyszli chłopcy.
— A gdzie zgubiliście, Pottera?
— A co? Zainteresowana?
— Nie zgrywaj się, Black, tylko
odpowiadaj na pytania.— Zażądała Quin.
— Powiedział, że nie przyjdzie
póki Lily tu siedzi —Odpowiedział Peter.
Chłopaki wbili w niego mordercze
spojrzenia.
— Lily, to nie tak!
— Przekażcie swojemu koledze.., —
ostatnie słowo powiedziała z jadem — że może uraczyć was swoim jakże wspaniałym
towarzystwie, ponieważ ja już skończyłam.
Wstała od stołu i ruszyła w
stronę wyjścia z wysoko uniesioną głową.
Po drodze minęła Jamesa, którego
nawet nie zaszczyciła spojrzeniem.
— Królowa zła, dzisiaj nie w
sosie? — Spytał przyjaciół gdy siadł przy stole.
— Idę do niej!
— Syriusz ,daj spokój! Będziesz
za nią latał, za każdym razem gdy się zdenerwuje? Musiał byś przy niej
siedzieć 24 na dobę!
— Może gdybyś czasami się
zastanowił nad tym co mówisz i robisz, a później tego nie mówił i nie robił
było by inaczej.
Warknął Black i porywając kilka
kanapek ze stołu, wybiegł z Sali.
Swoje kroki skierował na stadion.
Stwierdził, że jeżeli jej tam nie będzie, to przygotuje się do meczu.
Kiedy w końcu dotarł na miejsce
stwierdził, że warunki panujące na dworze nie są zbyt dobre. Wiał silny wiatr,
a słońce jasno świeciło na bezchmurnym niebie.
Rozglądnął się po trybunach, lecz
nikogo nie zobaczył. Miał już iść do szatni się przebrać, gdy na schodkach
zobaczył rudą czuprynę. Bez zastanowienia pobiegł w jej stronę.
— Cześć Ruda.
— Będziesz się ze mną witał co 5
minut?
— Tak! — Odpowiedział z szerokim
uśmiechem.
Ta pokręciła głową i usiadła na
ławce. Chłopak klapnął obok niej.
— Wiesz, James… on…
— Nie chce słuchać jak tłumaczysz
swojego najlepszego przyjaciela.
— W tym rzecz! Ja go nie chce
tłumaczyć! Naprawdę! —Dodał widząc niedowierzającą minę Lily.
— No dobra… powiedzmy, że ci
wierze. Co w tej sprawie?
— Wiesz, on mi się ze wszystkiego
zwierza… uwierz mi :to jak go wtedy potraktowałaś, to bardzo go zabolało, nie
tylko cieleśnie. Najechałaś na jego ego… A jeżeli skrzywdzisz męskie ego.. no
to jest później ciężko.
— Oh.. już ja to wykorzystam!
— Już się boję.
— Dzięki Syriusz.
Ze strony zamku zaczęły dochodzić
do nich piski i śpiewy.
— Musze iść. — Powiedział Black
podnosząc się ze swojego miejsca.
Gdy już odchodził usłyszał.
— Powodzenia!
Chłopak odwrócił głowę i posłał
jej szeroki uśmiech.
Po chwili dołączyli do niej jej
przyjaciele. Przywitała ich szerokim uśmiechem.
— Widzę, że Black działa na
ciebie kojąco. — Stwierdziła Quin
— Jest wspaniały!
Oh.., a te jego pocałunki… — Zachichotała.
— Prawie ci
uwierzyłam. — Mruknęła Quin.
— Witam wszystkich na
pierwszym po przerwie meczu Quidditcha! Przy mikrofonie wasz najukochańszy i
najwspanialszy Cykor.
Siedząca obok niego McGonagall,
przejechała otwartą dłonią po twarzy.
— Na boisko wchodzi drużyna
Gryffindoru prowadzi ich Chrtstoper Gramm – kapitan drużyny. Swoją drogą ma
ładną dziewczynę… Jak zerwiecie to daj znak!
Chris uśmiechnął się.
— Trochę sobie poczekasz! Kocham
Cię Vee!
Mówiąc to posłał niziutkiej
blondynce w powietrzu buziaka. Ta uśmiechnęła się szeroko do niego i pomachała.
— Taa… Nie mam szans… —
Odezwał się John Speed — No alecóż… Reszta drużyny:
Jasson More, Dany Hataway, Mery Luu, Mick Olson, Syriusz Black i JamesPotter. A
teraz drużyna Huffelpuffu: Vincent Trelew, Jenny Manta, Hoard Butte,Klaus
Boise, Jared Delhe, Jack Frog i Irma Segovia.
Kapitanowie uścisnęli sobie
dłonie. Iii… Ruszyli! Przy kaflu Frog, podaje do Jenny, która nawiasem mówiąc
jest niezła..
— Speed! Nie chcemy lepiej
poznawać twojego życia uczuciowego!
— Już dobrze, dobrze… Podaje
kafla do Trelew’a … Nie złapał. Piłkę przejmuje Black, podaje do Olsona …
Brunet wybija tłuczek w stronę Syriusza… UWAŻAJ!!! Publiczność wstrzymała
oddech i tak ! Zrobił unik istrzela… GOOL! 10:0 dla Gryffindoru. Przy kaflu
Trelew…
W tym czasie James wraz z Irmą
poszukiwali Złotego Znicza. Oblatywał dookoła stadion wypatrując blasku
piłeczki. Puchonka postanowiła trzymać się jak najbliżej Pottera, co utrudniało
mu grę. Z głowy wyleciała mu Lily Evans, bo nim rozpoczęła się gra, jej twarz
cały czas stawała mu przed oczami.
Po trzech kwadransach było 120:90
dla Gryfonów, a złota piłeczka nie pokazała się ani razu.
Kiedy w końcu ją zobaczył.
Znajdowała się około 2 stopy nad
głową rudowłosejdziewczynki. Zawahał się. Przecież nie mógł tam polecieć, nie
po tym co sięstało… Ale nie było rady. To gra i nie liczyło się jego ego.
Poderwał miotłę i pochylił się
nisko, przyśpieszając. Irma zrobiła to samo, ale nie miała szans przy najnowsze
miotle Jamesa.
— Proszę państwa! Potter zobaczył
znicza!
Leciał z zawrotną prędkością.
Wiatr gwizdał mu wuszach. Był coraz bliżej.
Widział, że Lily wstrzymuje
oddech i patrzy na niego jak sparaliżowana.
— On chce ją zabić!!
— Speed!!!
Ale on już nic nie słyszał. Przed
oczami miał tylko złotą piłeczkę. Wyciągnął przed siebie rękę by ją chwycić,
ale znicz pomyślał, że niżej będzie mu wygodniej.
James zacisnął zęby i przekręcił
się tak, że wszystko widział do góry nogami.
Miał ją!
Z satysfakcją zacisnął palce
wokół Złotego Znicza.
— Tak Potter złapał znicza!!!
Dopiero teraz zdał sobie sprawę,
że jego głowa znajduję się na wysokości twarzy Lily.
— Cześć Evans! Umówisz się ze
mną?
Cała złość na dziewczynę naglę
znikła.
— O tak, Potter! O niczym innym
nie marze, tylko o tym by być z tobą sam na sam i w końcu skopać ci tyłek.
Sarkastycznie odpowiedziała
dziewczyna i jednym ruchem ręki zwaliła go z miotły.
— Uuu… ! To musiało boleć ! No
ale cóż… Kto powiedział, że z kobitkami będzie łatwo? Gryffindor wygrywa
270:80!
Lily podniosła się z miejsca,
kucnęła przy leżącym na ziemi Jamesie i powiedziała:
— Świetny mecz. — Poklepała go po
ramieniu i poszła.
Po drodze dogoniły ją
przyjaciółki.
— Lily! Jesteś genialna! —
Powiedziała Jul
— Tak wiem.
— I skromna. — Dodała Quin.
— Ale do mnie ci trochę brakuje.
— Powiedział Syriusz, który niewiadomo skąd się przy nich wziął.
— Niestety ciebie nigdy nie
przebije.
— Wiesz z tym trzeba się urodzić…
— A ty nie powinieneś teraz
ratować swojego przyjaciela?
— O cholera! Zapomniałem o nim!
I już go nie było.
Dziewczyny pokręciły głowami i
weszły do zamku.
— Teraz już wszystko wróci do
normy. — Stwierdziła Jul
— Co masz na myśli? — Spytała
Lily.
— No wiesz, James znowu się do
ciebie odzywa…
— Co nie znaczy, że ja do niego
też.
— Oj proszę cię, a przed chwilo
to co? Wysyłałaś mu znaki? I nie chodzi mi o to, że zrzuciłaś go z miotły!
— Hmm… Może przez to znowu się
obrazi.
— Nie wydaje mi się…
— Nawet pomarzyć mi nie dasz.
— Pomarańcze.
Weszły do Pokoju Wspólnego, w
którym na szczęście jeszcze nie było tłumów. Szybko udały się do dormitorium.
Gdy tylko drzwi do pokoju się zamknęły Jul doskoczyła do szafy. Po krótkich
oględzinach jak zawsze stwierdziła:
— Nie mam się w co ubrać!!
Dziewczyny zachichotały.
Quin szybko przeszukała półki mebla
i wyciągnęła czarne obcisłe rurki i czerwoną bluzkę na cienkich ramiączkach. Do
tego czerwone balerinki i dodatki.
— Jesteś genialna!!
— Wiem! A ty, Lily?
— Ja nie idę. — Odparła
wzruszając ramion.
— Jak to nie idziesz?! — Wydarły
się dziewczyny.
— Normalnie. Będę się uczyć.
— Przecież jest weekend! —
Oburzyła się Jul.
— Wiecie za 11 tygodni
rozpoczynają się egzaminy.
— Masz racje! 11 tygodni!! To
kawał czasu!!
— To bardzo mało czasu!
— Odpuść sobie dziś! Wygraliśmy
mecz i dopiekłaś Potterowi!
Zasługujesz na zabawę!
— Jeszcze będzie czas na zabawę.
— Zarzuciła torbę na ramię i położyła rękę na klamce.
— Gdzie idziesz?
— Gdzieś, gdzie będzie cicho.
— Czekaj!
Ale już jej nie było.
— Idziemy po Syriusza. —
Powiedziały zgodnie i wyszły z pokoju.
Rudowłosa dziewczynka
wolnym krokiem przemierzała puste korytarze.
Gdy dochodziła już do celu swojej
podróży rozległy się czyjeś kroki. Odwróciła się i zobaczyła zbliżającą się
postać Syriusza.
Westchnęła i pokręciła głową.
— Dziewczyny cię zwerbowały?
— Nie, sam się zgłosiłem na
ochotnika. No dobra… masz rację.
— Jak zawsze.
— Czego nie przyszłaś na zabawę?
— Bo będę się uczyć?
— Na korytarzu?
Westchnęła.
— A umiesz dochować
tajemnicy? Chociaż myślę, że Potter ci powiedział.
— Zależy o czym.
— Oj po prostu chodź.
Wzięła go za rękę i poprowadziła
do końca korytarza.
— Wiesz Evans, nie chce nic
mówić…
— To po co się odzywasz?
I nie czekając na jego odpowiedź
trzy razy przeszła pod ścianą. Rozległ się cichy trzask a w ścianie pojawiły
się drzwi.
Syriusz ze zdziwienia otworzył
usta.
— Idziesz?
Lily ciągnąc Syriusza za rękę
weszła do pomieszczenia.
Był to pokój o przyjemnym beżowym
kolorze ścian i jasny panelach. Na środku stały dwa fotele, a przy nich
niewielki stolik. Pod ścianą umieszczone było biurko z wygodnym krzesłem, a
obok regał na książki, po brzegi nimi wypełniony.
— Nie wiedziałem, że w Hogwarcie
jest takie pomieszczenie.
— Bo nie ma. — Odparła Lily i
usiadła na fotelu.
— Jak to „nie ma”? Przecież w nim
jesteśmy!
— To pokój życzeń. — Powiedziała
obojętnie wyciągnęła książkę do eliksirów.
Syriusz z wrażenia usiadł na
podłodze. Ruda patrzyła na niego z rozbawieniem.
— I ty to mówisz tak obojętnie?!
— A jak miałam ci to powiedzieć?
— Chłopak otwierał i zamykał usta. — No właśnie.
Wstał i usiadł obok zagłębionej w
lekturze dziewczynie.
— Czego nie zostałaś na imprezie?
— Spytał.
Ta westchnęła i odłożyła książkę.
— Ponieważ, chciałam się uczyć,
ale taki jeden przygłup mi to uniemożliwia.
— Jeszcze mi za to podziękujesz.
I nie jestem przygłupem!
— Podziękuje ci jak stąd
grzecznie wyjdziesz.
— Wyjdę kiedy, ty wyjdziesz.
— To przygotuj się na straconą
imprezę.
— Lily!!!
— No co? Przecież nikt ci nie
każe ze mną siedzieć.
Chłopak zacisnął zęby i głęboko
oddychał. Lily wzruszyła ramionami i otworzyła książkę do Obrony Przed Czarną
Magią. Boginy. Zagłębiła się w lekturze. Niestety skupienie się na treści ktoś
jej uniemożliwiał, bo ten ktoś ciągle zaglądał jej przez ramię.
— Black!
Chłopak tak się przestraszył, że
spadł z oparcia, robiąc przy okazji dożo hałasu.
— Mogłabyś nie straszyć ludzi!? —
Marudził rozmasowując obolałe miejsce (czyt. tyłek).
— Nie miałam pojęcia, że boisz
się własnego nazwiska.
— Odpłacisz się mi się za to! I
nawet wiem już jak!
Bez żadnego uprzedzenia, złapał
Rudą w pasie i przerzucił przez ramię. Dziewczyna zaczęła krzyczeć, piszczeć,
wbijać paznokcie, gryźć, kopać i bić. To na nic. Black dzielnie się trzymał.
Tylko czasami lekko się skrzywił.
Lily w chwili załamania palnęła
pierwszą rzecz, jaka przyszła jej do głowy.
— Znam sekret Remusa!
Jeszcze nim skończyła mówić,
pożałowała tych słów.
Chłopak nagle zatrzymał się w
miejscu. Jego ciało zesztywniało, na twarzy pojawił się szok, a ręce które
trzymały ciało Rudzika nagle straciły całą siłę i dziewczyna wylądowała na
podłodze. Przez dłuższą chwilę nie
mógł nic powiedzieć.
— Ale…? Jak…? Skąd…? Od kiedy…?
Nie musiał dokańczać pytań.
Lily zaczęła opowiadać mu
wszystko po kolei. Jak to w rozpaczy udała się do ich dormitorium, podsłuchała
strzępki rozmowy, szukała informacji w bibliotece.
— …i w dodatku te jego
zniknięcia. — Mówiła coraz ciszej.— Zawsze gdy jest pełnia. No i jego bogin.
Księżyc w pełni. On jest… wilkołakiem.
Black był biały jak kreda.
Wiedział, że Ruda jest bardzo inteligentna i mądra, ale to przeszło jego
oczekiwania. Dziewczyna wciągu jednego dnia potrafiła odgadnąć zagadkę, nad
którą z Jamesem głowił się przez pół roku. Był pod wrażeniem. Widział, że Lily
czeka na odpowiedź, tak jasną jak słońce, ale nie mógł wydusić z siebie słowa.
Po prostu stał i gapił się na nią, z rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi
oczami.
Impreza w Pokoju Wspólnym trwała
w najlepsze. Królową parkietu została Rose z trzeciej klasy, co bardzo
denerwowało Jul. Gwiazda wieczoru, James Potter, stał na stole i pozował do
zdjęć z namolnymi Gryffonkami z pierwszego roku: Laura, Monie, Scharlott i Vicko.
Kompletne idiotki i typowe lalki Barbie, szczerze znienawidzone (i z
wzajemnością), przez Lily ,Quin i Jul. Wielka czwórka blond plastików łasiła
się do Pottera, a Broke i Wood stawiały zakłady, która pierwsza zacznie czyścić
buty Okularnika. Ich „szefowa” Monie, była najgorsza. Wredna pinda (według
Quin), zarozumiała krowa (według Lily),nadęta i napuszona łajza (według Jul).
Już w pierwszym tygodniu szkoły darzyły się szczególną nienawiścią, która z
każdym dniem pogłębiała się coraz bardziej. Jednak największą wojnę stoczyły,
kiedy we wrześniu profesor McGonagall zakomunikowała im, że najprawdopodobniej
zamieszkają w jednym dormitorium (powód nieznany). Na szczęście tak się nie
stało. Dyrektor nasłuchał się wielu narzekań, krzyków i błagań „obu obozów”
i mając po jakimś czasie dość, pozwolił zachować swoje pokoje. Najbardziej
Monie nie trawiła Lily, bo jak twierdzi: „Nie jest godna wzdychań boskiego i
najwspanialszego na całym świecie, przy okazji genialnego szukającego Jamesa
Pottera”. Ruda także najmniej darzyła ją uczuciem, gdyż „Ta napuszona lala jest
ślepa na moją nienawiść do Pottera i gdyby miała choć troszkę oleju w głowie, zauważyłaby,
że nie rozmawiają ze sobą od miesięcy”.
Każdy się dobrze bawił, prócz
Remusa, który wyglądał jeszcze bardziej mizernie. Chłopak miał ochotę paść w
poście i przespać tą durną imprezę, na której James po raz kolejny robił z
siebie głupca. Wstawał już z kanapy kiedy od tyłu złapała go czyjaś zimna dłoń.
Lily.
Jej mina nie wróżyła niczego
dobrego. Wiedział, że chce z nim porozmawiać. Dziewczyna wykonała lekkie
skinienie w kierunku dziury pod portretem, po czym ruszyła.
Poszedł za nią.
Szli w milczeniu korytarzami
zamku.
Czego ona może od niego chcieć?
Czy chodzi jej o to, że się do niej nie odzywał? Był głupcem. Wiedział to. Nie
powinien jej tak z góry osądzać. Nie, z pewnością nie to. Pomoc w zadaniu
domowym? Nigdy w życiu. Przecież Lily była najlepsza na roku. Więc co?
Weszli do jakiejś
opuszczonej sali. Siedział tam Syriusz z poważną miną.
„Jest gorzej niż myślałem. Syriusz
i powaga? Albo ktoś umarł, albo… ”
— Remus, ja… — Umilkła. Widział
zakłopotanie na jej twarzy.
— Ona wie. — To Syriusz w końcu
się odezwał. Wiedział, że Ruda nie odważy się powiedzieć mu prawdy, więc sam
postanowił mówić.
Remus zbladł jeszcze bardziej.
— Ten Rudy człowieczek poskładał
wszystkie fakty znacznie szybciej od nas. Uwierzysz, że zajęło jej to zaledwie
3 godziny?
— Remus… Chcę, żebyś wiedział, że
to mi nie przeszkadza. Po prostu taki jesteś i… Twój mały futerkowy problem…
Twój sekret będzie u mnie bezpieczny.
— Lily, nie chciałem, żebyś w
taki sposób się dowiedziała. Powiedziałbym ci. Kiedyś. W przyszłości. Ja po
prostu…
— Bałeś się o to, że odwrócę się
od ciebie i wygadam każdemu twoją tajemnicę? Przestraszę się, że Dumbledore
przyjął kogoś takiego do szkoły, kto może być zagrożeniem dla uczniów? —
Zrobiła dłuższą przerwę. —To byłeś w błędzie.
— Lily… Wiedziałem, że
zrozumiesz…
— Oj, dosyć tych smętów! —
Syriusz stracił cierpliwość. — W Pokoju Wspólnym jest impreza i nie mam
najmniejszego zamiaru, żeby cała mi przepadła.
Każdy się dobrze bawił, prócz Remusa, który wyglądał jeszcze bardziej mizernie. Chłopak miał ochotę paść w poście i przespać tą durną imprezę, na której James po raz kolejny robił z siebie głupca. Wstawał już z kanapy kiedy od tyłu złapała go czyjaś zimna dłoń.
Lily.
Jej mina nie wróżyła niczego dobrego. Wiedział, że chce z nim porozmawiać. Dziewczyna wykonała lekkie skinienie w kierunku dziury pod portretem, po czym ruszyła.
Poszedł za nią.
Szli w milczeniu korytarzami zamku.
Czego ona może od niego chcieć? Czy chodzi jej o to,że się do niej nie odzywał? Był głupcem. Wiedział to. Nie powinien jej tak z góry osądzać. Nie, z pewnością nie to. Pomoc w zadaniu domowym? Nigdy w życiu.Przecież Lily była najlepsza na roku. Więc co?
Weszli do jakiejś opuszczonej sali. Siedział tam Syriusz z poważną miną.
„Jest gorzej niż myślałem. Syriusz i powaga? Albo ktoś umarł, albo… ”
— Remus, ja… — Umilkła. Widział zakłopotanie na jej twarzy.
— Ona wie. — To Syriusz w końcu się odezwał. Wiedział,że Ruda nie odważy się powiedzieć mu prawdy, więc sam postanowił mówić.
Remus zbladł jeszcze bardziej.
— Ten Rudy człowieczek poskładał wszystkie fakty znacznie szybciej od nas. Uwierzysz, że zajęło jej to zaledwie 3 godziny?
— Remus… Chcę, żebyś wiedział, że to mi nie przeszkadza. Po prostu taki jesteś i… Twój mały futerkowy problem… Twój sekret będzie u mnie bezpieczny.
— Lily, nie chciałem, żebyś w taki sposób się dowiedziała. Powiedziałbym ci. Kiedyś. W przyszłości. Ja po prostu…
— Bałeś się o to, że odwrócę się od ciebie i wygadam każdemu twoją tajemnicę? Przestraszę się, że Dumbledore przyjął kogoś takiego do szkoły, kto może być zagrożeniem dla uczniów? — Zrobiła dłuższą przerwę. —To byłeś w błędzie.
— Lily… Wiedziałem, że zrozumiesz…
— Oj, dosyć tych smętów! — Syriusz stracił cierpliwość. — W Pokoju Wspólnym jest impreza i nie mam najmniejszego zamiaru,żeby cała mi przepadła.
,,- W co ja się ubiorę ?! — Spytała z rozpaczą w głosie, Jul." Od kiedy jedynastolatki przejmują się ubiorem lub chodzą na ,,imprezy"? Bez sensu oj bezsensu. Chociaż patrząc na dzisiejsze czasy to... No właśnie trzy kropki to odpowiedni komentarz. Początek był fajniejszy a teraz to trochę zawaliłaś...
OdpowiedzUsuńGorąco pozdrawiam Amelia