piątek, 10 sierpnia 2012

11. Brudna krew.



Lily przeszukiwała księgi w zakazanej bibliotece. Stosy tomów walały się po zakurzonej podłodze, tworząc wiele korytarzy i alejek, w których nietrudno można było się zgubić. Wysokie na 6 stóp wieże, spokojnie mogły ukryć nie jedną osobę. Coraz bardziej  zagłębiała się w lekturze, gdy nagle rozległy się czyjeś kroki, a klapa do schodów zaskrzypiała nieprzyjemnie. Instynkt wziął górę. Lily ukryła się za woluminami. Niestety nie widziała nikogo. Za to doskonale słyszała.
— Cierpliwości, szkoła niedługo zostanie oczyszczona z szlam. — Odezwał się męski głos, który Rudej wydawał się obcy, ale jednak było coś w nim znajomego. 
— Zaczynam już ją tracić! — Ten także należał do faceta.  Lily po raz pierwszy w życiu go słyszała. Był zimny, mroczny i budził postrach. — Ile to może trwać? Czy nie wiesz, że masz misje? A może trzeba ci to przypomnieć?
— Dumbledore węszy! Musiałem uśpić jego cierpliwość!
— Boisz się tego półgłupka?! — Zakpił — Nie rozśmieszaj mnie! Ten obrońca szlam jest jedynie mocny w gębie!
— Zapominasz, że to jego boi się Czarny Pan! To on zwyciężył Grindelwalda!
— Może i ma jakieś tam zdolności magiczne. Twój czas się kończy.
— Proszę jedynie o dwa miesiące!                                                     
— Za dużo!
— Muszę działać powoli! Nie mogę od razu wywabić wszystkich szlam ze szkoły!
Nastała cisza. Lily zachłannie słuchała tego wszystkiego. Była w szoku. Na terenie szkoły jest dwóch wariatów, którzy czyhają na życia mugolaków. Także i jej. Musi coś zrobić. Powiedzieć McGonagall lub Dumbedorowi? Nie, to nie wchodziło w grę. Zaczęłyby się pytania jak trafiła do zakazanej biblioteki, dlaczego nie powiedziała nikomu o  niej. Jak mogła zataić fakt, że tak niebezpieczne księgi przemyca do swojego dormitorium. Choćby tak, która schowana jest pod jej łóżkiem o animagach. Jak nic wywaliliby ją ze szkoły. Powiedzieć Jul i Quin? Nie chciała ich narażać na niebezpieczeństwo. Huncwoci? Nigdy w życiu. Syriusz z Jamesem stworzyliby szczegółowy plan, który wcieliliby w życie. Uratowaliby wszystkich, a sami by wpadli w ręce tego szaleńca. Nie może aż tak ryzykować. Sama będzie musiała stawić czoło nieprzyjacielowi.
— Dobrze.  Dwa miesiące. To moje ostatnie słowo. Jeżeli nie wykonasz zadania… Wiesz co ciebie czeka.
— Dziękuję ci. Nie zawiodę.
Po tych słowach opuścili bibliotekę. Lily siedziała nieruchomo. Nie wiedziała co może zrobić. Nie wiedziała, co ma myśleć.

…:*:…

Kwietniowe dni minęły szybko i nawet się nie obejrzeli, a nastał maj, wraz z coraz wyższą temperaturą. Nauczyciele w kółko przypominali, że za parę tygodni rozpoczynają się egzaminy, bez których zdania nie zostaną dopuszczenie do uczęszczania w następnym roku do szkoły.
Gryffindor w klasyfikacji domów zajmował na razie trzecie miejsce, a od prowadzących Ślizgonów dzieliło ich 87 pkt.
Kontakty Lily i Jamesa nie polepszyły się za bardzo, ale przynajmniej mogli już na siebie patrzeć, a ich rozmowa kończyła się i zaczynała na: Cześć.
— Mam już dość! Uszami wychodzą mi eliksiry.
— A mi transmutacja.
— Gdybyście zaczęły uczyć się wcześniej nie marudziłybyście tak.
Siedziały w swoim dormitorium przygotowując się do egzaminów, które miały odbyć się w następnym tygodniu.
— Nie bądź taka cwana! To, że wykułaś już zaklęcia, transmutacje, eliksiry, historie magii, obronę przed czarną magią, astronomię i teraz utrwalasz sobie zielarstwo, nie znaczy, że możesz bezkarnie wypominać nam naszą głupotę.
— Owszem, mogę. Przecież nic mi nie zrobicie.
— Lily! Zlituj się!
— Przecież od bitego miesiąca mówiłam wam żebyście się uczyły. To nie! Jeszcze czas! I dwa tygodnie przed was nagle oświeciło, że trzeba w końcu zacząć!
Zapadła cisza. Każda z trzech dziewczyn pogrążyła się w swoich notatkach. Po ok. 25 minutach Lily niewytrzymała i zrzuciła wszystkie książki z łóżka, a twarz ukryła pod poduszką.
— Ruda, co się stało!?
— Nie chce mi się uczyć!
— Jul, Lily jest chora! Biegnij po panią Pomfrey!
— Jeszcze nigdy nie czułam się tak dobrze jak dziś. Chodźmy nad jezioro.
— Lily, ale przecież musimy się uczyć!
— Na świeżym powietrzu lepiej będzie nam wchodzić.
Jul z Quin popatrzyły po sobie, po czym jednocześnie wstały z łóżek i złapały notatki.
— Idziemy?
…:*:…
Siedziały pod wielkim dębem czytając stosy notatek. Pogoda była wspaniała: świeciło słońce, żadnej chmury na niebie i wysoka temperatura. Na błoniach nie biło prawie nikogo. Wszyscy uczniowie czas spędzali w zamku przygotowując się do egzaminów. Tylko grupka Ślizgonów, z pierwszej klasy, siedziała nad jeziorem, a w oddali szli ku nim Syriusz i Remus.
— Jul, możesz mnie przepytać?
— Jasne. — Mruknęła niechętnie dziewczyna, bo wiedziała, że Ruda zna na pamięć wszystkie zaklęcia, definicje, sposoby uważania eliksirów i potrzebne ingrediencje.
Ruda zaczęła recytować wszystko co wie na temat Diabelskich sideł.
W tym czasie dwaj Huncwoci zbliżali się do nich, a Ślizgoni dopiero zdali sobie sprawę, że nie są sami. Popatrzyli zgodnie po sobie, po czym wstali i podeszli do dziewczyn.
— Proszę, proszę. — Odezwał się Amycus Carrow. Koło niego stało troje Ślizgonów — Kogo my tu mamy?
Dziewczyny podniosły głowy znad książek.
— Jak byście nie zauważyli, to się uczymy, więc mówcie szybko o co wam chodzi.
— Nie odzywaj się szlamo!
Quin i Jul skoczyły do góry, a Lily siedziała jak sparaliżowana.
— Odszczekaj o Carrow!
— A co, może nie powiedziałem prawdy? SZLAMA!
W rękach dziewczyn znalazły się różdżki, które wycelowały w chłopaka.
— I co? Rzucisz na mnie jakąś klątwę? Nie boję się ciebie!
Insendjo!
Nagle szata Ślizgona zaczęła się palić. Grupka osób przy nim stojąca, odskoczyła od chłopca, który krzyczał w niebogłosy, a następnie rzucił się do jeziora. Remus z Syriuszem widząc tę scenę puścili się biegiem w tamtą stronę. Lily w końcu oprzytomniała, podniosła się z ziemi i stanęła pewnie na nogach z wyciągniętą przed siebie różdżką. Ślizgoni poszli w jej ślady. 
— Co tu się dzieje?! — Rozległ się głos Syriusza — Dlaczego go podpaliłaś?
— Zasłużył sobie na to! — Warknęła Quin.
— Nazwał Lily szlamą.
 Syriusz z Remusem nie panowali nad sobą.
Drętwota!
Expelliarmus!
Krzyknęli jednocześnie oszałamiając Codiego Dwella. Pozostali dwaj zaczęli rzucać zaklęciami w każdego z Gryffonów, ale Huncwoci byli zwinniejsi i po chwili powalili oprawców.
— Lily, nic ci nie jest? — Spytał z troską w głosie Black.
Ruda wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Nie odpowiedziała, tylko podeszła do jeziora, z którego właśnie wychodził Amycus. Nie opuściła różdżki.
— Co ona robi?
Levicorpus.
Chłopak uniósł się w powietrze, wisząc głową w dół.
— Opuść mnie, SZLAMO!!!
— Za to, że twoi koledzy miotali w nas zaklęciami! — Walnęła mu pięścią w nos. — I za to, że nazwałeś mnie szlamą! — Po raz kolejny go uderzyła. Tym razem rozległ się głos łamanej kości, a chłopak zaklął z bólu.
— Wracajmy do zamku.
Nie chcieli jej się sprzeciwiać. Przez chwilę patrzyli na Rudą w osłupieniu, po czym zabrali swoje rzeczy i ruszyli do zamku.
…:*:…
W końcu rozpoczęły się egzaminy i cisza ogarnęła cały zamek. W poniedziałek pierwszoklasiści wyszli z transmutacji z niezbyt zadowolonymi minami, porównując swoje odpowiedzi. Skarżyli się, że zadania były za trudne. Jednym z nich była zamiana kubka do kawy w chomika tureckiego. Jul stwierdziła, że jej chomik bardziej przypominał jeża bez kolców, a Quin, że jej miał twarz myszy, a ciało szczura. Jedynie Lily, Remus i James byli zadowoleni, gdyż ten przedmiot nigdy nie sprawiał im trudności.
Później mieli drugie śniadanie i 30 minut przerwy, przed kolejnymi testami.
Kolejnym egzaminem były zaklęcia. Profesor Flitwick sprawdzał umiejętność rzucania czaru unoszenia przedmiotów. Jul, która była nieco zestresowana, troszkę przesadziła z rzucanym zaklęciem, a jej flakon, zamiast podnieść się o dwie stopy w powietrze, poszybował pod sufit.
Następnie mieli obiad, który zjedli pośpiesznie, później wrócili do Pokoju Wspólnego, aby powtarzać astronomię i eliksiry.
Wtorkowy poranek rozpoczął się od egzaminu z eliksirów, który okazał się bardzo trudny dla wszystkich uczniów oprócz Lily, Severusa i Remusa. Ta trójka bez problemu uwarzyła Eliksir Bujnego Owłosienia. Za to wywar Jamesa był pomarańczowy i dziwnie bulgotał, gdy w przepisie było napisane, że po ukończeniu powinien przybrać barwę czerwoną. Ten przedmiot zawsze sprawiał mu mnóstwo problemów, ale jego eliksir wyglądał znacznie lepiej niż eliksir Petera, który miał konsystencję smolistą i fioletową barwę.
Popołudnie mieli wole, gdyż egzamin z astronomii miał odbyć się o dwudziestej trzeciej. Ich zadaniem było narysować ruch na mapie nieba ruch księżyca.
W środę mieli egzamin z Historii Magii. Ten test był w formie pisemnej. Lily bardzo szczegółowo opisała wojnę Trolów w XIII wieku, nie zapominając o najważniejszych datach, powstaniach oraz dowódcach armii.
Kolejnym egzaminem było zielarstwo, który odbywał się w czwartkowe popołudnie w bardzo rozgrzanej cieplarni.
W piątek rano czekał ich ostatni egzamin z Obrony Przed Czarną Magią. Na tym teście byli dobrani parami. Lily przypadł Remus. Musiała rzucić na niego zaklęcie pełnego porażenia ciała, a później zmierzyć się z boginem, który przybrał taką samą postać jak poprzednim razem. Tym razem nie zawahała się i perfekcyjnie sobie z nim poradziła.
W końcu nastał koniec egzaminów i cały zamek został opuszczony przez uczniów, którzy cieszyli się końcem katusz i wolnym dniem.
Lily, Quin i Jul siedziały nad jeziorem mocząc nogi i obserwując wielką kałamarnicę.
— Najgorsza była transmutacja. — Stwierdziły jednogłośnie.
— Historia Magii też nie należała do łatwiejszych.
Lily już otwierała usta, aby coś powiedzieć ale Quin jej przerwała.
— Tak wiemy. Gdybyśmy się wcześniej zaczęły uczyć to byśmy nie narzekały i wszystko byśmy napisały, tak jak zrobiłaś to ty.
— Chciałam tylko powiedzieć, że wyniki mamy dopiero za trzy tygodnie i raz już przez to wszystko przeszłyśmy, więc nie mówmy teraz o tym.
— Ruda, zaskakujesz nas.
— Wiecie co jutro jest?
— Yyy… Sobota?
— Finał Qudditch’a.



1 komentarz: