piątek, 17 sierpnia 2012

12. Finał Quidditch'a.

Cały zamek ogarnęła euforia przed nadchodzącym finałem. Krukoni wygrali 6 razy z rzędu puchar, zaś Gryffonom od ponad dekady to się nie udało. Jednak wiele osób twierdziło, że Gryffindor ma najlepszą drużynę od wielu lat. Jeżeli wygraliby ten mecz i Puchar Quidditch’a, ich do dostałby 100 pkt, co równałoby się z tym, że wysunęliby się na prowadzenie w rywalizacji o Puchar Domów, który od 7 lat zdobywał Slytherin.
Wieczorem w Pokoju Wspólnym nie mówiło się o niczym innym. Christoper ciągle przypominał Jamesowi, że musi złapać znicza dopiero gdy będą mieć przynajmniej 60 pkt przewagi ( Krukoni w meczu z Puchonami wygrali 670:90, co nie mieściło się w głowie kapitana ), co chłopca bardzo denerwowało, bo zapamiętał już za pierwszym razem. Każdemu członkowi drużyny udzielało się zdenerwowanie i presja. Co prawda Dany i Mery siedzieli przy kominku i śmieli się w niebogłosy, ale można było usłyszeć nutkę histerii. Około 21:40 kapitan rozkazał drużynie udać się do łóżek, a Gryfoni pożegnali ich burzą oklasków.
James i Syriusz nie spali dobrze tej nocy, zasnęli dopiero grubo po północy i śniły im się koszmary. Rano wstali niewyspani i zmęczeni.
Gdy drużyna Gryffindoru pojawiła się w Wielkiej Sali, przywitano ją gromkimi brawami. Chistoper namawiał każdego do jedzenia, chodź sam niczego nie tchnął. Nawet Syriusz, który miał zawsze coś do powiedzenia stał się cichy, a krzyki Lily, która wciskała mu na siłę owsiankę na nic się nie zdały.
James tylko obserwował z zazdrością, jak Ruda prosiła jego najlepszego przyjaciela, aby coś zjadł, grzebiąc łyżką w talerzu.
Po kwadransie bezczynnego siedzenia drużyna opuściła Wielką Salę, by przygotować się do meczu.
Szli w milczeniu. Dopiero gdy doszli do stadionu kapitan zabrał głos by ocenić panujące warunki.
 — Dobrze, boisko twarde, będzie można się łatwo odbić. Słońce bardzo jasno świeci, może nam utrudnić grę. Brak wiatru. Idealnie! — Ucichł na chwilę. Od strony zamku dobiegł ich ryk uczniów. — Drużyna, do szatni!
James jak maszyna wykonywał wszystkie czynności. Nie wiedział kiedy znalazł się szatni, założył szatę do Quidditch’a. Dopiero słowa Mick’a wyrwały go z otępienia.
— Cała szkoła przyszła! Nawet Dumbledore jest!
— Dobrze drużyno. Wiecie, że to ostatni mecz. Musimy zagrać tak dobrze, jak to robiliśmy na treningach. Wtedy wygramy. Dobrze znamy nasze położenie w tabeli. Przegrywamy z Krukonami 200 pkt. James, nie chcę nakładać na ciebie presji, ale nie możesz dopuścić, aby Layla złapała przed tobą znicz, a ty nie złap go, jeżeli będzie mniejsza przewaga niż 60 pkt. Dajmy z siebie wszystko!
Wyszli na boisko niosąc w rękach Nimbusy 1971, których każdy im zazdrościł.  Powitał ich ryk wiwatów, pisków i brawa. Pół stadionu mieniło się w złoto-szkarłatnych barwach. Nawet Hagrid przyszedł ubrany w swój płaszcz z krecich skórek. W ręku trzymał flagę.
— Na boisko wchodzi drużyna Gryffindoru — Rozległ się głos John’a Speed’a. — Christoper Gramm, Jassy More, Dany Hataway, Mery Luu, Mick Olson, Syriusz Black i James Potter. Tego ostatniego uważa się za najlepszego szukającego od wielu lat. James, nie zawiedź nas! Oto pojawia się drużyna Raveclaw’u: David Ferrol, Zayn Burgos, Michael Prato, Brithney Tetovo, Look Jambol, London Bath i Layla Crambrai. Kapitanowie uścisnęli sobie dłonie. Rozległ się gwizdek sędziego prof. Abs i ruszyli! Przy kaflu Tetovo. Leci w stronę bramek Gryffindoru, podaje do Prato… Nie złapał! Kafla przejmują Gryffoni! Black podaje do Olson… Burgos wybija tłuczka w stronę Mick’a… Tak! Robi unik! Ha! Nie tak łatwo będzie wam ich pokonać! Olson podaje do Black’a… ON TO ZROBIŁ SPECJLNIE! BURGOS SPECJALNIE W NIEGO WLECIAŁ! TY KRETYNIE! NAUCZ SIĘ LATAĆ, A NIE…
— Speed! — Fuknęła McGonagall.
Rozległ się gwizdek sędziego.
— Rzut wolny dla Gryffindoru!
— Black przy pętlach… Przygotowuje się do wykonania rzutu wolnego… Czekamy na gwizdek prof. Abs… Jest! Black rzuca, publiczność wstrzymuje oddech…
— Speed!
— TAK! TRAFIA! 10:0  dla Gryffindoru! — Zawirowały transparenty, flagi i proporczyki. Rozległ się głośny aplauz od strony kibiców Gryffindoru — Przy piłce Prato, podaje do Bath… Hatawey i More wybijają w jej stronę dwa tłuczki… Przed jednym zrobiła zwinny piruet w powietrzu … Nie widzi drugiego! Ferrol i Burgos mkną w jej stronę wymachując pałkami… David walnął Luu w głowę! — Mówi z wyrzutem komentator — A Bath unika tłuczka. — Rozległ się gwizdek sędziego — Tak przyznaje rzut wolny dla Gryffindoru! Ferrol tłumaczy pani Abs, że pomylił sobie głowę Merry  z tłuczkiem… TAKIE KITY TO DZIECKU PIĘCIOLETNIEMU WCISKAJ!!
— Speed!
— Luu przygotowuje się do wykonania strzału… GOOL!! 20:0 dla Gryffindoru! Przy piłce Tetovo…
W tym czasie James poszukiwał złotej piłeczki. Jak na razie nie pokazała się ani razu, lecz pamiętał słowa Christopera , że muszą mieć przewagę 60pkt.
Layla Crambrai  (szukająca drużyny przeciwników) cały czas leciała za Jamesem.
W chwili gdy Potter odbił się od twardego podłoża stadionu, stres wywołany meczem nagle się ulotnił i chłopak był pewien że może dokonać wszystkiego.
— … Prato strzela … Christoper obroń!! GOOL 20:10 dla Gryffindoru — Jęknął John — Przy kaflu Black, leci bardzo szybko, podaje do Olson, on do Blacka, chłopak przymierza się do strzału … Tak! Jambor nie obronił! 30:10 dla Gryffindoru! Ferrol i Burgos wyglądają na ostro wkurzonych. Odbili dwa tłuczki prosto w Gramma trafiając go w brzuch, jeden za drugim.
—  Rzut wolny dla Gryffindoru — Pani Abs wychodziła już z siebie — Nie wolno atakować obrońcy jeżeli w polu bramkowym nie ma kafla!
— Rzut wolny wykona Black. Tak, jest już gwizdek… GOOL! 40:10 dla Gryffindoru! Przy kaflu Tetovo…
Layla nadal nie odstępowała Jamesa na krok. W pewnej chwili zobaczył złoty blask. Wiedział, że nie może go jeszcze złapać, nie mógł też dopuścić, aby to Layla go złapała. Znicz był przy bramkach Krukonów, bez namysłu przyśpieszył i wzbił się w powietrze. Dziewczyna zrobiła  to samo myśląc, że Potter zobaczył małą piłeczkę. Gdy James odleciał, powoli odwrócił się w stronę pętli i z ulgą stwierdził, że znicza tam nie ma. W tym czasie Gryffoni strzelili dwa gole i prowadzili 60:10. Gdy Potter przelatywał przez połowę boiska wleciał w niego Ferrol, przez co o mało nie spadł z miotły. Rozległ się gwizdek, a następnie chłopak zorientował się, że w jego stronę mknie tłuczek. W ostatniej chwili zrobił unik. Pani Abs przyznała kolejny rzut wolny dla Gryffindoru, który wykonała Mery, ale niestety Jambol obronił.
— Przy piłce Prato, nie to Black, Black jest przy piłce! Syriusz! Leć! Strzelaj! Tak! GOOl! 70:10 dla Gryffindoru! Przy kaflu Tetovo, podaje do Bath, ta do Preto … Zbliża się do bramek Gryfonów. Strzela — Wiele osób na widowni wstrzymało oddech — Tak! Gramm obronił! Jesteś moim idolem! Ten strzał był nie do obronienia, a ty jednak tego dokonałeś! Przy piłce Olson…
Gdy James przelatywał nad trybunami Puchonów zobaczył go!
Przyśpieszył!
— Tak! Proszę państwa, Potter zobaczył znicza!
W chwili gdy to powiedział, Prato w niego wleciał.
— TY SKURCZYBYKU! TY NADĘTA ROPUCHO! COŚ TY ZROBIŁ! TY SKRETYNIAŁY BAŁWANIE!
Profesor McGonagall nawet nie próbowała uspokoić Cykora, tylko sama wykrzykiwała najróżniejsze epitety pod adresem Michaela.
Znicz znikł.
Pani Abs przyznała kolejny rzut wolny dla domu Lwa, który Syriusz świetnie wykorzystał i prowadzili już 80:10.
— Przy piłce Bath — John już nieco ochłonął i był w stanie mówić, lecz w jego głosie słychać było złość. — podaje do Tetova , ten do tego młotka Prato….
— Speed!
— Strzela… Gool! — Jęknął John —80:20 dla Gryffindoru.
James z determinacją zaczął szukać złotej piłeczki. Dokładnie rozglądał się po całym stadionie i w końcu po raz trzeci zobaczył złoty błysk. Bez namysłu pochylił się nisko, lecąc z zawrotną prędkością ku loży, w której siedzieli nauczyciele. Znicz znajdował się koło Dumbledora.
— Tak! Potter zobaczył znicza! Mknie z zawrotną prędkością… ku dyrektorowi! Prato, spróbuj mi w niego teraz wlecieć to ci nogi z dupy powyrywam!
Wszyscy wstrzymali oddech.
Nawet zawodnicy przerwali mecz i wpatrywali się w Pottera.
Był już tak blisko … 3 stopy od dyrektora, wyciągnął rękę i chwycił małą złotą piłeczkę!
— Gryffindor wygrywa! GRYFFINDOR WYGRYWA 230:20!
— Dobry chwyt James. — Usłyszał głos Dumbledore’a , który uśmiechał się szeroko.
— Dziękuje.
Skłonił się lekko i poleciał na ziemię, gdzie czekała na niego drużyna. Zobaczył szczerzącego się Syriusza i Dany’ego. Zachwyconą Mery, Mick’a i Jessy’iego, oraz płaczącego ze szczęścia Christopera. Cała drużyna chwyciła go i zaczęli podrzucać ku górze. Potem na stadion wybiegła również zapłakana McGonagall i zaczęła składać im gratulacje. Za nią wpadł cały Gryffindor. Później pojawił się sam Dumbledore wręczając Gramm’owi Puchar Quidditcha. Następnie Gryffonni wzięli drużynę na ramiona i zanieśli do zamku.
— Wygraliśmy! Wygraliśmy! Wygraliśmy!
— Quin, nie musisz się tak drzeć!
— Wygraliśmy!
 Ale Ruda ich nie słuchała. Jej myśli pognały w całkiem innym kierunku. Nie obchodził ją mecz, wygrana Gryffonów, zdobycie pucharu. Było coś, co nie dawało jej od dwóch miesięcy spokoju.
Wróg nr 1. mugolaków coś knuje, coś bardzo niedobrego. I tylko ona o tym wiedziała.
Od czasu podsłuchanej rozmowy, dwóch nieznajomych w zakazanej bibliotece, prowadziła małe śledztwo. Pod byle pretekstem opuszczała dormitorium i węszyła. Sprawdzała ukryte korytarze, opuszczone sale, a nawet przeszukiwała błonia. Na niewiele to się zdało. Jedyny trop jaki miała, to znaleziona kartka, jakieś dwa tygodnie temu, na lekcji Obrony Przed Czarną Magią. Leżała na półce z nieużywanymi książkami. Było na niej nabazgrane:
11.06.1972
Godz. 1800 
Start. ZL.
Zamiast uzyskać jakąkolwiek odpowiedź, narodziło się jeszcze więcej pytań.  Bez wątpienia chodziło o dzisiejszą datę i porę kolacji. Wtedy cała szkoła znajduje się w jednym pomieszczeniu…
A może jest to zaproszenie na kufel piwa kremowego w jakimś barze, w pobliskiej wiosce? Albo wyjście z kolegami na imprezę? Przecież to sobotni wieczór. Skórcz w żołądku, podpowiadał Lily, że nie chodzi o wyjście na party.
I co to jest ZL? Zaczarowany leżak? Zbite lustro? I co ta kartka robiła w klasie Limone? Czy to on za tym wszystkim stoi? Nie, zdecydowanie nie. Zawsze uśmiechnięty profesorek, który tyle ich nauczył, nie mógł być wrogiem. Więc kto ją tam podrzucił? Kim byli ci dwaj mężczyźni? Jeżeli nie byli z personelu , to jak dostali się do szkoły?
— Ruda, mogłabyś przez chwilę mnie posłuchać?! — Jul była nieźle wkurzona. — Ignorujesz nas od dłuższego czasu! McGonagall cię woła!
Nie wiedziała kiedy znalazły się w zamku. I rzeczywiście, psorka stała jakieś 4 stopy od niej i bacznie się przyglądała.
— Przepraszam. Zamyśliłam się.
W milczeniu doszły do gabinetu profesorki. Gestem ręki wskazała na drewniane krzesło, a sama usiadła w wygodnym fotelu.
— Chodzi o twój egzamin, Evans.
— Czy…? — Uciszyła ją gestem ręki.
— Dawno nie czytałam takiej pracy. A to co robiłaś z różdżką… Nigdy nie spotkałam żadnego pierwszoroczniaka, który wyczyniał takie rzeczy. Moje gratulacje. Nie powinnam tego mówić, ale zdała pani na 210 procent. A moje pytanie brzmi: Jak dowiedziałaś się o tak zaawansowanej magii? Nie ma tego w podręcznikach szkolnych. Z tego co wiem, z innych przedmiotów okazałaś się tak samo rewelacyjna. Jak?
—Ja… — Lily odebrał mowę. Nie wiedziała co odpowiedzieć. Nie mogła zdradzić, że przeczytała wiele ksiąg z zakazanej biblioteki. Wtedy zaczęłyby się pytania: Jak tam trafiłaś? Dlaczego nikomu o tym nie powiedziałaś? Wież, że to jest niebezpieczne? Jak mogłaś postąpić tak niemądrze? Blablabla. I tak dalej. — Dużo czasu spędzam w bibliotece. — Odparła przyjmując jak najbardziej zwyczajny ton. Co prawda nie mijało to się z prawdą.
— Hm… —McGonagall przyglądała jej się bardzo uważnie. — Skoro tak twierdzisz… — Wstała i skierowała się w stronę drzwi. Lily zrobiła to samo. Po chwili przemierzała sama puste korytarze zamku.
Nogi same ją niosły. Wspinała się coraz wyżej i wyżej, aż wreszcie dotarła do sowiarni. Dawno nie odwiedzała swojej śnieżnej sowy Sami. Siadła na parapecie głaszcząc sówkę. Miała stąd doskonały widok na błonia i jezioro. Zobaczyła Hagrida bawiącego się z Rogiem, Wielką Kałamarnicę i uczniów cieszących się zbliżającymi wakacjami.
Zegar zabił siedemnaście razy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że siedzi tak od dwóch godzin. Miała wracać na imprezę, kiedy jej wzrok padł na Bijącą Wierzbę, później na chatkę gajowego, a na końcu na słońce. Oddech jej przyspieszył. Serce zaczęło tłuc się w klatce piersiowej. Coś zrozumiała. Przecież to było jasne jak słońce! Jak mogła wcześniej na to nie wpaść?! Zerwała się na równe nogi. Musi iść do dyrektora. Miała już wybiec z sowiarni, gdy drzwi zaskrzypiały, a do pomieszczenia wszedł On.
— Ttto paan?
— Panna Evans. Nie powinnaś teraz świętować wygranej?
— Jaa… — Podchodził do niej. Wyczuwał jej strach. — Właśnie szłam…
— Na pewno? Wiesz, myślałem, że jesteś bardziej bystra. — Wyciągnął różdżkę, błysnęło czerwone światło, a Lily ogarnęła ciemność.
Impreza w Pokoju Wspólnym trwała w najlepsze.  Jak zwykle bohaterem meczu był James, który jeszcze bardziej się panoszył.
— Podaj mi to winogrono… Chcę wody… Zasłoń zasłony… Podrap troszkę wyżej… No gdzie ta woda?
To tylko nieliczne z jego poleceń. Jul i Quin miały go serdecznie dość. Jednak zachowanie Pottera nie było ich największym „zmartwieniem”. Było coś, a raczej ktoś, kto nie dawał im spokoju.
— Martwię się o Lily.
— Ja też.  
— Co z Rudą?
— Black! Czy musisz zawsze nas podsłuchiwać!? — Quin była nieźle wkurzona. Od czasu zerwania z Blackiem, ich kontakty nieco się ochłodziły. — Uważaj, bo twoje piękne oczka… 
— Tak! Quin Wood po raz kolejny przyznała, że moje oczy są cudne! Co się wiąże z tym, że jej się podobam, a to się wiąże z tym, że żałuje, że się rozstaliśmy, a to się wiąże z tym, że… Auuu! Zwariowałaś!!?
Quin wymierzyła mu siarczysty policzek.
— A teraz mnie posłuchaj. Mówiąc, że twoje oczka są piękne, użyłam sarkazmu.— Black zrobił taką minę, jakby chciał się zapytać co wyraz „sarkazm” oznacza. — Po drugie, nie rozstaliśmy się, tylko ZERWAŁAM  z tobą! A po trzecie, NIE PODOBASZ MI SIĘ I PRZYJMIJ TO DO WIADOMOŚCI!!! — Przerwała na chwilę, łapiąc powietrze, żeby się uspokoić. — Nie mam pojęcia skąd wziął się u mnie ten kolorowy zawrót głowy. A teraz daj nam spokój, bo Lily gdzieś zniknęła i coś mi podpowiada, że to nie jakieś zabłądzenie w zamku.
Odwróciły się na pięcie i skierowały się w stronę przejścia pod portretem. Nie przeszły nawet trzydziestu stóp korytarzem, gdy rozległy się kroki. Huncwoci zmierzali w ich stronę.
— Co Potter, zabrakło winogronka? — Zakpiła Jul — A może to plastikowe blondynki z naszego roku przestały koło ciebie skakać?
— Mało ci upokorzenia, Black? — Warknęła Quin. — Jeżeli chcesz…
— Czy możecie chociaż przez jedno popołudnie się nie kłócić?! Jeżeli naprawdę Lily zniknęła…
— Coś ty taki nerwowy, Lunio?
Zignorował Pottera.
— Gdzie ją ostatnio widziałyście?
— Koło gabinetu McGonagall.
W drodze do pokoju psorki nie kłócili się. Tylko Quin i Syriusz łypali na siebie groźnie. Gdy byli na piątym piętrze zobaczyli szybko zbliżające się cienie.
— Szybko!
Ukryli się za wielkim gobelinem.
— Albusie!
— O co chodzi, Minerwo? Dostałem twoją wiadomość.
— Spójrz na to: „Zaciągnąłem ją do ZL. Środek. Chata. Nie podejmujcie żadnych działań bo wszyscy zginiecie. Lily Evans została porwana. ” 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz