Lily
przeszukiwała księgi w zakazanej bibliotece. Stosy tomów walały się po
zakurzonej podłodze, tworząc wiele korytarzy i alejek, w których nietrudno
można było się zgubić. Wysokie na 6 stóp wieże, spokojnie mogły ukryć nie jedną
osobę. Coraz bardziej zagłębiała się w
lekturze, gdy nagle rozległy się czyjeś kroki, a klapa do schodów zaskrzypiała
nieprzyjemnie. Instynkt wziął górę. Lily ukryła się za woluminami. Niestety nie
widziała nikogo. Za to doskonale słyszała.
—
Cierpliwości, szkoła niedługo zostanie oczyszczona z szlam. — Odezwał się męski
głos, który Rudej wydawał się obcy, ale jednak było coś w nim znajomego.
—
Zaczynam już ją tracić! — Ten także należał do faceta. Lily po raz pierwszy w życiu go słyszała. Był
zimny, mroczny i budził postrach. — Ile to może trwać? Czy nie wiesz, że masz
misje? A może trzeba ci to przypomnieć?
—
Dumbledore węszy! Musiałem uśpić jego cierpliwość!
—
Boisz się tego półgłupka?! — Zakpił — Nie rozśmieszaj mnie! Ten obrońca szlam
jest jedynie mocny w gębie!
—
Zapominasz, że to jego boi się Czarny Pan! To on zwyciężył Grindelwalda!
—
Może i ma jakieś tam zdolności magiczne. Twój czas się kończy.
— Proszę jedynie o dwa miesiące!
—
Za dużo!
—
Muszę działać powoli! Nie mogę od razu wywabić wszystkich szlam ze szkoły!
Nastała
cisza. Lily zachłannie słuchała tego wszystkiego. Była w szoku. Na terenie
szkoły jest dwóch wariatów, którzy czyhają na życia mugolaków. Także i jej.
Musi coś zrobić. Powiedzieć McGonagall lub Dumbedorowi? Nie, to nie wchodziło w
grę. Zaczęłyby się pytania jak trafiła do zakazanej biblioteki, dlaczego nie
powiedziała nikomu o niej. Jak mogła
zataić fakt, że tak niebezpieczne księgi przemyca do swojego dormitorium.
Choćby tak, która schowana jest pod jej łóżkiem o animagach. Jak nic wywaliliby
ją ze szkoły. Powiedzieć Jul i Quin? Nie chciała ich narażać na
niebezpieczeństwo. Huncwoci? Nigdy w życiu. Syriusz z Jamesem stworzyliby
szczegółowy plan, który wcieliliby w życie. Uratowaliby wszystkich, a sami by
wpadli w ręce tego szaleńca. Nie może aż tak ryzykować. Sama będzie musiała
stawić czoło nieprzyjacielowi.
—
Dobrze. Dwa miesiące. To moje ostatnie
słowo. Jeżeli nie wykonasz zadania… Wiesz co ciebie czeka.
—
Dziękuję ci. Nie zawiodę.
Po
tych słowach opuścili bibliotekę. Lily siedziała nieruchomo. Nie wiedziała co
może zrobić. Nie wiedziała, co ma myśleć.
…:*:…
Kwietniowe dni minęły szybko i nawet
się nie obejrzeli, a nastał maj, wraz z coraz wyższą temperaturą. Nauczyciele w
kółko przypominali, że za parę tygodni rozpoczynają się egzaminy, bez których
zdania nie zostaną dopuszczenie do uczęszczania w następnym roku do szkoły.
Gryffindor w klasyfikacji domów
zajmował na razie trzecie miejsce, a od prowadzących Ślizgonów dzieliło ich 87
pkt.
Kontakty Lily i Jamesa nie polepszyły
się za bardzo, ale przynajmniej mogli już na siebie patrzeć, a ich rozmowa
kończyła się i zaczynała na: Cześć.
— Mam już dość! Uszami wychodzą mi
eliksiry.
— A mi transmutacja.
— Gdybyście zaczęły uczyć się wcześniej
nie marudziłybyście tak.
Siedziały w swoim dormitorium
przygotowując się do egzaminów, które miały odbyć się w następnym tygodniu.
— Nie bądź taka cwana! To, że wykułaś
już zaklęcia, transmutacje, eliksiry, historie magii, obronę przed czarną
magią, astronomię i teraz utrwalasz sobie zielarstwo, nie znaczy, że możesz
bezkarnie wypominać nam naszą głupotę.
— Owszem, mogę. Przecież nic mi nie
zrobicie.
— Lily! Zlituj się!
— Przecież od bitego miesiąca mówiłam
wam żebyście się uczyły. To nie! Jeszcze czas! I dwa tygodnie przed was nagle
oświeciło, że trzeba w końcu zacząć!
Zapadła cisza. Każda z trzech dziewczyn
pogrążyła się w swoich notatkach. Po ok. 25 minutach Lily niewytrzymała i
zrzuciła wszystkie książki z łóżka, a twarz ukryła pod poduszką.
— Ruda, co się stało!?
— Nie chce mi się uczyć!
— Jul, Lily jest chora! Biegnij po
panią Pomfrey!
— Jeszcze nigdy nie czułam się tak
dobrze jak dziś. Chodźmy nad jezioro.
— Lily, ale przecież musimy się uczyć!
— Na świeżym powietrzu lepiej będzie
nam wchodzić.
Jul z Quin popatrzyły po sobie, po czym
jednocześnie wstały z łóżek i złapały notatki.
— Idziemy?
…:*:…
Siedziały pod wielkim dębem czytając
stosy notatek. Pogoda była wspaniała: świeciło słońce, żadnej chmury na niebie
i wysoka temperatura. Na błoniach nie biło prawie nikogo. Wszyscy uczniowie
czas spędzali w zamku przygotowując się do egzaminów. Tylko grupka Ślizgonów, z
pierwszej klasy, siedziała nad jeziorem, a w oddali szli ku nim Syriusz i
Remus.
— Jul, możesz mnie przepytać?
— Jasne. — Mruknęła niechętnie
dziewczyna, bo wiedziała, że Ruda zna na pamięć wszystkie zaklęcia, definicje,
sposoby uważania eliksirów i potrzebne ingrediencje.
Ruda zaczęła recytować wszystko co wie
na temat Diabelskich sideł.
W tym czasie dwaj Huncwoci zbliżali się
do nich, a Ślizgoni dopiero zdali sobie sprawę, że nie są sami. Popatrzyli
zgodnie po sobie, po czym wstali i podeszli do dziewczyn.
— Proszę, proszę. — Odezwał się Amycus
Carrow. Koło niego stało troje Ślizgonów — Kogo my tu mamy?
Dziewczyny podniosły głowy znad
książek.
— Jak byście nie zauważyli, to się
uczymy, więc mówcie szybko o co wam chodzi.
— Nie odzywaj się szlamo!
Quin i Jul skoczyły do góry, a Lily
siedziała jak sparaliżowana.
— Odszczekaj o Carrow!
— A co, może nie powiedziałem prawdy?
SZLAMA!
W rękach dziewczyn znalazły się
różdżki, które wycelowały w chłopaka.
— I co? Rzucisz na mnie jakąś klątwę?
Nie boję się ciebie!
— Insendjo!
Nagle szata Ślizgona zaczęła się palić.
Grupka osób przy nim stojąca, odskoczyła od chłopca, który krzyczał w
niebogłosy, a następnie rzucił się do jeziora. Remus z Syriuszem widząc tę
scenę puścili się biegiem w tamtą stronę. Lily w końcu oprzytomniała, podniosła
się z ziemi i stanęła pewnie na nogach z wyciągniętą przed siebie różdżką.
Ślizgoni poszli w jej ślady.
— Co tu się dzieje?! — Rozległ się głos
Syriusza — Dlaczego go podpaliłaś?
— Zasłużył sobie na to! — Warknęła
Quin.
— Nazwał Lily szlamą.
Syriusz z Remusem nie panowali nad sobą.
— Drętwota!
— Expelliarmus!
Krzyknęli jednocześnie oszałamiając
Codiego Dwella. Pozostali dwaj zaczęli rzucać zaklęciami w każdego z Gryffonów,
ale Huncwoci byli zwinniejsi i po chwili powalili oprawców.
— Lily, nic ci nie jest? — Spytał z
troską w głosie Black.
Ruda wyglądała, jakby miała się
rozpłakać. Nie odpowiedziała, tylko podeszła do jeziora, z którego właśnie
wychodził Amycus. Nie opuściła różdżki.
— Co ona robi?
— Levicorpus.
Chłopak uniósł się w powietrze, wisząc
głową w dół.
— Opuść mnie, SZLAMO!!!
— Za to, że twoi koledzy miotali w nas
zaklęciami! — Walnęła mu pięścią w nos. — I za to, że nazwałeś mnie szlamą! —
Po raz kolejny go uderzyła. Tym razem rozległ się głos łamanej kości, a chłopak
zaklął z bólu.
— Wracajmy do zamku.
Nie chcieli jej się sprzeciwiać. Przez
chwilę patrzyli na Rudą w osłupieniu, po czym zabrali swoje rzeczy i ruszyli do
zamku.
…:*:…
W końcu rozpoczęły się egzaminy i cisza
ogarnęła cały zamek. W poniedziałek pierwszoklasiści wyszli z transmutacji z
niezbyt zadowolonymi minami, porównując swoje odpowiedzi. Skarżyli się, że
zadania były za trudne. Jednym z nich była zamiana kubka do kawy w chomika
tureckiego. Jul stwierdziła, że jej chomik bardziej przypominał jeża bez
kolców, a Quin, że jej miał twarz myszy, a ciało szczura. Jedynie Lily, Remus i
James byli zadowoleni, gdyż ten przedmiot nigdy nie sprawiał im trudności.
Później mieli drugie śniadanie i 30
minut przerwy, przed kolejnymi testami.
Kolejnym egzaminem były zaklęcia.
Profesor Flitwick sprawdzał
umiejętność rzucania czaru unoszenia przedmiotów. Jul, która była nieco zestresowana,
troszkę przesadziła z rzucanym zaklęciem, a jej flakon, zamiast podnieść się o
dwie stopy w powietrze, poszybował pod sufit.
Następnie mieli obiad, który zjedli
pośpiesznie, później wrócili do Pokoju Wspólnego, aby powtarzać astronomię i eliksiry.
Wtorkowy poranek rozpoczął się od
egzaminu z eliksirów, który okazał się bardzo trudny dla wszystkich uczniów
oprócz Lily, Severusa i Remusa. Ta trójka bez problemu uwarzyła Eliksir Bujnego
Owłosienia. Za to wywar Jamesa był pomarańczowy i dziwnie bulgotał, gdy w
przepisie było napisane, że po ukończeniu powinien przybrać barwę czerwoną. Ten
przedmiot zawsze sprawiał mu mnóstwo problemów, ale jego eliksir wyglądał
znacznie lepiej niż eliksir Petera, który miał konsystencję smolistą i
fioletową barwę.
Popołudnie mieli wole, gdyż egzamin z
astronomii miał odbyć się o dwudziestej trzeciej. Ich zadaniem było narysować
ruch na mapie nieba ruch księżyca.
W środę mieli egzamin z Historii Magii.
Ten test był w formie pisemnej. Lily bardzo szczegółowo opisała wojnę Trolów w
XIII wieku, nie zapominając o najważniejszych datach, powstaniach oraz
dowódcach armii.
Kolejnym egzaminem było zielarstwo,
który odbywał się w czwartkowe popołudnie w bardzo rozgrzanej cieplarni.
W piątek rano czekał ich ostatni
egzamin z Obrony Przed Czarną Magią. Na tym teście byli dobrani parami. Lily
przypadł Remus. Musiała rzucić na niego zaklęcie pełnego porażenia ciała, a
później zmierzyć się z boginem, który przybrał taką samą postać jak poprzednim
razem. Tym razem nie zawahała się i perfekcyjnie sobie z nim poradziła.
W końcu nastał koniec egzaminów i cały
zamek został opuszczony przez uczniów, którzy cieszyli się końcem katusz i
wolnym dniem.
Lily, Quin i Jul siedziały nad jeziorem
mocząc nogi i obserwując wielką kałamarnicę.
— Najgorsza była transmutacja. —
Stwierdziły jednogłośnie.
— Historia Magii też nie należała do
łatwiejszych.
Lily już otwierała usta, aby coś
powiedzieć ale Quin jej przerwała.
— Tak wiemy. Gdybyśmy się wcześniej
zaczęły uczyć to byśmy nie narzekały i wszystko byśmy napisały, tak jak
zrobiłaś to ty.
— Chciałam tylko powiedzieć, że wyniki
mamy dopiero za trzy tygodnie i raz już przez to wszystko przeszłyśmy, więc nie
mówmy teraz o tym.
— Ruda, zaskakujesz nas.
— Wiecie co jutro jest?
— Yyy… Sobota?
— Finał Qudditch’a.
super^^ wczoraj do 2 nie spałam bo czytałam twojego bloga <3
OdpowiedzUsuń