niedziela, 30 września 2012

18. Łania.

Po kiego grzyba Dumbledore chce się spotkać z prefektami? A kapitanowie drużyn do czego mu są potrzebni? A tak w ogóle, kto nim jest? Mniejsza z tym. A miałam takie plany! Chciałam usiąść sobie nad brzegiem jeziora i cieszyć się weekendem. A tu co? Muszę siedzieć na jakimś durnym spotkaniu, które z pewnością okaże się nudne, a wykłady Binsa to przy nim czysta rozrywka. Dobrze, że Remus tutaj będzie. I dlaczego Huncwoci zaczęli się nazywać: per Rogacz, Łap, Glizda i Lunatyk? No dobra, ksywa Remusa jest oczywista, bynajmniej dla mnie. Ale reszta?
Rozglądnęłam się po prawie pustej Wielkiej Sali. Przy każdym stole siedziało po pięcioro uczniów. Czworo prefektów i kapitan. 
Hej! Dlaczego Potter tutaj siedzi?! O nie!
— Zapewne zastanawiacie się, po co was tutaj zebrałem. — Rozległ się głos Dumbledore’a. Oprócz niego, na Sali nie było żadnego nauczyciela. — Postaram się streszczać. Związku z obchodzonym świętem naszej szkoły, zostanie zorganizowany turniej Quidditch’a dla prefektów szkoły. — Zatkało mnie, co zdarza się rzadko. — Drużyny zostaną połączone, a kapitan wylosowany. Za chwilę przystąpię do losowania.
Dumbledore sięgnął do misy, wypełnionej karteczkami, którą dopiero teraz zauważyłam.
— A więc, do Gryffindoru dołączy Ravenclaw, a do Slytherinu Huffelpuff. Kapitanem pierwszej drużyny zostanie — Tu wyciągnął z drugiej misy kawałek pergaminu — James Potter z Gryffindoru, a drugiej Patrick Noel z Huffelpuffu. Oczywiście, normalne mecze będą się odbywały, a walka prefektów w ostatnim tygodniu czerwca. Radzę wam ostro trenować, bo każdy liczy na widowisko. — Ta, widowisko będzie jak spadnę z miotły — Po dwie osoby z drużyny będzie siedzieć na ławce rezerwowych — Szczęście się do mnie uśmiechnęło! — A kto, zadecyduje losowanie. Niech każdy podejdzie i wyciągnie z tych dwóch mis swoje pozycje na boisku. Oczywiście kapitanowie będą zajmować swoje stałe miejsca.
Wolnym krokiem podeszłam do serdecznie uśmiechającego się starca.
Wariat! To czyste szaleństwo! On zwariował!
Ustawiliśmy się w półokręgu.
— Panie mają pierwszeństwo.
No pięknie.
Drżącą ręką sięgnęłam po pergamin.
Proszę niech tam pisze ławka! Błagam! Niech chociaż raz moje modły zostaną wysłuchane!
Kiedy rozwinęłam kartkę, myślałam że zemdleję.
Ścigający.
Nie!!!! Dlaczego?!!! Przecież byłam grzeczna! O ile to było możliwe.
Poczułam ciepły oddech na karku.
— Evans, w tym roku będziemy dużo czasu spędzać razem.
— Zamknij się, Potter.
— Skoro każdy zna swoją pozycje, teraz ostatnia sprawa. Zostanie rzucone na was zaklęcie niewymowności. Nie będziecie mogli nikomu powiedzieć o meczu. Nie byłoby niespodzianki.
Dumbledore uniósł różdżkę do góry i machnął nią. Poczułam jak przechodzi przeze mnie małe tornado.
— Życzę wam miłego dnia.
Wybiegłam z Sali. Ale jak na złość ten dureń Potter dogonił mnie w połowie korytarza i przycisnął do ściany.
— To jak? Randka, a przy okazji omówimy taktykę?
Że co proszę?
— Chyba na mózg ci padło! Nigdy się z tobą nie umówię!
— Evans, pozwolisz się w końcu komuś pokochać?
Raz pozwoliłam i jaki był efekt końcowy?
— Jak na razie nikogo takiego nie znalazłam. Ze mną nie jest łatwo.
Czułam jego palący oddech na szyi. W głowie mi aż huczało, od tej bliskości, którą w każdej sekundzie zmniejszał.
— W głębi duszy szalejesz za mną.
Zamruczał… Tak zamruczał mi do ucha!
Bezczelny!
— A ty, w marzeniach jesteś Ministrem Magii?
Gdyby tylko nie przyciskał mi rąk do ściany…
Był coraz bliżej. Musiał się schylać bo był wyższy o jakieś 20cm. Nasze usta dzielił zaledwie cal…
Ruda! Zrób coś! Bo on cię zaraz pocałuje!
— Widzę, że znalazłaś już sobie pocieszenie. — Za plecami Pottera stał Erik.
Uratowana! Potter nieznacznie się skrzywił.
Dwóch idiotów w jednym miejscu. Niespotykane.
— Spadaj, Night. Nie widzisz, że jesteśmy zajęci.
— Zajęci?! To ty mnie napastujesz! I z łaski swojej, puść mnie!
— I pozwolić ci się zdać na pastwę tego bażanta?
— Jak moja dziewczyna mówi, żebyś ją puścił, to zrób to!
Stop! Jak dziewczyna?!
— O ile się nie mylę, to zerwałam z tobą dokładnie w tym momencie, kiedy próbowałeś zaciągnąć mnie w krzaki.
— Daj spokój, Lily. Byłem pijany! A poza tym, przecież nie jeden raz byłaś naga w obecności innych!
O czym on mówi?
— Wiesz, przynajmniej ja kogoś widziałam w całej okazałości, a nie jak niektórzy muszą zadowalać się zdjęciami z gazet. — Zatkało? — Potter, puść mnie!
Chłopak jak zaklęty patrzył w moje oczy i w następnej chwili byłam wolna. Wydobyłam różdżkę z szaty i machnęłam nią w stronę tego imbecyla Night’a. Cóż, nawet Potter przy nim wydawał się w porządku. Błysnęło niebieskie światło, a chłopak przeleciał przez cały korytarz i padł nieprzytomny.
— Może to go nauczy, że ze mną się nie zadziera. — Potter cały czas patrzył na mnie w osłupieniu. — Czego? — Warknęłam.
— Niewerbalne. — Wyjąkał. — Jakim cudem? — Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.
Nie odpowiadając, wybiegłam z Sali Wejściowej i skierowałam się ku Zakazanemu Lasu. W połowie błoni musiałam przyspieszyć, bo ten kozioł gonił mnie. Wbiegłam pomiędzy drzewa. Słyszałam za sobą kroki Pottera.
— Evans, przepraszam! Wiem, że wczoraj zachowałem się jak idiota!
Przynajmniej jest tego świadomy.
— Szlaban jutro o 14.00 za łamanie szkolnego regulaminu!
— Evans! Ty też jesteś w lesie!
— Jutro o 14!
Zaśmiałam się cicho. Słyszałam jak Potter klnie. Nie zatrzymałam się. Gdy byłam pewna, że nikt mnie nie widzi zmieniłam się w łanie.
Tak, jestem niezarejestrowanym animagiem. Zostałam nim w czwartej klasie. Na ten temat zaczęła już czytać na pierwszym roku, ale dopiero rok temu zdecydowałam się aby nim zostać. Pierwszy raz przemieniłam się już po czterech miesiącach. Nikt o tym nie wie. Nawet Kurtowi nie powiedziałam.
Stanęłam nad brzegiem jeziora i przeglądnęłam się w tafli wody. Z reguły łanie są brązowe. Ja jednak stanowiłam wyjątek. Moja sierść miała rudy odcień, zupełnie taki sam jak kolor moich włosów. Oczy w kolorze zielonym, a w futerku miałam idealnie białe plamki.
Wbiegłam do lasu i pognałam przed siebie.
Uwielbiałam przemierzać las wzdłuż i wszerz. Rok temu, przemieniałam się prawie każdego dnia i zachwycałam się otaczającą mnie przyrodą, no i sobą.
Dobiegłam do jakiejś polanki. Rozłożyłam się wygodnie w wysokiej trawie. W końcu mogłam spokojnie pomyśleć.
A więc tak: Mam grać w Quidditch’a na pozycji ścigającego. Strata czasu. A moje „umiejętności” ma podszkolić Potter. Skrzywiłam się na tą myśl. Spędzanie z nim wolnego czasu, w ogóle mi nie odpada. Co prawda, umiem latać na miotle i to całkiem dobrze. W drugiej klasie potajemnie brałam szkolną Spadającą Gwiazdę i na niej się uczyłam. Do tej pory nie wiem, co mi odbiło, ale było warto. Przynajmniej teraz nie będę miała problemu.
Po drugie, Dumbledore rzucił na nas zaklęcie. I niby jak mam powiedzieć dziewczyną, że będę znikać kilka razy w tygodniu z Potterem, bo jest moim kapitanem i uczy mnie grać w Quidditch’a? Może jakiś rysunek? Mam nadzieję, że czary tego nie obejmują.
Jest jeszcze problem tego inwalidy, Pottera. Nie żebym się nim przejmowała, ale robi się nachalny. To dopiero pierwszy dzień szkoły, a on już mnie przyciska do ściany! A gdy rzucam zaklęcie niewerbalne, patrzy na mnie jakbym spadla z nieba. A na fałszywe wyznanie Night’a, ma minę, jakby mu wierzył. Potterem nie będę się przejmować. I w dodatku ta wizja z jego udziałem! Muszę go jakoś ostrzec, ale nie mam pojęcia jak. Pozwolić wsiąść mu na miotłę podczas meczu i liczyć na cud, bo może uda mi się go uratować, to czyste szaleństwo. Ale czy ja nie jestem szalona?
Muszę podjąć decyzję w sprawie moich wizji. Nie chcę dalej okłamywać dziewczyn, ale boję się wyznać im prawdę. Co one sobie o mnie pomyślą? Niby taka wielka przyjaciółka, a drobnym sekretem nie chce się z nimi podzielić. Z drugiej strony, zawsze mnie wspierały i nigdy nie odwróciły się ode mnie.
O co chodziło Erikowi, mówiąc: „Przecież nie jeden raz byłaś naga w obecności innych.”? Myśli, że przez mój wybuchowy charakter puszczam się na prawo i lewo?! Co on z choinki się urwał? Myśli, że może tak do mnie mówić? Niedoczekanie.
Koło mnie przebiegło stado centaurów i z przerażeniem stwierdziłam, że zaczyna się ściemniać. Po dziesięciu minutach wybiegłam z lasu, zmieniłam się w człowiek i przemierzałam błonia. W końcu dotarłam do zamku. Większość uczniów jadło kolację.
Dziewczyn i Huncwotów nie było. Usiadłam koło czterech Gryffonów z roku. Co prawda nie za dobrze się z nimi znałam, ale wolałam ich towarzystwo niż siedzącej dalej Monie, która głośno zastanawiała się, czy Potter zaprosi ją na randkę. Żal mi jej. Biedaczka, łudzi się, że on coś do niej czuje. Prawda ją jednak zaboli, bo on nie chce związku na stałe.
— Cześć.
— Lily? Czy coś się stało?
— Czy musi się coś wydarzyć, żebym zjadła z wami kolację?
Usiadłam koło bruneta o imieniu Dan. Obok niego siedział Zack, który był zielonookim blondynem. Naprzeciwko mnie — szarooki Derek, który był z nich wszystkich najprzystojniejszy i Mark, o karnacji mulata. Szybko pogrążyliśmy się w rozmowie. Zrobiłam sobie kanapki z twarogiem, ogórkiem i papryką. Kończyłam jeść swoją porcję, kiedy podeszła, a raczej podeszły do nas cztery plastikowe blondynki z dormitorium obok.
— Broke i Wood w końcu zrozumiały, żeby nie pokazywać się z tobą w miejscach publicznych?    
— A ty w końcu zrozumiałaś, że Potter nigdy się z tobą nie umówi?
— Łączy nas coś wyjątkowego!
— Jasne, zamiłowanie do jego szczoty na głowie?
— Jakbyś nie wiedziała, to wczoraj świetnie się razem bawiliśmy. I gdyby nie to, że musiałam posprzątać ten cały bałagan, bo przyszła McGonagall…
— Nie rozśmieszaj mnie! Ty nawet nie potrafisz transmutować torebki herbaty!
— Nie wierze! Wojna kotów! — Rozległ się za moimi plecami głos Syriusza.
— James! Och, Jamesik! — Musiałam użyć całej siły, aby nie wybuchnąć śmiechem —  Powiedz jej, — Tu wskazała swoim kilometrowym tipsem na mnie — że to ja wczoraj nas uratowałam!
Ale Potter jej nie słuchał. Jak zaklęty patrzył w moją stronę.
Wydłubię mu kiedyś te gały!
— Kochanie, powiedz jej, że jestem dla ciebie ważna.
Cisza.
— No mów!
Do Pottera chyba dopiero dotarło, że ktoś do niego mówi.
— Co? —Spytał mrugając oczami.
Syriusz wyglądał, jakby miał położyć się na podłodze i zacząć się śmiać. W tym momencie najchętniej bym do niego dołączyła. Jul i Quin włożyły pięści do ust, a Remus z Peterem zakrywali usta rękoma. Spojrzałam na Monie, która była cała czerwona, czego nawet trzy kilogramy tapety nie potrafiło zatuszować.
Nie wytrzymałam. Zaczęłam śmiać się tak bardzo, że spadłam z ławki, przez co śmiałam się jeszcze bardziej. Monie wybiegła z płaczem z Sali. Syriusz usiadł koło mnie, oparł głowę o moje ramię, a na jego ciele zaczęły występować drgawki. Tylko ten goryl, patrzył się na nas z w lekkim zakłopotaniu, ale widząc nas zataczających się na ziemi, parsknął śmiechem. Po pięciu minutach opanowaliśmy się na tyle, że udało nam się usiąść na ławce.
— Evans, nie bądź taka! Odwołaj ten szlaban.
— W twoich marzeniach! Jutro o 14.00. Tylko się nie spóźnij, bo mam już plany na wieczór.
— Ale mam jutro szlaban u Sprout, a za 20 minut u Dumbledore’a.
— Trzeba było pomyśleć, zanim wszedłeś do Zakazanego Lasu.
— Pani prefekt, wcale nie była lepsza.
— Gdybyś mnie nie gonił, to bym się tam nie chowała.
— Gdybyś nie rzucała niewerbalnych, to bym cię nie gonił.
— Gdybyś mnie nie przycisnął do ściany, nie spotkałabym Night’a.
Dziewczyny złapały za popcorn i przyglądały się tej scenie z zaciekawieniem.
— Gdybyś się ze mną umówiła, ten pajac przestałby cię nękać.
— Gdybyś nie był takim nadętym idiotą, nasze losy potoczyłyby się całkiem inaczej.
— Ha! Czyli mnie kochasz!
Przejechałam otwartą dłonią po twarzy. Odwróciłam się w stronę Syriusza.
— Wytłumaczysz mu to?
— Podoba mi się sposób w jaki go kompromitujesz.
Popatrzyłam  z powrotem na Pottera.
— Gdybyś nie wyżywał się na słabszych…
— Smark to tylko rozrywka.
— …I mierzwił tej łasicy na głowie…
— One nadają mi uroku.
— Nie uważał się za ósmy cud świata…
— Hej! — Tym razem Syriusz mi przerwał. — To mi przypada to miejsce!
— Przepraszam. DZIEWIĄTY cud świata. Nie myślał, że jako jedyny potrafisz grać w Quidditch’a i jesteś jego championem…
— Ale to jest prawda! Lepszego szukającego nigdy nie było!
— Nie zapraszał mnie na każdym kroku na randki…
— Umówisz się ze mną? — Wyszczerzył się po Huncwocku.
— I chociaż dobrze znasz odpowiedź na to pytanie dalej je zadajesz.
— Zawsze możesz zmienić zdanie.
— Zmieniasz dziewczyny jak rękawiczki…
— I tu cię boli! Evans jest zazdrosna!
— I gdybyś na każdym kroku nie robił z siebie głupka, jak teraz na przykład, moglibyśmy być…
— Parą!
— PRZYJACIÓŁMI. Ale jeżeli tak bardzo nie chcesz…
Wzięłam do ręki puchar z sokiem dyniowym i wylałam całą zawartość na Pottera.
— Evans!
— Przepraszam. Nie trafiłam sobie do ust. Całuski.
Chichocząc pod nosem opuściłam Wielką Salę.
Po dziesięciu minutach byłam w swoim dormitorium. Dochodziła dopiero dwudziesta, a byłam wykończona. To wszystko przez to bieganie po Zakazanym Lesie. Wyciągnęłam z szafy brzoskwiniową koszulę nocną i weszłam do łazienki. Po długiej kąpieli z bąbelkami, niechętnie wyszłam z wanny. Wysuszyłam włosy różdżką, włożyłam piżamę i opuściłam pomieszczenie. Wskoczyłam na łóżko i zasłoniłam kotary. Po około dziesięciu minutach do pokoju weszły dziewczyny.
— Martwię się o Lily. — Usłyszałam głos Jul.
— Ja też. Coś przed nami ukrywa.
Oczywiście, że ukrywam! Jestem animagiem i mam wizje!
— W dodatku zniknęła na całe popołudnie.
— Wczoraj prawie zemdlała, jak James ją dotknął.
— Dobrze, że Remus powiedział nam, o co chodziło Dumbledore’owi.
— Ta, najwięcej zrozumiałam, kiedy się nagle zacinał i nie mógł wydusić z siebie słowa.
— Ale musisz przyznać, że wyglądał zabawnie.
Po tej wymianie zdań, dziewczyny stoczyły krótką walką: Która pierwsza pójdzie do łazienki.
A ja znowu pogrążyłam się w myślach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz