Ciemność.
To ją otaczało. Żadnego dźwięku. Pustka. Nawet podmuchu wiatru. Nic. Ręce miała
z tyłu związane, nogi też. Siedziała na twardej podłodze. Supeł na nadgarstku
ranił skórę, a czaszkę rozdzierał potworny ból.
Jak żałowała, że nie ma tutaj jej przyjaciół! Dlaczego nie powiedziała
im o tym śledztwie? Czy wiedzą, że została porwana? Jak długo tutaj siedzi? Czy
podejmują jakieś działania? Czy wiedzą kto ją porwał? Oddałaby wszystko, aby
zobaczyć się teraz z Syriuszem i dziewczynami. Nawet widok Pottera… Nie, z jego
widoku by się nie cieszyła.
Nagle
drzwi otworzyły się, a pomieszczenie wypełniło blade światło. W drzwiach
ukazała się jakaś postać. Bez problemu ją rozpoznała. Był to Ian Limone.
Szedł
wolny krokiem zmierzając ku Lily, którą paraliżował strach. Wiedziała, że to są
ostatnie chwile w jej życiu. Dlaczego nie mogła pożegnać się z przyjaciółmi!
Powiedzieć, jak bardzo byli jej bliscy i cieszy się, że mogła ich poznać.
Niestety, nie dostanie tej szansy. Nie będzie mogła powiedzieć im tego
wszystkiego, bo zaraz zginie. Śmierć nadchodziła wielkimi krokami. Nie chciała
umierać! Była za młoda! Dopiero co skończyła dwanaście lat, a tu już musi się
żegnać z tym światem.
Nie! Ne
mogła na to pozwolić. Zaczęła się szamotać, co na nic się nie zdało. Różdżka,
gdzie jest jej różdżka?
— Tego
szukasz? — Pomachał magicznym patyczkiem jej przed nosem i zaśmiał się wrogo. —
Niedoczekanie twoje. Planuję oczyścić szkołę ze śmieci, ale pewnie ty to już
wiesz. Będziesz moją pierwszą ofiarą. — Powiedział z satysfakcją.
—
Dumbledore nie pozwoli na to!
— Już na
to pozwolił zatrudniając mnie tu. — Powiedział cicho.
— Nie rozumiem.
— Ruda grała na zwłokę.
— Dumbi
przez cały czas miał mnie na oku. Dobrze wiedział, że jestem zmienny. Raz
słoneczna pogoda, a raz burza z piorunami. Porównuję to do Yin i Yang. Teraz
wiesz o co chodzi? Jedno symbolizuje światłość, a drugie mrok. Wypełniają się
wzajemnie. Jedno bez drugiego nie może istnieć. Musi panować harmonia. Nie
jestem Ianem Limone tylko jego skrytym i uwięzionym ja, które od dłuższego czasu brało górę nad jego świadomością, aż z
czasem udało mi się uwięzić tego durnego profesorka we własnym ciele. To ja
włamałem się do dormitorium szlam i zniszczyłem ich pokoje. To ja wysłałem te
wyjce. I to mnie podsłuchałaś na rozmowie z Bloodem w zakazanej bibliotece.
— Skąd…
Nie
pozwolił jej dokończyć. Z całej siły kopnął ją w brzuch. Rozległ się głos
łamanych żeber, a Lily zawyła z bólu.
— Milcz
szlamo! — Wyczarował na jej ustach knebel. — Może to nauczy ciebie szacunku
do starszych! Cru…
Nie
poczuła żadnego bólu. Zamiast tego powietrze przedarł krzyk, mrożący krew w
żyłach. Wrzask, który wydobywał się z gardła profesora.
…:*:…
— Nie
obchodzi mnie, w co wpakowała się ta smarkula! Nie musiała się narażać temu
wariatowi! NIE MAM ZAMIARU RATOWAĆ JEJ TYŁKA!!
— Potter,
czy ty jesteś naprawdę takim idiotą, czy tylko takiego udajesz? HELLOŁ!! Obudź
się! RUDA ZOSTAŁA PORWANA!
— Ten Rudy
mutant złamał mi nos! Zapomniałaś, Wood?
Siedzieli
w opuszczonej klasie na szóstym piętrze.
— No
trzymajcie mnie! To zgniłe jajo dalej to przeżywa?
— Wiesz,
myślałem, że życie innych bardziej ciebie interesuje niż zraniona duma. James!
Ten wariat porwał moją siostrzyczkę!
— Nie
wiedziałem, że jesteś spokrewniony z tą…
— Spróbuj
powiedzieć: szlamą, a twoja mamusia ciebie nie pozna!
—
WARIATKĄ! Wiesz, Broke, nie zniżę się do poziomu tych śmieci ze Slytherinu.
— JUŻ TO
ZROBIŁEŚ!! Nasza przyjaciółka została porwana do jakiegoś ZL, a ty umywasz od
tego ręce, bo boisz się o kolejną część
swojego ciała?! Nie przerywaj mi. Wiesz, Lily miała rację mówiąc, że jesteś nic
niewartym śmieciem. Żal mi cię! Tak w ogóle, co ty robisz w Gryffindorze? Tu
króluje odwaga, prawość. Brak ci jednego i drugiego! Wynoś się stąd!
— Stary,
wjechała ci na ambicję.
— Syriusz
trzymaj mnie, bo przywalę tej wyfiokowanej lali.
— Co
Potter, w damskiego boksera się pobawisz? Śmiało, bez krępacji, uderz mnie. I
tak jesteś już na dnie, więc niżej się nie stoczysz.
James
napiął wszystkie mięśnie ze złości.
— Widzę,
że już się przygotowujesz.— Quin coraz bardziej go prowokowała — Będziesz
mięczakiem i pozwolisz, żebym, ciebie obrażała?
Czy może użyjesz swojej siły i mnie uciszysz? Tak myślałam. Jesteś
skończonym idiotą, Potter. — Podchodziła do niego coraz bliżej. —
Rozpieszczonym, napuszonym, bezmyślnym, odrażającym, samolubnym, zakochanym w
sobie…
Nie dokończyła.
James zamachnął się z całej siły i swoją pięść skierował ku Quin. W porę
powstrzymał go Syriusz, łapiąc go od tyłu za rękę.
—
Puszczaj, Black! Mam dość zarozumialstwa tej przemądrzałej gówniary, która
myśli, że wolno obrażać jej każdego!
— Czy
wyście oszaleli?! — Remus stracił cierpliwość. — Nie macie nic lepszego do
roboty tylko wyzywać się? Nie rozumiecie, że Lily została porwana?! Zamiast
kłócić się o byle co, może zastanowilibyście się co zrobić, żeby ją ratować!
James, jesteś moim przyjacielem, ale musisz wiedzieć, że zachowujesz się jak
dupek. Quin, lubię cię, ale jesteś upierdliwa i
przestań go prowokować. Z pewnością jeszcze nie raz będziesz miała do
tego okazję.
Oboje posłali mu mordercze spojrzenia.
— Nie
możecie zawrzeć rozejmu? Tak do rozwiązania sprawy z Lily?
— Peter,
weź się tak nie wymądrzaj.
— Dość!
Możecie w końcu przestać?! Moja siostrzyczka jest w jakimś ZL…
— Zakazany
Las. — Szepnęła cicho Jul.
— Co
powiedziałaś?
Oczy
dziewczyny rozbłysły, a na twarzy pojawił się uśmiech.
— Idziemy
do dyrektora.
…:*:…
Strach i
przerażenie. Tylko to czuła. Pozostałe emocje
uleciały w powietrze. Była tylko ona i krzyczący oraz wijący się z bólu na ziemi,
Limone. Na jego ciele zaczęły występować drgawki. Nie wiedziała jak długo to
trwa. Minutę? Kwadrans? Godzinę? Czas
zatrzymał się w miejscu. Nie mogła
oderwać wzroku, od wykrzywionej bólem twarzy profesora. W końcu jej się udało.
Spojrzała na ziemię. Jakieś dwie stopy od niej, leżała różdżka. Jej różdżka.
Chciała ją chwycić, uwolnić się z tego koszmaru… Sznury na jej nadgarstkach i
kostkach to uniemożliwiały. Przewaliła się na plecy, robiąc przy okazji dużo
hałasu, bowiem przez ciemność nie zauważyła stojącego obok krzesła. Ból w
brzuchu jeszcze nie ustał, a w pękniętych żebrach zdwoił się. Jęknęła. W oczach
pojawiły się łzy. Na wiele sposobów próbowała pokonać dzielącą ja odległość.
Podskakiwała, turlała się, nawet pełzła. Za każdym razem efekt był ten sam: po
całym ciele rozchodził się ból paraliżujący jej kończyny. Nie poddała się.
Spróbowała jeszcze raz przeturlać się. Momentalnie ból eksplodował w jej ciele.
Zignorowała go. Toczyła się. Była coraz bliżej i bliżej. Jeszcze stopa, 7 cali,
jeszcze kawałek… Chwyciła różdżkę dokładnie w tym momencie, gdy Limone przestał
krzyczeć. Ukryła ją pod szatą, co było trudne, bo węzły skutecznie
unieruchamiały jej ręce. Ian wstał. Jego rysy twarzy uległy zmianie. Przestały
być chłodne, mściwe, złowrogie. Stały się na powrót ciepłe, opiekuńcze i
przerażone. Po chwili jego wzrok padł na Lily. Z kieszeni wydobył swoją różdżkę i skierował ku
Rudej. Machnął nią, a knebel zniknął. Chciał machnąć po raz drugi, lecz nie
zdążył. Za jego plecami stał jakiś mężczyzna. Miał bujne kręcone włosy i
ziemistą cerę. Przez środek policzka przechodziła głęboka szrama. Zaklaskał.
— Brawo,
Limone. Nie sądziłem, że uda ci się uwolnić spod klątwy. Moje gratulacje.
Niestety jesteś jeszcze mi potrzebny i nie mogę ciebie zabić.
W jego
ręku znalazła się różdżka, po czym rzucił urok prosto w Iana. Cały seans z
krzykiem i drgawkami powtórzył się. Tym razem trwał jeszcze dłużej, ów
mężczyzna oparł się o ścianę i się śmiał. Jego wzrok padł na bladą i przerażoną
Lily. Podszedł do niej. Miała ochotę krzyczeć, żeby przestał, aby go nie
krzywdził. Nie robił na powrót z niego potwora. Głos odmówił jej posłuszeństwa.
— Taka
ładna dziewczynka, a jest szlamą. Co za strata. — Po czym splunął pod nią.
Krzyki
ustały.
— Jak
dobrze, że znowu jesteś sobą! A już się niepokoiłem, że tak długo to trwa.
— Blood!
Mój przyjacielu! — Poklepali się po plecach. — Co cię tu sprowadza?
—
Sprawdzałem jak sobie radzisz — Powiedział z sarkazmem Blood. — Z tego co
zauważyłem to nie najlepiej. Popatrzyłbym sobie jak wykańczasz tą szlamę, ale
niestety, obowiązki mnie wzywają. Przecież ktoś musi wysadzić zamek.
Po tych
słowach opuścił pomieszczenie.
Musiała
coś zrobić. On chce zniszczyć zamek! Tylko co? Jej ręce i nogi nadal były
skrępowane, a nie mogła tak po prostu wyciągnąć różdżki i się uwolnić.
Limone
wyszedł z pomieszczenia. Ruda spróbowała wydobyć różdżkę z pod szaty. Niestety,
zaplątała się w sznurkach koszulki, którą miała pod mundurkiem. W rozpaczy
rozglądnęła się po pomieszczeniu. Potrzebne jest jej coś ostrego.
Zaledwie
pół stopy od niej leżał zardzewiały nóż. Nie myśląc zbyt długo, chwyciła go i
zaczęła przecinać sznury, co szło bardzo mozolnie. Z pewnością, w przeszłości
brzytwa była bardzo ostra, niestety teraz tak już nie było.
Wrócił Limone. Na jego twarzy malowała się żądzą
mordu. Lily dalej męczyła się z węzłami.
— Koniec
zabawy, Evans. Twoja godzina wybiła! Nikt nie będzie zadzierał ze mną!
— Dlaczego
to robisz? — Sznury zaczynały ustępować. Grała na zwłokę.
— Cóż,
patrząc na to, że tej godziny pożegnasz się z życiem, mogę uchylić ci rąbek
tajemnicy.
Lily ledwo
powstrzymała się od przewrócenia oczami. Cały czas mocowała się z liną.
— Zaczęło
to się jakieś pół roku temu. Wtedy po raz pierwszy zaatakowałem. Wtedy moim
celem były wszystkie gnidy. W ostatnim pokoju jaki demolowałem, znalazłem
bardzo ciekawe książki. Już wiesz o czym mówię? Pod TWOIM łóżkiem była „Teoria animagizmu” i „Jak
zostać animagiem” i jeszcze kilka innych ksiąg na ten temat. Nie mogłem uwierzyć,
że jedenastoletnia gówniara próbuje opanować sztukę dla większości nierealną!
Ja, najlepszy uczeń w całym Hogwarcie nawet temu nie podołałem. Postanowiłem
cię zniszczyć. Szukałem wszelkich źródeł na ten temat w bibliotece. O dziwo o
animagach nie ma żadnej księgi. Zrozumiałem, że buszujesz po zakazanej
bibliotece. Tego dnia, kiedy podsłuchałaś mnie z Blood’em, szpiegowałem cię.
Chciałem, żebyś wszystko usłyszała. Pewnie zastanawiasz się jak Rufus znalazł
się w szkole? Banalne. Istnieją tajne przejścia. Jedno z nich jest tuż za
zbroją, koło drzwi na piątym piętrze, które tak często odwiedzałaś. To ja
nabazgrałem na tej kartce miejsce gdzie cię teraz przytrzymuję. I to ja
wysłałem list do McGonagall, że zostałaś uprowadzona. Co prawda wątpię, żeby
domyślili się co to jest ZL, ale jak ciebie znajdą, będziesz już martwa.
Zazdrość,
to nim kierowało. Wyciągnął różdżkę. Jeszcze
troszeczkę, już prawie… Uwolniła się.
— Jakieś
specjalne życzenie?
Ruda
momentalnie wydobyła różdżkę spod szaty.
— Tak! Defodlo! — Machnęła różdżką, a sufit
owalił się, przygniatając profesora. — Nortado!*
— Rozcięła sznury na kostkach.
Ile sił w
nogach pobiegła w kierunku drzwi. Była od nich zaledwie trzy stopy, kiedy jej
uszu dobiegł wybuch, a całe pomieszczenie zostało zakurzone. Profesor stał
przed nią z zakrwawionym policzkiem i licznymi rozcięciami na ciele. Pod okiem
robił mu się siniak.
—
Expelliarmus!
—
Baldercir**!
Krzyknęli
jednocześnie. Dwa groty zderzyły się w powietrzu. Czerwony i niebieski. Na
wszystkie strony latały iskry, niszcząc pozostałości z chatki. Rozpoczęła się
walka woli. Złączenie zaklęć niebezpiecznie zbliżało się w stronę Rudzika,
która coraz bardziej opadała z sił. Czuła się fatalnie. Ból głowy, żeber i brzucha
nasilał się z bliskością grotu przeciwnika. Nie wytrzymała. Niebieski grot
ugodził ją, a u dołu kciuka powstała niewielka szrama w kształcie płomienia.
Walnęła plecami o podłogę. Takiego cierpienia nigdy w życiu nie doświadczyła.
Miała wrażenie, że od niewielkiej ranki, poprzez kończyny i resztę ciała
przechodzi niszczący ogień, którego nikt i nic nie będzie w stanie ugasić. Umieram. Ta myśl kołatała się w jej
głowie. Prawie nie widziała na oczy. Resztkami świadomości skierowała różdżkę w
stronę Limone i szepnęła słabo: Drętwota.
Błysnęło czerwone światło, później jakiś złoty grot przeszył powietrze i czyjeś
krzyki, po czym popadła w nieświadomość.
…:*:…
Obudziła
się w miękkim i wygodnym łóżku. Rozglądnęła się po pomieszczeniu i stwierdziła,
że znajduje się w Skrzydle Szpitalnym. A
więc nie umarłam!
— Lily!
Nareszcie! Ale napędziłaś nam strachu! Powinnam założyć ci kartę stałego
pacjenta. Jak się czujesz?
To bardzo
dobre pytanie. W głowie jej huczało, żebra jej nie bolały, tylko w okolicach
kciuka odczuwała szczypanie. Intuicja podpowiedziała jej, żeby o tym nie
wspominać.
— W sumie
to dobrze. Jestem troszkę zmęczona.
Pani
Pomfrey zaczęła swoją zwykłą bieganinę. Mierzyła temperaturę, badała kości,
masowała skronie i wlewała w nią jakieś eliksiry. Po dwóch godzinach
oświadczyła:
— Masz
gościa.
Zza drzwi
wyłonił się Albus Dumbledore.
— Ach,
panna Evans.
— Dzień
dobry.
— W tym
wypadku bardziej odpowiada dobry wieczór. — Uśmiechnął się serdecznie i usiadł na
krześle przy jej łóżku.
Lily
dopiero teraz spojrzała na zegar. Była 11 wieczorem.
—Panie
dyrektorze! To profesor Limone! To wszystko przez niego! To ja odkryłam jego
tajemnicę! To on zaciągnął mnie do…
— Uspokój
się, Lily.
— On jest
chory! Blood rzucił na niego klątwę i namieszał w jego głowie! Trzeba go
powstrzymać! On chce zabić wszystkich w zamku! W szkole jest jakaś bomba! To…
— Masz
przestarzałe wiadomości. Profesor Limone został zawieziony do Szpitala Świętego
Munga w Londynie. Ma tam najlepszą opiekę. A co do Rufusa, został odesłany do
Askabanu.
— Jak się
tutaj znalazłam?
— Nie
zauważyłaś jak pięknie kwitną nagietki pani Pomfrey?
— Panie
dyrektorze…? — Spytała niepewnie.
— Twoi
przyjaciele bardzo chcieli ciebie odwiedzić. Panna Broke i Wood przysłały ci
wiele smakołyków. — Tu wskazał na dwa wielkie kosze ze słodyczami stojące pod
ścianą, na które Lily nie zwróciła uwagi. — Panowie Black, Potter, Lupin i
Pettegrew chcieli przysłać ci kaloryfer, ale pani Pomfrey go skonfiskowała.
— Ale
panie dyrektorze…
— Widzę,
że nie da się ciebie zagadać. Otóż twoi przyjaciele podsłuchali jak Minerwa mówi
mi o twoim porwaniu. To oni odkryli gdzie jesteś przetrzymywana i powiadomili
mnie. Bałem się, że nie zdążę. — Głos lekko mu się załamał. — Jak zobaczyłem w oddali
wybuch… Myślałem, że to koniec. Tak bardzo mi przykro, że nie zjawiłem się
wcześniej.
— Panie
dyrektorze, jest coś —Ten sam głos, który nakazywał jej milczenie, teraz kazał
jej o wszystkim powiedzieć. — o co muszę zapytać. Profesor Limone, uderzył we
mnie Baldercirlem, a następnie na mojej ręce powstało to. — Wskazała na lewą
dłoń, gdzie widniała maleńka blizna. — Czy to oznacza, że… — Przerwała.
— To
zaklęcie ma różne skutki. Możesz otrzymać bardzo uciążliwy dar, którego
niestety nie można się pozbyć. Przewidywanie przyszłości, większe wyczuwanie
kłopotów, lepszy refleks albo umiejętność przenikania czyjejś duszy. Opcji jest
znacznie więcej, ale ty z pewnością to już wiesz. — Przyglądał jej się
badawczo.
— Ja… To
znaczy… Czytałam gdzieś o tym. Jak to się będzie objawiać?
— Cóż,
trzeba raczej zapytać, czy będzie to się objawiać. Niewykluczone, że ta szrama
po prostu okaże się niczym poważnym i żadnych nadprzyrodzonych zdolności nie
otrzymasz.
— Ale
jeśli…
— Dotyk,
oddech, powietrze, złe samopoczucie, kontakt wzrokowy… Możliwości jest wiele.
— Panie
dyrektorze…
— Tak?
— Jak
długo byłam nieprzytomna?
— Jutro
jest zakończenie roku szkolnego.
— DWA
TYGODNIE!?
— Nie
chciałem tego tak ująć, ale to prawda. A teraz pozwolisz, że zostawię ciebie
samą. Jestem pewien, że jesteś zmęczona.
…:*:…
— Proszę
pani, niech pani ich wpuści. Przecież już czuję się dobrze!
—
Wykluczone! Byłaś nieprzytomna przez pół miesiąca i musisz odpoczywać!
—
Profesorowi Dumbledore’owi pozwoliła pani na odwiedziny.
—
Oczywiście! Przecież to jest dyrektor!
— Ale…
—
Zobaczycie się na kolacji pożegnalnej!
— Chociaż
na 5 minut.
—
Wykluczone!
Pani
Pomfrey nie dała się przekonać. Do samego wieczora trzymała ją w Skrzydle
Szpitalnym, badając i w kółko pomrukując, że to niedopuszczalne, iż uczennica
po takich przejściach powinna jeszcze przez tydzień zostać na obserwacji. Do
Wielkiej Sali weszła dokładnie w tym momencie, gdy powstał Dumbledore i
powiedział, jak to miał w zwyczaju:
—
Wsuwajcie.
Przechodziła pomiędzy stołami. Wiele zaciekawionych twarzy
zwracało się w jej kierunku. Większość osób serdecznie się do niej uśmiechało,
a inni puszczali oko. W końcu dotarła do stołu Gryffonów. Usiadła pomiędzy
przyjaciółkami.
— Lily! Tak się martwiłyśmy! Jeszcze jak się
dowiedziałyśmy, że twój stan jest krytyczny…
— Za bardzo się o mnie troszczycie. Później pogadamy.
— Powiedziała półgłosem, widząc zaciekawione spojrzenia Huncwotów.
Dopiero teraz rozglądnęła się po Wielkiej Sali.
Wszędzie wisiały szkarłatno-złote flagi, a nad stołem nauczycielskim Godło
Gryffindoru. Na czterech stołach piętrzyły się góry wspaniałego jedzenia, a
uczniowie gorączkowo opowiadali sobie o planach wakacyjnych.
Po uroczystej kolacji przemówił dyrektor.
— Kolejny rok dobiegł końca. Niezmiernie trudny rok.
Wzbogaciliście się o nową partię wiedzy, którą w części przez wakacje z
pewnością zapomnicie. Mówię do widzenia, siódmoklasistą, a do zobaczenia
pozostałym uczniom. Wypocznijcie w te wakacje, aby we wrześniu mieć siły do
nauki. A teraz wyniki waszej wspólnej rywalizacji. Na czwartym miejscu, z 386
punktami Hufflepuff, na trzecim z 413 punktami Ravenclaw, na drugim z 434
punktami Slytherin. Mam przyjemność ogłosić, że Puchar Domów zdobywa z 436
punktami Gryffindor! — Przez salę przeszła burza oklasków. Dumbledore wręczył
opiekunce domu, McGonagall, wielki
srebrny puchar. Profesorka ze szczęścia aż się popłakała i końcem serwetki
dyskretnie otarła oczy.
W końcu wsiedli do łódek i razem z Hagridem
przeprawili się na drugi brzeg jeziora, gdzie czekała na nich czerwona
lokomotywa z napisem Expres Londyn-Hogwart. Pożegnały się z olbrzymem, który
przygotował im na drogę ciastka domowej roboty. Z doświadczenia wiedziały, że
lepiej ich nie jeść, jeżeli nie chce się stracić zębów.
Udało im się znaleźć przedział tylko dla siebie, gdzie
mogły spokojnie porozmawiać. Gdy pociąg
ruszył, Lily po raz ostatni rzuciła okiem na oddalający się zamek.
— Dobra, Ruda. Nie wywiniesz nam się tak łatwo.
— Nie wywiniesz. — Powtórzyła Quin — A teraz opowiadaj.
Lily nie musiała się pytać, co konkretnie chcą
wiedzieć. Zaczęła od samego początku, jak to odnalazła Zakazaną Bibliotekę,
przychodziła tam za każdym razem, dlaczego tak dobrze zdała wszystkie egzaminy,
o tym jak Limone ją śledził, zdemolował pokoje mugolaków, znalazł pod jej
łóżkiem księgi o animagach, jak odkryła, że to on za tym wszystkim stoi,
przetrzymywał ją w chatce, cudem się uwolniła, a na koniec pokazała im szramę
na ręce. Jul i Quin, okazały się wdzięcznymi słuchaczkami i pomimo, że wiele
razy miały ochotę o coś zapytań, nie zrobiły tego. Quin chciała przyjrzeć się
bliźnie i przeciągnęła po niej palcem.
Nagle przed oczami Lily stanęło całe życie przyjaciółki.
Od najmłodszych lat była rozpieszczana, czego nie okazywała, a w szczególności
wtedy, gdy stryjek zrobił na jej brzuchu ranę w kształcie odwróconej litery V.
Czuła wszystkie jej emocje, jakby została wciągnięta w świadomość
przyjaciółki. Zobaczyła jak jej starszy
brat ciągle jej dokuczał i obcinał lalką lśniące włosy, przez co mała Quin
dostawała ataku szału i objawiała wtedy swoje zdolności magiczne. Ujrzała jej
podniecenie, gdy dostała list z Hogwartu i smutek, kiedy dostała się do
Gryffindoru zamiast Ravenclawu.
To wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy i
zrozumiała, że w ten sposób urok Limone będzie się objawiał. Będę musiała bardzo uważać.
Nie dała
po sobie poznać, że zdarzyło się coś dziwnego.
Sięgnęła
do swojej walizki i wyciągnęła kawałek czystego pergaminu i tusz.
— Lily…
— Chwilkę,
muszę coś wysłać… — I nie tłumacząc więcej naskrobała na kartce:
Jeżeli ktoś dotknie szramy, widzę
całą jego przeszłość.
Miłych wakacji, panie dyrektorze.
Lilyanne Evans.
Przywiązała
list do nóżki swojej śnieżnej sowy Sami, po czym powiedziała:
— W Skrzydle
Szpitalnym bardzo się nudziłam i coś napisałam. — Wyciągnęła z tylniej kieszeni
jeansów zmięty papier, który podała przyjaciółką.
— Jest
świetna!
— Niestety
nie mam jeszcze muzyki.
— A nie
mogłabyś…?
Jul nie
dokończyła zdania, bo do przedziału weszli Huncwoci. Zajęli wolne miejsca i
pogrążyli się w rozmowie. Nie było z nimi Jamesa, z czego dziewczyny były
bardzo zadowolone. Lily schowała tekst do kieszeni, dokładnie w tym momencie,
kiedy Syriusz sięgał po pergamin.
W końcu
Expres Londyn-Hogwart zaczął zwalniać i nawet nie zorientowały się, kiedy
ściągały szkolne szaty. Na peron
zajechali o 9 rano. W końcu opuścili pociąg i przechodząc trójkami przez
barierkę, wkroczyli do świata mugoli, gdzie prawie nikt nie miał pojęcia o
magii.
Lily
pożegnała się z przyjaciółkami i wyściskała Syriusza, po czym wolnym krokiem
ruszyła pchając wózek w kierunku jej taty. Na odległości 40 stóp wyłonił się
zza niego uśmiechnięty Kurt, który bez zastanowienia podbiegł do Rudzielca i w
uścisku okręcił ją w miejscu.
— Chodź,
musisz z kimś porozmawiać.
Udali się
w stronę uśmiechniętego Will’a Evansa, koło którego — O zgrozo! — stała Olivia
Evans. Wiedziała, że więcej nie może już tego przeciągać i w końcu musi
zobaczyć się z matką.
Przytuliła
się do rodzicielki i szepnęła:
—
Przepraszam.
*
*Nortado — Zaklęcie tnące wymyślone przez nas.
Połączyłyśmy dwa hiszpańskie słowa: Cortar, czyli cięcie oraz Nodo czyli węzeł.
*
** Baldercir — Zaklęcie przekleństwa poprzez wyrycie
ostrzem na skórze szramy. Połączyłyśmy dwa hiszpańskie słowa: Borde, czyli
ostrze oraz Maldecir czyli przekleństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz