Nadszedł
pierwszy września i jak to bywa, gdy nadchodzi jesień, zaczyna się szkoła. Dla
wielu uczniów oznacza to wiele godzin niepotrzebnej i bezsensownej nauki i
spania na zajęciach. Inni chcą posiąść nową wiedzę i wzbogacić swoje
umiejętności. Dla jeszcze innych jest to miejsce, gdzie mogą spotkać się ze
znajomymi po dwumiesięcznej rozłące, a dla kolejnych, kolejna porcja dowcipów,
kawałów na przerwach i śmiechu.
Jedenastoletnia
Lily Evans nie należała do żadnej z tych grup. Nie kontynuowała nauki w
gimnazjum. Jej szkoła, była znacznie lepsza i atrakcyjniejsza, gdyż po raz
pierwszy miała przekroczyć próg Hogwartu, szkoły dla przyszłych czarodziei.
Walizki
już dawno zostały spakowane i spoczywały w dużym i wygodnym samochodzie państwa
Evans. Zielonooka, od tygodni czekała na ten dzień, dzień w którym pozna świat,
do którego od zawsze należała.
Na
dworzec King’s Cross dojechali piętnaście minut przed jedenastą. Rudowłosa
pożegnała się z rodzicami oraz jej najlepszym przyjacielem o imieniu Kurt i
przeszła przez barierkę oddzielającą świat mugoli od czarodziei.
Ukazał
jej się zatłoczony peron numer 9 ¾. Dookoła stali uczniowie, żegnający się z
rodzicami. Koło większości z nich stały klatki z sowami i biegały koty. Tylko
nieliczna młodzież trzymała w ręku żaby.
Lily
wgramoliła się do pociągu i zajęła niewielki czteroosobowy przedział. Usiadła
przy oknie i z zaciekawieniem przyglądnęła się peronowi. Nigdzie nie widziała
Severusa. Tak naprawdę sama nie wiedziała, czy chce go oglądać. Od czasu
wyprawy na Pokątną nie rozmawiali.
Nie
żałowała, że jej siostra, Petunia, nie odprowadziła ją na pociąg. Kiedy
dowiedziała się, że Lily jest czarownicą, przestała ją tolerować i uznawać za
rodzinę. Zachowywała się jakby była jej całkowicie obca i nazywała ją per
dziwoląg.
Ruda
miała silny charakter i nie przejmowała się Petunią. Inny człowiek spędziłby na
rozmowach i załagodzeniu sytuacji. Lily tego nie zrobiła. Uznała, że to jest
decyzja jej siostry i tak ma być. Skoro ona może ją przezywać, nie będzie jej
tolerować. Już dawno odkryła, że jej siostrą kieruje zazdrość.
Właśnie,
zazdrość. Pod każdym względem chciała iść do szkoły tam gdzie Lily. Nawet
wysłała list do dyrektora Hogwartu. Niestety (a może stety) nie przyniosło to
żadnych rezultatów.
Jedyną
osobę, którą chciałaby mieć przy sobie, był Kurt. Los tak chciał, że chłopak
jest mugolem i musi pozostać tam gdzie jest.
Pomimo,
że widziało go zaledwie kilkanaście minut temu, już za nim cholernie tęskniła.
Chciałaby, żeby był przy niej. Powiedział, że da sobie radę i…
Z
rozmyślań wyrwał ją czyjś głos.
—
Przepraszam, jest tu wolne? Wszędzie jest już pełno.
—
Pewnie, siadajcie.
W
drzwiach stały dwie dziewczyny. Jedna z nich była blondynką, a druga szatynką.
Obie miały bardzo długie włosy. Uśmiechnęły się serdecznie i zajęły wolne
miejsca.
Blondynka
miała na imię Quin, a szatynka Juliett. Okazało się, że one też idą na pierwszy
rok. Rozmawiały tak, jakby znały się od wielu lat. Quin miała starszego o rok
brata, Dereka, który był w Gryffindorze. Juliett była troszkę przemądrzała i
zarozumiała, a wszystko dlatego, że rodzice wychowywali ją jak damę.
Około
godziny czternastej, do przedziału weszła kobieta w wieku miej więcej
trzydziestu pięciu lat, pchając wózek ze słodyczami.
Lily
po raz pierwszy widziała takie smakołyki i wzięła kilka pałek lukrecjowych, czekoladowych
żab i opakowanie fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta.
Później
do pomieszczenia weszły cztery blondynki.
—
Cześć, jestem Monie, a to Vicko, Scharlott i Laura. — Cały czas patrzyła się na
Lily. Przeniosła wzrok na Quin. — Wood! Cóż to za niespodzianka! Jednak
dostałaś list! A miałam takie piękne marzenie i niestety się nie spełniło.
—
Ja miałam nadzieję, że nie zdążysz na pociąg, bo nie będziesz mogła się
napatrzeć na swoje odbicie w lustrze.
Dziewczyna
lekko się zarumieniła.
—
Może jeszcze nie wiesz, ale zamierzam…
—
…być cholernie wkurzającą i napuszoną blondynką, jaka kiedykolwiek chodziła do
Hogwartu? Jesteś na dobrej drodze. Jestem Lily, a to Juliett, a teraz z łaski
swojej, opuść nasz przedział, bo to może się źle dla ciebie skończyć.
Popatrzyła
się na nie z góry, odrzuciła blond grzywę do tyłu i zniknęła.
—
Jak ja jej nienawidzę!
—
Skąd ją znasz?
—
Mieszka parę przecznic ode mnie. Myśli, że może rządzić każdym, a jak jej się
postawiłam, napuściła na mnie jej wrednego tatusia i przygłupią mamusię. Jak
trafię z nią do jednego domu, to się chyba załamię.
—
Razem z Jul, pomożemy ci, zamienić jej cudowne i sielankowe życie, w małe i
urocze piekiełko.
—
Dzięki.
Drzwi
przedziału znowu się otworzyły.
—
Kogo tu znowu niesie?!
—
Wiesz, Evans, liczyłem na troszkę milsze powitanie.
Przed
nimi stał uśmiechnięty chłopiec z rozczochranymi włosami i drucianymi okularami
na nosie. Obok niego; brunet z długimi, kręconymi włosami i niebieskimi oczami.
—
Cześć, Potter. To Jul, a to Quin. Czy mógłbyś być tak miły i iść stąd? Bez
obrazy, ale nie mam ochoty patrzeć się na ciebie.
—
Hej! Też za tobą tęskniłem i razem z Syriuszem z chęcią się do was
przysiądziemy.
Rozsiedli
się wygodnie. Ruda łypała na nich groźnie. Quin i Jul wydawały się oczarowane
gośćmi, którzy ciągle żartowali. Coraz bardziej działali Rudej na nerwy, ale postanowiła
nic nie mówić. Zamiast tego, wlepiła wzrok w szybę i przyglądała się mijającym
krajobrazom.
W
końcu pociąg zaczął zwalniać i znaleźli się w stacji w Hogsmeade.
—
Pirszoroczni, pirszoroczni do mnie! — Rozległ się głos należący go olbrzyma,
który budził strach w nowych uczniach. — Wszyscy? Za mną!
Ruszyli
jakąś ścieżką, prowadzącą na skraj jeziora. W tłumie rozległ się głos
przestraszonego chłopca.
—
Podobno mamy je przepłynąć na plecach!
Stanęli
nad brzegiem.
—
Po czterech do łódki i płyniemy!
Zrobili,
tak jak rozkazał olbrzym. Gdy wszyscy usiedli, te ruszyły i wolno przepłynęły
na drugi brzeg.
Z
fascynacją oglądała wyłaniający się zza gór ogromny zamek. Paliły się w nim
światła, co z ciemnym nocnym niebem, tworzyło niesamowity efekt.
Wkroczyli
do Sali Wejściowej, gdzie przejęła ich surowo wyglądająca kobieta w czarnej
szacie i ciasnym kokiem na głowie.
—Dzień
dobry. Nazywam się Minerwa McGonagall i jestem nauczycielką transmutacji oraz
opiekunką jednego z czterech domów, a mianowicie Gryffindoru. Pozostałe z nich
to Ravenclaw, Huffelpuff i Slytherin. Za chwilę, przekroczycie próg Wielkiej
Sali, gdzie odbędzie się uroczysta Ceremonia przydziału. Proszę za mną.
Weszli
do jakiegoś bocznego pomieszczenia, a z niego przeszli do Wielkiej Sali.
Ustawili się w rządku twarzą do uczniów, którzy z wyczekiwaniem wpatrywali się
w starą i połataną Tiarę. Naglę rondo kapelusza się rozdarło i zaczęła śpiewać.
Tysiące lat temu, rzecz ta się stała
Czwórka czarodzieji się spotkała.
Po burzliwych obradach się dogadali,
Że szkołe Hogwart będą nazywali.
W zamku będzie ukryta,
I żaden mugol do niej nie zawita.
Jak powiedzieli tak zrobili,
I razem targu później dobili.
Cztery domy założyli,
W których uczniowie w zgodzie będą żyli.
Gryffindorowi najbardziej zależy na odwadze,
I lew widnieje na jego fladze.
Slytherin, z czasem oświadczył, że ani mu się śni
Nauczać tych co nie mają czystej krwi.
A może w Ravenclawie zamieszkać wam przypadnie,
I z mądrościa swą dobrze wypadniesz.
A może w Huffelpuffie, gdze sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi Hogwartu są chwałą.
Więc włóż mnie na głowę jak korone,
A jam Ci prawde powiem.
Tiara
ponownie znieruchomiała, a na Sali rozległy się burzliwe oklaski. Gdy w końcu
ucichły odezwała się profesor McGonagall.
—
Kiedy wyczytam imię i nazwisko danej osoby, ta usiądzie na stołku i nałoży
Tiarę Przydziału na głowę, a następnie usiądzie przy stole swojego domu. Alba
Janie.
Dziewczynka
o mysich włosach, podeszła do krzesła. Założyła kapelusz i…
—
RAVENCLAW!
—
Black Syriusz.
—
GRYFFINGOR!
Chłopak
wyszczerzył się do Lily i usiadł przy wiwatujących Gryffonach.
—
Broke Juliett.
—
GRYFFINDOR!
W
brzuchu Lily coś się przewróciło. Nie miała pojęcia gdzie trafi. Chciałaby
siedzieć razem z Syriuszem i Jul przy jednym stole. Mieć pokój razem z Quin i
Juliett, które naprawdę polubiła. Ale czy też tam trafi? Przecież nie była ani
odważna, ani mężna. Była uparta i…
—Evans
Lilyanne!
Dopiero
gdy stojąca obok Quin, szturchnęła ją mocno, ta powoli ruszyła na środek Sali
Usiadła na taborecie, nałożyła Tiarę na głowę i czekała.
W
jej głowie odezwał się cichutki głosik.
—
Jesteś znacznie silniejsza i odważniejsza niż ci się wydaję. GRYFFINDOR!
Z
uśmiechem pobiegła do stołu Gryffonów, gdzie została przywitana brawami. Usiadła obok Jul i czekały na kolej Quin.
—
Night Erik.
—
HUFFELPUFF!
Do
Grryfindoru trafili jeszcze Remus Lupin, Peter Pettigrew, James Potter, cztery
blondynki, które poznały w pociągu, Derek, Zack, Mark i Dan.
Nazwisk
tych ostatnich Lily nie zapamiętała bo taki pewien osioł, ciągle nawijał jej do
ucha.
—
Snape Severus.
—
SLYTHERIN!
Po
pięciu minutach na środku została sama Quin.
—
Quin Wood.
—GRYFFINDOR!
Lily
była w siódmym niebie. Trafiła do jednego domu z obiema dziewczynami. Może
dostaną wspólny pokój?
—
Wcinajcie! — Rozległ się niespodziewanie głos dyrektora, a na pustych wazach i
półmiskach pojawiło się wyborne jedzenie.
Lily
nałożyła sobie pieczeń z serem i pieczarkami, do tego kilka kartofli i surówkę
z marchwi. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo jest głodna.
—
Królowa piękności nadal jest bez humoru? — Dobiegł ją głos Jamesa.
—
A król ma zamiar zachowywać się jak nadęty dupek?
—
Evans, ty mnie nie doceniasz.
—
Serio? To za ile sztuk złota rodzice cię kupili?
—
Lily! Co się z tobą dzieje? — Fuknęły jednocześnie Quin i Jul.
Spojrzała
na Jamesa. Był cały czerwony i wyglądał jakby chciał kogoś zabić. Kogoś, czyli
Lily.
—
Przepraszam. Nie chciałam. To wszystko przez to… Pokłóciłam się z siostrą i od
tamtej pory nie jestem sobą. Nie chciałam tak na ciebie naskoczyć.
—
Na taką piękność nie potrafiłbym się gniewać.
Lily
przewróciła oczami i wzięła się za konsumpcję szarlotki.
Gdy
wszyscy się najedli, talerze zalśniły czystością i powstał dyrektor.
—
Witajcie! Dzień dobry nowi uczniowie! Mam nadzieję, że przez wakacje
dostatecznie wypoczęliście, bo przed wami kolejny rok magicznej edukacji. A
teraz kilka ogłoszeń. Po pierwsze
pragnę przedstawić wam nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią prof. Iana
Limone. Przypominam, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony. Ci,
którzy chcą znaleźć się w drużynie Quidditch’a, powinni zgłosić się do Opiekuna
Domu. Nasz woźny, pan Filch, prosił mnie, abym przypomniał, że używanie zaklęć
na korytarzu i błoniach jest zabronione. Uczniowie pierwszych i drugich klas nie mogą
odwiedzać Hogsmeade. Życzę wam słodkich snów. Dobranoc.
Wszyscy zaczęli opuszczać Wielką
Salę, a prefekt Longbottom odprowadził nowych Gryffonów do Wieży Gryffindoru.
Okazało się, że Lily ma pokój z dziewczynami, a cztery blondynki naprzeciwko
ich. Ruda szybko się rozpakowała i weszła do łazienki. Po długiej kompieli
wyszła z wanny, ubrała się w koszulę nocną i padła w pościel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz