Po kiego grzyba Dumbledore chce się spotkać z
prefektami? A kapitanowie drużyn do czego mu są potrzebni? A tak w ogóle, kto
nim jest? Mniejsza z tym. A miałam takie plany! Chciałam usiąść sobie nad
brzegiem jeziora i cieszyć się weekendem. A tu co? Muszę siedzieć na jakimś
durnym spotkaniu, które z pewnością okaże się nudne, a wykłady Binsa to przy
nim czysta rozrywka. Dobrze, że Remus tutaj będzie. I dlaczego Huncwoci zaczęli
się nazywać: per Rogacz, Łap, Glizda i Lunatyk? No dobra, ksywa Remusa jest
oczywista, bynajmniej dla mnie. Ale reszta?
Rozglądnęłam się po prawie pustej Wielkiej Sali. Przy
każdym stole siedziało po pięcioro uczniów. Czworo prefektów i kapitan.
Hej! Dlaczego Potter tutaj siedzi?! O nie!
— Zapewne zastanawiacie się, po co was tutaj zebrałem.
— Rozległ się głos Dumbledore’a. Oprócz niego, na Sali nie było żadnego
nauczyciela. — Postaram się streszczać. Związku z obchodzonym świętem naszej
szkoły, zostanie zorganizowany turniej Quidditch’a dla prefektów szkoły. —
Zatkało mnie, co zdarza się rzadko. — Drużyny zostaną połączone, a kapitan
wylosowany. Za chwilę przystąpię do losowania.
Dumbledore sięgnął do misy, wypełnionej karteczkami,
którą dopiero teraz zauważyłam.
— A więc, do Gryffindoru dołączy Ravenclaw, a do Slytherinu
Huffelpuff. Kapitanem pierwszej drużyny zostanie — Tu wyciągnął z drugiej misy
kawałek pergaminu — James Potter z Gryffindoru, a drugiej Patrick Noel z
Huffelpuffu. Oczywiście, normalne mecze będą się odbywały, a walka prefektów w
ostatnim tygodniu czerwca. Radzę wam ostro trenować, bo każdy liczy na
widowisko. — Ta, widowisko będzie jak spadnę z miotły — Po dwie osoby z drużyny
będzie siedzieć na ławce rezerwowych — Szczęście się do mnie uśmiechnęło! — A
kto, zadecyduje losowanie. Niech każdy podejdzie i wyciągnie z tych dwóch mis
swoje pozycje na boisku. Oczywiście kapitanowie będą zajmować swoje stałe
miejsca.
Wolnym krokiem podeszłam do serdecznie uśmiechającego
się starca.
Wariat! To czyste szaleństwo! On zwariował!
Ustawiliśmy się w półokręgu.
— Panie mają pierwszeństwo.
No pięknie.
Drżącą ręką sięgnęłam po pergamin.
Proszę niech tam pisze ławka! Błagam! Niech chociaż
raz moje modły zostaną wysłuchane!
Kiedy rozwinęłam kartkę, myślałam że zemdleję.
Ścigający.
Nie!!!! Dlaczego?!!! Przecież byłam grzeczna! O ile to
było możliwe.
Poczułam ciepły oddech na karku.
— Evans, w tym roku będziemy dużo czasu spędzać razem.
— Zamknij się, Potter.
— Skoro każdy zna swoją pozycje, teraz ostatnia sprawa.
Zostanie rzucone na was zaklęcie niewymowności. Nie będziecie mogli nikomu
powiedzieć o meczu. Nie byłoby niespodzianki.
Dumbledore uniósł różdżkę do góry i machnął nią.
Poczułam jak przechodzi przeze mnie małe tornado.
— Życzę wam miłego dnia.
Wybiegłam z Sali. Ale jak na złość ten dureń Potter
dogonił mnie w połowie korytarza i przycisnął do ściany.
— To jak? Randka, a przy okazji omówimy taktykę?
Że co proszę?
— Chyba na mózg ci padło! Nigdy się z tobą nie umówię!
— Evans, pozwolisz się w końcu komuś pokochać?
Raz pozwoliłam i jaki był efekt końcowy?
— Jak na razie nikogo takiego nie znalazłam. Ze mną
nie jest łatwo.
Czułam jego palący oddech na szyi. W głowie mi aż
huczało, od tej bliskości, którą w każdej sekundzie zmniejszał.
— W głębi duszy szalejesz za mną.
Zamruczał… Tak zamruczał mi do ucha!
Bezczelny!
— A ty, w marzeniach jesteś Ministrem Magii?
Gdyby tylko nie przyciskał mi rąk do ściany…
Był coraz bliżej. Musiał się schylać bo był wyższy o
jakieś 20cm. Nasze usta dzielił zaledwie cal…
Ruda! Zrób coś! Bo on cię zaraz pocałuje!
— Widzę, że znalazłaś już sobie pocieszenie. — Za
plecami Pottera stał Erik.
Uratowana! Potter nieznacznie się skrzywił.
Dwóch idiotów w jednym miejscu. Niespotykane.
— Spadaj, Night. Nie widzisz, że jesteśmy zajęci.
— Zajęci?! To ty mnie napastujesz! I z łaski swojej,
puść mnie!
— I pozwolić ci się zdać na pastwę tego bażanta?
— Jak moja dziewczyna mówi, żebyś ją puścił, to zrób
to!
Stop! Jak dziewczyna?!
— O ile się nie mylę, to zerwałam z tobą dokładnie w
tym momencie, kiedy próbowałeś zaciągnąć mnie w krzaki.
— Daj spokój, Lily. Byłem pijany! A poza tym, przecież
nie jeden raz byłaś naga w obecności innych!
O czym on mówi?
— Wiesz, przynajmniej ja kogoś widziałam w całej
okazałości, a nie jak niektórzy muszą zadowalać się zdjęciami z gazet. —
Zatkało? — Potter, puść mnie!
Chłopak jak zaklęty patrzył w moje oczy i w następnej
chwili byłam wolna. Wydobyłam różdżkę z szaty i machnęłam nią w stronę tego
imbecyla Night’a. Cóż, nawet Potter przy nim wydawał się w porządku. Błysnęło
niebieskie światło, a chłopak przeleciał przez cały korytarz i padł
nieprzytomny.
— Może to go nauczy, że ze mną się nie zadziera. —
Potter cały czas patrzył na mnie w osłupieniu. — Czego? — Warknęłam.
— Niewerbalne. — Wyjąkał. — Jakim cudem? — Patrzył na
mnie z szeroko otwartymi oczami.
Nie odpowiadając, wybiegłam z Sali Wejściowej i skierowałam
się ku Zakazanemu Lasu. W połowie błoni musiałam przyspieszyć, bo ten kozioł
gonił mnie. Wbiegłam pomiędzy drzewa. Słyszałam za sobą kroki Pottera.
— Evans, przepraszam! Wiem, że wczoraj zachowałem się
jak idiota!
Przynajmniej jest tego świadomy.
— Szlaban jutro o 14.00 za łamanie szkolnego
regulaminu!
— Evans! Ty też jesteś w lesie!
— Jutro o 14!
Zaśmiałam się cicho. Słyszałam jak Potter klnie. Nie
zatrzymałam się. Gdy byłam pewna, że nikt mnie nie widzi zmieniłam się w łanie.
Tak, jestem niezarejestrowanym animagiem. Zostałam nim
w czwartej klasie. Na ten temat zaczęła już czytać na pierwszym roku, ale
dopiero rok temu zdecydowałam się aby nim zostać. Pierwszy raz przemieniłam się
już po czterech miesiącach. Nikt o tym nie wie. Nawet Kurtowi nie powiedziałam.
Stanęłam nad brzegiem jeziora i przeglądnęłam się w
tafli wody. Z reguły łanie są brązowe. Ja jednak stanowiłam wyjątek. Moja
sierść miała rudy odcień, zupełnie taki sam jak kolor moich włosów. Oczy w
kolorze zielonym, a w futerku miałam idealnie białe plamki.
Wbiegłam do lasu i pognałam przed siebie.
Uwielbiałam przemierzać las wzdłuż i wszerz. Rok temu,
przemieniałam się prawie każdego dnia i zachwycałam się otaczającą mnie
przyrodą, no i sobą.
Dobiegłam do jakiejś polanki. Rozłożyłam się wygodnie
w wysokiej trawie. W końcu mogłam spokojnie pomyśleć.
A więc tak: Mam grać w Quidditch’a na pozycji
ścigającego. Strata czasu. A moje „umiejętności” ma podszkolić Potter.
Skrzywiłam się na tą myśl. Spędzanie z nim wolnego czasu, w ogóle mi nie
odpada. Co prawda, umiem latać na miotle i to całkiem dobrze. W drugiej klasie
potajemnie brałam szkolną Spadającą Gwiazdę i na niej się uczyłam. Do tej pory
nie wiem, co mi odbiło, ale było warto. Przynajmniej teraz nie będę miała
problemu.
Po drugie, Dumbledore rzucił na nas zaklęcie. I niby
jak mam powiedzieć dziewczyną, że będę znikać kilka razy w tygodniu z Potterem,
bo jest moim kapitanem i uczy mnie grać w Quidditch’a? Może jakiś rysunek? Mam
nadzieję, że czary tego nie obejmują.
Jest jeszcze problem tego inwalidy, Pottera. Nie żebym
się nim przejmowała, ale robi się nachalny. To dopiero pierwszy dzień szkoły, a
on już mnie przyciska do ściany! A gdy rzucam zaklęcie niewerbalne, patrzy na
mnie jakbym spadla z nieba. A na fałszywe wyznanie Night’a, ma minę, jakby mu
wierzył. Potterem nie będę się przejmować. I w dodatku ta wizja z jego
udziałem! Muszę go jakoś ostrzec, ale nie mam pojęcia jak. Pozwolić wsiąść mu
na miotłę podczas meczu i liczyć na cud, bo może uda mi się go uratować, to
czyste szaleństwo. Ale czy ja nie jestem szalona?
Muszę podjąć decyzję w sprawie moich wizji. Nie chcę
dalej okłamywać dziewczyn, ale boję się wyznać im prawdę. Co one sobie o mnie
pomyślą? Niby taka wielka przyjaciółka, a drobnym sekretem nie chce się z nimi
podzielić. Z drugiej strony, zawsze mnie wspierały i nigdy nie odwróciły się ode
mnie.
O co chodziło Erikowi, mówiąc: „Przecież nie jeden raz
byłaś naga w obecności innych.”? Myśli, że przez mój wybuchowy charakter
puszczam się na prawo i lewo?! Co on z choinki się urwał? Myśli, że może tak do
mnie mówić? Niedoczekanie.
Koło mnie przebiegło stado centaurów i z przerażeniem
stwierdziłam, że zaczyna się ściemniać. Po dziesięciu minutach wybiegłam z lasu,
zmieniłam się w człowiek i przemierzałam błonia. W końcu dotarłam do zamku.
Większość uczniów jadło kolację.
Dziewczyn i Huncwotów nie było. Usiadłam koło czterech
Gryffonów z roku. Co prawda nie za dobrze się z nimi znałam, ale wolałam ich
towarzystwo niż siedzącej dalej Monie, która głośno zastanawiała się, czy
Potter zaprosi ją na randkę. Żal mi jej. Biedaczka, łudzi się, że on coś do
niej czuje. Prawda ją jednak zaboli, bo on nie chce związku na stałe.
— Cześć.
— Lily? Czy coś się stało?
— Czy musi się coś wydarzyć, żebym zjadła z wami
kolację?
Usiadłam koło bruneta o imieniu Dan. Obok niego
siedział Zack, który był zielonookim blondynem. Naprzeciwko mnie — szarooki
Derek, który był z nich wszystkich najprzystojniejszy i Mark, o karnacji
mulata. Szybko pogrążyliśmy się w rozmowie. Zrobiłam sobie kanapki z twarogiem,
ogórkiem i papryką. Kończyłam jeść swoją porcję, kiedy podeszła, a raczej
podeszły do nas cztery plastikowe blondynki z dormitorium obok.
— Broke i Wood w końcu zrozumiały, żeby nie pokazywać
się z tobą w miejscach publicznych?
— A ty w końcu zrozumiałaś, że Potter nigdy się z tobą
nie umówi?
— Łączy nas coś wyjątkowego!
— Jasne, zamiłowanie do jego szczoty na głowie?
— Jakbyś nie wiedziała, to wczoraj świetnie się razem
bawiliśmy. I gdyby nie to, że musiałam posprzątać ten cały bałagan, bo przyszła
McGonagall…
— Nie rozśmieszaj mnie! Ty nawet nie potrafisz
transmutować torebki herbaty!
— Nie wierze! Wojna kotów! — Rozległ się za moimi
plecami głos Syriusza.
— James! Och, Jamesik! — Musiałam użyć całej siły, aby
nie wybuchnąć śmiechem — Powiedz jej, —
Tu wskazała swoim kilometrowym tipsem na mnie — że to ja wczoraj nas
uratowałam!
Ale Potter jej nie słuchał. Jak zaklęty patrzył w moją
stronę.
Wydłubię mu kiedyś te gały!
— Kochanie, powiedz jej, że jestem dla ciebie ważna.
Cisza.
— No mów!
Do Pottera chyba dopiero dotarło, że ktoś do niego mówi.
— Co? —Spytał mrugając oczami.
Syriusz wyglądał, jakby miał położyć się na podłodze i zacząć się
śmiać. W tym momencie najchętniej bym do niego dołączyła. Jul i Quin włożyły
pięści do ust, a Remus z Peterem zakrywali usta rękoma. Spojrzałam na Monie, która
była cała czerwona, czego nawet trzy kilogramy tapety nie potrafiło zatuszować.
Nie wytrzymałam. Zaczęłam śmiać się tak bardzo, że spadłam z
ławki, przez co śmiałam się jeszcze bardziej. Monie wybiegła z płaczem z Sali. Syriusz
usiadł koło mnie, oparł głowę o moje ramię, a na jego ciele zaczęły występować
drgawki. Tylko ten goryl, patrzył się na nas z w lekkim zakłopotaniu, ale
widząc nas zataczających się na ziemi, parsknął śmiechem. Po pięciu minutach opanowaliśmy
się na tyle, że udało nam się usiąść na ławce.
— Evans, nie bądź taka! Odwołaj ten szlaban.
— W twoich marzeniach! Jutro o 14.00. Tylko się nie spóźnij, bo
mam już plany na wieczór.
— Ale mam jutro szlaban u Sprout, a za 20 minut u Dumbledore’a.
— Trzeba było pomyśleć, zanim wszedłeś do Zakazanego Lasu.
— Pani prefekt, wcale nie była lepsza.
— Gdybyś mnie nie gonił, to bym się tam nie chowała.
— Gdybyś nie rzucała niewerbalnych, to bym cię nie gonił.
— Gdybyś mnie nie przycisnął do ściany, nie spotkałabym Night’a.
Dziewczyny złapały za popcorn i przyglądały się tej scenie z zaciekawieniem.
— Gdybyś się ze mną umówiła, ten pajac przestałby cię nękać.
— Gdybyś nie był takim nadętym idiotą, nasze losy potoczyłyby się
całkiem inaczej.
— Ha! Czyli mnie kochasz!
Przejechałam otwartą dłonią po twarzy. Odwróciłam się w stronę
Syriusza.
— Wytłumaczysz mu to?
— Podoba mi się sposób w jaki go kompromitujesz.
Popatrzyłam z powrotem na
Pottera.
— Gdybyś nie wyżywał się na słabszych…
— Smark to tylko rozrywka.
— …I mierzwił tej łasicy na głowie…
— One nadają mi uroku.
— Nie uważał się za ósmy cud świata…
— Hej! — Tym razem Syriusz mi przerwał. — To mi przypada to
miejsce!
— Przepraszam. DZIEWIĄTY cud świata. Nie myślał, że jako jedyny
potrafisz grać w Quidditch’a i jesteś jego championem…
— Ale to jest prawda! Lepszego szukającego nigdy nie było!
— Nie zapraszał mnie na każdym kroku na randki…
— Umówisz się ze mną? — Wyszczerzył się po Huncwocku.
— I chociaż dobrze znasz odpowiedź na to pytanie dalej je
zadajesz.
— Zawsze możesz zmienić zdanie.
— Zmieniasz dziewczyny jak rękawiczki…
— I tu cię boli! Evans jest zazdrosna!
— I gdybyś na każdym kroku nie robił z siebie głupka, jak teraz na
przykład, moglibyśmy być…
— Parą!
— PRZYJACIÓŁMI. Ale jeżeli tak bardzo nie chcesz…
Wzięłam do ręki puchar z sokiem dyniowym i wylałam całą zawartość
na Pottera.
— Evans!
— Przepraszam. Nie trafiłam sobie do ust. Całuski.
Chichocząc pod nosem opuściłam Wielką Salę.
Po dziesięciu minutach byłam w swoim dormitorium. Dochodziła
dopiero dwudziesta, a byłam wykończona. To wszystko przez to bieganie po
Zakazanym Lesie. Wyciągnęłam z szafy brzoskwiniową koszulę nocną i weszłam do
łazienki. Po długiej kąpieli z bąbelkami, niechętnie wyszłam z wanny.
Wysuszyłam włosy różdżką, włożyłam piżamę i opuściłam pomieszczenie. Wskoczyłam
na łóżko i zasłoniłam kotary. Po około dziesięciu minutach do pokoju weszły
dziewczyny.
— Martwię się o Lily. — Usłyszałam głos Jul.
— Ja też. Coś przed nami ukrywa.
Oczywiście, że ukrywam! Jestem animagiem i mam wizje!
— W dodatku zniknęła na całe popołudnie.
— Wczoraj prawie zemdlała, jak James ją dotknął.
— Dobrze, że Remus powiedział nam, o co chodziło Dumbledore’owi.
— Ta, najwięcej zrozumiałam, kiedy się nagle zacinał i nie mógł
wydusić z siebie słowa.
— Ale musisz przyznać, że wyglądał zabawnie.
Po tej wymianie zdań, dziewczyny stoczyły krótką walką: Która
pierwsza pójdzie do łazienki.
A ja znowu pogrążyłam się w myślach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz