Zapadałam się coraz niżej i niżej w kłębiącą się, gęstą mgłę. Nie
mogłam otworzyć oczu, a mimo to wiedziałam, że dookoła otacza mnie ciemność, a
nad głową mam taflę wody. Czy ja tonęłam? Z pewnością nie. Z trudem mogłam
oddychać. Serce ledwo kołatało się w piersi, a mimo to, jego bicie sprawiało
potworny ból. Czy ja umieram? Jeszcze raz nie. Poczułam, jak moje mięśnie tnie
niewidzialny nóż i zaczyna z nich tryskać krew. Iluzja? Kto wie… Być może. Ale
ten ból był tak prawdziwy…
Otaczająca mnie mgła zaczęła się formować w złowrogie kształty. Biały
dym utworzył twarz tak przeraźliwą, że na sam jej widok chciało mi się krzyczeć
i wzywać pomocy. Próbowałam wzywać pomocy, lecz z mojego gardła nie wydobył się
żaden dźwięk. Ów twarz, zamiast nosa miała dwie szparki jak u węża, zapadnięte
policzki i oczy, które nagle zaświeciły szkarłatem…
Był to Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.
Złowrogie kształty materializowały się koło niego. Ubrane były w
czarne peleryny, a na głowach miały kaptury i maski.
Śmierciorzercy.
Niebezpiecznie zbliżali się do mnie. Odległość dzieląca nas,
malała z każdą sekundą. Moje ciało nadal było nieruchome. Chciałam uciekać,
chwycić różdżkę i się ratować… Niestety, moje kończyny odmówiły posłuszeństwa.
Nie mogłam nic zrobić. Dzieliło nas już zaledwie dwie stopy…
— Lily! Lily!
Z nad tafli wody dobiegł mnie stłumiany głos. Do kogo należał? Był
znajomy, a równocześnie obcy. Smutny, lecz można w nim było usłyszeć nutkę
rozbawienia.
— Lily, obudź się!
Zaczęłam unosić się w powietrzu, a zakapturzone postacie,
próbowały sprowadzić mnie zpowrotem na ziemię. Nie miałam kontroli nad swoim
ciałem. Samo unosiło się w górę, a straszne kształty przeistaczały się w
kolorowe motyle, pomiędzy którymi siedział w hamaku uśmiechnięty Kurt. Chciałam
zostać z nim i cieszyć się beztroskim życiem. Usiąść koło niego i porozmawiać o
wszystkim i o niczym, jak to mieliśmy w zwyczaju. Ten głos był jak natrętna
mucha. Nie mogłam się go pozbyć.
— Lily! Proszę!
Zostawiłam przyjaciela i unosiłam się coraz wyżej.
— Dziewczyny mdleją od moich pocałunków!
Moja głowa przebiła taflę i
odzyskałam pełną świadomość.
— Jesteś jeszcze piękniejsza jak mdlejesz, kochanie.
— Potter? — Zapytałam słabym głosem.
W głowie cały czas mi się kręciło. Obraz przed oczami rozmazywał
się i z trudem zarejestrowałam, że Rogacz pochyla się nade mną z troską
widniejącą w jego oczach.
— Ciii, skarbie. Odpocznij.
Pocałował mnie w czoło.
— Mogę spać sama?
— Jak sobie życzysz, księżniczko.
Przykrył mnie pierzyną i jeszcze raz pocałował w czoło, a ja
pogrążyłam się we śnie.
u
— Zabiję Pottera! Uduszę, wypatroszę, a na koniec wystawię na
poniżenie publiczne!
— Ana, weź się uspokój, bo jak robisz się czerwona, to zaczynam
się ciebie bać. — W głosie Jul słychać było strach.
— Ten pieprzony goryl prawie zaciągnął mnie do łóżka!
— Taa… — Mruknęła Quin. — Raczej to ty zaciągnęłaś go do sypialni.
Posłałam jej mordercze spojrzenie, na którego widok, dziewczyna
cofnęła się o krok.
Siedziałyśmy w naszym dormitorium, doprowadzonym do stanu
użytecznego (czego nie można powiedzieć o Pokoju Wspólnym). Dochodziła godzina
14.00, a po kacu i ogólnym brudzie nie było śladu.
— Ten strachliwy gnojek, gdy tylko zobaczył, że się obudziłam,
zwiał gdzie pieprz rośnie! Aż się za nim kurzyło!
— Nie dziwię mu się. — Prychnęła Quin.
— Lily, oddychaj. Policz powoli do dziesięciu.
Wzięłam głęboki wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Zaczęłam powoli
odliczać. Raz, dwa, trzy…
— To nie pomaga!
— Lily, ty się wnerwiasz, a tak naprawdę do niczego nie doszło.
Popatrz na mnie: Wzięłam ślub ze szkolnym Casanovą, który wziął mnie na ręce i
wchodząc do twojej szafy krzyknął, że przekraczamy próg naszego nowego domu.
— Ja spałam z Remusem i Peterem w hamaku w Pokoju Wspólnym, a
jakiś drugoroczniak krzyczał: Trójkącik!
— A ja pół nocy spędziłam na obściskiwaniu się z moim wrogiem nr
1. Któraś mnie przebije? — Dziewczyny zamilkły. — Tak myślałam.
Nagle z dołu dobiegły nas krzyki McGonagall (pseudonim bojowy
Psychiczna).
— Oto moja szansa!
— Lily co ty…?
Nie czekając na dokończenie zdania przez Quin, zbiegłam na dół. Na
środku stała wkurzona psorka. Dekoracje nie znikły.
— Jak wy śmiecie! Jeszcze nikt nie przyniósł Gryffindorowi takiej
hańby! NIKT!!! Urządziliście sobie z Pokoju Wspólnego jakiś burdel!! Gdzie byli
prefekci!!? PANNO EVANS!!!!
Podbiegłam skruszona do McGonagall.
— Pani profesor. — Zaczęłam udawać, że łkać i nawet z moich oczu
popłynęły łzy. Kątem oka zobaczyłam Huncwotów. — Nawet pani sobie nie wyobraża,
co działo się tu w nocy.
Syriusz przewidując co planuję zrobić, podbiegł do nas. Dopiero
teraz zauważyłam, że panuje grobowa cisza.
— Niech pani jej nie słucha. Ona była pijana i…
— Jak śmiesz tak kłamać! — Przerwałam mu. — Oni związali mnie, a
na dodatek upili Jul i Quin, bo obchodzili imieniny tego przygłupa Pottera.
Tak! Upili je! A ja musiałam na to wszystko patrzeć i nie mogłam nic zrobić.
Później wymyślili sobie, że urządzą przyjęcie weselne, gdzie Syriusz poślubił
Quin, a ceremonii przewodniczył Peter, przebrany za pastora. — Na samo
wspomnienie Glizdka, zachciało mi się śmiać. — Posadzili mnie na krześle i tak
głośno krzyczałam, że wsadzili mi knebel do ust. A najgorsze jest to, że Quin
rzuciła welon i wylądował na mojej głowie. Wtedy Potter zaczął się do mnie przystawiać
i siłą zaciągnął mnie do jego sypialni. Zaczął mnie molestować. — Zaszlochałam
głośniej i otarłam łzy. — Nie mogąc tego dłużej wytrzymać, zemdlałam.
Zapadła głucha cisza. Huncwoci wyglądali, jakby chcieli mnie co
najmniej zabić, a Potter wpadł w szał. Jego twarz przybrała bordowy odcień,
pięści mocno zacisnął. Za to McGonagall, tak dla odmiany pobladła, a usta lekko
rozchyliła. Miny Jul i Quin mówiły: „Odbiło ci?”.
— POTTER, BLACK, LUPIN, PETTIGREW, DO MOJEGO GABINETU!!!!!!!
— To nie prawda!
— Ona kłamie!
— To ona zaciągnęła mnie do sypialni!
— Ona weszła do mojego łóżka prawie naga!
— Evans, Broke i Wood zaciągnęły nas do ich sypialni i upiły!
— Nie molestowałem jej!
— MILCZEĆ! IDZIEMY!!!!
Cała czwórka posłała mi mordercze spojrzenia i wyszli z
dormitorium. Wszyscy uczniowie patrzyli na mnie z niedowierzaniem, smutkiem,
ale najbardziej zabolały mnie miny przyjaciółek: żal i nienawiść. Niewiele
myśląc, wyszłam z wieży i ruszyłam korytarzami zamku.
Ha! Mają przewalone! Lepszej historyjki to ja już dawno nie
wymyśliłam. Dobrze im tak! Zobaczą, co to znaczy zadrzeć z Lilyanne Evans! Już
im współczuję. Szlaban będą mieć przynajmniej przez tydzień. Błahaha!
Nagle ktoś obrócił mnie w miejscu i popchnął na ścianę,
przygniatając swoim ciałem.
— Czego chcesz. — Wysapałam.
— Porozmawiać.
— Nie mamy o czym. — Odparłam oschle, próbując uwolnić się z jego
uścisku.
— Jestem innego zdania, Lily.
Splunęłam mu w twarz.
— Nieobliczalna jak zwykle.
— Wkurzający i zadufany w sobie dupek.
— Zbyt pochopnie mnie oceniasz, skarbie. Na wakacjach było razem
nam tak dobrze… A przez jeden głupi, pijacki wybryk skreślasz to co nas
łączyło.
— Jeden głupi…? Oszalałeś Night? Ten związek to była jedna wielka
pomyłka i nie mam pojęcia jak mogłam związać się i poczuć coś do takiego osła
jak ty. A teraz puść mnie!
— Jesteś jeszcze piękniejsza jak się złościsz.
— Zmieniasz się w Pottera? Postanowiłeś robić z siebie większego
palanta niż w rzeczywistości jesteś? Myślałam, że to jest niemożliwe, a jednak.
Zaśmiał się gorzko.
— Lily, wróć do mnie. Myślę, że…
— Kpisz sobie? Wali mnie to, co sobie o mnie myślisz. Nie znoszę
cię. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
— Nadal mnie kochasz. — Szepnął.
Nie zaprzeczyłam. Prawda jest taka, że Erik Night pociąga mnie pod
każdym względem. Każda komórka mojego ciała pragnęła, aby jeszcze bardziej się
do niego zbliżyć. Jego niebieskie oczy, umięśniony tors, bujne, kręcone włosy,
nawet zarozumiałość i arogancja…
Nie! Stop! Dziewczyno opanuj się! On chciał zaciągnąć cię w
krzaki!
Ale jest taki seksowny… A bez koszulki wygląda po prostu…
Nie zachowujesz zdrowego rozsądku! To zakłamany dupek, który
myśli, że może mieć każdą dziewczynę, a ty staniesz się wisienką na torcie jego
listy podbojów!
— Nawet gdyby, to i tak nic nie zmienia między nami. Odejdź, zniknij,
zgiń… Daj mi spokój.
— Naprawdę tego chcesz? — Zamruczał. Jak on śmiał! — Pragniesz,
żebym ciebie zostawił? — Miałam ochotę krzyknąć: Nie! Zostań! Proszę!
Zachowałam godność i przybrałam pokerową twarz. — Bo jeśli tak…
— To co? Zaciągniesz mnie do klasy?
— Czy musisz traktować mnie jak idiotę?
— A nie jesteś nim?
— Nie mogę zapomnieć o wakacjach…
— Jakbyś nie zauważył, to już dawno się skończyły. I moje uczucia
do ciebie też.
— Nie wierzę ci.
Pochylił się i pocałował mnie delikatnie. W głowie mi zaszumiało.
Przestałam myśleć. Były tylko nasze usta. Włożyłam w ten pocałunek wszystko:
smutek, żal, miłość, gniew i namiętność. On odpłacił mi tym samym: smutek za
smutek, żal za żal, miłość za miłość, gniew za gniew i namiętność za
namiętność.
Nie wiem ile trwało, zanim oderwaliśmy się od siebie. Efekt był
jeden: miałam motylki w brzuchu i oboje dyszeliśmy.
— Możesz mnie już puścić?
— Nie chcesz stąd iść. — Jego głos był hipnotyzujący. — Nie chcesz
odchodzić ode mnie.
— Mylisz się. — Wycedziłam przez zęby. —Jesteś obrzydliwy,
arogancki, zadufany w sobie. Myślisz, że możesz mieć każdą. Muszę wyprowadzić
cię z błędu. Mnie nie zdobędziesz. Mógłbyś być na tyle miły i rozsądny, aby
mnie puścić?
— To prawda co opowiadają?
— Zależy co mówią.
— To prawda, że Potter, Black, Lupin i Pettigrew prawie wylecieli
ze szkoły, bo w nocy związali ciebie, upili dziewczyny, urządzili małe wesele,
a ten łajdak molestował ciebie? Swoją drogą, wpłynęło to korzystnie dla mojego
domu. Minus pięćdziesiąt punktów za każdego z nich. — Dokończył z satysfakcją w
głosie. — Gdyby nie interwencja tatuśka Pottera… Jaka szkoda, że rodzice go
kochają.
Gdyby nie to, że mnie cały czas trzymał, upadłabym.
Co ja narobiłam?!
Nie wiem jakim cudem, udało mi się wyszarpać z jego żelaznego
uścisku. Gonił mnie przez cały zamek, a ja nie patrząc na nikogo, biegłam na
siódme piętro do portretu Grubej Damy.
To nie może być prawda. McGonagall nie zrobiła tego. Przecież jest
opiekunką domu. Jej też zależy, aby Gryffindor był najlepszy. Nie wierzę w to.
— Wilki. — Podałam hasło i przeszłam przez dziurę w portrecie.
Gdy tylko weszłam do Pokoju Wspólnego, zapadła cisza. Wszyscy
wlepili we mnie patrzałki, jakbym była jakimś Ufo. Nic nie robiąc sobie z tego,
dumnie uniosłam głowę i poszłam do swojego dormitorium. Quin i Jul rozmawiały o
czymś z ożywieniem, ale na mój widok nagle ucichły.
— No nie, wy też?
— Lily, jak…
— Jak mogłam? — Weszłam w słowo Szpilce. — Tak wiem, jestem wredną
krową, która myśli tylko o sobie. I nie prawcie mi tu teraz kazań, że zrobiłam
źle, blablabla. Tak wiem, przegięłam. Pójdę ich grzecznie przeprosić, a później
do McGonagall i to wszystko wyjaśnię.
— Ale Lily…
— Słuchaj, Jul, miałam naprawdę paskudną przygodę z Night’em i nie
mam ochoty słuchać waszych wcześniej przygotowanych przemów.
— Jest coś o czym musisz wiedzieć.
Quin podała mi złożony arkusz papieru. Zdezorientowana rozwinęłam
go i zaczęłam czytać.
GAZETKA SZKOLNA.
W pierwszym wydaniu naszego
reportażu, bierzemy na przegląd grzeszki i przewinienia naszych szkolnych
Stróży prawa, prefektów.
Na pierwszy ogień, Lilyanne
Evans.
Powszechnie wiadomo, iż ta oto
dziewczyna cieszy się powodzeniem u szkolnego championa Quidditch’a Jamesa Pottera. Czy kiedykolwiek
dała mu szansę? Nie. Czy to zrobi? Po tym artykule, nigdy w życiu.
Otóż prawie nikt nie wie, że
droga pani prefekt jest tak naprawdę brutalna. Już w pierwszej klasie
przejawiała agresję do swoich rówieśników. Jej czyny nie kończyły się na
zwykłym wymierzeniu policzka. Pewnego wieczoru ze złości postanowiła zabawić
się kosztem Rogacza, wieszając go pod sufitem i torturując go zaklęciami. Ale
na tym się nie skończyło. Z całej siły przywaliła mu w nos, łamiąc go w dwóch
miejscach. Zostawiła chłopaka, wiszącego głową w dół, a sama głośno się śmiejąc
opuściła miejsce zdarzenia.
Złamała także noc Amycus’owi
Carrow, za użycie pospolitego określenia dotyczącego dzieci mugoli.
Trzeba dodać, że oba zajścia
uszły jej na sucho.
Na brutalności nie koniec.
Niewiele osób wie, że Lilyanne
jest pół Hiszpanką i w chwilach słabości klnie w tym języku, myśląc, że nikt
jej nie rozumie. Rozczarujemy cię.
Podczas pobytu u dziadków w ów
państwie, posunęła się znacznie dalej niż łamanie części ciała. Postanowiła
zabawić się w rozpieszczoną dziewuchę (którą jest) i uciekła z domu. Z
racjonalnego źródła wiemy, że zrobiła to, bo czuła się niekochana i chciała
zwrócić na siebie uwagę. Jej plan doszedł do skutku, a zrozpaczonej matce nie
udało się jej powstrzymać i popadła w depresję. Do tej pory, Ruda, nie potrafi
wybaczyć matce, że nie zajmowała się nią i kocha bardziej jej starszą siostrę,
Petunię.
Pomimo swojej porywczości, gdy
jest sama przelewa na papier wszelkie uczucia i potrafi zjechać w piosence
każdego, kto jej się narazi. Dobra rada: Nie zadzierajcie z panią psychiczną.
Czy na pewno jest taka dobra z
eliksirów, czy na fory u Slughorn’a? Mamy na to swoją teorię, albo dwie.
Pierwsza: Korepetycje i wiele godzin spędzonych w książkach. Druga: Uczennica
ma romans z mistrzem eliksirów. Która wydaje wam się bardziej prawdopodobna? My
skłaniamy się ku drugiej.
Na drugim roku, włamała się do
sali transmutacji i zniszczyła czarki do ćwiczeń. Powód był oczywisty. Podczas
lekcji nie była najlepsza i z tego powodu wpadła w szał. Jak zwykle uszło jej
to na sucho, a karę poniósł ktoś inny.
Zapewne zastanawiacie się, jakim
cudem ma najlepsze stopnie spośród wszystkich uczniów?
Jest to efekt ciągłego
przesiadywania w bibliotece i całkowite odcięcie się od życia towarzyskiego.
Ale nawet i pani przemądrzała
może zatęsknić za partnerem. Wiemy od jej najlepszego przyjaciela (Kurt Sweets,
mugol), że Lilyanne podczas tegorocznych wakacji, zabawiała się ostro z
prefektem Puchonów, Erik’iem Night. Państwo zakochani wracali nocą, leśną
ścieżką do domów pijani, z imprezy na drugim końcu miasta. Jak się można
domyśleć, rączki zaczęły swędzieć chłopaka i zaczął się przystawiać do
dziewczyny. Podobno ledwo mu uciekła, ale próba gwałtu na zawsze pozostanie w
jej psychice. Kurt nam zdradził, że Lilyanne popadła w depresję: „Nie chciała z nikim rozmawiać. Całymi dniami patrzyła
się w sufit.” Możemy się założyć, że jej pokój tonął w chusteczkach. W końcu
nie zawsze podczas wakacji spotyka się letnią miłość.
O więcej
szczegółów pytajcie źródła.
Po moich policzkach spłynął potok łez, których nie mogłam
zatrzymać. Może nawet nie chciałam. Wszystko mi było obojętne. Pragnęłam tylko
zapaść się pod ziemię. Otworzyłam okno i nie patrząc na przerażone twarze
przyjaciółek wyskoczyłam przez nie. Odległość 200 stóp zmniejszała się z każdą
sekundą. Piski dziewczyn rozdzierały powietrze, a ja byłam coraz niżej i niżej.
W ostatniej chwili machnęłam różdżką i swobodnie wylądowałam. Biegłam przez
błonia, a szloch, przerodził się w ryk. Na skraju Zakazanego Lasu przemieniłam
się w łanię i zniknęłam za grubymi konarami drzew.
Dochodziła 24, a ja spacerowałam po błoniach zamieniona w łanię.
Byłam bardzo głodna, ale nie chciałam wracać do szkoły, gdzie każdy uważał mnie
za nieobliczalną smarkulę, która ma względy u nauczyciela, a w dodatku byłego,
nadpobudliwego chłopaka. Ciągle miałam mętlik w głowie. Po raz kolejny moje
życie wywróciło się o 180 stopni i kompletnie nie radziłam sobie z tym.
Spojrzałam w niebo. Była pełnia. Biedny Lunatyk. Nawet jeżeli mnie
nienawidzi, to i tak mu współczuję. Niedaleko, rozległo się wycie wilka a po
plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. Niewiele myśląc, zmieniłam się w
człowieka i wylewitowałam się do okna naszego pokoju. Otworzyłam je zaklęciem i
cichutko weszłam do sypialni.
Nie za cicho. Zapaliło się
światło, drażniąc mi oczy, a dziewczyny rzuciły mi się na szyję.
— Lily, tak się martwiłyśmy!
— Nie przejmuj się tym szmatławcem. Nikt kto cię zna, nie uwierzy
w to.
— Ale to wszystko jest prawdą.
— Co!? Masz romans ze Slughorn’em!?
— Oprócz tego. I tej demolki sali oraz paru drobnych szczegółów,
którymi Huncwoci ubarwili moje życie.
— Lily, co zamierzasz?
— Wiem, że to ja wszystko zaczęłam, ale chcieli wojny, to będą ją
mieć.
u
Przez najbliższy tydzień nie mówiło się o niczym innym. Stałam się
tematem numer 1, a uczniowie patrzyli się na mnie z obrzydzeniem. Bo w końcu,
która uczennica ma romans z nauczycielem i rzuciła jednego ze szkolnych bóstw,
jakim był Erik Night? Wiele dziewczyn miało mi za złe, że tak go potraktowałam
(Na moim miejscu co by zrobiły? Wskoczyły z nim w krzaki? Pewnie tak, sądząc
jakim zainteresowaniem on się cieszy. ), a nikt nie zadał sobie pytania jak ja
się wtedy czułam. Co do mojego samopoczucia: na zajęcia przychodziłam zawsze
ostatnia i prawie z nikim nie rozmawiałam. W czasie lekcji dostawałam liściki z
tekstami typu: Szmata znowu najlepsza lub kiedy następna randka ze Slughorn’em.
W środę na eliksirach nie wytrzymałam i pod pretekstem złego samopoczucia,
wybiegłam z sali i przez resztę dnia nie wychodziłam z łazienki. Byłam cała
zasmarkana i zapuchnięta. Lekcje stawały
się prawdziwą katorgą, bo nawet nauczyciele uwierzyli w te durnoty.
Profesor Flitwick, odjął mi punkty za to, że za pierwszym razem udało mi się
użyć poprawnie zaklęcia tłukącego, z czego Huncwoci był zachwyceni. Potter
rozpoczął treningi Quidditch’a i przy każdej okazji starał się mnie upokorzyć.
Kilka razy, doprowadził mnie do płaczu. Prawie w ogóle nie jadłam, a szybka
utrata wagi, stała się momentalnie widoczna. Włosy straciły swój blask, a w
oczach nie było już tego wesołego ognika, który zawsze w nich się tlił. Mówiąc
krótko: doprowadziłam się do stanu z wakacji. Po wtorkowej akcji w Pokoju
Wspólnym, Quin rzuciła Syriusza, twierdząc, ze żąda rozwodu i taki chuj, nie
będzie obrażał jej przyjaciółki, a jego byłej przyszywanej
siostrzyczki. W pewnym sensie byłam rada, że mam przy sobie przyjaciółki, które
mnie wspierają, ale smutek cisnął mi się na serce, kiedy pomyślałam sobie, że
Syriusz Black, zawsze dla mnie miły, pomocny i uważający mnie za swoją
przyszywaną siostrzyczkę, stał się moim wrogiem. Na każdym kroku, ja i Potter
przy akompaniamencie Jul, Quin i reszty Huncwotów, wskakiwaliśmy sobie do
gardeł, a podczas piątkowej kolacji, przeszliśmy sami siebie. Otóż, do każdego
ucznia i nauczyciela przyleciała sowa z nowym wydaniem Gazetki Szkolnej z tą
różnicą, że to ja, byłam jej redaktorem. Jej artykuł głosił:
WYDANIE SPECJALNE:
Nudne, pospolite i bezsensowne.
Takie życie z pewnością nie wiedzie hogwardzka elita szkolnych rozrabiaków,
bardziej znanych jako Huncwoci. A raczej, Hucnćwoki.
Jako pierwszego pod lupę weźmiemy
poczynania jednego z najprzystojniejszych facetów w szkole, jak głosi lista w
damskiej toalecie na czwartym piętrze, gdzie zajmuje trzecie miejsce, zaraz po
zwycięscy Syriuszu Blacku, a wicemistrzu Erik’owi Night, James Potter.
Jego orzechowe oczy powaliły na
kolana już nie jedną nastolatkę. Druciane okulary na nosie dodają mu uroku
osobistego, a sterczące w każdą stronę włosy, wręcz powalają swoją
niezwykłością. Twierdzi, że w locie wygląda seksownie i myśli, że na miotłę
wyrwie każdą dziewczynę.
Naiwniak.
Rozpieszczony gówniarz zawsze
dostaje to, co sobie zażyczy. Nowa miotła, markowe ubrania, dziewczyny.
James tak naprawdę wykorzystuję
każdą z naiwnych idiotek, które lgną do niego jak muchy. Czy z którąkolwiek był
dłużej niż tydzień? Odpowiedź jest bardzo prosta: Nie. Czy którejkolwiek pannie
na jedną noc wyznał miłość? Nie. Grunt to zaliczyć laskę i dodać do listy
zdobyczy. Potter jest zakłamanym dupkiem, który nie liczy się z uczuciami
innych. Nie obchodzi go, że zrani. Ważne, że on się dobrze zabawi.
Czy rzeczywiście jest tak dobrym
zawodnikiem Quidditch’a? Śmiem wątpić. Może i jest dobrym szukającym w szkole, ale czego oczekiwać skoro ma się za
przeciwnika osobę, która nie posiada najnowszej miotły? Cały jego rzekomy
talent polega tylko i wyłącznie na drogim sprzęcie i szczęściu. Efekt? Pławi
się w chwale i uwielbieniu, a tak naprawdę nie reprezentuje sobą kompletnie
nic.
Kolejny mit o „boskim”
szukającym. Myśli, że jest śmieszny. Zastanówmy się, który jego żart był tak
naprawdę zabawny? Było wam do śmiechu, kiedy owsianki eksplodowały wam w twarz,
albo zalali całą Wielką Salę oślizłą, zieloną mazią, która nie chciała się
zmyć? A może podobało się wam , kiedy dodali do herbaty środku
przeczyszczającego?
Wątpię.
Tak naprawdę, jego głupota
przekroczyła już najwyższe stadium tej choroby i uzdrowiciele nie znajdą na nią
nigdy lekarstwa.
Szkoda, bo przystojny z niego
chłopak. Niestety jego głupota niszczy ten piękny obrazek i staje się w moich
oczach, a po tym artykule z pewnością większej ilości populacji żeńskiej,
zwykłym śmieciem, nadającym się tylko do wyrzucenia do kosza.
Zastanawiający jest także wątek
jego zalotów, do wrednej, rudej pani prefekt, o której w ostatnim tygodniu było
bardzo głośno.
Lilyanne Evans.
Co tak naprawdę ich łączy?
Obserwując ich zachowanie,
stwierdzam, że jedyne co ją w nim pociąga, to jego cudne, orzechowy oczy.
Na tym lista jego zalet się
kończy.
Za to ta z jego wadami jest o
wieeeele dłuższa.
Zakłamany dupek, zadufany w sobie
matoł, błazen, idiota, egoista, samolub,
napuszony paw, drań, myślący, że jest śmieszny, zapatrzony w siebie cham, bez
cienia dobroci czy współczucia… Ciągle znęca się nad słabszymi, przy każdej
okazji mierzwi tą swoją głupią czuprynę, pozbawiając się przy tym resztek
włosów.
Co do znęcania się
nad słabszymi… Każdy szanujący się obywatel Hogwartu wie, że Potter i Black są
mistrzami pojedynków i nie mają sobie równych. Ich ulubionym zajęciem w wolnym
czasie jest poszukiwanie nowych ofiar i wieszanie ich pod sufitem. Oczywiście
nie byliby sobą gdyby tego biedaka nie upokorzyli, poprzez ściągnięcie bielizny
przy wszystkich lub transmutowanie poszczególnych części ciała.
Czy za to obrywają?
Oczywiście! Nic nie umknie uwadze naszych prefektów i jako jedna z nich,
obiecuję, że postaram uprzykrzyć mu życie do końca szkoły.
Kto wie, a może i
w przyszłości.
Nieczyste zagrania
to jego specjalność, ale kto powiedział, ze moje też nie?
OX, OX.
(Buziaczki)
Gossip Girl
Z triumfem spojrzałam wyzywająco na Pottera. Jego
twarz przybrała barwę dojrzałej wiśni. O, za chwilkę będzie wybuch.
— EVAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAANS!!!!!!!!!!
Jak w zegarku.
Dyskretnie zerknęłyśmy z dziewczynami na siebie i z powagą
na twarzy spojrzałyśmy na Pottera. Siedział na drugim końcu stołu i z furią
dobiega do mnie. Złapał za mój nadgarstek, sprawiając przy tym nie mały ból,
szarpnął mnie do góry. Staliśmy blisko siebie.
— Ty to napisałaś!!!! — Palcem otarłam kącik ust,
udając, że mnie opluł.
— Ooo… Jamesiku coś się stało? Jesteś troszkę
zdenerwowany. Pomóc ci w czymś? — Rolę słodkiej idiotki zagrałam perfekcyjnie.
— Evans, nie zgrywaj głupka!
— Oj nie krzycz tak. Pewnie chodzi ci o ten artykuł.
Nie wiesz kto go napisał? Nie martw się. Autor doskonale opisał cię i twoje
wyczyny. Myślę, że nie musisz nas wszystkich przekonywać, że to wszystko jest
prawdą. Niestety nie mam zielonego pojęcia, kto był tak genialny i stworzył to
cudo, ale z chęcią bym tej osobie pogratulowała. Naprawdę.
— To pogratuluj sobie samej, bo każdy wie, że takie
brednie tylko ty jesteś w stanie wymyśleć. Żadnej normalnej i zdrowej na umyśle
osobie nie przyszedłby tak idiotyczny… nie kretyński pomysł.
— Oj, Potter! Pochlebiasz mi!
— Zaraz ci pochlebię. Nie wiem dlaczego to zrobiłaś…
— Ja nic nie zrobiłam! Nie moja wina, że sobie coś
ubzdurałeś i całą winę za swoje zachowanie zawsze zrzucasz na mnie!
— Zniszczę cię suko!
PLASK!
— Odbija ci wariatko! Bardziej chorego na umyśle
dziecka, nigdy w życiu nie spotkałem!
PLASK!
— Auł! Opanuj się szmato!
Ogarnęła mnie złość taka, jakiej jeszcze w życiu nie
czułam. Nie, złość, to za mało powiedziane. Wpadłam w szał. Oczy zaszły mi
mgłą, a w okolicy żołądka czułam palący się ogień. Blizna paliła, jakby ktoś
przyłożył do niej rozgrzany do białości pręt. Włosy tak jakby delikatnie
uniosły się do góry i zrobiły się jeszcze bardziej rude. Czułam, jak w moim
ciele nagle wzbiera siła, nad którą nie potrafiłam zapanować. Miałam wrażenie,
że moje ciało spowija niewidzialna poświata. Wiedziałam, że siłą woli mogę
zrobić wszystko.
Po chwili wszystkie zmysły mi się wyostrzyły. Czułam
najdelikatniejsze ruchy powietrza. Skupiłam się na twarzy tego śmiecia.
Wyrażała gniew. Nawet nie zauważył, że ze mną dzieje się coś dziwnego. I
dobrze. Wyżyłam całą wolę i nagle zerwał się silny wiatr, który natarł na niego
z taką siłą, że przeleciał przez całą Wielką Salę i wylądował na ścianie,
robiąc w niej wgniecenie. Miałam ochotę podejść do niego, aby mu przywalić z
całej siły, ale ktoś, albo dwa ktosie złapały mnie za ręce i siłą wyciągnęły z
pomieszczenia, w którym rozległy się paniczne piski i jakieś krzyki, których
sens nie docierał do mnie. Chciałam pójść do tej larwy i zgnieść go jak robaka.
Nie zrobiłam tego.
Na szóstym piętrze, całkowicie opuścił mnie nagły
przypływ energii i znowu stałam się krucha. Jul i Quin nie odezwały się do mnie
słowem, dopiero gdy weszłyśmy do jakiejś opuszczonej klasy na siódmym piętrze i
rzuciły zaklęcie wyciszające przemówiły.
— A teraz usiądziesz sobie wygodnie i powiesz nam
jakim cudem Potter przeleciał przez całą salę. — Mina Quin była poważna, a jej
oczy przyglądały mi się uważnie.
— I nie zapomnij dodać, co przez ostatni czas przed
nami ukrywałaś.
Nadszedł ten oto moment, kiedy muszę zdradzić im całą
prawdę. Za nic nie chciałam tego zrobić, ale czy miałam wybór?
— Radze wam sobie usiąść, bo to może troszkę potrwać.
I proszę, nie przerywajcie mi.
Moja opowieść o wszystkich moich darach, trwała dobre
20 minut. Nie zataiłam przed nimi niczego, nawet wizji śmierci tej szczoty do
kibla.
— … i jestem pewna, że mam kolejny dar. Jak wpadnę w
szał, czuję przypływ energii. Chciałam, żeby to… to coś odczepiło się ode mnie
i nagle powstał wiatr, a on wylądował na drugim końcu Sali.
— Chciałaś powiedzieć: w Skrzydle Szpitalnym, z
licznymi złamaniami.
— Dobrze mu tak.
— Dlaczego nam nie powiedziałaś? — W głosie Szpilki
słychać było żal.
— Chciałam, nawet bardzo, ale nie wiedziałam jak…
— Jak zareagujemy na to, że nasza Ruda przyjaciółka ma
jakieś parapsychiczne zdolności i widzi przyszłą śmierć?
— Tak. — Szepnęłam.
— Ty niemądry, rudy człowieczku. Wiesz, że ciebie
kochamy?
Podeszły do mnie i mocno uściskały.
Było mi bardzo głupio. Jak mogłam im nie zaufać?
Przecież zwierzam im się ze wszystkiego i wiedziały o mnie wszystko.
— Koniec z sekretami? — Krzyknęła radośnie Jul,
podskakując w miejscu.
— Jest jeszcze coś.
— No nie! Nie mów, że jesteś w ciąży z Potterem!
Słowo daję, ledwo się powstrzymałam, aby nie walnąć
Quin prosto w brzuch.
Nie patrząc na nie, zamieniłam się w łanie.
Efekt był taki, jak się spodziewałam. Wybałuszyły na
mnie oczy i zaniemówiły. Po około siedemnastu minutach, bo tyle zajęło
przyswojenie im tej informacji, zaczęła się lawina pytań i oskarżeń.
— Animag!
— Niezarejestrowany?!
— Zwariowałaś!?
— Kiedy? Jak? Gdzie? Dlaczego?
— Kto ci pomógł?
— Ja też chcę!
— Jaaa! Jesteś rudą sarna!
— Jak długo?
— Nawet jako sarenka przewracasz oczami!
— BAMBI!
Parsknęłam śmiechem, co bardziej przypominało jakieś
rżenie.
— Nie no Ruda! Ty masz złą ksywkę!
— Mogę cię pogłaskać, czy mnie ugryziesz?
— Nie radzę. Pożeram w całości wszystkie wścibskie blondynki, które
dotykają mojego futerka. — Powiedziałam, zmieniając się w człowieka. — Rok temu
zmieniłam się pierwszy raz. Jak komuś piśniecie słówko… — Teatralnym gestem
przejechałam palcem po szyi.
— Będziemy milczeć jak grób. — Jednocześnie udały, że zamykają usta na
zamek, a klucz wyrzucają za siebie.
— W takim razie ja też muszę coś wam wyznać.
— Jul?
— Za pięć minut mam randkę z Arnoldem Match’em z siódmego roku z
Ravenclawu i za cholerę nie chcę się spóźnić, bo chłopak jest zajebiście
przystojny, a w dodatku jego wujek jest szefem Departamentu Czarodziejskich
Gier i Sportów i kto wie, może załatwi nam bilety na mistrzostwa świata w
Quidditch’u, które będą za rok na wakacjach w Brazylii?
— Ta jak zwykle o jednym. — Powiedziałyśmy jednocześnie z Quin, na co
Jul zachichotała.
— Też was kocham.
Posłała nam całuski, my dla odmiany pokazałyśmy środkowy palec i już
jej nie było.