Jak ja to wszystko pomieszczę w szafie?! Po co wzięłam
prawie wszystkie ubrania!? Szkoda, że nie mogę…
Jaka ze mnie idiotka!
Walnęłam się ręką w głowę.
Przecież jestem czarownicą! Zaklęcie rozszerzające!
Wyciągnęła różdżkę z szaty i machnęłam nią w stronę mebla.
— Expandir!*
Zaczęłam wieszać ubrania na wieszakach. Na dole
ustawiłam buty, a na górnej półce całą resztę. Do szafki nocnej schowałam
lakiery do paznokci, które bez mojej pomocy by się tam nie zmieściły, a na
półce w łazience, na którą także byłam zmuszona rzucić zaklęcie, moje
kosmetyki. Zajęło mi to dobre cztery godziny. Cały czas ignorowałam muzykę
dochodzącą z dołu. Popatrzyłam na zegarek. Dochodziła cisza nocna. Z nudów
poszłam do Pokoju Wspólnego. To co tam zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze
oczekiwania.
Wszystkie meble zostały odsunięte, barykadując
przejście pod portretem. Na parkiecie tańczyło wiele par, a DJ-em był Peter. Pod
kominkiem stał bar, który obsługiwał Remus. Przy oknie stała beczka z mugolskim
piwem, do której przymocowana była rurka, z której pił, stojąc na rękach,
Syriusz. Na Potterze wisiała Monie, kompletna idiotka z naszego roku, której
szczerze nienawidziłam. Cóż, oboje są siebie warci. Jul siedziała na kolanach
komentatora meczów — Cykora, a Quin dopingowała Syriusza.
Miałam już przystawiać różdżkę do gardła i
wypowiedzieć zaklęcie wzmacniające głos, kiedy ktoś złapał mnie za rękę i
przyciągnął do siebie. Był to Mick Olson, ścigający naszej drużyny i nieziemsko
przystojny brunet z czekoladowymi oczami, chodzący do siódmej klasy.
Rozmawialiśmy, tańcząc do szybkich kawałków. A raczej:
to on cały czas nawijał, a ja odpowiadałam półsłówkami.
Gdybym teraz przerwała imprezę, połowa Gryffonów by
mnie znienawidziła. Z drugiej strony, jeżeli jej nie przerwie, wpadnie tu
McGonagall i dostaniemy opieprz. A mi się dostanie najbardziej, bo jestem
prefektem. A po całej szkole rozniesie się, że Lily Evans to nieodpowiedzialna
gówniara, której Dumbledore zupełnie przez przypadek dał to wyróżnienie. Ale
równie dobrze mogą mówić, że poważna pani prefekt nie potrafi się bawić i
wyżywa się na innych.
Od kiedy przejmuję się tym, co pomyślą o mnie ludzie?!
Moje dalsze rozmyślania przerwał Mick, który dotknął
blizny na mojej ręce.
Zostałam wciągnięta w jego wspomnienia. Zobaczyłam, że
chłopaka wychowują dziadkowie, bo rodzice są alkoholikami i został im zabrany w
wieku czterech lat. Tak jak ja pochodzi z rodziny mugoli, a o Hogwarcie
dowiedział się dopiero, jak dostał list. Był bardzo chorowitym dzieckiem i
często leżał w szpitalu. Nie miał za wielu przyjaciół w mugolskim świecie.
Dopiero tutaj poczuł się jak w domu. I gdy myślałam, ze to wszystko się
skończy, zobaczyłam coś jeszcze. A raczej, poczułam. W jednej sekundzie zrobiło
mi się bardzo gorąca, a w następnej
zimno. Potem jak grom z nieba, jego emocje wypełniły mnie. Czułam, że
jest on szczęśliwy bo z nim rozmawiam i poświęcam mu czas. Zmartwiony, bo moje
oczy pusto się w niego wpatrywały i smutny bo zaczynam wyrywać się z jego
objęć.
Nie patrząc na nikogo i nie myśląc o imprezie,
pobiegłam do swojego dormitorium. Oparłam się o ścianę i ciężko dysząc osunęłam
się po niej.
Mam drugi dar. Czuję ludzkie emocje i widzę ich
przeszłość. Co prawda doświadczyłam czegoś podobnego, gdy Quin dotknęła szramy,
ale tym razem było całkiem inaczej. Wtedy czułam emocje towarzyszące jej,
podczas różnych przeżyć. Przeczesałam ręką włosy. Dumbledore pewnie by
wiedział, dlaczego otrzymałam kolejny dar. Już miałam iść do jego gabinetu,
kiedy na dole rozległ się krzyk opiekunki domu.
— DO ŁÓŻEK!!!
Uchyliłam drzwi, żeby lepiej słyszeć.
Rozległy się głośne jęki i prośby.
— JUŻ! — A po chwili ciszy ryknęła — MAŁO
WAM SZLABAN U DYREKTORA?!!! JEŻELI ZARAZ NIE BĘDZIE TU POŻĄDKU I NIE
ODBLOKUJECIE WEJŚCIA, BĘDZIECIE UZIEMIENI PRZEZ MIESIĄC!!!
— No pięknie, czemu to ja zawsze mam ratować im tyłki.
Zeszłam po spiralnych schodach i machnęłam różdżką.
Zaklęcia niewerbalne miałam już opanowane do perfekcji, czym raczej się nie chwaliłam.
Znikł bar i beczka piwa, puste butelki i śmiecie,
stanowisko DJ-a, a na koniec meble znalazły się na swoich miejscach.
Schowałam szybko różdżkę.
— Nie mam pojęcia, o co pani profesor się drze.
Przecież tu panuje cisza i porządek. — Powiedział Syriusz, który był w lekkim
szoku.
— Ale… ale… — Ha! Pierwszy raz widziałam McGonagall
jak nie wie co powiedzieć. — Dlaczego zabarykadowaliście przejście!?
— Chcieliśmy przyłapać skrzaty domowe. — Odparł
bezmyślnie Peter, wywołując śmiech.
McGonagall ściągnęła usta w wąska kreskę, a po chwili
warknęła:
— Spać!
I opuściła Pokój Wspólny.
Potter ukląkł na podłodze i złożył ręce.
— Dziękuję siło z góry, że nas wybawiłaś!
Uczniowie zaśmiali się głośno, a chichot Syriusza,
który przypominał szczekanie psa, było słychać najbardziej.
A ja nie mogąc dłużej patrzeć na tego błazna Pottera,
skierowałam się ku pokojowi. Wyciągnęłam krótką, jedwabną koszulę nocną na
szelki z koronkowym wykończeniem i weszłam do łazienki. Nalałam do wanny
gorącej wody, wsypałam kolorową sól i zanurzyłam się w wodzie.
Jak wyszłam, osuszyłam włosy różdżką i z przerażeniem
stwierdziłam, że tusz do rzęs, o którym kompletnie zapomniałam, spływa po mojej
twarzy. Pozbyłam się go momentalnie i opuściłam pomieszczenie.
Chciałam rzucić się na łóżko, kiedy z przerażeniem
stwierdziłam, że leży w nim Syriusz.
— Ruda! Jesteś wielka! Gdyby nie ty… Łał.
Cholera! Dlaczego nie wzięłam ze sobą szlafroka?!
— Chłopaki, lepiej wyjdźcie. I to szybko… — Zaczęła
Jul, ale było już za późno.
Przybrałam najbardziej spokojny głos, na jaki było
mnie w tym momencie stać.
— Co wy tu robicie?
— Chcieliśmy podziękować ci, za uratowanie naszych
tyłków.
— A skąd wam przyszedł do głowy taki idiotyczny pomysł,
że to ja?
Niepewnie popatrzyli po sobie.
— Widziałem jak chowasz różdżkę. — Odparł
najzwyczajniej w świecie Remus.
— A jak się tutaj dostaliście?
— Tajemnica Huncwotów. — Odparł Potter, mierzwiąc
włosy i szczerząc zęby.
— Jak to wszystko sprzątnęłaś?
— Tajemnica Lily Evans.
— Czyli to jednak ty! — Zawołał Syriusz, odsłaniając
wszystkie ząbki. — Ha! Wiedziałem, że to moja siostrzyczka nas uratowała!
Wzniosłam oczy do góry
— To jak, Evans, umówisz się ze mną?
Miałam zacząć się na niego wydzierać, kiedy złapał
mnie za rękę, konkretnie za bliznę, a moją czaszkę przeszył ostry ból. Upadłam
na ziemię. Poza przeszłością tego imbecyla: szczęśliwe dzieciństwo,
wychowywanie się w dostatku i rozpieszczaniem go na każdym kroku; emocji:
wstydził się tego, co powiedział mi na peronie, strachu bo upadłam i radości bo
w końcu mnie zobaczył po dwumiesięcznej „rozłące”, zobaczyłam, jak Potter spada
z miotły na najbliższym meczu Quidditch’a.
Trzeci dar? Nie za dużo?
Trwało to wszystko zaledwie kilka sekund. Gdy
otworzyłam oczy, wszyscy patrzyli się na mnie z przerażeniem.
— Lily! Nic ci nie jest?!
— Zakręciło mi się w głowie. Idźcie już.
— Jesteś pewna, że…
— Wynocha!! Albo będziecie mieć szlaban przez
najbliższy tydzień!!
Huncwoci niepewnie popatrzyli po sobie i wyszli z
pokoju, a ja położyłam się na łóżku i już miałam zasłonić kotary, kiedy
zobaczyłam zatroskane spojrzenia przyjaciółek.
— Naprawdę nic mi nie jest. Jestem zmęczona.
Długo nie mogłam zasnąć. Cały czas miałam przed
oczami, spadającego Pottera,
roztrzaskującego się o ziemię.
v
Nazajutrz obudziłam się jako pierwsza. Zegarek leżący
na nocnej szafce wskazywał 6:30. Cichutko zwlokłam się z łóżka. Z szafy
wyciągnęłam mundurek i weszłam do łazienki. Szybko umyłam się, nałożyłam pod
oczy korektor, włosy wysuszyłam różdżką, ubrałam się i wyszłam z pomieszczenia.
Pora zabrać się za budzenie dziewczyn.
Zatarłam ręce.
Najpierw obudziłam Quin, szepcząc jej do ucha:
Czekolada! Pomimo, że dziewczyna jadła za pięciu, miała figurę modelki.
Następnie podeszłam do Jul, która cichutko mówiła przez sen: „John, ta śliwka
chce nas zjeść!”. Zachichotałam i zaczęłam ją szturchać, na co w odpowiedzi
głośno zachrapała.
Tak się bawimy?
— Jul! Wstawaj! Cykor zabiera ciebie na śniadanie!
Efekt był
natychmiastowy. Szatynka zaplątała się w kołdrę i z krzykiem: „Złapał mnie”,
spadła na podłogę. Wygramoliła się z pościeli i pierwsze co powiedziała to:
— W co ja się ubiorę?!
W odpowiedzi rzuciłam jej mundurek i wyszłam z pokoju.
Szłam korytarzami zamku, kierując się na piąte piętro.
Nie spotkałam prawie nikogo, bo większość uczniów dopiero wstawała. Była 7
rano.
Cały czas miałam w głowie zdarzenia wczorajszego dnia.
Muszę przyznać, że Huncwoci ułożyli całkiem fajne rymy, ale oczywiście, tego im
nie powiem.
Doszłam do kamiennej himedry, strzegącej wejścia do
gabinetu dyrektora. Hasło. Jakie ono będzie? Znając Dumbledore’a, to pewnie
jakieś jego przysmaki.
— Miętowe dropsy, kandyzowane ananasy, pieprzowe
diabełki, blok czekoladowy, musy-świrusy, — po pięciu minutach wyliczani
straciłam nadzieję i zaczęłam oddalać się od tego miejsca.
Gdy dochodziłam do końca korytarza, usłyszałam ciche
kliknięcie. Odwróciłam się w tamtą stronę, a w moją stronę zmierzał dyrektor.
— Panna Evans!
— Dzień dobry. Panie profesorze, chodzi o bliznę.
Popatrzył się na mnie znad okularów-połówek i wskazał
w stronę gabinetu. Posłusznie ruszyłam za nim.
— Waniliowa błogość.
Weszliśmy do jego gabinetu. Zajęłam krzesło, a
Dumbledore usiadł za biurkiem.
Opowiedziałam mu o tym jak dotknął mnie Mick i
otrzymałam drugi dar oraz jak Potter niechcąco złapał mnie za szramę i
zobaczyłam wypadek z nim w roli głównej. Pominęłam fakt, że Huncwoci byli w naszym pokoju. Gdy
skończyłam, przez chwilę przyglądał mi się badawczo.
— Czy w ciągu wakacji dotykał ktoś blizny?
— Nie. Unikałam dotyku ludzi.
— Czy czułaś, jakbyś to ty spadała?
— Raczej byłam widzem. Ma pan jakąś teorię?
— Cóż, z panem Potterem, łączą cię bliższe kontakty.
— Ja bym tego tak nie nazwała.
— Przyjaźnicie się od pięciu lat, — Udało mi się
powstrzymać prychnięcie — a dla Jamesa jesteś kimś ważnym. — Posłałam mu spojrzenie:
Czy ty naprawdę mówisz do mnie? — A ty, w głębi serca lubisz go takiego jakim
jest. — Co proszę? — Pomimo, że ciągle się kłócicie i dokuczacie sobie nawzajem,
— Phi! Też odkrycie! — łączy was więź, —
Żartujesz sobie? — dzięki której
zobaczyłaś grożące mu niebezpieczeństwo. — Hm… Coś w tym jest. — Poczułaś
emocje Mick’a, bo miały one związek z tobą. — Niestety. Ale on jest taki
przystojny… — Rodzaj wizji ma związek z twoim podejściem do danej osoby. Jeżeli
będziesz ją bardzo dobrze znała, jak w przypadku Jamesa, nie wykluczone, że
twoje zdolności jeszcze bardziej się rozwiną. — Tylko nie to! — Przypuszczam,
że jak szramy dotknie obca ci osoba, nic nie zobaczysz bądź poczujesz. Ani
zagrożenia życia, ani jego emocji, ani całej
przeszłości. Oczywiście, są to tylko moje domysły. Czy powiedziałaś komukolwiek
o wizjach?
— Mojemu mugolskiemu przyjacielowi. Gdy wracałam
pociągiem w pierwszej klasie do domu, wspomniałam Jul i Quin, że Limone rzucił
na mnie tą klątwę, ale o wizjonerstwie im nie wspomniałam.
— Rozumiem twoją niepewność, ale możesz powiedzieć
swoim przyjaciółką. Z pewnością zauważyły, że przez cztery lata coś przed nimi
ukrywasz. Jeżeli uznasz, że Huncwoci — Tak, nie mylicie się. Dyrektor tak ich
nazwał. — są godni zaufania, możesz powierzyć im tą tajemnicę. A teraz zejdźmy
na śniadanie, bo nasze żołądki domagają się pokarmu.
I jak na komendę w moim brzuchu zaburczało.
v
Gdy przyszłam na śniadanie, była już na nim większość
uczniów. Usiadłam obok Quin i nałożyłam sobie na talerz chrupek kukurydzianych,
które zalałam kakałem. Mniam! Po posiłku podeszła do nas McGonagall i wręczyła
plany zajęć. Cóż, przynajmniej dzisiejsze, czyli piątkowe, zajęcia były w miarę
normalne. Na dwóch pierwszych lekcjach miałam eliksiry z Puchonami. TAK! W
końcu! Przez cztery lata męczyłam się z tymi półgłówkami ze Slytherinu. Później
dwie godziny zielarstwa ze — O zgrozo! — Ślizgonami! — Dlaczego? Pytam się
dlaczego? Już wolałam z nimi eliksiry! A na piątej lekcji była Historia Magii.
No, przynajmniej na ostatniej lekcji będę mogła sobie troszkę pospać.
Razem z dziewczynami poszłam po książki do
dormitorium, a później biegiem do lochów. Do klasy dobiegłyśmy w ostatniej
chwili. Zajęłyśmy jedyną wolną ławkę przed Huncwotami. Nikt nigdy nie chciał
przed nimi siedzieć. Nie dziwie się. W głupim zwyczaju mieli wyprobowywanie
swoich nieudanych eliksirów na osobach siedzących przed nimi.
— Dzień dobry. Witam po wakacjach. Mam nadzieję, że
odpoczęliście dostatecznie, bo w tym roku czekają was Sumy. Do klasy Owutemowej
przyjmuję tylko tych co dostaną przynajmniej Powyżej Oczekiwań, więc radzę wam
się przyłożyć. Dzisiaj zajmiemy się Eliksirem Skurczającym. Kto nam powie coś o
nim? Panna Evans?
— Jest to eliksir, który powoduje kurczenie się ludzi
i zwierząt. Do jego uwarzenia potrzebne są: korzonki stokrotek, figi,
dżdżownica, śledziona szczura i sok z pijawek.
— Doskonale! Pięć punktów dla Gryffindoru. Ważyliśmy
ten eliksir w trzeciej klasie. Teraz proszę was o to, abyście korzystając z
tych składników i innych, które będziecie mogli sami sobie wybrać, uwarzyli
taki sam eliksir, tylko o mocniejszym działaniu. Do dzieła!
Uwielbiam eliksiry!
Nie otworzyłam nawet podręcznika, tam gdzie były
działania różnych ingrediencji. Niby po co? Kiedy znalazłam w zakazanej
bibliotece księgę o zastępczych lub mocniej działających składnikach,
przestałam polegać na szkolnych podręcznikach i tworzyłam własne przepisy.
Efekt końcowy: Slughorn rozpływał się nad moimi wywarami, za każdy razem
przyznając nam punkty, a czasem nawet zwalniał z pisania pracy domowej.
Nalałam wodę do kociołka, rozpaliłam ogień i zabrałam
się za równe krojenie korzonków paprotki., co zajęło mi 20 minut. Wrzuciłam je
do gotującej się wody i zamieszałam trzy razy w prawo, dwa razy w lewo i ćwierć
raza w prawo. Wywar przybrał barwę blado brązową. Zamiast figi użyłam owoc
granatu. Obrałam go dokładnie ze skórki i pokroiłam w grubą kostkę. Dodałam do
eliksiru i zamieszałam osiem razy w lewo i raz w prawo. Wywar zrobił się
różowy. Pokroiłam także dżdżownicę i
wrzuciłam do kociołka, którego zawartość zabulgotała. Zamiast śledziony szczura
wzięłam ususzony mózg żaby. Fu! Utarłam go dokładnie i dodałam do eliksiru, który
zmienił barwę na bursztynową. Z kociołka zaczęła unosić się biała mgiełka, a
Slughorn, który przechodził obok mnie zaklaskał z wrażenia.
— Brawo|! Brawo! Jeszcze nie skończony, a już widzę,
że rewelacyjny! Lily, jesteś urodzoną mistrzynią eliksirów! Powinnaś znajdować
się w moim Domu.
— Dziękuję, panie profesorze, ale nie wydaje mi się.
Zamiast soku z pijawek dodałam jadu węża, a wywar
zrobił się bladozłoty. Na koniec zamieszałam raz w lewo i zostawiłam go, aby
się uwarzył.
Dopiero teraz spojrzałam na poczynania moich
przyjaciółek. Quin miała w kociołku smolistą maź, a Jul jedno wielkie błoto. Z
kim ja pracuję! Do końca lekcji zostało jeszcze 30 minut. Widząc błagalne
spojrzenie Quin, dolałam do jej smaru wody, rozrzedzając go. Następnie wsypałam
dwie szczypty drobno posiekanych goździków i zamieszałam. Wrzuciłam
sproszkowany pazur smoka i róg jednorożca, zostawiając eliksir aby się uwarzył.
Do kociołka Jul także dolałam wody i wrzuciłam kawałek kła słonia i śledzionę
szczura. Wywar zabulgotał i stał się niebieski. Minutę przed zakończeniem
pracy, wrzuciłam liść laurowy, przez co mój eliksir tworzył w powietrzu
kolorową mgiełkę.
— Czas się skończył! Proszę nalać do kolb próbki
waszych eliksirów i przynieść na biurko.
Właśnie wracałam do swojego stanowiska, kiedy rozległ
się wybuch, a z kociołka Night’a wylała się czarna maź. W ostatniej chwili
udało mi się zanurkować pod stolikiem, przez co nie oberwałam tym świństwem.
— Proszę ustawić się w kolejce po antidotum! —
Usłyszałam głos Slughorna i jak na komendę, cała klasa stanęła w rządku. — Na
zadanie domowe opiszcie wszystkie składniki, które użyliście ze szczególnym
uwzględnieniem ich właściwości.
Na zielarstwo przyszliśmy lekko spóźnieni. Profesor
Sprout, zaczęła od monologu na temat Sum, po czym zajęliśmy się wydobywaniem
owoców z rosiczek.
Huncwoci nie byliby sobą, gdyby nie rzucili na nie
zaklęcia powiększającego i zrzucili prosto na głowę Snape’a. Głowa Smarka
został pogryziona przez roślinę i zwiększyła się dwukrotnie. Zarobili za to
szlaban.
Na Historii Magii profesor Bins jak zwykle przynudzał
i po pięciu minutach wyłączyłam się ze słuchania. Potter z Syriuszem malowali
ściany na różowo, a Remus z Peterem kibicowali im.
Na koniec lekcji profesor podał nam temat wypracowania.
Do wieży wróciłam sama, bo dziewczyny miały teraz
wróżbiarstwo, na które ja się nie zapisałam.
Rozłożyłam książki na łóżku i zabrałam się za pisanie
wypracowania dla Slughorna,, co zajęło mi 20 minut. Kończyłam pisać zadanie z
Historii Magii, kiedy do pomieszczenia wpadły dziewczyny.
— Uwierzysz?! Ten stary świrus, Smitch, kazał napisać
nam esej na temat: Wróżba w moim śnie! Zwariował!
— Ciesz się, że nie chodzisz na zajęcia do tego
psychola! Wróżyliśmy z klepsydr i gdy pochylił się nad Quin, powiedział, że w
siódmej klasie zajdzie w ciąże i urodzi bliźniaki!
— Gratuluję! — Jednym susłem doskoczyłam do
przyjaciółki. — Kto będzie tym szczęśliwcem?
— Nie uwierzysz! Syriusz!
— Ohh! Jakie to słodkie! Małe Syriuszątka i Quiniątka!
— Ha, ha. Bardzo śmieszne. Od razu świniątka. — Mruknęła
sarkastycznie Quin.
— Chcę być matką chrzestną!
— W parze z Jamesem? Załatwione!
— Jul! Jak możesz się śmiać! Przecież to wcale nie
jest śmieszne.
— Oczywiście, że jest!
— Ja ci dam… — I nagle mnie oświeciło — Obiad za 10
minut!
Zdyszane wbiegłyśmy do Wielkiej Sali (Jul uparła się,
że musi zmienić ubranie). Większość uczniów już siedziała przy stołach.
Zajęłyśmy swoje miejsca i nałożyłyśmy sobie na talerze kotlety schabowe, ziemniaki
i surówkę.
— To kiedy robimy babski wieczór?
Quin uśmiechnęła się szeroko, a z pomiędzy jej zębów
wystawała kapusta pekińska. Jul parsknęła śmiechem, widząc blondynkę, a ja
zakrztusiłam się sokiem dyniowym, który akurat popijałam.
— Jutro w nocy!
W ty momencie do Sali weszli Huncwoci i usiedli koło
nas.
— Może kotleta, Łapo?
— Z przyjemnością, Rogaczu.
— A ty Glizdku, na co się zdecydujesz?
— Ziemniaczki, Luniaczku.
Popatrzyłyśmy na nich jak na skończonych idiotów i
wybuchnęłyśmy niepohamowanym śmiechem.
W tym momencie powstał Dumbledore.
— Kapitanie drużyn Quidditch’a i prefekci, proszeni są
o zostanie na Wielkiej Sali po obiedzie.
*
*Expandir-
zaklęcie rozszerzające. Wyraz expandir pochodzi z języka hiszpańskiego i
oznacza rozszerzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz