niedziela, 30 września 2012

20. Gossip Girl.

Zapadałam się coraz niżej i niżej w kłębiącą się, gęstą mgłę. Nie mogłam otworzyć oczu, a mimo to wiedziałam, że dookoła otacza mnie ciemność, a nad głową mam taflę wody. Czy ja tonęłam? Z pewnością nie. Z trudem mogłam oddychać. Serce ledwo kołatało się w piersi, a mimo to, jego bicie sprawiało potworny ból. Czy ja umieram? Jeszcze raz nie. Poczułam, jak moje mięśnie tnie niewidzialny nóż i zaczyna z nich tryskać krew. Iluzja? Kto wie… Być może. Ale ten ból był tak prawdziwy…
Otaczająca mnie mgła zaczęła się formować w złowrogie kształty. Biały dym utworzył twarz tak przeraźliwą, że na sam jej widok chciało mi się krzyczeć i wzywać pomocy. Próbowałam wzywać pomocy, lecz z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Ów twarz, zamiast nosa miała dwie szparki jak u węża, zapadnięte policzki i oczy, które nagle zaświeciły szkarłatem…
Był to Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.
Złowrogie kształty materializowały się koło niego. Ubrane były w czarne peleryny, a na głowach miały kaptury i maski.
Śmierciorzercy.
Niebezpiecznie zbliżali się do mnie. Odległość dzieląca nas, malała z każdą sekundą. Moje ciało nadal było nieruchome. Chciałam uciekać, chwycić różdżkę i się ratować… Niestety, moje kończyny odmówiły posłuszeństwa. Nie mogłam nic zrobić. Dzieliło nas już zaledwie dwie stopy…
— Lily! Lily!
Z nad tafli wody dobiegł mnie stłumiany głos. Do kogo należał? Był znajomy, a równocześnie obcy. Smutny, lecz można w nim było usłyszeć nutkę rozbawienia.
— Lily, obudź się!
Zaczęłam unosić się w powietrzu, a zakapturzone postacie, próbowały sprowadzić mnie zpowrotem na ziemię. Nie miałam kontroli nad swoim ciałem. Samo unosiło się w górę, a straszne kształty przeistaczały się w kolorowe motyle, pomiędzy którymi siedział w hamaku uśmiechnięty Kurt. Chciałam zostać z nim i cieszyć się beztroskim życiem. Usiąść koło niego i porozmawiać o wszystkim i o niczym, jak to mieliśmy w zwyczaju. Ten głos był jak natrętna mucha. Nie mogłam się go pozbyć.
— Lily! Proszę!
Zostawiłam przyjaciela i unosiłam się coraz wyżej.
— Dziewczyny mdleją od moich pocałunków!
Moja  głowa przebiła taflę i odzyskałam pełną świadomość.
— Jesteś jeszcze piękniejsza jak mdlejesz, kochanie.
— Potter? — Zapytałam słabym głosem.
W głowie cały czas mi się kręciło. Obraz przed oczami rozmazywał się i z trudem zarejestrowałam, że Rogacz pochyla się nade mną z troską widniejącą w jego oczach.
— Ciii, skarbie. Odpocznij.
Pocałował mnie w czoło.
— Mogę spać sama?
— Jak sobie życzysz, księżniczko.
Przykrył mnie pierzyną i jeszcze raz pocałował w czoło, a ja pogrążyłam się we śnie.
u
— Zabiję Pottera! Uduszę, wypatroszę, a na koniec wystawię na poniżenie publiczne!
— Ana, weź się uspokój, bo jak robisz się czerwona, to zaczynam się ciebie bać. — W głosie Jul słychać było strach.
— Ten pieprzony goryl prawie zaciągnął mnie do łóżka!
— Taa… — Mruknęła Quin. — Raczej to ty zaciągnęłaś go do sypialni.
Posłałam jej mordercze spojrzenie, na którego widok, dziewczyna cofnęła się o krok.
Siedziałyśmy w naszym dormitorium, doprowadzonym do stanu użytecznego (czego nie można powiedzieć o Pokoju Wspólnym). Dochodziła godzina 14.00, a po kacu i ogólnym brudzie nie było śladu.
— Ten strachliwy gnojek, gdy tylko zobaczył, że się obudziłam, zwiał gdzie pieprz rośnie! Aż się za nim kurzyło!
— Nie dziwię mu się. — Prychnęła Quin.
— Lily, oddychaj. Policz powoli do dziesięciu.
Wzięłam głęboki wdech. Wydech. Wdech. Wydech. Zaczęłam powoli odliczać. Raz, dwa, trzy…
— To nie pomaga!
— Lily, ty się wnerwiasz, a tak naprawdę do niczego nie doszło. Popatrz na mnie: Wzięłam ślub ze szkolnym Casanovą, który wziął mnie na ręce i wchodząc do twojej szafy krzyknął, że przekraczamy próg naszego nowego domu.
— Ja spałam z Remusem i Peterem w hamaku w Pokoju Wspólnym, a jakiś drugoroczniak krzyczał: Trójkącik!
— A ja pół nocy spędziłam na obściskiwaniu się z moim wrogiem nr 1. Któraś mnie przebije? — Dziewczyny zamilkły. — Tak myślałam.
Nagle z dołu dobiegły nas krzyki McGonagall (pseudonim bojowy Psychiczna).
— Oto moja szansa!
— Lily co ty…?
Nie czekając na dokończenie zdania przez Quin, zbiegłam na dół. Na środku stała wkurzona psorka. Dekoracje nie znikły.
— Jak wy śmiecie! Jeszcze nikt nie przyniósł Gryffindorowi takiej hańby! NIKT!!! Urządziliście sobie z Pokoju Wspólnego jakiś burdel!! Gdzie byli prefekci!!? PANNO EVANS!!!!
Podbiegłam skruszona do McGonagall.
— Pani profesor. — Zaczęłam udawać, że łkać i nawet z moich oczu popłynęły łzy. Kątem oka zobaczyłam Huncwotów. — Nawet pani sobie nie wyobraża, co działo się tu w nocy.
Syriusz przewidując co planuję zrobić, podbiegł do nas. Dopiero teraz zauważyłam, że panuje grobowa cisza.
— Niech pani jej nie słucha. Ona była pijana i…
— Jak śmiesz tak kłamać! — Przerwałam mu. — Oni związali mnie, a na dodatek upili Jul i Quin, bo obchodzili imieniny tego przygłupa Pottera. Tak! Upili je! A ja musiałam na to wszystko patrzeć i nie mogłam nic zrobić. Później wymyślili sobie, że urządzą przyjęcie weselne, gdzie Syriusz poślubił Quin, a ceremonii przewodniczył Peter, przebrany za pastora. — Na samo wspomnienie Glizdka, zachciało mi się śmiać. — Posadzili mnie na krześle i tak głośno krzyczałam, że wsadzili mi knebel do ust. A najgorsze jest to, że Quin rzuciła welon i wylądował na mojej głowie. Wtedy Potter zaczął się do mnie przystawiać i siłą zaciągnął mnie do jego sypialni. Zaczął mnie molestować. — Zaszlochałam głośniej i otarłam łzy. — Nie mogąc tego dłużej wytrzymać, zemdlałam.
Zapadła głucha cisza. Huncwoci wyglądali, jakby chcieli mnie co najmniej zabić, a Potter wpadł w szał. Jego twarz przybrała bordowy odcień, pięści mocno zacisnął. Za to McGonagall, tak dla odmiany pobladła, a usta lekko rozchyliła. Miny Jul i Quin mówiły: „Odbiło ci?”.
— POTTER, BLACK, LUPIN, PETTIGREW, DO MOJEGO GABINETU!!!!!!!
— To nie prawda!
— Ona kłamie!
— To ona zaciągnęła mnie do sypialni!
— Ona weszła do mojego łóżka prawie naga!
— Evans, Broke i Wood zaciągnęły nas do ich sypialni i upiły!
— Nie molestowałem jej!
— MILCZEĆ! IDZIEMY!!!!
Cała czwórka posłała mi mordercze spojrzenia i wyszli z dormitorium. Wszyscy uczniowie patrzyli na mnie z niedowierzaniem, smutkiem, ale najbardziej zabolały mnie miny przyjaciółek: żal i nienawiść. Niewiele myśląc, wyszłam z wieży i ruszyłam korytarzami zamku.
Ha! Mają przewalone! Lepszej historyjki to ja już dawno nie wymyśliłam. Dobrze im tak! Zobaczą, co to znaczy zadrzeć z Lilyanne Evans! Już im współczuję. Szlaban będą mieć przynajmniej przez tydzień. Błahaha!
Nagle ktoś obrócił mnie w miejscu i popchnął na ścianę, przygniatając swoim ciałem.
— Czego chcesz. — Wysapałam.
— Porozmawiać.
— Nie mamy o czym. — Odparłam oschle, próbując uwolnić się z jego uścisku.
— Jestem innego zdania, Lily.
Splunęłam mu w twarz.
— Nieobliczalna jak zwykle.
— Wkurzający i zadufany w sobie dupek.
— Zbyt pochopnie mnie oceniasz, skarbie. Na wakacjach było razem nam tak dobrze… A przez jeden głupi, pijacki wybryk skreślasz to co nas łączyło.
— Jeden głupi…? Oszalałeś Night? Ten związek to była jedna wielka pomyłka i nie mam pojęcia jak mogłam związać się i poczuć coś do takiego osła jak ty. A teraz puść mnie!
— Jesteś jeszcze piękniejsza jak się złościsz.
— Zmieniasz się w Pottera? Postanowiłeś robić z siebie większego palanta niż w rzeczywistości jesteś? Myślałam, że to jest niemożliwe, a jednak.
Zaśmiał się gorzko.
— Lily, wróć do mnie. Myślę, że…
— Kpisz sobie? Wali mnie to, co sobie o mnie myślisz. Nie znoszę cię. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
— Nadal mnie kochasz. — Szepnął.
Nie zaprzeczyłam. Prawda jest taka, że Erik Night pociąga mnie pod każdym względem. Każda komórka mojego ciała pragnęła, aby jeszcze bardziej się do niego zbliżyć. Jego niebieskie oczy, umięśniony tors, bujne, kręcone włosy, nawet zarozumiałość i arogancja…
Nie! Stop! Dziewczyno opanuj się! On chciał zaciągnąć cię w krzaki!
Ale jest taki seksowny… A bez koszulki wygląda po prostu…
Nie zachowujesz zdrowego rozsądku! To zakłamany dupek, który myśli, że może mieć każdą dziewczynę, a ty staniesz się wisienką na torcie jego listy podbojów!
— Nawet gdyby, to i tak nic nie zmienia między nami. Odejdź, zniknij, zgiń… Daj mi spokój.
— Naprawdę tego chcesz? — Zamruczał. Jak on śmiał! — Pragniesz, żebym ciebie zostawił? — Miałam ochotę krzyknąć: Nie! Zostań! Proszę! Zachowałam godność i przybrałam pokerową twarz. — Bo jeśli tak…
— To co? Zaciągniesz mnie do klasy?
— Czy musisz traktować mnie jak idiotę?
— A nie jesteś nim?
— Nie mogę zapomnieć o wakacjach…
— Jakbyś nie zauważył, to już dawno się skończyły. I moje uczucia do ciebie też.
— Nie wierzę ci.
Pochylił się i pocałował mnie delikatnie. W głowie mi zaszumiało. Przestałam myśleć. Były tylko nasze usta. Włożyłam w ten pocałunek wszystko: smutek, żal, miłość, gniew i namiętność. On odpłacił mi tym samym: smutek za smutek, żal za żal, miłość za miłość, gniew za gniew i namiętność za namiętność.
Nie wiem ile trwało, zanim oderwaliśmy się od siebie. Efekt był jeden: miałam motylki w brzuchu i oboje dyszeliśmy.
— Możesz mnie już puścić?
— Nie chcesz stąd iść. — Jego głos był hipnotyzujący. — Nie chcesz odchodzić ode mnie.
— Mylisz się. — Wycedziłam przez zęby. —Jesteś obrzydliwy, arogancki, zadufany w sobie. Myślisz, że możesz mieć każdą. Muszę wyprowadzić cię z błędu. Mnie nie zdobędziesz. Mógłbyś być na tyle miły i rozsądny, aby mnie puścić?
— To prawda co opowiadają?
— Zależy co mówią.
— To prawda, że Potter, Black, Lupin i Pettigrew prawie wylecieli ze szkoły, bo w nocy związali ciebie, upili dziewczyny, urządzili małe wesele, a ten łajdak molestował ciebie? Swoją drogą, wpłynęło to korzystnie dla mojego domu. Minus pięćdziesiąt punktów za każdego z nich. — Dokończył z satysfakcją w głosie. — Gdyby nie interwencja tatuśka Pottera… Jaka szkoda, że rodzice go kochają.
Gdyby nie to, że mnie cały czas trzymał, upadłabym.
Co ja narobiłam?!
Nie wiem jakim cudem, udało mi się wyszarpać z jego żelaznego uścisku. Gonił mnie przez cały zamek, a ja nie patrząc na nikogo, biegłam na siódme piętro do portretu Grubej Damy.
To nie może być prawda. McGonagall nie zrobiła tego. Przecież jest opiekunką domu. Jej też zależy, aby Gryffindor był najlepszy. Nie wierzę w to.
— Wilki. — Podałam hasło i przeszłam przez dziurę w portrecie.
Gdy tylko weszłam do Pokoju Wspólnego, zapadła cisza. Wszyscy wlepili we mnie patrzałki, jakbym była jakimś Ufo. Nic nie robiąc sobie z tego, dumnie uniosłam głowę i poszłam do swojego dormitorium. Quin i Jul rozmawiały o czymś z ożywieniem, ale na mój widok nagle ucichły.
— No nie, wy też?
— Lily, jak…
— Jak mogłam? — Weszłam w słowo Szpilce. — Tak wiem, jestem wredną krową, która myśli tylko o sobie. I nie prawcie mi tu teraz kazań, że zrobiłam źle, blablabla. Tak wiem, przegięłam. Pójdę ich grzecznie przeprosić, a później do McGonagall i to wszystko wyjaśnię.
— Ale Lily…
— Słuchaj, Jul, miałam naprawdę paskudną przygodę z Night’em i nie mam ochoty słuchać waszych wcześniej przygotowanych przemów.
— Jest coś o czym musisz wiedzieć.
Quin podała mi złożony arkusz papieru. Zdezorientowana rozwinęłam go i zaczęłam czytać.
GAZETKA SZKOLNA.
W pierwszym wydaniu naszego reportażu, bierzemy na przegląd grzeszki i przewinienia naszych szkolnych Stróży prawa, prefektów.
Na pierwszy ogień, Lilyanne Evans.
Powszechnie wiadomo, iż ta oto dziewczyna cieszy się powodzeniem u szkolnego championa  Quidditch’a Jamesa Pottera. Czy kiedykolwiek dała mu szansę? Nie. Czy to zrobi? Po tym artykule, nigdy w życiu.
Otóż prawie nikt nie wie, że droga pani prefekt jest tak naprawdę brutalna. Już w pierwszej klasie przejawiała agresję do swoich rówieśników. Jej czyny nie kończyły się na zwykłym wymierzeniu policzka. Pewnego wieczoru ze złości postanowiła zabawić się kosztem Rogacza, wieszając go pod sufitem i torturując go zaklęciami. Ale na tym się nie skończyło. Z całej siły przywaliła mu w nos, łamiąc go w dwóch miejscach. Zostawiła chłopaka, wiszącego głową w dół, a sama głośno się śmiejąc opuściła miejsce zdarzenia.
Złamała także noc Amycus’owi Carrow, za użycie pospolitego określenia dotyczącego dzieci mugoli.
Trzeba dodać, że oba zajścia uszły jej na sucho.
Na brutalności nie koniec.
Niewiele osób wie, że Lilyanne jest pół Hiszpanką i w chwilach słabości klnie w tym języku, myśląc, że nikt jej nie rozumie. Rozczarujemy cię.
Podczas pobytu u dziadków w ów państwie, posunęła się znacznie dalej niż łamanie części ciała. Postanowiła zabawić się w rozpieszczoną dziewuchę (którą jest) i uciekła z domu. Z racjonalnego źródła wiemy, że zrobiła to, bo czuła się niekochana i chciała zwrócić na siebie uwagę. Jej plan doszedł do skutku, a zrozpaczonej matce nie udało się jej powstrzymać i popadła w depresję. Do tej pory, Ruda, nie potrafi wybaczyć matce, że nie zajmowała się nią i kocha bardziej jej starszą siostrę, Petunię.
Pomimo swojej porywczości, gdy jest sama przelewa na papier wszelkie uczucia i potrafi zjechać w piosence każdego, kto jej się narazi. Dobra rada: Nie zadzierajcie z panią psychiczną.
Czy na pewno jest taka dobra z eliksirów, czy na fory u Slughorn’a? Mamy na to swoją teorię, albo dwie. Pierwsza: Korepetycje i wiele godzin spędzonych w książkach. Druga: Uczennica ma romans z mistrzem eliksirów. Która wydaje wam się bardziej prawdopodobna? My skłaniamy się ku drugiej.
Na drugim roku, włamała się do sali transmutacji i zniszczyła czarki do ćwiczeń. Powód był oczywisty. Podczas lekcji nie była najlepsza i z tego powodu wpadła w szał. Jak zwykle uszło jej to na sucho, a karę poniósł ktoś inny.
Zapewne zastanawiacie się, jakim cudem ma najlepsze stopnie spośród wszystkich uczniów?
Jest to efekt ciągłego przesiadywania w bibliotece i całkowite odcięcie się od życia towarzyskiego.
Ale nawet i pani przemądrzała może zatęsknić za partnerem. Wiemy od jej najlepszego przyjaciela (Kurt Sweets, mugol), że Lilyanne podczas tegorocznych wakacji, zabawiała się ostro z prefektem Puchonów, Erik’iem Night. Państwo zakochani wracali nocą, leśną ścieżką do domów pijani, z imprezy na drugim końcu miasta. Jak się można domyśleć, rączki zaczęły swędzieć chłopaka i zaczął się przystawiać do dziewczyny. Podobno ledwo mu uciekła, ale próba gwałtu na zawsze pozostanie w jej psychice. Kurt nam zdradził, że Lilyanne popadła w depresję: „Nie chciała z nikim rozmawiać. Całymi dniami patrzyła się w sufit.” Możemy się założyć, że jej pokój tonął w chusteczkach. W końcu nie zawsze podczas wakacji spotyka się letnią miłość.
O więcej szczegółów pytajcie źródła.
Po moich policzkach spłynął potok łez, których nie mogłam zatrzymać. Może nawet nie chciałam. Wszystko mi było obojętne. Pragnęłam tylko zapaść się pod ziemię. Otworzyłam okno i nie patrząc na przerażone twarze przyjaciółek wyskoczyłam przez nie. Odległość 200 stóp zmniejszała się z każdą sekundą. Piski dziewczyn rozdzierały powietrze, a ja byłam coraz niżej i niżej. W ostatniej chwili machnęłam różdżką i swobodnie wylądowałam. Biegłam przez błonia, a szloch, przerodził się w ryk. Na skraju Zakazanego Lasu przemieniłam się w łanię i zniknęłam za grubymi konarami drzew.
Dochodziła 24, a ja spacerowałam po błoniach zamieniona w łanię. Byłam bardzo głodna, ale nie chciałam wracać do szkoły, gdzie każdy uważał mnie za nieobliczalną smarkulę, która ma względy u nauczyciela, a w dodatku byłego, nadpobudliwego chłopaka. Ciągle miałam mętlik w głowie. Po raz kolejny moje życie wywróciło się o 180 stopni i kompletnie nie radziłam sobie z tym.
Spojrzałam w niebo. Była pełnia. Biedny Lunatyk. Nawet jeżeli mnie nienawidzi, to i tak mu współczuję. Niedaleko, rozległo się wycie wilka a po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz. Niewiele myśląc, zmieniłam się w człowieka i wylewitowałam się do okna naszego pokoju. Otworzyłam je zaklęciem i cichutko weszłam do sypialni.
 Nie za cicho. Zapaliło się światło, drażniąc mi oczy, a dziewczyny rzuciły mi się na szyję.
— Lily, tak się martwiłyśmy!
— Nie przejmuj się tym szmatławcem. Nikt kto cię zna, nie uwierzy w to.
— Ale to wszystko jest prawdą.
— Co!? Masz romans ze Slughorn’em!?
— Oprócz tego. I tej demolki sali oraz paru drobnych szczegółów, którymi Huncwoci ubarwili moje życie.
— Lily, co zamierzasz?
— Wiem, że to ja wszystko zaczęłam, ale chcieli wojny, to będą ją mieć.
u
Przez najbliższy tydzień nie mówiło się o niczym innym. Stałam się tematem numer 1, a uczniowie patrzyli się na mnie z obrzydzeniem. Bo w końcu, która uczennica ma romans z nauczycielem i rzuciła jednego ze szkolnych bóstw, jakim był Erik Night? Wiele dziewczyn miało mi za złe, że tak go potraktowałam (Na moim miejscu co by zrobiły? Wskoczyły z nim w krzaki? Pewnie tak, sądząc jakim zainteresowaniem on się cieszy. ), a nikt nie zadał sobie pytania jak ja się wtedy czułam. Co do mojego samopoczucia: na zajęcia przychodziłam zawsze ostatnia i prawie z nikim nie rozmawiałam. W czasie lekcji dostawałam liściki z tekstami typu: Szmata znowu najlepsza lub kiedy następna randka ze Slughorn’em. W środę na eliksirach nie wytrzymałam i pod pretekstem złego samopoczucia, wybiegłam z sali i przez resztę dnia nie wychodziłam z łazienki. Byłam cała zasmarkana i zapuchnięta. Lekcje stawały  się prawdziwą katorgą, bo nawet nauczyciele uwierzyli w te durnoty. Profesor Flitwick, odjął mi punkty za to, że za pierwszym razem udało mi się użyć poprawnie zaklęcia tłukącego, z czego Huncwoci był zachwyceni. Potter rozpoczął treningi Quidditch’a i przy każdej okazji starał się mnie upokorzyć. Kilka razy, doprowadził mnie do płaczu. Prawie w ogóle nie jadłam, a szybka utrata wagi, stała się momentalnie widoczna. Włosy straciły swój blask, a w oczach nie było już tego wesołego ognika, który zawsze w nich się tlił. Mówiąc krótko: doprowadziłam się do stanu z wakacji. Po wtorkowej akcji w Pokoju Wspólnym, Quin rzuciła Syriusza, twierdząc, ze żąda rozwodu i taki chuj, nie będzie obrażał jej przyjaciółki, a jego byłej przyszywanej siostrzyczki. W pewnym sensie byłam rada, że mam przy sobie przyjaciółki, które mnie wspierają, ale smutek cisnął mi się na serce, kiedy pomyślałam sobie, że Syriusz Black, zawsze dla mnie miły, pomocny i uważający mnie za swoją przyszywaną siostrzyczkę, stał się moim wrogiem. Na każdym kroku, ja i Potter przy akompaniamencie Jul, Quin i reszty Huncwotów, wskakiwaliśmy sobie do gardeł, a podczas piątkowej kolacji, przeszliśmy sami siebie. Otóż, do każdego ucznia i nauczyciela przyleciała sowa z nowym wydaniem Gazetki Szkolnej z tą różnicą, że to ja, byłam jej redaktorem. Jej artykuł głosił:
WYDANIE SPECJALNE:
Nudne, pospolite i bezsensowne. Takie życie z pewnością nie wiedzie hogwardzka elita szkolnych rozrabiaków, bardziej znanych jako Huncwoci. A raczej, Hucnćwoki.
Jako pierwszego pod lupę weźmiemy poczynania jednego z najprzystojniejszych facetów w szkole, jak głosi lista w damskiej toalecie na czwartym piętrze, gdzie zajmuje trzecie miejsce, zaraz po zwycięscy Syriuszu Blacku, a wicemistrzu Erik’owi Night, James Potter.
Jego orzechowe oczy powaliły na kolana już nie jedną nastolatkę. Druciane okulary na nosie dodają mu uroku osobistego, a sterczące w każdą stronę włosy, wręcz powalają swoją niezwykłością. Twierdzi, że w locie wygląda seksownie i myśli, że na miotłę wyrwie każdą dziewczynę.
Naiwniak.
Rozpieszczony gówniarz zawsze dostaje to, co sobie zażyczy. Nowa miotła, markowe ubrania, dziewczyny.
James tak naprawdę wykorzystuję każdą z naiwnych idiotek, które lgną do niego jak muchy. Czy z którąkolwiek był dłużej niż tydzień? Odpowiedź jest bardzo prosta: Nie. Czy którejkolwiek pannie na jedną noc wyznał miłość? Nie. Grunt to zaliczyć laskę i dodać do listy zdobyczy. Potter jest zakłamanym dupkiem, który nie liczy się z uczuciami innych. Nie obchodzi go, że zrani. Ważne, że on się dobrze zabawi.
Czy rzeczywiście jest tak dobrym zawodnikiem Quidditch’a? Śmiem wątpić. Może i jest dobrym szukającym  w szkole, ale czego oczekiwać skoro ma się za przeciwnika osobę, która nie posiada najnowszej miotły? Cały jego rzekomy talent polega tylko i wyłącznie na drogim sprzęcie i szczęściu. Efekt? Pławi się w chwale i uwielbieniu, a tak naprawdę nie reprezentuje sobą kompletnie nic.  
Kolejny mit o „boskim” szukającym. Myśli, że jest śmieszny. Zastanówmy się, który jego żart był tak naprawdę zabawny? Było wam do śmiechu, kiedy owsianki eksplodowały wam w twarz, albo zalali całą Wielką Salę oślizłą, zieloną mazią, która nie chciała się zmyć? A może podobało się wam , kiedy dodali do herbaty środku przeczyszczającego?
Wątpię. 
Tak naprawdę, jego głupota przekroczyła już najwyższe stadium tej choroby i uzdrowiciele nie znajdą na nią nigdy lekarstwa.
Szkoda, bo przystojny z niego chłopak. Niestety jego głupota niszczy ten piękny obrazek i staje się w moich oczach, a po tym artykule z pewnością większej ilości populacji żeńskiej, zwykłym śmieciem, nadającym się tylko do wyrzucenia do kosza.
Zastanawiający jest także wątek jego zalotów, do wrednej, rudej pani prefekt, o której w ostatnim tygodniu było bardzo głośno.
Lilyanne Evans.
Co tak naprawdę ich łączy?
Obserwując ich zachowanie, stwierdzam, że jedyne co ją w nim pociąga, to jego cudne, orzechowy oczy.
Na tym lista jego zalet się kończy.
Za to ta z jego wadami jest o wieeeele dłuższa.
Zakłamany dupek, zadufany w sobie matoł, błazen, idiota, egoista, samolub, napuszony paw, drań, myślący, że jest śmieszny, zapatrzony w siebie cham, bez cienia dobroci czy współczucia… Ciągle znęca się nad słabszymi, przy każdej okazji mierzwi tą swoją głupią czuprynę, pozbawiając się przy tym resztek włosów.
Co do znęcania się nad słabszymi… Każdy szanujący się obywatel Hogwartu wie, że Potter i Black są mistrzami pojedynków i nie mają sobie równych. Ich ulubionym zajęciem w wolnym czasie jest poszukiwanie nowych ofiar i wieszanie ich pod sufitem. Oczywiście nie byliby sobą gdyby tego biedaka nie upokorzyli, poprzez ściągnięcie bielizny przy wszystkich lub transmutowanie poszczególnych części ciała.
Czy za to obrywają? Oczywiście! Nic nie umknie uwadze naszych prefektów i jako jedna z nich, obiecuję, że postaram uprzykrzyć mu życie do końca szkoły.
Kto wie, a może i w przyszłości.
Nieczyste zagrania to jego specjalność, ale kto powiedział, ze moje też nie?
OX, OX. (Buziaczki)
Gossip Girl
Z triumfem spojrzałam wyzywająco na Pottera. Jego twarz przybrała barwę dojrzałej wiśni. O, za chwilkę będzie wybuch.
— EVAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAANS!!!!!!!!!!
Jak w zegarku.
Dyskretnie zerknęłyśmy z dziewczynami na siebie i z powagą na twarzy spojrzałyśmy na Pottera. Siedział na drugim końcu stołu i z furią dobiega do mnie. Złapał za mój nadgarstek, sprawiając przy tym nie mały ból, szarpnął mnie do góry. Staliśmy blisko siebie.
— Ty to napisałaś!!!! — Palcem otarłam kącik ust, udając, że mnie opluł.
— Ooo… Jamesiku coś się stało? Jesteś troszkę zdenerwowany. Pomóc ci w czymś? — Rolę słodkiej idiotki zagrałam perfekcyjnie.
— Evans, nie zgrywaj głupka!
— Oj nie krzycz tak. Pewnie chodzi ci o ten artykuł. Nie wiesz kto go napisał? Nie martw się. Autor doskonale opisał cię i twoje wyczyny. Myślę, że nie musisz nas wszystkich przekonywać, że to wszystko jest prawdą. Niestety nie mam zielonego pojęcia, kto był tak genialny i stworzył to cudo, ale z chęcią bym tej osobie pogratulowała. Naprawdę.
— To pogratuluj sobie samej, bo każdy wie, że takie brednie tylko ty jesteś w stanie wymyśleć. Żadnej normalnej i zdrowej na umyśle osobie nie przyszedłby tak idiotyczny… nie kretyński pomysł.
— Oj, Potter! Pochlebiasz mi!
— Zaraz ci pochlebię. Nie wiem dlaczego to zrobiłaś…
— Ja nic nie zrobiłam! Nie moja wina, że sobie coś ubzdurałeś i całą winę za swoje zachowanie zawsze zrzucasz na mnie!
— Zniszczę cię suko!
PLASK!
— Odbija ci wariatko! Bardziej chorego na umyśle dziecka, nigdy w życiu nie spotkałem!
PLASK!
— Auł! Opanuj się szmato!
Ogarnęła mnie złość taka, jakiej jeszcze w życiu nie czułam. Nie, złość, to za mało powiedziane. Wpadłam w szał. Oczy zaszły mi mgłą, a w okolicy żołądka czułam palący się ogień. Blizna paliła, jakby ktoś przyłożył do niej rozgrzany do białości pręt. Włosy tak jakby delikatnie uniosły się do góry i zrobiły się jeszcze bardziej rude. Czułam, jak w moim ciele nagle wzbiera siła, nad którą nie potrafiłam zapanować. Miałam wrażenie, że moje ciało spowija niewidzialna poświata. Wiedziałam, że siłą woli mogę zrobić wszystko.
Po chwili wszystkie zmysły mi się wyostrzyły. Czułam najdelikatniejsze ruchy powietrza. Skupiłam się na twarzy tego śmiecia. Wyrażała gniew. Nawet nie zauważył, że ze mną dzieje się coś dziwnego. I dobrze. Wyżyłam całą wolę i nagle zerwał się silny wiatr, który natarł na niego z taką siłą, że przeleciał przez całą Wielką Salę i wylądował na ścianie, robiąc w niej wgniecenie. Miałam ochotę podejść do niego, aby mu przywalić z całej siły, ale ktoś, albo dwa ktosie złapały mnie za ręce i siłą wyciągnęły z pomieszczenia, w którym rozległy się paniczne piski i jakieś krzyki, których sens nie docierał do mnie. Chciałam pójść do tej larwy i zgnieść go jak robaka. Nie zrobiłam tego.
Na szóstym piętrze, całkowicie opuścił mnie nagły przypływ energii i znowu stałam się krucha. Jul i Quin nie odezwały się do mnie słowem, dopiero gdy weszłyśmy do jakiejś opuszczonej klasy na siódmym piętrze i rzuciły zaklęcie wyciszające przemówiły.
— A teraz usiądziesz sobie wygodnie i powiesz nam jakim cudem Potter przeleciał przez całą salę. — Mina Quin była poważna, a jej oczy przyglądały mi się uważnie.
— I nie zapomnij dodać, co przez ostatni czas przed nami ukrywałaś.
Nadszedł ten oto moment, kiedy muszę zdradzić im całą prawdę. Za nic nie chciałam tego zrobić, ale czy miałam wybór?
— Radze wam sobie usiąść, bo to może troszkę potrwać. I proszę, nie przerywajcie mi.
Moja opowieść o wszystkich moich darach, trwała dobre 20 minut. Nie zataiłam przed nimi niczego, nawet wizji śmierci tej szczoty do kibla.
— … i jestem pewna, że mam kolejny dar. Jak wpadnę w szał, czuję przypływ energii. Chciałam, żeby to… to coś odczepiło się ode mnie i nagle powstał wiatr, a on wylądował na drugim końcu Sali.
— Chciałaś powiedzieć: w Skrzydle Szpitalnym, z licznymi złamaniami.
— Dobrze mu tak.
— Dlaczego nam nie powiedziałaś? — W głosie Szpilki słychać było żal.
— Chciałam, nawet bardzo, ale nie wiedziałam jak…
— Jak zareagujemy na to, że nasza Ruda przyjaciółka ma jakieś parapsychiczne zdolności i widzi przyszłą śmierć?
— Tak. — Szepnęłam.
— Ty niemądry, rudy człowieczku. Wiesz, że ciebie kochamy?
Podeszły do mnie i mocno uściskały.
Było mi bardzo głupio. Jak mogłam im nie zaufać? Przecież zwierzam im się ze wszystkiego i wiedziały o mnie wszystko.
— Koniec z sekretami? — Krzyknęła radośnie Jul, podskakując w miejscu.
— Jest jeszcze coś.
— No nie! Nie mów, że jesteś w ciąży z Potterem!
Słowo daję, ledwo się powstrzymałam, aby nie walnąć Quin prosto w brzuch.
Nie patrząc na nie, zamieniłam się w łanie.
Efekt był taki, jak się spodziewałam. Wybałuszyły na mnie oczy i zaniemówiły. Po około siedemnastu minutach, bo tyle zajęło przyswojenie im tej informacji, zaczęła się lawina pytań i oskarżeń.
— Animag!
— Niezarejestrowany?!
— Zwariowałaś!?
— Kiedy? Jak? Gdzie? Dlaczego?
— Kto ci pomógł?
— Ja też chcę!
— Jaaa! Jesteś rudą sarna!
— Jak długo?
— Nawet jako sarenka przewracasz oczami!
— BAMBI!
Parsknęłam śmiechem, co bardziej przypominało jakieś rżenie.
— Nie no Ruda! Ty masz złą ksywkę!
— Mogę cię pogłaskać, czy mnie ugryziesz?
— Nie radzę. Pożeram w całości wszystkie wścibskie blondynki, które dotykają mojego futerka. — Powiedziałam, zmieniając się w człowieka. — Rok temu zmieniłam się pierwszy raz. Jak komuś piśniecie słówko… — Teatralnym gestem przejechałam palcem po szyi.
— Będziemy milczeć jak grób. — Jednocześnie udały, że zamykają usta na zamek, a klucz wyrzucają za siebie.
— W takim razie ja też muszę coś wam wyznać.
— Jul?
— Za pięć minut mam randkę z Arnoldem Match’em z siódmego roku z Ravenclawu i za cholerę nie chcę się spóźnić, bo chłopak jest zajebiście przystojny, a w dodatku jego wujek jest szefem Departamentu Czarodziejskich Gier i Sportów i kto wie, może załatwi nam bilety na mistrzostwa świata w Quidditch’u, które będą za rok na wakacjach w Brazylii?
— Ta jak zwykle o jednym. — Powiedziałyśmy jednocześnie z Quin, na co Jul zachichotała.
— Też was kocham.
Posłała nam całuski, my dla odmiany pokazałyśmy środkowy palec i już jej nie było.

2 komentarze:

  1. Muszę powiedzieć, że ciekawe. Nie czytam często o Huncwotach, najczęściej są to strasznie naciągane historyjki. Informuj mnie o nn :) Tymczasem u mnie XXII rozdział. Zapraszam :)http://milosc-to-boli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za zaproszenie, dodaję twój blog do linek i nadrobię zaległości w ciągu paru najbliższych dni. Tymczasem zapraszam na now rozdział na malfoy-issue.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń