— Kurt! Kurt! Dostałam! —
Lily wbiegła do pokoju przyjaciela i rzuciła się mu na szyję, zwalając
chłopaka z nóg. — Ale z ciebie mięczak! Nie złapałeś mnie!
— Zaskoczyłaś mnie!
— Ta, jasne. Lepiej popatrz co mam! — Pomachała mu przed nosem pożółkłą kopertą.
— Dawaj to!
— Zwariowałeś?!
Zaczęli odstawiać jakiś dziwny taniec, wyrywając sobie nawzajem list.
— Oddaj to!
— Ty złodzieju, to moje!
— Chce przeczytać!
— Kompromis?
Kurt popatrzył na nią spod byka.
— Nie lubię, jak ustalasz zasady. — Z niezadowoloną miną, oddał jej kopertę.
—
Wiem. — Odpowiedziała aż nadto przesłodzonym głosem. — „Szanowna pani
Lilyanne Evans. Mamy przyjemność poinformowania panią, że została pani
przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę
niezbędnych książek i wyposażenia. Rok szkolny rozpoczyna się pierwszego
września. Z wyrazami szacunku, Minerwa McGonagall,zastępca dyrektora.
Lista książek i potrzebnych rzeczy. Standardowa księga zaklęć (1stopień) Goshawk Miranda, Dzieje magii Bagshot Bathilda, Teoria magii Waffling Adalbert, Wprowadzenie do transmutacji (dla początkujących) Switch Emeryk,Tysiąc magicznych ziół i grzybów SporePhyllida, Magiczne wzory i napoje JiggerArseniusz,
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć Skamander Newt, Złe moce
MoondScott. Oprócz tego: różdżka, trzy komplety szat roboczych (czarne),
jedna tiara(dzienna), jeden płaszcz zimowy (czarny) kociołek cynowy
(rozmiar 2), zestaw szklanych lub kryształowych fiołek, teleskop,
miedziana waga z odważnikami, jedna para rękawic ochronnych(ze smoczej
skóry). Uczeń może posiadać kota, żabę bądź sowę. Uwaga! Uczniom
pierwszych klas nie wolno mieć miotły!”.
Patrzyli na siebie przez chwilę w milczeniu.
—Jak zareagowała twoja siostra?
—Zabawne, że się o to pytasz. Zazdrość miała wypisaną na twarzy, najchętniej zajęłaby moje miejsce.
Zachichotał.
—Pewnie niszczy wszystkie meble w swoim pokoju.
—Jak ja wytrzymam dziesięć miesięcy, bez takiego upierdliwego gnojka jak ty.
—Przynajmniej od ciebie odpocznę.
—Niestety muszę cię zmartwić, na Boże Narodzenie wracam.
—A miało być tak pięknie.
Jeszcze długo sobie dokuczali. Ruda późno wróciła do domu i gdy opadła na poduszki, odrazy usnęła.
*
Następnego dnia, Lily wstała wcześnie. Szybko się ubrała i bez śniadania wybiegła na ulice
Brighton. Dzień był pochmurny, a z nieba kropił drobny deszcz. Nie
przeszkadzało jej to.Biegła, szukając czarnowłosego chłopca. Znalazła go
w parku. Na jej widok,twarz mu pojaśniała, a w uśmiechu wyszczerzył
swoje żółte zęby.
— Mam! Dostałam!
— Ja też!
Cała
złość na chłopaka gdzieś minęła, jakby tamto nieszczęśliwe zdarzenie
zniknęło z jej pamięci. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Śmieli się
beztrosko, planując najbliższy rok w nowej szkole. Dopiero gdy brzuch
Lily zaczął domagać się posiłku, umówili się za godzinę i pójdą na
szkolne zakupy.
*
Weszli
na zalaną słońcem ulicę. O dziwo w Londynie nie było żadnej chmurki na
niebie. Z każdej strony uderzył ich krzyk sprzedających:„Tanio! Włosy
jednorożca! Jedynie 9 galeonów za sztukę! Kupujcie!”, głosy
niezadowolonych klientek: „Dwa galeony za zwykłe rękawice? Pan
zwariował?” i wrzaski przyjaciół witających się po wakacyjnej rozłące:
„Fred! Fred, tutaj! Nie uwierzysz…”. Lily z zaciekawieniem pochłaniała
wszystko dookoła. Szli wolno drogą z kocich łbów, oglądając wystawy. Szyldy
sklepowe głosiły: SZATY NA WSZYSTKIE OKAZJE TYLKO U MADAME MALKIN!;
MARKOWY SPRZĘT DO QUIDDITCH’A!; ESY I FLORESY!TYLKO U NAS! NAJLEPSZE
KSIĘGI!; WYTWÓRCA NAJLEPSZYCH RÓŻDŻEK, OLLIVANDER!
LODZIARNIA FLOREANA FORTESCU’A! NAJLEPSZE DESERY,GOFRY I INNE
PRZYSMAKI!; RAJ PRAWDZIWEGO KAWALARZA! ZDEMOLUJ SZKOŁĘ W PIĘĆ SEKUND!. I
wiele, wiele innych.
W końcu stanęli przed najokazalszym ze wszystkich budynków.
—Bank Gringotta. — Przeczytała Lily napis wyżłobiony w marmurowej płycie.
Przeszli
przez podwójne drzwi i udali się do kas. Severus ruszył z jednym z
wielu Goblinów,pozostawiając Lily samą. Szybko dokonała zamiany
pieniędzy w złoto czarodziei.Czekając na Snape’a, rozglądnęła się po
pomieszczeniu i przyglądnęła goblinom.
Ów stwory, miały najwyżej metr wzrostu, opalone twarze, szpiczastą bródkę i bardzo długie palce u rąk i stopy.
Pomieszczenie
było ogromne z marmurową podłogą. Na wysokich krzesłach za ladą
siedziały gobliny, pisząc piórami na długich zwojach pergaminu, księgach
rachunkowych, odważając złoto i oglądali mieniące się w słońcu
kamienie. Dookoła było mnóstwo drzwi,przy których stała para goblinów.
Po
dziesięciu minutach wrócił Snape i ruszyli zalaną słońcem ulicą. Weszli
do ciemnego sklepu z mnóstwem półek, takich jak w bibliotekach, tylko
zamiast książek, na półkach leżały pudełka.
—Dzień dobry! — Przywitał ich sprzedawca. — Panie mają pierwszeństwo.
Na
twarzy Lily pojawiły się oznaki strachu. Niepewnie podeszła do wytwórcy
różdżek, pana Ollivandera. Ten machnął różdżką, a magiczna taśma
zaczęła mierzyć długość ramienia dziewczynki. Mężczyzna przyniósł kilka
pudełek.
—Dąb, dziesięć cali, niezbyt giętka, włókno ze smoczego serca.
Podał
ją Lily i momentalnie wyrwał z ręki. I tak przez dwadzieścia minut.
Kupka różdżek rosła coraz bardziej, a Rudowłosa traciła nadzieję, że w
końcu uda jej się znaleźć tą idealną.
—Wierzba, dziesięć i ćwierć cala, bardzo elegancka, znakomita do rzucania uroków.
Gdy tylko ją dotknęła, przez jej ciało przeszła fala gorąca, powietrze zawirowało,a pan Ollivander zaklaskał w dłonie.
—Znakomicie!
Z
Severusem zajęło mu mniej czasu i po piętnastu minutach wchodzili do
sklepu Madame Malkin. Kobieta, o przysadzistej budowie, była bardzo
młoda. Jej ciemne włosy związane były w krótką kitkę, a ubrana była w
szkarłatną szatę. Kazała im stanąć na dwóch niskich stołkach, narzuciła
na nich dwa czarne sukna materiału zaczęła zaznaczać szpilkami
odpowiednie miejsca. Po czterdziestu minutach szaty były gotowe.
Następnym przystankiem była księgarnia.
Pomieszczenie
okazało się bardzo duże; na półkach stało mnóstwo woluminów, a za
niewielką ladą stało trzech sprzedawców. Pomimo okazałych rozmiarów
pokój i tak był bardzo zatłoczony.
Z
ciężkimi torbami i znacznie lżejszymi sakiewkami, poszli do apteki,
następnie kupili kociołki, wagi z odważnikami, kryształowe fiolki,
teleskopy i rękawice.
Przechodzili właśnie koło lodziarni, kiedy dobiegł ich krzyk pewnej kobiety:
—Mamo, przestań robić sceny, bo wszyscy się na nas gapią!
—Od
kiedy to nie lubisz być w centrum uwagi? Kochanie, doceniam, że
chciałeś wyglądać jak dziwoląg, ale przynajmniej mogłeś się uczesać —
Rzeczywiście,włosy chłopaka wyglądały jakby od bardzo dawna nie widziały
grzebienia. — i założyć skarpetki do pary, a nie zieloną i fioletową!
— Ale za to jaki efekt!
— Ja ci chyba coś zrobię! Ciesz się, że nie ma tu twojego ojca, bo…
Dalszej części rozmowy nie usłyszeli, bo właśnie weszli do sklepu zoologicznego.
Pomieszczenie
nie było za duże. Wszędzie stały klatki ze zwierzętami, które piętrzyły
się pod sam sufit. Z tyłu stała lada, za którą siedziała starsza, siwa
pani, przypominająca wyglądem dinozaura.
Lily wybrała śnieżną sowę i gdy podeszła do kasy,zadzwonił dzwonek, a do sklepu wszedł ów chłopak.
Wyglądał
na góra jedenaście lat, a po jego szatach można się było domyśleć, że
pochodzi z bardzo bogatej rodziny. Jego włosy stały jeszcze bardziej, na
oczach spoczywały okrągłe, druciane okulary, a z jego ust wydobyło się
cicho jedno słowo:
— Anioł.
Chłopak podszedł do klatek, gdzie stał Snape.
— Co tak gębę suszysz?
— Bo moje największe marzenie właśnie się spełniło.Już wiem, jak w wygląda Batman! — Wyszczerzył wszystkie zęby.
„Batman” poczerwieniał ze złości.
— Z czego się śmiejecie? — Lily nie byłaby sobą, gdyby nie wcięła się w rozmowę.
—
Właśnie mówiłem twojemu koledze, że spotkałem miłość swojego życia. —
Nie dając szans na skomentowanie dodał: — Cześć, jestem Potter. James Potter.
— Lily Evans, a to mój kolega Severus Snape.
— Hogwart? Pierwszy rok?
— Tak.
—
Do którego chcielibyście trafić domu? Ja uważam, że Gryffindor jest
najlepszy. Cała moja rodzina tam była. — Snape zaśmiał się ironicznie. —
Coś nie tak?
— Jeżeli chcesz robić z siebie super bohatera i niemieć nic w głowie, to jest to idealne miejsce dla ciebie.
— A ty niby gdzie chcesz trafić?
— Slytherinu. — Odparł bez zastanowienia Snape. —Przynajmniej będę mądry.
— Mamo! — Zawołał przez cały sklep James. —Wychodzimy! On powiedział, że Slytherin jest najlepszy. Do zobaczenia Evans.
W Snape’e aż się gotowało. Opuścili sklep, przeszli przez Dziurawy Kocioł i wrócili metrem do domu.
Lily nie mogła przestać myśleć o zdarzeniach dzisiejszego dnia. Przed oczami ciągle biegały jej kolorowe szyldy sklepów, czarodzieje latający na miotłach wyścigowych, a spokoju nie dawał jej pewien czarnowłosy chłopak.
Czy go polubiła?
Tak
do końca to nie była pewna. Wydawał jej się zarozumiały, zapatrzony w
siebie, ale też w pewnym stopniu miły i cieszący się życiem.
Resztę wakacji spędziła na czytaniu nowych podręczników i pływała z najlepszym przyjacielem w basenie.
Fajna natka
OdpowiedzUsuńNotka
UsuńTak jak wcześniej napisałam wiedziałam, że się nie zawiodę! ^^
OdpowiedzUsuńNadal nie mogę uwierzyć, że piszesz to wszystko od pierwszej klasy nawet nie wiesz jak szczęśliwa jestem większość osób zaczyna od 5 lub 6 roku a Ty się wykazałaś! Oby tak dalej! ;)
Gorąco pozdrawiam Amelia