niedziela, 30 września 2012

19. Do czterech razy sztuka.

Hej! Jak tam pierwszy tydzień szkoły? U mnie załamka. Prawie codziennie pobudka o 5.30. ;/ Na dzień dobry zapowiedzieli kilka kartkówek i powtórzeń. Eh.. Po co ja szłam na mat-fiza. Ale to już druga klasa więc minie szybko. Byśka także załamana planem lekcji, a w tym roku czekają ją egzaminy gimnazjalne.
Co do notki, może nie jest jakaś rewelacyjna, ale tylko taką udało nam się napisać ;(
Podzielcie się wrażeniami i miłego czytania.
********
— Mam obierać ślimaki ze skorup? I to bez użycia magii?
— I rękawic. — Dodałam z mściwym uśmiechem.
— Ty chyba sobie żartujesz!
— Jak mogłeś tak pomyśleć?
— Evans! Bądź człowiekiem!
Jestem tyranem!
Znajdowaliśmy się w szkolnej kuchni. Siedzenie sam na sam z Potterem nie napawało mnie radością, ale cóż…
No dobra. Nie byliśmy tak do końca sami. Koło nas biegała ponad setka Skrzatów Domowych. Ale i tak czułam pewien dyskomfort.
— I radzę ci się wyrobić w ciągu dwóch godzin.
Usiadłam na jednym ze stołów, patrząc, jak Potter podchodzi do wielkiej beczki ślimaków i patrzy na nie z obrzydzeniem. Ha! Lepszego szlabanu nigdy w życiu nie wymyśliłam! No dobra, przesadzam. Jest on pierwszy, jaki dałam, ale i tak genialny! Obok mnie zgromadziła się spora grupka skrzatów.
Może kanapkę, madame?
— … herbatki, soku dyniowego, piwa kremowego, Ognistej Whisky, wody goździkowej, madame?
— Na deser eklerka, ptysia, rurkę z kremem, madame?
— Dziękuję. Poproszę wody goździkowej i kilka rurek.
W ciągu trzydziestu minut praca tego karalucha, nie przyniosła za wielkich efektów. Jak tak dalej pójdzie, to nie zdążę na nasz babski wieczór. A skoro mowa o naszych planach…
Poprosiłam domowego skrzata, o imieniu Bąbel, aby dał mi troszkę jedzenia i picia. Po jakiś pięciu minutach, skrzaty przyniosły mi sześć wielkich toreb, po brzegi wypchanymi smakołykami. Mijały kolejne minuty, a mi zaczynało się już nudzić. Po półtorej godzinnej pracy, Potter po raz pierwszy się na mnie popatrzył. Zwykle kiedy tak się patrzył, zapominał o świecie. Czyj est na mnie zły? Hura! Potter przeze mnie ma zepsuty humor!
— Skończyłem.
Niczym kontroler jakości podeszłam do beczki i pochyliłam się nisko nad ślimakami, sprawdzając, czy dobrze wykonał pracę.
To był błąd.
Kiedy tylko się pochyliłam, ten łajdak złapał mnie za włosy i wcisnął twarz w bezkręgowce. Nie zdążyłam zareagować.
Zaczęłam wydzierać się (na ile pozwalała mi zawartość tego ohydztwa, która dostała się do moich ust. Ble!), szamotać i wbijać paznokcie w ciało tej kreatury. Chłopak był za silny.
To wszystko trwało zaledwie kilka sekund, a moja nienawiść do Pottera, pogłębiła się o lata świetlne.
W końcu ucisk na czaszce zelżał, a w głowie krążyła tylko jedna myśl: Zabić. Miałam zacząć wydzierać się na niego. Wygarnąć mu jak to bardzo go nienawidzę, brzydzę, jest żałosny itede. Ale czy jest w tym sens?
W mojej dłoni momentalnie znalazła się różdżka. Machnęłam nią, a beczka w jednej sekundzie uniosła się do góry, a w następnej jej cała zawartość wylądowała na Potterze.
Ha! I kto teraz jest górą!?
Złapałam za torby i pobiegłam do drzwi.
Nie byłabym sobą, gdybym się nie wyrąbała. W rozpędzie przejechałam na tyłku koło piętnastu metrów (torby zgubiłam w locie), a Potter podbiegł do mnie (na ile pozwalała mu śliska podłoga) i przygniótł mnie ciężar jego ciała. Nie mogłam się ruszać. Unieruchomił mi ręce i wyszczerzył się po Huncwocku.
— I co Evans? — Zakpił. — Kto tu nie może nic zrobić?
Jak ja nie lubię być uzależniona od chłopaka! Miał mnie w garści.Mógł zrobić co mu się podobało.
Patrzył na mnie przez chwilę tymi swoimi orzechowymi oczami, a w następnej chwili nasze usta się spotkały.
Wrażenia: Łał.
Całował delikatnie i czule. Nie tak jak Night: Zachłannie, niemal brutalnie. Miałam ochotę oddać pocałunki. Zapomniałam, że to Potter, który przed chwilą wepchnął mi głowę do beczki z ślimakami i go nienawidzę. Nie liczyło się to, że dwie minuty temu miałam ochotę go zabić. Były tylko jego delikatne usta.
A co mi tam! Raz się żyje!
Oddałam pocałunek. Czułam słodycz jego ust. Nic poza tym.
Jego ucisk się rozluźnił, a kciuk dotknął szramy na mojej dłoni.
Poczułam jego szczęście, euforię, radość…
Ale zobaczyłam także wizję jego śmierci. Tym razem znacznie wyraźniejszą. Padał gęsty deszcz i wiał bardzo silny wiatr. W powietrzu latały parasole, szaliki i flagi, nie mówiąc o piętnastu osobach na miotłach i czterech piłkach. Potter dolatywał do Złotego Znicza. Wyciągał już rękę… Był zaledwie o cal od niej… Nagle w jego głowę uderzyły dwa tłuczki. Chłopak stracił przytomność i spadał z wysokości około 150 stóp. W ręku trzymał złotą,roztrzepotaną piłeczkę. Upadł.
Ugryzłam Pottera.
— Au! Evans!
Skorzystałam z chwili jego nieuwagi i strąciłam z siebie. Złapałam torby i prawie wybiegłam z pomieszczenia. Gdy byłam przy drzwiach, machnęłam różdżką, a kuchnia była posprzątana. Drugi raz, byłam czysta. Słyszałam jak Potter krzyczy, ale nie wiedziałam co. Gdy zamykałam drzwi, zobaczyłam siedzącego Syriusza przy jednym ze stołów. Cholera!
W jednej chwili podjęłam decyzję.
Wróciłam do kuchni.
— Syriusz! Szybko!
I nie czekając na chłopaka opuściłam pomieszczenie. Black dogonił mnie w połowie schodów na pierwszym piętrze. Był bardzo zadowolony. Wziął mnie na ręce i śpiewając głośno biegł korytarzami zamku. Kazałam mu wejść do jednej z opuszczonych klas, a chłopak słysząc mój ton, nie wnosił sprzeciwu. Rzuciłam na klasę zaklęcie wyciszające i usiadłam na ławce.
— Ruda! Gratulacje! Dziwię się, dlaczego dopiero w piątej klasie to się stało… Przecież jesteście sobie pisani… — Urwał widząc moją minę. —Ruda, co jest?
— Pamiętasz, jak w pierwszej klasie zostałam porwana przez Limone’a?
— No, a co?
— On w tedy rzucił na mnie zaklęcie przekleństwa.
Zaczęłam opowiadać mu, o wydarzeniach z tamtego okresu. Później wspomniałam jak dowiedziałam się, że mam dar, dzięki któremu widzę przeszłość,czuję to samo co dana osoba, a na końcu, że widzę przyszłą śmierć.Opowiedziałam mu o wizji dotyczącej Pottera. Chłopak z każdym moim słowem robił coraz większe oczy, a na twarzy widać było przerażenie. Na koniec powiedziałam mu o podejrzeniach Dumbledore’a.
— Wiesz, Może to dobrze, że się całowaliście. —  Cisnęłam w niego błyskawicami. — Chodzi mi oto, że dzięki temu znamy szczegóły i będziemy mogli temu zapobiec.
— Nie powiesz mu.
— Ale Ruda…
— Wtedy będzie wiedział, że coś mu grozi, a niewiedza bywa czasami znacznie lepsza od świadomości.
— To co zrobimy?
— Jeszcze nie wiem. Muszę iść do Zakazanej Biblioteki i poszukać jakiegoś…
Cholera! Ale mam długi jęzor! Już drugiej osobie się wygadałam!
— Skąd o niej wiesz?
  Ja… A ty jak się o niej dowiedziałeś?
— W drugiej klasie schowałem się do kominka, bo gonił mnie Filch…Ej! Nie zmieniaj tematu!
— Pamiętasz, jak w pierwszej klasie transmutowałam wam lusterka i miałeś… E… Niedoskonałości na twarzy?
— Nie przypominaj mi!
— Wtedy na eliksirach pokłóciliśmy się i jak wybiegłam z lekcji,to trafiłam na piąte piętro. Weszłam do jednej z klas, a ten kominek wydawał mi się dziwnie czysty i weszłam do środka. Wspięłam się po schodach i wiesz co znalazłam.
— Nie wierzę, że odkryłaś to przed nami. — Prychnęłam. — Ale wracając do Jamesa…
— Ja będę szukać, ty też. Nie mów nikomu o tym. Nie, —  Odpowiedziałam na jeszcze nie zadane pytanie.— dziewczyny nie wiedzą, ale wkrótce poznają prawdę.

Wpadłam do Pokoju Wspólnego. Na parapecie siedziały dziewczyny,ale widząc moją minę ruszyły za mną do naszego dormitorium. Kiedy weszły, rzuciłam zaklęcie wyciszające.
— Lily, co się stało?
Przez chwilę milczała, zastanawiając się, jak mam to powiedzieć.Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam trzy butelki Ognistej Whisky. Podałam dziewczyną, a sama pociągnęłam zdrowego łyka.
— Całowałam się z Potterem.
Ich reakcja była taka, jak się spodziewałam. Rozchyliły usta, oczy wychodziły im z orbit, a Quin z wrażenia upuściła butelkę. Prawdę mówiąc, też byłam zdziwiona. Gdy pierwszy szok minął, zasypały mnie lawina pytań.
— Jak było?
— Jak do tego doszło?
— Monie się wścieknie!
— Jak możesz mówić o tym tak spokojnie?
— Przecież ty go nienawidzisz!
— Dobrze całuje? Czy to tylko plotki?
— Ruda zakochała się w Rogaczu! — Jul zaczęła tańczyć na środku pokoju, a Quin dołączyła się do niej.
— Możecie już skończyć? — Rzuciła trochę za ostro, a uśmiechy z twarzy przyjaciółek momentalnie znikły. — Przeprasza, jestem troszkę…
— Rozkojarzona? — Podsunęła Jul. 
— Zamyślona?
Nawet nie wiesz jak bardzo.
— Rozmarzona?
— WKURZONA. Nie wiem jak mogłam do tego dopuścić. — A po krótkim zastanowieniu dodałam: — Chociaż nie, wiem.
Ciekawość dziewczyn wzięła górę.
Opowiedziałam im zdarzenia podczas szlabanu, omijając ten fragment z wizją.
— Nie gadaj!
— A Łapa co na to?
— Jak to on, wyszczerzył się jak głupi i zaczął śpiewać wniebogłosy, niosąc mnie na rękach. Zaraz, zaraz. Łapa? Od kiedy go tak nazywasz?
— No wiesz, Łapcia…
— Oł! Nawet używasz zdrobnień! 
— Tylko nie mów, że po raz piąty jesteście parą!
— Nie, no coś ty.
— Quin? — Wyciągnęłam z szafki fałszoskop. — Powtórz proszę.
— Nie jesteśmy parą? — Dziewczyna bardziej zapytała.
Fałszoskop zagwizdał.
— Nie wierzę. — Jul zrobiła wielkie oczy. — Dlaczego to właśnie ty chodzisz z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole?  
— Myślałam, że twoje zauroczenie nim już dawno minęło. —Powiedziałam z ironicznym uśmiechem na twarzy.
— Oczywiście! Ale najbardziej boli mnie to, że ten ktoś — Tu wskazała na Quin — chodził już z połową chłopców w szkole! A z Black’iem to już piąty raz!
— Daj spokój! Tym razem chcę dać mu nauczkę! Zobaczy, jak to jest być traktowanym jak śmiecia. Rozkocham go w sobie…
— Co z pewnością nie będzie trudne, bo mój braciszek szaleje za tobą. — Mruknęłam sarkastycznie.
— … a później do rzucę!
— Wiesz, że nie pochwalam twoich gierek?
— Lily, daj spokój. Ktoś w końcu musi mu pokazać jak to jest.
— I to będziesz ty, dziewczyna, która traktuje wszystkich chłopców jak zabawki.
— Tak, tak, wiem. — Westchnęła. — Myślisz, że robię źle umawiając się na randki i szukając tego właściwego chłopaka. Bla, bla, bla. Ruda, weź mi tu nie matkuj, bo nie zachowujesz się jak ty. Gdzie się podział ten sarkastyczny, upierdliwy, rudy człowiek, który na każdym kroku gasi Jamesa?
Gdzie się podział? Ja ci pokarzę! Opróżniłam butelkę. Wypadła mi z rąk i potoczyła się w kierunku siedzącej na ziemi Jul. W moich oczach pojawił się tajemniczy błysk.
— Masz podejść do pierwszego chłopaka jakiego spotkasz, uderzyć go w twarz i powiedzieć: „Ty gnojku, jestem z tobą w ciąży! Nie wierzę, że taki łajdak jak ty zostanie ojcem!”.
Dziewczyny przez chwilę patrzyły na mnie, Jul wypiła pół butelki Whisky i opuściła pokój. Razem z Quin jednocześnie doskoczyłyśmy do drzwi.Uchyliłyśmy je, a z dołu doszedł nas dźwięk, jaki towarzyszy wymierzonemu policzkowi i krzyk Jul:
— Ty gnojku, jestem z tobą w ciąży! Nie wierzę, że taki łajdak jak ty zostanie ojcem!
Na dole rozległy się głośne śmiechy, a Jul dumnie wkroczyła do sypialni.
— Kto to był?
— Derek, brat Quin.
Blondynka zrobiła wielkie oczy i wybuchłyśmy śmiechem.
Jul zakręciła i wypadło Quin.
— Pójdziesz do swojego brata i powiesz: „Jak mogłeś jej to zrobić,ty Chińska podróbo męskości! ”. A na do widzenia, kopniesz go z całej siły w jaja.
Quin wstała.
— Zapomniałaś dodać sobie odwagi! — Zawołała Jul, podając butelkę.
 — Do tego zadania potrzebuję chyba podwójnej dawki.
Przystawiła butelkę do ust, opróżniając jej zawartość i opuściła dormitorium. Z dołu dobiegł nas krzyk dziewczyny i jęk chłopaka.
— Zrobione!
— Wiecie co, my też powinnyśmy mieć jakieś pseudonimy.
— Ruda, jesteś genialna! Że ja na to nie wpadłam!
— Masz takie genialne pomysły, a prawie nie piłaś.
— Quin… Hm…. Żyleta?
— Od razu temperówka.
— Mam! — Pstryknęłam palcami. — Candie Girl!
— Cukierkowa dziewczyna? To coś dla Monie! Ja jestem raczej ostrą brzytwą!
— Ta… Raczej chudą szpilką.
— To jest dobre! — Zawołała Jul, sącząc miód pitny. — Szpilka!
— Teraz Jul.
Przyglądnęłam się badawczo dziewczynie. Siedziała po turecku, która niczym Królik Bugs pogryzała marchewkę.
— Truśka!
— Co?
— Idealna ksywa dla ciebie. Truśka, albo cycata. Wybieraj.
— Mów mi Truśka. — I podała mi rękę. — To teraz Lily.
— Wredna, nieczuła wiedźma? Tygrysica?
— Mądrala?
— Encyklopedia?
— Wymyślcie coś normalnego, a nie ukazujecie moje najlepsze cechy!
— Lilyanne… Lily… Anne… Ane… Ana!
— Szpilka, Truśka i Ana. Podoba mi się. Quin kręć.
I oczywiście wypadło na mnie.
— Masz znaleźć Monie, Vikco, Scharlott i Laurę i powiedzieć im, że całowałaś się z Rogatym i jest miłością twojego życia.
Wzruszyłam ramionami, wypiłam pół butelki Ognistej i udałam się na poszukiwania Candie Girl. Pech chciał, że była pora kolacji, a w Pokoju Wspólnym nikogo nie było. Udałam się do Wielkiej Sali. Zawołałam Truśkę i Szpilkę.Przecież nie mogą tego przegapić. Dzięki kilku skrótom już po pięciu minutach stałyśmy w Sali Wejściowej. Weszłyśmy do Wielkiej Sali i skierowałyśmy się ku stołowi Gryffindoru. Na moje nieszczęście Monie i jej trzy cienie siedziały w otoczeniu największych plotkar w szkole, czyli czwartoklasistek, a  jakieś cztery miejsca dalej Huncwoci. Jul poklepała mnie po ramieniu.
— Dasz radę.
— Cześć, Monie! Jak ja ciebie dawno nie widziałam! — Dosłownie wryłam się na miejsce obok niej i obielam ją ramieniem. — Nie uwierzysz, jak coś ci powiem! — Dziewczyny wciskały sobie pięści do ust.  — Ja i Rogacz, — Jego imię nie chciało mi przejść przez gardło — kochanie, chodź tu, — Syriusz patrzył na mnie z niedowierzaniem, a naiwny Potter  momentalnie zjawił się koło mnie. Wstałam, a ten objął mnie w pasie. Za jakie grzechy!?  — W końcu zrozumiałam, że jesteśmy sobie pisani, a dzisiaj podczas jego szlabanu, hormony wzięły górę i całowaliśmy się. 
Przez chwilę wyglądała, jakby ktoś walną ją cegłówką. Trzeba także dodać, że osoby siedzące najbliżej przysłuchiwały się tej scence.
— Nie wierzę wam.
— Nie musisz. — Uśmiechnęłam się słodko i już miałam iść, kiedy Potter przycisnął mnie do swojego torsu.
— Skarbie udowodnijmy!
— Nienawidzę cię, Potter. — Syknęłam mu do ucha. — Przysięgam, że twoja śmierć będzie powolna i bardzo bolesna.
Ten tylko wyszczerzył się po Huncwocku.
— Evans, kłamczucha! Wiedziałam, że Jamesik jest tylko mój! Wy nigdy nie będziecie razem!
— Tak? To patrz.
Nie myśląc co robię, stanęłam na palcach i pocałowałam Pottera. Ble! Ale po raz drugi muszę przyznać, że całuje świetnie. Nie mając władzy nad ciałem, uniosłam nogę.
Co ja robię? Do tej pory zdarzyło mi się to tylko z Night’em.
Chciałam oderwać się od niego, ale jak na złość przyciągnął mnie do siebie.
Nie mogłam tego przerwać, bo sama to zaczęłam, a Monie by miała niezłą satysfakcję.
Nigdy w życiu!
Dobiegł mnie głos Syriusza.
— Dobra, Ruda. Odklej się od niego.
Dopiero teraz zauważyłam, że cała Wielka Sala milczy i wszyscy patrzą w naszą stronę.
Cholera! Było mi więcej wypić!
Spojrzałam na Monie. Na jej twarzy malowała się żądza mordu, Syriusz był w skowronkach, Remus patrzył się na nas z otwartymi ustami (zresztą jak większość zebranych), Peter trzymał w  ręku czarodziejską kamerę i powiedział tak, że każdy go usłyszał:
— Mam to nagrane!
Jeszcze tego mi brakowało!
W tłumie odszukałam twarz osoby, na której reakcji najbardziej mi zależało.
Night wyglądał jakby ktoś zdzielił do przez łeb kilofem. Przynajmniej w końcu się ode mnie odczepi.
Jul i Quin zrobiły miny typu: Jesteś wielka! A ja z uśmiechem puściłam im oczko.
— Skarbie — Powiedziałam jak najbardziej przesłodzonym głosem. — Mam kilka rzeczy do zrobienia. — A znacznie ciszej dodałam: — Nie wyobrażaj sobie za wiele i tak cię nienawidzę. — Całuski. Monie, mam nadzieję, że w przyszłości znajdziesz idealnego kandydata dla siebie.
W towarzystwie Truśki i Szpilki, opuściłam Wielką Salę. Na korytarzu wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem i nie mam pojęcia jakim cudem dostałyśmy się do Wieży Gryffindoru.

Patrzyłem na tą sierotę, z rozmarzonym wyrazem na ryju, z politowaniem.
Nie jestem pewien czy on zdaje sobie sprawę, że Ruda go wykorzystała.
I to w jaki sposób!
Sam bym tego lepiej nie wymyślił.
Czy my przypadkiem nie jesteśmy ze sobą naprawdę spokrewnieni?
Owinęła go sobie wokół palca, a ten debil nawet tego nie zauważył.
Siostra, jestem twoim fanem.
— Przestań już suszyć te zęby i weź się w garść! Nie widzisz, że cie omotała?! Powiedziała tylko jedno słowo, a ty już byłeś jej! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? — Pomachałem mu ręką przed oczami — Halo! To ja! Twój przyjaciel! Syriusz! Pamiętasz mnie jeszcze?!
— Łapa?
— Nie ciołku! Dumbledore! Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Moja „siostra” cię omotała!
— I mówi to człowiek, który piąty raz spotyka się z tą samą dziewczyną!
— Dobrze wiesz, że to nie tak! — Warknąłem.
— Tak wiem. Tym razem ty chcesz ją rzucić… Bla, bla, bla… Chłopie ona zrobiła to już cztery razy, więc może i piąty!
Zaraz mu przywalę!
— Możemy teraz o tym nie rozmawiać? Co zamierzasz zrobić z Rudą?
— Możesz być pewny, że na dwóch pocałunkach się nie skończy.  — Powiedział z szatańskim uśmiechem.
— Wchodzę w to!
Tak właśnie wygląda nasza przyjaźń: w jednej sekundzie jesteśmy w stanie się pobić, a w drugiej obmyślamy następny plan.
— A tak w ogóle to dlaczego nam przerwałeś?
— Stary, tak się do niej przyssałeś, że bałem się, że zrobisz jej krzywdę.
— Rogaty! Mam was nagranych!
— Glizdku, jesteś wielki! Będę to oglądał przed snem!
Lunio wyglądał, jakby miał się rozpłakać nad głupotą Rogacza. Mnie osobiście to wszystko bawiło i nie przepuszczę okazji, żeby się rozerwać.
Ruda! Szykuj się! Łapa bierze się za swatanie!

Dwie godziny i 12 butelek (na głowę) później.
— A… Ana… Masz ójśc zlemolowac pocój Candie! — Udało się wysapać Quin, po czym wypiła butelkę Sherry.
Pomimo, że w głowie mi już nieźle mroczyło, wypiłam szklankę Ognistej. Z trudem wstałam i zatoczyłam się, lądując na szafie, która prawie się przewróciła na Truśkę. Zlokalizowałam drzwi i chwiejnym krokiem weszłam do pokoju naprzeciwko. Nie było w nim żadnej z tych wyfiokowanych lal. Z wielkimi trudnościami rzuciłam zaklęcie wyciszające i zabrałam się za demolkę. Pocięłam zasłony łóżek nożyczkami, które znalazłam na biurku, rozsypałam pióra z poduszek po całym pokoju, a gdy wzięłam się za wydzieranie kartek z zeszytów, do pokoju wpadły Truśka i Szpilka. Nie mogły przepuścić takiej okazji i wspólnymi siłami (i z niewielkim użyciem magii) rozwaliłyśmy szafy, zatopiłyśmy ubrania w wannie wypełnionej czarnym barwnikiem i pomalowałyśmy ściany na różowo (o dziwo wcześniej były pomarańczowe). Uradowane, że nikt nas nie nakrył, wróciłyśmy do naszego dormitorium. Wypiłyśmy po łyku miodu i zakręciłam butelką. Wypadło na Truśkę.
— Jut… łip! lo… wykla… łip! dniesz Mio.. tlee… Lapciiiiii i powie… łip! sisz ją w Wiełkiej Słali wraz z łip! Jego bokser… łip! klami! — Udało mi się w końcu powiedzieć, a przez śmiech, dostałam ataku czkawki.
— Sie loooobiii!
Jul zakręciła i wypadło na mnie.
— Zalozysss najjjladniejssssą i najjjjbardziej ssssskąpą biellliiizłę jaką massssss i wpakujesssss sie do łózka Sssylisaaa.
Złapałam się za kotarę łóżka Szpilki, bo sama nie miałam siły aby wstać. Efekt był taki, że zasłona została oberwana, a ja leżałam na Truśce. Z pomocą dziewczyn udało mi się wstać.
— Tezzzsz macie taaak ssie ublac. — Wydukałam i wyciągnęłam parę rzeczy z szafy.

Dochodziła dwudziesta trzecia, a razem z chłopakami (jak zwykle i zresztą nieudolnie) próbowaliśmy zapanować nad naszym nieładem w pokoju, a mówiąc nieład, mam na myśli całkowity burdel.
— Lunio, nie udawaj, że czarujesz, bo to ci nie wychodzi.
— Gdybyście we dwóch nie byli takimi cholernymi bałaganiarzami, to…
— Rogaty! Luniek powiedział: cholernymi! Trzeba to gdzieś zapisać!
— Łapo, podaj mi moją koszulę! — Dobiegł mnie stłumiony głos najlepszego przyjaciela, który właśnie wyłonił się spod sterty ubrań.
— Peter! Ty złodzieju! Oddawaj moje…
Nagle go naszego pokoju weszła Lily. Miała na sobie najbardziej skąpą i seksowną bieliznę jaką w życiu widziałem.
Zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów. Na stopach miała około piętnastocentymetrowe, czarne szpile, ciemne pończochy na nogach, czerwone damskie bokserki, chyba nie trzeba dodawać, że całe z koronki i stanik do kompletu. Długie, rude loki opadały na półnagie ciało.
Po raz pierwszy zabrakło mi słów. Po prostu stałem i gapiłem się na nią z otwartymi ustami. Nawet Remus i Peter wstali z wrażenia. A James… Siedział na łóżku i na siłę próbował coś powiedzieć, ale nie mógł wydobyć z siebie głosu. Nie dziwię mu się.
Moja siostrzyczka to tykająca bomba, ociekająca seksem.
Lily oparła się o framugę drzwi. Dopiero teraz zauważyłem szlafrok leżący na podłodze. Ruda chwiejnym krokiem podeszła do mnie, złapała mnie za krawat i pociągnęła w stronę mojego łóżka. A ja niczym skończony idiota poddałam się jej i bez żadnych oporów wskoczyłem w pościel, gdzie leżała już dziewczyna.
— Nie pseeeejmujcieeeee sie mnom! Jaaa jusssz bede sssla.
— Ona jest kompletnie pijana! — Wykrztusił Remus, a ja nadal patrzyłem na Rudą jak zahipnotyzowany.
Lily wstała i z braku równowagi poleciała w ramiona Remusa.
— Peter przynieś jej szlafrok. Lily, dojdziesz sama do pokoju?
— Lunio! Ona jest zalana w trupa! Nawet ja tak się jeszcze nigdy nie nawaliłem!
— To czas na plan B.
Przejąłem szlafrok i z wielkim trudem założyłem go Lily, bo ona cały czas go próbowała ściągnąć. W końcu przy pomocy Remusa ubraliśmy dziewczynę. James dalej nie otrząsnął się z szoku. Wziąłem ją na ręce i wyszedłem z naszego dormitorium. Chłopaki jak cień podążali za mną. 
Z
Drzwi naszego pokoju otworzyły się i wkroczyli do niego Huncwoci, na czele z Syriuszem z Lily na rękach. A ja z Truśką siedziałyśmy rozłożone na podłodze w samej bieliźnie. Gdy wzrok Łapci padł na nas, mało nie upuścił Any.
— Jestem w raju. — Wydukał zszokowany.
— Dieekiii blatt za tlannsspoltt. — Złożyła mokry całus na jego policzku. Chłopak nie zdążył jej nawet postawić, a z sąsiedniego pokoju dobiegł nas przeraźliwy krzyk.
— To Candie Girl. Zsdemolowalysmmyy im sssypialniee. — Wysapała z dumą Jul. — I too bess uzyciiaa caróff.
— Jest znacznie gorzej, niż myślałem. — Wysapał Lunio, starając się oderwać wzrok od Jul, co mu kompletnie nie wychodziło.
— Ty Ruda szmato!!!! — Niczym tornado, Monie, wpadła do naszego pokoju, a za nią jej trzy, blond cienie. Jej mina nie wróżyła niczego dobrego. — Wiedziałam! Nie możesz znieść, że Jamsik woli mnie od ciebie! Jesteś zazdrosna o… — Dopiero teraz zauważyła Huncwotów z Lilką na rękach Łapci. Dobiegła do Jamesa i dosłownie uwiesiła się na nim. — Jamesik, och! Jamesik! Nawet nie wiesz co ta Ruda małpa nam zrobiła! Ratuj! Pomóż! Błagam!
Mina Rogacza, po prostu mnie rozwaliła. Jego rozmarzone patrzałki z błogością wpatrywały się w Lily, na policzkach widniały dwa wielkie rumieńce, a z lekko rozchylonych ust spływała stróżka śliny. Kompletnie nie zwracał uwagi na Candie Girl. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, żeby wiedzieć, że jego świat kręci się tylko i wyłącznie wokół Lily.
Cisza, która zapadła, coraz bardziej się przedłużała, a ja złapałam aparat i drżącymi rękoma zrobiłam im zdjęcie. Flesz jakby obudził Pottera i chłopak wypadł z transu.
— Lily?
Nie wierzę! Niech mnie ktoś uszczypnie! James Potter po raz pierwszy w życiu wypowiedział imię Any! To musi być sen, to tylko sen, to jest sen. On tego nie zrobił. Nie wierzę! Z pewnością to wszystko mi się przyśniło.
Popatrzyłam na Jul, a na jej twarzy malował się szok, zresztą jak na twarzach pozostałych. Ale Monie i tak nikt nie przebije. Już drugi raz tego dnia, wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
Ha! Dobrze ci tak! W końcu odczepisz się od nas!
A może i nie? Znając życie, a także i Monie, za wszelką cenę będzie chciała zdobyć Rogacza, aby zrobić Lily na złość. Ana się tym w ogóle nie przejmie i dalej będzie odpychała Jamesa na każdym kroku, co wiąże się z tym, że chłopak coraz bardziej będzie chciał ją zdobyć i posunie się do drastycznych środków, jakim jest zdenerwowanie Lily i zacznie umawiać się z Monie. Być może Ruda się w nim zakocha (w co szczerze wątpię, ale i tak kibicuje im z całego serca, bo przecież pasją do siebie jak mało kto), a Potter z satysfakcją będzie patrzył na nią i sobie pomyśli, że teraz ona ma troszkę pocierpieć i on zabawi się jej kosztem. Monie będzie tym wszystkim zachwycona i stwierdzi, że „Jamesik” jest tylko i wyłącznie jej. Znając Lilkę, ta się nieźle wnerwi, dostanie jakiegoś ataku, hm… może zazdrości i z miłosnego trójkącika wyjdzie zwycięsko Ana i Rogacz. Będą się kłócić na każdym kroku, aż w końcu zrozumie, że kocha Jamesa. Wezmą ślub, a ja z Łapcią będziemy światkami na ich ślubie. Nie powiem, taka perspektywa bardzo mi się podoba. Ja i Syriusz… On jest taki seksowny! Jego mięśnie, twarz, głos, dotyk… I to jak patrzy na mnie… i na inne dziewczyny. A  w szczególności na mnie. Boże! Dlaczego mam do niego taką słabość!? Przecież on może mieć każdą dziewczynę na świecie! Wystarczy, że zakręci się koło niej i już! Dwa dni romansu i po związku. Dobra, Quin! Chodzisz z nim po raz piąty i tym razem ty też go rzucisz. Niech cierpi! Błahaha! Dlaczego on cały czas trzyma Anę na rękach!? Ja się pytam! Przecież to ja jestem jego dziewczyną i to mnie powinny obejmować jego silne ramiona! Jego ramiona… Jego tors… Jego dotyk…
Z zamyślenie wyrwał mnie głos Monie.
— Jak możesz! Przecież ona cię nienawidzi!
— Włassnie! Psseciezz ja cie nawet nie luubiee!
— Ale ja cię kocham.
— Tą nic nie wartą szlamę? Weź mnie nie rozśmiesz…
Candie Girl popełniła poważny błąd. W rękach Huncwotów znalazły się różdżki, wycelowane prosto w nią.
— Odszczekaj to!
— Niby co? To, że jest szlamą? Przecież każdy to wie!
W Huncwotach zaczęło się gotować.
— Monie, przestań. — Wyszeptała Laura. Szczerze, to zapomniałam o ich obecności.
— Nigdy w życiu! SZLAMA EVANS!
Przegięła. Z czterech stron błysnęły groty, trafiając blond tapetę, która nieprzytomna runęła na ścianę.
— Zabierzcie tego śmiecia z dala od nas, bo jeżeli w ciągu pięciu sekund stąd nie zniknie, to nie ręczę za siebie. — James z pewnością nie żartował. On naprawdę uważał Monie za zgniłe jajo. Hihi! Śmierdząca Candie Girl!
Scharlott, Laura i Vicko ze strachem popatrzyły po sobie i zabrały tą nieprzytomną wiedźmę z naszego dywanu. Na odchodnym, rzuciły Huncwotom mordercze spojrzenie i głośno zatrzasnęły za sobą drzwi.
— Co za wredna, zarozumiała, chamska, śmierdząca, chora umysłowo…
— Bo siee zapowietrzyss, Potterr.
— Włassnie! — Zawtórowałam. — Mozze psestaniecciee too tak psezywac i sie psyłocycie do nass?
— Blat! Zabwaf się z namii.
Huncwoci nie potrzebowali więcej namawiania. Popatrzyli po sobie i w następnej chwili siedzieli z nami w kółku. Mi Anie i Truście udało się troszkę wytrzeźwieć, za to bez problemu upiłyśmy Huncwotów.
 Z
Nie powiem, byłam pijana, ale nie do tego stopnia, żeby robić to co planowali zrobić Quin i Syriusz. Ale od początku. Dochodziła trzecia w nocy, a my szaleliśmy w najlepsze. Musieliśmy rzucić na całą wieżę Gryffindoru zaklęcie wyciszające. W naszej sypialni wszędzie leżał pierz z poduszek (Remus miał za zadanie porozdzieranie poduszek za pomocą zębów), pod oknem piętrzyła się góra  pustych butelek, z kotar zostały powycinane dziury, tworząc zawiłe wzory na płótnie, szyba w oknie została zbita (Peter musiał tańczyć jak baletnica, a w skutek upojenia alkoholowego walną nogą w okno), nasze łóżka zostały wyniesione do łazienki, a w ich miejscu stało jedno wielkie łóżko małżeńskie. I właśnie tutaj dochodzimy do genialnego pomysłu Syriusza.
Black wybiegł z pokoju, a po chwili runął jak długi na schodach i przeturlał się na sam dół, klnąc głośno. Oczywiście pozostali Huncwoci poszli za nim. Po chwili wrócili. To co zrobili, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Potter, Remus i Peter, wkroczyli do naszego pokoju, grając na instrumentach (Rogacz na gitarze, Remus na akordeonie, a Peter na grzechotkach) serenadę. Na końcu wszedł Łapa, ubrany w same bokserki (niebieskie z wyszytą rybą w strategicznym miejscu) i trzymający w zębach krokusa. Padł przed Szpilką na kolana.
— Gdy cię widzę, nie mogę oddychać,
A z tęsknoty zaczynam usychać.
Twój uśmiech działa na mnie kojąco,
A uśmiech: rozbrajająco.
Oczy twe świecą jasnym blaskiem,
A usta są potrzaskiem.
Więc szykujemy weselisko,
Jeśli wyrazisz na nie zgodę o piękna pannisko.
Więc cię proszę na kolanach,
Ślub weźmiemy jak z filmów o Amerykanach.
Pierścionek na palec ci włożę,
A sam garnitur założę.
Ślub za godzinę weźmiemy,
Lub jak wolisz: się hajtniemy.
Rogaś i Ruda będą naszymi światkami,
Zaś Jul i Remus naszymi drużbami.
Będę miał piękną żonę,
Jeśli tylko wyrazisz zgodę.
Jak to się można było spodziewać, Szpilka rzuciła się na klęczącego Syriusza, wyrwała mu kwiatka z zębów i zatopili się w namiętnym pocałunku. Później włożył jej na palec srebrny pierścionek z niebieskim oczkiem w kształcie łzy. Zaniosłam się płaczem, Jul robiła cały czas zdjęcia, a Huncwoci bili brawo.
Tak więc, zaczęły się przygotowania. Quin promieniała ze szczęścia. Przy pomocy czarów, część jej włosów upiłem w luźny kok i wpięłam w nie niebieskiego kwiatka, a resztę skręciłam i pozwoliłam im swobodnie opadać na ramiona i znacznie niżej. Paznokcie pomalowałam niebieskim lakierem, Jul pożyczyła jej błękitną podwiązkę i stare srebrne kolczyki należące do jej prababki, wysadzane niebieskimi diamentami. Na ręce zawiesiła bransoletkę i założyła MOJĄ białą sukienkę do ziemi, z falbanką zamiast rękawów, przechodzącą przez cały dekolt i tył kreacji. Na stopy wsunęła niebieskie szpilki, a Jul zrobiła jej make up. Welon zrobiłyśmy ze starej spódnicy Truśki, spod której wychodził biały tiul. Wyczarowałam mały bukiecik z krokusów. Ja założyłam fioletową opiętą sukienkę do kolan bez ramiączek, a Jul czerwoną, rozkloszowaną. Włosy skręciłam i lekko upięłam na bok, a Jul zrobiła sobie warkocza na bok. Do tego parę dodatków i ozdóbek oraz ostry makijaż. Muszę przyznać, że wyglądałyśmy naprawdę dobrze. A patrząc na to, że byłyśmy spite, efekt był jeszcze lepszy.
Wybiła czwarta nad ranem i razem z Jul zeszłyśmy do Pokoju Wspólnego, gdzie miała odbyć się ceremonia. Gdy tylko zeszłam na dół uderzył we mnie wystrój pomieszczenia. Wszędzie wisiały i stały w flakonach bukiety krokusów, na podłodze leżał czerwony dywan, który prowadził do miejsca, gdzie stał kominek, który teraz był zasłonięty przez biały materiał, przy którym stała drewniana, zaokrąglona kratka, na której pięły się czerwone róże. Przy suficie wisiał tiul, a na jego zakończeniach wisiały girlandy. Huncwoci odwalili kawał dobrej roboty. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że przy płótnie stoi Peter, ubrany w sutannę, a obok niego Syriusz w czarnym garniturze, Potter i Remus. Razem z Jul podeszłyśmy do nich.
— Wygglądacie pieknie. — Wykrztusili jednocześnie.
W chwili, gdy Quin zaczęła schodzić po schodach, rozległa się muzyka. Szpilka wolnym krokiem podeszła do nas, dumie unosząc głowę.
— Too ci siie zona tlaffila, Łapciu. — Z trudem powiedział Potter, który ledwo stał na nogach, zresztą jak my wszyscy. Jul ciągle robiła zdjęcia.
— Będziesz powtarzać za mną. — Pastor-Peter zwrócił się do Syriusza. — Kochana żono. Uroczyście przysięgam, na świadków biorąc gości,  że kochać Cie będę mocno i dochowam wierności. Nigdy złego słowa nie powiem o teściowej.  Oddawać będę wypłatę. Przyrzekam uroczyście, że nigdy się nie skuszę na wędrówki po barach z kumplami nie ruszę. Chętnie będę z Toba śniadanka jadł w łóżku, i wielkiej podzięce, całował po brzuszku. Wszystkie kobietki odstawię na stronę, do końca życia, będę kochał tylko żonę. A gdybym słowa nie dotrzymał, sprowokował łzy niewieście, niech mnie ukarzą sprawiedliwi teście.
Syriusz nie byłby sobą gdyby nie wprowadził pewnych urozmaiceń, ale lepiej ich nie powtarzać.
— Quin, twoja kolej. Kochany mężu. Uroczyście przysięgam Tobie, że nie zawiodę Cie nigdy, wstydu Ci nie narobię. I nawet gdybyś był pijany, nigdy nie odwrócę się do ściany. Nie będę się z Tobą bić. Nie zapuszczę żurawia do portfela Twego, nie sięgnę po zaskórniaki, aż do 1-szego. Troskliwą opieką czule cię otoczę, i na skacowaną główkę gąbką czoło zmoczę. Po balandze z kumplami, nie będę Cię spowiadać, i smaczne śniadanka do łóżka podawać. Ponadto przysięgam Tobie, tyle dzieci Ci urodzić, ile w pocie czoła, potrafisz mi zrobić. A gdybym Cię zawiodła, zmarnowała życia choć kawałek, niech mnie ukaże sprawiedliwa teściowa i w jej ręku wałek.
Quin także dodała swoje pięć groszy. Wsunęli sobie obrączki na palce (swoją drogą, ciekawe skąd je wzięli) i rozległ się marsz weselny. Quin rzuciła welon, który ja złapałam i na moje nieszczęście, Potter złapał krawat.
— Ona jemu winna, ona jemu winna… — Zaczęli nam głośno śpiewać.
 A ja biedna co miałam zrobić? Chciałam pocałować Pottera w policzek, ale ten się nie dał. Całowaliśmy się długo i namiętnie. Robiło mi się słabo od tej bliskości, ale i tak go nienawidziłam.  W końcu odśpiewali nam z dziesięć zwrotek tej piosenki, a my oderwaliśmy się od siebie dysząc lekko. Peter przyniósł tort weselny i Ognistą Whisky. Syriusz podczas krojenia, stracił równowagę i runął w ciasto, ciągnąc za tyłek „żonę”.
Rozpoczęła się bitwa. Rzucaliśmy się, nacieraliśmy się lukrem i w pewnym momencie moja sukienka pękła, tworząc rozdarcie od kolan do połowy ud. Nie przejęłam się tym za bardzo i dalej bawiłam się świetnie. W między czasie wypiłam cztery butelki Ognistej. Byłam tak pijana, że prawie nie kontaktowałam.
Tańczyłam z Potterem, ale po chwili to mi się znudziło i pociągnęłam go za krawat w stronę jego dormitorium. Całowaliśmy się, wchodząc po schodach, co skończyło się bolesnym upadkiem, ale nie przerywaliśmy czynności. Z trudem rozpięłam jego koszulę i rzuciłam na schody. Wgramoliliśmy się do jego pokoju. Na wejściu zgubił oba buty. Posadził mnie na przewróconej szafie, a ja oplotłam go nogami, a ręce zarzuciłam mu na szyję. Straciłam równowagę i wylądowaliśmy na podłodze, zagrzebując się w stercie ubrań. Z trudem odszukałam jego usta. Jednym ruchem ręki, rozerwał moją sukienkę, a ja rozpięłam pasek u spodni, potem zamek. Przetoczyliśmy się na czyjeś łóżko. Potter złapał za moje włosy i powyciągał z łatwością wsuwki. Moje długie włosy opadały na nas, a my coraz bardziej zatracaliśmy się w sobie. Pocałunki stawały się coraz głębsze i namiętniejsze, a ja zapomniałam o oddychaniu.

3 komentarze:

  1. WOW! Tylko tyle mogę powiedzieć. Świetneee ♥♥♥♥♥♥♥♥ Oj, Lilcia na pewno będzie żałować. I ten ślub. Cud, miód i orzeszki :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham twój styl pisania <3<3<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał, się odważyli upić i scena łóżkowa!?!?

    OdpowiedzUsuń