Grudzień.
— Tatoo, powiesz mi w końcu gdzie jedziemy? — Biadoliła Lily.
— Tatoo, powiesz mi w końcu gdzie jedziemy? — Biadoliła Lily.
Siedziała w samochodzie wraz z ojcem. Od dobrych 15 minut zadawała to samo pytanie.
Pan Evans tylko zachichotał.
— Lily, nawet gdybyś groziła mi czarami, to bym ci i tak nie powiedział.
Ruda wyciągnęła z torebki różdżkę.
— Na pewno? —Spytała z bananem na twarzy.
Will przełknął głośno ślinę.
— Taaak… — Powiedział przeciągle i bez przekonania.
Dziewczyna przez chwilę wymachiwała różdżką, ale widząc, że to nie robi żadnego wrażenia na ojcu —schował ją.
Kilka krotnie jeszcze zapytała się taty o cel wyprawy, ale ten był nieugięty.
W końcu pan Evans zatrzymał samochód i Lily ze zdziwieniem stwierdziła, że znajdują się na parkingu lotniska.
Will,
okrążył samochód i z bagażnika wyciągnął walizkę, następnie udał się w
stronę wejścia budynku, a za nim pognała zbulwersowana dziewczynka.
Lotnisko
okazało się wielkim prostokątnym, zatłoczonym pomieszczeniem. Dookoła
stały tłumy śpieszących się ludzi, którzy żegnali się lub witali z
rodzinami.
Podłoga wyłożona była kolorowymi kafelkami, które tworzyły mapę świata. Ściany były oszklone i tworzyły wielką kopułę.
Lily
z trudem przeciskała się pomiędzy zgromadzonymi osobami. W końcu
dotarli do pani Evans, koło której stała wściekła Petunia. Ruda
przestała się już przejmować humorkami siostry i najzwyczajniej w
świecie ją olewała.
— Mama!
Podbiegła do Olivii i mocno ją uściskała (Petunia gdzieś zniknęła).
—
A ze mną to się już nie przywitasz? — Dobiegł ich kpiący i lekko
rozbawiony głos. Ruda od razu się zorientowała do kogo on należy.
Zza
pleców pani Evans wyłonił się chłopiec z burzą czarnych loków na głowie
i szerokim uśmiechem na twarzy. Bez wahania oderwała się od matki i
przytuliła przyjaciela.
— Kurt! Tęskniłam.
—
Czterech miesięcy nie możesz be ze mnie wytrzymać? — Szepnął tak, że
tylko Ruda to usłyszała. Domyśliła się, że przy tym uśmiechnął się
szeroko.
—
Nie wymądrzaj się tak, bo zamienię cię w szczura. —Odpowiedziała
również cicho. Co prawda nie uczyli się tego (jeszcze) na transmutacji
ale pogrozić mu mogła. A po za tym, Kurt nie musiał wiedzieć, że po za
szkołą nie wolno jej używać czarów. Na razie. Odsunęli się od siebie.
— Co wy tam tak szepczecie? — Rozległ się głos pani Sweets, obok której stał jej mąż.
— Cześć ciociu! Witaj Wujku.
—
Lily, jak w szkole? Ciężko? Kurta też namawiałam, aby się przeniósł do
szkoły dla wybitnie uzdolnionych w Londynie, ale mój syn stawia opory.
Nie rozumiem tego. Przecież widzielibyście się codziennie, a tak, to
tylko na święta.
Ruda
wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z rodzicami i przyjacielem. W domu
ustalili, że nie będą mówić nikomu w rodzinie (a tym bardziej po za
nią), że Lilyanne jest czarownicą. Tak więc jedyną wtajemniczoną osobą
jest Kurt(po błaganiach Rudej, rodzice w końcu zmiękli).
— W każdej szkole tak samo: dużo nauki, wiele przedmiotów i brak wolnego czasu.
— Czy w końcu powiecie nam gdzie jedziemy? — Powiedziała niezadowolona Petunia, która znikąd się pojawiła.
W tym momencie rozległ się głos informacji.
— Pasażerowie lotu 754 do Hiszpanii proszeni są o odprawę, a następnie skierowanie się do bramek.
— To my. — Uśmiechnął się szeroko Will.
— Hiszpania? Ale… Tato!!! Ja chcę spędzić święta z przyjaciółkami,a nie w towarzystwie tego dziwoląga!!!
—
Petunia, ciszej. — Syknęła Olivia. Jej twarz była zimna i
nieprzenikniona. — Twoi dziadkowie nie widzieli was od dwóch lat, a
jestem pewna, że tydzień z twojego życia to z pewnością niewielkie
poświęcenie. Po za tym, nie tylko my przyjeżdżamy więc się uspokój i nie
zachowuj się jak dziecko z dziczy.
Lily
opadła szczęka. Nigdy nie słyszała, żeby mama wyrażała się w ten sposób
do kogokolwiek, a w szczególności do swojej córki. Po krótkim namyśle
stwierdziła, że Tunia musiała coś przeskrobać. A co do jej
siostry,spiekła raka i powlekła się za oddalającym ojcem. Po za Rudą,
nikt nie wyrażał zdziwienia zachowaniem matki. Posłała zdziwione
spojrzenie przyjacielowi, a ten tylko szepnął: „Nie teraz”. Nie
pozostało jej nic innego, więc ruszyła za oddalającymi się rodzicami.
♣
—
No, wreszcie! Już myślałam, że coś się stało! Co tak długo?! Jesteście
głodni?! Pewnie tak, to jedzenie w samolotach jest okropne! Wchodźcie do
domu bo kolacja stygnie!
Gdy
tylko zajechali pod dom, tymi oto słowami przywitała ich Sophie Evans.
Stała na werandzie wraz ze swoim mężem Johnem, uśmiechającym się od ucha
do ucha.
Sophie
była grubszą, siwiejącą staruszką w wieku 67 lat. Mierzyła nieco ponad
155 cm wzrostu. John miał 68 lat i podpierał się na lasce. Jego plecy
już dawno przybrały zaokrąglony kształt. Włosy, które kiedyś były
kruczoczarne teraz przybrały szarą barwę. Razem prowadzili bardzo
ekskluzywny kurort, który cieszył się sławą w całej Hiszpanii.
Lily przyjrzał się budynku.
Nic się nie zmienił.
Był tym samym ogromnym domem, o przyjemnych kremowych ścianach i z czerwonym dachem, na który uparł się dziadek.
Drewnianą
werandę oplatały piękne czerwone, różowe i białe kwiaty.W środku stały
dwie drewniane ławeczki i krzesło, a przy nich niewielki stolik.
—Babcia!! Dziadek!!
Po
tych słowach, Lily rzuciła im się w ramiona. Petunia wyjąkała„Cześć” i
weszła do domu. Pan Evans posłał dziadkom przepraszające spojrzenie,a
następnie przytulił swoich rodziców. Sweets’owie także wyściskali
seniorów i podziękowali za zaproszenie.
Po powitaniu, mężczyźni wyciągnęli walizki z taksówek w wszyscy wkroczyli do domu.
Petunie znaleźli w jadalni. Rozmawiała z kuzynką Jessicą i jej rodzicami.
Jessica
była czarnowłosą mulatką, w wieku Tunii. Miała szare oczy,które zawsze
specyficznie mrużyła. Nie należała do grona osób, które mają fioła na
punkcie rozmiaru ubrań (czytaj: Jest gruba). Lily szczerze jej nie
znosiła. Dziewczyna była chamska, dokuczała innym i zawsze musiała
postawić na swoim. Gdy jeszcze przyjaźniła się z siostrą, wymyślał dla
Jessiki różne kawały. Niestety te czasy już przeminęły i teraz Petunia
wzięła sobie za idolkę kogoś innego.
Wszyscy
zajęli miejsca przy stole, a Sophie podała huczną kolację,podczas
której co chwilę ktoś wybuchał głośnym śmiechem. Ogromny stół zastawiała
najlepsza, kryształowa zastawa staruszki. Blat zapadał się pod
ciężarami potraw. Babcia przygotowała indyka w żurawinach według
przepisu swojej matki. Po za tym były także sałatki, wędliny, ciasta i
ku uciesze Lily:Lody. Przy stole siedzieli do ok. 21.00, a następnie
zostali wygonieni do swoich sypialni.
♣
Rudowłosa dziewczynka siedziała na łóżku, oglądając album ze zdjęciami.
Pokój,
w którym się znajdowała, był pomalowany na perłowy kolor. Przy jednej
ze ścian stało ogromne łóżko z kremowymi kotarami.Naprzeciwko znajdował
się ogromny, wyrzeźbiony w jasnym drzewie regał z książkami. Na środku
stał stolik do kawy, a obok niego dwa kremowe fotele. Pod nimi leżał
okrągły, włochaty dywan. Podłoga ułożona była z blado-brązowych paneli.
Ponadto w kilku miejscach stały rozłożyste palmy doniczkowe. Po prawej
stronie od łóżka były szklane drzwi, prowadzące na pół okrągły balkon.
Ostatni raz, Lily była w tym pokoju 2 lata temu, kiedy jeszcze nie wiedziała, że jest czarownicą.
Rozległo się pukanie do drzwi.
— Proszę!
Do pokoju wpadł brunet o kręconych włosach. Bez pytania wgramolił się na łóżko. Ruda popatrzyła na niego wymownie.
— No co?
— Jajko. — I bezceremonialnie zrzuciła go z pościeli.
— Za co?! — I nie czekając na odpowiedź, zajął wcześniejsze miejsce. Niestety, znów wylądował na podłodze. — Ej!
— Nie masz kakałka. — Powiedziała niewinnym głosem,ale cały efekt zepsuł diabelski uśmiech goszczący na jej twarzy.
— Jak tak bardzo je chcesz, to sobie przynieś.
— Ale ty robisz lepsze.
— Wiem. Co nie zmienia faktu, że ci go nie przyniosę.
— To nie wejdziesz na łóżko.
Chłopak
przez chwilę rozpatrywał wszystkie za i przeciw. Niechętnie wstał z
podłogi i z miną smutnego psa poszedł do kuchni.Ruda cicho zachichotała.
Po 10 minutach chłopak wrócił z tacą z kupkami i talerzem ciastek.
Lily wzięła szklankę i upiła z niej łyk, rozkoszując się smakiem.
— Wiem, jestem zdolny.
— I do tego taki skromny. Ale do Syriusza to ci jeszcze dużo brakuje.
— Syriusz…?
— Black. Przyjaciel ze szkoły. Pokaże ci go.
Mówiąc
to, odszukała właściwą stronę w albumie. Zdjęcie było otyle śmieszne,
że chłopak stał przed lustrem puszczając do swojego odbicia całuski.
— Ono się rusza!
— Wywołałam je w Eliksirze Ożywiającym. — Odpowiedziała, jakby tłumaczyła, że 2+2=4.
— Magia jest świetna.
—
Nie musisz mi tego mówić. Dobra, Kurt. A teraz masz mi powiedzieć, co
zrobiła moja kochana siostrzyczka, — dwa ostatnie słowa powiedziała z
ironią — że mama jest na nią wściekła.
—
A miałem nadzieję, ze o to nie zapytasz. Kilka dni temu, twoi rodzice
oznajmili, że gdzieś wyjeżdżacie. Nie mówiąc na ile i gdzie. Petunia
wpadła w szał. Zaczęła rzucać wszystkim i w każdego.
— Nie mówisz mi całej prawdy.
— Przed tobą się nic nie ukryje?
—
Nie muszę umieć legilimencji, żeby wiedzieć, że coś zatajasz. —I widząc
pytający wzrok przyjaciela dodała. — Legilimencja to sztuka przenikania
w czyjś umysł. Czytałam o tym w jednej z ksiąg, które znalazłam w
zakazanej bibliotece. — Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że
powiedziała za dużo.
— Jak to zakazanej?
— Ty pierwszy masz odpowiedzieć!
Westchnął.
—
Uciekła z domu — Wyrzucał z siebie słowa z zawrotną prędkością —Nikt
jej nie widział przez całą noc. Okazało się, że spała u jednej
z„przyjaciółek”. Gdyby nie przyjazd policji, całe miasto wiedziałoby, że
jesteś czarownicą.
— Ja już jej pokarzę! — Ruda zrobiła się czerwona ze złości —Zobaczy co to znaczy zadrzeć z Lilyanne Evans!
—
Ruda uspokój się! Petunia dostała już karę. Nie pytaj się mnie jaką bo
nie wiem. A teraz ty powiedz, o co chodzi z tą biblioteką.
Ruda westchnęła. Zaczęła opowiadać jak to cała zapłakana wybiegła z lekcji i znalazła przejście w kominku.
—
Od paru miesięcy tam przychodzę i biorę po kilka ksiąg. Niektóre są
naprawdę straszne. Czarno magiczne. Niektóre klątwy… Zaklęcia, potrafią
wywołać u człowieka powolną śmierć w męczarniach. Halucynacje… Nie
dziwie się,że zostały usunięte. Ale nie mówmy o tym. Naprawdę ciocia
chce przenieść cie do innej szkoły?
Siedzieli
tak do późna. Lily opowiedziała Kurtowi o pomysłach Huncwotów i o
zajęciach w szkole magii. Sen pochłonął ich długo po północy.
♣
Następny
dzień poprzedzał Wigilię. Z samego rana przyjechała siostra Willa,
Margaret z mężem Lewisem i dwoma synami — bliźniakami (Mason i Taylor),
dwa lata starszymi od Lily.
Sophie
nie oszczędzała nikogo. Każdy miał jakieś zajęcie. Kobiety
przygotowywały wieczerzę wigilijną, mężczyźni poszli do lasu po choinkę,
a młodzież dekorowała dom. Ruda razem z Kutrem i bliźniakami poszli po
kartony z bombkami, światełkami, łańcuchami i stroikami. Okazało się, że
jest aż 18kartonów i Lily pożałowała, że nie może pomóc sobie czarami.
Petunia z Jessisą gdzieś się schowały, więc ozdobienie całego kurortu
dziadków spoczywało na ich czwórce.
W
pokojach gościnnych (które były teraz puste bo turyści zwiedzali
miasto) ubrali sztuczne choinki w białe i niebieskie bombki, puchate
łańcuchy i kolorowe światełka, na szybach okien namalowali sztucznym
śniegiem motywy świąteczne, a ściany obwiesili złotymi światełkami.
I
tak w ponad 30 pomieszczeniach. Po siódmym mieli już dość. Cała ta
praca zajęła im ponad 4 godziny i jak skończyli, była już 14:00.
Sophie przygotowała na obiad tortillę Francesa czyli omlet jajeczny, który okazał się bardzo smaczny. Na deser podała pudding śliwkowy.
— Gdzie się podziały Petunia i Jessica? — O braku dwóch dziewczyn zorientowała się pani Evans.
—
One… to znaczy… — Zaczęli się plątać bliźniacy. Nikt nie miał pojęcia,
gdzie się podziały dziewczyny. Co prawda, podczas pracy nie uskarżali
się na ich nieobecność.
W tym momencie do kuchni wpadły poszukiwane. Nie patrząc na spojrzenia zebranych, bezwładnie opadły na wolne krzesła.
—
Jesteśmy takie zmęczone! — Petunia zaczęła wachlować twarz — Całe 32
pokoje gościnne musiałyśmy same ubrać, bo ta czwórka — tu wskazała
palcem na Lily, Kurta i bliźniaków, którzy piorunowali je wzrokiem
—postanowiła pobawić się na plaży.
— Ty mała, perfidna kłamczucho! Jak możesz wymyślać takie niestworzone historie? Kto tu cały dzień leżał na słońcu?
— Oczywiście, że wy. — Odparła rozbawiona Jessica.
— Trzymajcie mnie, bo za raz walnę w nie zak…
Olivia Evans w porę zasłoniła dłonią usta córki.
— Lily! — Syknęła — Zapominasz się.
— Oburzasz się, bo wiesz, że nie masz racji. — Zakpiła Petunia.
Ruda poczerwieniała ze złości.
— Zaraz rozwiążemy sprawę. Jak są ubrane pokoje?Dziewczynki, wy pierwsze.
—
Nie wierzysz nam, mamo? — Olivia posłała jej zimne spojrzenie. —
Oczywiście, bo ja nie jestem ukochana Lilusia, która chodzi do szkoły
dla dziwaków. — Po tych słowach złapała Jessicę za rękę i wybiegła z
kuchni.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą przerwał śmiech Kurta.
— Od dawna wiedziałem, że masz pokręconą siostrę ale to, to było prawdziwe mistrzostwo.
Każdego rozbawiło stwierdzenie Sweetsa.
—
Wiecie co, mam pomysł. — Odezwała się babcia —Weźcie samochód i
poproście kierowcę, aby zawiózł was do miasta. Należy wam się chwila
odpoczynku. A dla tych dwóch wymyślę jakieś zajęcie.
— Super!
— Ekstra!
— NIE! Ktoś wam musi towarzyszyć, a my jesteśmy zajęte.
— Mamo! Przecież nie raz tu już byłam! Pamiętam co gdzie jest w Madrycie.
— Macie 11 lat. Jesteście za mali, żeby iść sami.
— To niech poproszą kierowcę, żeby oprowadził ich po mieście.
— My go nawet nie znamy!
— Mów za siebie. Ted, to bardzo miły i porządny chłopiec.
— No dobrze. — Odparła w końcu nieprzekonana Olivia. —Ale macie być grzeczni i się słuchać.
— Jesteś kochana mamo! — Mówiąc to, złożyła na jej policzku mokrego całusa.
I już ich nie było w kuchni.
Lily
wpadła do pokoju i wyciągnęła z torby podróżnej(którą spakowała jej
mama w domu), portfel. Pan Evans, dał jej trochę pieniędzy, nim tu
przyjechali. Później jej wzrok padł na szkolny kufer.Otworzyła go i do
kieszeni wrzuciła troszkę złotych galeonów, srebrnych sykli i brązowych
knutów. Co prawda, nie spodziewała się, że spodka tutaj jakąś
czarodziejską ulicę, ale stwierdziła, że nic się nie stanie jak je
zabierze.Chwyciła także różdżkę, którą schowała do kieszeni krótkich
spodenek w kolorze brązowym. Założyła białą bluzkę na szelki, rozczesała
włosy i wybiegła z pokoju.
Ooo :D
OdpowiedzUsuńTo jest ten fajny rozdział co mi Milka czytała :D
Jako, że onet mi nawala i nie mogę przeczytać notek, będę czytać odtąd. Trochę niektórych rzeczy nie rozumiem, ale trudno...
No więc czekam na następny rozdział ;)