czwartek, 7 czerwca 2012

1. Tak to się zaczęło.



************************* 

Brighton. Kolejny upalny, letni dzień, zbliżał się ku końcowi. Wszystko było takie jak zawsze, życie toczyło się normalnym rytmem, ludzie to wracali, to wyjeżdżali na zasłużony odpoczynek, po ciężkiej całorocznej pracy.
Ale czy wszystko i wszyscy byli tak do końca normalni?
Jedenastoletnia, rudowłosa dziewczynka o imieniu Lily, nie była zwykła i na każdym kroku to przejawiała. Potrafiła sprawić, że przedmioty zmieniają swoje położenie, nawet gdy ktoś ich nie dotyka, zwiędnięte kwiaty ożywały w jej dłoniach, a ulubione pluszaki zmieniały się w żywe zwierzęta.
Jej starsza siostra Petunia, blondynka o pociągłej twarzy, zazdrościła jej tajemniczych zdolności.
Kto by nie chciał ich posiadać?
Od dawien dawna istniał drugi świat, w którym dzieci w szkołach nie uczyły się fizyki czy geografii. Zwykli śmiertelnicy nie mieli o nim pojęcia.
Mała Lily też. Jedynie do czasu.
Każdego wieczoru siostry bawiły się na pobliskim placu zabaw. Tak było i tym razem. Towarzyszył im śmiech i radość ze wspólnie spędzanych chwil.
Za każdym razem, siostry ktoś obserwował. Chłopiec o ziemistej twarzy, czarnych jak węgiel oczach i tłustych włosach. Nazywał się Severus Snape.
Był on taki sam jak Lily. Też należał do tego drugiego świata.
Od dłuższego czasu pragnął wyznać prawdę o przynależności Rudowłosej, ale brak mu było odwagi. Postanowił to zmienić.
Widział, jak Rudowłosa huśta się wysoko,  wzbija w powietrze i ląduje gładko na ziemi. Wiatr rozwiał jej włosy, a w powietrzu zabrzmiał jej wesoły śmiech.
Nie wytrzymał. Wyszedł zza pobliskiego krzaka, za którym się ukrywał, i stanął na środku placu zabaw.
— Jesteś czarownicą!
— Nie wolno tak przezywać!
— Ale ty naprawdę nią jesteś!
Starsza siostra stała na środku i patrzyła się na przybysza z szeroko otwartymi oczami. Szok wywołany pojawieniem się chłopca miną szybko.
— Wiem, kto to jest! To ten chłopak od Snape'ów! Mieszka tuż za rzeką w tej ruderze zabitej dechami! I co ty masz na sobie!? Stare ciuchy po matce?
Snape, ubrany był w fioletową koszulę, która rzeczywiście, mogła należeć do jego rodzicielki. Czarne za krótkie spodnie i ciemną pelerynę.
— Zamknij się, mugolko!
— Jak ją nazwałeś?!
— Mugolem.
Blondynka uciekła z płaczem z placu zabaw.
— Jak mogłeś?!
Miała ruszyć za siostrą, ale chłopak złapał ją za rękę.
— Nie przejmuj się nią. Wszystko ci wyjaśnię.

ef
Leżeli w cieniu wielkiego klonu, opodal rzeki. Na niebie było kilka obłoków, które formowały się w różne kształty, a w powietrzu można było wyczuć woń skoszonej trawy.
Severus od kilkudziesięciu minut opowiadał Lily o świecie, do którego należała. Do świata czarodziei. Wspomniał o szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, panujących tam zasadach, nauczycielach i przedmiotach, jakich od września będą się uczyć. Mówił o Ministerstwie Magii, Askabanie i magicznych stworzeniach.
— I ja to wszystko kupię w Londynie? Różdżka, kociołek, księgi z zaklęciami…
— Na ulicy Pokątnej. Jak dostaniemy listy i jak będziesz chciała to będziemy mogli pójść na zakupy.
— Opowiedz mi jeszcze raz o dementorach. 
Chłopak skrzywił się nieznacznie.
— To jedne z najgorszych stworzeń stąpających po Ziemi. Wysysają z człowieka całe szczęście, aż w końcu pozostaną jego najgorsze życiowe wspomnienia. Ludzie popadają w obłęd.
— Poza szkołą wolno używać nam czarów?
— Nie. Jak to zrobisz przychodzi ktoś z wydziału…
Dalsze jego słowa zostały zagłuszone przez łamiącą się gałąź.
— Podsłuchiwałaś nas? Jak mogłaś!?
— Ty wredna mugolko! Nie wtrącaj swojego krzywego nosa w nieswoje sprawy!
— Nie obrażaj jej!
Petunia, po raz drugi, odzyskała panowanie nad głosem. Widząc to Snape, nadął się jak paw, a gałąź nad głową blondynki złamała się z głośnym trzaskiem i walnęła dziewczynkę, która zaczęła głośno płakać i uciekła.
— To ty! Jak mogłeś! Przecież ona nic ci nie zrobiła! Tunia! Tunia! Zaczekaj! — Pobiegła w stronę oddalającej się siostry.
ef
Mijały dni, a Lily unikała Snape’a jak tylko potrafiła. Nie odwiedzała placu zabaw, nie opuszczała domu, chyba że przechodziła przez wielki dąb, który łączył jej i Kurta balkony.
Kurt Sweets, jedenastoletni, brązowooki brunet, pochodzący z dobrej i bogatej rodziny był bratnią duszą Lily Evans. Wychowywali się razem od małego i to on pokazał jej pierwsze chwyty na gitarę. Z dziwnych powodów nie przepadał za Petunią. Uważał, że nie ma tego czegoś, o cokolwiek mu chodziło.
Od ostatnich zdarzeń, Tunia nie odzywała się do Lily, a cały wolny czas spędzała u koleżanek z klasy.
— Jaja sobie robisz ze mnie!
— Czy ja kiedykolwiek żartowałam sobie z ciebie?
— Raz, może dwa, ewentualnie codziennie.
Siedzieli w pokoju chłopaka. Miał on jedną ścianę oszkloną, i widział z dzięki niej pokój Lily. Po przeciwnej stronie stało wygodne łóżko, obok niego dwie szafki nocne. Na środku leżał gruby włochaty dywan, przy ścianie dwa wygodne fotele, w których aktualnie siedzieli. Pomiędzy nimi stał stolik do kawy. Z lewej był wielki regał z książkami, a na ścianach pomalowanych na biało, widniały rysunki chłopaka, wykończone czarnym tuszem. Oprócz nich, wisiały dwie gitary akustyczne, trzy elektryczne i jedna basowa. Na biurku leżał wielki blok, z nowym dziełem chłopaka.
— Tym razem mówię serio!
— To dlaczego ci nie wierzę?
— Bo jesteś zapatrzonym w siebie arogantem?
— Mówi to ruda zołza, która uważa się za czarownicę.
— Widocznie pomyliłam domy, bo ten niedowiarek, który siedzi naprzeciwko mnie, na pewno nie jest moim przyjacielem.
— Jak jesteś taka mądra, to udowodnij.
Lily nigdy nie traktowała kłótni z Kurtem poważnie, ale tym razem zaczął przesadzać.
Na stoliku do kawy leżał talerz z wypiekami pani Sweets. Skupiła się na nim przez chwilę, a porcelana zaczęła się przesuwać.
— To o niczym nie świadczy. Mogły być wstrząsy.
Lily podeszła do okna i przyniosła z niego więdnącą paprotkę.
— Masz zamiar walnąć mnie doniczką?
Ta myśl wydawała jej się bardzo kusząca, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. Trzymają kwiatka w obu rękach, uśmiechnęła się wesoła, a roślina zrobiła się cała zielona.
Chłopak wytrzeszczył oczy z wrażenia.
— Nadal nie wierzysz?
Przez całe pomieszczenie przeleciała gitara i spoczęła na kolanach Kurta.
— Ale… Ale… Jak?
Zaśmiała się cicho.
— Magia. Nie mów nikomu nic, dobra?
— Skoro tak bardzo ci na tym zależy.
— Hej! Przecież ty masz dzisiaj urodziny! 100 lat, 100 lat…
— Daj spokój!
— Przyniosłam ci coś. Poczekaj.
Wyszła na balkon i przyniosła starannie zapakowane pudełko.
— Otwórz.
Na wierzchu leżały dwa bilety na koncert zespołu Bon Jovi. Chłopak rzucił się Lily na szyję. Od zawsze wiedziała, że przyjaciel marzy, aby iść na ich koncert. Pod spodem był czekoladowy tort, z napisem z białego lukru: Spełnienia marzeń.
— Wiesz, że jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałem?
Zachichotała.
— Wiem.

ef
Lipcowe dni minęły szybko i zanim się ktokolwiek spostrzegł nastał sierpień, a wraz z nim przyszły burze i deszcze.
W domu państwa Evans nadal panował stan wojenny pomiędzy ich dwoma córkami, które za nic w świecie nie chciały się pogodzić.
Petunia uważała, że Lily nie powinna zadawać się z wieśniakami,  a zwracać uwagę na ludzi z klasą, zaś Lily twierdziła, że jest na tyle duża, iż może sama sobie wybierać towarzystwo.
Rodzice chcieli je na siłę pogodzić, ale one pozostawały nieugięte.
Pewnego sierpniowego popołudnia rozległo się pukanie do drzwi, które otworzyła domowa gosposia i zaprosiła przybysza do salonu.
Lily z zaciekawieniu przyglądała się mężczyźnie. Posiadał on długą siwiejącą brodę i także długie siwe włosy. Na głowie miał szpiczastą, fioletową tiarę. Ubrany był w złotą marynarkę, fioletową koszulę i zielone spodnie dresowe. Na stopach miał brązowe mokasyny.
— Dzień dobry. — Jego głos był serdeczny, a Lily od razu nabrała do starca zaufania. — Nazywam się Albus Dumbledore i jestem dyrektorem Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. — Przerwał na chwilę i spojrzał po kolei na wszystkich domowników. Najdłużej zatrzymał wzrok na Olivii i Will’owi, rodzicach Rudowłosej. — Przybywam tu z powodu waszej córki Lily, która od pierwszego września będzie mogła zacząć naukę w najlepszej szkole magii  na całym świecie.
Will i Olivia patrzyli na Dumbledore’a jak na człowieka, który robi sobie z nich żarty.
— Rozumiem państwa zaskoczenie faktem, że wasza córka jest czarownicą. Ja pewnie zareagowałbym tak samo. Los tak chciał, że pochodzę z magicznej rodziny i nigdy tego nie doświadczyłem. A wracając do Lily. W Hogwarcie, będzie miała najlepszą opiekę ze strony personelu. Zamieszka w jednym z czterech domów, zawiąże przyjaźnie, nowe znajomości. Uczęszcza tam bardzo wielu uczniów, zarówno pochodzenia nie magicznego jak i magicznego. Pozna tajniki magii. Nauczymy ją transmutować zwierzęta, wyczarowywać np. wodę, warzyć eliksiry, czytać z gwiazd i wiele, wiele innych czynności. To wszystko pod warunkiem, że zgodzisz się — Tu popatrzył się na Rudowłosą. — uczęszczać do Hogwartu.
— Oczywiście, że chcę.
— Młoda damo! A szkoła? Co z twoimi lekcjami muzyki? Zostawisz tak wszystko, żeby pójść do szkoły,  o której nigdy nie słyszeliśmy? Jesteś najlepszą uczennicą w szkole!
— Mamo, przecież wiesz, że zawsze byłam inna i nie zaprzeczaj. Martwiłaś się, jak ci pokazywałam, że umiem przenosić przedmioty bez ich dotykania, a teraz masz na to wszystko odpowiedź! A szkołę przerwę. Skoro jestem czarownicą, to po co mam się uczyć matematyki?
Zapanowało milczenie. Państwo Evans przyglądali się sobie przez dłuższą chwilę.
— Dobrze, ale pod warunkiem, że nikomu nie powiesz!
— Nawet Kurtowi?
— Cóż, dla niego możesz zrobić wyjątek.
— Kocham cię, tatku!
— Mam tu dla ciebie list ze szkoły. Znajdziesz tam listę wszystkiego, co będzie ci potrzebne w nowej szkole i bilet na pociąg. Odjeżdża on o godzinie 11.00 z dworca King Cross w Londynie z peronu 9¾.
— Przecież nie ma takiego! — Oburzyła się Olivia.
— Wystarczy, że przejdzie się przez barierkę pomiędzy 9, a 10 peronem. Nie sposób nie trafić. A teraz muszę was opuścić, bo Minister Magii oczekuje mnie za 20 minut w Ministerstwie. Dowidzenia. 


5 komentarzy:

  1. Świetni się zapowiada <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski dopiero zaczynam czytac ale już sądze że blog zarąbisty

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał, super to opisałaś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio cały czas szukam jakichś blogów o Huncwotach, lecz rzadko kiedy trafiam na takie które są prowadzone tak ciekawie jak Twój. Czytam dopiero I rozdział, ale myślę, iż nie zawiodę się na pozostałych ;) Gdy zobaczyłam tam chłopca o imieniu Kurt od razu skojarzyło mi się z Kurt'em Cobain'em z Nirvany ;D
    Pozdrawiam gorąco Amelia

    OdpowiedzUsuń