sobota, 22 września 2012

16. Piosenka Huncwotów.




— Dziwolągu! Wstawaj! Dzisiaj jedziesz do wariatkowa! Jest ósma! Za trzy godziny masz pociąg! Lepiej się ubieraj bo jak się spóźnisz, to ja tego nie przeżyję!
Patrzyłam jak moja siostra, biega bo moim pokoju, wrzeszcząc, że jej modły zostały w końcu wysłuchane.
Nie znosiłam kiedy przychodziła tutaj nieproszona! Miałam ochotę pociągnąć za dywan i patrzeć jak ryczy z bólu bo rozdarła sobie kolano. Z drugiej strony krew na mojej podłodze…  
— Cześć, Petunia! Rzeczywiście, jest ładna pogoda. Też będę za tobą tęsknić. — Mruknęłam zakładając kapcie i szlafrok, po czym skierowałam się ku kuchni, gdzie czekało już na mnie śniadanie.
Zjadłam szybko jajecznicę, po czym wróciłam do sypialni. Nalałam do wanny ciepłej wody, wsypałam soli do kąpieli, jakiegoś płynu, przez co wszędzie była piana i zanurzyłam się w wodzie. Niestety po godzinie woda wystygła i z niej wyszłam. Wysuszyłam włosy suszarką i delikatnie skręciłam je lokówką. Następnie pomalowałam się.  Ubrałam się i pociągnęłam (zdecydowanie za lekki) kufer na dół, nie zapominając aby włożyć  gitarę do torebki, którą przerzuciłam przez ramię. Po chwili razem z tatą i Kurtem jechaliśmy na dworzec King’s Cross, gdzie czekały na mnie przyjaciółki. Pożegnałam się z nimi i przeszłam przez barierkę.
¯
— Ale Luniaczku, jak możesz teraz nie myśleć o nich? — Wskazałem na wszystkie dziewczyny, które zalotnie się do nas uśmiechały, a w szczególności do mnie. — Jesteśmy już na piątym roku, a ty dalej będziesz uciekał od dziewczyn?
Stałem razem z chłopakami na peronie 9 i 3/4.    
— My dalej pamiętamy, jak co noc krzyczałeś przez sen: „Jul! Najdroższa! Nie uciekaj! Zostań!”.
— Syriusz, mógłbyś w końcu…
Widziałem, jak Peter szeroko otwiera oczy, klepie Lunia, który zachowuje się tak samo, szturcha mnie, a oczy wychodzą mi z orbit. Nieświadomie dotykam Jamesa, który szeroko otworzył usta.
Ku nam zmierzały trzy piękności. Pierwsza, blondynka, z włosami związanymi w wysoki kucyk. Druga, szatynka z idealnie prostymi, a pomiędzy nimi szła ruda, z włosami skręconymi. Omiotłem je od stóp do głów.
Łał! Blondynka ubrana była w kremową miniówkę w falbanki, białą bluzkę, kurtkę skórzaną z podwiniętymi rękawami. Szatynka miała białą sukienkę zakrywającą ledwo jej zgrabne pośladki, które krzyczały „Złap mnie! Złap mnie!”. Dekolt wycięty w serce, a jak zawiał wiatr, falbanki uniosły się do góry ukazując białą koronkową bieliznę. Aż się cały spociłem! Rudowłosa miała beżową bluzkę i szarą wysoko założoną spódnicę, niesłychanie krótką. Wszystkie miały założone czarne, wysokie szpile.
— Ja cię. Wysapałem. — Wyglądają…
— Oszałamiająco. — Wyksztusił James.
Pokiwaliśmy zgodnie głowami.
 — Znamy je? — Wyjąkał Peter.   
¯
Szłyśmy przez peron z uniesionymi wysoko głowami. Wiatr mierzwił nam włosy, a my czułyśmy się jak gwiazdy Hollywood. Wszystkie oczy były zwrócone w naszą  stronę, a płeć przeciwna otwierała usta, przez co wyglądali troszkę jak niedorozwinięci.
Jestem genialna! Opłacało założyć się, te cholernie niewygodne szpilki dla takiego efektu.
W oddali zobaczyłam Huncwotów, których miny jednoznacznie wyrażały, że odwaliłyśmy kawał dobrej roboty. Patrząc na nich, mimowolnie wzniosłam oczy ku niebu.
Oł! Je! Lilyanne Evans, wraca do gry!
Tylko żeby się nie potknąć! Kroczek, za kroczkiem, pięta, palce, pięta, palce. Gdybym nie musiała ciągnąć za sobą kufra i klatkę Sami…
Weszłyśmy do pociągu i zajęłyśmy przedział, po czym podeszłyśmy do zszokowanych Huncwotów.
— Cześć! — Rzuciłyśmy jednocześnie  i przytuliłam zdezorientowanego Syriusza.
— Ruda, wy… Quin… ty… Jul… Łał. — W końcu wyjąkał Black.
Efekt osiągnięty! Nawet szkolny Casanova zaniemówił!
— A tobie Potter, języka w gębie zabrakło? — Zakpiła Jul.
Dopiero teraz zaszczyciłam go spojrzeniem. Dosłownie wiercił we mnie dziurę, albo jak kto woli: rozbierał mnie wzrokiem. Ogarnęła mnie złość, na widok tej krzywej mordy. Nie wytrzymałam. Wymierzyłam mu siarczysty policzek.
— Au! Za co!
— Za to, że tu jesteś i denerwujesz panią prefekt!
— Prefekt? — Wysapał Syriusz.
Dziewczyny zawisły mi na szyi, składając gratulacje.
— Najpierw Lunio. Teraz Ruda! Dumbledore zwariował!
— Wyjąłeś mi to z ust, Syriuszu. — Szepnął Potter i dalej się na mnie gapił.
Jak ja go nienawidzę! Nie mógłby chociaż na chwilę zachowywać się jak dziecko, które zobaczyło zabawkę? Czy ja porównałam się do zabawki?
— Nie wydaje mi się, abyś aż tak zatruła mi ten rok, Evans.
— Jeszcze mnie nie znasz.
— Kochanie, myślisz, że się boje? — Prychnął — W tym roku zamierzam wzbogacić listę moich zdobyczy.
— Podnosisz poprzeczkę? Niech zgadnę: jedna dziewczyna na dwa, trzy dni?
— Może. Ale ja nie będę siłą zaciągał ich do łóżka.
Do oczu napłynęły mi łzy i nie patrząc na nikogo, wbiegłam do pociągu. Usłyszałam tylko za sobą głos Syriusza.
— Ty debiutu! Masz ją przeprosić, albo zrobisz z siebie szmatę do podłogi!
Dopiero gdy upewniłam się, że nikt mnie nie goni, stanęłam i wyjrzałam przez okno. Wszyscy uczniowie wsiedli do pociągu, który wyjeżdżał ze stacji King’s Croos.
Przykryłam dłońmi twarz i jakimś cudem udało mi się, powstrzymać łzy.
Lily, nie pękaj! Nie po to pindrzyłaś się przez dwie godziny, żeby teraz to zepsuć! Nie zwracaj uwagi na tego nic nie wartego śmiecia. Zrobisz z jego życia w tym roku piekło! Jesteś silna i ta szczota do podłogi nie będzie cię zmuszać do płaczu!
— Lily, wszystko w porządku?
Otworzyłam oczy i popatrzyłam w zatroskane niebieskie oczy, Remusa Lupina.
Pokiwałam głową i z przyczepionym uśmiechem poszłam do wagonu prefektów.
— Nie słuchaj go. Nie wie co mówi. On najpierw robi, a później myśli.
Prychnęłam.
— Też mi odkrycie. — Przerwałam na chwilę, po czym nagle wybuchnęłam. — Nienawidzę go! Myśli, że może mieć każdą i krzywdzić je na każdym kroku! I jak on śmie mówić mi z satysfakcją w głosie, że jest „pożądnym” człowiekiem?! Jest takim samym egoistą jak…
Poczułam na ramieniu dłoń Remusa i momentalnie się uspokoiłam. Przytulił mnie po przyjacielsku, poczym weszliśmy do przedziału dla prefektów. O nic mnie nie pytał, za co byłam mu wdzięczna. Nawet uśmiech zagościł na mojej twarzy. Jedynie do czasu.
Na jednym z siedzeń siedział niebieskooki, z kręconymi, czarnymi włosami Erik Night. Ugh! Co on tu robi!? Nie dość, że muszę znosić Pottera, to teraz okazuje się, że będę musiała siedzieć dobre dwie godziny z tym kozłem. Zajęłam miejsce przy oknie w drugim końcu przedziału. Nie spojrzałam na chłopaka, który cały czas mi się przypatrywał.
Wyciągnęłam różdżkę i skierowałam ku Nightowi.
Rictusempra.
Night zaczął się śmiać jak opętany, przerywając nudną i bezsensowną przemowę prefektów naczelnych. Dosłownie leżał na podłodze, dławiąc się własną śliną. 
O nie! Nie cofnę zaklęcia! Dobrze mu tak! Dupek jeden!
Niestety Alyson Cast to zrobiła. Krukonka, która kochała się w tym przygłupie.
A było tak fajnie!
Jego wzrok padł na mnie, a ja posłałam mu wredny uśmiech.
¯
— Nie wierzę w to. — Powtarzałam te słowa w kółko.
— Jak śmiałeś odezwać się tak do Lily! — Quin walnęła z całej siły Pottera w twarz.
— Au! Za co?! Przecież wiele razy słyszała ode mnie gorsze rzeczy!
Tym razem to ja wymierzyłam mu policzek.  
— Co w was wstąpiło?!
Zamachnęłam się jeszcze raz, ale Potter złapał moją rękę w locie, wykręcając ją do tyłu.
— Au! Puść ty bezmózgi imbecylu! To boli!
— Najpierw mnie przeprosisz!
— Co, wracamy do tych czasów, kiedy podnosiłeś rękę na dziewczyny?
— Dość! Zachowujecie się jak banda bachorów!
— I kto to mówi?! Chłopak, który ponad wszystko ceni swoją urodę!
Siedzieliśmy w przedziale, który zajęłyśmy z Rudą. A raczej, kto siedział to siedział. Ja znajdowałam się  żelaznym ucisku Pottera.  Jak mnie on wkurzał! Uniosłam nogę do góry i pogratulowałam sobie dobrego cela. Chłopak zawył z bólu, a w jego oczach pojawiły się świeczki.
— To cię nauczy, że jak mówię puść, to masz to zrobić! — Kopnęłam go jeszcze w brzuch i przybiłam piątkę z Quin.
— Syriusz… Ratuj… — Z trudem wysapał Potter.
Black wstał i podszedł do leżącego na ziemi Okularnika. Kucnął koło niego i klepiąc go po placach powiedział:
— Należało ci się.
— Zdrajca! — Wysapał z trudem.
Mogłabym tak na niego patrzeć i patrzeć. Potter słaniający się z bólu…
— Ma ktoś aparat?
Quin wyciągnęła z torebki najnowszy model narzędzia, po czym powiedziała najsłodszym głosem na jaki ją było stać:
— Uśmiech.
Błysnęła lampa, a do pomieszczenia weszła Lily wraz z Remusem.
Lily widząc jęczącego z bólu Jamesa, nie mogła powstrzymać wybuchu śmiechu. Opadła na siedzeniu obok Syriusza i waląc chłopaka w klatę, śmiała się w niebogłosy. Wszyscy, oprócz Pottera, poszli w jej ślady.  No dobra, tylko Lilka wyżywała się na torsie Syriusza.
Złapałam za aparat i robiłam każdemu zdjęcia. Te z Lily były najlepsze. Nagle dziewczyna zamarła.
— GDZIE JEST MOJA TOREBKA!!?
Wszyscy podskoczyli, a Quin spadła na leżącego Jamesa.
— Siostra, wyluzuj. To tylko jakaś głupia rzecz!
— Jakaś głupia rzecz?! Ty chybia sobie żartujesz! Nie masz pojęcia co tam mam!
— Błyszczyk, lusterko i grzebień? — Zawołał rozbawiony Peter.
Widziałam jak twarz Lily tężeje i w jednej chwili doskakuje do Petera, okładając go pięściami.
— Oddawaj!
— Syriusz! Zabierz ją!
W tym momencie z półki spadły kufry, które wylądowały na leżących Quin i Jamesie.
Black złapał Rudą od tyłu, a ta dalej próbowała dosięgnąć pięściami skulonego Petera.
— Rudy człowieku! Wyluzuj! Leży na siedzeniu obok ciebie!
— Och. Przepraszam Peter.
— Lily, dlaczego w kufrze masz tylko gitarę, książki, kociołek, szaty i składniki na eliksiry? — Zapytał zszokowany Lunio.
Momentalnie wszystkie twarze zwróciły się w tamtą stronę.
— Hej! Masz go ode mnie! — Zawołał James, unosząc w górze jakiś duży czerwony zeszyt.
W Lily, która dalej tkwiła w ramionach Syriusza, obudziła się lwica.
— Odłóż to!
James, z błogością na twarzy, otworzył zeszyt i zaczął czytać.

You know the bed feels warmer
Sleeping here alone
You know I dream in colour
And do the things I want

You think you got the best of me
Think you had the last laugh
Bet you think that everything good is gone
Think you left me broken down
Think that I'd come running back
Baby you don't know me, cause you're dead wrong

What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
What doesn't kill you makes a fighter
Footsteps even lighter
Doesn't mean I'm over cause you're gone

What doesn't kill you makes you stronger, stronger
Just me, myself and I
What doesn't kill you makes you stronger
Stand a little taller
Doesn't mean I'm lonely when I'm alone
Wiesz, łóżko wydaje się być cieplejsze
Gdy śpię w nim sama
Wiesz, mam kolorowe sny
I robię to co chcę

Myślisz, że dostałeś wszystko to co we mnie najlepsze
Myślisz, że to Ty ostatni się śmiałeś
Założę się, że myślisz, że wszystko co dobre odeszło
Myślisz, że zostawiłeś mnie załamaną
Myśląc, że przybiegnę z powrotem
Kochanie nie znasz mnie, bo jesteś śmiertelną pomyłką

Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni
Uwierz w siebie
To nie znaczy, że jestem samotna, kiedy jestem sama
Co Cię nie zabije, zrobi wojownika
Ślady jeszcze lżejsze
To nie znaczy, że jestem skończona, bo odszedłeś

Co Cię nie zabije to Cię wzmocni, wzmocni
Tylko ja, ja i ja
Co Cię nie zabije to Cię wzmocni
Uwierz w siebie
To nie znaczy, że jestem samotna, kiedy jestem sama

¯
Nie wierzę! Jak on śmiał! Jak oni śmieli! Syriusz! Myślałam, że jesteś po mojej stronie! Zabije! Gdyby tak Black mnie puścił… A nie, złapał od tyłu, na szyję zarzucił mi nelsona, Remus złapał mnie za jedną nogę, Peter za drugą, a dziewczyny darły się:
— To jest świetne!
— Fantastyczne!
— Zniewalające!
— Takie życiowe!
Przewróciłam oczami.
— Łał! Dlaczego nam nie powiedziałaś, że masz nową piosenkę?!
— Niesamowita!
— Zagrają ją!
— Nie wywiniesz się, Ruda! Muzykę napisałaś!
— Zaśpiewaj!
Myślałam, że mózg mi pęknie od tych wszystkich krzyków. Co?!!! Zaśpiewać? Zagrać? Chyba zwariowały!
— Czego się nie odzywasz?
— Nie mogę oddychać! — Wysapałam.
 Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Black rozluźnił uścisk. Naiwniak! Nie patrząc się na nikogo, złapałam za gardło Pottera i zaczęłam go dusić! Nawet nie pamiętam jakich obelg użyłam tym razem. Dziewczyny zaczęły piszczeć, chyba udawały, Remus z Syriuszem odciągnęli mnie od tego wypłosza, kłóciliśmy się przez chwilę, a na koniec wylądowałam z gitara w ręku, śpiewając kawałek.
— Zanim zacznę, chcę wam coś powiedzieć: Nienawidzę was.
¯
Jakim prawem tak na mnie patrzą? Przecież już nie raz słyszeli, jak śpiewam… No dobra, tylko raz, kiedy Potter mnie zmusił na imprezie po meczu. No, ale miałam już swój debiut, a oni dalej to samo.
— Jesteś niesamowita!
Bla, bla, bla. I tak w kółko. Czy oni nie przesadzają? Nie żeby to mi się nie podobało. Wręcz przeciwnie. Ale nie dałam po sobie poznać, że czuję się dumna. Gdy w końcu przestali się podniecać, oparłam głowę na ramieniu tego zdrajcy Black’a i usnęłam.


¯
Weszłyśmy do Wielkiej Sali, po drodze witając się ze znajomymi. W końcu usiadłyśmy przy naszym stole. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Niby wszystko było takie same, zaczarowane sklepienie, cztery stoły i piąty dla nauczycieli, godło Hogwartu, Tiara Przydziału leżąca na krześle, ale…
— Gdzie Huncwoci?
— Nie widziałam ich odkąd weszłyśmy do powozów. — Odpowiedziała Jul.
— Pewnie znowu coś kombinują.
Drzwi pomieszczenia otworzyły się. Weszła McGonagall z bandą przestraszonych pierwszoroczniaków. Także Huncwoci przekroczyli próg sali. Ewidentnie byli bardzo z siebie dumni, co nie wróżyło nic dobrego. Usiedli koło nas, dusząc się ze śmiechu. Nawet nie spojrzałam na Pottera.
— Syriusz, co tym razem zrobiliście? — Warknęła Quin.
Na odpowiedz nie musiałyśmy długo czekać. Stara, połatania Tiara Przydziału zaczęła śpiewać… głosem Huncwotów?!

Pięć lat temu tu przybyliśmy
I nowy porządek zaprowadziliśmy.
Do Gryffindoru nas przydzielono
I od tej pory w zamku zrobiło się wesoło.
Na czele hierarchii, to my stoimy
I w głowach wam bałamucimy.
A jeśli się nie domyślasz, kto za tym wszystkim stoi,
Damy wam dobrą radę: posłuchajcie naszej scholii:
Pan piękny i uroczy,
Black z góry nigdy się nie stoczy.
Pochłaniacz czekolady,
Pettigrew i nie ma w tym przesady.
Lunatyk nasz inteligentny, niesfornego królika posiada
I w nocy trawę podjada.
Nasz szukający genialny,
Poszukuje nowej panny.
A jedną chce przeprosić,
O przebaczenie poprosić
I ma randkę zaprosić.
Potter zachował się jak głupek
I wtajemniczeni wiedzą, jaki jest z niego dupek.
Więc droga panno mu przebacz,
Bo Huncwot załamany,
To jak gracz przegrany.
Teraz do wszystkich się zwracamy,
Radę wam damy:
Ten rok będzie wspaniały.
Laseczki będą na nas leciały.
Publikę rozgrzejemy,
Szlaban właśnie dostaniemy.
McGonagall ku nam śpieszy,
Myśli, że przez to dostaniemy dreszczy.
Prawda ją jednak zaboli,
Bo Huncwot niczego się nie boi.
Ślizgonów nienawidzimy,
A teraz im grozimy.
Ten rok będzie dla was męką.
Dla Smarkerusa jedną wielką udręką.
Bliźnięta jednojajowe, końca roku niedoczekaną,
Bo Rudą w kółko obrażają.
A my jej obrońcy dzielni,
Gniew mamy piekielny.
My oceny dobre mamy,
Chodź szlabanów moc zarabiamy.
Huncwot jest boski i każdy to wie,
Lily Evans, umówisz ze mną się?

Gdy Tiara skończyła śpiewać, w powietrze wyleciało kolorowe konfetti, a nad stołem nauczycielskim, zamiast godła szkoły, pojawiło się zdjęcie uśmiechniętych czterech chłopców.
Uczniowie i część grona pedagogicznego (na czele z Dumbledore’m) zaczęło bić brawo i się śmiać. Huncwoci wstali i pokłonili się nisko.
Zrobiłam się cała czerwona ze złości. Jak on śmiał przepraszać mnie na oczach całej szkoły?! I w dodatku zapraszać na randkę?!
McGonagall zmierzała w naszą stronę.
Chciałam zacząć się wydzierać na tych imbecylów, wygarnąć im, jacy to są żałośni i bezmyślni… Już otwierałam usta, kiedy Jul i Quin złapały mnie za ręce i zatkały mi usta, z których wydobywało się jedynie: Yyyołyoyułłzył…
— POTTER, BLACK, LUPIN, PETTIGREW, SZLABAN!!!!! — Na Sali zapadła cisza.
— Po co te nerwy, pani profesor. To był tylko żart na rozluźnienie rozpoczęcia roku szkolnego.
— SZLABAN PRZEZ TYDZIEŃ!!!! TO SKANDAL!! ŻADEN UCZEŃ NIE PRZYNIÓSŁ TAKIEJ HAŃBY GRYFFINDOROWI!!!! ŻADEN!!!!!!
— Od razu hańbę…
— CICHO, BLACK!!! JESZCZE SŁOWO, A BĘDZIESZ ŁAPAŁ POCIĄG DO LONDYNU!!!
— Droga Minerwo, — Dumbledore przejął sprawę w swoje ręce. — Ja jestem tego zdania, że to była dobra odmiana.
— Ależ Albusie, toż to skandal!
— Uważam, że to było całkiem zabawne. I z chęcią dowiedziałbym się opinii panny Evans, na zadane jej pytania. — Czułam jak dłoń Quin drętwieje. Chyba wiedziała, że mój krzyk będzie słychać w Hogsmeade. Jest, jest, jest! Będę mogła sobie pokrzyczeć! — Ale ma pani zatkane usta — Cholera! — i czeka na nas  Ceremonia Przydziału. A co do szlabanu…
— Będzie pan tak wspaniałomyślny i go odwoła?
— Nie, panie Potter. Jutro o 17.00 stawicie się w moim gabinecie.
Po Sali rozległo się głośne buu…
Miałam ochotę śpiewać z radości! Dumbledore chyba jeszcze nigdy nie dał nikomu szlabanu! To sobie nagrabiliście!
— Dobrze, a teraz zacznijmy Ceremonię Przydziału.
Wnerwiona McGonagall poszła na środek Sali. Huncwoci popatrzyli po sobie i wybuchli niepohamowanym śmiechem.
— Coś mi się wydaje, że to nie wszystko z ich strony. — Mruknęła Quin.
Nadal walczyłam z jej ręką.
Gdy tylko McGonagall podniosła tiarę, ta wybuchła. Wszędzie zaczęły latać kolorowe fajerwerki, które formowały się w różne słowa. Największy napis to HUNCWOCI, który pojawi się obok zdjęcia chłopców. Poniżej były wypisane imiona i nazwiska sprawców, a nad stołek Gryffindoru, konkretnie nade mną, pojawił się napis: EVAS, WYBACZ MI, a mniejszy poniżej: UMÓWISZ SIĘ ZE MNĄ? JP. Nie wiem jakim cudem Quin i Jul utrzymały mnie na miejscu. Zaczęłam wymachiwać kończynami w każdą stronę. Syriusz płakał ze śmiechu. Chciałam walnąć Okularnika, powydzierać mu wszystkie włosy z głowy, które akurat mierzwił i szeroko się uśmiechał oraz śmiał. Hm… to jest niewykonalne.
— POTTER!!!! BLACK!!!! CO WY ZROBILIŚCIE Z TIARĄ PRZYDZIAŁU!!! JEŻELI NA PIĘĆ SEKUND SIĘ NIE ZNAJDZIE, WRACACIE DO LONDYNU!!!!
— Spokojnie pani profesor. — Syriusz wstał od stołu i wolnym krokiem zaczął podążać w stronę nauczycielki. — Tak się składa, że ta tiara nie była prawdziwa. Wykonaliśmy duplikat i ulepszyliśmy ją kilkoma zaklęciami…
— Syriusz, możesz nauczycielki we wszystko nie wtajemniczać? — Od stołu rozległ się głos Pottera.
— Racja. Tak więc prawdziwa Tiara Przydziału jest…
W tym momencie do Wielkiej Sali wpadł Filch, niosąc w ręku stary, połatany kapelusz.
— Zabrałem ją Irytkowi! Latał po całej szkole krzycząc, że kończy z wszystkimi domami i utworzy jeden nowy: Irytkohome!
— Wszystko zepsułeś! — Krzyknął oskarżycielsko Syriusz, wskazując palcem na woźnego. — Irytek miał tu wlecieć z nią i zacząć obwieszczać, że koniec ze Slytherinem! TO TWOJA WINA!
I z udawanym płaczem wróciła na swoje miejsce. Po Sali rozległy się oklaski i śmiech, a McGonagall wyglądała jakby miała dostać ataku szału.
— CO ZA DUREŃ WPADŁ NA POMYSŁ, ABY DAĆ JĄ — Tu wskazała na Tiarę Przydziału, którą zabrała woźnemu. — SZKOLNEMU POLTERGEISTOWI!!??
Huncwoci popatrzyli po sobie i jednogłośnie powiedzieli:
— PETER!
—Pettigrew, masz…
— Droga Minerwo, czy możemy już zacząć, bo jestem przekonany, że każdy z nas jest głodny.
— Święta racja, panie dyrektorze! —zległ się głos Syriusza.
Gdyby moje kończyny, nie były unieruchomione przez Jul i Quin, przejechałabym pewnie ręką po twarzy.
— A będą kotlety schabowe z pieczarkami?
Dumbledore cicho zachichotał, a sala ryknęła śmiechem. McGonagall wyglądała jakby miała kogoś zabić, a mi się chciało płakać z głupoty braciszka.
Ceremonia przydziału w końcu się rozpoczęła i trwała około 25 minut. Do Gryffindoru dołączyło 17 osób, a ja uspokoiłam się na tyle, że przyjaciółki w końcu mnie puściły. Wiedziałam, że gdybym zaczęła wrzeszczeć, zostałabym znowu unieszkodliwiona.
Gdy ceremonia się zakończyła (w końcu), powstał dyrektor i jak to miał w zwyczaju powiedział:
— Wsuwajcie.
Na stołach pojawiło się mnóstwo jedzenia. Od szaszłyków, sałatek i zup do kiełbasek, kotletów schabowych z pieczarkami (o które upominał się Syriusz) i sznycle.
Huncwoci pochłaniali wszystko co nasunęło im się pod ręce (czyt.: Jedli jak świnie.). Gdy w końcu się najedli, Potter obiegł wzrokiem salę. Nie żebym się na niego patrzyła, ale ten pół mózg usiadł naprzeciwko mnie. Jego wzrok zatrzymał się na stole Ślizgonów, a konkretnie na Snape, bliźniakach Carrow oraz Malfoy’u.
— Syriusz, co myślisz, aby smarkowi, jednojajowym i tlenionemu zapewnić darmowy prysznic?
W oczach Black’a zapaliły się ogniki, a usta wykrzywiły się w huncwockim uśmiechu.
Zanim zdążyłam jak kol wiek zareagować, półmiski z zupą znalazły się nad głowami nic nie spodziewających się Ślizgonów. Wazy przechyliły się, wylewając całą zawartość na ofiary. Cała czwórka głośno zapiszczała (Najgłośniej krzyczał Luciusz Malfoy, któremu z nosa zwisała długa kluska.). Wszyscy uczniowie zawyli śmiechem. Nawet duchy nie kryły swojego rozbawienia. Ja też się do nich dołączyłam. Bądź co bądź, nie codziennie mam przyjemność zobaczyć Malfoya z czerwonymi włosami.
— Smarku! Przepraszamy! Zapomnieliśmy o szamponie! — Zawołał chichoczący Potter.
Talerze zalśniły czystością, a na półmiskach pojawiły się desery.
Gdy wszyscy się najedli powstał dyrektor.
— Witajcie! W kolejnym roku nauczania w Hogwarcie. Rozpoczniecie kolejny, niezwykle trudny rok magicznej edukacji. A teraz kilka informacji. Pierwszoroczniacy powinni wiedzieć, ze wstęp do Zakazanego Lasu, tego na skraju błoni, jest surowo zakazany. Zwracam się tu także do kilku starszych uczniów — Tu spojrzał na Huncwotów, którzy wszy szczerzyli się do dyrektora. — Uczniowie pierwszych i drugich klas, nie mogą odwiedzać Hogsmeade. Pan Filch prosił mnie, abym wam powiedzieć, że lista przedmiotów zakazanych na terenie szkoły znajduje się na drzwiach jego gabinetu i jest do wglądu.  Ci, którzy chcą znaleźć się w drużynie Quidditch’a, powinni się jak zawsze zgłosić do opiekunów swoich domów. Miło mi powitać wśród nas nowego członka ciała pedagogicznego, profesora Paul’a Brown’a, który obejmie stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią.
Przyjrzałam mu się dokładnie. Był to starszy mężczyzna w wieku około 60 lat. Włosy, które  zapewne kiedyś były kruczoczarne, przybrały szarawy odcień. Ubrany był w bardzo drogie szaty.
— Mam zaszczyt ogłosić, że w tym roku szkolnym, przypada czterotysięczna rocznica założenia Hogwartu! — Przez salę przetoczyły się brawa. — Więcej na te temat dowiecie się w najbliższej przyszłości. A teraz życzę wam słodkich snów.

3 komentarze:

  1. czterotysięczna? - naprawde? :D hahahaha
    Hogwart został założony w X wieku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie Lily z tego opowiadania jest fajna, jedyne co mnie w niej razi to jej instynkt boksera. Co chwilę kogoś leje po mordzie, czasem aż przykro czytać. Jakieś patologiczne zachowanie, niby taka mądra, a nie potrafi odpowiedzieć na zaczepki, tylko ludzi z liścia trzaska. Ogólnie opowiadanie podoba mi się, lecę czytać dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Żart z tiarą przydziału-genialne:)

    OdpowiedzUsuń